Strony

czwartek, 5 kwietnia 2018

Rozdział 39 - Nic co ludzkie, nie jest mi obce.


Wróciłam z nowym rozdziałem <3
Wiem, że była mega przerwa, ale ostatnio nie wiem w co ręce włożyć, serio...
Pisanie pracy licencjackiej pozbawia mnie wszelkiej ochoty na pisanie czegokolwiek innego, do tego zbliżająca się majówka i mój wyjazd na Work&Travel, szukanie biletów lotniczych i masa innych spraw prywatnych, które mnie czasem przerastają.
Mimo to staram się nie zawieszać opo tym bardziej, że to przecież końcówka historii.
Czekam na wasze opinie misiaki!:)
PS: piosenka wyżej uwielbiam <3

~~~~~

   Najgorszym więzieniem w życiu każdego człowieka jest przeszłość. Mimo, że za każdym razem gdy puka do twych drzwi a ty wiesz, że nie ma Ci nic nowego do powiedzenia - otwierasz. To taka forma nadziei, próby wmówienia sobie, że przecież wszystko się może zmienić. Prawda jest jednak taka, że mimo iż możesz dostać nowe szanse, budujesz je na błędach, które popełniłeś. 
  Droga do Galerii Cieni była wyjątkowo trudna. Mimo iż atak Amandy minął, czułem jak jej ciało wciąż drży, a usta mimo iż milczały, zdawały się dla mnie krzyczeć z bólu i strachu. A ja... A ja co czułem? To było bardzo skomplikowane. Jeszcze do niedawna myślałem, że jestem gotów psychicznie na to, że przecież moja tajemnica nie będzie trwała wiecznie. Może minie miesiąc, rok, a może dziesięć lat - nie miało to wtedy dla mnie większego znaczenia. Co się więc zmieniło? 
  Ona.
  Ona pojawiła się w moim życiu.
- X? - spojrzała na mnie zaszklonymi oczami, gdy pomogłem jej usiąść na łóżku w sypialni - Co teraz będzie?
- Proszę, nie myśl o tym. Zostaw to mnie. Muszę porozmawiać z Quincy'm i dowiedzieć się więcej.
- A potem? - nie odpuszczała - A jeśli dowiedzą się, że jesteś w Paryżu?
- Posłuchaj - usiadłem obok kobiety przytulając ją jednocześnie do siebie - Lepiej będzie, jeśli na jakiś czas będziesz mieszkać u Clary.
- Że jak?
- Nie denerwuj się - ująłem jej twarz w dłonie - Nie mogę pozwolić aby i Ciebie wplątano w tę całą sytuację. To bardzo niebezpieczne, a ty jesteś najmniej winna w tym wszystkim.
- Nie zostawisz mnie - pokręciła przecząco głową - Nie zostawisz kolejny raz.
- Nie zostawiam - uśmiechnąłem się słabo - Będę codziennie przychodził, ale nie mogę pozwolić w razie nalotu, abyś była tutaj ze mną.
- Nalotu? - pierwsza łza spłynęła po jej policzku - I dlaczego tak spokojnie o tym mówisz?
- Pamiętasz nasze pierwsze spotkania? Nie bez powodu budowałem między nami mur, który z czasem i tak zburzyliśmy. Próbowałem chronić nie tylko siebie, ale również i Ciebie przed tym wszystkim. Dawno temu podjąłem taką decyzję godząc się na to, że zostanę do końca sam ze swoją samotnością. A potem pojawiłaś się Ty - odgarnąłem kosmyk jej włosów z czoła - Z jednej strony czuję, że jesteś jedną z najpiękniejszych rzeczy jakie mi się przytrafiły, a z drugiej czuję się cholernie winny tego co musiałaś przeżyć i przeżywasz nadal.
- Co się stanie kiedy Cię złapią? 
- Na to co zrobiłem nie ma usprawiedliwienia - spuściłem wzrok - Nie jestem zwykłym szarym człowiekiem. To historia, która odbije się echem na całym świecie. A ja... Ja nie chcę przeżywać na nowo tego wszystkiego. 
- Co chcesz zrobić? - niepokój na jej twarzy rósł z każdą chwilą - Nie mogę Cię znów stracić - szepnęła, po czym gwałtownie wtuliła się w mój tors.
  Siedzieliśmy tak dłuższą chwilę w milczeniu. Nie wiedziałem co jej powiedzieć, ani tym bardziej jak ją przygotować na to, co być może niedługo się stanie. Gdy Amanda weszła do mojego życia... Nie mogłem przewidzieć tego, kim się dla mnie stanie. Nie byliśmy przecież przyjaciółmi. Nie jesteśmy też kochankami. Jesteśmy tylko parą prawie obcych sobie osób, którymi kieruje ten sam głód. By być odpowiednio dotykanym. By być naprawdę kochanym. By przeżyć coś prawdziwego, intensywnego i wyjątkowego - a tego mogłem doświadczyć tylko u jej boku.


  Niewiele mówiłam. Starałam się w pierwszej kolejności dotrzeć do ładu ze samą sobą i tym, co czuję. Wewnątrz mnie kłębiła się cała masa emocji, zaczynających się od nienawiści, po strach i miłość, która mimo wszystko wypełniała moje serce. Mimo iż X nie mówił mi tego wprost, wiedziałam o czym myśli. Jego słowa i ton zdradzały wszystko. Nauczyłam się chyba go rozczytywać już tylko po tym. Nie potrzebowałam oczu ani mimiki twarzy, które do niedawna przecież był mi całkiem obce. 
- O czym tak myślisz? - wyrwał nagle sprowadzając mnie na ziemię. Spojrzałam niepewnie na swój talerz, w którym grzebałam widelcem już chyba dobre piętnaście minut - Prawie nic nie zjadłaś.
- Nie jestem głodna.
- Amando, proszę - mruknął siadając na krześle obok mnie - Nie rozmawiasz ze mną, odpowiadasz lakonicznie albo zmieniasz temat bez ostrzeżenia. Powiesz mi w końcu co się dzieje?
- Zamieszkaj ze mną u Clary.
- Chyba nie mówisz poważnie?
- Mówię - odparłam pewniej - Sam powiedziałeś, że nalot tutaj może być w każdej chwili. Tam będziesz bezpieczny, nikt nie wpadnie na twój trop w mieszkaniu zwykłej francuzki.
- Nie mogę narażać tak ani Ciebie, ani jej. To jest moja ostateczna decyzja.
- Dlaczego taki jesteś? - próbowałam się nie rozpłakać - Jeśli wróciłeś tylko po to by znów mnie zostawić... Lepiej by było gdybyś w ogóle nie wracał.
  Wstałam z hukiem od stołu i ruszyłam w stronę jednego z gabinetów. Zamknęłam za sobą drzwi i opadłam na skórzany fotel chowając jednocześnie twarz w dłoniach. Od kiedy poznałam tego człowieka wciąż zmagam się z nowymi uczuciami, nad którymi nie jestem w stanie zapanować. Dodatkowo wróciły moje napady lękowe, które potęgują każdą emocję jeszcze bardziej.
  Nagle poczułam jak wszystko podchodzi mi do gardła. Wstałam z fotela ignorując fakt, że mam zapłakane oczy. Ledwo doszłam do drzwi, gdy nagle świat wokół mnie jakby zaczął wirować. W ostatniej chwili złapałam się stojącego obok stolika, jednak nie trwało długo jak poczułam ręce X obejmujące mnie w pasie.
- Co się dzieje? - zapytał odgarniając moje włosy do tyłu - Amando?
- Niedobrze mi - zdołałam jedyni mruknąć bezsilnie.
  Bez zbędnych pytań mężczyzna zaprowadził mnie do łazienki. Normalnie zadbałabym o to, aby wyszedł, jednak czując jak kolejny raz wszystko podchodzi mi do gardła, po prostu uklęknęłam przed toaletą i wyrzuciłam z siebie wszystko. Czułam się skrępowana, tym bardziej czując jak X odgarnia do tyłu moje włosy, jednocześnie niemal przylegając do moich pleców.
- Wyjdź proszę.
- Nie zostawię Cię tutaj samej - jak zawsze musiał stawić na swoim - Co się dzieje? Boli Cię coś?
- Nie chcę, abyś na to patrzył.
- Nic co ludzkie, nie jest mi obce - nie zdążyłam mu odpowiedzieć, gdyż kolejna fala przeszła mi niespodziewanie przez gardło.
   Po dłuższej chwili w końcu poczułam się lepiej. Zawroty głowy ustały, mdłości minęły, pozostało jedynie wciąż to samo cholerne uczucie pustki, które sprawiało mi największy ból ze wszyskich.
- Musisz iść do lekarza - odparł nagle mężczyzna, gdy płukałam twarz zimną wodą - Zadzwonisz do Clary i...
- To zwykłe mdłości - przerwałam mu wycierając twarz ręcznikiem - Mogą dopaść każdego. Mam stany lękowe, dodatkowo teraz masa emocji i problemów, dobrze, że na wymiotach się skończyło.
- Nie mów tak - podszedł i przytulił mnie niespodziewanie.
   Nie czekając na pozwolenie wczepiłam się w niego niczym w pluszowego misia. Zapach jego skóry automatycznie uderzył mnie w nozdrza, sprawiając, że mój niespokojny oddech zaczął powoli nabierać jednostajnego rytmu.
- Zapomnieliśmy o jeszcze jednym problemie - odparłam nagle, mocniej zaciskając piąstki na jego koszuli.
- O czym mówisz?
- O Lucasie - poczułam, jak na to imię spięły się jego mięśnie - Muszę to załatwić raz na zawsze.


   Jak to zapisał kiedyś pewien znany pisarz, religia żydowska kładzie nacisk na szacunek, a chrześcijańska na miłość. Zadaję sobie pytanie: czy szacunek nie jest ważniejszy od miłości? A także łatwiejszy do zastosowania... Kochać swojego nieprzyjaciela, jak proponuje Jezus, i nadstawiać drugi policzek, uważam, że to godne podziwu, ale trudne do wykonania. Zwłaszcza w tej chwili. W końcu nadstawiłbyś drugi policzek Hitlerowi? Według wielkich rabinów szacunek jest lepszy od miłości. Jest trwałym zobowiązaniem. To mi się wydaje możliwe. Mogę szanować tych, których nie lubię, lub tych, którzy są mi obojętni. Ale kochać? Zresztą czy muszę ich kochać, skoro ich szanuję? Miłość to trudna rzecz, nie można jej wywołać ani kontrolować, ani też zmusić, aby trwała.
   Siedziałem na sofie w salonie zastanawiając się, jak bardzo muszę ją kochać i szanować jej wolę, skoro pozwoliłem jej iść samej do tego bydlaka. Nie obyło się bez kłótni, którą Amanda ostatecznie wygrała. Mimo wszystko nie mogłem wyzbyć się myśli, że ten człowiek może chcieć kolejny raz podnieść na nią rękę.
   W końcu nerwy wzięły nade mną górę i zerwałem się na równe nogi. W pośpiechu założyłem płaszcz, perukę oraz maskę i wyszedłem z Galerii ignorując dane Amandzie słowo, że nie będę się wtrącał i zaczekam na nią w domu. Przed moimi oczami zaczęły powstawać ciągle to nowe wizje ich rozmowy. Rozumiałem Amandę i jej chęć wyjaśnienia sprawy z Lucasem. Chciała być fair, chciała zakończyć ich związek by móc bez wyrzutów sumienia być ze mną jak dwoje normalnych ludzi. Jednak czy nasza relacja ma prawo być kiedykolwiek normalna?
  Byłem już pod tą dobrze mi znaną kamienicą. Zatrzymałem się na chwilę próbując pohamować wszystkie emocje jakie we mnie siedziały. Wewnętrzna obawa jednak wygrała z wyrzutem sumienia złamania danego słowa i ruszyłem do drzwi zdecydowanym krokiem. Gdy już miałem nacisnąć klamkę drzwi się otworzyły, a w nich zobaczyłem tę dobrze mi znaną burzę brązowych włosów.
- X? Co Ty tutaj robisz? - spytała łagodnie, jednak widziałem w jej oczach oznakę złości - Przecież miałeś...
- Nic Ci nie zrobił? - chwyciłem jej twarz w dłonie i korzystając z okazji, że nie może tego zobaczyć przez maskę, zacząłem lustrować każdy skrawek jej skóry szukając najmniejszej oznaki przemocy - Czy on...?
- Nic mi nie zrobił, przestań - zrzuciła moje ręce z twarzy, jednak jej ton wyraźnie złagodniał - Wiem, że się martwisz, ale nic się nie stało. 
- Wcześniej pobił Cię za nic, a teraz nagle cieszy się na wieść, że odchodzisz na dobre?
- Po prostu zrozumiał - odparła, a ja nie mogłem uwierzyć w jej słowa - Wytłumaczyłam mu, że to przez jego zachowanie popadłam znów w ataki paniki i muszę się od tego uwolnić.
- Skłamałaś - zauważyłem - Mówiłaś, że to przez moje odejście nastąpił nawrót choroby.
- Bo tak było. Nie mogłam jednak Lucasowi powiedzieć przecież prawdy o Tobie. Zresztą proszę... Nie chcę o tym dłużej rozmawiać.
- Nie powiesz mi jak zareagował? Co mówił?
- A jakie ma to znaczenie? - nie spuszczała ze mnie wzroku - Byłam mu winna tę rozmowę. Nie mogłam zniknąć znów bez słowa i udawać sama przed sobą, że to co robię jest w porządku. 
- Rozumiem - odparłem z rezygnacją - Nie będę więc dłużej naciskał.
- Pójdziemy na cmentarz?
- Teraz? - nie kryłem zdziwienia - W sumie dawno nie byłem na grobie Pana Richarda. 
- Więc chodź - pociągnęła mnie za rękę obierając kierunek na cmentarz.
- A co z twoimi atakami paniki? Amando, niedawno nie byłaś w stanie wyjść do sklepu bo w każdej chwili...
- Ale teraz Ty jesteś obok - odparła, a ja jedynie objąłem ją przytulając do swojego boku. 
   Mimo iż pora nie była bardzo późna, to mroźne powietrze i nieprzyjemny wiatr sprawiały, że ulice były nadzwyczaj puste.
- Jak zamieszkałeś w Galerii Cieni? - zapytała nagle - Skąd pomysł, aby właśnie pod ziemią?
- Kiedyś bardzo interesowałem się historią paryskich katakumb.
- Wiesz, że nigdy tam nie byłam? Jakoś nie mogłam się przełamać wiedząc, jak wiele dusz spoczywa tam w tunelach. 
- Paryż to nie tylko architektura, ale przede wszystkim literatura, filozofia, malarstwo, rzeźba i historia. Jednak trudno się nie zgodzić, że architektura jest jedyna w swoim rodzaju.
- Byłeś tam kiedyś? - spojrzała na mnie z błyskiem w oku - W katakumbach?
- Owszem. Jednak nie jestem z tego dumny - zaśmiałem się - Gdy dawałem jeden z koncertów w Paryżu poznałem pewnego chłopaka, który dorabiał sobie przy pomocy organizacji koncertu. Bardzo zaprzyjaźnił się z Frankiem. Zaproponował mu wtedy nielegalną wyprawę po podziemiach.
- A Ty nie mogłeś oczywiście tego przegapić? - również się zaśmiała - Masz szczęście, że prasa Cię nie dopadła.
- Oj tak, można sobie wyobrazić ten nagłówek: Michael Jackson wychodzi przez studzienkę z paryskich katakumb z błotem na twarzy.
- Jesteś kimś całkiem innym.
- To znaczy?
- Niż kreowały Cię media - uśmiechnęła się - To co czytałam w gazetach oraz to kim jesteś... To dwie różne osoby.
- Jesteś zawiedziona?
- Wręcz przeciwnie - zatrzymała się nagle i spojrzała na miejsce w masce gdzie powinny być oczy - Jesteś jedną z najbardziej niesamowitych osób jakie poznałam.
   Po tych słowach po prostu się do mnie przytuliła. Niepewnie objąłem kobietę, czując się jeszcze zamyślony sensem słów jakie wypowiedziała. Mimo wszystko nie pytałem o więcej, a jedynie starałem się cieszyć chwilą, którą była nam dana. 
   Właśnie dla takich chwil upozorowałem własną śmierć. Aby mieć prawdziwe życie: przestać się śpieszyć. Nie musieć nigdzie być ani iść. Nie mieć nic do załatwienia. Niczym się nie stresować. Nie musieć spełniać niczyich oczekiwań. Oddalić się od problemów, od pracy, obowiązków. Zaznać całkowitego spokoju. Żyć w zgodzie ze sobą. Patrzeć w niebo i cieszyć się wolnością. A jak doszedłem do wniosku, że potrzebuję zmian? Po prostu pewnego dnia stwierdziłem, że moim największym wrogiem jestem ja sam. Nagle z niesamowitą siłą i wyrazistością dotarło do mnie to, że ja sam nie lubię siebie i nie mam dla siebie żadnej propozycji na dalszą przyszłość. Na przyszłość dla Michaela Jacksona.

***

Komentarz = to motywuje!

~~~~~

"Egoizm kocha masochizm. 
Trzeba być masochistą by wytrzymać z egoistą."