Strony

niedziela, 22 października 2017

Rozdział 29 - Jeśli chcesz mnie zatrzymać, zrób to teraz.



Hej misiaki!<3
Jestem w końcu z kolejnym rozdziałem - nawet długi wyszedł :3
Dedykuję go Marysi mojej, która ostatnio chyba tchnęła nieświadomie we mnie pokład weny,
który bardzo mi się przydał.
Nie wiem czy jestem finalnie zadowolona z tego rozdziału,
ale lepiej już chyba tego nie zrobię.
Zapraszam do oceny! <3
No i jak są błędy to przepraszam - sprawdzane na szybko.
PS: myślę nad nowym opo po skończeniu "Man in the Mask", byliby chętni tutaj
na dalsze moje wypociny?

~~~~~


  Jak się nie zgubić w takim świecie, którego jedyną stałą cechą jest to, że wszystko w każdej chwili może się zmienić? Jak odnaleźć wewnętrzną równowagę, jeśli ziemia pod twoimi stopami ciągle się porusza? Gdyby ktoś kiedyś powiedział mi, że będę lecieć z zamaskowanym mężczyzną z własnej woli, tak naprawdę nie wiedząc dokładnie gdzie mnie wywozi - wyśmiałabym go. Jedno zdarzenie wywróciło cały mój świat do góry nogami, a ja całkowicie oddałam się losowi, pozwalając sprawą nabrać własnego tempa.
   Gdy otworzyłam oczy samolot tracił swoją wysokość. Już chciałam gwałtownie się podnieść, ale poczułam jak mężczyzna otacza mnie ramieniem i szepcze do mojego ucha: "Spokojnie, tylko lądujemy". Czując się bezpieczniej po jego słowach, z powrotem opadłam na pierś X i zamknęłam oczy, rozkoszując się ciepłem bijącym od jego ciała.
- Zdradzisz mi w końcu gdzie jesteśmy? - spytałam zaspanym głosem, wciąż przyklejona do jego boku - Jeszcze pomyślę, że mnie porwałeś.
- Oczywiście, że to jest porwanie - zaśmiał się - Chcę Cię jednie wykorzystać, a wiesz, że śmiech jet drugim najlepszym sposobem żeby zaciągnąć dziewczynę do łóżka?
- A jaki jest pierwszy?
- Nóż - odparł jak najbardziej poważnym głosem.
- Jasne, zabawny jesteś - zaśmiałam się.
- Rozsądny wybór.
   Po tym spojrzałam na niego z ukosa, po czym oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Żałowałam, że nie mogę zobaczyć jak się uśmiecha. Próbowałam stworzyć sobie ten obraz setki razy, jednak nigdy nie byłam zadowolona z swojej wyobraźni.
-  Ile-d'Houat - odparł nagle X z francuskim akcentem, po czym widząc moje pytające spojrzenie wyjaśnił - Pytałaś, gdzie lecimy. Jesteśmy na Ile-d'Houat, niewielka wyspa po zachodniej części Francji.
- Dlaczego właśnie tutaj?
- Nikt nie będzie nam przeszkadzał, a ja nie będę musiał się martwić, że ktoś zawiadomi policję, że zamaskowany psychol lata po plaży.
- Będziemy mieć domek przy plaży? - mimowolnie na tę myśl się uśmiechnęłam - Pierwszy raz zobaczę ocean.
- Nigdy go nie widziałaś? - nie krył zdziwienia - Moja dawna posiadłość znajdowała się zaledwie pół godziny drogi autem od oceanu.
- Tam już nie mieli Cię za psychola? - po tym pytaniu poczułam jak wbija mi za karę palce w żebra, wywołując tym samym falę śmiechu - No już dobra, przepraszam! Nie znęcaj się tylko - odparłam próbując się odepchnąć od mężczyzny.
- Gdzie się podziała ta Twoja nieśmiałość do mnie? - byłam niemal pewna, że również się uśmiecha - Chyba muszę Ci przypomnieć nasze zasady.
- I tak większość z nich już dawno nie obowiązuje - wystawiłam mu język, czując po chwili jak maszyna uderza w końcu kołami o ziemię - Chyba jesteśmy na miejscu. Czuję się trochę jak nastolatka uciekająca z domu przed nadopiekuńczymi rodzicami.
- Nigdy mi o nich nie wspominałaś - zauważył, na co ja zmarszczyłam brwi i spuściłam szybko wzrok na swoje dłonie.
- Bo nie ma o czym mówić. Powracanie do przeszłości nie jest dobrym rozwiązaniem.
- I mówi to osoba, która wciąż żyje tragedią sprzed ponad kilkunastu lat? - na wspomnienie o Evanie poczułam jak zaciska mi się żołądek. Nie byłam zła na X za to, co powiedział, ale wściekła za prawdę jaką mi mówił. Chyba zauważył niewłaściwość swoich słów, bo po chwili dodał - Przepraszam, nie tak to miało zabrzmieć...
- Lepiej chodźmy już na ląd - odparłam jedynie, po czym wstałam ignorując mężczyznę i udałam się do wyjścia z samolotu.
    Ludzie są cholernie trudni. Skrywają urazy i nie mówią o tym, co nas boli. Jako jedyne istoty potrafimy latami pielęgnować wewnętrzne cierpienie. Byle tylko ktoś nas nie rozszyfrował, żeby tylko nie wyszło na jaw jak słabi i rozbici jesteśmy. Jak bardzo męczy nas stwarzanie pozorów normalności? Ile walki z samym sobą kosztują nas codzienne uśmiechy? Jesteśmy identyczni. Równie skrzywdzeni przez los i złych ludzi. Pewnie dlatego nie potrafimy ze sobą rozmawiać, bo przecież każdy nosi w sobie żal, smutek i cierpienie. 


   Kiedyś, gdy czułem, że dopada mnie smutek czy niepewność, wpadałem w panikę, uważałem bowiem, że nikt nie może dowiedzieć się co się dzieje w moim życiu. Przecież zawsze podziwiano moje opanowanie, moją umiejetność radzenia sobie z przeciwnościami losu, mój talent i energię. Nie mogłem wcześniej zrzucić tej maski, ponieważ bałem się, że gdybym to zrobił, nikt by już mnie nie szanował. Śmieszne, co? Okłamywanie milionów ludzi oglądających Cię w telewizorze, stwarzając im tylko fałszywy obraz swojej osoby.
  Tutaj nie musiałem niczego ani nikogo udawać. W tym życiu nikt nie wiedział o mojej wcześniejszej, niewidzialnej masce, którą zastąpiłem kawałkiem plastiku, uwalniając tym samym prawdziwego siebie, po prostu człowieka, którym byłem, a którego nie znało zbyt wielu.
- Jak Ci się podoba? - spytałem, gdy weszliśmy do ogromnego salonu - Wciąż jesteś na mnie zła?
- Nie jestem zła, a domek jest przepiękny - uniosła delikatnie kąciki ust, jednak zauważyłem, że nawet nie spojrzała w moją stronę.
- Amanda, naprawdę przepraszam za to co powiedziałem w samolocie - podszedłem do kobiety na bliską odległość, sprawiając, że w końcu spojrzała na mnie - Nie miałem nic złego na myśli.
- Wiem - mruknęła spuszczając znów wzrok, jednak ku mojemu zaskoczeniu po chwili wtuliła się w mój tors wzdychając głośno - Po prostu nie lubię, gdy ktoś wspomina o Evanie. Bardzo mi go brakuje.
- Rozumiem - pogładziłem kobietę po głowie - Zanieśmy rzeczy do sypialni i przejdźmy się nad ocean, co ty na to?
- Chętnie - odparła z uśmiechem odrywając się ode mnie, po czym chwyciła swoją torbę i ruszyła w stronę schodów prowadzących na górę - Ten domek to Twoja własność?
-  Można tak powiedzieć, jednak niewiele osób wie o jego istnieniu. Kupiłem go z myślą o miejscu, gdzie będę mógł uciekać od codzienności.

   Wszedłem do sypialni, czując jak kobieta śledzi mnie wzrokiem. Domyślałem się jej zdziwienia i nie czekałem długo, aż zadała to jedno pytanie.
- Jest tylko jedna sypialnia? - spytała wchodząc wolnym krokiem do pomieszczenia - Będziemy dzielić jedno łóżko?
- Gdy kupowałem ten domek nie brałem pod uwagę tego, że będę zapraszał gości. Spałaś u mego boku wiele razy, boisz się?
- Nie, oczywiście, że nie boję się - zaprzeczyła od razu - Po prostu będzie Ci niewygodnie spać w masce, tym bardziej, że całe dnie będziesz na mnie skazany.
- Mogę też zamiast spać w masce, po prostu sprawić, że to ty w ciągu nocy będziesz pozbawiona zmysłu wzroku - widząc jej zdziwioną minę zaśmiałem się, po czym ruszyłem w stronę drzwi - To jak, chcesz zobaczyć ten ocean czy nie?
   Na moje pytanie automatycznie się uśmiechnęła, po czym rzuciła swoją torbę na łóżko i dobiegła do mnie z wyraźnie weselszą miną. Czasem nie potrafiłem rozgryźć tej kobiety. Zawsze gdy myślałem, że ją rozgryzłem i jestem w stanie jej pomóc, ona znów budowała swój mur i zasłaniała się wydarzeniami z przeszłości, które zawsze budziły we mnie pokłady chęci zrozumienia dla jej tragedii i bólu, jaki w sobie posiadała. Jednak w tym samym czasie czułem, jak bardzo pragnie mojej bliskości i jak bardzo próbuje się zbliżyć do mnie w każdy możliwy sposób. Jaki był największy problem w całej tej popapranej relacji? Ja robiłem dokładnie to samo.



   Jak długo można gapić się na ocean, choćby się go uwielbiało od dzieciństwa? Jak długo można obserwować przypływy i odpływy, każdą falę, wsłuchiwać się w każdy dźwięk bezkresnej wody? Ktoś by zapytał: czym różni się ocean od morza? Myślę, że sama świadomość przed jaką potęgą stoimy, sprawia, że nabieramy pokory do tego miejsca. 
   Dla mnie był to pierwszy raz, gdy stałam przy brzegu oceanu. Mimo iż pogoda jak na zimę zdawała się być bardziej łaskawa, to zimny wiatr smagający moje policzki trochę zakłócał mój obraz o zanurzeniu się w błękitnej wodzie.
- Zabierzesz mnie tu latem? - wyrwałam nagle w stronę X, który stał obok mnie, chyba również obserwując bezkresną wodę - Chciałabym wykąpać się kiedyś w oceanie.
- Jeśli tylko zechcesz - skinął głową, po czym jakby znów zatracił się w widoku przed sobą.
- O czym myślisz? - wyrwałam nagle, szturchając delikatnie mężczyznę - Fakt, że nosisz maskę nie oznacza, że tak całkiem jesteś nie do rozgryzienia.
- Myślałem o Panu Richardzie - odparł, na co automatycznie cały mój entuzjazm znikł równie szybko, jak się pojawił - Ostatnio często o nim myślę.
- Mnie również go bardzo brakuje - wtuliłam się w bok X, czując jak łzy napływają mi do oczu na wspomnienie o starcu - Czasem zdarza mi się iść w kierunku tego szpitala bez namysłu, z przyzwyczajenia, a może i nawet tęsknoty.
- Bardzo Cię kochał i był wdzięczny za to, co dla niego robiłaś.
- Skąd możesz o tym wiedzieć? - spytałam, widząc jak X waha się nad odpowiedzią, co było dla mnie sygnałem, że jest coś o czym mi nie mówi - Co jest?
- Chyba czas, bym Ci go już ofiarował - odparł nagle, wyjmując jednocześnie z kieszeni marynarki kopertę - Pewnej nocy odwiedziłem go. Poprosił mnie wtedy, bym napisał w jego imieniu list do Ciebie, na wypadek gdyby nie zdążył podziękować Ci osobiście - kontynuował, podając mi jednocześnie kopertę z zawartością - Siedziałem wtedy z nim całą noc i spisywałem słowa, jakie mi dyktował. Żałował bardzo, że przez ślepotę nie jest w stanie napisać tego osobiście.
- Czy mogę to teraz...? - spytałam czując już łzy w oczach, na co X od razu rozumiejąc moje pytanie, pociągnął mnie do tyłu, po czym oboje usiedliśmy na piachu, a ja drżącymi dłońmi otworzyłam biały papier, który zawierał słowa od jednej z najbardziej niesamowitych osób, jakie w swoim życiu poznałam.


Paryż, Francja, 2010 rok

   Pamiętam dokładnie dzień, gdy pierwszy raz usiadłaś przy moim łóżku. Pamiętam jak opisywałaś mi wszystko, co dzieje się za oknem, gdyż ja nie byłem w stanie się poruszyć, ani nawet Ciebie zobaczyć. Byłaś moimi oczami, które stwarzały mi obraz, który przez te wiele lat przypięty do łóżka zatraciłem. Nie znałaś mnie, nie wiedziałaś kim jestem, a jednak pomogłaś mi wtedy, gdy najbardziej tego potrzebowałem. Znajdowałaś czas dla starca jak ja, by móc mu opowiedzieć to, co się działo za oknem. 
   Dobroć uważam za cechę ważniejszą od inteligencji czy talentu. Jednak ktoś mi kiedyś powiedział, że nie ma czegoś takiego jak źli ludzie. Po prostu wszyscy czasami robimy złe rzeczy. Wryło mi się to w pamięć, bo to prawda. Wszyscy mamy w sobie trochę dobra i trochę zła. Pielęgnuj więc swoje dobro, bo jesteś jedną z najpiękniejszych osób, jakie w życiu poznałem - i nie mówię tutaj o Twoim wyglądzie, gdyż nigdy niestety nie będzie mi dane ujrzeć twej twarzy, by móc ją zapamiętać i obraz ten zachować na dnie serca.
   Nie chcę byś pomyślała, że odchodzę z tego świata tak bez pożegnania. Myślę, że słowa mają magiczną moc i jeśli za nimi stoi uczucie, jest to największa potęga, jaką człowiek otrzymał od Boga. Kocham Cię Amando, jesteś dla mnie niczym córka, chociaż jednocześnie tak obcymi jesteśmy dla siebie ludźmi. 
   Bądź silna, bądź odważna, bądź kobietą, za jaką od zawsze Cię uważałem.

Richard Alexander Lockwood


   Po tych słowach rozpłakałam się niczym małe dziecko. Miałam ochotę walić pięściami, tupać, kopać i krzyczeć ile się da, by tylko ktoś pozwolił mi ostatni raz wziąć go za rękę, przytulić, okryć kołdrą jak zawsze to robiłam. Straciłam w swoim życiu wielu ludzi, jednak każda strata boli inaczej, czasem wraca ze zdwojoną siłą, czasem usypia w nas czekając, aż przyjdzie moment by o sobie przypomnieć.
   Siedziałam jeszcze tak wtulona w ramię mojego mężczyzny w masce, który gładził mnie po głowie, dając czas by uspokoić emocje, jakie ze mnie wciąż wypływały. Czas niby leczy rany, jednak to co minęło - powraca. Wchodzi w serce niczym igła, wystarczy dźwięk, zapach, obraz, chwila. Wystarczy, że dostrzeżesz coś jedynie kątem oka, a powraca.
- Dlaczego dałeś mi ten list dopiero teraz? - wyrwałam nagle, czując, że mój stan emocjonalny pozwala mi w końcu na normalną rozmowę - Od jego śmierci minęło już tyle czasu...
- Nie chciałem dawać Ci kolejnych powodów do zmartwień. Jego śmierć, problemy z Lucasem... Czekałem na odpowiedni moment.
- Teraz on nadszedł? - podniosłam głowę i spojrzałam na miejsce w masce, gdzie powinny być oczy - Pamiętam jak kiedyś zapytałam go, jak jest w piekle.
- Co odparł?
- Odpowiedział mi z taką pewnością, jakby co najmniej już tam kiedyś był - uśmiechnęłam się na wspomnienie tej rozmowy ze starcem - Powiedział, że w piekle pokazują Ci Twoje wszystkie niewykorzystane szanse w życiu. Pokazują jak mogło wyglądać nasze życie, gdybyśmy tylko czasem nie dali się strachowi, jakbyśmy wybrali tak, jak chcieliśmy, a nie jak chcieli tego inni. Potem powiedział, że pokazują nam te wszystkie chwile szczęścia, które straciliśmy. Później zaś mówił, że zostawiają człowieka samego z wyrzutami sumienia. Na wieczność, w samotności. Tylko my i nasze błędy z życia, którego już nigdy nie możemy powtórzyć - urwałam na chwilę - A Ty, jak sobie wyobrażasz piekło?
- Wystarczy, że utknął bym tam z Tobą, to już by było piekło - po tych słowach walnęłam mężczyznę w ramię, po czym oboje wybuchnęliśmy śmiechem - Chyba pogoda nam się trochę zepsuła - odparł unosząc głowę do góry, gdy nagle pierwsze płatki śniegu zaczęły na nas spadać -  Wracajmy lepiej.
   Nie byłam szczęśliwa z faktu, że musimy już wracać do domku. Mogłabym tak siedzieć z nim na plaży całą noc, nawet po prostu w milczeniu, słuchając jedynie szumu oceanu. Gdy weszliśmy do domku od razu owiała mnie fala ciepła, powodując niemal pieczenie na zmarzniętych policzkach.
- Co byś zjadła? - odparł mój towarzysz, rzucając swoje główne okrycie na krzesło w kuchni - Nie jestem najlepszym kucharzem pod słońcem, ale mamy tutaj trochę jedzenia.
- Zwykła kanapka z serem wystarczy - uśmiechnęłam się niepewnie - Pójdę wziąć prysznic, potrzebujesz pomocy może tutaj?
- Kanapka z serem chyba znajduje się na mojej liście rzeczy, które daję radę jakoś przygotować - byłam niemal pewna, że się uśmiecha - Tylko tym razem nie zapomnij szlafroka, byś znów w ręczniku nie biegała po sypialni, a raczej bez niego - na wspomnienie sytuacji z wyjazdu nad Lazurowym Wybrzeżem, poczułam jak moja twarz pali się czerwienią.
- To ja lepiej idę się wykąpać, dopóki ty będziesz walczyć z tymi kanapkami - odparłam i niemal uciekłam schodami na górę, niemal widząc buraka, jaki gościł na mojej twarzy.
   Gdy otworzyłam walizkę którą dostałam wcześniej od X, zaniemówiłam. Owszem wspominał, że zakupi mi kilka rzeczy na wyjazd, jednak nie spodziewałam się ubrań takich marek, jakie znajdowały się w torbie. Wszystko było nowe i warte pewnie łącznie kilkaset euro. Dziwnie było mi aż brać te ciuchy, jednak nie miałam wyboru, gdyż po ucieczce z domu przed Lucasem nie wzięłam ze sobą kompletnie nic.
   Po szybkim prysznicu zeszłam na dół do kuchni, gdzie czekał na mnie X wraz z talerzem kanapek. Był to nowy dla mnie widok, gdyż w wydaniu kucharki jeszcze nie miałam okazji go oglądać. Zajęłam swoje miejsce przy stole, po czym zaczęłam jeść czując, jak głód daje się we znaki.
- Wszystkie palce masz całe? - spytałam chcąc dogryźć mężczyźnie - Bo jeśli chodzi o samą jakość kolacji, dałabym Ci mocne trzy z plusem.
- Zaraz zabiorę Ci te kanapki i będziesz wcinać muszelki, które znajdziesz na brzegu - odgryzł się, na co nie mogłam się nie zaśmiać - Ja jestem jak najbardziej poważny, nie wiem co Cię tak śmieszy.
- Wolę Cię znacznie bardziej w tym wydaniu, niż kiedy prawisz mi morały na temat życia i błędów.
- Na tym przecież miały polegać nasze spotkania, Amando - na te słowa poczułam lekki zawód.
   Właśnie. Na tym to przecież miało polegać. On miał mnie uczyć, a ja słuchać. Cholera.
- Również pójdę wziąć prysznic - odparł nagle, kierując się w stronę holu.
- Nie jesz?
- Zjadłem już wcześniej. Nie spiesz się, będę czekał na górze.
   I tyle go widziałam. Nie to, żebym liczyła na romantyczną kolację, jednak coraz bardziej czułam, że potrzebuję jego towarzystwa, nawet w tych z pozoru głupich czynnościach, jak posiłek, sen, czy spacer. Zamyślona dokończyłam kolejną kanapkę, po czym zmyłam naczynia, które zostały w zlewie. Domyślałam się, że wciąż bierze kąpiel, więc zgasiłam światło i podeszłam do okna w kuchni, za którym niebo miało już kruczoczarną barwę. Miliony gwiazd mieniły się niczym świetliki, a księżyc odbijał się w tafli wody, która była widoczna z okna. Uśmiechnęłam się na ten widok. W mieście nie ma takiego nieba. 
   W końcu udałam się do sypialni, gdzie X układał jakieś rzeczy w szafie. Miał na sobie zwykły T-shirt i dresy, co od razu przykuło moją uwagę. Zazwyczaj widywałam go zakrytego w każdym calu, tylko kilka razy miałam okazję podziwiać jego skórę.
- Masz w planach przelecieć mnie wzrokiem? - wyrwał nagle, tym samym zwracając moją uwagę - Przyglądasz mi się.
- Po prostu rzadko widuję Cię w tak... normalnym wydaniu.
- Zabrzmiało to prawie jak komplement - zaśmiał się, po czym przesunął zasłonę w oknie - Powinnaś zadzwonić do Clary i powiedzieć jej, gdzie jesteś. Na pewno się martwi o Ciebie.
- Nie mam ze sobą komórki.
- Zabrałem Cię na drugi koniec kraju, myślisz, że nie jestem w stanie użyczyć Ci telefonu do wykonania jednego połączenia?
- Jutro do niej zadzwonię w takim razie - odparłam, biorąc jednocześnie do rąk list od Pana Richarda, który położyłam na szafce nocnej obok łóżka - Mogę go zatrzymać?
- Oczywiście, jest przecież zaadresowany do Ciebie - X podszedł do mnie i delikatnie przytulił od tyłu, jakby chciał dodać mi otuchy - Też za nim tęsknię.
- Mogę Cię o coś spytać? - odwróciłam się nagle do mężczyzny przodem, zachowując niebezpiecznie bliską odległość między nami - Dlaczego wtedy gdy pocałowałeś mnie w Galerii Cieni... nagle po prostu uciekłeś?
   Na moje pytanie odsunął się jak poparzony, zupełnie jakby bał się, że zrobię mu krzywdę. Czasem jego zachowania nie dawały mi spokoju. Masa sprzecznych sygnałów sprawiała, że w mojej głowie panował nieustanny mętlik.
- Dlaczego tak bardzo Cię to interesuje?
- Bo czułam wtedy, że ty też tego pragnąłeś - chwyciłam leżący w jego walizce krawat, po czym podeszłam znów do mężczyzny, jednak on o dziwo stał w miejscu i zapewne bacznie mnie obserwował - Zrób to ponownie.
- Słucham?
- Pocałuj mnie - odparłam, podając mu krawat z bijącym sercem, które chciało mi niemal wyskoczyć z piersi.
- Dlaczego mnie o to prosisz?
- Bo jesteś jedyną osobą, której dotyk nie sprawia, że chcę uciec. Muszę wiedzieć co czuję. Czyż nie po to właśnie chciałeś, bym z Tobą wyjechała? By dowiedzieć się co tak naprawdę siedzi między nami? Uciekając od tego nie dowiesz się, musisz sprowokować sytuację i pozwolić toczyć się jej własnym tempem.
   Milczał przez dłuższą chwilę, aż w końcu wziął ode mnie krawat, po czym sprawił, że ogarnęła mnie całkowita ciemność. Zawiązał dokładnie materiał tak, że nie mógł spaść z mojej głowy, tym samym uwalniając moich oczu. W pewnym momencie poczułam lekki strach, jednak gdy niespodziewanie jego dłonie objęły moją twarz, a jego usta dotknęły moich, zapomniałam o wszystkich niepewnościach.
   Oddałam pocałunek natychmiast, czując jak pogłębia to, co i tak wydawało mi się już być otchłanią bez dna. Kiedy mnie całował, w moim brzuchu nadchodziła godzina dwunasta nocy sylwestrowej. Wplotłam dłonie w jego włosy, jakbym się bała, że zaraz się odsunie. W tym pocałunku było tyle emocji, że ciężko je wszystkie określić. Agresja przemieszana z rozpaczą, na pewno trochę strachu i namiętności. Chyba to wszystko zaczęło ogarniać również inne części naszych ciał, gdyż po chwili poczułam już jak napiera na mnie, niemal jakby chciał wedrzeć się we mnie całym sobą. Gdy zrobiłam krok w tył, poczułam za sobą zwisający materiał pościeli, co mogło oznaczać tylko jedno.
  Chwyciłam X za materiał koszuli i pociągnęłam za sobą, opadając bezwładnie na łóżko. Po zderzeniu z kołdrą pocałunek ustał. Bałam się, że jednak posunęłam się za daleko i jego uczucia wcale nie są spójne z moimi, jednak po chwili poczułam ponownie smak jego ust, a jednym zwinnym ruchem rozsunął moje kolana i nakrył mnie niemal swoim ciałem, jednocześnie trzymając moje dłonie tuż nad moją głową.
- Jeśli chcesz mnie zatrzymać, zrób to teraz - rzucił niespodziewanie, mówiąc to wprost do mojego ucha przepełnionym rządzą głosem - Niczego nie musimy sobie udowadniać.
- Pierwszy raz od kilkunastu lat czuję, że chcę oddać się jakiemuś mężczyźnie. Myślisz, że gdybym nie była pewna pozwoliłabym Ci na taką bliskość?
   Po tym pytaniu ponownie zatopił się w moich ustach, jednocześnie wkładając rękę pod moje plecy i przenosząc mnie zapewne na środek łóżka. Mimowolnie chwyciłam za koniec jego koszulki, po czym pociągnęłam ją do góry. Wiedząc, że niczego nie widzę pomógł mi zdjąć swoją górną część garderoby, po czym poczułam jak rozpina moją bluzkę. Guzik po guziku. Jego pocałunek zszedł na moją szyję i dekolt. Cichutko wzdychałam, mając wrażenie, że przez 'ślepotę' czuję wszystko kilka razy mocniej i intensywniej. Gdy moja bluzka leżała już zapewne gdzieś na podłodze, poczułam jak zsuwa moje getry. Znów poczułam lekki strach, przypominając sobie dlaczego tak bardzo unikałam seksu od momentu śmierci Evana. Jednak gdy kolejny raz mnie pocałował, sama zaczęłam dobierać się do jego spodni, czując jak napięcie w moim wnętrzu staje się nie do wytrzymania. Zaczął obejmować mnie łapczywie, znów zjeżdżając z pocałunkami, zostawiając jednoszcześnie mokre ślady na moim ciele.
- Ufasz mi? - spytał nagle, a ja nie miałam pojęcia o co mnie pyta - Jesteś w stanie zaufać mi na tyle, bym przywiązał Twoje nadgarstki do poręczy łóżka?
  Zastygłam. Analizowałam jego słowa kilkakrotnie, nie mogąc znaleźć w tym jakiegokolwiek sensu. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że przecież człowiek w takiej sytuacji może być nieprzewidywalny. Bał się o swoją tajemnicę, bał się, że w natłoku emocji zdejmę opaskę i ujrzę jego twarz.
   Wyciągnęłam dłonie przed siebie dając mu znak, że się zgadzam. Nie czekałam długo aż poczułam jak obwiązuje czymś moje nadgarstki, po czym unosi je ponad moją głowę i zawiązuje do obramowania łóżka. Pociągnęłam lekko rękoma, czując jak supeł zaciska się wokół moich dłoni. Nie trwało długo jak X odwrócił moją uwagę od tego drobnego szczegółu poprzez kolejny pocałunek. Zjeżdżał coraz niżej, aż poczułam jak dociera do granicy moich majtek. Ponownie szarpnęłam rękoma, czując jak napięcie siedzące we mnie zaraz wybuchnie niczym bomba atomowa. Gdy rozchylił moje nogi zamarłam na chwilę, mając wrażenie, że bicie mojego serca da się usłyszeć w samym Paryżu.
  Gdy zdałam sobie sprawę, że jestem kompletnie naga, mój cały układ nerwowy skupił się w tym jednym jedynym miejscu, które domagało się teraz całkowitej uwagi. I dostało ją. Gdy tylko poczułam jego usta między swoimi nogami, pokój wypełnił mój przepełniony chęcią spełnienia krzyk. Drżenie rąk i dreszcz, wędrujący wzdłuż mojej linii kręgosłupa sprawiał, że nie mogłam opanować swoich ruchów. Cała krew spłynęła do dolnych części ciała. Podniecenie graniczyło niemal z bólem. Podrygiwałam niespokojnie, a z gardła wyrywały mi się zachrypnięte błagania. Miałam wrażenie, iż zaraz trzasnę jak gałązka pod presją jego pieszczot - właśnie wtedy wywołał we mnie orgazm najłagodniejszym muśnięciem samego czubka języka. W tym momencie myślałam, że wyrwę całą ramę łóżka, nie mogąc utrzymać spokojnie rąk nad głową. Drżałam nie mogąc się opanować, aż w końcu dotyk jego języka zniknął, jednak nie czekałam długo aż znów mogłam poczuć go na swoich ustach. Gdy położył się na mnie - uspokoiłam się, jednak szybko poczułam twardość wgniatającą się jej w moje uda. Automatycznie uniosłam się wyżej, wyginając się w łuk, prężąc ciało. Chciałam go czuć. Mimo iż jedna fala uniesienia dopiero ze mnie zeszła, chciałam więcej. Nagle poczułam jego dłonie przy moich nadgarstkach, a po chwili ciasny węzeł ustąpił.
- Zaufałaś mi, nietaktem byłoby nie odpłacić Ci się tym samym - szepnął, po czym poczułam jak niespodziewanie wchodzi we mnie, wypełniając szczelnie moje wnętrze.
  Uwolnione już ręce automatycznie zarzuciłam mu na szyję, czując jak wszystko w moim brzuchu się zaciska. Kosztowało mnie masę samokontroli, aby pilnować swoich dłoni w tym co robiłam. Zaczął się we mnie rytmicznie poruszać, co wywołało u mnie jęki i coraz badziej nierównomierny oddech. X całował mnie w usta, na przemian molestując moją szyję. Dłońmi w końcu zeszłam na jego ramiona, jednocześnie wypychając momentami biodra w górę, jakbym chciała mocniej i pełniej go poczuć. Czułam zapach jego skóry, potu, podniecenia. Nie wiem czy to znów efekt zawiązanych oczu, ale czułam jakbym odbierała każdy jego bodziec ze zdwojoną siłą. Bawił się moimi jękami, czułam jak w zależności od amplitudy mojego głosu narzucał tępa, po czym je zwalniał. Dokładnie wiedział gdy szczytowałam, za każdym razem dając mi chwilę na uspokojenie oddechu i opanowanie drżenia całego ciała.
   Poczułam jak kolejny raz dopada mnie fala spełniania. Nie wiem czy X o tym wiedział i zrobił to specjalnie, czy całkowitym przypadkiem oboje oddaliśmy się sobie w jednej chwili. Myślałam że ślepnę, a resztki kontroli puściły w nas niczym przebita bańka mydlana. Seks jest tylko seksem, to pasja która rodzi się między dwojgiem ludzi jest tak fascynująca.

***

Komentarz = to motywuje!

~~~~~

“Zostawiłeś mnie samą w pustym mieście, w którym pełno jest tylko Twojej nieobecności.”

~ Agnieszka Osiecka

środa, 11 października 2017

Rozdział 28 - To spojrzenie było fascynujące, dużo bardziej intymne niż sam seks.

   
Kochani jestem w końcu!
Znów opóźnienie, ale niestety nawał roboty, wyjazd na prawie tydzień w góry,
do tego jedna praca i zaraz będę szukać drugiej,
a studia zaczynają się lada chwila (mamy inny termin rozpoczęcia przez praktykę).
Nie wiem jak to wszystko ogarnę i pogodzę z blogiem... Serio xD
Ostatnio myślałam - kiedy ja planuję koniec tak naprawdę tego opo?
No właśnie, dobre pytanie.
Ile jeszcze do końca?
Póki co zostawiam was z tym trochę moim zdaniem zapychaczem,
ale czekajcie na kolejny rozdział bo obiecuję, że będzie warto! :D

~~~~~

   To niesamowite jak wszystko się zmienia, kiedy spotykasz właściwą osobę. Jak szybko ta osoba zaczyna ci wystarczać do szczęścia. Gdy X opuścił moje mieszkanie, nic nie mogłm zrobić nic poza milczeniem, schowaniem się pod pościelą, zakopaniem się w samotności i ciszy. Dojrzała we mnie nowa tęsknota za czymś stałym, czymś ciepłym, na czym można polegać, a raczej na kim.
  Obudził mnie dźwięk trzaśniętych drzwi. Otworzyłam delikatnie oczy, czując jak moje ciało automatycznie się spina. Czy zamknęłam drzwi? Na pewno, zawsze to robię. Dźwięk obcasów i ten ciężki oddech mógł więc teraz oznaczać tylko mojego narzeczonego. Spojrzałam na zegarek wskazujący drugą w nocy, po czym nakryłam się szczelniej kołdrą, udając że śpię. W myślach analizowałam słowa zapisane w liście, jaki zostawił w domu. Cholera, miał wyjechać na kilka dni... Co tym razem się stało? A może chciał tylko abym myślała, że wyjechał? A gdyby wrócił wtedy, gdy X był u nas w mieszkaniu? Nagle masa pytań zalała moją głowę, jednak rozmyślenia nie trwały długo, gdy materac łóżka ugiął się obok mnie.
- Śpisz? - usłyszałam jego ochrypły głos, po czym poczułam zapach alkoholu przemieszany z potem - Nie udawaj... Wiem, że nie śpisz.
- Znów piłeś - odparłam nie wiedząc czy z żalem, czy ze złością - Jesteś pijany.
- Nieprawda, to tylko jedno piwo - szepnął całując mnie w szyję, na co mocniej nakryłam się kołdrą - Dlaczego znów mi uciekasz?
- Powiedziałam Ci, jesteś pijany.
- Cholera! Od kilku lat jestem pijany?! - wrzasnął rzucając poduszką w stolik, z którego spadł porcelanowy wazon robiąc niewyobrażalny huk - Tyle czasu jesteśmy razem, znamy się tyle lat... Powiesz mi w końcu dlaczego za każdym razem mi odmawiasz? Jak myślisz ile czasu jest w stanie czekać mężczyzna, co?
- Proszę, nie krzycz na mnie - usiadłam przerażona na łóżku, czując jak do oczu napływają mi łzy. Nie wiedziałam jak odpowiedzieć na jego pytania, nie wiedziałam dlaczego od śmierci Evana i od czasu poronienia nie jestem w stanie oddać się ciałem innemu mężczyźnie, w tym przypadku mojemu własnemu narzeczonemu - Wiesz, że nie mam na to wpływu.
- A Ty wiesz, ze facet też po takim czasie przestaje mieć wpływ na to, że po prostu potrzebuje seksu?
- To idź do burdelu skoro nie możesz wytrzymać - syknęłam wściekła i wstałam z łóżka, jednak Lucas szybko złapał mnie za ramię i przyciągnął tak, że stałam twarzą w twarz z narzeczonym.
- Mnie posądzasz o burdel? A może sama masz jakiegoś fagasa na boku i dlatego jesteś taka zaspokojona? Nie zdradzisz kim był Twój przyjaciel w masce kretyna, który ostatnio mi tak przywalił?
- Nie twój zasrany interes - warknęłam, po czym poczułam piekący ślad na moim policzku.
  Znów mnie uderzył. Znów pod wpływem alkoholu sprawiał mi ból i pokazywał swoją złość i słabość w poniżający mnie sposób. Momentalnie poczułam jak cała się w sobie spinam. Sparaliżowana strachem, zaczęłam myśleć o X i o tym, że chciałabym, aby teraz przy mnie był. Przytulił, tylko tyle. Aż tyle.
- Słuchasz co do Ciebie kurwa mówię?! - z refleksji wyrwał mnie znów jego głos i szarpnięcie za mój podbródek, który uniósł zmuszając mnie, bym na niego spojrzała - Tak dobrze Cię pieprzy, hę?
- A nie pomyślałeś nigdy, że to może w Tobie Lucas tkwi problem? Że to nie ja mam wciąż zahamowanie do mężczyzn, ale że to ty nie jesteś tym, który jest w stanie dać mi to czego potrzebuję?
   Po tych słowach zobaczyłam w jego oczach ogień. To nie był już nawet zwykły gniew, a wręcz furia którą sama sprowokowałam. Kolejny cios był mocniejszy. Upadłam. Metaliczny posmak krwi wypełnił moje usta. Czułam się taka bezradna, bezsilna i zagubiona. Widząc jak na chwilę mój narzeczony traci mnie z oczu podchodząc do komody, ja wstałam prawie się przy tym ponownie przewracając i wybiegłam z mieszkania nie zabierając ze sobą kompletnie nic.
   Śnieg wciąż walił grubymi płatkami, a ciemne ulice były puste, dosłownie jakby Paryż ogarnięty był wiecznym snem. Otarłam nagie ramiona, po czym spojrzałam na swoje stopy, które zdobiły jedynie moje stare kapcie. Nie wzięłam ze sobą telefonu, ani nawet pieniędzy na taksówkę. Ruszyłam uliczką w stronę jedynego miejsca, gdzie teraz mogłam szukać schronienia.
   Odległości w miastach są ogromne, a w stoicy Francji niemal wszędzie trzeba poruszać się komunikacją miejską. O wiele krótsza droga czekałaby mnie idąc do Clary, jednak wiedziałam, że to będzie pierwsze miejsce gdzie Lucas będzie mnie szukać, a nie chciałam narażać przyjaciółki na nieprzyjemności z jego strony.
   Pogoda sprawiała, że droga dłużyła mi się niemiłosiernie. Mijałam co jakiś czas przechodniów, którzy za każdym razem mierzyli mnie wzrokiem. No cóż... W tej koszuli nocnej i kapciach na pewno wyglądałam co najmniej jak osoba, która zbiegła z zakładu psychiatrycznego. Czułam jak mróz sprawia mi powoli ból, a ubranie jest przemoczone od topniejących płatków śniegu. Do zejścia do Galerii Cieni dotarłam ledwo żywa. Poczułam delikatne ciepło owiewające moje policzki. Ruszyłam schodami w dół, czując jak zmarznięte stopy dają o sobie znać przy każdym kroku. Gdy stanęłam w końcu pod tymi dobrze mi znanymi dębowymi drzwiami, coś mnie powstrzymało. Jest środek nocy, w zasadzie niedługo ranek, na pewno już śpi. Cholera. Nie mogę tam wejść, na pewno nie miał na sobie maski, przecież nie nosi jej cały czas.
   Zrezygnowana usiadłam pod drzwiami i skulona próbowałam opanować drżenie mojego ciała. Tak bardzo chciałam wejść i poczuć ciepło oraz bezpieczeństwo. Gdy przymykałam oczy widziałam obraz Lucasa, który zadaje kolejny cios. I kolejny. I kolejny. Tak do skutku, aż nie będę w stanie się podnieść. 
   Próbowałam w głowie usprawiedliwiać jego zachowanie. W końcu... Ileż człowiek jest w stanie czekać? Ale skoro nie czuł się ze mną spełniony, dlaczego po prostu mnie nie zostawił? Czy to nie byłoby lepsze rozwiązanie, niż kolejny raz szpecąc moją twarz? Przemoc dla niego stała się chyba po prostu pragnieniem zrobienia krzywdy drugiemu człowiekowi, złamania jego woli. Złamania mojej woli.


  Można okłamać cały świat, nauczyć się roli Batmana, kreować swój obraz za pomocą markowych ubrań, butów i gadżetów, zmusić ludzi do podziwu, szacunku i posłuszeństwa, ale własnej duszy nie da się oszukać. Musimy wiedzieć kim naprawdę jesteśmy. Musimy znać swoje marzenia i wartości, umieć żyć w zgodzie z samym sobą - w przeciwnym razie dusza nie da nam nigdy spokoju. Moja nie dawała przez ostatnie kilka lat, gdy zdałem sobie sprawę jak bardzo nieszczęśliwym człowiekiem jestem. To zabawne, jak bardzo bogatym i biednym człowiekiem, można być jednocześnie.
  Nigdy tak naprawdę nie miałem okazji zrobić zwykłych, codziennych rzeczy jakie robili moi rówieśnicy. Pobrudzić się błotem, umordować, nałykać kurzu, spalić słońcem i zmoczyć przez deszcz. Zawsze życie uciekało mi przez palce, a jedyne co mogłem to obserwować ludzi, którzy to wszystko mieli niemal pod skórą. 
   Brak okien w Galerii zawsze uniemożliwiał mi oglądanie wschodów i zachodów słońca. Z jednej strony byłem tym faktem zawiedziony, jednak z drugiej strony zmuszało mnie to do wyjścia z murów, aby móc to zjawisko zobaczyć na własne oczy. Często to robiłem. Uwielbiałem obserwować jak Paryż budzi się do życia, skąpany w porannym słońcu. Ubrałem się więc spoglądając na zegarek i jednocześnie nakładając ostatni element przebrania, jakim był kapelusz. Tej części swojej garderoby nie mogło zabraknąć, nawet gdy wcielałem się w postać X.
   W pośpiechu ruszyłem do drzwi i gdy tylko przekroczyłem próg na chłodny podziemny korytarz, moją uwagę przykuło coś leżącego obok drzwi. Stanąłem nie wiedząc czego się mogę spodziewać, jednak gdy zobaczyłem czuprynę tych brązowych włosów, natychmiast ukucnąłem obok kobiety, próbując ją przebudzić.
- Amanda, obudź się - zacząłem delikatnie unosząc głowę kobiety. Gdy tylko spojrzałem na nią od razu wiedziałem co się stało i dlaczego tu była. Miała stróżkę krwi zaschniętą pod nowym rozcięciem na dolnej wardze, a policzek pokrywał siny ślad. Dopiero po chwili zauważyłem, że jest niemal kompletnie naga. Krótka koszula nocna na ramiączkach, a na nogach futrzaste, przemoczone kapcie. Gdy ledwo żywa uchyliła powieki zaklnąłem w duchu i wziąłem ją na ręce, zanosząc szybko do swojej sypialni.
   Gdy tylko poczuła pod sobą miękki materac łóżka, wtuliła się w moją poduszkę wybuchając płaczem. Przykryłem szczelnie kobietę i usiadłem obok, delikatnie odgarniając jej włosy z twarzy.  Dopiero teraz mogłem się jej dokładniej przyjrzeć. Była przerażona i zmarznięta, a jej twarz napuchnięta i czerwona od jeszcze świeżych uderzeń. Wiedziałem, że teraz nic z niej nie wyciągnę, jednak gdy chciałem wstać, poczułem jak łapie mnie za nadgarstek.
- Zostań ze mną, proszę - jej drżący głos odbił się echem w mojej głowie i po raz kolejny uległem jej prośbie.
   Położyłem się obok Amandy, pozwalając by schowała twarz w mój tors. Płakała jeszcze dłuższą chwilę. Mimo iż gniew mnie rozsadzał od środka, a masa pytań wpływała na moje usta, milczałem. Musiałem pozwolić jej na uspokojenie się i wyrzucenie z siebie wszystkich emocji.
- Jesteś zmarznięta, powinienem wezwać lekarza - rzuciłem nagle, wiedząc jej delikatnie sine palce u dłoni.
- Nie, jest już dobrze. Naprawdę - posłała mi wymuszony uśmiech - Moja praca... - usłyszałem nagle jej szept - Zwolnią mnie, jeśli znów nie przyjdę.
- Chcesz iść do pracy w takim stanie? - zakpiłem, jednak szybko skarciłem się w myślach za wyładowywanie swojego gniewu na jej osobie - Nie martw się tym, załatwię to.
- Nie mogę stracić tej pracy - spojrzała na mnie nagle, a ja pierwszy raz od dawna poczułem się skrępowany jej spojrzeniem - Nie mogę.
- Nie stracisz jej. Załatwię ci fałszywe zwolnienie lekarskie, nie martw się. Ktoś z moich ludzi zaraz to tam dostarczy.
- Z Twoich ludzi? - zmarszczyła brwi, kolejny raz przyglądając się mojej masce w każdym calu -  Jak to możliwe, że gdy tylko coś się dzieje w moim życiu zaraz biegnę do Ciebie, a nie mam nawet pojęcia jak wyglądasz?
- Pod tą maską kryje się człowiek, ale to nie jestem ja - zsunąłem kosmyk jej włosów za ucho - Bez tego byłbym dla Ciebie tylko imieniem i nazwiskiem, teraz dopiero jestem sobą, po prostu człowiekiem, musi Ci to wystarczyć, Amando.
- Wystarcza - odparła uśmiechając się do mnie słabo, więc ja wyczułem moment do zadania pytań, które nie dawały mi już spokoju.
- On Ci to zrobił, prawda? - na moje pytanie jej mina automatycznie posmutniała, spuściła wzrok i zaczęła nerwowo bawić się guzikiem od mojej kamizeli - Odpowiedz.
- Dobrze wiesz, że tak - odparła z wyrzutem - Obiecaj, że nie pójdziesz i nic nie zrobisz.
- Pod warunkiem, że Ty również tam nie pójdziesz.
- To mój dom - znów jej wzrok spoczął na mnie - Daj mi trochę czasu.
- Masz go do naszego powrotu z wyjazdu. Potem będziesz musiała podjąć kilka decyzji o swoim życiu.
- Jeszcze się nie zgodziłam na wyjazd - zmrużyła oczy, na co ja się zaśmiałem - Skąd ta pewność, że odpowiedź będzie twierdząca?
- Odpowiedzią dla mnie jest już sam fakt, że leżysz teraz w moim łóżku w samej koszuli nocnej.
   Po tych słowa wstałem z łóżka i zostawiłem Amandę z jej pytającą miną. Trochę to było zabawne, jej niepewność i skrępowanie za każdym razem, gdy byłem zbyt blisko niej, lub mówiłem słowa, które wchodziły na relację między nami panującą. Jednak nie mogłem się często opanować, gdy wpatrywałem się w jej oczy. Myśl, że ona nie może zobaczyć moich była jeszcze bardziej fascynująca, gdyż za każdym razem szukała ich w miejscu na masce, gdzie powinny się znajdować. Szukała ich tam za każdym razem, jakby chciała ujrzeć w nich odpowiedź. To spojrzenie było fascynujące, dużo bardziej intymne niż sam seks.


   Siedziałam oparta głową o szybę w limuzynie, przyglądając się widokowi za oknem. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, a niebo pokrywała ciemna bezchmurna powłoka. Przespałam u X niemal pół dnia. Potrzebowałam tego wypoczynku w miejscu, gdzie czułam się bezpiecznie. Mimo iż nie do końca byłam przekonana co do wyjazdu, zgodziłam się. Podobno zwolnienie lekarskie zostało wypisane na ponad 2 tygodnie, a ja nie mogłam i tak wrócić teraz do mieszkania. Bałam się pokazywać tak na ulicy, ludzie zaczęliby zadawać pytania, a tak poważnych ran nie jest w stanie przykryć żaden makijaż.
- O czym myślisz? - wrócił mnie nagle na ziemię głos X, który siedział obok na skórzanej sofie pojazdu.
- O tym co będzie po powrocie. 
- Powiesz mi za co tym razem Cię pobił? - mimo iż nie widziałam jego oczu, czułam na sobie jego wzrok. Co miałam mu powiedzieć? Prawda była tak upokarzająca, że bałam się aż co o mnie może pomyśleć - Chyba należą mi się minimalne wyjaśnienia.
- Odmówiłam mu seksu - odparłam w końcu, ponownie wracając do migającego obrazu za oknem - Wystarczy wyjaśnień?
- Rozumiem - skinął jedynie głową, zaś mnie zrobiło się zwyczajnie przykro, za to jak na niego naskakuję.
   Nie zasługiwał na to. Pomagał mi, był poza Clarą jedyną osobą w moim życiu, do której mogłam przyjść w najgorszej sytuacji. Słuchał mnie i pocieszał, próbował chronić nawet przede mną samą, jeśli była taka potrzeba. Nigdy nie odmówił mi pomocy, nie odpychał ani nie wyganiał. 
   Spojrzałam na mężczyznę niepewnie, po czym przysunęłam się maksymalnie i wsunęłam się pod ramię, wtulając się jednocześnie w jego bok. Bez zawahania objął mnie i przytulił, a ja poczułam ciepło wypełniające moje wnętrze.
- Przepraszam - odparłam szeptem, ale na tyle głośno, by mógł mnie usłyszeć - Nie rozumiem dlaczego wciąż mi pomagasz.
- Sam chyba nie do końca to rozumiem - byłam pewna, że się uśmiecha - Boisz się latać?
- Dlaczego pytasz?
- Za godzinę powinniśmy być na prywatnym lotnisku. Tam będzie czekać na nas samolot.
- Lecimy gdzieś? Nie wzięłam ze sobą nawet dowodu, nic...
- O to się nie martw. Nic nie jest Ci potrzebne - odparł, jednak mimo wszystko nie byłam przekonana do tego pomysłu - Na miejscu będą też nowe ciuchy dla Ciebie. Chyba, że wolisz cały pobyt przechodzić w moich koszulach.
- Bardzo śmieszne - przewróciłam oczami, zdając sobie jednocześnie sprawę jak brzmi to wszystko - Kim są ci wszyscy ludzie, którzy to robią? Ten szofer, pilot samolotu, osoba kupująca mi ciuchy... Oni wszyscy wiedzą kim jesteś? Tylko przede mną tworzysz tę tajemnicę?
- To bardziej skomplikowana sprawa, niż może Ci się wydawać.
- Tęsknisz do swojego dawnego życia? - dopiero po chwili chyba zdałam sobie sprawę z tego jak dziwnie brzmi moje pytanie.
- Ciężko porównywać całkiem dwa inne światy - poczułam jak gładzi delikatnie dłonią moje włosy, na co przymknęłam automatycznie oczy - Tęsknię za paroma miejscami, ludźmi, uczuciami... Tęsknię, ty chyba normalne, że człowiek przywiązuje się do miejsc i osób.
- Za jakim miejscem tęsknisz najbardziej?
- Za moim starym domem - umilkł na chwilę, jakby się zastanawiał - Tęsknię nawet za moim ojcem. 
- Nie mieliście dobrych kontaktów?
- Jako syn kochałem go, ale jako człowiek nienawidziłem - otworzyłam oczy, po czym zerknęłam na maskę nie zdradzającą żadnych uczuć.
- On na pewno też bardzo Cię kochał - uniosłam delikatnie kąciki ust, jakbym starała się dodać mu otuchy - Mogę wiedzieć chociaż ile masz lat?
- Jestem starszy, dużo - zmarszczyłam brwi, po czym spojrzałam na niego z uśmiechem.
- Jak na starszego Pana to całkiem nieźle się poruszasz i masz dobry prawy sierpowy gdy walnąłeś Lucasowi.
- Fakt, że już nie pracuje nie czyni ze mnie schorowanego emeryta - zaśmiał się, a ja ponownie wtuliłam się w jego bok i zamknęłam oczy, kolejny raz tego dnia odpływając do krainy snów.
   Dziwił mnie fakt jak kojąco wpływał na mnie jego dotyk. Na przykład teraz, kiedy leżę wtulona w jego ciało, czuję się jakbym była w najbezpieczniejszym miejscu na ziemi. Nie spinam się tak jak przy dotyku Lucasa, nie czuję obrzydzenia ani strachu. Czuję się tak samo jak wtedy, gdy miałam 19 lat. Jak wtedy, gdy pierwszy i ostatni raz zakochałam się w mężczyźnie, którego potem straciłam. Chciałam tak trwać w tym uścisku w nieskończoność. Niekiedy dotyk jest jedynym sposobem, by przekazać komuś, że troszczysz się o niego bezwarunkowo. Nie wymaga skomplikowanego, głębokiego tłumaczenia.

***

Komentarz = to motywuje!


~~~~~

“Bo najgorszą krzywdą, jaką można wyrządzić człowiekowi, 
nie jest wcale odebranie mu życia, 
tylko tego, po co żyje.”

~ Jo Nesbø