Kochani jestem w końcu!
Znów opóźnienie, ale niestety nawał roboty, wyjazd na prawie tydzień w góry,
Znów opóźnienie, ale niestety nawał roboty, wyjazd na prawie tydzień w góry,
do tego jedna praca i zaraz będę szukać drugiej,
a studia zaczynają się lada chwila (mamy inny termin rozpoczęcia przez praktykę).
Nie wiem jak to wszystko ogarnę i pogodzę z blogiem... Serio xD
Ostatnio myślałam - kiedy ja planuję koniec tak naprawdę tego opo?
No właśnie, dobre pytanie.
No właśnie, dobre pytanie.
Ile jeszcze do końca?
Póki co zostawiam was z tym trochę moim zdaniem zapychaczem,
ale czekajcie na kolejny rozdział bo obiecuję, że będzie warto! :D
~~~~~
To niesamowite jak wszystko się zmienia, kiedy spotykasz właściwą osobę. Jak szybko ta osoba zaczyna ci wystarczać do szczęścia. Gdy X opuścił moje mieszkanie, nic nie mogłm zrobić nic poza milczeniem, schowaniem się pod pościelą, zakopaniem się w samotności i ciszy. Dojrzała we mnie nowa tęsknota za czymś stałym, czymś ciepłym, na czym można polegać, a raczej na kim.
Obudził mnie dźwięk trzaśniętych drzwi. Otworzyłam delikatnie oczy, czując jak moje ciało automatycznie się spina. Czy zamknęłam drzwi? Na pewno, zawsze to robię. Dźwięk obcasów i ten ciężki oddech mógł więc teraz oznaczać tylko mojego narzeczonego. Spojrzałam na zegarek wskazujący drugą w nocy, po czym nakryłam się szczelniej kołdrą, udając że śpię. W myślach analizowałam słowa zapisane w liście, jaki zostawił w domu. Cholera, miał wyjechać na kilka dni... Co tym razem się stało? A może chciał tylko abym myślała, że wyjechał? A gdyby wrócił wtedy, gdy X był u nas w mieszkaniu? Nagle masa pytań zalała moją głowę, jednak rozmyślenia nie trwały długo, gdy materac łóżka ugiął się obok mnie.
- Śpisz? - usłyszałam jego ochrypły głos, po czym poczułam zapach alkoholu przemieszany z potem - Nie udawaj... Wiem, że nie śpisz.
- Znów piłeś - odparłam nie wiedząc czy z żalem, czy ze złością - Jesteś pijany.
- Nieprawda, to tylko jedno piwo - szepnął całując mnie w szyję, na co mocniej nakryłam się kołdrą - Dlaczego znów mi uciekasz?
- Powiedziałam Ci, jesteś pijany.
- Cholera! Od kilku lat jestem pijany?! - wrzasnął rzucając poduszką w stolik, z którego spadł porcelanowy wazon robiąc niewyobrażalny huk - Tyle czasu jesteśmy razem, znamy się tyle lat... Powiesz mi w końcu dlaczego za każdym razem mi odmawiasz? Jak myślisz ile czasu jest w stanie czekać mężczyzna, co?
- Proszę, nie krzycz na mnie - usiadłam przerażona na łóżku, czując jak do oczu napływają mi łzy. Nie wiedziałam jak odpowiedzieć na jego pytania, nie wiedziałam dlaczego od śmierci Evana i od czasu poronienia nie jestem w stanie oddać się ciałem innemu mężczyźnie, w tym przypadku mojemu własnemu narzeczonemu - Wiesz, że nie mam na to wpływu.
- A Ty wiesz, ze facet też po takim czasie przestaje mieć wpływ na to, że po prostu potrzebuje seksu?
- To idź do burdelu skoro nie możesz wytrzymać - syknęłam wściekła i wstałam z łóżka, jednak Lucas szybko złapał mnie za ramię i przyciągnął tak, że stałam twarzą w twarz z narzeczonym.
- Mnie posądzasz o burdel? A może sama masz jakiegoś fagasa na boku i dlatego jesteś taka zaspokojona? Nie zdradzisz kim był Twój przyjaciel w masce kretyna, który ostatnio mi tak przywalił?
- Nie twój zasrany interes - warknęłam, po czym poczułam piekący ślad na moim policzku.
Znów mnie uderzył. Znów pod wpływem alkoholu sprawiał mi ból i pokazywał swoją złość i słabość w poniżający mnie sposób. Momentalnie poczułam jak cała się w sobie spinam. Sparaliżowana strachem, zaczęłam myśleć o X i o tym, że chciałabym, aby teraz przy mnie był. Przytulił, tylko tyle. Aż tyle.
- Słuchasz co do Ciebie kurwa mówię?! - z refleksji wyrwał mnie znów jego głos i szarpnięcie za mój podbródek, który uniósł zmuszając mnie, bym na niego spojrzała - Tak dobrze Cię pieprzy, hę?
- A nie pomyślałeś nigdy, że to może w Tobie Lucas tkwi problem? Że to nie ja mam wciąż zahamowanie do mężczyzn, ale że to ty nie jesteś tym, który jest w stanie dać mi to czego potrzebuję?
Po tych słowach zobaczyłam w jego oczach ogień. To nie był już nawet zwykły gniew, a wręcz furia którą sama sprowokowałam. Kolejny cios był mocniejszy. Upadłam. Metaliczny posmak krwi wypełnił moje usta. Czułam się taka bezradna, bezsilna i zagubiona. Widząc jak na chwilę mój narzeczony traci mnie z oczu podchodząc do komody, ja wstałam prawie się przy tym ponownie przewracając i wybiegłam z mieszkania nie zabierając ze sobą kompletnie nic.
Śnieg wciąż walił grubymi płatkami, a ciemne ulice były puste, dosłownie jakby Paryż ogarnięty był wiecznym snem. Otarłam nagie ramiona, po czym spojrzałam na swoje stopy, które zdobiły jedynie moje stare kapcie. Nie wzięłam ze sobą telefonu, ani nawet pieniędzy na taksówkę. Ruszyłam uliczką w stronę jedynego miejsca, gdzie teraz mogłam szukać schronienia.
Odległości w miastach są ogromne, a w stoicy Francji niemal wszędzie trzeba poruszać się komunikacją miejską. O wiele krótsza droga czekałaby mnie idąc do Clary, jednak wiedziałam, że to będzie pierwsze miejsce gdzie Lucas będzie mnie szukać, a nie chciałam narażać przyjaciółki na nieprzyjemności z jego strony.
Pogoda sprawiała, że droga dłużyła mi się niemiłosiernie. Mijałam co jakiś czas przechodniów, którzy za każdym razem mierzyli mnie wzrokiem. No cóż... W tej koszuli nocnej i kapciach na pewno wyglądałam co najmniej jak osoba, która zbiegła z zakładu psychiatrycznego. Czułam jak mróz sprawia mi powoli ból, a ubranie jest przemoczone od topniejących płatków śniegu. Do zejścia do Galerii Cieni dotarłam ledwo żywa. Poczułam delikatne ciepło owiewające moje policzki. Ruszyłam schodami w dół, czując jak zmarznięte stopy dają o sobie znać przy każdym kroku. Gdy stanęłam w końcu pod tymi dobrze mi znanymi dębowymi drzwiami, coś mnie powstrzymało. Jest środek nocy, w zasadzie niedługo ranek, na pewno już śpi. Cholera. Nie mogę tam wejść, na pewno nie miał na sobie maski, przecież nie nosi jej cały czas.
Zrezygnowana usiadłam pod drzwiami i skulona próbowałam opanować drżenie mojego ciała. Tak bardzo chciałam wejść i poczuć ciepło oraz bezpieczeństwo. Gdy przymykałam oczy widziałam obraz Lucasa, który zadaje kolejny cios. I kolejny. I kolejny. Tak do skutku, aż nie będę w stanie się podnieść.
- Śpisz? - usłyszałam jego ochrypły głos, po czym poczułam zapach alkoholu przemieszany z potem - Nie udawaj... Wiem, że nie śpisz.
- Znów piłeś - odparłam nie wiedząc czy z żalem, czy ze złością - Jesteś pijany.
- Nieprawda, to tylko jedno piwo - szepnął całując mnie w szyję, na co mocniej nakryłam się kołdrą - Dlaczego znów mi uciekasz?
- Powiedziałam Ci, jesteś pijany.
- Cholera! Od kilku lat jestem pijany?! - wrzasnął rzucając poduszką w stolik, z którego spadł porcelanowy wazon robiąc niewyobrażalny huk - Tyle czasu jesteśmy razem, znamy się tyle lat... Powiesz mi w końcu dlaczego za każdym razem mi odmawiasz? Jak myślisz ile czasu jest w stanie czekać mężczyzna, co?
- Proszę, nie krzycz na mnie - usiadłam przerażona na łóżku, czując jak do oczu napływają mi łzy. Nie wiedziałam jak odpowiedzieć na jego pytania, nie wiedziałam dlaczego od śmierci Evana i od czasu poronienia nie jestem w stanie oddać się ciałem innemu mężczyźnie, w tym przypadku mojemu własnemu narzeczonemu - Wiesz, że nie mam na to wpływu.
- A Ty wiesz, ze facet też po takim czasie przestaje mieć wpływ na to, że po prostu potrzebuje seksu?
- To idź do burdelu skoro nie możesz wytrzymać - syknęłam wściekła i wstałam z łóżka, jednak Lucas szybko złapał mnie za ramię i przyciągnął tak, że stałam twarzą w twarz z narzeczonym.
- Mnie posądzasz o burdel? A może sama masz jakiegoś fagasa na boku i dlatego jesteś taka zaspokojona? Nie zdradzisz kim był Twój przyjaciel w masce kretyna, który ostatnio mi tak przywalił?
- Nie twój zasrany interes - warknęłam, po czym poczułam piekący ślad na moim policzku.
Znów mnie uderzył. Znów pod wpływem alkoholu sprawiał mi ból i pokazywał swoją złość i słabość w poniżający mnie sposób. Momentalnie poczułam jak cała się w sobie spinam. Sparaliżowana strachem, zaczęłam myśleć o X i o tym, że chciałabym, aby teraz przy mnie był. Przytulił, tylko tyle. Aż tyle.
- Słuchasz co do Ciebie kurwa mówię?! - z refleksji wyrwał mnie znów jego głos i szarpnięcie za mój podbródek, który uniósł zmuszając mnie, bym na niego spojrzała - Tak dobrze Cię pieprzy, hę?
- A nie pomyślałeś nigdy, że to może w Tobie Lucas tkwi problem? Że to nie ja mam wciąż zahamowanie do mężczyzn, ale że to ty nie jesteś tym, który jest w stanie dać mi to czego potrzebuję?
Po tych słowach zobaczyłam w jego oczach ogień. To nie był już nawet zwykły gniew, a wręcz furia którą sama sprowokowałam. Kolejny cios był mocniejszy. Upadłam. Metaliczny posmak krwi wypełnił moje usta. Czułam się taka bezradna, bezsilna i zagubiona. Widząc jak na chwilę mój narzeczony traci mnie z oczu podchodząc do komody, ja wstałam prawie się przy tym ponownie przewracając i wybiegłam z mieszkania nie zabierając ze sobą kompletnie nic.
Śnieg wciąż walił grubymi płatkami, a ciemne ulice były puste, dosłownie jakby Paryż ogarnięty był wiecznym snem. Otarłam nagie ramiona, po czym spojrzałam na swoje stopy, które zdobiły jedynie moje stare kapcie. Nie wzięłam ze sobą telefonu, ani nawet pieniędzy na taksówkę. Ruszyłam uliczką w stronę jedynego miejsca, gdzie teraz mogłam szukać schronienia.
Odległości w miastach są ogromne, a w stoicy Francji niemal wszędzie trzeba poruszać się komunikacją miejską. O wiele krótsza droga czekałaby mnie idąc do Clary, jednak wiedziałam, że to będzie pierwsze miejsce gdzie Lucas będzie mnie szukać, a nie chciałam narażać przyjaciółki na nieprzyjemności z jego strony.
Pogoda sprawiała, że droga dłużyła mi się niemiłosiernie. Mijałam co jakiś czas przechodniów, którzy za każdym razem mierzyli mnie wzrokiem. No cóż... W tej koszuli nocnej i kapciach na pewno wyglądałam co najmniej jak osoba, która zbiegła z zakładu psychiatrycznego. Czułam jak mróz sprawia mi powoli ból, a ubranie jest przemoczone od topniejących płatków śniegu. Do zejścia do Galerii Cieni dotarłam ledwo żywa. Poczułam delikatne ciepło owiewające moje policzki. Ruszyłam schodami w dół, czując jak zmarznięte stopy dają o sobie znać przy każdym kroku. Gdy stanęłam w końcu pod tymi dobrze mi znanymi dębowymi drzwiami, coś mnie powstrzymało. Jest środek nocy, w zasadzie niedługo ranek, na pewno już śpi. Cholera. Nie mogę tam wejść, na pewno nie miał na sobie maski, przecież nie nosi jej cały czas.
Zrezygnowana usiadłam pod drzwiami i skulona próbowałam opanować drżenie mojego ciała. Tak bardzo chciałam wejść i poczuć ciepło oraz bezpieczeństwo. Gdy przymykałam oczy widziałam obraz Lucasa, który zadaje kolejny cios. I kolejny. I kolejny. Tak do skutku, aż nie będę w stanie się podnieść.
Próbowałam w głowie usprawiedliwiać jego zachowanie. W końcu... Ileż człowiek jest w stanie czekać? Ale skoro nie czuł się ze mną spełniony, dlaczego po prostu mnie nie zostawił? Czy to nie byłoby lepsze rozwiązanie, niż kolejny raz szpecąc moją twarz? Przemoc dla niego stała się chyba po prostu pragnieniem zrobienia krzywdy drugiemu człowiekowi, złamania jego woli. Złamania mojej woli.
Można okłamać cały świat, nauczyć się roli Batmana, kreować swój obraz za pomocą markowych ubrań, butów i gadżetów, zmusić ludzi do podziwu, szacunku i posłuszeństwa, ale własnej duszy nie da się oszukać. Musimy wiedzieć kim naprawdę jesteśmy. Musimy znać swoje marzenia i wartości, umieć żyć w zgodzie z samym sobą - w przeciwnym razie dusza nie da nam nigdy spokoju. Moja nie dawała przez ostatnie kilka lat, gdy zdałem sobie sprawę jak bardzo nieszczęśliwym człowiekiem jestem. To zabawne, jak bardzo bogatym i biednym człowiekiem, można być jednocześnie.
Nigdy tak naprawdę nie miałem okazji zrobić zwykłych, codziennych rzeczy jakie robili moi rówieśnicy. Pobrudzić się błotem, umordować, nałykać kurzu, spalić słońcem i zmoczyć przez deszcz. Zawsze życie uciekało mi przez palce, a jedyne co mogłem to obserwować ludzi, którzy to wszystko mieli niemal pod skórą.
Brak okien w Galerii zawsze uniemożliwiał mi oglądanie wschodów i zachodów słońca. Z jednej strony byłem tym faktem zawiedziony, jednak z drugiej strony zmuszało mnie to do wyjścia z murów, aby móc to zjawisko zobaczyć na własne oczy. Często to robiłem. Uwielbiałem obserwować jak Paryż budzi się do życia, skąpany w porannym słońcu. Ubrałem się więc spoglądając na zegarek i jednocześnie nakładając ostatni element przebrania, jakim był kapelusz. Tej części swojej garderoby nie mogło zabraknąć, nawet gdy wcielałem się w postać X.
W pośpiechu ruszyłem do drzwi i gdy tylko przekroczyłem próg na chłodny podziemny korytarz, moją uwagę przykuło coś leżącego obok drzwi. Stanąłem nie wiedząc czego się mogę spodziewać, jednak gdy zobaczyłem czuprynę tych brązowych włosów, natychmiast ukucnąłem obok kobiety, próbując ją przebudzić.
- Amanda, obudź się - zacząłem delikatnie unosząc głowę kobiety. Gdy tylko spojrzałem na nią od razu wiedziałem co się stało i dlaczego tu była. Miała stróżkę krwi zaschniętą pod nowym rozcięciem na dolnej wardze, a policzek pokrywał siny ślad. Dopiero po chwili zauważyłem, że jest niemal kompletnie naga. Krótka koszula nocna na ramiączkach, a na nogach futrzaste, przemoczone kapcie. Gdy ledwo żywa uchyliła powieki zaklnąłem w duchu i wziąłem ją na ręce, zanosząc szybko do swojej sypialni.
Gdy tylko poczuła pod sobą miękki materac łóżka, wtuliła się w moją poduszkę wybuchając płaczem. Przykryłem szczelnie kobietę i usiadłem obok, delikatnie odgarniając jej włosy z twarzy. Dopiero teraz mogłem się jej dokładniej przyjrzeć. Była przerażona i zmarznięta, a jej twarz napuchnięta i czerwona od jeszcze świeżych uderzeń. Wiedziałem, że teraz nic z niej nie wyciągnę, jednak gdy chciałem wstać, poczułem jak łapie mnie za nadgarstek.
- Zostań ze mną, proszę - jej drżący głos odbił się echem w mojej głowie i po raz kolejny uległem jej prośbie.
Położyłem się obok Amandy, pozwalając by schowała twarz w mój tors. Płakała jeszcze dłuższą chwilę. Mimo iż gniew mnie rozsadzał od środka, a masa pytań wpływała na moje usta, milczałem. Musiałem pozwolić jej na uspokojenie się i wyrzucenie z siebie wszystkich emocji.
- Jesteś zmarznięta, powinienem wezwać lekarza - rzuciłem nagle, wiedząc jej delikatnie sine palce u dłoni.
- Nie, jest już dobrze. Naprawdę - posłała mi wymuszony uśmiech - Moja praca... - usłyszałem nagle jej szept - Zwolnią mnie, jeśli znów nie przyjdę.
- Chcesz iść do pracy w takim stanie? - zakpiłem, jednak szybko skarciłem się w myślach za wyładowywanie swojego gniewu na jej osobie - Nie martw się tym, załatwię to.
- Nie mogę stracić tej pracy - spojrzała na mnie nagle, a ja pierwszy raz od dawna poczułem się skrępowany jej spojrzeniem - Nie mogę.
- Nie stracisz jej. Załatwię ci fałszywe zwolnienie lekarskie, nie martw się. Ktoś z moich ludzi zaraz to tam dostarczy.
- Z Twoich ludzi? - zmarszczyła brwi, kolejny raz przyglądając się mojej masce w każdym calu - Jak to możliwe, że gdy tylko coś się dzieje w moim życiu zaraz biegnę do Ciebie, a nie mam nawet pojęcia jak wyglądasz?
- Pod tą maską kryje się człowiek, ale to nie jestem ja - zsunąłem kosmyk jej włosów za ucho - Bez tego byłbym dla Ciebie tylko imieniem i nazwiskiem, teraz dopiero jestem sobą, po prostu człowiekiem, musi Ci to wystarczyć, Amando.
- Wystarcza - odparła uśmiechając się do mnie słabo, więc ja wyczułem moment do zadania pytań, które nie dawały mi już spokoju.
- On Ci to zrobił, prawda? - na moje pytanie jej mina automatycznie posmutniała, spuściła wzrok i zaczęła nerwowo bawić się guzikiem od mojej kamizeli - Odpowiedz.
- Dobrze wiesz, że tak - odparła z wyrzutem - Obiecaj, że nie pójdziesz i nic nie zrobisz.
- Pod warunkiem, że Ty również tam nie pójdziesz.
- To mój dom - znów jej wzrok spoczął na mnie - Daj mi trochę czasu.
- Masz go do naszego powrotu z wyjazdu. Potem będziesz musiała podjąć kilka decyzji o swoim życiu.
- Jeszcze się nie zgodziłam na wyjazd - zmrużyła oczy, na co ja się zaśmiałem - Skąd ta pewność, że odpowiedź będzie twierdząca?
- Odpowiedzią dla mnie jest już sam fakt, że leżysz teraz w moim łóżku w samej koszuli nocnej.
Po tych słowa wstałem z łóżka i zostawiłem Amandę z jej pytającą miną. Trochę to było zabawne, jej niepewność i skrępowanie za każdym razem, gdy byłem zbyt blisko niej, lub mówiłem słowa, które wchodziły na relację między nami panującą. Jednak nie mogłem się często opanować, gdy wpatrywałem się w jej oczy. Myśl, że ona nie może zobaczyć moich była jeszcze bardziej fascynująca, gdyż za każdym razem szukała ich w miejscu na masce, gdzie powinny się znajdować. Szukała ich tam za każdym razem, jakby chciała ujrzeć w nich odpowiedź. To spojrzenie było fascynujące, dużo bardziej intymne niż sam seks.
W pośpiechu ruszyłem do drzwi i gdy tylko przekroczyłem próg na chłodny podziemny korytarz, moją uwagę przykuło coś leżącego obok drzwi. Stanąłem nie wiedząc czego się mogę spodziewać, jednak gdy zobaczyłem czuprynę tych brązowych włosów, natychmiast ukucnąłem obok kobiety, próbując ją przebudzić.
- Amanda, obudź się - zacząłem delikatnie unosząc głowę kobiety. Gdy tylko spojrzałem na nią od razu wiedziałem co się stało i dlaczego tu była. Miała stróżkę krwi zaschniętą pod nowym rozcięciem na dolnej wardze, a policzek pokrywał siny ślad. Dopiero po chwili zauważyłem, że jest niemal kompletnie naga. Krótka koszula nocna na ramiączkach, a na nogach futrzaste, przemoczone kapcie. Gdy ledwo żywa uchyliła powieki zaklnąłem w duchu i wziąłem ją na ręce, zanosząc szybko do swojej sypialni.
Gdy tylko poczuła pod sobą miękki materac łóżka, wtuliła się w moją poduszkę wybuchając płaczem. Przykryłem szczelnie kobietę i usiadłem obok, delikatnie odgarniając jej włosy z twarzy. Dopiero teraz mogłem się jej dokładniej przyjrzeć. Była przerażona i zmarznięta, a jej twarz napuchnięta i czerwona od jeszcze świeżych uderzeń. Wiedziałem, że teraz nic z niej nie wyciągnę, jednak gdy chciałem wstać, poczułem jak łapie mnie za nadgarstek.
- Zostań ze mną, proszę - jej drżący głos odbił się echem w mojej głowie i po raz kolejny uległem jej prośbie.
Położyłem się obok Amandy, pozwalając by schowała twarz w mój tors. Płakała jeszcze dłuższą chwilę. Mimo iż gniew mnie rozsadzał od środka, a masa pytań wpływała na moje usta, milczałem. Musiałem pozwolić jej na uspokojenie się i wyrzucenie z siebie wszystkich emocji.
- Jesteś zmarznięta, powinienem wezwać lekarza - rzuciłem nagle, wiedząc jej delikatnie sine palce u dłoni.
- Nie, jest już dobrze. Naprawdę - posłała mi wymuszony uśmiech - Moja praca... - usłyszałem nagle jej szept - Zwolnią mnie, jeśli znów nie przyjdę.
- Chcesz iść do pracy w takim stanie? - zakpiłem, jednak szybko skarciłem się w myślach za wyładowywanie swojego gniewu na jej osobie - Nie martw się tym, załatwię to.
- Nie mogę stracić tej pracy - spojrzała na mnie nagle, a ja pierwszy raz od dawna poczułem się skrępowany jej spojrzeniem - Nie mogę.
- Nie stracisz jej. Załatwię ci fałszywe zwolnienie lekarskie, nie martw się. Ktoś z moich ludzi zaraz to tam dostarczy.
- Z Twoich ludzi? - zmarszczyła brwi, kolejny raz przyglądając się mojej masce w każdym calu - Jak to możliwe, że gdy tylko coś się dzieje w moim życiu zaraz biegnę do Ciebie, a nie mam nawet pojęcia jak wyglądasz?
- Pod tą maską kryje się człowiek, ale to nie jestem ja - zsunąłem kosmyk jej włosów za ucho - Bez tego byłbym dla Ciebie tylko imieniem i nazwiskiem, teraz dopiero jestem sobą, po prostu człowiekiem, musi Ci to wystarczyć, Amando.
- Wystarcza - odparła uśmiechając się do mnie słabo, więc ja wyczułem moment do zadania pytań, które nie dawały mi już spokoju.
- On Ci to zrobił, prawda? - na moje pytanie jej mina automatycznie posmutniała, spuściła wzrok i zaczęła nerwowo bawić się guzikiem od mojej kamizeli - Odpowiedz.
- Dobrze wiesz, że tak - odparła z wyrzutem - Obiecaj, że nie pójdziesz i nic nie zrobisz.
- Pod warunkiem, że Ty również tam nie pójdziesz.
- To mój dom - znów jej wzrok spoczął na mnie - Daj mi trochę czasu.
- Masz go do naszego powrotu z wyjazdu. Potem będziesz musiała podjąć kilka decyzji o swoim życiu.
- Jeszcze się nie zgodziłam na wyjazd - zmrużyła oczy, na co ja się zaśmiałem - Skąd ta pewność, że odpowiedź będzie twierdząca?
- Odpowiedzią dla mnie jest już sam fakt, że leżysz teraz w moim łóżku w samej koszuli nocnej.
Po tych słowa wstałem z łóżka i zostawiłem Amandę z jej pytającą miną. Trochę to było zabawne, jej niepewność i skrępowanie za każdym razem, gdy byłem zbyt blisko niej, lub mówiłem słowa, które wchodziły na relację między nami panującą. Jednak nie mogłem się często opanować, gdy wpatrywałem się w jej oczy. Myśl, że ona nie może zobaczyć moich była jeszcze bardziej fascynująca, gdyż za każdym razem szukała ich w miejscu na masce, gdzie powinny się znajdować. Szukała ich tam za każdym razem, jakby chciała ujrzeć w nich odpowiedź. To spojrzenie było fascynujące, dużo bardziej intymne niż sam seks.
Siedziałam oparta głową o szybę w limuzynie, przyglądając się widokowi za oknem. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, a niebo pokrywała ciemna bezchmurna powłoka. Przespałam u X niemal pół dnia. Potrzebowałam tego wypoczynku w miejscu, gdzie czułam się bezpiecznie. Mimo iż nie do końca byłam przekonana co do wyjazdu, zgodziłam się. Podobno zwolnienie lekarskie zostało wypisane na ponad 2 tygodnie, a ja nie mogłam i tak wrócić teraz do mieszkania. Bałam się pokazywać tak na ulicy, ludzie zaczęliby zadawać pytania, a tak poważnych ran nie jest w stanie przykryć żaden makijaż.
- O czym myślisz? - wrócił mnie nagle na ziemię głos X, który siedział obok na skórzanej sofie pojazdu.
- O tym co będzie po powrocie.
- Powiesz mi za co tym razem Cię pobił? - mimo iż nie widziałam jego oczu, czułam na sobie jego wzrok. Co miałam mu powiedzieć? Prawda była tak upokarzająca, że bałam się aż co o mnie może pomyśleć - Chyba należą mi się minimalne wyjaśnienia.
- Odmówiłam mu seksu - odparłam w końcu, ponownie wracając do migającego obrazu za oknem - Wystarczy wyjaśnień?
- Rozumiem - skinął jedynie głową, zaś mnie zrobiło się zwyczajnie przykro, za to jak na niego naskakuję.
- Rozumiem - skinął jedynie głową, zaś mnie zrobiło się zwyczajnie przykro, za to jak na niego naskakuję.
Nie zasługiwał na to. Pomagał mi, był poza Clarą jedyną osobą w moim życiu, do której mogłam przyjść w najgorszej sytuacji. Słuchał mnie i pocieszał, próbował chronić nawet przede mną samą, jeśli była taka potrzeba. Nigdy nie odmówił mi pomocy, nie odpychał ani nie wyganiał.
Spojrzałam na mężczyznę niepewnie, po czym przysunęłam się maksymalnie i wsunęłam się pod ramię, wtulając się jednocześnie w jego bok. Bez zawahania objął mnie i przytulił, a ja poczułam ciepło wypełniające moje wnętrze.
- Przepraszam - odparłam szeptem, ale na tyle głośno, by mógł mnie usłyszeć - Nie rozumiem dlaczego wciąż mi pomagasz.
- Sam chyba nie do końca to rozumiem - byłam pewna, że się uśmiecha - Boisz się latać?
- Dlaczego pytasz?
- Za godzinę powinniśmy być na prywatnym lotnisku. Tam będzie czekać na nas samolot.
- Lecimy gdzieś? Nie wzięłam ze sobą nawet dowodu, nic...
- O to się nie martw. Nic nie jest Ci potrzebne - odparł, jednak mimo wszystko nie byłam przekonana do tego pomysłu - Na miejscu będą też nowe ciuchy dla Ciebie. Chyba, że wolisz cały pobyt przechodzić w moich koszulach.
- Bardzo śmieszne - przewróciłam oczami, zdając sobie jednocześnie sprawę jak brzmi to wszystko - Kim są ci wszyscy ludzie, którzy to robią? Ten szofer, pilot samolotu, osoba kupująca mi ciuchy... Oni wszyscy wiedzą kim jesteś? Tylko przede mną tworzysz tę tajemnicę?
- To bardziej skomplikowana sprawa, niż może Ci się wydawać.
- Tęsknisz do swojego dawnego życia? - dopiero po chwili chyba zdałam sobie sprawę z tego jak dziwnie brzmi moje pytanie.
- Ciężko porównywać całkiem dwa inne światy - poczułam jak gładzi delikatnie dłonią moje włosy, na co przymknęłam automatycznie oczy - Tęsknię za paroma miejscami, ludźmi, uczuciami... Tęsknię, ty chyba normalne, że człowiek przywiązuje się do miejsc i osób.
- Za jakim miejscem tęsknisz najbardziej?
- Za moim starym domem - umilkł na chwilę, jakby się zastanawiał - Tęsknię nawet za moim ojcem.
- Nie mieliście dobrych kontaktów?
- Jako syn kochałem go, ale jako człowiek nienawidziłem - otworzyłam oczy, po czym zerknęłam na maskę nie zdradzającą żadnych uczuć.
- On na pewno też bardzo Cię kochał - uniosłam delikatnie kąciki ust, jakbym starała się dodać mu otuchy - Mogę wiedzieć chociaż ile masz lat?
- Jestem starszy, dużo - zmarszczyłam brwi, po czym spojrzałam na niego z uśmiechem.
- Jak na starszego Pana to całkiem nieźle się poruszasz i masz dobry prawy sierpowy gdy walnąłeś Lucasowi.
- Fakt, że już nie pracuje nie czyni ze mnie schorowanego emeryta - zaśmiał się, a ja ponownie wtuliłam się w jego bok i zamknęłam oczy, kolejny raz tego dnia odpływając do krainy snów.
Dziwił mnie fakt jak kojąco wpływał na mnie jego dotyk. Na przykład teraz, kiedy leżę wtulona w jego ciało, czuję się jakbym była w najbezpieczniejszym miejscu na ziemi. Nie spinam się tak jak przy dotyku Lucasa, nie czuję obrzydzenia ani strachu. Czuję się tak samo jak wtedy, gdy miałam 19 lat. Jak wtedy, gdy pierwszy i ostatni raz zakochałam się w mężczyźnie, którego potem straciłam. Chciałam tak trwać w tym uścisku w nieskończoność. Niekiedy dotyk jest jedynym sposobem, by przekazać komuś, że troszczysz się o niego bezwarunkowo. Nie wymaga skomplikowanego, głębokiego tłumaczenia.
***
Komentarz = to motywuje!
~~~~~
“Bo najgorszą krzywdą, jaką można wyrządzić człowiekowi,
nie jest wcale odebranie mu życia,
tylko tego, po co żyje.”
~ Jo Nesbø
Ona tak do samego końca będzie się pozwalała lać po mordzie?
OdpowiedzUsuńSuper 💕 czekałam na nexta i nie zawiodłam się😊
OdpowiedzUsuńTo serio nie jest zapychacz :) i nie mogę doczekać się następnego rozdziału.
OdpowiedzUsuńMega :D czekam na nexta!
OdpowiedzUsuńJak możesz nazywać to zapychaczem? Jak dla mnie to świetny rozdział 😊
OdpowiedzUsuń