Strony

sobota, 23 grudnia 2017

Rozdział 34 - Jak to jest, nie mieć okazji się pożegnać?


I jestem!
Obiecałam sobie (i jednej czytelniczce), że rozdział będzie na święta:
I oto jest! <3
Na wstępie - wiem,  że rozdział nie jest za długi i pewnie nie każdy będzie się z niego cieszył,
wyszedł mało pozytywnie jak na Święta, ale tak wypadło xD
A więc teraz:
WESOŁYCH ŚWIĄT KOCHANI!
Życzę wam dużo radości i miłości w te dni, aby żarcie ze stołu poszło w cycki xD
Spędźcie ten czas spokojnie z rodziną <3
Od razu życzę wam szczęśliwego Nowego Roku, gdyż do tego czasu na pewno nie będzie nowej notki - na sylwester jak co roku jadę za granicę do jakiejś europejskiej stolicy, więc będę pochłonięta w najbliższe dni całkowicie. 
Ostatni raz by nie przeciągać: Wesołych Świąt i szampańskiej zabawy przy powitaniu 2018!:) <3
 ~~~~~~

   Dawno zwykłe siedzenie nie wywoływało u mnie takiej masy wspomnień, jak to teraz. Santa Barbara było jedną z najbliżej usytuowanych Neverland miasteczek nad oceanem. Zarówno tutaj, jak i do Malibu wybieraliśmy się by po prostu pooddychać wodą, jaką niosła ze sobą bezkresna pustynia oceanu. Santa Barbara nie wyróżnia się niczym specjalnym spośród innych miasteczek na zachodnim wybrzeżu Stanów, jednak mimo wszystko dla mnie było to jedno z niewielu miejsc na ziemi, gdzie ocean dawał mi tyle radości. 
 Przyglądałem się falom rozbijającym o brzeg w blasku porannego słońca. Ludzie uwielbiają zachody, jednak rzadko kiedy są na tyle zmobilizowani, by wstać na wschód słońca. Moja mama zawsze mawiała, że wschody są dla zwycięzców. Że zakończenie jest zawsze łatwiejsze, niż zaczęcie czegoś nowego. Tak samo było ze słońcem. Ludzie przyglądają się jak gaśnie, jednak często nigdy nie widzieli tego, jak ponownie budzi się do życia. Jednak gdy już mają dane tego doświadczyć, gdy raz wschód słońca otuli ich swoimi promieniami, często zostają w nich na zawsze. Później już nie zachwycają się zachodem. 
- Frank mówił mi, że tutaj Cię znajdę - usłyszałem za sobą ten dobrze mi znany, męski głos - Przyznam się Mike, że nie spodziewałem się, że ten twój cały pomysł, a raczej cyrk z pozorowaniem śmierci się uda.
- Jak mnie rozpoznałeś? - spojrzałem na Quincego, który zajął miejsce na piasku obok mnie - I co tutaj robisz?
- Frank dzwonił, że leci do Francji. Myślałem pierw, że leci do Ciebie, ale potem powiedział, że jesteś w Californii i mam się tobą zająć do jego powrotu.
- Nie jestem dzieckiem, byś musiał się mną opiekować.
- Każdy człowiek potrzebuje czasem pomocy, poza tym chciałem Cię zobaczyć. Jak się trzymasz?
- Z mamą nie jest najlepiej - poczułem, jak szklą mi się oczy - Wszystko się pokomplikowało. Nie mam pojęcia co robić.
- Masz zamiar jej powiedzieć prawdę?
- Nie, nie mogę tego zrobić tym bardziej, że jest w takim stanie.
- Wciąż nie rozumiem, dlaczego wtajemniczyłeś nas w tą całą szopkę, a nie wiedzą o tym najbliższe Ci osoby.
- Mama nie potrafiłaby udawać. La Toya albo któryś z chłopaków na pewno w końcu by się dowiedział. Nie mogłem tak ryzykować. Nie chodzi już nawet o konflikt z prawem, ale Ty czy Frank możecie stracić wszystko.
- Ale mamy też to dzięki tobie - uśmiechnął się - Gdyby nie Michael Jackson, pewnie nie bylibyśmy tutaj, gdzie jesteśmy.
- Uważasz... Uważasz, że źle zrobiłem? - niepewnie spojrzałem na mężczyznę, który jednak swój wzrok trzymał wbity w ocean - Czy błędem była ta ucieczka od świata?
- A żałujesz? - w końcu nasze oczy się spotkały - Nie ma na to jednoznacznej odpowiedzi, Mike. Wszystko to zależy od tego, czy zyskałeś to, czego chciałeś. Czy masz to, czego pragnąłeś.
- Poznałem kogoś.
- Kobietę? - zaśmiał się - Chyba zaczynam wszystko rozumieć. No i te nerwowe dni Franka. Myślałem, że dostaje okres dwa razy w tygodniu.
- On jest przeciwny tej relacji. Jest pewien, że to wszystko zniszczy.
- A zniszczy? - niepewnie spojrzał na mnie, a ja nie wiedziałem co odpowiedzieć na jego pytanie - Ryzyko jest zawsze, nieważne jak bardzo jej ufasz.
- Obiecałem jej, że wrócę w ciągu trzech dni. Frank poleciał po to, by jej przekazać, że muszę zostać dłużej. Nie wiem, kiedy mamie się polepszy.
- Boisz się, że nie zrozumie, co?
- Bardzo przeżywała ten wyjazd. Nie dziwię się jej, ma tam tylko Clarę. Jej narzeczony jest tyranem, a w sumie przeze mnie zdecydowała się go zostawić.
- Ma narzeczonego? - zaśmiał się - O proszę, nie wiedziałem Jackson, że ty w zajętych gustujesz.
- Bije ją i poniża. Ty byś nie zareagował?
- Wiesz, że bardzo narażasz siebie i nas wszystkich zaplątanych w twój durnowaty pomysł? - zmierzył mnie wzorkiem - Ona wie, kim jesteś?
- Chciałem jej powiedzieć po powrocie. Teraz już sam nie wiem, co jest dobre, a co złe.
- Jak wyobrażasz sobie jej życie, hm? Będzie z Tobą przesiadywać w Galerii? Udawać przed ludźmi, że jest samotna przez resztę życia?
- Nie wiem, nie myślałem nad tym wszystkim jeszcze.
- Ty zawsze najpierw robiłeś, później myślałeś - uśmiechnął się - Nic się nie zmieniłeś Mike, ale w sumie to i dobrze. Za to Cię wszyscy uwielbialiśmy.
- Masz teraz jakieś plany? - spytałem nagle, wpatrując się w piasek - Chcę jechać do szpitala do mamy, a wolałbym nie tłuc się metrem mimo przebrania.
- Szofera potrzebujesz? - zaśmiał się znów - Jasne, podwiozę Cię. Podnoś więc królewski tyłek, bo popołudniem muszę być w studiu. Mnie muzyka wciąż się trzyma i niewiele się zmieniło od kiedy podobno kopnąłeś w kalendarz - puścił mi oczko, po czym wstał, otrzepał spodnie z piasku i ruszył wolnym krokiem w stronę parkingu.
   Zrobiłem po nim to samo, jednocześnie rozmyślając nad całą sytuacją w jakiej się znajduję. Miał rację, nie przemyślałem tego. Nie przemyślałem nic a nic, widziałem w tym wszystkim tylko siebie, nie próbując nawet odnaleźć w tym wszystkim Amandy, która przecież najbardziej w tym wszystkim ucierpi. To było cholernie samolubne z mojej strony.
 

   W przeciągu ostatniego czasu działo się tak wiele, że całkowicie zapomniałam o zbliżających się świętach. Grudzień powoli dobiegał końca, śnieg nie przestawał zasypywać Paryża, zaś zakochani w mieście miłości turyści zaczynali powoli zjeżdżać się z całego świata, by móc tutaj spędzić zarówno Boże Narodzenie, jak i nadchodzący Nowy Rok. Nigdy nie przepadałam za świętami, może głównie dlatego, że nigdy nie miałam z kim ich spędzać? Zazwyczaj spędzaliśmy je w Londynie u rodziny Lucasa. Nie cierpiałam tej sztucznej i gęstej atmosfery, która zawsze wisiała nad stołem, fałszywymi uśmiechami i zakłamanymi życzeniami 'od serca'.
   Rzuciłam ostatni uśmiech sekretarce w naszej szkole muzycznej, po czym ruszyłam do wyjścia z uśmiechem na ustach. Nie chodziło wcale o dobry dzień w pracy, ale o fakt, że dziś mijają trzy dni od wyjazdu X. Sama nie wiem, czy bardziej rozpierała mnie radość z jego powrotu, czy strach przed tym, co chciał mi wyjawić. Mimo wszystko kroczyłam w stronę Galerii Cieni, gotowa czekać tam na niego nawet całą noc, jeśli będzie trzeba. Mając jego u boku mogłam stawić czoła wszystkiemu, nawet Lucasowi, który przecież wciąż nie miał o niczym pojęcia. 
   Gdy w końcu stanęłam przed ogromnymi, dębowymi drzwiami, z walącym sercem nacisnęłam na klamkę, a drzwi ku mojemu zdziwieniu się otworzyły.
  A więc był już.
  Wrócił i czeka na mnie.
  Nie mogąc pohamować emocji wbiegłam do mieszkania szukając go wzrokiem. Niemal czułam jak przypominam sobie jego głos, dotyk, a nawet zapach. Energia rozpierała mnie od środka, a przy każdym kroku miałam wrażenie, że serce przeciśnie się przez klatkę piersiową i wyskoczy.
- Amanda? - usłyszałam za sobą niski, męski głos, jednak nie był to na pewno mój X.
Przerażona odwróciłam się w stronę mężczyzny, łapiąc w międzyczasie lampę stojącą na stoliku obok.
- Nie podchodź, bo dostaniesz - warknęłam, patrząc z przerażeniem na obcego człowieka przede mną - Kim... Kim jesteś? I jak się tutaj dostałeś?

- Z nim też tak zaczęłaś znajomość? Celowałaś w niego lampą? W takim razie nie mam pojęcia, co on w Tobie widzi.
- Że słucham? - poczułam się zirytowana, ale przynajmniej wiedziałam już, że się znają - Kim Pan jest? I gdzie jest X?
- A no tak, zapomniałem o jego ksywce - zaśmiał się, a ja poczułam ukucie w sercu - Ja właśnie w jego sprawie.
- Wie Pan, kim...?
- Kim jest? Oczywiście, znamy się od lat.
- Gdzie jest w takim razie? - opuściłam przedmiot, rozglądając się niepewnie po salonie, w którym się znajdowaliśmy - Nie wspominał, że wróci z kimś.
- Bo nie wrócił ze mną - spojrzał na mnie z wyrazem, którego nie potrafiłam rozszyfrować - Posłuchaj... To wszystko tutaj... 
- Gdzie on jest? - warknęłam, nie mogąc znieść jego majaczenia - Mówił, że wróci za trzy dni.
- Wiem, dlatego dziś tutaj jestem - podszedł do mnie na bliską odległość, że mogłam poczuć zapach jego perfum - Nie miał jak się z Tobą skontaktować, dlatego wysłał mnie aż tutaj. 
- Skontaktować? Po co? - poczułam pierwsze łzy napływające mi do oczu - Czy on...?
- Paryż był ucieczką od dawnego życia, ale nie tutaj jest jego dom. Posłuchaj... Nie wiem co on Ci obiecywał, ale prawda jest taka, że on nie potrafi zapanować nad własnym życiem, a co dopiero brać na odpowiedzialność cudze. Nie wiem kiedy wróci, on sam tego nie wie, a nawet bym się poważnie zastanawiał, czy w ogóle wróci - mówił na jednym wdechu, a moja twarz była już niemal cała mokra od łez - Nie będę tak jak on Cię zwodził i mówił, abyś czekała na jego cudowny powrót. Otwórz oczy a zobaczysz, że ten wyjazd to najlepsze co was spotkało. Masz jeszcze czas pozbierać się i ułożyć swoje życie na nowo. Przykro mi, Amando.
   Po tych słowach po prostu mnie wyminął i odszedł, znikając za drzwiami gabinetu. Stałam w osłupieniu, nie potrafiąc wykonać nawet najmniejszego ruchu. Jedynie moje łzy ściekały po policzkach, kapiąc na drewnianą podłogę, a serce nie przestawało obijać moich żeber do granic bólu. Sama nie wiem, co wtedy czułam. Złość? Gniew? Rozpacz? Żal? Strach? Chyba te wszystkie emocje spały na mnie na raz, w jednej sekundzie sprawiając, że mój umysł i ciało przestały rozróżniać granic między nimi. Wszystko to zlało się w uczucie, jakie towarzyszyło mi przez kilka lat w przeszłości. Coś, czego nigdy więcej nie chciałam gościć w swoim sercu, w obawie przed ranieniem bliskich i samej siebie. Było to coś, czego bałam się sto razy bardziej, niż jakiegokolwiek innego uczucia na świecie.
   Gdy ktoś macha przed Tobą nożem, gdy w Twoją stronę biegnie rozjuszony niedźwiedź, gdy samolot, którym lecisz, właśnie wpadł w turbulencje, strach jest naturalną emocją, która w bezpośrednim zderzeniu ze skrajnymi sytuacjami pojawia się nawet u odważnych osób. Gdy w Twoją stronę zbliża się rozpędzona ciężarówka i Twoje życie wisi na włosku – czujesz ekstremalny strach. Jeśli jednak godzinami przewracasz się z boku na bok, nie możesz spać, bo wyobrażasz sobie, że nieuchronnie zginiesz w wypadku samochodowym - są to objawy lękowe.


   Spryskałem twarz zimną wodą i próbowałem odetchnąć, ale w szpitalach jest tylko chłodna próżnia. Nie można w nich zaczerpnąć świeżego powietrza ani poczuć na twarzy ciepłego blasku słońca. Tutaj każdy jest samotny, a jednak może być nieustannie nadzorowany. Mogą cię tu obserwować i faszerować lekami, trzymać z dala od ludzi i zwyczajnego szerokiego świata. Tu wszystko jest zawsze pomalowane na biało. To kolor pustki... startej tabliczki. Tutaj cię redukują, niemal wymazują chorą część ciebie, a wraz z nią cząstkę, która czyni cię ludzkim i niepowtarzalnym, która pozwala ci odczuwać radość i dawać ją innym. To cichy, niezmienny, zastygły w kamiennej martwocie obszar zapieczętowany grubą czarną obręczą. Jednak nie znajdziesz tu schronienia przed niebezpieczeństwami świata.
    Czując nowy przypływ energii wróciłem do szpitalnego łóżka, gdzie spała wciąż moja mama. Oddychała miarowo, mając na twarzy wymalowany jedynie spokój. Chciałem, by się w końcu przebudziła, jednak nie do końca wyobrażałem sobie to spotkanie. Co miałem jej niby powiedzieć? Jak się wytłumaczyć? Tutaj nie pomogłyby żadne słowa, nieważne czy szczere od serca, czy zwyczajne kłamstwo. Nic tutaj nie wydawało się być odpowiednią opcją.
   Nagle jedno z urządzeń zaczęło głośno piszczeć, a parametry na ekraniku wariować. Spojrzałem przerażony na kobietę, która podłączona masą rurek i kabli zaczęła drżeć, by w końcu trząść się całym ciałem. Krzyknąłem podbiegając do matki, która wydawała się dalej spać, jakby jej ciało samo z siebie zaczęło rzucać się na łóżku. Spanikowany złapałem ją za ramiona, jednocześnie krzycząc i wołając kogoś o pomoc. Maszyna nie przestawała wydawać z siebie okropnego dźwięku. Łzy kapały mi po policzkach z bezsilności, gdy jej ciało nie uspokajało się. W końcu do sali wbiegły pielęgniarki, a za nimi lekarz. Zostałem niemal odepchnięty od matki, a wokół jej łóżka zebrała się masa ludzi w białych fartuchach.
- Halo, słyszy mnie Pan? Proszę opuścić salę. Halo? Proszę wyjść! - nie kontaktowałem co do mnie mówiono.
   Moje załzawione oczy wciąż spoczywały na matce, a serce waliło z prędkością światła. Zostałem niemal siłą wypchnięty z sali, a drzwi zatrzaśnięte mi przed nosem. Nie mogąc wytrzymać oparty o ścianę zjechałem po niej plecami na podłogę, wybuchając tym razem niekontrolowanym płaczem. Nie dbałem o to, że moje przebranie może ze mnie spłynąć razem ze łzami. Chciałem wziąć jedynie na siebie cały ból mojej matki, chciałem ją przeprosić za wszystkie krzywdy, oraz podziękować za wszystko, co dla mnie zrobiła. Jak to jest, nie mieć okazji się pożegnać? Rozstajesz się z kimś w gniewie, często za głupotę, a ta osoba może nie wrócić do domu. Możesz nie mieć okazji z nią porozmawiać, wyjaśnić, przeprosić. Pijany kierowca wjeżdża w przystanek autobusowy, zabijając kilkanaście osób - była to jeszcze niedawno historia bardzo głośna na całą Francję. Jednak mimo to ludzie rozstają się bez pożegnania, bez wyjaśnienia problemów i spraw, jakie między nimi wiszą.
    Dusząc się własnymi łzami wybiegłem ze szpitala, czując jak ogarnia mnie gorąc Kalifornijskiego klimatu. Złapałem pierwszą taksówkę, zakładając na głowę kaptur, tak aby kierowca nie mógł dojrzeć moich zaczerwienionych oczu. Gdy mężczyzna ruszył w kierunku podanego przeze mnie adresu, schowałem twarz w dłonie, czując jak wszystko we mnie zaciska się z bólu. Nie mogłem tam zostać, nie mogłem tam czekać na wyjaśnienie lekarza, po prostu nie mogłem być tak blisko jej cierpienia, które dotykało mnie ze zdwojoną siłą.
   Dłużąca się droga w końcu dobiegła końca. Rzuciłem kierowcy na tapicerkę banknot i niemal wybiegłem z pojazdu w kierunku tak dobrze mi znanej drogi. Przez wciąż napływające łzy nie widziałem zbyt wiele, jednak tę ścieżkę znałem niemal na pamięć. W końcu gdy zobaczyłem tę tak dobrze mi znaną bramę, upadłem na kolana tuż przy jej progu, ponownie wybuchając płaczem. U progu mojego Neverland.

***

Komentarz = to motywuje!

~~~~~

“Szukamy ciepła nawet w kubku z gorącą herbatą, 
w zaparowanych oknach, 
bo tak bardzo tęsknimy za ciepłą duszą.”

~ Tadeusz Różewicz

   

wtorek, 12 grudnia 2017

Rozdział 33 - Jak kocha, to poczeka.



Kochani jestem i nawet czasowo nie jest tak źle :D
Miałam nawet wenę, więc poszło jako tako.
I o dziwo nawet mnie się rozdział podoba :333
Mega dobrze pisze mi się opis miast (tak jak tutaj np: Paryża czy LA), bo piszę o 
miejscach, gdzie sama fizycznie byłam.
Nie sprzedaję fantazji o tym, ale staram się oddać to,
co sama czuję. Jest to myślę dużo bardziej autentyczne.
Ok, nie przeciągam.
Komentujcie misiaki i mówcie co się podobało, a co was wkurwia xD :D

~~~~~

    I nagle wszystko we mnie się rozpada. Serce przestaje bić. Płuca zapadają się w sobie. Krew rzednie. Gardło przeszywa ból – całe ciało staje się siedliskiem bólu. Mam momentami wrażenie, że teraz tylko udaję, że żyję. Udaję, że się śmieję, że słucham, że odpowiadam na pytania. Każdego dnia czekam na znak, na gest. Żeby wyzwolił mnie z tego ciemnego lochu, w którym mnie zostawił i żeby mi powiedział dlaczego to zrobił. Pożegnania w końcu rzadko spełniają pokładane w nich oczekiwania.
- Hej, wyjdziesz stąd kiedy? - do pokoju wpadła Clara w swoim szlafroku i porannej szopie na głowie - Co to jest w Twojej ręce?
- Whisky. Też chcesz? - spytałam wskazując na pustą szklankę na stoliku.
- Kobieto, jest ranek w ty już tankujesz? Co się z tobą stało?
- Poranek? Dochodzi dwunasta. Nie moja wina, że śpisz do tej godziny - odparłam upijając łyk rozgrzewającej cieszy - Poza tym nie jestem pijana, delektuję się dobrym alkoholem.
- Jesteś w Francji, tutaj ludzie delektują się winem - rzuciła siadając obok mnie na kanapie - Tęsknisz za nim?
- Nie chcę o tym gadać - zmrużyłam oczy, sama chyba zastanawiając się nad odpowiedzią na jej pytanie - Nie minęły jeszcze nawet dwa dni, a ciągnie się to niczym wieczność.
- Przynajmniej jutro wracasz do pracy, chociaż na chwilę o nim zapomnisz.
- Tak, stęskniłam się za pracą - uniosłam delikatnie kąciki ust - Nie czekaj na mnie jutro. Wieczorem po zajęciach pójdę do Galerii Cieni. Nie znam dokładnej godziny powrotu X, ale chcę tam być gdy wróci.
- Pamiętaj, że jeśli będziesz mnie potrzebować to jestem zawsze do Twojej dyspozycji, jasne?
- Oczywiście - odparłam, po czym wtuliłam się w bok przyjaciółki, przymykając przy tym oczy.
- Jaki jest? - spytała nagle - No wiesz, chodzi mi co jest w nim takiego specjalnego.
- Jest w nim coś, czego nie potrafię określić - uśmiechnęłam się - Potrafi być zmienny niczym pogoda. Czasem wydaje się najbardziej czułym i uczciwym człowiekiem na świecie, a czasem mam wrażenie, że nie dba o nic ani o nikogo. Ale wiem, że jest prawdziwy. W całej prostocie tego słowa.
- Mimo tego, że nie wiesz kim jest?
- Zostawił mi na pożegnanie list - odparłam, przypominając sobie jego treść - Napisał, że po powrocie chce mi wszystko wyjaśnić i powiedzieć prawdę.
- No to chyba dobrze, nie? - zaśmiała się - W końcu zobaczysz jego twarz.
- Nie wiem, czy chcę. W końcu pokochałam go w takim wydaniu, a co jeśli to cała ta tajemnica tworzy tę magię, i niszcząc tajemnicę zniszczymy to, co dzięki niej między nami powstało?
- Jak poznanie tożsamości może zniszczyć uczucie?
- Kocham X. To on jest dla mnie prawdziwy, a nie człowiek, który się pod niego podszywa - wstałam z miejsca i zaczęłam nerwowo chodzić po pokoju - Po prostu boję się, tego co się stanie.
- Ej czekaj, przecież my wciąż gadamy o jednej i tej samej osobie, co za różnica my ma na twarzy maskę, pomidora czy zdechłego kota? 
- Nie rozumiesz, to nie jest takie proste - ukryłam twarz w dłonie - Zresztą nieważne, najpierw musi wrócić.
- Skoro powiedział, że wróci, to chyba wróci nie?
- Mam taką nadzieję - mruknęłam wychodząc z pokoju w stronę kuchni w celu przygotowania śniadania.
   Czułam się obrażona na cały świat. Miałam ochotę winić wszystko i wszystkich, za to, że musiał wyjechać. Być może gdybym znała przyczynę jego wyjazdu, inaczej bym na to wszystko patrzyła. Czułam się kompletnie zagubiona w całej burzy uczuć, która się we mnie kłębiła. I nie chodziło tutaj tylko o tęsknotę. Chodziło o strach przed utratą czegoś, do czego zdążyłam już się przyzwyczaić.


   Siedziałem przy szpitalnym łóżku, gładząc delikatnie jej pomarszczoną dłoń. Leki nasenne musiały działać, gdyż spała nieruchomo od kilku godzin równomiernie oddychając. Wstałem w końcu nie mogąc dłużej usiedzieć na krześle, po czym podszedłem do okna, przypatrując się swojemu odbiciu w szybie. Musiałem przyznać, że całkiem zabawnie wyglądałem w blond peruce i niebieskich soczewkach. Frank się bardzo postarał z moim przebraniem, aby nikt nie nabrał żadnych podejrzeń co do mojej osoby.
- A Ty dalej tutaj? - o wilku mowa. Mężczyzna wszedł do sali i spojrzał na mnie niepewnie - Mike, dzisiaj już się nie wybudzi. Rozmawiałem z lekarzem. Miała bardzo trudną noc, musieli jej podać mocne środki przeciwbólowe, a efektu ubocznego w tym przypadku snu, nie da się uniknąć.
- Nie wyjadę bez pożegnania.
- A gdzie Ty już chcesz jechać? - spojrzał na mnie jak na wariata - Tak Ci tęskno za Francją?
- Obiecałem jej, że wrócę w ciągu trzech dni, dotrzymam słowa - odparłem ruszając w kierunku drzwi - Jutro rano przyjadę znów do mamy. Mam nadzieję, że leki przestaną już działać.
- Mogę Cię gdzieś zabrać? Pogadamy, tak samo jak kiedyś, jako przyjaciele - spojrzał na mnie z tą swoją wymowną miną.
   Nie miałem serca mu odmówić, chociaż marzyłem teraz jedynie o łóżku i długim śnie, gdyż siedzenie na drewnianym stołku w szpitalu tyle godzin, nie jest najbardziej relaksacyjną rzeczą na świecie.
   Wsiedliśmy do czarnego mercedesa Frank'a, po czym ruszył gdzieś ulicami Los Angeles. Rozglądałem się z uśmiechem na ustach, na widok tych palm, tłumów ludzi, klimatu, jaki może mieć w sobie tylko Miasto Aniołów. Podobno do tego miasta przyjeżdża się, gdy przed czymś się ucieka - lub czegoś szuka. Dla mnie LA było przez większą część życia domem, za którym mimo wszystko zawsze cholernie tęskniłem, nawet będąc w Paryżu. Los Angeles to miasto wielu kontrastów. Z jednej strony bogate Beverly Hills, z drugiej ulice Chinatown obstawione namiotami ludzi bezdomnych. Albo kochałeś to wszystko razem, albo nienawidziłeś na zawsze. Nie było tutaj nic po środku.
- Nad czym tak rozmyślasz, królu? - zagadał nagle Frank, wybijając mnie z mojej zadumy - Dawno Cię tutaj nie było, co?
- Zapomniałem już jak piękna jest California.
- Co racja, to racja - uśmiechnął się szeroko - Świat jest z reguły piękny, ale jeśli miałem gdzieś wracać, zawsze to było właśnie tutaj.
- Co z Neverlandem? - myślałem długo, czy na pewno aby chcę zadać to pytanie, a co najważniejsze: czy chciałem znać na nie odpowiedź - Czy ono...?
- Jest zamknięte. Chyba nie myślałeś, że nowy nabywca zrobi z tego atrakcję? - zaśmiał się - Nie byłem tam od ponad roku. Mieli robić jakieś remonty, ale nie mam pojęcia czy doszło to do skutku.
- Nie chcę, aby to miejsce stało się ruiną.
- Mogłeś o tym myśleć nim upozorowałeś własną śmierć i sprzedałeś posiadłość pierwszej lepszej rybie, która zaproponowała dobrą sumkę.
- Zabrałeś mnie, by wytykać mi teraz błędy? - warknąłem - Gdzie my w ogóle jedziemy? Robi się ciemno.
- Już prawie jesteśmy - odparł, skręcając w jakąś boczną drogę.
   Nim zdążyłem się zorientować gdzie mnie wiezie, zaparkowaliśmy już pod barem, w którym opijaliśmy zawsze razem wydanie moich kolejnych płyt. Nie ukrywam, że miejsce to przywoływało u mnie masę pięknych wspomnień.
- Wychodzisz czy nie? Coś Ty taki zamyślony dzisiaj? - zawołał Frank, zatrzaskując za sobą drzwi od strony kierowcy - No dalej, nie będę na księżniczkę czekał kolejnego stulecia.
   Pokręciłem jedynie głową, po czym niechętnie opuściłem pojazd. Ciepłe powietrze owiało moje policzki, a ja od razu przypomniałem sobie mróz i śnieg, jaki teraz okrywa stolicę Francji. W końcu po chwili zastanowienia wszedłem za przyjacielem do baru, ciesząc się w duchu, że był to środek tygodnia, więc sala nie była tak bardzo wypełniona ludźmi. Dotknąłem jakby dla upewnienia swojego sztucznego wąsa, po czym zająłem miejsce obok Franka przy samym barze.
- Co pijesz?
- Bourbon. Mam ochotę na coś typowo amerykańskiego.
- Francuskie wina Ci się znudziły? - zaśmiał się - Dwa razy Bourbon proszę - zawołał do barmana, po czym spojrzał znów na mnie - To powiesz mi teraz co się wydarzyło tam w Paryżu?
- Nie rozumiem o czym mówisz - spuściłem wzrok, chociaż dobrze wiedziałem, że jego nie tak łatwo jest oszukać - Nic, czym powinieneś się martwić.
- Czyżby? - zapytał, gdy barman podał nam dwie szklanki z trunkiem - No dawaj, może jak się rozgrzejesz trochę, to bardziej otwarty i rozmowny się zrobisz.
- Frank, nie ma o czym gadać, serio. Panuję nad wszystkim i wiem, co robię.
- Sypianie z nią uważasz za panowanie nad sytuacją? - po tym pytaniu omal nie zakrztusiłem się alkoholem, który akurat zdążyłem upić ze szkła - Masz mnie za idiotę?
- Przypomnę Ci, że jestem dorosły i sam decyduję co robię i z kim chodzę do łóżka.
- A ja Ci przypomnę - zaczął cichym, leczą ostrym tonem - Że to ja pomogłem Ci z tą całą szopką, to ja narażałem i wciąż narażam się na konflikt z prawem i to ja dbam o Twoją skórę. A Ty naruszasz zasady, które zostały ustalone. Wiedziałeś z czym wiąże się decyzja, którą podjąłeś. Wiedziałeś, że to będzie oznaczać swego rodzaju samotność, a już na pewno nie wchodzenie w relacje z kimś, kto może nas wszystkich posłać na dno.
- Ona mnie nie wyda, nic nie powie. Nawet jeszcze nie wie, kim jestem.
- Jeszcze? - zaśmiał się - Czyli masz w planach wpaść teraz i wkroczyć z tekstem: Siema, jestem Michael Jackson, zmartwychwstałem niczym Jezus?
- Zamknij się, zwariowałeś?! - warknąłem, widząc jak ktoś przechodzący obok zerknął aż w naszą stronę - Zaraz to przez ciebie się wszystko posypie.
- O nie mój drogi, to ty zawaliłeś przez swoją własną głupotę. Kolega w bokserkach tak bardzo Cię swędział, że już nie mogłeś wytrzymać?
- Dobrze wiesz, że nie chodzi o seks - odparłem, upijając duży łyk bourbonu z szklanki - Ona jest inna, nie możesz mi zaufać Frank?
- Zawsze Ci ufałem, ale tutaj zaślepiają Cię uczucia, nic więcej.
- Nie działam pochopnie.
- W takim razie zróbmy tak - zaczął, poprawiając się na krześle - Zostań tutaj kilka dni i przemyśl całą tę sprawę. Jeśli dalej będziesz trzymał się swojej wersji, leć do tego swojego Paryża i nie wracaj.
- Hej, nie takie rozwiązanie miałem na myśli - odparłem - Po pierwsze nie mogę, muszę wylecieć jutro wieczorem z powrotem do Francji. Nie potrzebuję czasu do namysłu.
- Aha, czyli przełożysz znajomość z jakąś Panną ponad zdrowie własnej matki?
   Zabolało. Nie chodziło o sam ton, w jaki to wypowiedział, ale o fakt, że miał w pewnym stopniu rację. Moja matka walczyła teraz o życie, kto wie, czy po części nie przeze mnie i moje kłamstwa, a ja myślałem tylko o tym, aby wrócić już do Amandy. Czułem się podle, nie wiedząc jaka decyzja jest właściwa. Obiecałem jej, że to będą tylko trzy dni, co jednak, jeśli sytuacja z moją matką się pogorszy? Mam ją zostawić?
- Nie mam nawet numeru telefonu, by się z nią skontaktować i powiedzieć, że się spóźnię - zacząłem z rezygnacją w głosie - Nie mogę...
- Ja polecę - wyrwał nagle, na co spojrzałem na niego nie dowierzając - Skoro to dla Ciebie tak cholernie ważne, polecę i spotkam się z nią i powiem, że musisz zostać tutaj dłużej.
- Nie wiesz nawet, jak wygląda.
- Sprowadzasz więcej lasek do Galerii Cienii?
- Oczywiście, że nie.
- No to skoro tam przyjdzie, to będę wiedział, że to ona, nie? - upił kolejny łyk alkoholu - Dobrze mi zrobią mini wakacje, a ty zajmij się matką lepiej.
- A jeśli Amanda mi tego nie wybaczy?
- Jak kocha, to poczeka - wyszczerzył się - Mike słuchaj, to tutaj jest Twoja rodzina. I zawsze była. Twój dom, całe to miasto, cała California, ja, Twoi bracia i rodzice.
   Nie odpowiedziałem nic więcej, jedynie dopiłem do końca kolorową ciecz w szklance i zmrużyłem oczy, próbując myślami wrócić do Paryża. Czy faktycznie czułem się tam jak w domu? Czy czułem się szczęśliwy wraz ze swoją samotnością? Mówi się, że dom jest tam, gdzie człowiek chce zostać najdłużej.


   Kroczyłam ulicami Paryża, nie zwracają uwagi na spadające na mnie płatki śniegu. Wschód słońca okrywał już powoli dachy złotą poświatą, a dzieci z tronistrami wychodziły z swoich domów do szkół. Dziwiło mnie, że turyści wolą odwiedzać miasto miłości latem. Uważam, że zimą jest o wiele piękniejsze i bardziej klimatyczne. Biały puch skrzypiący pod stopami, światełka rozwieszone w każdym możliwym miejscu, stare kamienice w obrazie padających płatków śniegu. To było naprawdę niesamowite.
- Amanda? - słysząc ten głos zamarłam. Zatrzymałam się w pół kroku, bojąc się odwrócić w stronę, z której dochodził dźwięk - To ty? - widząc mój brak reakcji Lucas sam podszedł i obrócił mnie w swoją stronę, powodując u mnie kołotanie serca ze strachu - Co ty tutaj robisz? Myślałem, że wyjechałaś z miasta.
- Bo... Bo tak było - zaczęłam niepewnie, spuszczając wzrok - Lucas, przepraszam Cię ale, ja się naprawdę spieszę, muszę iść do pracy - chciałam ruszyć, ale zatarasował mi znów drogę.
- Poczekaj, chcę tylko porozmawiać - zaczął łagodnym głosem - Ja... Ja wiem że zawaliłem, chcę to naprawić, naprawdę. Spotkaj się ze mną, porozmawiajmy.
- Porozmawiamy, ale nie teraz, muszę iść do pracy, ty zresztą chyba też pracujesz - zmierzyłam wzrokiem jego policyjny mundur - Proszę, daj mi już iść bo jeszcze przez Ciebie stracę pracę.
   Spojrzał na mnie z swego rodzaju rozczarowaniem, jednak bez słowa przesunął się, pozwalając mi ruszyć znów przed siebie w stronę szkoły muzycznej, w której uczyłam. Resztę drogi szłam z walącym sercem, nie wiedząc w sumie tak naprawdę co się wydarzyło. Z jednej strony się go bałam, z drugiej czułam się teraz tak samo winna rozpadu tego związku, bo przecież spałam z obcym mężczyzną. Jednak czy miało to znaczenie, po tym co sam mi zrobił?
- Dzień dobry, jestem - przywitałam się z dyrektorem, którego minęłam na przejściu na parterze. Był to starszy, ale bardzo sympatyczny człowiek - Ja wiem, że ostatnio bardzo dużo wolnego miałam, ale...
- Spokojnie, dostarczono mi Pani zwolnienie lekarskie, mam nadzieję, że wróciła Pani juz do zdrowia - uśmiechnął się po czym zniknął w swoim gabinecie, a ja dopiero przypomniałam sobie, że X mówił, że załatwi mi zwolnienie z pracy na nasz wyjazd. Tylko skąd do cholery on miał lipne zwolnienie lekarskie?
   Kiedy weszłam do swojej sali, mimowolnie na moją twarz wpełzł uśmiech. Lubiłam swoją pracę i miałam ogromne szczęście, że mogłam tutaj pracować. Muzyka od dziecka dawała mi masę radości i poczucie spełnienia, którego tak bardzo mi brakowało. Korzystając z okazji, że dzieci jeszcze nie było, rozsiadłam się na krześle i zaczęłam wyjmować papiery z torby. Nagle jedna z kartek wyleciała mi na podłogę. Schyliłam się by podnieść papier z ziemi, po czym odwróciłam by sprawdzić co to jest. Do oczu momentalnie napłynęły mi łzy, gdy ujrzałam rysunek, który wykonałam na początku, gdy poznałam X. Po sytuacji, gdy uratował mnie z rąk napastników tamtej felernej nocy.
  Kiedy upuści się na podłogę szklankę, roztrzaskuje się ona z głośnym hukiem. Gdy złamiesz patyk, przesuniesz taboret, idziesz po śniegu, wszystko to generuje jakiś dźwięk. Jednak złamane serce rozpada się na tysiąc kawałków w kompletnej ciszy. Zdawałoby się, że skoro jest tak bardzo ważne, powinno wydawać najgłośniejszy dźwięk na świecie, coś w rodzaju uderzenia dzwonu. Ono jednak milczy i czasem człowiek niemal zaczyna marzyć o tym, żeby wydało jakiś odgłos, który odwróciłby uwagę od bólu. Jeżeli zranione serce wydaje jakikolwiek odgłos, pozostaje zamknięty w jego wnętrzu.
   Krzyczy i płacze, ale nikt poza tobą go nie słyszy.

***

Komentarz = to motywuje!

~~~~~

"Los Angeles jest zbyt piękne na zbyt małe marzenia."


niedziela, 3 grudnia 2017

Rozdział 32 - To miała być zupełnie nieżyciowa historia.



Opóźniona znów - ale jestem!
Wybaczcie, ale praca, studia, stajnia, życie prywatne, pisanie pracy licencjackiej - wszystko mnie przytłacza i nawet nie chodzi o brak czasu, ale zwykłych chęci.
Staram się nie zawieszać tego, bo kocham to co tutaj zbudowałam,
mimo iż z każdym rozdziałem jestem mniej zadowolona.
Mam wrażenie że wychodzą nie dość że zapychacze, to jeszcze na jakości tracą xD
No i fabuła jakoś nie idzie mi tak, jak to planowałam.
No nic, zostaje mi jedynie was przeprosić za czas oczekiwania,
no i mam nadzieje, że nie wyszło tak źle, jak się spodziewam.
Buziaki i pamiętajcie o komentowaniu! <3
Nawet zła opinia motywuje:)

~~~~~

   Clara była jedną z niewielu osób, którym ufałam bezgranicznie. Wiedziałam, że zawsze bez względu na wszystko mogę jej powiedzieć o najbardziej dziwnych i porąbanych rzeczach. Akceptowała nawet fakt mojej tajemnicy z X. Nie pytała, mimo iż ciekawość zjadała ją od środka, nie zagłębiała się w szczegóły, których wiedziała, że nie mogę jej wyjawić. Już od małego powinniśmy rozejrzeć się dookoła siebie i zobaczyć tam osoby, które mogą nam towarzyszyć przez resztę życia. Przyjaźń wymaga dużej ilości taniego alkoholu, długich rozmów do świtu, wyjazdów zapchanym pociągiem, a czasem i trzymania za włosy, gdy ktoś rzyga do kibla. Na tym właśnie powinna polegać bezwarunkowa przyjaźń.
- A więc nic więcej mi nie powiesz? - z rozmyśleń wyrwał mnie głos X. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że nasz pojazd stoi tuż przy kamienicy, gdzie mieszkała moja ukochana przyjaciółka - Nie potrafię Cię czasem zrozumieć. 
- Skąd mam mieć pewność, że wrócisz? - zdobyłam się w końcu na odwagę, by na niego spojrzeć - Skąd mam w ogóle wiedzieć, kiedy znów Cię zobaczę?
- Za trzy dni w Galerii Cieni. Za równe trzy dni przyjdź, a ja będę czekał tam na ciebie - ujął nagle moją twarz w dłonie, a ja poczułam gęsią skórkę - Wróć ze mną do domu. Lot mam dopiero rano, możesz zostać u mnie ten czas.
- Nie utrudniaj mi tego wszystkiego, proszę - szepnęłam, czując jak staję się bezbronna wobec jego głosu, zapachu, obecności - Jeśli zostanę, będzie mi jeszcze gorzej się z Tobą rozstać.
- Dobrze, ale obiecaj mi coś - zaczął nagle poważnym głosem - Odłóż rozmowę z Lucasem aż do mojego powrotu, zgoda?
- Mam przez te 3 dni siedzieć u Clary? - nie kryłam zdziwienia - Nie jestem dzieckiem, pójdę i sama mu powiem, że to koniec.
- Nie musisz być dzieckiem, aby kolejny raz Cię pobił.
- Dobrze, zaczekam do Twojego powrotu - odparłam, spuszczając wzrok na swoje dłonie - Naprawdę musisz jechać? 
- Wrócę nim się obejrzysz, obiecuję - objął mnie nagle ramieniem i przytulił do siebie, odurzając ponownie zapachem swoich perfum - Zaufałaś mi w tak wielu sytuacjach, dlaczego nie możesz zrobić tego również teraz?
- Straciłam już raz kogoś, kogo kochałam. Drugi raz tego nie zniosę - nie czekając na odpowiedź, otworzyłam drzwi pojazdu i wyszłam na o dziwo pełną ludzi ulicę - Do zobaczenia, X.
- Pamiętaj, za trzy dni - odparł, po czym zamknęłam drzwi i samochód ruszył z piskiem opon.
   Odprowadziłam go wzrokiem, zanim zniknął za zakrętem przy kolejnej kamienicy. Nawet nie wiem kiedy łzy wypełniły moje oczy, a ręce zaczęły się trząść i wcale nie był to efekt mrozu, czy padającego śniegu. Czułam się w środku pusta. Byłam cholernie zła, że nie pożegnałam się z nim w taki sposób, jaki chciało tego moje serca i ciało. Jednak moja duma, obawa i cały wewnętrzny niepokój nie pozwalały mi logicznie myśleć, zupełnie jakby wszystko we mnie wciąż żywiło nadzieję, że on wcale nigdzie nie wyjedzie. Zostanie tutaj ze mną, już na zawsze.
   Kroczyłam kolejnymi schodami na piętro, zastanawiając się jak będzie wyglądać teraz moje życie. Nie wiem czy byłam przerażona, szczęśliwa czy po prostu zagubiona. Wiedziałam w tej całej popapranej sytuacji tylko jedno - byłam zakochana w człowieku, którego imienia nawet nie znałam.
- Amanda? - zdziwiona rudowłosa kobieta zmierzyła mnie wzrokiem w drzwiach, uśmiechając się niepewnie, jednak gdy dojrzała łzy w moich oczach momentalnie jej mina się zmieniła - Wejdź do środka.
   Gdy tylko Clara zamknęła za mną drzwi, oparłam się o ścianę i odetchnęłam, pozwalając by w końcu słona ciecz spłynęła po moich policzkach. 
- Co się stało? Dlaczego wróciliście wcześniej? - spytała przejęta, przytulając mnie niespodziewanie - Pokłóciliście się?
- Mogę zostać u Ciebie przez trzy dni? Wiem, że kogoś sobie znalazłaś, ale...
- Daj spokój, z tym frajerem już zdążyłam zerwać - przewróciła oczami - A Ty możesz zostać u mnie ile tylko zechcesz. Tylko wciąż nie rozumiem co się dzieje?
- X dostał jakiś ważny telefon, musi wyjechać.
- Wyjechać? - nie kryła zdziwienia - Mówił coś dokąd? Po co?
- Oczywiście, że nie - zirytowana usiadłam na kanapie w salonie, czując jak znów pieką mnie oczy - Powiedział jedynie, że wróci za trzy dni. Nie mam pojęcia do kogo, dlaczego. Nie mam nawet jak się z nim skontaktować w jakikolwiek sposób.
- Na pewno nie wyjechał z byle jakiego powodu.
- A jeśli uciekł?
- To po co by cię zabierał na drugi koniec Francji, po co by spędzał z Tobą tyle czasu i gadał Ci o powrocie? 
- Może nie chce mnie zranić i po prostu nie wie, jak mi to powiedzieć - ukryłam twarz w dłoniach - On nie może mnie zostawić, nie teraz... Tak cholernie się boję.
- Ej, wszystko będzie dobrze, przestań się mazać. Kiedy wylatuje?
- Jutro rano.
- No to co Ty u mnie jeszcze robisz?! - wyrwała nagle, ciągnąc mnie za rękaw z kanapy - Wypad do niego ale już! Wolisz siedzenie z nadętą przyjaciółką zamiast pisać się na ostre rżnięcie?
- Clara! - rzuciłam w kobietę poduszką, czując jak się czerwienię - Jesteś okropna.
- A coś nowego mi powiesz? - wyszczerzyła się - Swoją drogą dobry jest w te klocki? Ile razy doszłaś?
- Chyba faktycznie powinnam już iść - zerwałam się i ruszyłam na korytarz - Wpadnę jutro.
- Masz klucze, pracuję do piętnastej - wręczyła mi plik zapasowych kluczy - Uważaj na siebie. No i pogadaj z nim.
- Dziękuję za wszystko.
   Przytuliłam kobietę na pożegnanie, po czym wyszłam z mieszkania i ruszyłam w stronę północnej części miasta, gdzie mieściła się Galeria Cieni.



  Od kiedy pamiętam moja matka była zawsze u mego boku. W trudnym dzieciństwie, na początku kariery, podczas oskarżeń, bez względu na to co pisały media, była przy mnie. Wierzyła we mnie, wierzyła w moje słowo, którego czasem nie mogłem poprzeć dowodami. Wbrew ojcu, wbrew rodzeństwu, wbrew wszystkiemu. Po prostu była, wysłuchała, kochała, bezwarunkowo, nie potrzebowała konkretnego powodu. Tym razem, to ona mnie potrzebowała. Musiałem wyjechać, musiałem ją zobaczyć i powiedzieć być może ostatni raz, jak wiele jej zawdzięczam, jak ważną osobą jest w moim życiu.
   Po długiej kąpieli w końcu mogłem odetchnąć i usiąść, by przemyśleć kilka spraw, które nie dawały mi spokoju. Próbowałem zrozumieć pozycję Amandy i jej złość, jednak mimo wszystko wiedziałem, że nie robię przecież nic złego. Nie bawiłem się jej uczuciami, nie zostawiałem jej z kaprysu ani nie porzucałem na stałe. Chciałbym móc jej powiedzieć prawdę, chciałbym aby zrozumiała moje decyzje i nie wątpiła w moją wierność do jej osoby. Wiedziałem, że mnie kocha, a ja tak samo pokochałem ją. Mimo zasad, które sam ustanowiłem... Pozwoliłem się sobie do niej przywiązać, potem zaufać, aż w końcu to wszystko przerodziło się w uczucie, nad którym nie potrafiłem już zapanować.
  Z zamyśleń wyrwało mnie pukanie do drzwi. Nie mając pojęcia czego się mogę spodziewać, chwyciłem za maskę i perukę leżące na stole, po czym ruszyłem w stronę wielkich, dębowych drzwi wiążąc w międzyczasie sznurek od swojego przebrania. Gdy otworzyłem skrzydło, moje serce mocniej zabiło na jej widok. 
- Przepraszam - szepnęła, po czym wtuliła się w mój tors, cicho płacząc w moją koszulę.
   Objąłem kobietę bez namysłu, wciągając zapach jej kokosowego szamponu do włosów. Była tutaj. Przyjechała i znów znajdowała się w moich ramionach, które coraz częściej domagały się jej obecności.
- Hej, nie płacz już - uniosłem jej podbródek, zmuszając by na mnie spojrzała. Widziałem, jak próbuje doszukać się w szczelinach maski moich tęczówek, aby spojrzeć mi w oczy - Mamy przed sobą całą noc, a gdy wrócę całe życie, przestań martwić się bez potrzeby.
- Obiecujesz?
- Oczywiście - odparłem, czując jak narasta we mnie chęć zatopienia się w jej ustach.
   Bez słowa pociągnąłem kobietę za sobą do kuchni. Nie opierała się, jednak gdy znaleźliśmy się w pomieszczeniu spojrzała na mnie niepewnie, badając uważnie wzrokiem każdą moją czynność.
- Co żeś znów wymyślił? - wyrwała, widząc jak idę w jej stronę z czystą ściereczką w rękach.
- Mam po prostu cholerną ochotę Cię pocałować, a maska znów stoi mi na przeszkodzie - gdy wypowiedziałem te słowa zawiązując jednocześnie materiał wokół jej oczu, niemal wyczułem jak jej ciało się spina, a oddech robi się płytszy.
   Nie czekając niemal zerwałem z siebie maskę, po czym z rozpędu przywarłem do jej ust. Przez chwilę byłem niemal pewien, że rozegrałem to zbyt zachłannie, jednak czując jak oddaje pocałunek z tą samą siłą i emocjami, przestałem się przejmować tym, co powinien robić dżentelmen. Są w życiu pewne sytuacje, gdzie nie trzeba się kontrolować, tylko wystarczy poddać temu, co siedzi w nas głęboko i za wszelką cenę chce się wydostać na powierzchnię. W takich sytuacjach można być wrednym, zachłannym a nawet lekko wyuzdanym. Jeśli mówimy o prawdziwym uczuciu i szczerej miłości, każdy krok jest dozwolony.
  Gdy wplotła dłonie w moje włosy, posadziłem ją na blacie kuchennym i zacząłem rozpinać guziki od jej bluzki. Mimo pożądania jakie we mnie rosło, dokładnie analizowałem każdy jej ruch, próbując wyczuć granicę, którą mogła mi postawić. Wiedziałem, jak bardzo została skrzywdzona przez los w młodości. Fakt, że raz mi się oddała nie oznaczał wcale, że będzie chciała zrobić to ponownie. 
- Mam przestać? - spytałem nagle, gdy jej bluzka znalazła się już gdzieś na kafelkach za moimi plecami - Nie musimy...
- Przestań tyle gadać tylko bierz się do roboty - uśmiechnęła się, po czym odszukała ustami moje wargi, ponownie łącząc je w zachłannym pocałunku.
   Gdy jej dłonie zaczęły rozpinać moją koszulę, zawartość moich bokserek zaczęła automatycznie rosnąć. Zszedłem z pocałunkami na jej szyję, zsuwając swoją już rozpiętą górną część garderoby na ziemię. Cichutko dyszała mi do ucha, a na jej skórze wyczułem gęsią skórkę i delikatne drżenie. Niewiele myśląc założyłem jej nogi na swoje biodra, a ona wiedząc o co chodzi zarzuciła mi ręce na szyję pozwalając się zdjąć z blatu i przenieść w inne miejsce. Droga do salonu z nią w objęciach wydawała mi się nie mieć końca. Gdy jednak wylądowaliśmy na miękkim dywanie przy kominku, bez namysłu rozpiąłem jej rozporek i zsunąłem materiał dżinsów, sprawiając, że leżała teraz w samej bieliźnie.  
  Przy kolejnym pocałunku ulokowałem się już między jej nogami. Jęknęła delikatnie, gdy przez materiał moich dresów poczuła duże zgrubienie ocierające się niby przypadkiem o jej kobiecość. Uśmiechnąłem się sam do siebie, gdy jej dłonie zaczęły zsuwać materiał moich spodni. Mogła to zrobić normalnie, jednak jej dłonie znalazły się dziwnie blisko miejsca, które teraz bardzo natarczywie domagało się wszelkiej uwagi. Gdy jej dłoń otarła się o jedynie cienki materiał bokserek, poczułem jakby niemal coś we mnie pękło. Nawet nie zdążyła się zorientować, gdy zdjąłem jej stanik, a moje ręce zsuwały już cieniutki sznureczek od stringów. Zszedłem z pocałunkami na jej brzuch, by po chwili dotrzeć do miejsca między jej nogami. Krzyknęła, gdy bez ostrzeżenia zatopiłem się językiem w jej wnętrzu. Uniosła biodra wyżej, jakby chciała dać mi większy dostęp. Nie trwało długo, jak już była bliska końca, jednak nie chciałem pozwolić jej dojść w taki sposób. 
  Uniosłem się wyżej, odnajdując ponownie jej usta. Wiedziałem, że nie była zadowolona, że przestałem w momencie gdy była już tak blisko, jednak jej jęk w momencie gdy wszedłem w nią do samego końca, był wynagrodzeniem za wszystko. Jej paznokcie wbiły się w moje ramiona, a zębami przygryzła moją dolną warkę, delikatnie dysząc z każdym moim ruchem bioder. Oplotła mnie nogami w pasie, dając mi możliwość na pełne i dokładne ruchy. Cała krew w moim ciele spływała w to jedno konkretne miejsce, a chaos jaki dział się w tym momencie w mojej głowie był nie do opisania. Miałem wrażenie, że cały ogień z kominka nagle pojawił się gdzieś wokół nas, podgrzewając atmosferę do granic możliwości. Gdy kolejny raz poczułem jak szczytuje, objąłem ją zwalniając ruchy, dając jej czas na opanowanie drżenia całego ciała i stabilizację oddechu. W końcu i ja doznałem spełnienia, zastygając w jej wnętrzu. Gdy odzyskałem zdolność panowania nad własnym ciałem, opadłem obok Amandy na dywan, pozwalając by wtuliła się w moje ramię wraz z swoim wciąż niespokojnym oddechem, kroplami potu na jej szyi, oraz zapachem seksu, który wciąż unosił się w salonie.




  Świat jest bardzo skomplikowanym schematem, którego nie warto nawet próbować zrozumieć. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć jakich ludzi i miejsca postawi na naszej drodze. Czy będzie to zwykły przypadek, zbieg okoliczności, a może zwyczajna lekcja w naszym życiu. Często, wiele z nich wydaje się absurdalnych. Jednak czy to właśnie te najbardziej niedorzeczne, popaprane pomysły nie są tymi, które najpiękniej wspominamy? Mówi się, że złe decyzje tworzą najpiękniejsze wspomnienia. Nie do końca się z tym zgadzam. Nie ma złych decyzji, a jedynie takie, których możemy w przyszłości żałować. Jednak nie można jednocześnie żałować i wspominać czegoś, co było w naszym życiu. Najpiękniejsze chwile i wspomnienia tworzą decyzje, które nie każdy ma odwagę podjąć. To dzięki tym szalonym i niedorzecznym wpływom chwili, tworzymy coś innego, niesamowitego i pięknego.
  Otworzyłam niepewnie oczy, czując na sobie zapach perfum X, których zawsze używał. Gdy ciemność mnie otaczając nie znikała, zdjęłam ściereczkę, którą wciąż zawiązane były moje oczy. Uniosłam się niepewnie na łokciu, spoglądając na biały materiał satyny, którym byłam okryta. Wciąż leżałam na ziemi, w kominku tliła się jednie lekka poświata, a miejsce obok mnie, było puste. Wstałam w końcu, okrywając się delikatnym materiałem wokół. 
- X? - zawołałam, nie mogąc odnaleźć go nigdzie wzrokiem. 
  Nagle ujrzałam białą kopertę z moim imieniem, leżącą na fortepianie. Zmarszczyłam brwi i z walącym sercem wyjęłam z niej zawartość, którą był list i brązowy kluczyk.


Nie wiem, czy zabrakło mi odwagi by Cię obudzić i się pożegnać, czy po prostu bałem znów Twoich łez, na myśl o tym pożegnaniu.

Wrócę.

Za trzy dni będę tutaj na Ciebie czekał, razem ze swoją tajemnicą, którą chyba najwyższy czas, byś poznała. Nie mogę Cię prosić o wieczne zrozumienie, więc jedynym sposobem jest, być dowiedziała się dlaczego robię to wszystko, oraz jak bardzo zmieniłaś moje życie.

Uważaj na siebie, 

Możesz zostać w Galerii Cieni przez ten czas, jeśli tylko zechcesz.

Do zobaczenia niedługo.

X.


  Z ostatnim słowem listu poczułam łzy spływające po moich policzkach. Wyleciał, nie pożegnał się, zostawił jedynie list i klucz do swojego domu. Usiadłam na parkiecie, otulając się szczelniej satynową pościelą. Płakałam. Nie wiem jak długo, jak mocno, jak intensywnie. Nie tak sobie wyobrażałam to wszystko. Nie planowałam w tym wszystkim miłości. To miała być zupełnie nieżyciowa historia.

***

Komentarz = to motywuje!


~~~~~

“Mówią, że życie to jest to, co cię spotyka, 
gdy planujesz coś innego."

~ Richard Paul Evans