Strony

sobota, 23 grudnia 2017

Rozdział 34 - Jak to jest, nie mieć okazji się pożegnać?


I jestem!
Obiecałam sobie (i jednej czytelniczce), że rozdział będzie na święta:
I oto jest! <3
Na wstępie - wiem,  że rozdział nie jest za długi i pewnie nie każdy będzie się z niego cieszył,
wyszedł mało pozytywnie jak na Święta, ale tak wypadło xD
A więc teraz:
WESOŁYCH ŚWIĄT KOCHANI!
Życzę wam dużo radości i miłości w te dni, aby żarcie ze stołu poszło w cycki xD
Spędźcie ten czas spokojnie z rodziną <3
Od razu życzę wam szczęśliwego Nowego Roku, gdyż do tego czasu na pewno nie będzie nowej notki - na sylwester jak co roku jadę za granicę do jakiejś europejskiej stolicy, więc będę pochłonięta w najbliższe dni całkowicie. 
Ostatni raz by nie przeciągać: Wesołych Świąt i szampańskiej zabawy przy powitaniu 2018!:) <3
 ~~~~~~

   Dawno zwykłe siedzenie nie wywoływało u mnie takiej masy wspomnień, jak to teraz. Santa Barbara było jedną z najbliżej usytuowanych Neverland miasteczek nad oceanem. Zarówno tutaj, jak i do Malibu wybieraliśmy się by po prostu pooddychać wodą, jaką niosła ze sobą bezkresna pustynia oceanu. Santa Barbara nie wyróżnia się niczym specjalnym spośród innych miasteczek na zachodnim wybrzeżu Stanów, jednak mimo wszystko dla mnie było to jedno z niewielu miejsc na ziemi, gdzie ocean dawał mi tyle radości. 
 Przyglądałem się falom rozbijającym o brzeg w blasku porannego słońca. Ludzie uwielbiają zachody, jednak rzadko kiedy są na tyle zmobilizowani, by wstać na wschód słońca. Moja mama zawsze mawiała, że wschody są dla zwycięzców. Że zakończenie jest zawsze łatwiejsze, niż zaczęcie czegoś nowego. Tak samo było ze słońcem. Ludzie przyglądają się jak gaśnie, jednak często nigdy nie widzieli tego, jak ponownie budzi się do życia. Jednak gdy już mają dane tego doświadczyć, gdy raz wschód słońca otuli ich swoimi promieniami, często zostają w nich na zawsze. Później już nie zachwycają się zachodem. 
- Frank mówił mi, że tutaj Cię znajdę - usłyszałem za sobą ten dobrze mi znany, męski głos - Przyznam się Mike, że nie spodziewałem się, że ten twój cały pomysł, a raczej cyrk z pozorowaniem śmierci się uda.
- Jak mnie rozpoznałeś? - spojrzałem na Quincego, który zajął miejsce na piasku obok mnie - I co tutaj robisz?
- Frank dzwonił, że leci do Francji. Myślałem pierw, że leci do Ciebie, ale potem powiedział, że jesteś w Californii i mam się tobą zająć do jego powrotu.
- Nie jestem dzieckiem, byś musiał się mną opiekować.
- Każdy człowiek potrzebuje czasem pomocy, poza tym chciałem Cię zobaczyć. Jak się trzymasz?
- Z mamą nie jest najlepiej - poczułem, jak szklą mi się oczy - Wszystko się pokomplikowało. Nie mam pojęcia co robić.
- Masz zamiar jej powiedzieć prawdę?
- Nie, nie mogę tego zrobić tym bardziej, że jest w takim stanie.
- Wciąż nie rozumiem, dlaczego wtajemniczyłeś nas w tą całą szopkę, a nie wiedzą o tym najbliższe Ci osoby.
- Mama nie potrafiłaby udawać. La Toya albo któryś z chłopaków na pewno w końcu by się dowiedział. Nie mogłem tak ryzykować. Nie chodzi już nawet o konflikt z prawem, ale Ty czy Frank możecie stracić wszystko.
- Ale mamy też to dzięki tobie - uśmiechnął się - Gdyby nie Michael Jackson, pewnie nie bylibyśmy tutaj, gdzie jesteśmy.
- Uważasz... Uważasz, że źle zrobiłem? - niepewnie spojrzałem na mężczyznę, który jednak swój wzrok trzymał wbity w ocean - Czy błędem była ta ucieczka od świata?
- A żałujesz? - w końcu nasze oczy się spotkały - Nie ma na to jednoznacznej odpowiedzi, Mike. Wszystko to zależy od tego, czy zyskałeś to, czego chciałeś. Czy masz to, czego pragnąłeś.
- Poznałem kogoś.
- Kobietę? - zaśmiał się - Chyba zaczynam wszystko rozumieć. No i te nerwowe dni Franka. Myślałem, że dostaje okres dwa razy w tygodniu.
- On jest przeciwny tej relacji. Jest pewien, że to wszystko zniszczy.
- A zniszczy? - niepewnie spojrzał na mnie, a ja nie wiedziałem co odpowiedzieć na jego pytanie - Ryzyko jest zawsze, nieważne jak bardzo jej ufasz.
- Obiecałem jej, że wrócę w ciągu trzech dni. Frank poleciał po to, by jej przekazać, że muszę zostać dłużej. Nie wiem, kiedy mamie się polepszy.
- Boisz się, że nie zrozumie, co?
- Bardzo przeżywała ten wyjazd. Nie dziwię się jej, ma tam tylko Clarę. Jej narzeczony jest tyranem, a w sumie przeze mnie zdecydowała się go zostawić.
- Ma narzeczonego? - zaśmiał się - O proszę, nie wiedziałem Jackson, że ty w zajętych gustujesz.
- Bije ją i poniża. Ty byś nie zareagował?
- Wiesz, że bardzo narażasz siebie i nas wszystkich zaplątanych w twój durnowaty pomysł? - zmierzył mnie wzorkiem - Ona wie, kim jesteś?
- Chciałem jej powiedzieć po powrocie. Teraz już sam nie wiem, co jest dobre, a co złe.
- Jak wyobrażasz sobie jej życie, hm? Będzie z Tobą przesiadywać w Galerii? Udawać przed ludźmi, że jest samotna przez resztę życia?
- Nie wiem, nie myślałem nad tym wszystkim jeszcze.
- Ty zawsze najpierw robiłeś, później myślałeś - uśmiechnął się - Nic się nie zmieniłeś Mike, ale w sumie to i dobrze. Za to Cię wszyscy uwielbialiśmy.
- Masz teraz jakieś plany? - spytałem nagle, wpatrując się w piasek - Chcę jechać do szpitala do mamy, a wolałbym nie tłuc się metrem mimo przebrania.
- Szofera potrzebujesz? - zaśmiał się znów - Jasne, podwiozę Cię. Podnoś więc królewski tyłek, bo popołudniem muszę być w studiu. Mnie muzyka wciąż się trzyma i niewiele się zmieniło od kiedy podobno kopnąłeś w kalendarz - puścił mi oczko, po czym wstał, otrzepał spodnie z piasku i ruszył wolnym krokiem w stronę parkingu.
   Zrobiłem po nim to samo, jednocześnie rozmyślając nad całą sytuacją w jakiej się znajduję. Miał rację, nie przemyślałem tego. Nie przemyślałem nic a nic, widziałem w tym wszystkim tylko siebie, nie próbując nawet odnaleźć w tym wszystkim Amandy, która przecież najbardziej w tym wszystkim ucierpi. To było cholernie samolubne z mojej strony.
 

   W przeciągu ostatniego czasu działo się tak wiele, że całkowicie zapomniałam o zbliżających się świętach. Grudzień powoli dobiegał końca, śnieg nie przestawał zasypywać Paryża, zaś zakochani w mieście miłości turyści zaczynali powoli zjeżdżać się z całego świata, by móc tutaj spędzić zarówno Boże Narodzenie, jak i nadchodzący Nowy Rok. Nigdy nie przepadałam za świętami, może głównie dlatego, że nigdy nie miałam z kim ich spędzać? Zazwyczaj spędzaliśmy je w Londynie u rodziny Lucasa. Nie cierpiałam tej sztucznej i gęstej atmosfery, która zawsze wisiała nad stołem, fałszywymi uśmiechami i zakłamanymi życzeniami 'od serca'.
   Rzuciłam ostatni uśmiech sekretarce w naszej szkole muzycznej, po czym ruszyłam do wyjścia z uśmiechem na ustach. Nie chodziło wcale o dobry dzień w pracy, ale o fakt, że dziś mijają trzy dni od wyjazdu X. Sama nie wiem, czy bardziej rozpierała mnie radość z jego powrotu, czy strach przed tym, co chciał mi wyjawić. Mimo wszystko kroczyłam w stronę Galerii Cieni, gotowa czekać tam na niego nawet całą noc, jeśli będzie trzeba. Mając jego u boku mogłam stawić czoła wszystkiemu, nawet Lucasowi, który przecież wciąż nie miał o niczym pojęcia. 
   Gdy w końcu stanęłam przed ogromnymi, dębowymi drzwiami, z walącym sercem nacisnęłam na klamkę, a drzwi ku mojemu zdziwieniu się otworzyły.
  A więc był już.
  Wrócił i czeka na mnie.
  Nie mogąc pohamować emocji wbiegłam do mieszkania szukając go wzrokiem. Niemal czułam jak przypominam sobie jego głos, dotyk, a nawet zapach. Energia rozpierała mnie od środka, a przy każdym kroku miałam wrażenie, że serce przeciśnie się przez klatkę piersiową i wyskoczy.
- Amanda? - usłyszałam za sobą niski, męski głos, jednak nie był to na pewno mój X.
Przerażona odwróciłam się w stronę mężczyzny, łapiąc w międzyczasie lampę stojącą na stoliku obok.
- Nie podchodź, bo dostaniesz - warknęłam, patrząc z przerażeniem na obcego człowieka przede mną - Kim... Kim jesteś? I jak się tutaj dostałeś?

- Z nim też tak zaczęłaś znajomość? Celowałaś w niego lampą? W takim razie nie mam pojęcia, co on w Tobie widzi.
- Że słucham? - poczułam się zirytowana, ale przynajmniej wiedziałam już, że się znają - Kim Pan jest? I gdzie jest X?
- A no tak, zapomniałem o jego ksywce - zaśmiał się, a ja poczułam ukucie w sercu - Ja właśnie w jego sprawie.
- Wie Pan, kim...?
- Kim jest? Oczywiście, znamy się od lat.
- Gdzie jest w takim razie? - opuściłam przedmiot, rozglądając się niepewnie po salonie, w którym się znajdowaliśmy - Nie wspominał, że wróci z kimś.
- Bo nie wrócił ze mną - spojrzał na mnie z wyrazem, którego nie potrafiłam rozszyfrować - Posłuchaj... To wszystko tutaj... 
- Gdzie on jest? - warknęłam, nie mogąc znieść jego majaczenia - Mówił, że wróci za trzy dni.
- Wiem, dlatego dziś tutaj jestem - podszedł do mnie na bliską odległość, że mogłam poczuć zapach jego perfum - Nie miał jak się z Tobą skontaktować, dlatego wysłał mnie aż tutaj. 
- Skontaktować? Po co? - poczułam pierwsze łzy napływające mi do oczu - Czy on...?
- Paryż był ucieczką od dawnego życia, ale nie tutaj jest jego dom. Posłuchaj... Nie wiem co on Ci obiecywał, ale prawda jest taka, że on nie potrafi zapanować nad własnym życiem, a co dopiero brać na odpowiedzialność cudze. Nie wiem kiedy wróci, on sam tego nie wie, a nawet bym się poważnie zastanawiał, czy w ogóle wróci - mówił na jednym wdechu, a moja twarz była już niemal cała mokra od łez - Nie będę tak jak on Cię zwodził i mówił, abyś czekała na jego cudowny powrót. Otwórz oczy a zobaczysz, że ten wyjazd to najlepsze co was spotkało. Masz jeszcze czas pozbierać się i ułożyć swoje życie na nowo. Przykro mi, Amando.
   Po tych słowach po prostu mnie wyminął i odszedł, znikając za drzwiami gabinetu. Stałam w osłupieniu, nie potrafiąc wykonać nawet najmniejszego ruchu. Jedynie moje łzy ściekały po policzkach, kapiąc na drewnianą podłogę, a serce nie przestawało obijać moich żeber do granic bólu. Sama nie wiem, co wtedy czułam. Złość? Gniew? Rozpacz? Żal? Strach? Chyba te wszystkie emocje spały na mnie na raz, w jednej sekundzie sprawiając, że mój umysł i ciało przestały rozróżniać granic między nimi. Wszystko to zlało się w uczucie, jakie towarzyszyło mi przez kilka lat w przeszłości. Coś, czego nigdy więcej nie chciałam gościć w swoim sercu, w obawie przed ranieniem bliskich i samej siebie. Było to coś, czego bałam się sto razy bardziej, niż jakiegokolwiek innego uczucia na świecie.
   Gdy ktoś macha przed Tobą nożem, gdy w Twoją stronę biegnie rozjuszony niedźwiedź, gdy samolot, którym lecisz, właśnie wpadł w turbulencje, strach jest naturalną emocją, która w bezpośrednim zderzeniu ze skrajnymi sytuacjami pojawia się nawet u odważnych osób. Gdy w Twoją stronę zbliża się rozpędzona ciężarówka i Twoje życie wisi na włosku – czujesz ekstremalny strach. Jeśli jednak godzinami przewracasz się z boku na bok, nie możesz spać, bo wyobrażasz sobie, że nieuchronnie zginiesz w wypadku samochodowym - są to objawy lękowe.


   Spryskałem twarz zimną wodą i próbowałem odetchnąć, ale w szpitalach jest tylko chłodna próżnia. Nie można w nich zaczerpnąć świeżego powietrza ani poczuć na twarzy ciepłego blasku słońca. Tutaj każdy jest samotny, a jednak może być nieustannie nadzorowany. Mogą cię tu obserwować i faszerować lekami, trzymać z dala od ludzi i zwyczajnego szerokiego świata. Tu wszystko jest zawsze pomalowane na biało. To kolor pustki... startej tabliczki. Tutaj cię redukują, niemal wymazują chorą część ciebie, a wraz z nią cząstkę, która czyni cię ludzkim i niepowtarzalnym, która pozwala ci odczuwać radość i dawać ją innym. To cichy, niezmienny, zastygły w kamiennej martwocie obszar zapieczętowany grubą czarną obręczą. Jednak nie znajdziesz tu schronienia przed niebezpieczeństwami świata.
    Czując nowy przypływ energii wróciłem do szpitalnego łóżka, gdzie spała wciąż moja mama. Oddychała miarowo, mając na twarzy wymalowany jedynie spokój. Chciałem, by się w końcu przebudziła, jednak nie do końca wyobrażałem sobie to spotkanie. Co miałem jej niby powiedzieć? Jak się wytłumaczyć? Tutaj nie pomogłyby żadne słowa, nieważne czy szczere od serca, czy zwyczajne kłamstwo. Nic tutaj nie wydawało się być odpowiednią opcją.
   Nagle jedno z urządzeń zaczęło głośno piszczeć, a parametry na ekraniku wariować. Spojrzałem przerażony na kobietę, która podłączona masą rurek i kabli zaczęła drżeć, by w końcu trząść się całym ciałem. Krzyknąłem podbiegając do matki, która wydawała się dalej spać, jakby jej ciało samo z siebie zaczęło rzucać się na łóżku. Spanikowany złapałem ją za ramiona, jednocześnie krzycząc i wołając kogoś o pomoc. Maszyna nie przestawała wydawać z siebie okropnego dźwięku. Łzy kapały mi po policzkach z bezsilności, gdy jej ciało nie uspokajało się. W końcu do sali wbiegły pielęgniarki, a za nimi lekarz. Zostałem niemal odepchnięty od matki, a wokół jej łóżka zebrała się masa ludzi w białych fartuchach.
- Halo, słyszy mnie Pan? Proszę opuścić salę. Halo? Proszę wyjść! - nie kontaktowałem co do mnie mówiono.
   Moje załzawione oczy wciąż spoczywały na matce, a serce waliło z prędkością światła. Zostałem niemal siłą wypchnięty z sali, a drzwi zatrzaśnięte mi przed nosem. Nie mogąc wytrzymać oparty o ścianę zjechałem po niej plecami na podłogę, wybuchając tym razem niekontrolowanym płaczem. Nie dbałem o to, że moje przebranie może ze mnie spłynąć razem ze łzami. Chciałem wziąć jedynie na siebie cały ból mojej matki, chciałem ją przeprosić za wszystkie krzywdy, oraz podziękować za wszystko, co dla mnie zrobiła. Jak to jest, nie mieć okazji się pożegnać? Rozstajesz się z kimś w gniewie, często za głupotę, a ta osoba może nie wrócić do domu. Możesz nie mieć okazji z nią porozmawiać, wyjaśnić, przeprosić. Pijany kierowca wjeżdża w przystanek autobusowy, zabijając kilkanaście osób - była to jeszcze niedawno historia bardzo głośna na całą Francję. Jednak mimo to ludzie rozstają się bez pożegnania, bez wyjaśnienia problemów i spraw, jakie między nimi wiszą.
    Dusząc się własnymi łzami wybiegłem ze szpitala, czując jak ogarnia mnie gorąc Kalifornijskiego klimatu. Złapałem pierwszą taksówkę, zakładając na głowę kaptur, tak aby kierowca nie mógł dojrzeć moich zaczerwienionych oczu. Gdy mężczyzna ruszył w kierunku podanego przeze mnie adresu, schowałem twarz w dłonie, czując jak wszystko we mnie zaciska się z bólu. Nie mogłem tam zostać, nie mogłem tam czekać na wyjaśnienie lekarza, po prostu nie mogłem być tak blisko jej cierpienia, które dotykało mnie ze zdwojoną siłą.
   Dłużąca się droga w końcu dobiegła końca. Rzuciłem kierowcy na tapicerkę banknot i niemal wybiegłem z pojazdu w kierunku tak dobrze mi znanej drogi. Przez wciąż napływające łzy nie widziałem zbyt wiele, jednak tę ścieżkę znałem niemal na pamięć. W końcu gdy zobaczyłem tę tak dobrze mi znaną bramę, upadłem na kolana tuż przy jej progu, ponownie wybuchając płaczem. U progu mojego Neverland.

***

Komentarz = to motywuje!

~~~~~

“Szukamy ciepła nawet w kubku z gorącą herbatą, 
w zaparowanych oknach, 
bo tak bardzo tęsknimy za ciepłą duszą.”

~ Tadeusz Różewicz

   

wtorek, 12 grudnia 2017

Rozdział 33 - Jak kocha, to poczeka.



Kochani jestem i nawet czasowo nie jest tak źle :D
Miałam nawet wenę, więc poszło jako tako.
I o dziwo nawet mnie się rozdział podoba :333
Mega dobrze pisze mi się opis miast (tak jak tutaj np: Paryża czy LA), bo piszę o 
miejscach, gdzie sama fizycznie byłam.
Nie sprzedaję fantazji o tym, ale staram się oddać to,
co sama czuję. Jest to myślę dużo bardziej autentyczne.
Ok, nie przeciągam.
Komentujcie misiaki i mówcie co się podobało, a co was wkurwia xD :D

~~~~~

    I nagle wszystko we mnie się rozpada. Serce przestaje bić. Płuca zapadają się w sobie. Krew rzednie. Gardło przeszywa ból – całe ciało staje się siedliskiem bólu. Mam momentami wrażenie, że teraz tylko udaję, że żyję. Udaję, że się śmieję, że słucham, że odpowiadam na pytania. Każdego dnia czekam na znak, na gest. Żeby wyzwolił mnie z tego ciemnego lochu, w którym mnie zostawił i żeby mi powiedział dlaczego to zrobił. Pożegnania w końcu rzadko spełniają pokładane w nich oczekiwania.
- Hej, wyjdziesz stąd kiedy? - do pokoju wpadła Clara w swoim szlafroku i porannej szopie na głowie - Co to jest w Twojej ręce?
- Whisky. Też chcesz? - spytałam wskazując na pustą szklankę na stoliku.
- Kobieto, jest ranek w ty już tankujesz? Co się z tobą stało?
- Poranek? Dochodzi dwunasta. Nie moja wina, że śpisz do tej godziny - odparłam upijając łyk rozgrzewającej cieszy - Poza tym nie jestem pijana, delektuję się dobrym alkoholem.
- Jesteś w Francji, tutaj ludzie delektują się winem - rzuciła siadając obok mnie na kanapie - Tęsknisz za nim?
- Nie chcę o tym gadać - zmrużyłam oczy, sama chyba zastanawiając się nad odpowiedzią na jej pytanie - Nie minęły jeszcze nawet dwa dni, a ciągnie się to niczym wieczność.
- Przynajmniej jutro wracasz do pracy, chociaż na chwilę o nim zapomnisz.
- Tak, stęskniłam się za pracą - uniosłam delikatnie kąciki ust - Nie czekaj na mnie jutro. Wieczorem po zajęciach pójdę do Galerii Cieni. Nie znam dokładnej godziny powrotu X, ale chcę tam być gdy wróci.
- Pamiętaj, że jeśli będziesz mnie potrzebować to jestem zawsze do Twojej dyspozycji, jasne?
- Oczywiście - odparłam, po czym wtuliłam się w bok przyjaciółki, przymykając przy tym oczy.
- Jaki jest? - spytała nagle - No wiesz, chodzi mi co jest w nim takiego specjalnego.
- Jest w nim coś, czego nie potrafię określić - uśmiechnęłam się - Potrafi być zmienny niczym pogoda. Czasem wydaje się najbardziej czułym i uczciwym człowiekiem na świecie, a czasem mam wrażenie, że nie dba o nic ani o nikogo. Ale wiem, że jest prawdziwy. W całej prostocie tego słowa.
- Mimo tego, że nie wiesz kim jest?
- Zostawił mi na pożegnanie list - odparłam, przypominając sobie jego treść - Napisał, że po powrocie chce mi wszystko wyjaśnić i powiedzieć prawdę.
- No to chyba dobrze, nie? - zaśmiała się - W końcu zobaczysz jego twarz.
- Nie wiem, czy chcę. W końcu pokochałam go w takim wydaniu, a co jeśli to cała ta tajemnica tworzy tę magię, i niszcząc tajemnicę zniszczymy to, co dzięki niej między nami powstało?
- Jak poznanie tożsamości może zniszczyć uczucie?
- Kocham X. To on jest dla mnie prawdziwy, a nie człowiek, który się pod niego podszywa - wstałam z miejsca i zaczęłam nerwowo chodzić po pokoju - Po prostu boję się, tego co się stanie.
- Ej czekaj, przecież my wciąż gadamy o jednej i tej samej osobie, co za różnica my ma na twarzy maskę, pomidora czy zdechłego kota? 
- Nie rozumiesz, to nie jest takie proste - ukryłam twarz w dłonie - Zresztą nieważne, najpierw musi wrócić.
- Skoro powiedział, że wróci, to chyba wróci nie?
- Mam taką nadzieję - mruknęłam wychodząc z pokoju w stronę kuchni w celu przygotowania śniadania.
   Czułam się obrażona na cały świat. Miałam ochotę winić wszystko i wszystkich, za to, że musiał wyjechać. Być może gdybym znała przyczynę jego wyjazdu, inaczej bym na to wszystko patrzyła. Czułam się kompletnie zagubiona w całej burzy uczuć, która się we mnie kłębiła. I nie chodziło tutaj tylko o tęsknotę. Chodziło o strach przed utratą czegoś, do czego zdążyłam już się przyzwyczaić.


   Siedziałem przy szpitalnym łóżku, gładząc delikatnie jej pomarszczoną dłoń. Leki nasenne musiały działać, gdyż spała nieruchomo od kilku godzin równomiernie oddychając. Wstałem w końcu nie mogąc dłużej usiedzieć na krześle, po czym podszedłem do okna, przypatrując się swojemu odbiciu w szybie. Musiałem przyznać, że całkiem zabawnie wyglądałem w blond peruce i niebieskich soczewkach. Frank się bardzo postarał z moim przebraniem, aby nikt nie nabrał żadnych podejrzeń co do mojej osoby.
- A Ty dalej tutaj? - o wilku mowa. Mężczyzna wszedł do sali i spojrzał na mnie niepewnie - Mike, dzisiaj już się nie wybudzi. Rozmawiałem z lekarzem. Miała bardzo trudną noc, musieli jej podać mocne środki przeciwbólowe, a efektu ubocznego w tym przypadku snu, nie da się uniknąć.
- Nie wyjadę bez pożegnania.
- A gdzie Ty już chcesz jechać? - spojrzał na mnie jak na wariata - Tak Ci tęskno za Francją?
- Obiecałem jej, że wrócę w ciągu trzech dni, dotrzymam słowa - odparłem ruszając w kierunku drzwi - Jutro rano przyjadę znów do mamy. Mam nadzieję, że leki przestaną już działać.
- Mogę Cię gdzieś zabrać? Pogadamy, tak samo jak kiedyś, jako przyjaciele - spojrzał na mnie z tą swoją wymowną miną.
   Nie miałem serca mu odmówić, chociaż marzyłem teraz jedynie o łóżku i długim śnie, gdyż siedzenie na drewnianym stołku w szpitalu tyle godzin, nie jest najbardziej relaksacyjną rzeczą na świecie.
   Wsiedliśmy do czarnego mercedesa Frank'a, po czym ruszył gdzieś ulicami Los Angeles. Rozglądałem się z uśmiechem na ustach, na widok tych palm, tłumów ludzi, klimatu, jaki może mieć w sobie tylko Miasto Aniołów. Podobno do tego miasta przyjeżdża się, gdy przed czymś się ucieka - lub czegoś szuka. Dla mnie LA było przez większą część życia domem, za którym mimo wszystko zawsze cholernie tęskniłem, nawet będąc w Paryżu. Los Angeles to miasto wielu kontrastów. Z jednej strony bogate Beverly Hills, z drugiej ulice Chinatown obstawione namiotami ludzi bezdomnych. Albo kochałeś to wszystko razem, albo nienawidziłeś na zawsze. Nie było tutaj nic po środku.
- Nad czym tak rozmyślasz, królu? - zagadał nagle Frank, wybijając mnie z mojej zadumy - Dawno Cię tutaj nie było, co?
- Zapomniałem już jak piękna jest California.
- Co racja, to racja - uśmiechnął się szeroko - Świat jest z reguły piękny, ale jeśli miałem gdzieś wracać, zawsze to było właśnie tutaj.
- Co z Neverlandem? - myślałem długo, czy na pewno aby chcę zadać to pytanie, a co najważniejsze: czy chciałem znać na nie odpowiedź - Czy ono...?
- Jest zamknięte. Chyba nie myślałeś, że nowy nabywca zrobi z tego atrakcję? - zaśmiał się - Nie byłem tam od ponad roku. Mieli robić jakieś remonty, ale nie mam pojęcia czy doszło to do skutku.
- Nie chcę, aby to miejsce stało się ruiną.
- Mogłeś o tym myśleć nim upozorowałeś własną śmierć i sprzedałeś posiadłość pierwszej lepszej rybie, która zaproponowała dobrą sumkę.
- Zabrałeś mnie, by wytykać mi teraz błędy? - warknąłem - Gdzie my w ogóle jedziemy? Robi się ciemno.
- Już prawie jesteśmy - odparł, skręcając w jakąś boczną drogę.
   Nim zdążyłem się zorientować gdzie mnie wiezie, zaparkowaliśmy już pod barem, w którym opijaliśmy zawsze razem wydanie moich kolejnych płyt. Nie ukrywam, że miejsce to przywoływało u mnie masę pięknych wspomnień.
- Wychodzisz czy nie? Coś Ty taki zamyślony dzisiaj? - zawołał Frank, zatrzaskując za sobą drzwi od strony kierowcy - No dalej, nie będę na księżniczkę czekał kolejnego stulecia.
   Pokręciłem jedynie głową, po czym niechętnie opuściłem pojazd. Ciepłe powietrze owiało moje policzki, a ja od razu przypomniałem sobie mróz i śnieg, jaki teraz okrywa stolicę Francji. W końcu po chwili zastanowienia wszedłem za przyjacielem do baru, ciesząc się w duchu, że był to środek tygodnia, więc sala nie była tak bardzo wypełniona ludźmi. Dotknąłem jakby dla upewnienia swojego sztucznego wąsa, po czym zająłem miejsce obok Franka przy samym barze.
- Co pijesz?
- Bourbon. Mam ochotę na coś typowo amerykańskiego.
- Francuskie wina Ci się znudziły? - zaśmiał się - Dwa razy Bourbon proszę - zawołał do barmana, po czym spojrzał znów na mnie - To powiesz mi teraz co się wydarzyło tam w Paryżu?
- Nie rozumiem o czym mówisz - spuściłem wzrok, chociaż dobrze wiedziałem, że jego nie tak łatwo jest oszukać - Nic, czym powinieneś się martwić.
- Czyżby? - zapytał, gdy barman podał nam dwie szklanki z trunkiem - No dawaj, może jak się rozgrzejesz trochę, to bardziej otwarty i rozmowny się zrobisz.
- Frank, nie ma o czym gadać, serio. Panuję nad wszystkim i wiem, co robię.
- Sypianie z nią uważasz za panowanie nad sytuacją? - po tym pytaniu omal nie zakrztusiłem się alkoholem, który akurat zdążyłem upić ze szkła - Masz mnie za idiotę?
- Przypomnę Ci, że jestem dorosły i sam decyduję co robię i z kim chodzę do łóżka.
- A ja Ci przypomnę - zaczął cichym, leczą ostrym tonem - Że to ja pomogłem Ci z tą całą szopką, to ja narażałem i wciąż narażam się na konflikt z prawem i to ja dbam o Twoją skórę. A Ty naruszasz zasady, które zostały ustalone. Wiedziałeś z czym wiąże się decyzja, którą podjąłeś. Wiedziałeś, że to będzie oznaczać swego rodzaju samotność, a już na pewno nie wchodzenie w relacje z kimś, kto może nas wszystkich posłać na dno.
- Ona mnie nie wyda, nic nie powie. Nawet jeszcze nie wie, kim jestem.
- Jeszcze? - zaśmiał się - Czyli masz w planach wpaść teraz i wkroczyć z tekstem: Siema, jestem Michael Jackson, zmartwychwstałem niczym Jezus?
- Zamknij się, zwariowałeś?! - warknąłem, widząc jak ktoś przechodzący obok zerknął aż w naszą stronę - Zaraz to przez ciebie się wszystko posypie.
- O nie mój drogi, to ty zawaliłeś przez swoją własną głupotę. Kolega w bokserkach tak bardzo Cię swędział, że już nie mogłeś wytrzymać?
- Dobrze wiesz, że nie chodzi o seks - odparłem, upijając duży łyk bourbonu z szklanki - Ona jest inna, nie możesz mi zaufać Frank?
- Zawsze Ci ufałem, ale tutaj zaślepiają Cię uczucia, nic więcej.
- Nie działam pochopnie.
- W takim razie zróbmy tak - zaczął, poprawiając się na krześle - Zostań tutaj kilka dni i przemyśl całą tę sprawę. Jeśli dalej będziesz trzymał się swojej wersji, leć do tego swojego Paryża i nie wracaj.
- Hej, nie takie rozwiązanie miałem na myśli - odparłem - Po pierwsze nie mogę, muszę wylecieć jutro wieczorem z powrotem do Francji. Nie potrzebuję czasu do namysłu.
- Aha, czyli przełożysz znajomość z jakąś Panną ponad zdrowie własnej matki?
   Zabolało. Nie chodziło o sam ton, w jaki to wypowiedział, ale o fakt, że miał w pewnym stopniu rację. Moja matka walczyła teraz o życie, kto wie, czy po części nie przeze mnie i moje kłamstwa, a ja myślałem tylko o tym, aby wrócić już do Amandy. Czułem się podle, nie wiedząc jaka decyzja jest właściwa. Obiecałem jej, że to będą tylko trzy dni, co jednak, jeśli sytuacja z moją matką się pogorszy? Mam ją zostawić?
- Nie mam nawet numeru telefonu, by się z nią skontaktować i powiedzieć, że się spóźnię - zacząłem z rezygnacją w głosie - Nie mogę...
- Ja polecę - wyrwał nagle, na co spojrzałem na niego nie dowierzając - Skoro to dla Ciebie tak cholernie ważne, polecę i spotkam się z nią i powiem, że musisz zostać tutaj dłużej.
- Nie wiesz nawet, jak wygląda.
- Sprowadzasz więcej lasek do Galerii Cienii?
- Oczywiście, że nie.
- No to skoro tam przyjdzie, to będę wiedział, że to ona, nie? - upił kolejny łyk alkoholu - Dobrze mi zrobią mini wakacje, a ty zajmij się matką lepiej.
- A jeśli Amanda mi tego nie wybaczy?
- Jak kocha, to poczeka - wyszczerzył się - Mike słuchaj, to tutaj jest Twoja rodzina. I zawsze była. Twój dom, całe to miasto, cała California, ja, Twoi bracia i rodzice.
   Nie odpowiedziałem nic więcej, jedynie dopiłem do końca kolorową ciecz w szklance i zmrużyłem oczy, próbując myślami wrócić do Paryża. Czy faktycznie czułem się tam jak w domu? Czy czułem się szczęśliwy wraz ze swoją samotnością? Mówi się, że dom jest tam, gdzie człowiek chce zostać najdłużej.


   Kroczyłam ulicami Paryża, nie zwracają uwagi na spadające na mnie płatki śniegu. Wschód słońca okrywał już powoli dachy złotą poświatą, a dzieci z tronistrami wychodziły z swoich domów do szkół. Dziwiło mnie, że turyści wolą odwiedzać miasto miłości latem. Uważam, że zimą jest o wiele piękniejsze i bardziej klimatyczne. Biały puch skrzypiący pod stopami, światełka rozwieszone w każdym możliwym miejscu, stare kamienice w obrazie padających płatków śniegu. To było naprawdę niesamowite.
- Amanda? - słysząc ten głos zamarłam. Zatrzymałam się w pół kroku, bojąc się odwrócić w stronę, z której dochodził dźwięk - To ty? - widząc mój brak reakcji Lucas sam podszedł i obrócił mnie w swoją stronę, powodując u mnie kołotanie serca ze strachu - Co ty tutaj robisz? Myślałem, że wyjechałaś z miasta.
- Bo... Bo tak było - zaczęłam niepewnie, spuszczając wzrok - Lucas, przepraszam Cię ale, ja się naprawdę spieszę, muszę iść do pracy - chciałam ruszyć, ale zatarasował mi znów drogę.
- Poczekaj, chcę tylko porozmawiać - zaczął łagodnym głosem - Ja... Ja wiem że zawaliłem, chcę to naprawić, naprawdę. Spotkaj się ze mną, porozmawiajmy.
- Porozmawiamy, ale nie teraz, muszę iść do pracy, ty zresztą chyba też pracujesz - zmierzyłam wzrokiem jego policyjny mundur - Proszę, daj mi już iść bo jeszcze przez Ciebie stracę pracę.
   Spojrzał na mnie z swego rodzaju rozczarowaniem, jednak bez słowa przesunął się, pozwalając mi ruszyć znów przed siebie w stronę szkoły muzycznej, w której uczyłam. Resztę drogi szłam z walącym sercem, nie wiedząc w sumie tak naprawdę co się wydarzyło. Z jednej strony się go bałam, z drugiej czułam się teraz tak samo winna rozpadu tego związku, bo przecież spałam z obcym mężczyzną. Jednak czy miało to znaczenie, po tym co sam mi zrobił?
- Dzień dobry, jestem - przywitałam się z dyrektorem, którego minęłam na przejściu na parterze. Był to starszy, ale bardzo sympatyczny człowiek - Ja wiem, że ostatnio bardzo dużo wolnego miałam, ale...
- Spokojnie, dostarczono mi Pani zwolnienie lekarskie, mam nadzieję, że wróciła Pani juz do zdrowia - uśmiechnął się po czym zniknął w swoim gabinecie, a ja dopiero przypomniałam sobie, że X mówił, że załatwi mi zwolnienie z pracy na nasz wyjazd. Tylko skąd do cholery on miał lipne zwolnienie lekarskie?
   Kiedy weszłam do swojej sali, mimowolnie na moją twarz wpełzł uśmiech. Lubiłam swoją pracę i miałam ogromne szczęście, że mogłam tutaj pracować. Muzyka od dziecka dawała mi masę radości i poczucie spełnienia, którego tak bardzo mi brakowało. Korzystając z okazji, że dzieci jeszcze nie było, rozsiadłam się na krześle i zaczęłam wyjmować papiery z torby. Nagle jedna z kartek wyleciała mi na podłogę. Schyliłam się by podnieść papier z ziemi, po czym odwróciłam by sprawdzić co to jest. Do oczu momentalnie napłynęły mi łzy, gdy ujrzałam rysunek, który wykonałam na początku, gdy poznałam X. Po sytuacji, gdy uratował mnie z rąk napastników tamtej felernej nocy.
  Kiedy upuści się na podłogę szklankę, roztrzaskuje się ona z głośnym hukiem. Gdy złamiesz patyk, przesuniesz taboret, idziesz po śniegu, wszystko to generuje jakiś dźwięk. Jednak złamane serce rozpada się na tysiąc kawałków w kompletnej ciszy. Zdawałoby się, że skoro jest tak bardzo ważne, powinno wydawać najgłośniejszy dźwięk na świecie, coś w rodzaju uderzenia dzwonu. Ono jednak milczy i czasem człowiek niemal zaczyna marzyć o tym, żeby wydało jakiś odgłos, który odwróciłby uwagę od bólu. Jeżeli zranione serce wydaje jakikolwiek odgłos, pozostaje zamknięty w jego wnętrzu.
   Krzyczy i płacze, ale nikt poza tobą go nie słyszy.

***

Komentarz = to motywuje!

~~~~~

"Los Angeles jest zbyt piękne na zbyt małe marzenia."


niedziela, 3 grudnia 2017

Rozdział 32 - To miała być zupełnie nieżyciowa historia.



Opóźniona znów - ale jestem!
Wybaczcie, ale praca, studia, stajnia, życie prywatne, pisanie pracy licencjackiej - wszystko mnie przytłacza i nawet nie chodzi o brak czasu, ale zwykłych chęci.
Staram się nie zawieszać tego, bo kocham to co tutaj zbudowałam,
mimo iż z każdym rozdziałem jestem mniej zadowolona.
Mam wrażenie że wychodzą nie dość że zapychacze, to jeszcze na jakości tracą xD
No i fabuła jakoś nie idzie mi tak, jak to planowałam.
No nic, zostaje mi jedynie was przeprosić za czas oczekiwania,
no i mam nadzieje, że nie wyszło tak źle, jak się spodziewam.
Buziaki i pamiętajcie o komentowaniu! <3
Nawet zła opinia motywuje:)

~~~~~

   Clara była jedną z niewielu osób, którym ufałam bezgranicznie. Wiedziałam, że zawsze bez względu na wszystko mogę jej powiedzieć o najbardziej dziwnych i porąbanych rzeczach. Akceptowała nawet fakt mojej tajemnicy z X. Nie pytała, mimo iż ciekawość zjadała ją od środka, nie zagłębiała się w szczegóły, których wiedziała, że nie mogę jej wyjawić. Już od małego powinniśmy rozejrzeć się dookoła siebie i zobaczyć tam osoby, które mogą nam towarzyszyć przez resztę życia. Przyjaźń wymaga dużej ilości taniego alkoholu, długich rozmów do świtu, wyjazdów zapchanym pociągiem, a czasem i trzymania za włosy, gdy ktoś rzyga do kibla. Na tym właśnie powinna polegać bezwarunkowa przyjaźń.
- A więc nic więcej mi nie powiesz? - z rozmyśleń wyrwał mnie głos X. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że nasz pojazd stoi tuż przy kamienicy, gdzie mieszkała moja ukochana przyjaciółka - Nie potrafię Cię czasem zrozumieć. 
- Skąd mam mieć pewność, że wrócisz? - zdobyłam się w końcu na odwagę, by na niego spojrzeć - Skąd mam w ogóle wiedzieć, kiedy znów Cię zobaczę?
- Za trzy dni w Galerii Cieni. Za równe trzy dni przyjdź, a ja będę czekał tam na ciebie - ujął nagle moją twarz w dłonie, a ja poczułam gęsią skórkę - Wróć ze mną do domu. Lot mam dopiero rano, możesz zostać u mnie ten czas.
- Nie utrudniaj mi tego wszystkiego, proszę - szepnęłam, czując jak staję się bezbronna wobec jego głosu, zapachu, obecności - Jeśli zostanę, będzie mi jeszcze gorzej się z Tobą rozstać.
- Dobrze, ale obiecaj mi coś - zaczął nagle poważnym głosem - Odłóż rozmowę z Lucasem aż do mojego powrotu, zgoda?
- Mam przez te 3 dni siedzieć u Clary? - nie kryłam zdziwienia - Nie jestem dzieckiem, pójdę i sama mu powiem, że to koniec.
- Nie musisz być dzieckiem, aby kolejny raz Cię pobił.
- Dobrze, zaczekam do Twojego powrotu - odparłam, spuszczając wzrok na swoje dłonie - Naprawdę musisz jechać? 
- Wrócę nim się obejrzysz, obiecuję - objął mnie nagle ramieniem i przytulił do siebie, odurzając ponownie zapachem swoich perfum - Zaufałaś mi w tak wielu sytuacjach, dlaczego nie możesz zrobić tego również teraz?
- Straciłam już raz kogoś, kogo kochałam. Drugi raz tego nie zniosę - nie czekając na odpowiedź, otworzyłam drzwi pojazdu i wyszłam na o dziwo pełną ludzi ulicę - Do zobaczenia, X.
- Pamiętaj, za trzy dni - odparł, po czym zamknęłam drzwi i samochód ruszył z piskiem opon.
   Odprowadziłam go wzrokiem, zanim zniknął za zakrętem przy kolejnej kamienicy. Nawet nie wiem kiedy łzy wypełniły moje oczy, a ręce zaczęły się trząść i wcale nie był to efekt mrozu, czy padającego śniegu. Czułam się w środku pusta. Byłam cholernie zła, że nie pożegnałam się z nim w taki sposób, jaki chciało tego moje serca i ciało. Jednak moja duma, obawa i cały wewnętrzny niepokój nie pozwalały mi logicznie myśleć, zupełnie jakby wszystko we mnie wciąż żywiło nadzieję, że on wcale nigdzie nie wyjedzie. Zostanie tutaj ze mną, już na zawsze.
   Kroczyłam kolejnymi schodami na piętro, zastanawiając się jak będzie wyglądać teraz moje życie. Nie wiem czy byłam przerażona, szczęśliwa czy po prostu zagubiona. Wiedziałam w tej całej popapranej sytuacji tylko jedno - byłam zakochana w człowieku, którego imienia nawet nie znałam.
- Amanda? - zdziwiona rudowłosa kobieta zmierzyła mnie wzrokiem w drzwiach, uśmiechając się niepewnie, jednak gdy dojrzała łzy w moich oczach momentalnie jej mina się zmieniła - Wejdź do środka.
   Gdy tylko Clara zamknęła za mną drzwi, oparłam się o ścianę i odetchnęłam, pozwalając by w końcu słona ciecz spłynęła po moich policzkach. 
- Co się stało? Dlaczego wróciliście wcześniej? - spytała przejęta, przytulając mnie niespodziewanie - Pokłóciliście się?
- Mogę zostać u Ciebie przez trzy dni? Wiem, że kogoś sobie znalazłaś, ale...
- Daj spokój, z tym frajerem już zdążyłam zerwać - przewróciła oczami - A Ty możesz zostać u mnie ile tylko zechcesz. Tylko wciąż nie rozumiem co się dzieje?
- X dostał jakiś ważny telefon, musi wyjechać.
- Wyjechać? - nie kryła zdziwienia - Mówił coś dokąd? Po co?
- Oczywiście, że nie - zirytowana usiadłam na kanapie w salonie, czując jak znów pieką mnie oczy - Powiedział jedynie, że wróci za trzy dni. Nie mam pojęcia do kogo, dlaczego. Nie mam nawet jak się z nim skontaktować w jakikolwiek sposób.
- Na pewno nie wyjechał z byle jakiego powodu.
- A jeśli uciekł?
- To po co by cię zabierał na drugi koniec Francji, po co by spędzał z Tobą tyle czasu i gadał Ci o powrocie? 
- Może nie chce mnie zranić i po prostu nie wie, jak mi to powiedzieć - ukryłam twarz w dłoniach - On nie może mnie zostawić, nie teraz... Tak cholernie się boję.
- Ej, wszystko będzie dobrze, przestań się mazać. Kiedy wylatuje?
- Jutro rano.
- No to co Ty u mnie jeszcze robisz?! - wyrwała nagle, ciągnąc mnie za rękaw z kanapy - Wypad do niego ale już! Wolisz siedzenie z nadętą przyjaciółką zamiast pisać się na ostre rżnięcie?
- Clara! - rzuciłam w kobietę poduszką, czując jak się czerwienię - Jesteś okropna.
- A coś nowego mi powiesz? - wyszczerzyła się - Swoją drogą dobry jest w te klocki? Ile razy doszłaś?
- Chyba faktycznie powinnam już iść - zerwałam się i ruszyłam na korytarz - Wpadnę jutro.
- Masz klucze, pracuję do piętnastej - wręczyła mi plik zapasowych kluczy - Uważaj na siebie. No i pogadaj z nim.
- Dziękuję za wszystko.
   Przytuliłam kobietę na pożegnanie, po czym wyszłam z mieszkania i ruszyłam w stronę północnej części miasta, gdzie mieściła się Galeria Cieni.



  Od kiedy pamiętam moja matka była zawsze u mego boku. W trudnym dzieciństwie, na początku kariery, podczas oskarżeń, bez względu na to co pisały media, była przy mnie. Wierzyła we mnie, wierzyła w moje słowo, którego czasem nie mogłem poprzeć dowodami. Wbrew ojcu, wbrew rodzeństwu, wbrew wszystkiemu. Po prostu była, wysłuchała, kochała, bezwarunkowo, nie potrzebowała konkretnego powodu. Tym razem, to ona mnie potrzebowała. Musiałem wyjechać, musiałem ją zobaczyć i powiedzieć być może ostatni raz, jak wiele jej zawdzięczam, jak ważną osobą jest w moim życiu.
   Po długiej kąpieli w końcu mogłem odetchnąć i usiąść, by przemyśleć kilka spraw, które nie dawały mi spokoju. Próbowałem zrozumieć pozycję Amandy i jej złość, jednak mimo wszystko wiedziałem, że nie robię przecież nic złego. Nie bawiłem się jej uczuciami, nie zostawiałem jej z kaprysu ani nie porzucałem na stałe. Chciałbym móc jej powiedzieć prawdę, chciałbym aby zrozumiała moje decyzje i nie wątpiła w moją wierność do jej osoby. Wiedziałem, że mnie kocha, a ja tak samo pokochałem ją. Mimo zasad, które sam ustanowiłem... Pozwoliłem się sobie do niej przywiązać, potem zaufać, aż w końcu to wszystko przerodziło się w uczucie, nad którym nie potrafiłem już zapanować.
  Z zamyśleń wyrwało mnie pukanie do drzwi. Nie mając pojęcia czego się mogę spodziewać, chwyciłem za maskę i perukę leżące na stole, po czym ruszyłem w stronę wielkich, dębowych drzwi wiążąc w międzyczasie sznurek od swojego przebrania. Gdy otworzyłem skrzydło, moje serce mocniej zabiło na jej widok. 
- Przepraszam - szepnęła, po czym wtuliła się w mój tors, cicho płacząc w moją koszulę.
   Objąłem kobietę bez namysłu, wciągając zapach jej kokosowego szamponu do włosów. Była tutaj. Przyjechała i znów znajdowała się w moich ramionach, które coraz częściej domagały się jej obecności.
- Hej, nie płacz już - uniosłem jej podbródek, zmuszając by na mnie spojrzała. Widziałem, jak próbuje doszukać się w szczelinach maski moich tęczówek, aby spojrzeć mi w oczy - Mamy przed sobą całą noc, a gdy wrócę całe życie, przestań martwić się bez potrzeby.
- Obiecujesz?
- Oczywiście - odparłem, czując jak narasta we mnie chęć zatopienia się w jej ustach.
   Bez słowa pociągnąłem kobietę za sobą do kuchni. Nie opierała się, jednak gdy znaleźliśmy się w pomieszczeniu spojrzała na mnie niepewnie, badając uważnie wzrokiem każdą moją czynność.
- Co żeś znów wymyślił? - wyrwała, widząc jak idę w jej stronę z czystą ściereczką w rękach.
- Mam po prostu cholerną ochotę Cię pocałować, a maska znów stoi mi na przeszkodzie - gdy wypowiedziałem te słowa zawiązując jednocześnie materiał wokół jej oczu, niemal wyczułem jak jej ciało się spina, a oddech robi się płytszy.
   Nie czekając niemal zerwałem z siebie maskę, po czym z rozpędu przywarłem do jej ust. Przez chwilę byłem niemal pewien, że rozegrałem to zbyt zachłannie, jednak czując jak oddaje pocałunek z tą samą siłą i emocjami, przestałem się przejmować tym, co powinien robić dżentelmen. Są w życiu pewne sytuacje, gdzie nie trzeba się kontrolować, tylko wystarczy poddać temu, co siedzi w nas głęboko i za wszelką cenę chce się wydostać na powierzchnię. W takich sytuacjach można być wrednym, zachłannym a nawet lekko wyuzdanym. Jeśli mówimy o prawdziwym uczuciu i szczerej miłości, każdy krok jest dozwolony.
  Gdy wplotła dłonie w moje włosy, posadziłem ją na blacie kuchennym i zacząłem rozpinać guziki od jej bluzki. Mimo pożądania jakie we mnie rosło, dokładnie analizowałem każdy jej ruch, próbując wyczuć granicę, którą mogła mi postawić. Wiedziałem, jak bardzo została skrzywdzona przez los w młodości. Fakt, że raz mi się oddała nie oznaczał wcale, że będzie chciała zrobić to ponownie. 
- Mam przestać? - spytałem nagle, gdy jej bluzka znalazła się już gdzieś na kafelkach za moimi plecami - Nie musimy...
- Przestań tyle gadać tylko bierz się do roboty - uśmiechnęła się, po czym odszukała ustami moje wargi, ponownie łącząc je w zachłannym pocałunku.
   Gdy jej dłonie zaczęły rozpinać moją koszulę, zawartość moich bokserek zaczęła automatycznie rosnąć. Zszedłem z pocałunkami na jej szyję, zsuwając swoją już rozpiętą górną część garderoby na ziemię. Cichutko dyszała mi do ucha, a na jej skórze wyczułem gęsią skórkę i delikatne drżenie. Niewiele myśląc założyłem jej nogi na swoje biodra, a ona wiedząc o co chodzi zarzuciła mi ręce na szyję pozwalając się zdjąć z blatu i przenieść w inne miejsce. Droga do salonu z nią w objęciach wydawała mi się nie mieć końca. Gdy jednak wylądowaliśmy na miękkim dywanie przy kominku, bez namysłu rozpiąłem jej rozporek i zsunąłem materiał dżinsów, sprawiając, że leżała teraz w samej bieliźnie.  
  Przy kolejnym pocałunku ulokowałem się już między jej nogami. Jęknęła delikatnie, gdy przez materiał moich dresów poczuła duże zgrubienie ocierające się niby przypadkiem o jej kobiecość. Uśmiechnąłem się sam do siebie, gdy jej dłonie zaczęły zsuwać materiał moich spodni. Mogła to zrobić normalnie, jednak jej dłonie znalazły się dziwnie blisko miejsca, które teraz bardzo natarczywie domagało się wszelkiej uwagi. Gdy jej dłoń otarła się o jedynie cienki materiał bokserek, poczułem jakby niemal coś we mnie pękło. Nawet nie zdążyła się zorientować, gdy zdjąłem jej stanik, a moje ręce zsuwały już cieniutki sznureczek od stringów. Zszedłem z pocałunkami na jej brzuch, by po chwili dotrzeć do miejsca między jej nogami. Krzyknęła, gdy bez ostrzeżenia zatopiłem się językiem w jej wnętrzu. Uniosła biodra wyżej, jakby chciała dać mi większy dostęp. Nie trwało długo, jak już była bliska końca, jednak nie chciałem pozwolić jej dojść w taki sposób. 
  Uniosłem się wyżej, odnajdując ponownie jej usta. Wiedziałem, że nie była zadowolona, że przestałem w momencie gdy była już tak blisko, jednak jej jęk w momencie gdy wszedłem w nią do samego końca, był wynagrodzeniem za wszystko. Jej paznokcie wbiły się w moje ramiona, a zębami przygryzła moją dolną warkę, delikatnie dysząc z każdym moim ruchem bioder. Oplotła mnie nogami w pasie, dając mi możliwość na pełne i dokładne ruchy. Cała krew w moim ciele spływała w to jedno konkretne miejsce, a chaos jaki dział się w tym momencie w mojej głowie był nie do opisania. Miałem wrażenie, że cały ogień z kominka nagle pojawił się gdzieś wokół nas, podgrzewając atmosferę do granic możliwości. Gdy kolejny raz poczułem jak szczytuje, objąłem ją zwalniając ruchy, dając jej czas na opanowanie drżenia całego ciała i stabilizację oddechu. W końcu i ja doznałem spełnienia, zastygając w jej wnętrzu. Gdy odzyskałem zdolność panowania nad własnym ciałem, opadłem obok Amandy na dywan, pozwalając by wtuliła się w moje ramię wraz z swoim wciąż niespokojnym oddechem, kroplami potu na jej szyi, oraz zapachem seksu, który wciąż unosił się w salonie.




  Świat jest bardzo skomplikowanym schematem, którego nie warto nawet próbować zrozumieć. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć jakich ludzi i miejsca postawi na naszej drodze. Czy będzie to zwykły przypadek, zbieg okoliczności, a może zwyczajna lekcja w naszym życiu. Często, wiele z nich wydaje się absurdalnych. Jednak czy to właśnie te najbardziej niedorzeczne, popaprane pomysły nie są tymi, które najpiękniej wspominamy? Mówi się, że złe decyzje tworzą najpiękniejsze wspomnienia. Nie do końca się z tym zgadzam. Nie ma złych decyzji, a jedynie takie, których możemy w przyszłości żałować. Jednak nie można jednocześnie żałować i wspominać czegoś, co było w naszym życiu. Najpiękniejsze chwile i wspomnienia tworzą decyzje, które nie każdy ma odwagę podjąć. To dzięki tym szalonym i niedorzecznym wpływom chwili, tworzymy coś innego, niesamowitego i pięknego.
  Otworzyłam niepewnie oczy, czując na sobie zapach perfum X, których zawsze używał. Gdy ciemność mnie otaczając nie znikała, zdjęłam ściereczkę, którą wciąż zawiązane były moje oczy. Uniosłam się niepewnie na łokciu, spoglądając na biały materiał satyny, którym byłam okryta. Wciąż leżałam na ziemi, w kominku tliła się jednie lekka poświata, a miejsce obok mnie, było puste. Wstałam w końcu, okrywając się delikatnym materiałem wokół. 
- X? - zawołałam, nie mogąc odnaleźć go nigdzie wzrokiem. 
  Nagle ujrzałam białą kopertę z moim imieniem, leżącą na fortepianie. Zmarszczyłam brwi i z walącym sercem wyjęłam z niej zawartość, którą był list i brązowy kluczyk.


Nie wiem, czy zabrakło mi odwagi by Cię obudzić i się pożegnać, czy po prostu bałem znów Twoich łez, na myśl o tym pożegnaniu.

Wrócę.

Za trzy dni będę tutaj na Ciebie czekał, razem ze swoją tajemnicą, którą chyba najwyższy czas, byś poznała. Nie mogę Cię prosić o wieczne zrozumienie, więc jedynym sposobem jest, być dowiedziała się dlaczego robię to wszystko, oraz jak bardzo zmieniłaś moje życie.

Uważaj na siebie, 

Możesz zostać w Galerii Cieni przez ten czas, jeśli tylko zechcesz.

Do zobaczenia niedługo.

X.


  Z ostatnim słowem listu poczułam łzy spływające po moich policzkach. Wyleciał, nie pożegnał się, zostawił jedynie list i klucz do swojego domu. Usiadłam na parkiecie, otulając się szczelniej satynową pościelą. Płakałam. Nie wiem jak długo, jak mocno, jak intensywnie. Nie tak sobie wyobrażałam to wszystko. Nie planowałam w tym wszystkim miłości. To miała być zupełnie nieżyciowa historia.

***

Komentarz = to motywuje!


~~~~~

“Mówią, że życie to jest to, co cię spotyka, 
gdy planujesz coś innego."

~ Richard Paul Evans


sobota, 18 listopada 2017

Rozdział 31 - W końcu... Co może pójść nie tak?


Kochani powróciłam <3
Znów nie na czas - ale musicie zrozumieć mega brak czasu.
Studia (teraz obrona i pisanie licencjatu -,- ), praca, życie prywatne, no i problemy,
których ostatnio mam coraz więcej.
Zaczynam też myśleć - co dalej, no bo jak wrócę w wrześniu z USA znów,
to będę musiała podjąć kilka decyzji,
a w moim przypadku - każdy pomysł bardziej powalony od poprzedniego.
Czuję się trochę zmęczona psychicznie tym wszystkim, ale pisanie dla was wciąż daje mi masę radości i staram się to robić jak najlepiej, bo albo brać się za coś porządnie, albo wcale.
Zapraszam więc! <3

~~~~~

   Mimo iż stwarzałem z zewnątrz pozory uciekającego i obojętnego, od samego początku pragnąłem jej obecności. Najpierw było niewinnie. Chciałem ją jedynie widywać i rozmawiać, jakby załagodzić samotność, jaka mi od roku dokuczała. Później dopiero zaczęło się robić niebezpiecznie. Każdego wieczora kładąc się spać myślałem o niej, bo wiedziałem, że możesz w środku nocy wpaść do Galerii i będę chciał wtedy przy niej być. Ja wręcz czekałem na to, aby mi przeszkadzała, żeby mnie potrzebowała i bez przerwy mi się narzucała.
  Stałem wpatrzony w widok za oknem. Chmury w końcu zaczynały powoli się rozchodzić, przepuszczając promienie popołudniowego słońca. Uwielbiałem klimat zimy, jednak widząc błękit oceanu zatęskniłem na chwilę za gorącym powietrzem w Kalifornii, które w końcu jeszcze nie tak dawno temu towarzyszyło mi na co dzień.
   Poczułem nagle, jak ktoś przytula się do moich pleców. Amanda wczepiła się we mnie od tyłu, całując moje ramię jednocześnie. Na początku jak zawsze spiąłem się nieprzyzwyczajony do bliskości, którą okazywała mi w coraz to śmielszy sposób. Przymknąłem na chwilę oczy, rozkoszując się tą chwilą, która zapewne dla zwykłego człowieka nie wydawałaby się niczym szczególnym. Ja jednak od dawna nie byłem z nikim tak blisko, tak realnie, jak zwykły człowiek.
- O czym tak myślisz? - wyrwała nagle, przechodząc z pleców, wtulając się następnie w mój bok.
- Zastanawiam się dlaczego wybrałem Paryż, skoro mogłem mieszkać w takim miejscu jak to z widokiem na ocean - zaśmiałem się słabo - Chyba faktycznie w stolicy Francji jest pewien rodzaj magii.
- No i zapewne los wiedział, że inaczej byśmy się nie spotkali - spojrzała na mnie, po czym uniosła delikatnie kąciki ust - Jesteś jedną z najlepszych rzeczy, jakie mi się w życiu przytrafiły.
- A Ty jesteś najbardziej skomplikowaną i nieplanowaną rzeczą, jaka zakłóciła cały mój plan i spokój na kolejne lata - odparłem, na co zaśmiała się głośno, po czym chwyciła mnie za rękę i pociągnęła w stronę holu - Widziałam w szafce butelkę wina - zauważyła, zerkając na mnie zadziornie.
- Chcesz mnie upić? - zaśmiałem się, gdy weszliśmy do kuchni - Raczej liczyłem, że zaproponujesz mi coś rozgrzewającego na ten chłodny, zimowy dzień.
- A więc wolisz kieliszek wina, czy kubek herbaty?
- Kubek wina poproszę - wyszczerzyłem się, na co Amanda spojrzała na mnie niepewnie, jednak po chwili wyjęła uśmiechnięta butelkę wina i mi ją podała.
- Otwórz, a ja skoczę do sypialni po opaskę na oczy.
- Opaskę? - nie bardzo rozumiałem - Po co Ci ona teraz?
- Masz zamiar pić ze mną wino przez maskę? - no tak, zawsze zapominam o tym małym szczególe - Spokojnie, to dla mnie nie problem.
- To nie może tak funkcjonować - oparłem się tyłem o stół, czując jak kolejny raz cała ta sytuacja mnie przytłacza - Jak to będzie funkcjonować? Co teraz zrobimy ? 
- Cokolwiek. Byle razem - i po prostu mnie przytuliła.
  Czułem się cholernie bezsilny. Z jednej strony wiedziałem, że długo tak to wszystko nie pociągnie, a z drugiej strony nie potrafiłem teraz wyobrazić sobie życia bez niej i całej tej popapranej relacji. Zakleszczyłem kobietę w swoim uścisku, czując jak zaciska mi się żołądek. 
- Udusisz mnie - zaśmiała się, na co w końcu wypuściłem ją z objęć - Otwórz to wino i czekaj na mnie.
   Po tych słowach zniknęła za ścianą, a ja zostałem sam w kuchni, razem ze swoim mętlikiem w głowie i butelką wina w dłoni. Dopiero chyba zacząłem dostrzegać, jak wiele Amanda musi dla mnie poświęcać. Dla mnie ta sytuacja była cholernie trudna, więc jak ona musiała się czuć? Nie wiedziała kim jestem, akceptowała moją tajemnicę i całe to zamieszanie, jedynie mając w zamian moją obecność i relację, która niczym się miała do normalnego związku. Nim zdążyłem się obejrzeć, kobieta wróciła do pomieszczenia z czarnym, satynowym materiałem w ręku i mi go podała.
- Pomożesz? - uśmiechnęła się, po czym odwróciła do mnie tyłem, odgarniając przy okazji włosy - Nie chcę, aby ten wyjazd się kończył.
- Zostały nam jeszcze 4 dni, nie myśl już o powrocie - odparłem, po czym kobieta odwróciła się do mnie przodem z zawiązanymi już oczami - Jesteś pewna, że właśnie w ten sposób i kosztem wszystkiego co masz, chcesz być przy mnie w takim wydaniu?
- Przymknij się i otwieraj to wino - zignorowała moje pytanie, po czym odszukała dłońmi moją szyję, przenosząc w końcu ręce na maskę - Mogę ją zdjąć?
- Oczywiście - odpowiedziałem, po czym pomogłem jej odwiązać supeł z tyłu mojej głowy - Czuję się bez niej kompletnie nagi.
- Od nagości dzielą Cię jeszcze koszula, spodnie i bokserki - odgryzła się, po czym słysząc dźwięk otwieranego korka od wina wyciągnęła rękę - Dasz mi?
- Poczekaj, przeleję chociaż do kieliszków.
- Po co kieliszki? - zaśmiała się, na co podałem jej butelkę, z której pociągnęła duży łyk czerwonej cieczy - Dobre, co to tak właściwie jest?
- Château Cos d’Estournel - przeczytałem z etykiety, zapewne robiąc masę błędów, gdyż mój francuski pozostawiał sobie wiele do życzenia - Między innymi za to kocham Francję, przynajmniej alkohol mają porządny.
- Mogę Cię o coś poprosić? - spytała nagle, a ja po upiciu łyka odstawiłem butelkę na blat za sobą - Pocałuj mnie.
   Mógłbym próbować usprawiedliwiać się faktem alkoholu, jednak ciężko po wypiciu kilku łyków wina, zgonić na stan upojenia. Nie odpowiadając jej, po prostu z rozpędu wpiłem się w jej usta, czując wciąż posmak słodyczy czerwonej cieczy na jej wargach. Gdy wplotła dłonie w moje włosy, uniosłem ją delikatnie i posadziłem na stole, lokując się między jej nogami, którymi już po chwili oplotła mnie w biodrach.
   Mimo iż starałem się kontrolować, cała energia i krew spłynęły do dolnych partii mojego ciała, a spodnie zaczęły mi się wydawać momentalnie za ciasne. Cholera! Nie teraz, nie tutaj, nie w taki sposób.
  Kontrola jak zawsze przy tej kobiecie zaczęła mi gdzieś uciekać. Zachłannie oddawałem pocałunek, czując jak delikatnie cięgnie mnie za włosy, gdy niespodziewanie zszedłem z ustami na jej szyję. Wzdychała delikatnie, a ja zatraciłem się w szumie własnej krwi płynącej w zawrotnym tempie w moich żyłach. 
   Po chwili ponownie wróciłem do jej ust i pocałowałem. Mocno. Bez litości. To był brutalny, prymitywny pocałunek, w którym zawarte były wszystkie moje uczucia. Wlałem je w jej usta, wołając ją dotykiem. Gdy w końcu się oderwaliśmy, wtuliła się we mnie, obejmując mnie ramionami i nogami, jakby chciała wczołgać się niemal w moją duszę.


  Od kiedy go poznałam, w mojej głowie nic nie układa się tak, jak powinno. Od stanu otępienia przechodzę w maksymalną chęć życia. Potrafię obudzić się przerażona i za kilka godzin uśmiechać się od ucha do ucha. Jednego dnia myślę, że najważniejsze jest tu i teraz, a drugiego wpadam w panikę, że jednak nic już nie będzie takie samo. Tak było i dziś. Myśl, że mogę go stracić, była przerażająca. Czułam się przy nim oswojona jak lis Małego Księcia, był później w końcu dla niego jedyny na świecie. 
- Ty jeszcze tutaj? - nagle X przysiadł się do mnie. Siedziałam na dywanie przy kominku, obserwując tańczące płomienie - Jest już późno.
- Nie jestem jeszcze śpiąca - odparłam, zerkając niepewnie na mężczyznę - Czy gdy wrócimy do Paryża, poszedłbyś ze mną na grób Pana Richarda? Za każdym razem gdy tam jestem...
- Oczywiście, nie musisz mi nic tłumaczyć - przerwał mi obejmując delikatnie ramieniem, na co wtuliłam się w jego bok przymykając przy tym oczy - Skoro nie chcesz iść jeszcze spać to idziemy na spacer - wstał nagle, a ja popatrzyłam na niego z uniesioną brwią, starając się upewnić, że to nie jest żaden kawał.
- Zwariowałeś? Teraz? O tej godzinie? Jest ciemno i do tego wieje. Jesteśmy nad oceanem, zapomniałeś?
- A wiesz gdzie są najpiękniejsze gwiazdy na niebie? Właśnie tutaj i teraz, no chodź - złapał mnie za dłoń i pociągnął do góry, zmuszając do wstania z ciepłego dywanu, oraz oddalenia się od kominka, którego gorące płomyki zdawały się mnie niemal wołać.
- Jesteś szalony - stwierdziłam, opatulając jednocześnie szyję grubym szalem - Jeśli będę chora, to będzie to tylko i wyłączenie Twoja wina.
- Jeśli będziesz chora, to znaczy, że więcej będziesz musiała leżeć w łóżku, a jakoś wcale nie martwi mnie za bardzo ta myśl - zaśmiał się, na co sprzedałam mu sójkę w bok próbując sama powstrzymać się od śmiechu - Nie zgrywaj teraz świętej. Będę musiał chyba opłacić remont sypialni. Po wczorajszej nocy rama od łóżka zrobiła niemal dziurę w ścianie, jeszcze raz i wyjdziemy z łóżkiem na taras.
- Przestań! - wyparowałam z domu ze śmiechem, czując jak przez jego słowa palą mnie poliki - Nie będę przypominać kto wprawił łóżko w takie drgania.
- A ja nie będę przypominał, kto błagał mnie bym nie przestawał - no i kolejny raz miałam ochotę mu przywalić i zapewne bym to zrobiła, gdyby nie maska, która pewnie uszkodziłaby mi prędzej rękę.
- Chodź już lepiej panie budowniczy od rozwalania ścian - pociągnęłam go za rękaw w stronę plaży, którą oświetlał jedynie księżyc i pojedyncze lampki świecące na tarasie od naszego domku - Niesamowite, że nie ma tutaj w pobliżu innych ludzi.
- Mało jest takich miejsc na świecie, gdzie można teraz naprawdę odpocząć.
- A Ty, gdzie mieszkałeś? - spytałam, zdając sobie nagle sprawę, że znów wchodzę zapewne na jego prywatny teren - Znaczy, jeśli nie chcesz...
- W Kalifornii, moim zdaniem najpiękniejszym miejscu na ziemi - skwitował, wpatrując się w swoje buty zostawiające odcisk na wilgotnym piasku - Amando, jest pewna sprawa.
- Tak? - zatrzymałam się, słysząc w jego głosie, że będzie to coś poważniejszego - O co chodzi?
- Gdy się kąpałaś, oddzwoniłem w końcu do mojego przyjaciela i wspólnika w jednym - przerwał na chwilę, jakby próbował wyczuć grunt, na jakim stoi - Trochę się to wszystko pokomplikowało i ja... Będę musiał wyjechać na kilka dni.
- Wyjechać? - poczułam jak wszystkie funkcje w moim ciele zamierają - Jak to wyjechać? Sprawiasz, że rezygnuję z całego swojego życia dla Ciebie, a teraz tak po prostu nagle chcesz zniknąć?
- To tylko kilka dni. Proszę, zrozum... Musze domknąć kilka kwestii od których uciekam od bardzo dawna.
- Jak Ty to sobie wyobrażasz? - pierwsza łza spłynęła po moim policzku - Wyjedziesz nie wiadomo dokąd, tak naprawdę nie mam żadnej gwarancji, że tutaj wrócisz.
- Hej, przestań - ujął moją twarz w dłonie i oparł się czołem o moje czoło, zapewne gdyby nie maska, pocałowałby mnie delikatnie - Oczywiście, że wrócę. Zostaniesz te kilka dni u Clary, nawet nie zorientujesz się jak będę z powrotem. 
- Nie wytrzymam tego, nie w ten sposób - odsunęłam się czując, że zaraz wybuchnę - Chcę wracać do domu.
- Że co? - znów chciał mnie dotknąć, ale zrobiłam kolejny krok w tył, na który automatycznie przystanął - Naprawdę tego chcesz?
- Chcę wrócić do domu, proszę - próbowałam być silna, jednak łzy i łamiący się głos zdradzał, jak wiele mnie to wszystko kosztowało.
- Dobrze. Zatem jutro z rana wracamy do Paryża.
   Po tych słowach wyminął mnie i ruszył wolnym krokiem w stronę domku, zostawiając mnie samą na plaży. Gdy tylko zniknął mi z pola widzenia, upadłam na piach pozwalając łzom już swobodnie ściekać po mojej twarzy. Dawno tak bardzo nie płakałam. Czułam się taka cholernie zła i zrozpaczona zarazem. Miałam ochotę za nim pobiec i przeprosić, jednak cała moja duma i rozum odmawiały posłuszeństwa.
   Nie byłam przyzwyczajona do poczucia szczęścia, a przynajmniej - nigdy ono u mnie nie trwało zbyt długo. No bo co jeśli on wcale nie wróci? Wyleci, zapewne na drugi koniec świata, do ludzi i rzeczywistości, którą znał całe swoje życie. Zapomni o tym, co się działo tutaj. Cała ta cholerna relacja zniknie gdzieś razem z innymi, które narodził w sobie Paryż. To miasto jest cholernie zdradliwe. Rozkocha Cię, pozwoli czerpać radość, jednak gdy wracasz na ziemię, dopiero zauważasz jak wiele Ci odebrało całym swoim pięknem. Zatopiło wszystko gdzieś na dnie Sekwany, przy której kolejni zakochani siedzą wpatrzeni w roztańczoną Wieżę Eiffla, której sam widok przytłacza zwykłego śmiertelnika. Paryż jest jak pajęczyna, jak lep na muchy nad kuchnią, jak ruchome piaski, w których grzęźnie się na zawsze.


  Każde spotkanie doprowadza do rozstania i tak zawsze będzie, dopóki życie jest śmiertelne. Owszem, będzie trudno, lecz czas biegnie szybko... ani się obejrzymy, a znów się spotkamy. Wiem to. Czuję to. Wierzyłem w to, bo nasza miłość była silna, ale także spokojniejsza, dojrzalsza. Wiedziałem, że rozstanie będzie bolesne, ale nie spodziewałem się, że druzgoczące. Zastanawiałem się, czy to również przychodzi wraz z dojrzałością, czy może po wielu latach sercowych zawodów w końcu zaczynasz się bronić. A ona się broniła. Bała się i rozumiałem ją, w końcu nic nie jest pewne przy życiu z człowiekiem, którego imienia nawet nie znasz. 
   Frank od kilku dni próbował się ze mną skontaktować. Obiecałem sobie, że cały ten wyjazd będę się bronił od telefonów i życia codziennego, jednak nie mogłem go bez końca ignorować. Okazało się, że moja matka jest chora. Od kilku dni leży w szpitalu, a jej stan pogarsza się z dnia na dzień. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś się stało, a ja nie miałbym szansy się z nią pożegnać. Ostatni raz przytulić i powiedzieć jak bardzo ją kocham i jak wdzięczny jestem za te wszystkie lata.
   Najprostszym rozwiązaniem byłoby powiedzenie Amandzie prawdy odnośnie powodu mojego wyjazdu, jednak byłem pewien, że jakieś brukowce albo stacje telewizyjne już piszą o chorobie Katherine i niedługo wszystko wpełznie również w francuską sieć mediów. To byłoby zbyt podejrzane, gdyby taka informacja wtedy dotarła do Amandy. Postanowiłem więc milczeć, by nie wpakować się w jeszcze większe bagno niż byłem.
- Przełożyłem wylot na jutro - zacząłem przerywając ciszę panującą w samolocie, który leciał w stronę stolicy Francji - Nie rozumiem jednak, dlaczego nie chciałaś zostać jeszcze tych kilku dni na wyspie. Mogłem lecieć później, gdy wrócimy.
- To nie zrobi różnicy - odparła nawet na mnie nie patrząc - Po prostu leć, nie musisz się tłumaczyć. 
- Dlaczego mnie tak traktujesz? Przecież nie wyjeżdżam stąd na stałe. Wrócę za kilka dni i będzie tak jak dawniej. 
- Masz taką pewność?
- Oczywiście - wziąłem jej dłoń, po czym zamknąłem w swojej - Daj mi trzy dni. Obiecuję, że za trzy dni będę tutaj z powrotem i wynagrodzę Ci to wszystko.
   Milczała. Jej wzrok błądził gdzieś za oknem, jednak delikatne drżenie ciała zdradzało, że jest bliska płaczu. Przytuliłem więc kobietę, mając nadzieję, że to wszystko się jeszcze ułoży. To tylko trzy dni. Damy radę. W końcu... Co może pójść nie tak?

***

Komentarz = to motywuje!

~~~~~

"Na zawsze ponosisz odpowiedzialność za to, co oswoiłeś."

niedziela, 5 listopada 2017

Rozdział 30 - Czasami domem może być inna osoba.




Hejo jestem znów opóźniona xDDD
Wiem, wiem... Powinno być wcześniej, ale życie w Polsce przytłacza mnie ostatnio.
Wszystko się sypie, ogólnie mam jakąś depresję, same problemy
i mało miałam chęci na pisanie.
Ale jestem!
Mimo iż nie jestem zadowolona z rozdziału...
Ogólnie jakoś mam wrażenie, że na tle innych fanfic z MJ to moje jest jakieś... POWAŻNE.
Serio. Nie ma w tym takiego luzu jak w innych, troche mnie to wkurza xD
Wgl jest sprawa - ostatnio zapytano mnie o drugą część tego opowiadania...
Niestety, nie będzie drugiej części. Kiedyś miałam to w planach, ale stwierdziłam, że byłoby to ciągnięcie na siłę + zniknie cała magia i sens opowiadania. Ma ono swój zarys i w drugiej części nie byłoby tej magii i całego przesłania tej historii.
Jednak - mam już pomysł na inne opowiadanie!
Na moim wattpadzie niedługo może zostanie ujawniony nawet i zapowiedziany:)
Także nie martwice się na zapas!
Buziaki, komentujcie i motywujcie bo tego teraz mooocno potrzebuję! <3

~~~~~

   Poznał mój świat, poznał moje ciało, poznał moje myśli... ale intymnie zrobiło się już wtedy, gdy poznał moje słabości. Serce chce tego, czego chce. Nie ma w tym żadnej logiki. Nie potrafię wytłumaczyć dlaczego od tak wielu lat nie byłam w stanie oddać się żadnemu mężczyźnie, nawet narzeczonemu, a tej nocy w pełni oddałam się całą sobą mężczyźnie, który nawet nie wiem tak naprawdę jak się nazywa. Chyba podświadomie spodziewałam się finalnej wersji. Byłam pewna, że znajdę wówczas odpowiednie słowa, żeby wyrazić to, co mnie dręczy, wytłumaczyć mu, dlaczego jestem tak okropnie przerażona, dlaczego mam uczucie, jak gdyby mnie siłą wpychano coraz głębiej i głębiej do czarnego dusznego worka, z którego się już nigdy nie wydostanę. A on słuchał mnie i rozumiał. Jak nikt inny.
   Gdy próbowałam otworzyć oczy, wciąż panowała wokół mnie ciemność. Dotknęłam miękkiego materiału wokół mojej głowy, po czym wyciągnęłam rękę macając miejsce na łóżku obok mnie, które było puste. Nie miałam pojęcia czy jest poranek, czy wciąż środek nocy. Bałam się też zdjąć opaskę, nie wiedząc gdzie jest teraz X i czy wciąż jest bez maski.
   Próbowałam odtworzyć sobie obraz domu w jakim jestem, po czym niepewnie wstałam z łózka i z wyciągniętymi rękoma ruszyłam przed siebie. Gdy poczułam klamkę i niezdarnie udało mi się otworzyć drzwi, zrobiłam pewniej krok w przód, po czym odbiłam się niczym piłeczka od miękkiej ściany, jaką okazał się być nikt inny jak mój towarzysz.
- Chcesz się zabić? - zaśmiał się, po czym poczułam jego dłonie na twarzy, a po chwili już moim oczom została przywrócona zdolność widzenia - Nie łatwiej było to zdjąć?
- Nie byłam pewna, czy masz już na sobie maskę - odparłam przyglądając się mu z uwagą. Poza maską i peruką, miał na sobie całkiem codzienne ubranie. Nawet dłonie i bose stopy były widoczne, to chyba prawie sukces - Która godzina?
- Dziewiąta, jesteś głodna? - wskazał ruchem ręki na kuchnię, na co tylko skinęłam z lekkim uśmiechem i ruszyłam do pomieszczenia, z którego unosił się zapach jajek i bekonu.
   Czułam się trochę skrępowana jego obecnością. Nie wiem, skąd ta nagła zmiana. Może to fakt, że on widział kilka godzin temu moje nagie ciało w całej okazałości, a ja wciąż nie mam pojęcia jaki ma chociażby kolor włosów? Chyba nie ma bardziej skomplikowanej sytuacji między ludźmi, niż nasza.
- Wszystko w porządku? - czułam na sobie jego wzrok. Spojrzałam na X, który oparty o blat kuchenny zapewne przyglądał mi się, gdy ja jadłam posiłek - Jeśli coś wczoraj...
- Nie, to nie twoja wina - od razu wyczułam o co mu chodzi - Po prostu... Ja chyba sama nie do końca rozumiem jak to się stało.
- Hej... - podszedł do mnie, po czym ukucnął i wziął moje dłonie, zakrywając swoimi - Nie musimy tego robić nigdy więcej, jeśli nie chcesz.
- Problem chyba właśnie tkwi w tym, jak bardzo tego chcę - poczułam łzy zbierające się w moich kącikach - Bardziej mnie zastanawia dlaczego Ty tego chciałeś.
  Chyba weszłam na pewien grunt, który nie do końca był jeszcze dla nas stabilny. Po chwili namysłu wstał i po prostu wyszedł z kuchni, zostawiając mnie samą. Zrezygnowana odłożyłam widelec i ukryłam twarz w dłoniach, zastanawiając się jak dopomóc całej tej sytuacji, jak zrozumieć jego zmienne nastroje i skąd one się biorą.
   W końcu wstałam i poszłam w ślad za mężczyzną. W głowie próbowałam ułożyć monolog jaki mu powiem, jednak gdy zastałam go w salonie automatycznie odebrało mi mowę. Bałam się, że znów coś palnę i to wszystko co już zbudowaliśmy, zawali się niczym cholerny domek z kart.
- Musimy porozmawiać - zaczęłam, jednak nawet nie odwrócił głowy w moim kierunku - Przestaniesz się zachowywać jak dziecko? Wczoraj jakoś nie miałeś problemów z kontaktem ze mną, zaliczyłeś i po sprawie? - domyślałam się, że trafię w jego czuły punkt i nie myliłam się.
   Jak z automatu wstał z kanapy i podszedł do mnie na bardzo bliską odległość. Miałam wrażenie, że słyszę jego bijące serce, a oddech owiewa moją szyję powodując gęsią skórkę.
- Uważasz, że chciałem Cię tylko przelecieć?
- Nie, ale przynajmniej zauważyłeś, że mówię do Ciebie - ciężko się kłócić z kimś, z kim nie możesz nawet utrzymać kontaktu wzrokowego - Ale nie zmienia to faktu, że znów zostawiasz mnie bez odpowiedzi i chowasz się za tą swoją kotarą i maską. Ja oddałam Ci się w każdym calu, a Ty nie potrafisz się zdobyć przynajmniej na odrobinę szczerości?
   Milczał. Nie wiedziałam co myśli, co czuje, nie wiedziałam kompletnie nic. Miałam ochotę się rozpłakać. Chciałam stamtąd wybiec i uciec z powrotem do Paryża. Gdy mój rozum z sercem toczyły wewnętrzną wojnę co należy zrobić, on mnie po prostu przytulił. Zaskoczona nie miałam pojęcia co się dzieje, ale czując jego ciepło i zapach bez namysłu wtuliłam się w mężczyznę jeszcze bardziej, pozwalając łzom w końcu spłynąć po policzkach, aby zelżyć emocjom kotłującym się w mojej głowie.
- Zakochałem się - szepnął nagle, a ja zacisnęłam piąstki na jego koszuli, jakbym się bała, że zaraz się odsunie - Złamałem zasadę, którą ustanowiłem na samym początku. Najgorsze jest to, że mimo iż od dawna wszystko szło w tym kierunku, a ja jak idiota wmawiałem sobie, że to wszystko nic nie znaczy.
- A znaczy? - zdobyłam się na odwagę, by odsunąć się delikatnie od jego torsu i spojrzeć w miejsce na masce, gdzie powinny być oczy. Cholera! Oczy są zadziwiające. Po nich poznasz ile człowiek spał, czy płakał, jaki ma nastrój, jak bardzo jest niekochany... A ja nie mogłam zobaczyć nic, poza ciemną przestrzenią w plastiku na jego twarzy - Czy znaczy coś do ciebie fakt, co obydwoje czujemy?
- To wszystko jest cholernie popieprzone - zgodnie z moimi obawami kolejny raz się zdenerwował i chciał znów uciec, ale tym razem w porę złapałam go za koszulę i z powrotem przytuliłam się, jakby miał być to mój sposób, by utrzymać go przy sobie i porozmawiać - Jak Ty to sobie teraz wyobrażasz?
- Zrobię to co powinnam zrobić dawno temu i odejdę od Lucasa. Zostanę z Tobą.
- Masz w planach do końca życia ukrywać się z wariatem w masce, wiedząc, że nie możesz go przedstawić nawet żadnym znajomym? Nie możesz wziąć ślubu? Mieć dzieci i normalnej rodziny? Że być może nigdy nie poznasz, kim tak naprawdę jestem?
- Myślę, że na ten moment wiem o tobie o wiele więcej niż Ci ludzie, którzy znają zaledwie Twoje imię i nazwisko - warknęłam, czując powoli jak przytłacza mnie ta cała wymiana zdań - Dlaczego tak bardzo uciekasz od uczucia? Przecież wiesz, że możesz mi zaufać.
- Nie chodzi tutaj już tylko o moją tajemnicę.
- A więc o co?
- O to, że raz pozwoliłem się skrzywdzić, więcej nie popełnię tego błędu - odsunął mnie od siebie, po czym usiadł na kanapie, chowając twarz w dłoniach. Nie spodziewałam się takiego wyznania z jego strony.
- Chcesz porozmawiać o tym, co się stało? - niepewnie zajęłam miejsce obok mężczyzny - Nie będę naciskać, jeśli nie chcesz.
- Zakochałem się raz w życiu - powiedział na jednym wdechu - A ona wbiła mi nóż w plecy i sypiała z moim własnym przyjacielem.
- Jak się dowiedziałeś? - całe to napięcie spowodowało, że moje oczy zaszły już złami. Niemal czułam jego ból i cierpienie, które było namacalne w każdym słowie - X?
- Przyłapałem ich u niego w biurze. I wiesz co mi wtedy powiedziała? - zaśmiał się kpiąco - Że każdym można się z czasem przejeść.
   Po tych słowach wstał i zniknął w otchłani korytarza. Ja wciąż siedziałam i analizowałam słowa, które do mnie powiedział. Pierwszy chyba raz podzielił się ze mną ważną historią z jego przeszłości. Teraz chyba dopiero zrozumiałam, co znaczyły jego słowa, że mnie rozumie, gdy opowiadałam mu historię z Evanem. Jego miłość również zawiodła. On również cierpiał i mimo iż nie był to ten sam ból, to tak samo jak ja bał się ucieczki od życia, które sobie zbudował. On w samotności, ja u boku Lucasa.


   Jak to napisał kiedyś jeden bardzo mądry człowiek: zdradę powinniśmy nazywać po imieniu – kurewstwem.  Najbardziej przykre jest w tym wszystkim to, że krzywdzą oni kogoś komu zależało dużo bardziej od nich, a zdradzając kradną raz na zawsze zaufanie do drugiej osoby, nadzieję na szczęście i wiarę w prawdziwą miłość.
   Nie powinniśmy zapominać o tym, że zdrada to nie tylko dawanie dupy na boku. Tak naprawdę cienką czerwoną linię przekracza się w momencie kasowania wiadomości tak żeby on/ona nie mogli jej przeczytać. Wtedy właśnie wszystko się zaczyna…
   Niektórzy próbują to usprawiedliwiać i twierdzą, że ciągłe tajemnice i kłamstwa to jeszcze nic takiego. Ten statek prędzej czy później zatonie, bo zdrada to totalne dno przykryte dodatkowo kilometrową warstwą mułu. Dno w którym zdradzający znalazł się na własne życzenie.
  Osoby, które zdradzają charakteryzuje absolutny brak kręgosłupa moralnego. I nieistotne czy chodzi tu o seks i pocałunki na boku. Nieistotne czy tyczy się to ciągłych kłamstw i wszystkich tajemnic. Liczy się to, że ludzie którzy zdradzają krzywdzą kogoś kto widział w nich wszystko. Kogoś kto im zaufał, pokochał i postanowił przejść z nimi przez życie. I pomyśleć, że to wszystko dla szybkiego seksu lub tanich emocji.
   Wziąłem gorącą kąpiel, mając nadzieję, ze to chociaż trochę mnie uspokoi. Masa uczuć i pytań wciąż kłębiła się w mojej głowie, a ciągła niepewność doprowadzała mnie do szału. W nerwach uderzyłem pięścią o szklaną szybę w kabinie prysznicowej, o czym oparłem się o nią plecami i zjechałem do siadu, czując, że to nie tylko krople wody spływają już po moich policzkach. Czułem się cholernie bezsilny i zagubiony. Myślałem, że pozorując śmierć uciekam od tych wszystkich problemów, a tym bardziej od ludzi.
   W końcu opuściłem łazienkę, zawiązując po drodze sznurek od maski z tylu głowy. Chyba zdążyłem się już całkowicie przyzwyczaić do mojej 'drugiej twarzy', którą od kiedy pojawiła się w moim życiu Amanda - zdejmowałem bardzo rzadko.
    Zastałem ją siedzącą w salonie, zapatrzoną w rozpalony kominek. Dochodziło powoli południe, jednak szara pogoda za oknem i sypiący śnieg nie zachęcały do opuszczania domku. Usiadłem obok kobiety, jednak ta nie spojrzała na mnie. Jej wzrok wciąż tkwił w tańczących płomieniach, a mimika twarzy nic nie zdradzała.
- Mówiłaś poważnie? - spytałem nagle, tym samym sprawiając, że kobieta w końcu skupiła swoją uwagę na mnie - O tym, że odejdziesz od Lucasa.
- A wyglądałam, jakbym żartowała?
- Jeszcze nie tak dawno upierałaś się, że nie poradzisz sobie bez niego, że nie zniesiesz samotności kolejny raz.
- Owszem, ale teraz wiem, że mam ciebie - uniosła delikatnie kąciki ust, po czym spuściła wzrok - Boję się, ale jestem w stanie spróbować, muszę.
- Jesteś w stanie zaryzykować dla tej popapranej relacji wszystko? Rodzinę, przyjaciół, dom?
- Czasami domem może być inna osoba - niemal czułem, jakbyśmy mieli kontakt wzrokowy - A Clara rozumie, że nie mogę jej powiedzieć nic o Tobie. Nie stracę jej przez to.
- Teraz jesteśmy w innej części kraju. W końcu wrócimy do szarej rzeczywistości i wtedy dopiero zobaczysz trud tego, na co chcesz się zdecydować.
- Chcę zaryzykować - odparła, po czym usiadła bliżej mnie i wtuliła się w mój bok, wzdychając ciężko - Pierwszy raz od dawna czuję się szczęśliwa. Nie odbieraj mi tego, proszę.
   Milczałem. Miałem ochotę zdjąć maskę i wykrzyczeć jej całą prawdę, mimo iż tak naprawdę przecież wcale jej nie okłamywałem. Zgodziła się na te warunki od samego początku i wiedziała, że nie mogę jej powiedzieć kim jestem. Nagle, jakby po prostu czytając mi w myślach wyrwała:
- Clara prosiła, bym dokończyła jej pracę, niedługo musi ją oddać - podniosła lekko głowę, zerkając na mnie - A przy okazji ja też jestem ciekawa dalszej części tej historii.
- Tak bardzo ciekawi Cię fakt życia obcego człowieka?
- Ciekawi mnie fakt, że znałeś kogoś takiego i byłeś z nim tak blisko - zmarszczyła brwi, jakby się nad czymś intensywnie zastanawiała - Ale nie musisz mówić, jeśli nie chcesz.
- Co Cię więc interesuje?
- Jaka była prawda z oskarżeniami o molestowanie dzieci - próbowałem ukryć spięcie, jakie się mnie narodziło gdy wypowiedziała to zdanie - Jako jego przyjaciel pewnie znasz prawdę.
- Myślisz, że naprawdę to robił?
- Nie, ale nie rozumiem dlaczego zabrnęło to tak daleko, skoro był niewinny.
- Ludzie oskarżyli go o molestowanie dzieci, bo wyczuli ogromne pieniądze. Skandal z kimś takim jak Michael Jackson w roli głównej to niezły biznes. Można teoryzować ile w nim prawdy i czy jego dobroć nie była udawana, jednak ten kto ma intuicję do ludzi chyba wyczuwa i widzi, że dzieci same się do niego przytulały i nazywały go najlepszym tatusiem na świecie. Każdy przecież wie, że dzieci mają najlepszego nosa do ludzi. Wyczują wszystko. Gdyby robił im jakąś krzywdę pod przykrywką dobroci, nie zachowywałby się wobec niego z taką miłością i otwartością. 
- Dlaczego więc tak łatwo uwierzyła w to połowa świata?
- Plotkom o molestowaniu sprzyjała naiwność i ogromna otwartość Michaela w stosunku do dzieci. On był zupełnie nieświadomy tego, że jego zachowanie może być źle odebrane, ale ludzie widząc dorosłego faceta, który tak chętnie bierze wszystkie dzieci na ręce, dopisali do tego własne teorie - w tym momencie dziękowałem masce, że nie mogła zobaczyć mojego bólu na twarzy, gdy o tym mówiłem. Cierpiałem, za każdym razem, gdy wspominałem ten okres w moim życiu, wszystkie oskarżenia i ciosy.
- Hej, wszystko gra? - spytała nagle, a ja jakbym wrócił myślami na ziemię - Zapytałam, czy mogę zadzwonić do Clary, tak jak obiecałeś? Na pewno się martwi.
- Oczywiście - wstałem pospiesznie, wyjmując z szuflady w salonie komórkę - Gdy skończysz wyłącz to, nie chcę żadnych telefonów ani wiadomości od nikogo z moich ludzi.
  Po tych słowach wyszedłem z pomieszczenia, zostawiając ją samą. Potrzebowałem chyba czasu, by wszystko poukładać sobie w głowie na nowo i zdecydować, czego tak naprawdę potrzebowałem. Na chwilę obecną każda z tych opcji, wydawała mi się zła i niedorzeczna. W końcu, jak żyć u boku z kimś, nie mogąc zdradzić kim jesteś?


   Czekałam na jej głos w słuchawce, licząc sygnały jakie zdążyły zabrzmieć w telefonie. Clara była jedyną mi bliską osobą we Francji, na którą mogłam liczyć zawsze i o każdej porze. Była kimś więcej niż przyjaciółką, traktowałam ją jak rodzinę, której nigdy w życiu nie miałam.
- Halo? - usłyszałam jej niepewny głos, zapewne na reakcję innego numeru.
- Hej Clara, to tylko ja. Przepraszam, że wcześniej nie zadzwoniłam...
- Amanda ty szmato! - krzyknęła do słuchawki, na co się uśmiechnęłam - Ty wiesz co ja tutaj przeżywałam?! Komórka nie odpowiada, Lucas nachodził mnie w mieszkaniu mówiąc, że uciekłaś i ślad po Tobie zaginął. Cała policja w Paryżu Cię szuka!
- Że co? - nie mogłam uwierzyć w to co usłyszałam - Lucas był u Ciebie?
- Nie mogłam go za drzwi wywalić! Twierdził, że wiem gdzie jesteś i groził mi, że jak mu nie powiem to mnie w areszcie zamknie. Ten facet to świr.
- Boże... Przepraszam Cię, nie wiedziałam, że posunie się do czegoś takiego...
- Daj spokój, powiedz mi lepiej co się z Tobą dzieje... Gdzie Ty do cholery jesteś? Pewnie z X, zgadłam?
- Lucas znów wpadł w szał. Był pijany, zrobił mi awanturę, bałam się i musiałam uciec. Wybiegłam w pośpiechu i nie wzięłam nic, nawet komórki. Przepraszam, że dopiero teraz się z Tobą kontaktuję.
- Dobrze chociaż, że znasz mój numer na pamięć - zaśmiała się - A wracając do tego pojeba, to mam nadzieję, że...
- Jak wrócę to kończę z nim, przysięgam.
- Zmądrzałaś czy zasługa X, co? 
- Chyba jedno i drugie - uśmiechnęłam się - Powiedz mi, miałaś kiedyś wątpliwości dotyczące tego, co robisz, wydawało Ci się, że dokonałaś złego wyboru? 
- Częściej miewałem wątpliwości niż pewność. Ale zmiany są potrzebne, a w Twoim wypadku wręcz konieczne. Gdyby to ode mnie zależało i byłabym tobą, zostawiłabym tego świra już dawno. Poza tym, chyba darzysz uczuciem kogoś innego, czy się nie mylę?
- To skomplikowane - zagryzłam z nerwów wargę, po czym nagle usłyszałam męski głos w słuchawce - Jesteś z kimś?
- Taa... Nie mówiłam Ci - zaśmiała się - Poznałam kogoś ostatnio. Nie było to nic poważnego, dlatego nie chciałam Ci zawracać głowy, dopóki nie będę mieć pewności. Wpadł dzisiaj do mnie, własnie poprosiłam go, aby wstawił pranie.
- Kochanie, na ile mam nastawić pranie? - usłyszałam nagle krzyk w słuchawce, na co moja przyjaciółka szybko odkrzyknęła.
- A co masz napisane na koszulce?
- Adidas, ale co to ma do rzeczy? - obie wybuchnęłyśmy śmiechem, musiałam aż z powrotem usiąść na kanapie, aby utrzymać się na nogach.
- Skąd Ty go wytrzasnęłaś? 
- Amerykanin, przyleciał do Paryża odwiedzić rodzinę, zostaje cały miesiąc aż do świąt.
- W takim razie nie będę wam przeszkadzać - uśmiechnęłam się - Wrócę za kilka dni. Wpadnę do Ciebie od razu.
- A co mam powiedzieć Lucasowi, jeśli znów przyjdzie?
- Że nie wiesz gdzie jestem i nie miałaś ze mną kontaktu. Załatwię to, nie martw się.
- Jasne, trzymaj się - gdy ciągły głos sygnalizujący zakończone połączenie rozległ się w słuchawce, odstawiłam urządzenie, na którym zauważyłam 10 nieodebranych wiadomości.
   Coś się stało? Dlaczego ktoś tak usilnie próbuje się z nim skontaktować? Miałam pod nosem dowiedzenie się kim są ci wszyscy 'jego ludzie', oraz rozwiązanie całej tej historii. Czując lekkie ukucie w sercu, wyłączyłam urządzenie i odłożyłam do szuflady na swoje miejsce. Skoro nie chciał mi zdradzić swojej tożsamości, miał ku temu powód. Poczekam, aż będzie gotów i sam mi o wszystkim powie. Poza tym, chyba tak naprawdę wcale nie chciałam wiedzieć. 

***

Komentarz = to motywuje!

~~~~~

"Dob­roć nie może wypływać ze słabości, tyl­ko z potęgi."