Strony

poniedziałek, 25 września 2017

Rozdział 27 - Czasem po prostu zależy nam na kimś trochę za bardzo.


  Niekiedy spotykamy ludzi zupełnie nam obcych, którymi zaczynamy się interesować od pierwszego wejrzenia, jakoś raptownie, znienacka, zanim choć słowem się do nich odezwiemy. Nigdy nie przestanie zadziwiać mnie fakt, że aby doszło do spotkania dwojga ludzi musi gdzieś z boku, gdzieś z dala od reflektorów zdarzyć się tyle małych, na pozór nieistotnych rzeczy, jak to: czy pojedziesz tramwajem numer 6 o tej, a nie innej godzinie, czy idąc na piwo dotrzesz właśnie do tego, a nie innego lokalu, czy wyjdziesz na fajkę właśnie teraz, czy pięć minut później lub też, czy pośliźniesz się akurat w tym, a nie innym miejscu.
  Chodziłem najciemniejszymi uliczkami Paryża, robiąc niemal wszystko, aby nie wrócić tej nocy do domu. Ktoś by powiedział, że każdy potrzebuje chwile samotności. Jak jednak miał to mówić człowiek, który ostatni rok spędził sam w podziemiach miasta? Prawda była taka, że próbowałem uciec od kobiety, która coraz bardziej mieszała mi w głowie. Z każdym dniem łapałem się, że nie chodzi mi już o zwykłą pomoc pokrzywdzonej przez los kobiecie. Nie chodziło już tylko o nauki, o chęć pokazania jej prawdy o świecie. Chodziło już tylko o obecność. Rozmowę, nawet o niczym konkretnym. Po prostu lubiłem z nią przebywać, a ja mogłem być sobą bardziej, niż kiedykolwiek. Nie wiedziała kim jestem, przestawała już zadawać pytania, po prostu szanowała moją decyzję. Śmiem nawet stwierdzić, że sama nie chciała poznawać do końca prawy. Mimo wszystko nie mogłem sobie pozwolić na pewne rzeczy. Nie mogłem dopuścić, aby w jakikolwiek sposób, nawet przypadkiem, poznała moją tożsamość. Dlaczego więc zgodziłem się na ten pocałunek? Kiedy między nami, a tajemnicą była tylko kuchenna ścierka, zawiązana wokół jej oczu, którą mogła zdjąć jednym prostym ruchem? Jedni nazwaliby to zaufaniem, drudzy głupotą. Ja wtedy po prostu chciałem czegoś spróbować. Chciałem udowodnić sam sobie, że moja postawa względem tej dziewczyny nie ma nic wspólnego z jakimkolwiek uczuciem. Chciałem udowodnić sobie, że całując ją wypełni mnie jedynie pustka i spokój, który potwierdzi, że ta znajomość nie różni się niczym niż to, co łączyło nas na początku. Co się więc stało? 
   Spojrzałem na światełka w domach, które powoli rozbłyskując zdradzały fakt nadejścia poranka. Ruszyłem powoli przed siebie w stronę domu, czując jak moja głowa podczas tego spaceru się oczyściła. Czasem trzeba wszystko uporządkować. Musimy się zdecydować, czego chcemy się trzymać. Musimy wiedzieć, co trwa, a co przeminęło. I czasami ustalić, czego nigdy nie było. I musimy sobie pewne rzeczy odpuścić. I to nie zawsze dlatego, że tego chcemy - ale po prostu, bo tak zwyczajnie trzeba.
   Zmarznięty po kilku godzinach na mrozie, poczułem w końcu ciepło i zapach książek, które przypominały mi gdzie się właśnie znajduję. Rzuciłem pelerynę niedbale na kanapę, udając się do sypialni, w której byłem pewny zastać śpiącą Amandę. Czułem pewne wyrzuty sumienia po tym, co się stało. Nie chodziło o sam pocałunek, ale o to co stało się później.
   Uchyliłem drzwi delikatnie, spoglądając w stronę łóżka, które było puste. Zmarszczyłem brwi ruszając w stronę swojej sypialni, która również okazała się być pusta. Gdzie ona do cholery jest? Przeszukałem kuchnię, salon, bibliotekę, pokój gościnny - nigdzie jej nie było. Uciekła? Myśl o tym, że bez słowa poszła to tego bydlaka po tym co jej zrobił, wzbudzała we mnie pokład niepohamowanej złości. Chwyciłem w biegu pelerynę i gdy już miałem opuścić Galerię Cieni, usłyszałem ten tak dobrze mi znany głos.
- X? - odwróciłem się gwałtownie w stronę kobiety, z której wilgotnych włosów kapały jeszcze maleńkie krople wody - Nie myślałam, że wrócisz o tej porze. Brałam prysznic - po tych słowach poczułem swego rodzaju... ulgę?
- Myślałem, że wróciłaś już do siebie.
- Chciałam o tym z Tobą porozmawiać - odparła idąc powoli w moją stronę, bawiąc się przy tym końcówką pasma swoich włosów - Nie mogę, nie powinnam tutaj zostać. Muszę wrócić, wieczne ukrywanie się nic nie da.
- Chcesz do niego wrócić? - zaśmiałem się z kpiną - Pozwolić by podbił Ci kolejne oko?
- Był pijany, muszę z nim porozmawiać. Nie mogę uciekać w nieskończoność. Sam mnie uczyłeś, że problemom należy stawiać czoła, a nie je maskować, jakby nigdy nie miały miejsca.
- To co innego - odparłem sam słysząc pretensje w swoim głosie - Jak Ty to sobie wyobrażasz?
- Dziś zostanę u Clary. Muszę pojechać do pracy, nie będą dłużej łykać moich bajek o poważnej chorobie.
- A później? - zrobiłem krok w stronę kobiety, która nie mogąc chyba znieść powagi w mym głosie, spuściła głowę niczym małe dziecko - Jeśli tego właśnie chcesz, nie będę Cię powstrzymywać. Ale nie chcę się temu przyglądać - na te słowa spojrzała na mnie z swego rodzaju strachem.
- Nie mogę Cię stracić, nie teraz - szepnęła, po czym niespodziewanie mnie po prostu przytuliła. Schowała twarz w moim torsie, trzęsąc się delikatnie - Nie możesz mnie zostawić.
- Nie zostawiam - odparłem, gładząc jej ciemne włosy - Jednak chyba potrzebujemy odpoczynku. Muszę poukładać kilka spraw sam ze sobą.
- Lubisz samotność? - spojrzała na mnie niepewnie.
- Lubię, nie sprawia mi ona bólu. Nie należę do osób, które rozpaczliwie zabiegają o kontakt, szczególnie jeśli ma on być płytki i nic niewnoszący. Często ludzie uciekają w zgiełk, akcję, bo bliskie spotkanie z samym sobą wydaje się przerażające. Mnie to pozwala zaś trzeźwo myśleć.
- Jeśli tego właśnie chcesz - odparła półszeptem, po czym odsunęła się delikatnie ode mnie - Pójdę zebrać swoje rzeczy.
  Odprowadziłem Amandę wzrokiem, aż zniknęła za drewnianymi drzwiami do jednej z sypialni. Zdałem sobie chyba właśnie sprawę, że ją w pewnym stopniu kłamałem. To prawa, chcę to zakończyć. Chcę czekać na tej jeden, pewny moment, który przychodzi w życiu każdego z nas. To taki moment, w którym możesz pozwolić sobie na myślenie o wszystkim co już nie wróci, możliwe, że chodzi po prostu o to, żeby spojrzeć na to wszystko z boku, z innej perspektywy, spróbować zrozumieć, dlaczego stało się właśnie tak. Czasem potrzebne jest pewne zamknięcie spraw we własnej głowie, a przede wszystkim w sercu i jeśli potrafisz na dawny ból spojrzeć inaczej to znaczy, że udało Ci się uwolnić. Chciałem się uwolnić, musiałem.


  Krocząc powoli w stronę domu mojej przyjaciółki, myślałam o historii Estery i tego, jak poświęciła się dla swojej miłości. Jak bardzo ufała ukochanemu, powierzając swoje życie w jego ręce. To nawet zabawne... Ileż to historii miłosnych, zna każdy z nas? Na tym właśnie polega magia literatury. Niektóre historie coś w nas uruchamiają. Nie wiemy co ani dlaczego, nie wiemy, które zdanie ma na nas taki wpływ, i co sprawia, że nasz świat nieodwracalnie się zmienia. Czasem dopiero po latach zauważamy, że książka zrobiła szczelinę w naszej rzeczywistości, przez którą udało się nam uciec od małości i apatii. Dlatego tak bardzo uwielbiałam słuchać X. Jego głos mnie uspokajał, a każde słowo analizowałam  z niesamowitą uwagą. Wzbudzał mnie mnie zmysły i instynkty, które myślała, że dawno we mnie umarły. 
   Kiedy znalazłam się pod drzwiami do domu Clary, poczułam swego rodzaju niepokój. Co ja jej tak właściwie powiem? Co jeśli zacznie zadawać masę pytań? Wzięłam w końcu głęboki wdech i zapukałam delikatnie, zerkając w tym samym czasie na zegarek, który wskazywał siódmą rano.
- Amanda? - przyjaciółka stała przede mną w drzwiach ubrana w satynowy szlafrok - Co Ty tutaj robisz o tej godzinie?
- Mogłabym dzisiaj u Ciebie zostać? - spytałam niepewnie, po czym Clara zrobiła krok w moją stronę i dotknęła bolącego śladu pod moim okiem - Proszę...
- Znów Ci to zrobił? - spytała sycząc przez zęby -  Wejdź, zrobię Ci herbaty.
  Odpowiedziałam jej jedynie uśmiechem, po czym weszłam do dobrze mi znanego mieszkanka. Mogłam się domyśleć, że od razu będzie dociekać co tym razem Lucas zrobił. Próbowałam przykryć siny ślad makijażem, jednak dla osoby używającej kosmetyków w minimalnej ilości, takie zadanie było nadzwyczaj trudne.
- Pokłóciliście się? Kiedy to się stało? - zaczęła nagle, odkładając w tym samym czasie czajnik na kuchenkę - Masz mi powiedzieć wszystko. To dlatego na dniach nie miałam z Tobą kontaktu żadnego?
- Byłam u X  - odparłam zgodnie z prawdą - Był tam, gdy Lucas mnie pobił.
- Mówisz o tym zamaskowanym gościu? - spojrzała na mnie niepewnie - Lucas go widział?
- Był wtedy pijany, nie wiem co pamięta, nie rozmawiałam z nim od tego czasu.
- Mógł ten Twój Zorro dobić przynajmniej tego skurwiela - rzuciła pod nosem, przewracając przy tym teatralnie oczami - A to... Wiesz już kim on jest?
- Pytasz mnie o X? - uniosłam brwi zdziwiona jej pytaniem - Nie, oczywiście, że nie.
- Jakim cudem spędziłaś z nim tyle czasu, a nadal nie masz pojęcia, kim jest ten człowiek?
- Nie muszę wiedzieć jak wygląda, by wiedzieć jakim jest człowiekiem.
- Nie to miałam na myśli - uniosła lekko kąciki ust - Cieszę się, że masz kogoś takiego. Nieważne kim jest, ważne, że jesteś przy nim szczęśliwa.
- Nie wiem, czy nazwałabym to szczęściem.
- Zawsze gdy o nim mówisz świecą Ci się oczy - spojrzała na mnie zadziornie - Na pewno jesteś przy nim bardziej szczęśliwa, niż przy tym palancie.
- Jest w ogóle jakaś miara szczęścia?
- Tak, promile - odparła nagle, wyjmując z szafki butelkę czerwonego wina - Mogę sobie zrobić dzisiaj wolne, co ty na to?
- Chcesz pić od samego rana? - zmierzyłam przyjaciółkę wzrokiem - W naszym wykonaniu źle się to kończy.
- Tak, ale gdy Cię upiję szybciej wyciągnę od Ciebie informacje, co Cię tak naprawdę łączy z tym człowiekiem - zaśmiała się - Mam wrażenie, że nie mówisz mi o czymś ważnym.
- Wydaje Ci się - odparłam sama się zastanawiając, czy ma rację - To bardzo skomplikowane.
- Dlaczego tak w ogóle musi się ukrywać? - spytała, siadając na przeciwko mnie przy stole - Jest poszukiwany? Zrobił coś złego?
- Nie mam pojęcia jak wygląda, ani jak ma naprawdę na imię, a pytasz mnie czy zwierzał mi się z przestępstw jakie popełnił? - zaśmiałam się - Nie mam pojęcia dlaczego żyje w taki, a nie inny sposób.
- Nie boisz się, że zrobi Ci krzywdę? Mam na myśli tylko... Jesteś z nim sama, nikt nic o nim nie wie, ani nawet gdzie się z nim spotykasz...
- Ufam mu bardziej niż komukolwiek innemu - odparłam bez zawahania - To dzięki niemu wciąż jakoś to wszystko jeszcze znoszę.
- A co chcesz zrobić z Lucasem? No wiesz, po tym wszystkim.
- Nie mam pojęcia - schowałam twarz w dłoniach - Najgorsze jest to, że znam powód jego zachowania, a nie potrafię go zlikwidować.
- To znaczy? - spojrzała na mnie niepewnie, po czym uniosła brwi w zdziwieniu ku górze, domyślając się odpowiedzi - Wy dalej nie...?
- Nie potrafię, nie z nim, nie teraz - uciekłam wzrokiem w widok za oknem - Od śmierci Evana... Po prostu się boję.
- Boisz się seksu, czy faktu że grozi to zajściem w kolejną ciążę? - rzuciła z przekąsem - Z resztą, nie powinnam. Przepraszam, czasem mówię bez zastanowienia...
- Nie szkodzi, masz rację - spojrzałam znów na przyjaciółkę - Być może boję się, że kolejny raz będę w stanie stracić dziecko, a tego bym nie przeżyła.
- Albo wiesz, że ten frajer nie jest wart niczego i czekasz na kogoś, kto złamie Twoją skorupę i sprawi, że poczujesz się wyjątkowo - zmierzyłam kobietę wzrokiem - No co? Ja wcale niczego nie sugeruję! Chociaż do tych rzeczy to maski nawet ściągać nie musi przecież.
- Jesteś okropna - zaśmiałam się, rzucając w Clarę gazetą, która leżała na parapecie obok mnie - My wcale...
- No jasne, na pewno całe te dnie spędzacie siedząc grzecznie na kanapie oglądając filmy i słuchając muzyki - machnęła ręką, po czym wstała od stołu na dźwięk czajnika informującego o zagotowanej wodzie - To co to za tajemnica, którą niemal masz wymalowaną na twarzy? Znamy się nie od dziś, nie ukryjesz przede mną, że coś się dzieje.
- Poprosiłam go, by mnie pocałował - wypaliłam, czując się na sercu lżejsza po tym, gdy wypowiedziałam te słowa na głos. Clara odwróciła się gwałtownie w moją stronę, patrząc wielkimi oczami. Zapewne nie tego się spodziewała ode mnie usłyszeć - I zrobił to.
- Mówiłaś, że nie widziałaś jego twarzy?
- Bo nie widziałam - utkwiłam wzrok w swoich dłoniach - Związał mi oczy.
- I?
- Właśnie nie mam pojęcia, to jest chyba najgorsze - poczułam, jak łzy napływają mi do oczu - Chyba... Chyba był zły za to, nie wiem... Czasem tak ciężko go zrozumieć. Nie widząc jego oczu, rys twarzy, nie mam pojęcia co myśli, a tym bardziej co czuje.
- A Ty?
- Co ja?
- Co Ty czujesz? - tym pytaniem zbiła mnie całkowicie z tropu. Co ja czuję? No właśnie. To było chyba jedno z najtrudniejszych pytań, na które sama nie znałam dobrze odpowiedzi.
- Czuję się po prostu dobrze w jego towarzystwie. Bezpieczna, rozumiana, czuję się jak...
- Jak przy Evanie? - przerwała mi nagle, po chwili dopiero zdając sobie sprawę, co właśnie powiedziała - Znaczy, nie to miałam na myśli.
- Nigdy więcej nie porównuj go z nikim innym - odparłam oschle, odwracając twarz ponownie w stronę okna.
- Amanda, przepraszam - przysiadła się bliżej mnie, po czym chwyciła mnie za dłoń i lekko ścisnęła, jakby chciała mi dodać siły - Powiedziałam to, bo po prostu widzę od jego śmierci pierwszy raz nadzieję w twoich oczach. Ej, spójrz na mnie - mruknęła, na co ja niechętnie przeniosłam wzrok na kobietę - Nie bój się przyznać, jeśli coś czujesz. To nie jest zdrada, to nie jest nic złego. Evan na pewno byłby szczęśliwy widząc, że jesteś z kimś kto się Tobą zaopiekuje, a nie kto koloruje ci oko na fioletowo - ciągnęła, przenosząc wzrok na podbite miejsce nad policzkiem - Miłość nie ma być wyścigiem, ciągłym strachem, że się nie wystarcza, albo zrobi się coś nie tak. Miłość ma uspokajać, dawać oparcie.
- Dlaczego mi to mówisz?
- Bo udajesz miłość do kogoś, kogo w głębi serca nienawidzisz, a uciekasz przed uczuciem do kogoś, o kim nie możesz przestać myśleć choćby jeden dzień. I nie wmówisz mi, że jest inaczej.
- Nie chcę komplikować bardziej swojego i tak skomplikowanego już życia. Nie mam Claro dwudziestu lat, nie mam czasu na zauroczenia i głupoty.
- Gdyby to była głupota, nie chodziłabyś do zamaskowanego faceta tylko po to, by spędzić z nim trochę czasu. Niewielu jest ludzi, z którymi chcemy przebywać, z którymi jest nam dobrze przez większość czasu. Jeśli uda się kogoś takiego znaleźć, powinno się o niego walczyć za wszelką cenę - założyła ręce na piersi, przyglądając mi się badawczo - Zmieniając temat, co z moją pracą w temacie Michaela? Masz coś nowego?
- Cholera, kompletnie o tym zapomniałam - złapałam się za głowę - Obiecuję, że zdobędę ostatnie materiały do twojej pracy.
- Jasne, mam jeszcze trochę czasu - uśmiechnęła się - A teraz kończ tą herbatę, mamy do wypicia jeszcze całą butelkę wina.


   Obudził mnie dźwięk dzwoniącego telefonu. Po nieprzespanej nocy spędziłem pół dnia leżąc w łóżku. Spojrzałem na urządzenie, wskazujące godzinę 16:20. Świetnie, przespałem niemal cały dzień. Domyślając się, że na dworze jest już ciemno jak na tę porę roku przystało, niechętnie zwlekłem się z łózka i poszedłem w stronę łazienki.
   Po niecałej godzinie byłem znów gotów do wyjścia. Nie potrafiłem po prostu siedzieć godzinami sam w tych murach. Na początku korzystałem z spokoju, jakiego wcześniej nigdy nie miałem. Cieszyłem się każdą chwilą bez ludzi, dźwięku fleszy, krzyku fanów, po prostu brakiem jakiegokolwiek dźwięku w mojej głowie. A teraz? Zapewne dalej by tak było, gdyby nie pewna kobieta, która wtargnęła w moje życie. Denerwowało mnie, że świadomie chciałem jej obecności. Chciałem z kimś porozmawiać, a nawet zwyczajnie pomilczeć. A najbardziej denerwował mnie fakt, że nie miałem pojęcia dlaczego tak bardzo zmieniła ona moje przyzwyczajenia i uczucia.
   Ta noc była wyjątkowo zimna. Padający grubymi płatkami śnieg sprawiał, że widoczność nawet dla pieszego była bardzo mała. Chodnik jak i jezdnie były przysypane białą pierzyną, a ciągniki i inne maszyny nie nadążały odśnieżać nowo powstałej warstwy. Całe to zamieszanie, miało swój pewien urok - mało kiedy można było zobaczyć ulice Paryża tak pustymi. Bez strachu spacerowałem jedną z głównych ulic, rozglądając się wokół siebie i chłonąc obraz tego miasta. Za każdym razem mam wrażenie, że zachwyca mnie ono na nowo.
   Skręcając w jedną z bocznych brukowanych uliczek, dojrzałem idącą burzę rudych włosów. Byłem niemal pewny, że znam tę kobietę, jednak nie mogłem sobie przypomnieć gdzie ją widziałem. W pewnym momencie, gdy rudowłosa na chwilę przystanęła i spojrzała w bok, przez co mogłem ujrzeć jej twarz, przypomniałem sobie - to była Clara. Jednak... Czy Amanda nie miała być u niej tej nocy? Jeśli nie są razem, to znaczy, że poszła do tego bydlaka.
   Mimowolnie moje pięści się zacisnęły. Zawróciłem szybkim krokiem i wparowałem w inną, równoległą uliczkę, chcąc wcielić pewien mały plan w życie. Znałem te drogi na pamięć, chodziłem nimi niemal każdej nocy przez ostatni rok. Stanąłem więc przy jednym z skrętów, czekając oparty o betonowy mur. Dźwięk obijających się o kostkę butów był coraz wyraźniejszy. Gdy nagle ujrzałem kobietę, która skręcając wpadła prosto na mnie, zamknąłem dłonią jej usta nie chcąc, by zaczęła krzyczeć, po czym pociągnąłem ją w drugą stronę, gdzie w najciemniejszym miejscu przyszpiliłem kobietę do ściany.
- Ciii... To tylko ja. Nie zrobię Ci krzywdy - odparłem poluźniając uścisk, na co wielkie z przerażenia oczy Clary, chyba zaczęły rozpoznawać we mnie człowieka, którego widziała kiedyś w mieszkaniu przyjaciółki - Przepraszam, jeśli Cię przestraszyłem.
- Coś ty, przecież to normalne, że napada mnie jakiś zamaskowany świr - odparła z oburzeniem, gdy w końcu zabrałem rękę z jej twarzy i mogła z siebie wydać głos - Amandę też tak witasz każdego dnia?
- O niej właśnie chciałem porozmawiać - zacząłem, odsuwając się jednak trochę od kobiety, w końcu była mi obcą osobą i nie mogłem pozwolić, by moja tajemnica była jakkolwiek zagrożona - Nie powinna być teraz u Ciebie? Mówiła...
- Owszem, była. Dlaczego miałabym Ci powiedzieć cokolwiek? - spojrzała na mnie niepewnie - To, że Amanda Ci tak ufa, nie znaczy, że i ja będę.
- Chcę tylko uchronić ją przed kolejnym pobiciem ze strony Lucasa. To Ci wystarczy, by mi powiedzieć gdzie jest i dlaczego mnie okłamała? - wzrok Clary na wzmiankę o Lucasie od razu złagodniał. Widać było, że boi się o nią tak samo jak ja, więc skinęła tylko głową i zaczęła:
- Nie okłamała Cię. Była u mnie z samego rana. Rozmawiałyśmy i trochę... No otworzyłam wino po prostu - uśmiechnęła się - Ale nie martw się, już wytrzeźwiałyśmy.
- Upiłaś ją i puściłaś do tego świra?
- Oczywiście, że nie! Właśnie od niej wracam. Uparła się, że musi wrócić dzisiaj do domu i porozmawiać z Lucasem, więc postanowiłam ją odprowadzić i być tam na wypadek kolejnego jego wybuchu. Jednak mieszkanie było puste, a Amanda znalazła jedynie list od niego na stole, że wyjechał na kilka dni bo musi przemyśleć kilka spraw.
- Nie napisał gdzie i na jak długo wyjeżdża? - nie kryłem zdziwienia - Ok, dziękuję - odszedłem dwa kroki w tył, z zamiarem odejścia.
- Zaczekaj - odwróciłem się ponownie w stronę Clary, która patrzyła na miejscu w mojej masce, gdzie powinny być oczy - Ja chciałam... Podziękować Ci.
- Podziękować?
- Za to co robisz dla Amandy - uniosła delikatnie kąciki ust - Ona... Była dziwnie przybita dzisiaj. Pokłóciliście się? - spytała niepewnie, a mnie przed oczami stanął obraz naszego pocałunku.
- Nie do końca nazwałbym to kłótnią. Chyba wiem, do czego zmierzasz, ale nie mogę iść do niej po raz kolejny.
- Chodzi o to, że boisz się, że ktoś Cię zauważy, czy spędzania z nią zbyt dużej ilości czasu? - uniosła brew lustrując mnie wzrokiem.
- Dobranoc Claro - odparłem w odpowiedzi i ruszyłem w swoim kierunku.
   Mimo iż czułem ulgę, że jest sama w domu bez narzeczonego, to słowa jej przyjaciółki siedziały mi w głowie i odbijały się niczym echo. Cholera... Nie mogę tam iść, nie teraz. Miałem przecież ograniczać to wszystko w każdym tego słowa znaczeniu.
   Zaklnąłem w duchu z bezsilności i skręciłem w kierunku mieszkania Amandy. Nie miałem pojęcia co znów tak naprawdę mną kierowało, ale chciałem się chociaż upewnić, że wszystko u niej w porządku. Miałem wyrzuty sumienia, że zgodziłem się na ten pocałunek. To zdarzenie nie miało prawa zajścia. Sam zacząłem łamać własne zasady, a co najgorsze - robiłem chyba wszystko, by złamać je ponownie.
  Gdy znalazłem się w końcu pod odpowiednią kamienicą, wziąłem głęboki oddech i wszedłem do budynku, w którym panował nieprzyjemny chłód. Wbiegłem na piętro z nadzieją, że nie natknę się na żadnego z jej sąsiadków. Zapukałem niepewnie, układając w głowie co jej mam powiedzieć. No bo w końcu dlaczego tutaj jestem? Nim zdążyłem przemyśleć całą tą chorą sytuację, w drzwiach stanęła Amanda w szlafroku, z początku lekko przerażona, jednak w końcu jakby odetchnęła z ulgą.
- X? Myślałam już że...
- To Lucas? - zaśmiałem się - Wybacz mi, jeśli Cię rozczarowałem swoją osobą.
- Przestań - skarciła mnie - Proszę, wejdź.
- Wpadłem tylko na chwilę - zacząłem wchodząc do mieszkania, w którym unosił się zapach świeżo mielonej kawy - Byłem na spacerze i spotkałem przypadkiem Twoją przyjaciółkę...
- Clarę? - nie kryła zdziwienia - Byłam u niej, ale...
- Wiem, powiedziała mi o wszystkim - przerwałem kobiecie, widząc lekkie zakłopotanie na jej twarzy - Dlaczego chciałaś tak bardzo wrócić dzisiaj do domu? Mówiłaś, że zostaniesz z Clarą do jutra.
- To skomplikowane - spuściła wzrok w swoje dłonie - Nie mogę wiecznie przed nim uciekać.
- Ale dać się torturować możesz? - zaśmiałem się z ironią i odwróciłem, idąc w kierunku salonu, całkiem ignorując kobietę.
- X, proszę... - poczułem nagle jak przytula mnie od tyłu. Moje ciało automatycznie się spięło na jej niespodziewany dotyk. Dreszcz przeszedł po moim kręgosłupie, jakby strzelił we mnie piorun. Cholera. Oby to był fakt zaskoczenia - Porozmawiaj ze mną. Nie chcę, abyśmy się przez niego kłócili.
- Mam stać i patrzeć bezczynnie, jak pozwalasz się tak traktować? - odwróciłem się do kobiety tak, że dzieliły nasze ciała dosłownie milimetry - Sama mówiłaś, że potrzebujesz pomocy by wyrwać się z tego, w czym tkwisz.
- Miałam na myśli chorobę.
- I to właśnie ona Cię przy nim trzyma - próbowałam zniżyć ton, jednak złość i żal nie pozwalały na to - Boisz się, że znów zostaniesz sama. Boisz się, że stany lękowe powrócą i nie poradzisz sobie.
- Być może - spojrzała na mnie zaszklonymi oczami - Nie wiesz, jak to jest stracić ukochaną osobę i dziecko w jednym czasie. Nie wiesz jak to jest bać się wyjść do ludzi, siedzieć w łóżku całymi dniami, próbując nawet wyskoczyć przez okno w obawie przed ludzkim dotykiem i bliskością.
- Wiem o wiele więcej, niż Ci się wydaje - podniosłem jej podbródek, zmuszając by wciąż na mnie patrzyła - Wiem jak to jest stracić dobre imię, szacunek ludzi, rodzinę, majątek, wszystko na co pracowałem całe swoje życie. Wiem, jak to jest zaczynać od nowa, od zera, nie mając nikogo zaufanego na boku. Nie masz pojęcia jak wiele wiem o życiu, dlatego tak bardzo Cię rozumiem i chcę Ci pomóc.
- Kierujesz się litością? - zmarszczyła brwi, a po jej policzku poleciała pojedyncza łza - O to więc chodzi?
- Jak możesz tak mówić? - sam nie wiedziałem, czy jestem w tym momencie wściekły, czy rozczulony jej sposobem myślenia - Myślisz, że wczoraj pocałowałem Cię z litości?
- Więc dlaczego mi pomagasz? I dlaczego mnie pocałowałeś?
  Tymi pytaniami sprawiła, że odsunąłem się o dwa kroki w tył, jakbym chciał zachować bezpieczną odległość. Jak mogłem odpowiedzieć, sam nie znając jednoznacznej odpowiedzi na te pytania? Nagle w mojej głowie narodził się pomysł. Głupi i szalony, ale być może jedyny sposób, by zrozumieć tę całą chorą sytuację raz na zawsze.
- Wyjedź ze mną - odparłem - Na tydzień. Daj mi tydzień.
- Że co? - spojrzała na mnie wielkimi oczami - Gdzie? Po co?
- Abym odpowiedział na Twoje pytania. Spędzając tydzień przy Twoim boku, być może zrozumiem kilka kwestii, które usilnie próbuję opanować w swojej głowie. Chcę, abyś spała przy mnie przez ten czas, jadła ze mną posiłek, spędzała cały dzień na rozmowie. Jeśli to nie sprawi, że znajdę odpowiedź na te pytania, to chyba nigdy ich nie znajdę.
- Kąpać też się mam z Tobą? - spojrzała na mnie niepewnie, na co nie mogłem się nie zaśmiać.
- Nie, to możesz robić samodzielnie.
- Ja mam pracę, wyrzucą mnie w końcu. Poza tym Lucas...
- O pracę się nie martw. Załatwię Ci fałszywe zwolnienie lekarskie, a jeśli chodzi o tego idiotę, jakoś mnie to nie martwi.
- Nie mogę zniknąć bez słowa.
- Więc powiedz, że jedziesz z Clarą na wakacje, dasz sobie radę - odparłem wymijając kobietę i kierując się w stronę wyjścia - Przyjdź jutro po pracy do Galerii z odpowiedzią na moje pytanie, będę czekać.
- Dlaczego tak bardzo Ci na tym zależy?
- Myślę, że z tego samego powodu co Tobie. Czasem po prostu zależy nam na kimś trochę za bardzo - po tych słowach po prostu wyszedłem z mieszkania, bojąc się, że skończy się to w końcu niepotrzebną kłótnią.
   Być może zadziałałem zbyt pochopnie. Być może będę żałować tego pomysłu, bo w końcu z każdą taką decyzją moja tajemnica była wystawiana na jeszcze większą próbę. Miałem jednak dość już zabawy w kotka i myszkę. Denerwuje mnie ta ciągła niewiedza. Denerwuje mnie fakt, że potrzebuję jej obecności, denerwuje mnie fakt, że ufam jej i pozwalam sobie na taką nieostrożność. Być może znałem odpowiedzi na wszystkie pytania, tylko usilnie nie dopuszczałem ich do świadomości. Problemem tylko jest, że nieprzyznawanie się do uczucia, wcale nie oznacza, że go w nas nie ma.

***

Komentarz = to motywuje!

***

I jestem z nowym rozdziałem! <3
Szczerze mówiąc myślałam, ze dłużej mi to pisanie zejdzie przez masę problemów na dniach.
A jednak się wyrobiłam dość szybko :D
Jeśli chodzi o bloga to szczerze powiem, 
ostatnio tak myślałam nad tym i chyba się trochę wypaliłam w pisaniu.
Nie wiem, może za stara się robię?XD
Nie chcę zostawiać tego tutaj na pewno tak od czapy, ale muszę też wiedzieć, czy ktoś to w ogóle czyta, czy mam dla kogo ciągnąć tę historię.
Mam jakiś pomysł w mojej głowie, trochę akcja się rozkręci, w końcu zaraz 30 rozdziałów wybije.
Piszcie, nawet najkrótszy kom to kop dla mnie i wiem,
że mam po co dalej to ciągnąć!:)

PS: rozdziały postaram się dawać co tydzień, max co dwa.
Jednak zaraz powrót na studia, stajnia + praca mogą czasem mi to opóźniać.
Bądźcie wyrozumiali!<3



~~~~~

"Plan jest taki, by zapominać o Tobie odrobinę częściej niż sobie przypominać."

~ Ochocki


wtorek, 19 września 2017

Wielki powrót!


Kochani...
W końcu wróciłam z "Wielkiego Świata"! <3
Co do samego wyjazdu napiszę tylko - nie bez powodu nazywają to 'Amerykański sen'.
To inny świat, który zmusił mnie wręcz, abym część swojego sera zostawiła gdzieś pośród wieżowców Nowego Jorku, palm w Los Angeles, czy w przepaści Wielkiego Kanionu.
Widziałam miejsca z moich marzeń, poznałam ludzi do których tęsknota nie zna granic.
Po 2 miesiącach pracy na amerykańskim campie, oraz ponad 3 tygodniach podróżowania busem po zachodnim wybrzeżu w grupie 10 studentów, wracam do was nowa ja! <3
Nie wiem, czy to zmiana na lepsze - czy na gorsze.
Czuję się przede wszystkim świeża.
Mam wolną głowę. 
Ten czas pozwolił mi się wyciszyć, zapomnieć, przemyśleć.
Czuję się pełna życia, naładowana pozytywną energią od oceanu, gór, kanionów, nawet tętniących życiem miast, przypominających tam betonowe dżungle.
Czuję się jakaś lepsza.
Spełniona, z nowymi perspektywami, nastawieniem, nadzieją, wiarą w ludzi.
Dzień gdy stanęłam pod bramą Neverlandu, sprawił, że chyba dopiero wtedy uświadomiłam sobie, jak bardzo brakuje mi tego człowieka w życiu.
Mojego idola.
Ale wróciłam - jestem znów z wami, z głową pełną pomysłów.
Dziękuję tym, co czekali wytrwale na mój powrót <3
To dla was tutaj jestem <333

Co teraz?
Po ponad 3 miesiącach nieobecności - mam sporo na głowie.
Wyjazdy, przygotowania na kolejny rok na studiach, porządki i nadrobienie czasu z rodziną.
Nie obiecuję, że w przeciągu tygodnia coś napiszę. Obiecuję się za to zabrać w wolnych chwilach, między tym co teraz tutaj mnie czeka w Polsce.
Najpóźniej do początku października powinien pojawić się nowy rozdział.
Proszę o zrozumienie, potrzebuje tego czasu.
O waszych blogach też pamiętam!
Nadrobię jak tylko ogarnę swoje własne bazgroły:)
Zostawiam was z kilkoma zdjęciami - na zachętę dla was.
Świat jest piękny, naprawdę.
A marzenia się spełniają - czasem tylko trzeba im trochę dopomóc.

















Brama Neverland <3

Teraz jest tam i mój podpis <3









Tak, ze spadochronem też skoczyłam! <3


***
"Podróże mają magiczną moc uzdrawiania duszy."