Strony

sobota, 18 listopada 2017

Rozdział 31 - W końcu... Co może pójść nie tak?


Kochani powróciłam <3
Znów nie na czas - ale musicie zrozumieć mega brak czasu.
Studia (teraz obrona i pisanie licencjatu -,- ), praca, życie prywatne, no i problemy,
których ostatnio mam coraz więcej.
Zaczynam też myśleć - co dalej, no bo jak wrócę w wrześniu z USA znów,
to będę musiała podjąć kilka decyzji,
a w moim przypadku - każdy pomysł bardziej powalony od poprzedniego.
Czuję się trochę zmęczona psychicznie tym wszystkim, ale pisanie dla was wciąż daje mi masę radości i staram się to robić jak najlepiej, bo albo brać się za coś porządnie, albo wcale.
Zapraszam więc! <3

~~~~~

   Mimo iż stwarzałem z zewnątrz pozory uciekającego i obojętnego, od samego początku pragnąłem jej obecności. Najpierw było niewinnie. Chciałem ją jedynie widywać i rozmawiać, jakby załagodzić samotność, jaka mi od roku dokuczała. Później dopiero zaczęło się robić niebezpiecznie. Każdego wieczora kładąc się spać myślałem o niej, bo wiedziałem, że możesz w środku nocy wpaść do Galerii i będę chciał wtedy przy niej być. Ja wręcz czekałem na to, aby mi przeszkadzała, żeby mnie potrzebowała i bez przerwy mi się narzucała.
  Stałem wpatrzony w widok za oknem. Chmury w końcu zaczynały powoli się rozchodzić, przepuszczając promienie popołudniowego słońca. Uwielbiałem klimat zimy, jednak widząc błękit oceanu zatęskniłem na chwilę za gorącym powietrzem w Kalifornii, które w końcu jeszcze nie tak dawno temu towarzyszyło mi na co dzień.
   Poczułem nagle, jak ktoś przytula się do moich pleców. Amanda wczepiła się we mnie od tyłu, całując moje ramię jednocześnie. Na początku jak zawsze spiąłem się nieprzyzwyczajony do bliskości, którą okazywała mi w coraz to śmielszy sposób. Przymknąłem na chwilę oczy, rozkoszując się tą chwilą, która zapewne dla zwykłego człowieka nie wydawałaby się niczym szczególnym. Ja jednak od dawna nie byłem z nikim tak blisko, tak realnie, jak zwykły człowiek.
- O czym tak myślisz? - wyrwała nagle, przechodząc z pleców, wtulając się następnie w mój bok.
- Zastanawiam się dlaczego wybrałem Paryż, skoro mogłem mieszkać w takim miejscu jak to z widokiem na ocean - zaśmiałem się słabo - Chyba faktycznie w stolicy Francji jest pewien rodzaj magii.
- No i zapewne los wiedział, że inaczej byśmy się nie spotkali - spojrzała na mnie, po czym uniosła delikatnie kąciki ust - Jesteś jedną z najlepszych rzeczy, jakie mi się w życiu przytrafiły.
- A Ty jesteś najbardziej skomplikowaną i nieplanowaną rzeczą, jaka zakłóciła cały mój plan i spokój na kolejne lata - odparłem, na co zaśmiała się głośno, po czym chwyciła mnie za rękę i pociągnęła w stronę holu - Widziałam w szafce butelkę wina - zauważyła, zerkając na mnie zadziornie.
- Chcesz mnie upić? - zaśmiałem się, gdy weszliśmy do kuchni - Raczej liczyłem, że zaproponujesz mi coś rozgrzewającego na ten chłodny, zimowy dzień.
- A więc wolisz kieliszek wina, czy kubek herbaty?
- Kubek wina poproszę - wyszczerzyłem się, na co Amanda spojrzała na mnie niepewnie, jednak po chwili wyjęła uśmiechnięta butelkę wina i mi ją podała.
- Otwórz, a ja skoczę do sypialni po opaskę na oczy.
- Opaskę? - nie bardzo rozumiałem - Po co Ci ona teraz?
- Masz zamiar pić ze mną wino przez maskę? - no tak, zawsze zapominam o tym małym szczególe - Spokojnie, to dla mnie nie problem.
- To nie może tak funkcjonować - oparłem się tyłem o stół, czując jak kolejny raz cała ta sytuacja mnie przytłacza - Jak to będzie funkcjonować? Co teraz zrobimy ? 
- Cokolwiek. Byle razem - i po prostu mnie przytuliła.
  Czułem się cholernie bezsilny. Z jednej strony wiedziałem, że długo tak to wszystko nie pociągnie, a z drugiej strony nie potrafiłem teraz wyobrazić sobie życia bez niej i całej tej popapranej relacji. Zakleszczyłem kobietę w swoim uścisku, czując jak zaciska mi się żołądek. 
- Udusisz mnie - zaśmiała się, na co w końcu wypuściłem ją z objęć - Otwórz to wino i czekaj na mnie.
   Po tych słowach zniknęła za ścianą, a ja zostałem sam w kuchni, razem ze swoim mętlikiem w głowie i butelką wina w dłoni. Dopiero chyba zacząłem dostrzegać, jak wiele Amanda musi dla mnie poświęcać. Dla mnie ta sytuacja była cholernie trudna, więc jak ona musiała się czuć? Nie wiedziała kim jestem, akceptowała moją tajemnicę i całe to zamieszanie, jedynie mając w zamian moją obecność i relację, która niczym się miała do normalnego związku. Nim zdążyłem się obejrzeć, kobieta wróciła do pomieszczenia z czarnym, satynowym materiałem w ręku i mi go podała.
- Pomożesz? - uśmiechnęła się, po czym odwróciła do mnie tyłem, odgarniając przy okazji włosy - Nie chcę, aby ten wyjazd się kończył.
- Zostały nam jeszcze 4 dni, nie myśl już o powrocie - odparłem, po czym kobieta odwróciła się do mnie przodem z zawiązanymi już oczami - Jesteś pewna, że właśnie w ten sposób i kosztem wszystkiego co masz, chcesz być przy mnie w takim wydaniu?
- Przymknij się i otwieraj to wino - zignorowała moje pytanie, po czym odszukała dłońmi moją szyję, przenosząc w końcu ręce na maskę - Mogę ją zdjąć?
- Oczywiście - odpowiedziałem, po czym pomogłem jej odwiązać supeł z tyłu mojej głowy - Czuję się bez niej kompletnie nagi.
- Od nagości dzielą Cię jeszcze koszula, spodnie i bokserki - odgryzła się, po czym słysząc dźwięk otwieranego korka od wina wyciągnęła rękę - Dasz mi?
- Poczekaj, przeleję chociaż do kieliszków.
- Po co kieliszki? - zaśmiała się, na co podałem jej butelkę, z której pociągnęła duży łyk czerwonej cieczy - Dobre, co to tak właściwie jest?
- Château Cos d’Estournel - przeczytałem z etykiety, zapewne robiąc masę błędów, gdyż mój francuski pozostawiał sobie wiele do życzenia - Między innymi za to kocham Francję, przynajmniej alkohol mają porządny.
- Mogę Cię o coś poprosić? - spytała nagle, a ja po upiciu łyka odstawiłem butelkę na blat za sobą - Pocałuj mnie.
   Mógłbym próbować usprawiedliwiać się faktem alkoholu, jednak ciężko po wypiciu kilku łyków wina, zgonić na stan upojenia. Nie odpowiadając jej, po prostu z rozpędu wpiłem się w jej usta, czując wciąż posmak słodyczy czerwonej cieczy na jej wargach. Gdy wplotła dłonie w moje włosy, uniosłem ją delikatnie i posadziłem na stole, lokując się między jej nogami, którymi już po chwili oplotła mnie w biodrach.
   Mimo iż starałem się kontrolować, cała energia i krew spłynęły do dolnych partii mojego ciała, a spodnie zaczęły mi się wydawać momentalnie za ciasne. Cholera! Nie teraz, nie tutaj, nie w taki sposób.
  Kontrola jak zawsze przy tej kobiecie zaczęła mi gdzieś uciekać. Zachłannie oddawałem pocałunek, czując jak delikatnie cięgnie mnie za włosy, gdy niespodziewanie zszedłem z ustami na jej szyję. Wzdychała delikatnie, a ja zatraciłem się w szumie własnej krwi płynącej w zawrotnym tempie w moich żyłach. 
   Po chwili ponownie wróciłem do jej ust i pocałowałem. Mocno. Bez litości. To był brutalny, prymitywny pocałunek, w którym zawarte były wszystkie moje uczucia. Wlałem je w jej usta, wołając ją dotykiem. Gdy w końcu się oderwaliśmy, wtuliła się we mnie, obejmując mnie ramionami i nogami, jakby chciała wczołgać się niemal w moją duszę.


  Od kiedy go poznałam, w mojej głowie nic nie układa się tak, jak powinno. Od stanu otępienia przechodzę w maksymalną chęć życia. Potrafię obudzić się przerażona i za kilka godzin uśmiechać się od ucha do ucha. Jednego dnia myślę, że najważniejsze jest tu i teraz, a drugiego wpadam w panikę, że jednak nic już nie będzie takie samo. Tak było i dziś. Myśl, że mogę go stracić, była przerażająca. Czułam się przy nim oswojona jak lis Małego Księcia, był później w końcu dla niego jedyny na świecie. 
- Ty jeszcze tutaj? - nagle X przysiadł się do mnie. Siedziałam na dywanie przy kominku, obserwując tańczące płomienie - Jest już późno.
- Nie jestem jeszcze śpiąca - odparłam, zerkając niepewnie na mężczyznę - Czy gdy wrócimy do Paryża, poszedłbyś ze mną na grób Pana Richarda? Za każdym razem gdy tam jestem...
- Oczywiście, nie musisz mi nic tłumaczyć - przerwał mi obejmując delikatnie ramieniem, na co wtuliłam się w jego bok przymykając przy tym oczy - Skoro nie chcesz iść jeszcze spać to idziemy na spacer - wstał nagle, a ja popatrzyłam na niego z uniesioną brwią, starając się upewnić, że to nie jest żaden kawał.
- Zwariowałeś? Teraz? O tej godzinie? Jest ciemno i do tego wieje. Jesteśmy nad oceanem, zapomniałeś?
- A wiesz gdzie są najpiękniejsze gwiazdy na niebie? Właśnie tutaj i teraz, no chodź - złapał mnie za dłoń i pociągnął do góry, zmuszając do wstania z ciepłego dywanu, oraz oddalenia się od kominka, którego gorące płomyki zdawały się mnie niemal wołać.
- Jesteś szalony - stwierdziłam, opatulając jednocześnie szyję grubym szalem - Jeśli będę chora, to będzie to tylko i wyłączenie Twoja wina.
- Jeśli będziesz chora, to znaczy, że więcej będziesz musiała leżeć w łóżku, a jakoś wcale nie martwi mnie za bardzo ta myśl - zaśmiał się, na co sprzedałam mu sójkę w bok próbując sama powstrzymać się od śmiechu - Nie zgrywaj teraz świętej. Będę musiał chyba opłacić remont sypialni. Po wczorajszej nocy rama od łóżka zrobiła niemal dziurę w ścianie, jeszcze raz i wyjdziemy z łóżkiem na taras.
- Przestań! - wyparowałam z domu ze śmiechem, czując jak przez jego słowa palą mnie poliki - Nie będę przypominać kto wprawił łóżko w takie drgania.
- A ja nie będę przypominał, kto błagał mnie bym nie przestawał - no i kolejny raz miałam ochotę mu przywalić i zapewne bym to zrobiła, gdyby nie maska, która pewnie uszkodziłaby mi prędzej rękę.
- Chodź już lepiej panie budowniczy od rozwalania ścian - pociągnęłam go za rękaw w stronę plaży, którą oświetlał jedynie księżyc i pojedyncze lampki świecące na tarasie od naszego domku - Niesamowite, że nie ma tutaj w pobliżu innych ludzi.
- Mało jest takich miejsc na świecie, gdzie można teraz naprawdę odpocząć.
- A Ty, gdzie mieszkałeś? - spytałam, zdając sobie nagle sprawę, że znów wchodzę zapewne na jego prywatny teren - Znaczy, jeśli nie chcesz...
- W Kalifornii, moim zdaniem najpiękniejszym miejscu na ziemi - skwitował, wpatrując się w swoje buty zostawiające odcisk na wilgotnym piasku - Amando, jest pewna sprawa.
- Tak? - zatrzymałam się, słysząc w jego głosie, że będzie to coś poważniejszego - O co chodzi?
- Gdy się kąpałaś, oddzwoniłem w końcu do mojego przyjaciela i wspólnika w jednym - przerwał na chwilę, jakby próbował wyczuć grunt, na jakim stoi - Trochę się to wszystko pokomplikowało i ja... Będę musiał wyjechać na kilka dni.
- Wyjechać? - poczułam jak wszystkie funkcje w moim ciele zamierają - Jak to wyjechać? Sprawiasz, że rezygnuję z całego swojego życia dla Ciebie, a teraz tak po prostu nagle chcesz zniknąć?
- To tylko kilka dni. Proszę, zrozum... Musze domknąć kilka kwestii od których uciekam od bardzo dawna.
- Jak Ty to sobie wyobrażasz? - pierwsza łza spłynęła po moim policzku - Wyjedziesz nie wiadomo dokąd, tak naprawdę nie mam żadnej gwarancji, że tutaj wrócisz.
- Hej, przestań - ujął moją twarz w dłonie i oparł się czołem o moje czoło, zapewne gdyby nie maska, pocałowałby mnie delikatnie - Oczywiście, że wrócę. Zostaniesz te kilka dni u Clary, nawet nie zorientujesz się jak będę z powrotem. 
- Nie wytrzymam tego, nie w ten sposób - odsunęłam się czując, że zaraz wybuchnę - Chcę wracać do domu.
- Że co? - znów chciał mnie dotknąć, ale zrobiłam kolejny krok w tył, na który automatycznie przystanął - Naprawdę tego chcesz?
- Chcę wrócić do domu, proszę - próbowałam być silna, jednak łzy i łamiący się głos zdradzał, jak wiele mnie to wszystko kosztowało.
- Dobrze. Zatem jutro z rana wracamy do Paryża.
   Po tych słowach wyminął mnie i ruszył wolnym krokiem w stronę domku, zostawiając mnie samą na plaży. Gdy tylko zniknął mi z pola widzenia, upadłam na piach pozwalając łzom już swobodnie ściekać po mojej twarzy. Dawno tak bardzo nie płakałam. Czułam się taka cholernie zła i zrozpaczona zarazem. Miałam ochotę za nim pobiec i przeprosić, jednak cała moja duma i rozum odmawiały posłuszeństwa.
   Nie byłam przyzwyczajona do poczucia szczęścia, a przynajmniej - nigdy ono u mnie nie trwało zbyt długo. No bo co jeśli on wcale nie wróci? Wyleci, zapewne na drugi koniec świata, do ludzi i rzeczywistości, którą znał całe swoje życie. Zapomni o tym, co się działo tutaj. Cała ta cholerna relacja zniknie gdzieś razem z innymi, które narodził w sobie Paryż. To miasto jest cholernie zdradliwe. Rozkocha Cię, pozwoli czerpać radość, jednak gdy wracasz na ziemię, dopiero zauważasz jak wiele Ci odebrało całym swoim pięknem. Zatopiło wszystko gdzieś na dnie Sekwany, przy której kolejni zakochani siedzą wpatrzeni w roztańczoną Wieżę Eiffla, której sam widok przytłacza zwykłego śmiertelnika. Paryż jest jak pajęczyna, jak lep na muchy nad kuchnią, jak ruchome piaski, w których grzęźnie się na zawsze.


  Każde spotkanie doprowadza do rozstania i tak zawsze będzie, dopóki życie jest śmiertelne. Owszem, będzie trudno, lecz czas biegnie szybko... ani się obejrzymy, a znów się spotkamy. Wiem to. Czuję to. Wierzyłem w to, bo nasza miłość była silna, ale także spokojniejsza, dojrzalsza. Wiedziałem, że rozstanie będzie bolesne, ale nie spodziewałem się, że druzgoczące. Zastanawiałem się, czy to również przychodzi wraz z dojrzałością, czy może po wielu latach sercowych zawodów w końcu zaczynasz się bronić. A ona się broniła. Bała się i rozumiałem ją, w końcu nic nie jest pewne przy życiu z człowiekiem, którego imienia nawet nie znasz. 
   Frank od kilku dni próbował się ze mną skontaktować. Obiecałem sobie, że cały ten wyjazd będę się bronił od telefonów i życia codziennego, jednak nie mogłem go bez końca ignorować. Okazało się, że moja matka jest chora. Od kilku dni leży w szpitalu, a jej stan pogarsza się z dnia na dzień. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś się stało, a ja nie miałbym szansy się z nią pożegnać. Ostatni raz przytulić i powiedzieć jak bardzo ją kocham i jak wdzięczny jestem za te wszystkie lata.
   Najprostszym rozwiązaniem byłoby powiedzenie Amandzie prawdy odnośnie powodu mojego wyjazdu, jednak byłem pewien, że jakieś brukowce albo stacje telewizyjne już piszą o chorobie Katherine i niedługo wszystko wpełznie również w francuską sieć mediów. To byłoby zbyt podejrzane, gdyby taka informacja wtedy dotarła do Amandy. Postanowiłem więc milczeć, by nie wpakować się w jeszcze większe bagno niż byłem.
- Przełożyłem wylot na jutro - zacząłem przerywając ciszę panującą w samolocie, który leciał w stronę stolicy Francji - Nie rozumiem jednak, dlaczego nie chciałaś zostać jeszcze tych kilku dni na wyspie. Mogłem lecieć później, gdy wrócimy.
- To nie zrobi różnicy - odparła nawet na mnie nie patrząc - Po prostu leć, nie musisz się tłumaczyć. 
- Dlaczego mnie tak traktujesz? Przecież nie wyjeżdżam stąd na stałe. Wrócę za kilka dni i będzie tak jak dawniej. 
- Masz taką pewność?
- Oczywiście - wziąłem jej dłoń, po czym zamknąłem w swojej - Daj mi trzy dni. Obiecuję, że za trzy dni będę tutaj z powrotem i wynagrodzę Ci to wszystko.
   Milczała. Jej wzrok błądził gdzieś za oknem, jednak delikatne drżenie ciała zdradzało, że jest bliska płaczu. Przytuliłem więc kobietę, mając nadzieję, że to wszystko się jeszcze ułoży. To tylko trzy dni. Damy radę. W końcu... Co może pójść nie tak?

***

Komentarz = to motywuje!

~~~~~

"Na zawsze ponosisz odpowiedzialność za to, co oswoiłeś."

niedziela, 5 listopada 2017

Rozdział 30 - Czasami domem może być inna osoba.




Hejo jestem znów opóźniona xDDD
Wiem, wiem... Powinno być wcześniej, ale życie w Polsce przytłacza mnie ostatnio.
Wszystko się sypie, ogólnie mam jakąś depresję, same problemy
i mało miałam chęci na pisanie.
Ale jestem!
Mimo iż nie jestem zadowolona z rozdziału...
Ogólnie jakoś mam wrażenie, że na tle innych fanfic z MJ to moje jest jakieś... POWAŻNE.
Serio. Nie ma w tym takiego luzu jak w innych, troche mnie to wkurza xD
Wgl jest sprawa - ostatnio zapytano mnie o drugą część tego opowiadania...
Niestety, nie będzie drugiej części. Kiedyś miałam to w planach, ale stwierdziłam, że byłoby to ciągnięcie na siłę + zniknie cała magia i sens opowiadania. Ma ono swój zarys i w drugiej części nie byłoby tej magii i całego przesłania tej historii.
Jednak - mam już pomysł na inne opowiadanie!
Na moim wattpadzie niedługo może zostanie ujawniony nawet i zapowiedziany:)
Także nie martwice się na zapas!
Buziaki, komentujcie i motywujcie bo tego teraz mooocno potrzebuję! <3

~~~~~

   Poznał mój świat, poznał moje ciało, poznał moje myśli... ale intymnie zrobiło się już wtedy, gdy poznał moje słabości. Serce chce tego, czego chce. Nie ma w tym żadnej logiki. Nie potrafię wytłumaczyć dlaczego od tak wielu lat nie byłam w stanie oddać się żadnemu mężczyźnie, nawet narzeczonemu, a tej nocy w pełni oddałam się całą sobą mężczyźnie, który nawet nie wiem tak naprawdę jak się nazywa. Chyba podświadomie spodziewałam się finalnej wersji. Byłam pewna, że znajdę wówczas odpowiednie słowa, żeby wyrazić to, co mnie dręczy, wytłumaczyć mu, dlaczego jestem tak okropnie przerażona, dlaczego mam uczucie, jak gdyby mnie siłą wpychano coraz głębiej i głębiej do czarnego dusznego worka, z którego się już nigdy nie wydostanę. A on słuchał mnie i rozumiał. Jak nikt inny.
   Gdy próbowałam otworzyć oczy, wciąż panowała wokół mnie ciemność. Dotknęłam miękkiego materiału wokół mojej głowy, po czym wyciągnęłam rękę macając miejsce na łóżku obok mnie, które było puste. Nie miałam pojęcia czy jest poranek, czy wciąż środek nocy. Bałam się też zdjąć opaskę, nie wiedząc gdzie jest teraz X i czy wciąż jest bez maski.
   Próbowałam odtworzyć sobie obraz domu w jakim jestem, po czym niepewnie wstałam z łózka i z wyciągniętymi rękoma ruszyłam przed siebie. Gdy poczułam klamkę i niezdarnie udało mi się otworzyć drzwi, zrobiłam pewniej krok w przód, po czym odbiłam się niczym piłeczka od miękkiej ściany, jaką okazał się być nikt inny jak mój towarzysz.
- Chcesz się zabić? - zaśmiał się, po czym poczułam jego dłonie na twarzy, a po chwili już moim oczom została przywrócona zdolność widzenia - Nie łatwiej było to zdjąć?
- Nie byłam pewna, czy masz już na sobie maskę - odparłam przyglądając się mu z uwagą. Poza maską i peruką, miał na sobie całkiem codzienne ubranie. Nawet dłonie i bose stopy były widoczne, to chyba prawie sukces - Która godzina?
- Dziewiąta, jesteś głodna? - wskazał ruchem ręki na kuchnię, na co tylko skinęłam z lekkim uśmiechem i ruszyłam do pomieszczenia, z którego unosił się zapach jajek i bekonu.
   Czułam się trochę skrępowana jego obecnością. Nie wiem, skąd ta nagła zmiana. Może to fakt, że on widział kilka godzin temu moje nagie ciało w całej okazałości, a ja wciąż nie mam pojęcia jaki ma chociażby kolor włosów? Chyba nie ma bardziej skomplikowanej sytuacji między ludźmi, niż nasza.
- Wszystko w porządku? - czułam na sobie jego wzrok. Spojrzałam na X, który oparty o blat kuchenny zapewne przyglądał mi się, gdy ja jadłam posiłek - Jeśli coś wczoraj...
- Nie, to nie twoja wina - od razu wyczułam o co mu chodzi - Po prostu... Ja chyba sama nie do końca rozumiem jak to się stało.
- Hej... - podszedł do mnie, po czym ukucnął i wziął moje dłonie, zakrywając swoimi - Nie musimy tego robić nigdy więcej, jeśli nie chcesz.
- Problem chyba właśnie tkwi w tym, jak bardzo tego chcę - poczułam łzy zbierające się w moich kącikach - Bardziej mnie zastanawia dlaczego Ty tego chciałeś.
  Chyba weszłam na pewien grunt, który nie do końca był jeszcze dla nas stabilny. Po chwili namysłu wstał i po prostu wyszedł z kuchni, zostawiając mnie samą. Zrezygnowana odłożyłam widelec i ukryłam twarz w dłoniach, zastanawiając się jak dopomóc całej tej sytuacji, jak zrozumieć jego zmienne nastroje i skąd one się biorą.
   W końcu wstałam i poszłam w ślad za mężczyzną. W głowie próbowałam ułożyć monolog jaki mu powiem, jednak gdy zastałam go w salonie automatycznie odebrało mi mowę. Bałam się, że znów coś palnę i to wszystko co już zbudowaliśmy, zawali się niczym cholerny domek z kart.
- Musimy porozmawiać - zaczęłam, jednak nawet nie odwrócił głowy w moim kierunku - Przestaniesz się zachowywać jak dziecko? Wczoraj jakoś nie miałeś problemów z kontaktem ze mną, zaliczyłeś i po sprawie? - domyślałam się, że trafię w jego czuły punkt i nie myliłam się.
   Jak z automatu wstał z kanapy i podszedł do mnie na bardzo bliską odległość. Miałam wrażenie, że słyszę jego bijące serce, a oddech owiewa moją szyję powodując gęsią skórkę.
- Uważasz, że chciałem Cię tylko przelecieć?
- Nie, ale przynajmniej zauważyłeś, że mówię do Ciebie - ciężko się kłócić z kimś, z kim nie możesz nawet utrzymać kontaktu wzrokowego - Ale nie zmienia to faktu, że znów zostawiasz mnie bez odpowiedzi i chowasz się za tą swoją kotarą i maską. Ja oddałam Ci się w każdym calu, a Ty nie potrafisz się zdobyć przynajmniej na odrobinę szczerości?
   Milczał. Nie wiedziałam co myśli, co czuje, nie wiedziałam kompletnie nic. Miałam ochotę się rozpłakać. Chciałam stamtąd wybiec i uciec z powrotem do Paryża. Gdy mój rozum z sercem toczyły wewnętrzną wojnę co należy zrobić, on mnie po prostu przytulił. Zaskoczona nie miałam pojęcia co się dzieje, ale czując jego ciepło i zapach bez namysłu wtuliłam się w mężczyznę jeszcze bardziej, pozwalając łzom w końcu spłynąć po policzkach, aby zelżyć emocjom kotłującym się w mojej głowie.
- Zakochałem się - szepnął nagle, a ja zacisnęłam piąstki na jego koszuli, jakbym się bała, że zaraz się odsunie - Złamałem zasadę, którą ustanowiłem na samym początku. Najgorsze jest to, że mimo iż od dawna wszystko szło w tym kierunku, a ja jak idiota wmawiałem sobie, że to wszystko nic nie znaczy.
- A znaczy? - zdobyłam się na odwagę, by odsunąć się delikatnie od jego torsu i spojrzeć w miejsce na masce, gdzie powinny być oczy. Cholera! Oczy są zadziwiające. Po nich poznasz ile człowiek spał, czy płakał, jaki ma nastrój, jak bardzo jest niekochany... A ja nie mogłam zobaczyć nic, poza ciemną przestrzenią w plastiku na jego twarzy - Czy znaczy coś do ciebie fakt, co obydwoje czujemy?
- To wszystko jest cholernie popieprzone - zgodnie z moimi obawami kolejny raz się zdenerwował i chciał znów uciec, ale tym razem w porę złapałam go za koszulę i z powrotem przytuliłam się, jakby miał być to mój sposób, by utrzymać go przy sobie i porozmawiać - Jak Ty to sobie teraz wyobrażasz?
- Zrobię to co powinnam zrobić dawno temu i odejdę od Lucasa. Zostanę z Tobą.
- Masz w planach do końca życia ukrywać się z wariatem w masce, wiedząc, że nie możesz go przedstawić nawet żadnym znajomym? Nie możesz wziąć ślubu? Mieć dzieci i normalnej rodziny? Że być może nigdy nie poznasz, kim tak naprawdę jestem?
- Myślę, że na ten moment wiem o tobie o wiele więcej niż Ci ludzie, którzy znają zaledwie Twoje imię i nazwisko - warknęłam, czując powoli jak przytłacza mnie ta cała wymiana zdań - Dlaczego tak bardzo uciekasz od uczucia? Przecież wiesz, że możesz mi zaufać.
- Nie chodzi tutaj już tylko o moją tajemnicę.
- A więc o co?
- O to, że raz pozwoliłem się skrzywdzić, więcej nie popełnię tego błędu - odsunął mnie od siebie, po czym usiadł na kanapie, chowając twarz w dłoniach. Nie spodziewałam się takiego wyznania z jego strony.
- Chcesz porozmawiać o tym, co się stało? - niepewnie zajęłam miejsce obok mężczyzny - Nie będę naciskać, jeśli nie chcesz.
- Zakochałem się raz w życiu - powiedział na jednym wdechu - A ona wbiła mi nóż w plecy i sypiała z moim własnym przyjacielem.
- Jak się dowiedziałeś? - całe to napięcie spowodowało, że moje oczy zaszły już złami. Niemal czułam jego ból i cierpienie, które było namacalne w każdym słowie - X?
- Przyłapałem ich u niego w biurze. I wiesz co mi wtedy powiedziała? - zaśmiał się kpiąco - Że każdym można się z czasem przejeść.
   Po tych słowach wstał i zniknął w otchłani korytarza. Ja wciąż siedziałam i analizowałam słowa, które do mnie powiedział. Pierwszy chyba raz podzielił się ze mną ważną historią z jego przeszłości. Teraz chyba dopiero zrozumiałam, co znaczyły jego słowa, że mnie rozumie, gdy opowiadałam mu historię z Evanem. Jego miłość również zawiodła. On również cierpiał i mimo iż nie był to ten sam ból, to tak samo jak ja bał się ucieczki od życia, które sobie zbudował. On w samotności, ja u boku Lucasa.


   Jak to napisał kiedyś jeden bardzo mądry człowiek: zdradę powinniśmy nazywać po imieniu – kurewstwem.  Najbardziej przykre jest w tym wszystkim to, że krzywdzą oni kogoś komu zależało dużo bardziej od nich, a zdradzając kradną raz na zawsze zaufanie do drugiej osoby, nadzieję na szczęście i wiarę w prawdziwą miłość.
   Nie powinniśmy zapominać o tym, że zdrada to nie tylko dawanie dupy na boku. Tak naprawdę cienką czerwoną linię przekracza się w momencie kasowania wiadomości tak żeby on/ona nie mogli jej przeczytać. Wtedy właśnie wszystko się zaczyna…
   Niektórzy próbują to usprawiedliwiać i twierdzą, że ciągłe tajemnice i kłamstwa to jeszcze nic takiego. Ten statek prędzej czy później zatonie, bo zdrada to totalne dno przykryte dodatkowo kilometrową warstwą mułu. Dno w którym zdradzający znalazł się na własne życzenie.
  Osoby, które zdradzają charakteryzuje absolutny brak kręgosłupa moralnego. I nieistotne czy chodzi tu o seks i pocałunki na boku. Nieistotne czy tyczy się to ciągłych kłamstw i wszystkich tajemnic. Liczy się to, że ludzie którzy zdradzają krzywdzą kogoś kto widział w nich wszystko. Kogoś kto im zaufał, pokochał i postanowił przejść z nimi przez życie. I pomyśleć, że to wszystko dla szybkiego seksu lub tanich emocji.
   Wziąłem gorącą kąpiel, mając nadzieję, ze to chociaż trochę mnie uspokoi. Masa uczuć i pytań wciąż kłębiła się w mojej głowie, a ciągła niepewność doprowadzała mnie do szału. W nerwach uderzyłem pięścią o szklaną szybę w kabinie prysznicowej, o czym oparłem się o nią plecami i zjechałem do siadu, czując, że to nie tylko krople wody spływają już po moich policzkach. Czułem się cholernie bezsilny i zagubiony. Myślałem, że pozorując śmierć uciekam od tych wszystkich problemów, a tym bardziej od ludzi.
   W końcu opuściłem łazienkę, zawiązując po drodze sznurek od maski z tylu głowy. Chyba zdążyłem się już całkowicie przyzwyczaić do mojej 'drugiej twarzy', którą od kiedy pojawiła się w moim życiu Amanda - zdejmowałem bardzo rzadko.
    Zastałem ją siedzącą w salonie, zapatrzoną w rozpalony kominek. Dochodziło powoli południe, jednak szara pogoda za oknem i sypiący śnieg nie zachęcały do opuszczania domku. Usiadłem obok kobiety, jednak ta nie spojrzała na mnie. Jej wzrok wciąż tkwił w tańczących płomieniach, a mimika twarzy nic nie zdradzała.
- Mówiłaś poważnie? - spytałem nagle, tym samym sprawiając, że kobieta w końcu skupiła swoją uwagę na mnie - O tym, że odejdziesz od Lucasa.
- A wyglądałam, jakbym żartowała?
- Jeszcze nie tak dawno upierałaś się, że nie poradzisz sobie bez niego, że nie zniesiesz samotności kolejny raz.
- Owszem, ale teraz wiem, że mam ciebie - uniosła delikatnie kąciki ust, po czym spuściła wzrok - Boję się, ale jestem w stanie spróbować, muszę.
- Jesteś w stanie zaryzykować dla tej popapranej relacji wszystko? Rodzinę, przyjaciół, dom?
- Czasami domem może być inna osoba - niemal czułem, jakbyśmy mieli kontakt wzrokowy - A Clara rozumie, że nie mogę jej powiedzieć nic o Tobie. Nie stracę jej przez to.
- Teraz jesteśmy w innej części kraju. W końcu wrócimy do szarej rzeczywistości i wtedy dopiero zobaczysz trud tego, na co chcesz się zdecydować.
- Chcę zaryzykować - odparła, po czym usiadła bliżej mnie i wtuliła się w mój bok, wzdychając ciężko - Pierwszy raz od dawna czuję się szczęśliwa. Nie odbieraj mi tego, proszę.
   Milczałem. Miałem ochotę zdjąć maskę i wykrzyczeć jej całą prawdę, mimo iż tak naprawdę przecież wcale jej nie okłamywałem. Zgodziła się na te warunki od samego początku i wiedziała, że nie mogę jej powiedzieć kim jestem. Nagle, jakby po prostu czytając mi w myślach wyrwała:
- Clara prosiła, bym dokończyła jej pracę, niedługo musi ją oddać - podniosła lekko głowę, zerkając na mnie - A przy okazji ja też jestem ciekawa dalszej części tej historii.
- Tak bardzo ciekawi Cię fakt życia obcego człowieka?
- Ciekawi mnie fakt, że znałeś kogoś takiego i byłeś z nim tak blisko - zmarszczyła brwi, jakby się nad czymś intensywnie zastanawiała - Ale nie musisz mówić, jeśli nie chcesz.
- Co Cię więc interesuje?
- Jaka była prawda z oskarżeniami o molestowanie dzieci - próbowałem ukryć spięcie, jakie się mnie narodziło gdy wypowiedziała to zdanie - Jako jego przyjaciel pewnie znasz prawdę.
- Myślisz, że naprawdę to robił?
- Nie, ale nie rozumiem dlaczego zabrnęło to tak daleko, skoro był niewinny.
- Ludzie oskarżyli go o molestowanie dzieci, bo wyczuli ogromne pieniądze. Skandal z kimś takim jak Michael Jackson w roli głównej to niezły biznes. Można teoryzować ile w nim prawdy i czy jego dobroć nie była udawana, jednak ten kto ma intuicję do ludzi chyba wyczuwa i widzi, że dzieci same się do niego przytulały i nazywały go najlepszym tatusiem na świecie. Każdy przecież wie, że dzieci mają najlepszego nosa do ludzi. Wyczują wszystko. Gdyby robił im jakąś krzywdę pod przykrywką dobroci, nie zachowywałby się wobec niego z taką miłością i otwartością. 
- Dlaczego więc tak łatwo uwierzyła w to połowa świata?
- Plotkom o molestowaniu sprzyjała naiwność i ogromna otwartość Michaela w stosunku do dzieci. On był zupełnie nieświadomy tego, że jego zachowanie może być źle odebrane, ale ludzie widząc dorosłego faceta, który tak chętnie bierze wszystkie dzieci na ręce, dopisali do tego własne teorie - w tym momencie dziękowałem masce, że nie mogła zobaczyć mojego bólu na twarzy, gdy o tym mówiłem. Cierpiałem, za każdym razem, gdy wspominałem ten okres w moim życiu, wszystkie oskarżenia i ciosy.
- Hej, wszystko gra? - spytała nagle, a ja jakbym wrócił myślami na ziemię - Zapytałam, czy mogę zadzwonić do Clary, tak jak obiecałeś? Na pewno się martwi.
- Oczywiście - wstałem pospiesznie, wyjmując z szuflady w salonie komórkę - Gdy skończysz wyłącz to, nie chcę żadnych telefonów ani wiadomości od nikogo z moich ludzi.
  Po tych słowach wyszedłem z pomieszczenia, zostawiając ją samą. Potrzebowałem chyba czasu, by wszystko poukładać sobie w głowie na nowo i zdecydować, czego tak naprawdę potrzebowałem. Na chwilę obecną każda z tych opcji, wydawała mi się zła i niedorzeczna. W końcu, jak żyć u boku z kimś, nie mogąc zdradzić kim jesteś?


   Czekałam na jej głos w słuchawce, licząc sygnały jakie zdążyły zabrzmieć w telefonie. Clara była jedyną mi bliską osobą we Francji, na którą mogłam liczyć zawsze i o każdej porze. Była kimś więcej niż przyjaciółką, traktowałam ją jak rodzinę, której nigdy w życiu nie miałam.
- Halo? - usłyszałam jej niepewny głos, zapewne na reakcję innego numeru.
- Hej Clara, to tylko ja. Przepraszam, że wcześniej nie zadzwoniłam...
- Amanda ty szmato! - krzyknęła do słuchawki, na co się uśmiechnęłam - Ty wiesz co ja tutaj przeżywałam?! Komórka nie odpowiada, Lucas nachodził mnie w mieszkaniu mówiąc, że uciekłaś i ślad po Tobie zaginął. Cała policja w Paryżu Cię szuka!
- Że co? - nie mogłam uwierzyć w to co usłyszałam - Lucas był u Ciebie?
- Nie mogłam go za drzwi wywalić! Twierdził, że wiem gdzie jesteś i groził mi, że jak mu nie powiem to mnie w areszcie zamknie. Ten facet to świr.
- Boże... Przepraszam Cię, nie wiedziałam, że posunie się do czegoś takiego...
- Daj spokój, powiedz mi lepiej co się z Tobą dzieje... Gdzie Ty do cholery jesteś? Pewnie z X, zgadłam?
- Lucas znów wpadł w szał. Był pijany, zrobił mi awanturę, bałam się i musiałam uciec. Wybiegłam w pośpiechu i nie wzięłam nic, nawet komórki. Przepraszam, że dopiero teraz się z Tobą kontaktuję.
- Dobrze chociaż, że znasz mój numer na pamięć - zaśmiała się - A wracając do tego pojeba, to mam nadzieję, że...
- Jak wrócę to kończę z nim, przysięgam.
- Zmądrzałaś czy zasługa X, co? 
- Chyba jedno i drugie - uśmiechnęłam się - Powiedz mi, miałaś kiedyś wątpliwości dotyczące tego, co robisz, wydawało Ci się, że dokonałaś złego wyboru? 
- Częściej miewałem wątpliwości niż pewność. Ale zmiany są potrzebne, a w Twoim wypadku wręcz konieczne. Gdyby to ode mnie zależało i byłabym tobą, zostawiłabym tego świra już dawno. Poza tym, chyba darzysz uczuciem kogoś innego, czy się nie mylę?
- To skomplikowane - zagryzłam z nerwów wargę, po czym nagle usłyszałam męski głos w słuchawce - Jesteś z kimś?
- Taa... Nie mówiłam Ci - zaśmiała się - Poznałam kogoś ostatnio. Nie było to nic poważnego, dlatego nie chciałam Ci zawracać głowy, dopóki nie będę mieć pewności. Wpadł dzisiaj do mnie, własnie poprosiłam go, aby wstawił pranie.
- Kochanie, na ile mam nastawić pranie? - usłyszałam nagle krzyk w słuchawce, na co moja przyjaciółka szybko odkrzyknęła.
- A co masz napisane na koszulce?
- Adidas, ale co to ma do rzeczy? - obie wybuchnęłyśmy śmiechem, musiałam aż z powrotem usiąść na kanapie, aby utrzymać się na nogach.
- Skąd Ty go wytrzasnęłaś? 
- Amerykanin, przyleciał do Paryża odwiedzić rodzinę, zostaje cały miesiąc aż do świąt.
- W takim razie nie będę wam przeszkadzać - uśmiechnęłam się - Wrócę za kilka dni. Wpadnę do Ciebie od razu.
- A co mam powiedzieć Lucasowi, jeśli znów przyjdzie?
- Że nie wiesz gdzie jestem i nie miałaś ze mną kontaktu. Załatwię to, nie martw się.
- Jasne, trzymaj się - gdy ciągły głos sygnalizujący zakończone połączenie rozległ się w słuchawce, odstawiłam urządzenie, na którym zauważyłam 10 nieodebranych wiadomości.
   Coś się stało? Dlaczego ktoś tak usilnie próbuje się z nim skontaktować? Miałam pod nosem dowiedzenie się kim są ci wszyscy 'jego ludzie', oraz rozwiązanie całej tej historii. Czując lekkie ukucie w sercu, wyłączyłam urządzenie i odłożyłam do szuflady na swoje miejsce. Skoro nie chciał mi zdradzić swojej tożsamości, miał ku temu powód. Poczekam, aż będzie gotów i sam mi o wszystkim powie. Poza tym, chyba tak naprawdę wcale nie chciałam wiedzieć. 

***

Komentarz = to motywuje!

~~~~~

"Dob­roć nie może wypływać ze słabości, tyl­ko z potęgi."