Strony

środa, 8 marca 2017

Rozdział 19 - Boję się, że kiedy będziemy od siebie na wyciągnięcie ręki, wszystko się zepsuje.

   
W końcu jestem!
Wybaczcie, że czekaliście teraz tyle na rozdział, ale nie dość, że miałam sporo prac i prezentacji do zrobienia na uczelnię, to jeszcze całkiem brak weny...
Widać zresztą, że pisałam to bez jakiejś energii i pokładu chęci,
jednak nie chciałam już tego poprawiać bo pewnie kolejne kilka dni byście czekali.
Tak więc daję co jest, wyszedł zapychacz mega, no ale czasem się zdarza:)
Zapraszam do lektury i pamiętajcie o komentarzu! - teraz zwłaszcza weny i kopa mi potrzeba;)
PS: Dla tych co nie wiedzą - historia z przeszłości Amandy nie jest do końca moją fikcją, inspirowane wydarzenia są prawdziwej osoby, która naprawdę przeszła w życiu takie wydarzenia oraz chorobę.

~~~~~

   Siadam na łóżku podciągając kolana pod brodę. Wokół mnie panuje przyjemna ciemność, rozproszona jedynie lekką smugą z światła dobiegającego z przedpokoju. Słyszę kroki. Idzie tutaj. Nie, nie może tutaj wejść. Wie przecież, że nie chcę. Niech zostanie za drzwiami. Niech nie wchodzi. Boję się. Bardzo się boję.
   Słysząc jak kroki są coraz głośniejsze, obejmują swoje nogi szczelniej, kołysząc się we wszystkie strony z nerwów. Gdy drzwi do pokoju się otwierają, zaś blask lampy pada na moją twarz, uwalniam łzy zgromadzone w oczach. 'Amando, nie zjadłaś znów nic... Od wczoraj nie jesz, musisz zejść na dół, nie będę Ci do końca życia przynosić jedzenia' - głos Cassandry był przyjemny, jednak przyprawiał mnie o dreszcze. Nie zejdę, musi przynieść mi tutaj. Nie wyjdę z pokoju, zostaję w łóżku. Tutaj, tylko tutaj.
   Gdy widzę jak kobieta robi krok w moją stronę, zrywam się i uciekam w najdalszy kąt pokoju, kucając znów na podłodze. 'Przestań w końcu! Byłyśmy przyjaciółkami, nie pamiętasz?! Przestań się w końcu nad sobą użalać do cholery!' - jej krzyk sprawia, że zaczynam mocniej płakać. Boję się, tak bardzo się boję. Nie potrafię jej tego wytłumaczyć, sobie nawet nie potrafię. Trzęsę się cała, czując jak fala zimna i gorąca ogarniają moje ciało na zmianę. Proszę Cassandro, nie podchodź do mnie. 
   W końcu blondynka nie wytrzymuje i podchodzi do mnie szybkim krokiem, zaś ja czuję jak panowanie nade mną przejmuje panika. Nieopisana, ogromna panika. Wszystko we mnie krzyczy, wrzeszczy, płacze i boli. Nie analizując zupełnie nic rzucam się biegiem w stronę okna. Słysząc jej słowa i krzyk przerażenia jeszcze bardziej ogarnia mnie strach. Już przekręcam klamkę i otwieram okno, gdy czuję jak ktoś odciąga mnie z impetem do tyłu tak, że ląduję na podłodze. Gdy Cassandra zamykała okno znów wróciłam do łóżka chowając się w kulkę. Czuję wstyd, wstręt przed samą sobą. Ja już chyba po prostu nie chciałam nic czuć.

   Budzę się cała mokra i zdyszana. Ciemność panująca w pomieszczeniu uświadomiła mi, że to jeszcze nie był wcale czas na pobudkę. Serce w mojej piersi biło tak mocno, że czułam aż ból w okolicach żeber. Nie, nie mogą znów wracać te sny, te wspomnienia. Nie mogą, nie chcę znów tego przeżywać, nigdy więcej.
   Wyszłam spod kołdry czując jak chłód w pokoju ogarnia moje zgrzane pod pościelą ciało. Było strasznie cicho, ta cisza aż mnie biła po uszach, sprawiając, że tym bardziej nie mogłam wygonić z głowy obrazu ze snu. Bez namysłu stanęłam przed drzwiami do sypialni X, próbując jednocześnie uspokoić swój oddech. I co ja mu powiem? Jest środek nocy, weźmie mnie przecież za wariatkę... Nim skończyłam myśleć nad tym, moja ręka niczym bez kontroli zapukała w drewniane drzwi. Usłyszałam skrzypnięcie na jego łóżku, czyli usłyszał? I wstaje? Nie, ja chyba całkiem zwariowałam od tego wszystkiego. Stałam jeszcze chwilę, aż w końcu czując chyba jak moja głowa zaczyna analizować wszystko, zaczęłam się wycofywać w stronę swojej sypialni. Gdy już miałam chwytać za klamkę usłyszałam dźwięk skrzypienia otwierających się drzwi. Odwróciłam się w stronę X, który stał oparty o framugę. Miał na sobie perukę i maskę, jednak zobaczenie go w innej odzieży niż pokrywająca go od stóp do głów czerń to niecodzienny widok. Miał na sobie bawełnianą koszulę z długim rękawem w kolorze wanilii, zaś dół okrywał czarny dres z białymi wstawkami na nogawkach.
- Pukałaś? - po dłuższej chwili w końcu zapytał, pewnie nie mając pojęcia o co mi chodzi - Słyszałem..
- Tak, pukałam - odparłam zakładając włosy za ucho i spoglądając na niego niepewnie - W zasadzie to już nic, przepraszam, że Cię obudziłam.
- Amando, jest trzecia w nocy... Jeśli już i tak musiałem wstać, ubrać maskę i wyjść, to powiedz chociaż o co chodzi.
- Miałam zły sen - odparłam szybko, chowając przed nim wzrok - Po prostu chciałam... W sumie sama nie wiem czego chciałam, przepraszam.
- Chcesz porozmawiać? - jego głos o dziwo był delikatny jak jeszcze nigdy - Masz czerwone oczy, płakałaś?
- To przez sen... Obudziłam się już ze łzami - powiedziałam prawdę - Mogłabym... Mogłabym spać dzisiaj z Tobą? 
   Spojrzałam na niego w końcu, widząc jak jego ciało się spina. Wiem, że prosiłam w tym momencie o wiele. Znów musiał narażać swoją tajemnicę, znów musiał sprzeciwiać się własnym zasadom i specjalnie kolejne godziny spędzać za białym materiałem maski.
   Stał zapewne nie wiedząc jak grzecznie mi odmówić. Nie dziwiłam się jego niepewności i w zupełności ją rozumiałam. Jednak myśl spędzenia reszty tej nocy samotnie, przytłaczała mnie. Nikt mi nie okazywał od dawna bliskości, więc to nie o nią nawet chodziło. Chciałam po prostu poczuć się bezpiecznie, teraz kiedy najbardziej tego potrzebowałam, byłam skłonna zrobić wiele, aby ją dostać. Podeszłam więc do X i bez słowa wtuliłam się w jego tors. Poczułam charakterystyczny zapach jego skóry, wody toaletowej oraz pościeli. Gdy poczułam jak w końcu delikatnie mnie obejmuje, wypuściłam powietrze z ust, czując jak napięcie z mojego ciała opada.
- Co Ci się śniło? - spytał nagle niemal tuż przy moim uchu - Koszmar?
- Tak, tylko taki z przeszłości. 
- Chcesz o nim porozmawiać? 
- O przeszłości chcę jedynie zapomnieć - spojrzałam w końcu w miejsce na masce, gdzie powinny być oczy - Teraz jedyne o czym marzę to sen i spokój.
- Więc chodź - złapał mnie za dłoń i pociągnął w głąb swojej sypialni.
   Dopiero po chwili się zorientowałam, że czuję jego skórę. Czuję jego skórę! Czuję jego dotyk, ciepło jego ciała... Nie ma rękawiczki, nie ma skórzanych butów, nie ma tego. Nagle zaczęłam wodzić mimowolnie wzrokiem po każdej nagiej części jego ciała. Zaczynając od dłoni, stóp, aż po szyję.
- Przyglądasz mi się - zauważył - Coś ze mną nie tak?
- Pierwszy raz widzę Twoją skórę. Jest jasna.
- To jakaś różnica? - wyczułam w jego głosie lekką urazę - Czy jestem czarny, czy biały?
- Oczywiście, że nie - uśmiechnęłam się delikatnie - Po prostu czasem wyobrażałam sobie jak wyglądasz. Czasem byłeś niczym kowboj z dzikiego zachodu, czasem europejskim elegantem z wąsem, czasem ciemnoskórym  mieszkańcem Afryki... Jednak nigdy nie myślałam, by któraś z tych opcji mogła zmienić Cię jako wartościowego człowieka - na te słowa odwrócił głowę w moją stronę, jednak nic więcej nie powiedział.
   W milczeniu weszliśmy do łóżka. X od razu zgasił lampkę na nocnym stoliku obok, zaś ja nakryłam się szczelnie kołdrą, niczym małe dziecko bojące się potwora czyhającego w szafie. Słyszałam oddech mężczyzny bardzo wyraźnie, jednak ten fakt jeszcze nie sprawiał, że czułam się wolna od całej energii, która we mnie siedziała. Gdy zamknęłam oczy od razu zobaczyłam twarz Cassandry. Zapłakaną twarz mojej przyjaciółki, przed którą byłam w stanie wyskoczyć z okna, byleby nie była zbyt blisko mnie. Na tę myśl automatycznie przysunęłam się do X, podnosząc jego dłoń do góry i wczepiając w jego tors. Czułam jak czubek maski dotyka mojego czoła, jednak dla mnie ważny był fakt, że byłam w jego objęciach. Słyszałam jego bijące serce, a zapach wypełniał moje płuca z każdym wdechem. 
- Poczekaj - szepnął nagle, po czym poczułam jak łapie mnie delikatnie za ramię i obraca tak, że leżałam teraz do niego plecami - Będę czuł się lepiej, gdy moja twarz nie będzie niemal na przeciwko Twojej.
- Myślisz, że zdjęłabym Ci maskę podczas snu?
- Oczywiście, że nie. Miałaś do tego już zbyt wiele okazji. 
- Nie puszczaj mnie - mruknęłam, niemal próbując się nakryć jego ramieniem - Proszę.
- Wyduś to z siebie, będzie Ci lepiej.
- C..Co? - spytałam ledwo słyszalnie, delikatnie odwracając głowę w jego stronę.
- Powiedz, co Ci się śniło.
- Nic szczególnego.
- Wyglądało inaczej, gdy stałaś zapłakana pod drzwiami mojej sypialni  - jego melodyjny głos, wydawał się być bardziej melodyjny niż zawsze - Więc?
- Śniła mi się pewna scena z mojej przeszłości - przełknęłam ślinę, przysuwając się jeszcze bliżej X, gdy obraz ze snu zaczął znów ukazywać się przed moimi oczami - Z czasów choroby.
- Jesteś już zdrowa, musisz zapomnieć o tym co było.
- To nie jest takie proste. To choroba tak samo jak każda inna, wyobrażasz sobie jak to jest bać się i jednocześnie kochać wszystkich bliskich? Nienawidziłam siebie, wciąż po części nienawidzę - szepnęłam, czując jak mocniej mnie obejmuje - Możemy już iść spać? Chcę o tym zapomnieć.
- Oczywiście, dobranoc Amando.
- Dobranoc - odparłam, przymykając jednocześnie oczy.
   W końcu czułam się na tyle bezpiecznie, by móc zasnąć. Przeszłość wracała do mnie nocami, przypominając kim byłam kiedyś. Nie winię nikogo za to, nawet Evana, który po części był przecież powodem załamania się mojej psychiki. Pomyśleć, że przez tyle lat byłam niemal przykuta do łóżka, separując się od wszystkiego co mi najbliższe. Nikt kto nie przeżył tego co ja, nie ma pojęcia co czuję i jak bardzo to oślepia człowieka.


   Cierpliwość to rodzaj mądrości. Dowodzi, że rozumiemy i akceptujemy fakt, iż czasami sprawy muszą się rozwijać we własnym tempie. Dzieci próbują czasem pomóc motylowi wydostać się z kokonu, rozbijając go. Zwykle motyl nie wychodzi na tym dobrze. Każdy dorosły wie, że motyl wylatuje z kokonu, dopiero kiedy nadejdzie właściwy czas i nie można tego przyspieszyć. Jednak czasem dorośli tak jak dzieci - niszczą pewne sprawy, tak naprawdę chcąc w głębi serca jedynie pomóc.
   Siedziałem w kuchni przygotowując śniadanie dla Amandy. Normalnie zapewne bym znów obudził ją o 7 rano zmuszając do wyjścia na spacer, gdyż pogoda była przepiękna. Postanowiłem jednak dać jej dzisiaj spokój, gdyż i tak większą część nocy nie mogła spać. Wierciła się, momentami trzęsła, a nawet widziałem jak płakała. Nie wiedziała czy śpię, maska mimo iż do spania strasznie niewygodna, dawała mi możliwość przyglądania się jej bez wiedzy. 
   Zapewne jeszcze niedawno nie pozwoliłbym jej wejść w środku nocy do mojego łóżka i spać u mego boku jak gdyby nigdy nic. Wiele się jednak zmieniło, poznałem tę kobietę i chcę jej pomóc. To nie jest tak, że nagle jej bezgranicznie zaufałem - udowodniła mi nie raz, że moja tajemnica jej przy niej bezpieczna, a teraz to ona poprosiła mnie o to bezpieczeństwo, zwykłą obecność.
- Dzień dobry - usłyszałem głos za sobą, na co odwróciłem się i mimo iż przez maskę nie mogła tego zobaczyć, uśmiechnąłem się.
- Witaj Amando, jak się spało?
- D... Dobrze, dzięki Tobie - spuściła wzrok wyglądając teraz na małą, zawstydzoną dziewczynkę - Posłuchaj, ja przepraszam za...
- Nie przepraszaj mnie znów - pokręciłem głową opierając się tyłem o blat - Nic się nie stało, nie wparowałaś mi do sypialni bez pukania, poza tym miałaś powód który doskonale rozumiem.
- Nie miałam w planach wpakować Ci się do łóżka...
- Zabrzmiało to teraz dwuznacznie - zaśmiałem się, na co jej policzki przybrały barwę czerwoną - A tak poważnie mówiąc, nie wstydź się nigdy prosić o pomoc, każdy człowiek jej czasem potrzebuje.
- Dziękuję - szepnęła, po czym podeszła do mnie i wtuliła się w mój tors - Wiesz...  Boję się, że kiedy będziemy od siebie na wyciągnięcie ręki, wszystko się zepsuje.
- To znaczy? 
- Nie chcę po prostu nic zmieniać, jest dobrze tak jak jest. Nie chcę wiedzieć jak wyglądasz, nie chcę wiedzieć kim  byłeś i jesteś. Nie chcę aby cała magia zniknęła razem z tajemnicami. Nie chcę, aby ten czas spędzony razem nas od siebie oddalał.
- Dlaczego uważasz, że cokolwiek nas może teraz oddalać?
- Bo jest za dobrze - spojrzała na mnie niepewnie - Jest po prostu tak dobrze, że to aż niewyobrażalne, aby miało się nic nie zepsuć.
- Dlaczego nie możesz w końcu uwierzyć w własne szczęście? Że i Ty możesz być szczęśliwa? Dlaczego od razu zakładasz najgorsze scenariusze?
- Chyba z przyzwyczajenia - mruknęła siadając na krześle - Zresztą nieważne... Jakie więc mamy plany na dziś?
- Za pół godziny będzie czekał już na nas jacht.
- Jacht? - spojrzała na mnie zdziwiona, gdy ja zaś kładłem jej talerz z naleśnikami na stół - Nie rozumiem?
- Mam znajomego w Nicei, który użyczył nam dzisiaj swojej łodzi na kilka godzin. Pływałaś kiedyś? - spytałem wycierając blat bawełnianą szmatką - Łódką, kajakiem, czymkolwiek?
- Raz płynęłam promem do Londynu - odparła biorąc pierwszego kęsa - I to by chyba było na tyle.
- W takim razie będziesz miała dzisiaj okazję. Pogoda jest piękna, nie ma sensu marnować jej na siedzenie w domu.
- Przyznaj się, że masz mnie po prostu dość i chcesz mnie gdzieś tam utopić - uśmiechnęła się spoglądając na mnie zadziornie, na co i ja nie mogłem się nie uśmiechnąć - Jutro wyjeżdżamy, prawda?
- W południe będzie po nas limuzyna - zauważyłem, jak momentalnie posmutniała - Powinniśmy późnym wieczorem być już w Paryżu, jednak nie zapominaj, że jedziemy od razu do szpitala.
- Do Pana Richarda? - znów kąciki jej ust uniosły się ku górze - Na pewno ucieszy się, że będzie mógł Cię poznać. Tak poza tym... Gdzie mieszkałeś wcześniej?
- W Stanach - odparłem niepewnie - Dlaczego pytasz?
- Że w Stanach to wiem, poznam wszędzie ten amerykański akcent - uśmiechnęła się - Nowy York? Los Angeles? Boston? Miami? Pytam, bo zawsze marzyłam o zobaczeniu tych miejsc.
- Dużo podróżowałem - zaciąłem się na chwilę - Ale mieszkałem większość życia w Californii.
- Jak tam jest?
- Słonecznie - uniosłem kąciki ust na wspomnienie o domu - Palmy, szum oceanu i amerykańska serdeczność nie znająca granic. Chciałabyś tam pojechać?
- To bez znaczenia, to tylko marzenie małej dziewczynki - odparła znów zatrzymując wzrok w swoim talerzu z naleśnikami, które powoli zjadała - W jakich jeszcze miejscach na świecie byłeś?
- Wielu, podróżowałem razem z przyjaciółmi.
- No tak, zapomniałam że przyjaźniłeś się z samym Michaelem Jacksonem - zaśmiała się - Musiałeś mieć ciekawe życie.
- Nie mogę zaprzeczyć, miałem życie o jakim niejedna osoba mogłaby tylko zamarzyć.
- Dlaczego więc zostawiłeś to życie dla podziemnego mieszkania przypominającego muzeum, oraz zamieniłeś wolność na białą maskę? - spojrzała na mnie, po czym zauważyłem jak marszczy brwi - Przepraszam, nie powinnam była zadawać tego pytania. To nie jest moja sprawa.
- Byłem zmęczony - postanowiłem zebrać się na odrobinę szczerości z tą kobietą - Byłem zmęczony tym wszystkim i potrzebowałem spokoju.
- Odnalazłeś go?
- Chyba tak... Tak myślę - odparłem zgodnie z prawdą - Nie powiem, że nie tęsknię czasem do dawnego życia, dawnych przyjaźni i ludzi. Jednak zmiany są czasem potrzebne, są dobre. Jeśli coś jest Ci bliskie, ale jednocześnie Cię niszczy, musisz podjąć decyzję.
- Dlaczego mam wrażenie, że to iluzja do Lucasa? - uniosła brew spoglądając na mnie pytająco.
- Bo jest - zaśmiałem się - Nie będę Cię zmuszał do zmian, Amando. Sama musisz zauważyć i zdecydować co jest złe, a co dobre w Twoim życiu.
- Boję się zostać sama - wbiła widelec w naleśnika - Wiem jakie to uczucie, nie chcę znów tego przechodzić, nigdy więcej.
- Rozumiem - odparłem, wyglądając jednocześnie przez okno, słysząc jakieś hałasy z dworu - Kończ jedzenie powoli, nasz jacht już przypłynął.


   Może to właśnie do tego wszystko się sprowadza. Do uczucia, które nie jest falą namiętności, lecz decyzją, by poświęcić się czemuś, komuś, niezależnie od tego, jakie przeszkody stoją nam na drodze. I może podejmowanie tej decyzji wciąż, dzień po dniu, rok po roku, mówi więcej o tym uczuciu, niż gdyby w ogóle nie było trzeba stawać przed takim wyborem.
   Stałam oparta o barierkę, podziwiając lazurową wodę otaczającą mnie z każdej strony. X stał na górnym pokładzie rozmawiając z mężczyzną, zaś ja cieszyłam oczy widokiem przede mną, co chwila tylko odrywając wzrok i spoglądając ukradkiem na zamaskowanego mężczyznę. Po dzisiejszej nocy u jego boku sama zaczęłam się zastanawiać, co tak naprawdę nas łączy. Czy da się to w ogóle nazwać po imieniu? Mimo iż tylko leżałam u jego boku, czułam dziwny ścisk w żołądku na myśl, że nasze ciała dzielą zaledwie centymetry. Zapach jego perfum stał się dla mnie rozpoznawalny już z daleka, czy to wszystko było normalne? Nie wiem, jednak nie chciałam nic zmieniać w tym co jest teraz. Może tylko aby mi w końcu zaufał, tak... Chciałabym aby mi zaufał.
- O czym tak myślisz? - usłyszałam nagle jego głos, zaś po chwili stał obok mnie również opierając się o barierkę.
- O wszystkim - uśmiechnęłam się - To też jeden z Twoich przyjaciół z przeszłości?
- Tak, jednak nie wie, że to ja.
- Że co? - nie kryłam zdziwienia - Nie rozumiem nic...
- Mój najlepszy przyjaciel, który teraz jest w USA załatwił to z Alexandro, który jest właścicielem i teraz kapitanem tego jachtu. Powiedział mu, że potrzebuje wynająć dla znajomego, któremu zależy na byciu anonimowym.
- To ten sam przyjaciel załatwił nam wejście do szpitala w nocy do Pana Richarda?
- Tak, ten sam.
- W takim razie musi być bardzo dobrym przyjacielem - spojrzałam w miejsce na masce, gdzie powinny być oczy - Tylko on wie o Tobie? Kim jesteś? Gdzie się ukrywasz?
- Nie, wie o tym również kilka innych osób. Zależy mi na anonimowości.
- To przez to, że żyłeś wśród sławnych ludzi i boisz się dalszego szumu wokół siebie? - znów ugryzłam się w język - Wybacz, znów nie powinnam... To zwykła ciekawość, próbuję Cię po prostu zrozumieć.
- To o wiele bardziej skomplikowane, niż Ci się wydaje - westchnął - Dzisiaj również zamierzasz w środku nocy wcisnąć mi się do łóżka? - byłam prawie pewna, że się teraz uśmiecha.
- Nie schlebiaj sobie, to był jednorazowy przypadek.
- A co, liczyłaś na coś więcej? - zaśmiał się, myśląc zapewne, że mi dogryzł.
- Nie, ale za to Ty chyba za dużo sobie wyobrażałeś, bo całą noc coś mi się w plecy wbijało - odparłam posyłając mu triumfalny uśmiech, po czym ruszyłam w głąb pokładu zostawiając go osłupiałego przy barierce.
     X był człowiekiem jedynym w swoim rodzaju. Zazwyczaj ludziom zależy na poznaniu się, każdej słabej i mocnej strony, każdego milimetra ciała, czy każdej historii z przeszłości. Przy nim zaś fakt braku informacji był bardziej pociągający, niż mogłoby mi się wydawać. To chyba właśnie ta tajemnica go owiewająca była elementem, dla którego tak bardzo mnie zafascynował. Nie mogłam ocenić go po wyglądzie lub przeszłości, musiałam go poznawać od podstaw, dokładnie takim jaki jest. A jest jedyny w swoim rodzaju, jest po prostu najlepszy.

***

Komentarz = to motywuje!

~~~~~

"On jest tak wciągający, bo posiada brudne myśli... 
Lecz czyste serce."

4 komentarze:

  1. Witam ponownie!
    Pomimo faktu, że- jak mówiłaś- pisałaś bez większej weny, to wyszło cudo. Aż się trochę wystraszyłam, gdy przeczytałam początek. No nic, jednak i nie najgorzej się stało. Michael jest jak czekolada- bo czekolada nie pyta, ona rozumie. Widzę, że ktoś tu łamie zasady B) I to wcale nie jest Amanda, oj nie... W sumie to dobrze, można było trochę posłodzić. Coś w moim stylu :D Michael coś lubi żartować xD Kiedy do Amandy w końcu wszystko dotrze? No błagam... jeszcze dojdzie do ślubu i co ja z sobą zrobię? Chyba, że zwieje spod ołtarza, ale dobra. Nie wybiegam za bardzo w przyszłość. Jacht? No, no. To w jej oczach X musi być albo bogaty, albo mieć niezłe znajomości. Obydwie rzeczy i tam sprowadzają się do jednego. Coś mi się w niemiłym miejscu urwał rozdział...
    Podrawiam i dużo weny <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Przybywam teraz, chociaż przeczytałam już wczoraj, ale było zbyt późno na myślenie. xD
    Więc, jak na zapychacz to ten rozdział bardzo mi się spodobał. :D Może nie jakiś specjalnie długi, ale myślę, że wystarczy mu. Przechodząc do treści, to oczywiście końcówka wygrała, COŚ jej się wbijało w plecy, no ciekawe co, przecież tego nikt nie wie. :D Chciałabym widzieć jego minę w tym momencie. I gołe ręce, widzę, że powoli odkrywamy części ciała Michaela. xD Cieszę się bardzo, ja wciąż czekam na moment, w którym ona go zobaczy bez żadnych masek. Ciekawa jestem okoliczności. No i ciekawa jestem co tak u Lucasa, czy się dowie, że zrobiła go w lekkiego chuja i kiedy on go w końcu pośle do diabła. :D
    Tak więc pozdrawiam, i weny, bo ci się przyda jak widzę. :D :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej! Tak, wiem szybko piszę komentarz ;)
    Rozdział jak zawsze cudowny.
    Cieszę się niezmiernie, że Mike ufa coraz bardziej Amandzie.
    Słodkie było to, że razem spali. Aż mi serce szybciej zabiło :3
    Tak, nie mogę się doczekać, aż między tą dwójką zacznie kwitnąć miłość <3
    Ciekawe, co będzie działo się na jachcie xD
    Śmiesznie było jak Amanda powiedziała, że całą noc coś wbijało jej się w plecy XD no, śmisznie, śmisznie :D
    Pozdrowionka i weny :3
    ~Siwa

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejoooo ^^
    Praktycznie nie wiem co by tu napisać, bo praktycznie bym się powtórzyła. Kolejny raz, ale za to w innej formie xD
    Chyba nie muszę mówić, że początek podobał mi się najbardzien. To było niesamowicie opisane i...i...i...miałam ten sen po prostu przed oczyma. Tak trochę smutno było, ale pewne osoby zadbały o to, aby było choć trochę lepiej.
    Szczerze? Bawimy się w średniowiecze? Zamiast kawałka kostki odsłaniamy dłonie? Wybacz, ale nie mogłam się powstrzymać. Kto o tej porze myśli o rękawiczkach? I dlaczego rozwodze się nad tym dlaczego ich nie założył?! XD
    Zauważyłam ostatnio przemianę ich relacji ma początku była chłodna i zdystansowana, a teraz? Wow, zaufanie choć jeszcze nie kompletne to jednak jest.
    Bądźmy inni i nie napiszmy o wbijającym się czymś w plecy Amandy xDDD usp...napisałam.
    Dobrze, a więc czekam na dalszy rozwój wypadków, proszę, aby szanowna autorka nie mówiła o tym jak o zapychaczu (liczy się zdanie większości) weny życzę dużo i pozdrawiam serdecznie ;***

    OdpowiedzUsuń