Strony

poniedziałek, 27 lutego 2017

Rozdział 18 - Był moim przyjacielem.


I jestem znów!
Filmik wyżej zrozumieją fani Deleny - a w zasadzie ja to po prostu ubóstwiam Ian'a xD  
Poza nim i Michaelem, to jeszcze do moich takich ideałów dodałabym Normalna Reedusa - są tutaj też jacyś fani?:D Może nie tylko ja mam takie dziwne gusta xD
Wgl ten rozdział to porażka jakaś, więc nie bijcie xD
Nie miałam weny, czasu, ani słów na opisanie tego tak jak chciałam.
Wyszła mi taka kupa w rezultacie, ale ocenę zostawiam już wam.
No nic, to zapraszam na kolejny rozdział:)
Pamiętajcie o komentarzach, które są motywacją do dalszego pisania! <3

~~~~~

  Będąc małą dziewczynką nie miałam wielkich, wygórowanych marzeń. Nie chciałam być księżniczką, astronautą, ani mieć na tyłach stajnię i kucyka. Marzyłam jedynie, aby w przyszłości mieć swój własny dom. Mieć pianino, kota ze schroniska, widok z okna na ulicę i masę książek. Na parapecie w kuchni radio, doniczkę z miniaturowym bukszpanem, bazylią i miętą. W sypialni dwuosobowe łóżko z białą pościelą i kaktusami w oknie. Błękitno-białe ściany, a na nich kilka obrazów i czarno-białych zdjęć. W salonie niewyposażonym w telewizor mieć kanapę, wygodny fotel i stolik do kawy, na którym zawsze leżałaby sterta książek. 
   W zasadzie patrząc na to z pewnej perspektywy, udało mi się poniekąd to marzenie spełnić. Mam dom o jakim zawsze marzyłam, jednak mimo tak wielu przedmiotów, wydawał mi się on pusty i nijaki. Dopiero z czasem zaczęłam chyba sobie zdawać sprawę, że to nie mury stanowią o bogactwie mieszkania, a człowiek z jakim je dzielimy.
- O czym tak myślisz? - z transu wyrwał mnie głos X, który szedł obok mnie od dwudziestu minut na spacerze, do jakiego niemal zostałam zmuszona - Chcesz już wracać?
- Nie, no coś ty. Jest dopiero ósma rano, na dworze poniżej zera, a ja paraduję po lesie, jest całkiem dobrze - mruknęłam przewracając oczami, na co po chwili poczułam jak zarzuca mi coś na ramiona - Ej, nie prosiłam... Weź to bo teraz ty zmarzniesz.
- Dam sobie radę, w Paryżu codziennie wychodzę na takie spacery, tylko że sporo wcześniej.
- Po to, aby nikt Cię nie zobaczył? - spojrzałam niepewnie na niego - Z początku myślałam, że tylko przede mną nosisz tą maskę. Czasem nawet mijając ludzi na ulicy zastanawiałam się, czy to aby nie ty.
- To bez znaczenia - zamyślił się - Pamiętasz o co mnie kiedyś poprosiłaś?
- To znaczy?
- W związku z Panem Richardem, tym starcem ze szpitala, którego tak regularnie odwiedzasz.
- No tak, lecz o co chodzi? - nie kryłam zdziwienia, nie miałam pojęcia o czym mówi - Coś się stało?
- Poprosiłaś mnie, abym poszedł tam z Tobą, by mógł mnie poznać. Odmówiłem Ci mówiąc, że przecież z maską się tam nie pojawię. Otóż mój przyjaciel zna jednego z głównych lekarzy w tym szpitalu, rozmawiałem z nim i obiecał umówić nas na to spotkanie. Nawet raz było umówione na konkretny dzień, ale nagle lekarz ten się rozchorował i nic z tego nie wyszło.
- Wciąż nie rozumiem do czego zmierzasz?
- Dwa dni temu dostałem wiadomość, że znów lekarz ten jest w pracy. Mój przyjaciel rozmawiał z nim i za trzy dni, czyli w noc gdy będziemy wracać do Paryża, możemy się tam stawić.
- Ale że jak? Tak normalnie, razem? - szczęście rozsadzało mnie od środka, jednak wciąż nie wiedziałam, jak chce to wszystko rozegrać - A co z Twoją maską?
- Wejdziemy w nocy tylnym wyjściem, wtedy i tak odwiedziny są zakazane, a po korytarzu będą się kręcić co najwyżej pielęgniarki. 
- Mówisz poważnie? Pójdziesz tam ze mną? - zatrzymałam się i spojrzałam w miejsce na masce, gdzie powinny być oczy - Narazisz kolejny raz swoją tajemnicę dla mnie?
- Wiem, że Ci na tym zależy.
- Dziękuję - odparłam, po czym bez zastanowienia przytuliłam się do mężczyzny, co przerwał nagle dźwięk mojej komórki - Ja... Wybacz... - odsunęłam się od niego lekko speszona, wyjmując urządzenie - To Lucas...
- Odbierz, to może myć coś ważnego.
   Skinęłam mu tylko głową, tak naprawdę nie mając najmniejszej ochoty odbierać tego telefonu. Mimo wszystko nie chciałam dawać Lucasowi powodów do podejrzeń, więc ruszyłam wolnym krokiem za X, zostając delikatnie w tyle.
- Tak Lucas? - odparłam do słuchawki, zakrywając się szczelniej płaszczem.
- Hej, jak sobie radzisz?
- W porządku, dzisiaj nie czułam się najlepiej, więc nie poszłam do pracy - utkwiłam wzrok w swoich butach - A co u Ciebie? Jak szkolenie?
- Jak to w Londynie, deszczowo - zaśmiał się - Szkoda, że nie ma Cię tu razem ze mną.
- Ta przerwa dobrze nam zrobi - odparłam czując lekkie ukucie w sercu - Dobrze wiesz, że ostatnio nie było między nami najlepiej.
- Dlatego chcę byśmy jak najszybciej wzięli ślub.
- Ślub tutaj w niczym nie pomoże - na te słowa X zatrzymał się i spojrzał w moją stronę - Lucas... Ja muszę kończyć.
- Na pewno wszystko w porządku?
- Tak, jasne. Odezwę się jutro, dobrze?
- Oczywiście. Trzymaj się, kocham Cię.
  Nie odpowiedziałam nic na jego ostatnie słowa, a jedynie się rozłączyłam. Spojrzałam na X, który wciąż stał w miejscu i mimo iż nie mogłam zobaczyć jego oczu, czułam jak przeszywa mnie wzrokiem.
- Dlaczego nie mówiłaś mi, że się pobieracie?
- Bo się nie pobieramy - zaprzeczyłam bez zastanowienia - Lucasowi wczoraj coś odbiło i zaczął mówić o tym ślubie.
- W końcu będziesz musiała dokonać wyboru.
- Wiem, jednak jeszcze nie teraz - spuściłam wzrok - Nie czuję się gotowa do podjęcia jakiejkolwiek decyzji. Proszę, nie psujmy tego wyjazdu rozmowami o moim narzeczonym.
- Jak wolisz, jednak miałem Cię uczyć, a z tego co widzę, to on właśnie jest źródłem wielu Twoich problemów.
   Po tych słowach znów ruszył w stronę chatki, nawet nie sprawdzając czy idę za nim. Czułam się podle z faktem, że X za wszelką cenę chce mi pomóc, a ja miotam się przy Lucasie jak gówniara, która nie wie czego chce. Mimo iż wiedziałam, że Lucas jest złym wyborem w moim życiu, to był jedyną rzeczą jaka mi została z dawnego życia, a ja nie chciałam się z nim żegnać, jeszcze nie teraz.


  Chociaż pragnienie miłości tkwi w ludziach tak głęboko, niemal wszystko inne uważa się za ważniejsze niż miłość: powodzenie, prestiż, pieniądze, władzę. Niemal całą naszą energię zużywamy na to, aby się nauczyć osiągać te cele, natomiast prawie nic nie robimy, aby nauczyć się sztuki miłości.
   Ja nigdy nie chciałem się jej uczyć. Jedynymi takimi osobami w moim życiu była moja matka, rodzeństwo i moje własne dzieci. Tylko oni potrafili wzbudzić we mnie tak wiele silnych emocji, że można tutaj było mówić o miłości. Nie mam pojęcia w jaki sposób rozpoznać, że kogoś pokochaliśmy, kiedy tak naprawdę wyczuwalna jest granica między ludzkimi uczuciami? Da się ją w ogóle zauważyć? Miłość do rodziny była po prostu czymś naturalnym, cała reszta jednak pozostawała dla mnie obca.
- Robi się ciemno - stwierdziła nagle Amanda wstając z kanapy, na której siedzieliśmy od kilku godzin.
  Po porannym spacerze pogoda postanowiła nas zatrzymać na resztę dnia w domu. Ulewa nie zwalniała nawet na chwilę, więc postanowiliśmy przesiedzieć ten dzień przed telewizorem oglądając filmy z kolekcji właściciela domu.
- Robi się chłodno, rozpalę lepiej w kominku - odparłem ruszając w stronę salonu, gdzie za szybą w kominku widać było już jedynie delikatny dym.
   Zabrałem się za rozpalanie ognia, całkowicie poddając się tej czynności. Nawet nie wiem kiedy za szybą widniał już potężny płomień, a ja siedziałem na dywanie przed kominkiem, wpatrując się w tańczącą czerwień. W całym swoim życiu nie miałem takiego spokoju, jaki mam teraz. Mimo iż kochałem i nie zamieniłbym swojego życia za nic, ta ucieczka od rzeczywistości chyba jest moją małą terapią. Nie radziłem już sobie, bałem się, umierałem każdego dnia przytłoczony tym wszystkim, zaś teraz czuję swobodę i spokój, jakie wtedy wydawały mi się niemożliwe.
- Zrobiłam nam herbaty - nawet nie wiem, kiedy obok mnie znalazła się Amanda dając mi kubek z gorącą zawartością - Proszę.
- Dziękuję, aczkolwiek wciąż ciężko mi zapewne będzie wypić to przez maskę - zaśmiałem się - Ale doceniam Twoje intencje.
- Wybacz, wciąż zapominam - również się zaśmiała - Nad czym tak myślisz?
- Nad tym co było kiedyś - odparłem, gdy kobieta zajęła miejsce obok mnie na dywanie, a jedyne światło na nas padające to blask ognia z kominka - Zastanawiam się czasem co by było, gdybym dokonał w życiu innych wyborów.
- Żałujesz jakiś?
- Nigdy nie żałuję. Jeśli coś zrobiłem, to znaczy, że tego chciałem lub tak musiało już być. Nie powinno się żałować, a jedynie wyciągać wnioski z tych gorszych decyzji.
- A gdybyś mógł cofnąć czas, dokonałbyś innych wyborów? - spojrzała na mnie tymi brązowymi oczami, w których odbijał się blask płomieni z kominka - Zmieniłbyś jakieś słowa, czyny? Cokolwiek?
- Jeśli będziesz tyle pytań zadawać, zacznę żałować, że wpuściłem Cię do swojego domu - zaśmiałem się, na co kobieta uderzyła mnie w ramię - No co? Prawdę mówię.
- Chyba wolę posłuchać muzyki niż Twojego biadolenia - uśmiechnęła się, po czym podeszła do szafki gdzie stały ułożone płyty winylowe - Proponujesz coś?
- Wybór zostawię Tobie - odparłem opierając się z tyłu rękoma na dywanie - Byle dało się tego słuchać.
- Już mam - odparła machając do mnie płytą, na co ja automatycznie się spiąłem, gdy pierwsze dźwięki wydobyły się z gramofonu - You are not alone, uwielbiam tę piosenkę.
- Dlaczego akurat ta? - próbowałem zachować obojętny głos, gdy Amanda znów zajęła miejsce u mojego boku przed kominkiem.
- Twórczość Michaela od wielu lat była ze mną. W zasadzie na jego utworach się nauczyłam wszystkiego i dzięki niemu poniekąd zostałam nauczycielką muzyki.
- Co o nim myślisz? - mimo wewnętrznego sprzeciwu zadałem to pytanie, sam nie wiedząc dlaczego tak bardzo wchodzę teraz na grząski grunt - Jak go widziałaś?
- Myślę, że był cudownym artystą, jednak trochę nieszczęśliwym człowiekiem.
- Dlaczego tak myślisz?
- Czy to ważne? Nie znałam go, mogę tylko snuć domysły jak to było naprawdę.
- Co więc podsuwają Ci domysły?
- Chyba się trochę pogubił - zmarszczyła delikatnie brwi - Te oskarżenia zrobiły z niego cień człowieka, mimo iż zaprzeczał miał ogromny problem z lekami. Niszczył się i dobrze o tym wiedział. Robił to znając konsekwencje, niemal świadomie osierocił swoje dzieci.
- Nie zrobił nic celowo, co mogłoby zagrażać jego dzieciom - odparłem tonem zbyt ostrym, niż to zamierzałem - Nic nie było dla niego ważniejsze niż rodzina.
- A Ty skąd możesz wiedzieć co robił i o czym myślał?
- Bo był moim przyjacielem - odparłem gniewnie wstając z miejsca, dopiero po chwili zdając sobie sprawę z tego co powiedziałem.
- X przepraszam... Nie chciałam...
- Nie, to ja przepraszam - opadłem na kanapę, zaś Amanda dołączyła po chwili znów zjawiając się u mojego boku - To bez znaczenia.
- Mówiłeś, że żyłeś u boku gwiazd, ale nie myślałam, że mogłeś być z kimś takim aż tak blisko - uśmiechnęła się nagle - Więc jaki był?
- Pytasz mnie o Michaela? - spojrzałem na kobietę, nie mając pojęcia jak ubrać słowa... Jak mam mówić o sobie jako obcym człowieku? - On był... Bardzo sceptyczny.
- Jak długo się znaliście?
- Prawie całe życie - westchnąłem - Byłem jedyną bliższą jego sercu osobą niż rodzina i Frank.
- Pewnie nie miałeś przez to życia... Nie chcę abyś myślał, że teraz doszukuję się w przeszłości Ciebie w mediach, jednak...
- Wiem o czym mówisz - przerwałem jej - Jednak nie masz nawet czego szukać, gdyż dbałem o swoją prywatność, Mike również. Nie byłem nigdy osobą publiczną, ani nawet nie pokazywałem się u boku takiej osoby przed publiką.
- Musiałeś być dla niego dobrym przyjacielem - znów jej wzrok przeszywał mnie na wskroś - Nie takim do pokazania się z nim w telewizji, ale takim od serca.
- Można tak powiedzieć - wzruszyłem ramionami - To było dawno temu.
- Chcę posłuchać - usiadła po turecku w moją stronę - Powiedz mi coś więcej, jaki był? Co lubił? Czy to co mówiły media było prawdą?
- Chyba w każdym oskarżeniu jest ziarno prawdy - czułem jak mój głos lekko się podłamuje, jednak szybko się poprawiłem - Nawet jeśli on nie zawsze chciał to widzieć. Ludzie go skrzywdzili, to sprawiło też, że przestał im ufać.
- Mówisz o oskarżeniach?
- To również - zatrzymałem się na chwilę - Wtedy za niesienie pomocy i współczucie, dostał najgorszą karę, jaką można było sobie wyobrazić. Nawet uniewinnienie ze strony sędziów nie mogło załatać dziury w sercu, jaką mu zrobiono. To było coś tak okropnego, że chyba nikt poza nim nie był w stanie wyobrazić sobie bólu, jaki w sobie musiał później nosić. I nie chodziło tutaj o prasę, zepsutą opinię publiczną czy też dobre imię. Chodziło tutaj o coś całkiem innego, czego nie dało się już tak po prostu naprawić.
- Więc do dlatego zamknął się w sobie - stwierdziła półszeptem - Nie myślałam nigdy, że mogło to go aż tak dotknąć...
- Wiesz co się dzieje z ludźmi, którzy zamykają się w sobie? - spojrzałem na nią - Zastanów się.
- Wyciszają się?
- Nie, po prostu psują, wyniszczają - odparłem wstając z kanapy - Dość o nim, to nie jest mój ulubiony temat.
- Tęsknisz za nim? - spojrzała na mnie niemal ze współczuciem, przez co poczułem okropne ukucie w sercu - Straciłeś przyjaciela, musiałeś bardzo to wszystko przeżyć.
- Tak, masz rację. Jednak prócz smutku, to jestem okropnie wściekły na niego, za to co zrobił - ruszyłem w stronę schodów prowadzących na górę - Zrobię nam niedługo kolację, jeśli chcesz możesz w tym czasie się wykąpać, zostawiłem Ci na górze świeże ręczniki.
- Dziękuję - odparła, na co ruszyłem znów przed siebie, zostawiając ją samą na kanapie w salonie.
  Nigdy nie spodziewałem się, że może między nami dojść do takiej rozmowy. Nigdy nie spodziewałem się, że będę mówił o sobie jako osoba trzecia, jakbym naprawdę był tylko obserwatorem, swoim własnym przyjacielem. Nie wiem ile z tego zrozumiała, nie wiem czy nie powiedziałem o słowo za dużo, mimo wszystko widziałem po niej, że nie doszukuje się w tym prawdy. Słucha mnie i wierzy, w każde słowo. Nie próbuje mnie zdemaskować, nie próbuje łączyć faktów ani ich grupować, po prostu jest obok mnie i to jej wystarcza. Wystarcza jej ta cholerna maska i moje słowo, w które tak uprawcie wierzyła - to było chyba  w tym wszystkim najgorsze.


   Czułam jak z każdym dniem ufa mi coraz bardziej. Mimo iż od niego nie wymagałam tego - zaczynał się przede mną otwierać. Nie było to nic nadzwyczajnego, jednak cieszyłam się z każdym postępem, mając nadzieję, że kiedyś będzie widział we mnie przyjaciela, takiego jakiego miał w Michaelu Jacksonie. Nie chciałam mu go zastąpić, nie chciałam wiedzieć kim był pod maską, bo to było dla mnie bez znaczenia. Chciałam jedynie aby mi zaufał, pozwolił być i sobie pomagać.
   Gorąca kąpiel to było coś, czego mi trzeba. Czułam jak niemal jak wszystko spływa z mego ciała, ogrzewając je mimo chłodu panującego na dworze. Nie wiem ile spędziłam tam czasu, jednak na pewno było to zdecydowanie zbyt długo. Przypominając sobie o kolacji jaką miał zrobić X, momentalnie wyszłam spod prysznica nie chcąc, aby musiał na mnie dłużej czekać. Wycierając ciało zorientowałam się, że nie zabrałam z szafy szlafroku. Owinięta więc piersiach ręcznikiem, który zakrywał ledwo moje pośladki, wyszłam z łazienki. Gdy byłam już w połowie drogi do szafy drzwi do mojej sypialni się otworzyły. W przerażeniu poczułam jak ręcznik zsuwa mi się z ciała, lecz nim zdążyłam go ponownie złapać, zdążył spaść już na podłogę.
    Boże... Jak się oddycha?
   Z prędkością światła chwyciłam go z powrotem zakrywając się, jednak X stojący z tacą jedzenia stał osłupiały w wejściu, a ja chyba pierwszy raz byłam wdzięczna jego masce, że nie widzę w tym momencie jego miny.
- Zapukać to nie łaska?! - krzyknęłam dociskając mocniej ręcznik, jakby miało to coś dać w tym momencie.
- Nie schodziłaś... Przyniosłem więc kolację... tutaj - wyjąkał w końcu, a ja czułam jak moje poliki palą się żywym ogniem - Ja nie chciałem... Mogę z tym poczekać na dole...?
- Najpierw to naucz się pukać, gdy wchodzisz do czyjegoś pokoju - warknęłam - A jak chcesz pooglądać nagie kobiety to kup sobie jakieś czasopisma.
- Ten widok też był bardzo interesujący - byłam pewna, że się uśmiecha - Wybacz, że nie odpłacę Ci się tym samym, ale widok mojego nagiego ciała mógłby Cię popędzić w kompleksy, w dodatku wtedy pewnie żaden inny facet nie byłby dla Ciebie atrakcyjny.
- A wiesz, że skromność to też bardzo seksowna cecha?
- Naprawdę? To chyba tylko u brzydkich ludzi - zaśmiał się, po czym wyszedł z tacą z powrotem na korytarz - Czekam z kolacją na dole w salonie! - krzyknął, a ja dopiero poczułam jak moje ciało się rozluźnia.
  Do mężczyzny powinien być dołączony tłumacz, który by nam tłumaczył, co mężczyzna ma na myśli. Do każdego w dodatku osobny, a do takich pokroju X, powinna wyjść cała saga. Nie mam pojęcia jak teraz spojrzę mu w oczy, a tym bardziej co sobie pomyślał, ale jednego byłam niemal pewna - był z siebie bardzo zadowolony.

***

Komentarz = to motywuje!


~~~~~~

“Od stania w miejscu niejeden zabłądził.”

4 komentarze:

  1. Czeeeść! Rozdzialik jak zawsze cudowny <3 Sytuacja, jak Amanda zaczęła wypytywać o Mike'a, była bardzo ciekawa, pouczająca. Sytuacja ze spadającym ręcznikiem była bardzo śmieszna :D Przepraszam, że dziś tak krótko pisze, ale ferie się wczoraj skończyły i mam mniej czasu :'(
    Pozdrawiam i weny :3
    ~Siwa (następnym razem postaram się napisać dłuższy kom) <3333

    OdpowiedzUsuń
  2. Chciałam zostawić koma na jutro, ale nie mogę. MUSZE teraz!
    A więc....
    NAPRWDĘ?! REALLY?! Nie no kurwa to była msakra! xD Zmasakrował ją z tym śniadaniem w tym pokoju. :D No nie spodziewalam się czegoś takiego. xD Obecnie boli mnie gardło i jestem chora, więc od razu moje samopoczucie się poprawiło. xD NIe wytrzymam! :D Idealne zestawienie, najpierw poważna rozmowa o 'przyjacielu' Jacksonie ,a potem... XDDD W końcu coś się zadziało. :D I co ona taka wstydliwa jak dziewica? :D
    A nawiązują do początku rozdziału... juz mnie troche nudzi to jej pierdolenie o Chopinie o Lucasie. Kopła by go w dupe i byłoby po sprawie a nie, tańcuje jak Żyd po pustym sklepie xD
    Ogółemm brdzo mi się podoba, chyba najbardziej jak do tej pory.
    Więc czekam na nexta sorry za błędy na które nie mam siły gdyż moja klawiatura się buntuje i pozdrawiam. xD :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak, tak wiem punktualność to podstawa ale nie u mnie, więc ja powiem szybkie hej i przejdziem do konkretów.
    Szybkie Hej!! :D
    Umieram i nie wstaje z podłogi. Akcja rozdziału wiadomo xD ale chyba od czegoś jest pukanie. Nie no dalej nie potrafię z tego wyrobić huehuehue. Wniosek? Geniuszostwo. Zastanawiające jest teraz co sobie pomyślał ^^ bo przeczucia co do tego mam i to bardzo ciekawe xDD
    Ciekawie brzmi opowiadanie o sobie w trzeciej osobie. Polecam obejrzeć n ewentualnie pogadać z Tarzanem. Nie wiem czemu, ale tak mi się z nim skojarzyło xD tylko tutaj był jeszcze czas przeszły. Normalnie ciary miałam, bo wrażenie było, że mu się palnie co nie potrzeba, ale wtedy to nie byłoby to.
    To ja spokojnie sobie poczekam na kopnięcie w dupę pewnej osoby o imieniu na L (nie nikt nie wie o co chodzi), jeszcze na puszczenie pary z gęby i ogólnie to na nexta ;D
    Weny życzę i pozdrawiam ;***

    OdpowiedzUsuń