Piosenka powyżej to kolejna z tych, które skradają serce <333
A tak wgl to hejka!
Znów powracam, pewnie znów wyszło krótko i chaotycznie, ale nie zdołałam nic więcej
A tak wgl to hejka!
Znów powracam, pewnie znów wyszło krótko i chaotycznie, ale nie zdołałam nic więcej
z siebie wydobyć, a nie chciałam abyście czekali jeszcze dłużej,
tym bardziej, że w końcu anonimowi czytelnicy zaczęli się ujawniać (za co mega dziękuję!),
więc nie mogę ich zawieźć :D
No to bez marudzenia zapraszam na nexta, z którego jestem nawet zadowolona :)
No to bez marudzenia zapraszam na nexta, z którego jestem nawet zadowolona :)
Miłej lektury i pamiętajcie o zostawieniu koma po przeczytaniu!<3
~~~~~
Chyba brakuje mi tego konkretnego człowieka, który okazał się być tchórzliwym egoistą uciekającym przed problemami. Czy może brakuje mi czułych miłosnych wyznań i zdjęć na dzień dobry; gorących pocałunków i bezpiecznych objęć? Tęsknię za kimś, kto pytał, jak minął twój dzień i pilnował, żebym nie wychodziła na dwór z mokrą głową. Tęsknię za kimś, o kim bym mogła mówić, że jest "mój". Tęsknię za miłością, ale nie za nim. Chcę czekać więc na kogoś, kto da mi to wszystko, za czym tęsknię, ale nie za cenę bólu i nie na chwilę.
Lucas był właśnie człowiekiem, który nie mógł mi zaoferować nic z rzeczy, za jakimi właśnie tęsknię. Był moim przyjacielem sprzed lat, ale ta miłość zniszczyła w nas wszelkie zaufanie, jakim się darzyliśmy. Wczorajszy wieczór postanowiłam spędzić z nim, aby rozwiać swoje wszelkie wątpliwości. Nie chcę znów żałować w swoim życiu niczego, dlatego nie mogłam skreślić Lucasa jak produkt z listy zakupów. Ktoś by pewnie powiedział, że to tylko przywiązanie - może i by miał rację. Znam tego człowieka od wielu lat, był ze mną, gdy najbardziej potrzebowałam ludzkiej obecności. Ktoś, kto nie chorował na coś takiego jak ja, nigdy nie zrozumie jak bardzo to zbliża do ludzi.
Południe było wyjątkowo pochmurne. Ubrałam się ciepło, po czym ruszyłam uliczkami Paryża w jedno miejsce, które ostatnio stawało się dla mnie bezpieczniejsze, niż własny dom. Przyspieszyłam kroku, nie chcąc się spóźnić. Nigdy nie wiedziałam, na jaki humor X uda mi się trafić.
Gdy stałam już przed tak dobrze mi znanymi, dębowymi drzwiami, poczułam dziwny niepokój. Sama nie wiem skąd to się wzięło, ale serce przyspieszyło powodując nieprzyjemne kołatanie. Gdy otworzyłam skrzydło i weszłam do środka, w powietrzu poczułam zapach alkoholu. Rozejrzałam się wokół nic nie rozumiejąc. Dopiero gdy dobiegł do mnie dźwięk tłuczonego szkła, ruszyłam biegiem w stronę, z której dochodził.
Wparowałam do sypialni X, widząc jak kończy nieudolnie zawiązywać maskę. Siedział na podłodze, obok niego leżał rozbity wazon, zaś kilka metrów dalej odłamki z rozbitego lustra. Widząc jak próbuje wstać i znów upada, podbiegłam i ukucnęłam szybko biorąc go w ramiona.
- Co się dzieje? Mam zadzwonić po kogoś? - zapytałam spanikowanym głosem - X? Powiedz coś do cholery!
- Nie powinienem mieszać alkoholu z tymi lekami - odparł niemal szeptem znów tracąc panowanie nad ciałem - Nic mi nie będzie, to zaraz przejdzie.
- Co się tutaj stało? - spytałam spoglądając na rozbity wazon - Nie powinieneś się ruszać z miejsca!
- Musiałem założyć maskę, wiedziałem, że zaraz przyjdziesz - odparł na co usiadłam na podłodze, pozwalając mu by bezwładnie opadł na moją pierś.
Mogłam się domyślić, przecież nie chodzi w tej masce całą dobę, nawet gdy mnie nie ma, a fakt ochronienia tajemnicy był ważniejszy niż jego własne zdrowie. Przytuliłam go do siebie słysząc tylko jak płytko oddycha. Nie mam pojęcia o jakich lekach mówił, jednak sam fakt do jakiego stanu się doprowadził był dla nie tylko niepokojący, ale i zaskakujący. Pamiętam dokładnie jak to ja przyszłam tutaj pijana, a na drugi dzień dostałam kazanie odnośnie tego, że alkohol nie rozwiązuje naszych problemów. Mimo wszystko powstrzymałam się od powiedzenia czegokolwiek i po prostu z nim siedziałam. Nie wiem czy spał, a może tylko udawał, jednak byłam przy nim cały czas. Sam kiedyś mi powiedział, że nie ma na świecie człowieka, który czasem by nie potrzebował pomocy.
Obudziłam się w łóżku, otulona biała pościelą. Podniosłam się niepewnie, spoglądając w miejsce na podłodze, gdzie leżały niedawno odłamki szkła. Przez chwile bym nawet pomyślała, że to wszystko to jakiś dziwny sen, jednak rozbite lustro przy toaletce utwierdziło mnie w moim przekonaniu.
Zasnęłam? Musiałam zasnąć razem z nim na podłodze. Nie pamiętałam jak się znalazłam w łóżku, ani momentu, aby X się przebudził. W końcu wyszłam z łóżka, spoglądając na zegarek na mojej ręce. 19? Spałam tutaj prawie 7 godzin? To niemożliwe... Spędziłam tutaj prawie cały dzień, jakim cudem? Nigdy nie lubiłam sypiać w dzień, mało kiedy mi się to w ogóle udawało. A tutaj co? Wystarczył zapach jego perfum, świadomość przytulenia się do ludzkiego ciała, a ja odpłynęłam na kilka godzin.
Słysząc dźwięki dobiegające z kuchni, ruszyłam korytarzem w jej kierunku. Stał tyłem do mnie, jednak znów jakąś magiczną siłą chyba wyczuł moją obecność, bo rzucił nagle talerz z jedzeniem na stół warcząc ciche "jedz", nie odwracając nawet głowy w moją stronę. Czując jak burczy mi w brzuchu bez większego marudzenia zasiadłam do stołu. Oparł się o blat jak zwykle to robił i przyglądał się mi. Nie widziałam jego oczu, ale czułam ten palący wzrok na sobie.
- Co widziałaś? - odezwał się pierwszy raz, niemal z groźbą w głosie.
- Nie rozumiem? - odłożyłam widelec na talerz i spojrzałam na mężczyznę - Gdy przyszłam byłeś w sypialni, jeśli chodzi o maskę, miałeś ją na sobie.
- Cholera! - warknął uderzając dłonią o blat, stając do mnie tyłem - Jakim cudem nic nie pamiętam?
- Miałeś maskę, to przez to, że po nią poszedłeś to leżałeś na podłodze. Wiesz, że możesz mi ufać. Nie okłamałabym Cię, ani tym bardziej nie zdjęła maski gdy spałeś, raz już...
- Nie wiem, czy mogę Ci ufać! - przerwał mi niemal krzycząc.
Jego ton był chłodny jak nigdy. Nie miałam pojęcia skąd w nim tyle złości i pretensji, jednak najbardziej zabolało samo znaczenie jego słów. Nie ufał mi? Tyle razy udowadniałam mu, że nigdy nie zdradzę jego tajemnicy, ani tym bardziej sama nie będę dla niej zagrożeniem.
- Co się stało? - spytałam w końcu niepewnie - Byłeś pijany...
- Nie Twój interes - syknął w moją stronę, co w końcu mnie mocno zirytowało.
- Sam mnie pouczałeś, że alkohol nie jest rozwiązaniem problemów.
- A skąd pewność, że mam problemy? Może miałem ochotę się upić, bez celu?
- Nie zrobiłbyś tego wiedząc, że mam przyjść na spotkanie. Nie naraziłbyś umyślnie swojej tajemnicy - odparłam pewna racji swoich słów - Musiało się coś stać.
- Tak czy siak, nie Twój zasrany interes - znów rzucił przez zęby i ruszył przed siebie, kierując się w stronę salonu.
Zapomniałam automatycznie o swoim głodzie i ruszyłam za mężczyzną, chcąc jakoś załatwić całą tą sytuację. Nie czułam się winna, gdyż w końcu nie zrobiłam nic złego, nic poza pomocą, gdy jej potrzebował.
- X, zaczekaj - poprosiłam doganiając go w końcu - Porozmawiaj ze mną.
- Powinnaś już iść - odparł stając w miejscu i odwracając się w moją stronę - Narzeczony na pewno bardzo martwi się o Ciebie.
- Nie uważasz za nieprzyzwoite, okłamywanie go i spędzanie tego czasu z całkiem obcym mężczyzną?
- Nic nie rozumiem - pokręciłam przecząco głową - Od kiedy masz z tym jakiś problem?
- Od kiedy uświadomiłem sobie, że to z nim powinnaś omawiać swoje problemy.
- Chodzi o ten wyjazd, tak? - szukałam przyczyny jego dziwnego zachowania już w niemal wszystkim - Mówiłam Ci już, nie mogę go okłamać i wyjechać pod jego nieobecność na kilka dni. To nie jest w porządku.
- W takim razie polecam iść i poprosić, aby jeszcze raz pokolorował Ci twarz. Z tą raną na wardze całkiem Ci do twarzy - jad niemal unosił się w powietrzu - Wiesz, myślę, że Ty chyba po prostu boisz się być szczęśliwa. Z jakiegoś powodu uważasz, że Twoje życie powinno być szare, nieciekawe i trudne. Myślę, że specjalnie przyjmujesz pozę wiecznie niespełnionej, nieszczęśliwej ofiary losu, w końcu tak jest łatwiej, nie? Lubujesz się w swoich porażkach i nieszczęściach bo możesz je z łatwością obrócić w żart.
- Co się z Tobą stało? - poczułam jak łzy zbierają mi się w kącikach oczu - Nie wierzę, że to właśnie powiedziałeś. Nie wierzę, że w taki sposób właśnie o mnie myślisz.
- Nie pomogę Ci Amando z Twoimi problemami, dopóki Ty sama nie zaczniesz zauważać, co w Twoim życiu jest nie tak,
- Dlaczego tak nagle uwziąłeś się na ten temat?
- Bo mam dość tego, że przychodzisz do mnie z rozwaloną twarzą szukając pomocy po ataku psychicznego narzeczonego, a godzinę później całujesz go i zachowujesz się, jakby nic się nie stało.
- Widziałeś nas, prawda? - zaczęłam łączyć fakty z wczorajszego wieczoru, razem z jego słowami - X... Posłuchaj...
- Nie Amando, mam dość narażania siebie i swojej tajemnicy dla kogoś, kto i tak tego nie docenia i ma w dupie co mówię. Nie obchodzi mnie Twoje życie, rób co chcesz bo to nie jest mój interes, ale w takim układzie daj mi święty spokój i nie zabieraj mojego cennego czasu.
- Ja nie wiem co mam robić, przepraszam - poczułam jak pierwsza z łez wydostała się na mój policzek - To nie tak jak myślisz... Ja nie potrafię się uwolnić od tego wszystkiego. Nie masz pojęcia jak to jest mieć stany lękowe, bać się ludzkiego głosu i dotyku. Ludzie, którzy przy Tobie wtedy trwają łączą się z Tobą na zawsze. Ja boję się być sama, nie ukrywam, że to co łączy mnie z Lucasem to tylko przywiązanie i strach, jednak mam prawo się bać. Widziałam ludzkie piekło w jego najgorszej odsłonie, zaszłam w ciążę po wielu staraniach, zaś zaraz potem straciłam ukochanego i dziecko niemal jednocześnie. Moja psychika nie poradziła sobie z tym wtedy, nie wiem czy i tym razem poradzi sobie z samotnością i rozłąką - gdy tylko wypowiedziałam ostatnie słowo, podszedł do mnie i po prostu mnie przytulił.
Nie wiem czy wzbudziłam w nim współczucie, czy naprawdę mnie rozumiał. Mimo wszystko nie mogłam go stracić. Był jedną z niewielu rzeczy w moim życiu, na jakich mi zależało. Już nie chodziło o same jego lekcje i rozmowy, a po prostu obecność. Gdy był obok czułam się spokojna i wyciszona, był dla mnie kimś tak ważnym, że sama nie potrafiłam tego zrozumieć.
- Idź do domu - odparł spokojnie uwalniając mnie ze swoich objęć, a ja spojrzałam na niego zaszklonymi, zapewne przestraszonymi oczami - No dalej.
- N...nie, dlaczego?
- Bo tak będzie lepiej.
Czułam jak moje serce zaczyna znów walić w ekspresowym tempie. Chwilę temu mnie przytulał, jednak mimo wszystko każe mi odejść. Nie rozumie jak bardzo go potrzebuję? Czułam się pusta w środku, jakby coś ważnego wytargano z mojego wnętrza. Panika jaka we mnie rosła z każdą kolejną myślą, że mogę X więcej nie zobaczyć, była nie do opisania. Zerwałam się z miejsca i wtuliłam w X najmocniej jak potrafiłam.
- Pojadę, pojadę z Tobą gdziekolwiek zechcesz - odparłam czując jak moje łzy wycierają się w materiał na jego piersi - Możemy jechać nawet zaraz.
- Uspokój się - pogłaskał mnie po głowie - Nie o to tutaj chodzi...
- Wiem, ale chcę jechać - spojrzałam w miejsce na masce, gdzie powinny być oczy - Nie robię tego, byś pozwolił mi zostać. Chcę jechać, naprawdę.
- Nie kłam, przed chwilą sama stwierdziłaś, że nie możesz wyjechać bez słowa. Nie będę Cię zmuszać do niczego, bo nie o to tutaj chodzi. Zaproponowałem wyjazd, a Ty nie masz obowiązku się zgadzać.
- Owszem, nie mam takiego obowiązku, ale chcę jechać mimo, iż to wiąże się z okłamaniem kolejny raz Lucasa. Jesteś dla mnie ważniejszy - dopiero po chwili, gdy jego mięśnie się napięły, dopiero zdałam sobie sprawę z tego, co właśnie powiedziałam - Znaczy... Ja chciałam...
- Nie szkodzi - odparł niemal tuż przy moim uchu - Pamiętaj tylko o obietnicy, o trzeciej zasadzie jaką obiecałaś nie złamać, gdy zgodziłem się byś została. One wciąż tutaj obowiązują, Amando.
Trzecia zasada? Wróciłam nagle wspomnieniami do tego dnia, gdy mnie uratował z rąk gwałcicieli. Nagle w mojej głowie rozbrzmiały słowa: "Nie możesz się we mnie zakochać." Poważnie myśli, że przez ten wyjazd mogę złamać tę zasadę? Nie, to niedorzeczne, na pewno nie. Nie mogłabym zakochać się w kimś, kogo twarzy nie jest mi dane zobaczyć. To chyba nie tak działa miłość, prawda?
- Co się z Tobą stało? - poczułam jak łzy zbierają mi się w kącikach oczu - Nie wierzę, że to właśnie powiedziałeś. Nie wierzę, że w taki sposób właśnie o mnie myślisz.
- Nie pomogę Ci Amando z Twoimi problemami, dopóki Ty sama nie zaczniesz zauważać, co w Twoim życiu jest nie tak,
- Dlaczego tak nagle uwziąłeś się na ten temat?
- Bo mam dość tego, że przychodzisz do mnie z rozwaloną twarzą szukając pomocy po ataku psychicznego narzeczonego, a godzinę później całujesz go i zachowujesz się, jakby nic się nie stało.
- Widziałeś nas, prawda? - zaczęłam łączyć fakty z wczorajszego wieczoru, razem z jego słowami - X... Posłuchaj...
- Nie Amando, mam dość narażania siebie i swojej tajemnicy dla kogoś, kto i tak tego nie docenia i ma w dupie co mówię. Nie obchodzi mnie Twoje życie, rób co chcesz bo to nie jest mój interes, ale w takim układzie daj mi święty spokój i nie zabieraj mojego cennego czasu.
- Ja nie wiem co mam robić, przepraszam - poczułam jak pierwsza z łez wydostała się na mój policzek - To nie tak jak myślisz... Ja nie potrafię się uwolnić od tego wszystkiego. Nie masz pojęcia jak to jest mieć stany lękowe, bać się ludzkiego głosu i dotyku. Ludzie, którzy przy Tobie wtedy trwają łączą się z Tobą na zawsze. Ja boję się być sama, nie ukrywam, że to co łączy mnie z Lucasem to tylko przywiązanie i strach, jednak mam prawo się bać. Widziałam ludzkie piekło w jego najgorszej odsłonie, zaszłam w ciążę po wielu staraniach, zaś zaraz potem straciłam ukochanego i dziecko niemal jednocześnie. Moja psychika nie poradziła sobie z tym wtedy, nie wiem czy i tym razem poradzi sobie z samotnością i rozłąką - gdy tylko wypowiedziałam ostatnie słowo, podszedł do mnie i po prostu mnie przytulił.
Nie wiem czy wzbudziłam w nim współczucie, czy naprawdę mnie rozumiał. Mimo wszystko nie mogłam go stracić. Był jedną z niewielu rzeczy w moim życiu, na jakich mi zależało. Już nie chodziło o same jego lekcje i rozmowy, a po prostu obecność. Gdy był obok czułam się spokojna i wyciszona, był dla mnie kimś tak ważnym, że sama nie potrafiłam tego zrozumieć.
- Idź do domu - odparł spokojnie uwalniając mnie ze swoich objęć, a ja spojrzałam na niego zaszklonymi, zapewne przestraszonymi oczami - No dalej.
- N...nie, dlaczego?
- Bo tak będzie lepiej.
Czułam jak moje serce zaczyna znów walić w ekspresowym tempie. Chwilę temu mnie przytulał, jednak mimo wszystko każe mi odejść. Nie rozumie jak bardzo go potrzebuję? Czułam się pusta w środku, jakby coś ważnego wytargano z mojego wnętrza. Panika jaka we mnie rosła z każdą kolejną myślą, że mogę X więcej nie zobaczyć, była nie do opisania. Zerwałam się z miejsca i wtuliłam w X najmocniej jak potrafiłam.
- Pojadę, pojadę z Tobą gdziekolwiek zechcesz - odparłam czując jak moje łzy wycierają się w materiał na jego piersi - Możemy jechać nawet zaraz.
- Uspokój się - pogłaskał mnie po głowie - Nie o to tutaj chodzi...
- Wiem, ale chcę jechać - spojrzałam w miejsce na masce, gdzie powinny być oczy - Nie robię tego, byś pozwolił mi zostać. Chcę jechać, naprawdę.
- Nie kłam, przed chwilą sama stwierdziłaś, że nie możesz wyjechać bez słowa. Nie będę Cię zmuszać do niczego, bo nie o to tutaj chodzi. Zaproponowałem wyjazd, a Ty nie masz obowiązku się zgadzać.
- Owszem, nie mam takiego obowiązku, ale chcę jechać mimo, iż to wiąże się z okłamaniem kolejny raz Lucasa. Jesteś dla mnie ważniejszy - dopiero po chwili, gdy jego mięśnie się napięły, dopiero zdałam sobie sprawę z tego, co właśnie powiedziałam - Znaczy... Ja chciałam...
- Nie szkodzi - odparł niemal tuż przy moim uchu - Pamiętaj tylko o obietnicy, o trzeciej zasadzie jaką obiecałaś nie złamać, gdy zgodziłem się byś została. One wciąż tutaj obowiązują, Amando.
Trzecia zasada? Wróciłam nagle wspomnieniami do tego dnia, gdy mnie uratował z rąk gwałcicieli. Nagle w mojej głowie rozbrzmiały słowa: "Nie możesz się we mnie zakochać." Poważnie myśli, że przez ten wyjazd mogę złamać tę zasadę? Nie, to niedorzeczne, na pewno nie. Nie mogłabym zakochać się w kimś, kogo twarzy nie jest mi dane zobaczyć. To chyba nie tak działa miłość, prawda?
Ludzie myślą, że bratnia dusza to twoje idealne dopasowanie i tego właśnie każdy chce. Jednak prawdziwa bratnia dusza jest lustrem, osobą pokazującą Ci wszystko co cię hamuje, osobą która sprowadza twą uwagę na ciebie, abyś mógł zmienić swe życie. Prawdziwa bratnia dusza jest prawdopodobnie najważniejszą osobą jaką kiedykolwiek spotkasz, ponieważ wyburzy ona twe ściany i plaśnie cię, abyś się przebudził. Celem bratniej duszy jest tobą wstrząsnąć, rozszarpać trochę twoje ego, ukazać Ci twe przeszkody i uzależnienia, złamać Ci serce, aby się otworzyło na wpuszczenie nowego światła, uczynić Cię tak bardzo poza kontrolą, abyś transformował swe życie.
Amanda była dla mnie czymś pomiędzy, sam już nie wiedziałem jak nazwać naszą skomplikowaną relację. Jeszcze niedawno bym określił to wszystko jako relacja nauczyciel - uczennica. W końcu na tym to miało od początku polegać, jednak co się zmieniło? Miałem wrażenie, że zbyt dużo skrajnych emocji zaczyna we mnie wzbudzać ta kobieta. Powinna mi być całkowicie obojętna, jednak tym samym nie potrafiłem się na nią czasem nie gniewać, tak samo jak patrzeć na jej łzy.
Gdy zgodziła się ze mną jechać, poczułem się nieco przyparty do ściany. Widziałem w jej oczach panikę, gdy poprosiłem, aby wyszła z mojego mieszkania. Byłem niemal pewien, że to przez to zmieniła zdanie w sprawie wyjazdu, tylko po to, abym pozwolił jej zostać.
- Posłuchaj... - dopiero zdałem sobie sprawę, że jest wciąż wtulona w moją pierś - Nie wyrzucam Cię na stałe. Po moim powrocie z wyjazdu poinformuję Cię i znów będziesz mogła znaleźć tutaj schronienie. Mimo wszystko uważam, że miałaś rację mówiąc, że okłamanie narzeczonego nie jest rozwiązaniem w tej sytuacji.
- Czego nie zrozumiałeś gdy mówiłam, że nie chodzi o Lucasa, a po prostu chcę wyjechać? - spojrzała na mnie, jakby miała nadzieję zobaczyć kolor tęczówek moich oczu - I przepraszam.
- Za co? - nie kryłem zdziwienia.
- Za to co widziałeś wczorajszej nocy. Jestem Ci wdzięczna za wszystko co dla mnie robisz, ja po prostu się pogubiłam i...
- Wiem - przerwałem jej, na co jeszcze mocniej się do mnie przytuliła, jakby chciała niemal mnie przeniknąć - Nie mam prawa wtrącać się w Twoje życie, sama podejmujesz decyzje.
- Moje decyzje kończą się rozciętą wargą i łukiem brwiowym. Gdyby nie Ty... Nie wiem jakby to wszystko potoczyło się dalej. Nie miałam prawa prosić Cię o pomoc, a potem zachować się tak, jakby nic nigdy się nie stało.
- To bez znaczenia.
- X... Czy Ty... Czy to przez to się upiłeś w nocy? - spojrzała na mnie wyczekująco, a ja nie wiedziałem jak wybrnąć z tej sytuacji.
- Nie, może i byłem wściekły, ale to nie przez to. Nie wypiłem dużo, po prostu zapomniałem o zakazie mieszania leków z alkoholem, dlatego tak źle to wyglądało - skłamałem nie chcąc się tłumaczyć - To chyba ja teraz powinienem Cię przeprosić, że musiałaś mnie takiego oglądać.
- Sam mówiłeś, że nie ma na świecie człowieka, który czasem by nie potrzebował pomocy.
- Owszem - odsunąłem się w końcu od kobiety - Spędziłaś tutaj cały dzień, wróć do domu i odpocznij.
- Dobrze - odparła z rezygnacją w głosie - Co więc z wyjazdem?
- W poniedziałek przyjadę po Ciebie gdy skończysz pracę, jeśli załatwisz urlop pojedziemy następnego dnia rano na samo południe Francji.
- Dziękuję - szepnęła po czym znów nie wiem kiedy przytuliła się do mojego torsu.
Nie była to dla mnie komfortowa sytuacja, gdyż cały czas pozwalałem się jej zbliżać do siebie, mimo iż od początku wyznaczyłem konkretne zasady i granice, a sam fakt, że ja sam zacząłem potrzebować tej bliskości utwierdzał mnie tylko w przekonaniu, że nie może to tak wyglądać.
- No już, koniec bo się jeszcze rozmyślę - odparłem odsuwając się, jednak iskierki w jej oczach mówiły mi wszystko - Wciąż nie czuję się najlepiej, chcę odpocząć. Wróć do domu, starczy atrakcji na dziś, zobaczymy się za dwa dni.
- Dobrze - szepnęła, po czym wspięła się na palce i nim zdążyłem zareagować, złożyła pocałunek na policzku mojej maski - Do zobaczenia - szepnęła niemal tuż przy moim uchu - Niczego od Ciebie nie oczekuję, chcę tylko, abyś mi zaufał.
Po tych słowach ruszyła w kierunku wyjścia, a po chwili usłyszałem trzask zamykanych drzwi. Zrezygnowany zdjąłem maskę i opadłem na kanapę. Schowałem twarz w dłonie, po czym szepnąłem sam do siebie:
- Oczywiście, że Ci ufam. To nie Ty tutaj jesteś problemem... To ja nie ufam sobie.
***
Komentarz = to motywuje!
Komentarz = to motywuje!
~~~~~
"Niektórym ludziom jest pisane się spotkać...
Niezależnie od tego, gdzie się znajdują czy dokąd się wybierają,
któregoś dnia na siebie wpadną.."
-Claudie Gallay
Hej. :)
OdpowiedzUsuńMniej więej właśnie czegoś takiego się spodziewała w wykonaniu X. xD I moim zdaniem ma rację, to tak jakby ona sama się dopraszała o kolejnego strzała w pysk. Ja w ogóle nie rozumiem tych kobiet co to siedza z takimi typami. Przecież to jest jasne jak słońce, że kiedyś je tak ktoś oklepie że się nie pozbierają. No ale cóż. Zawsze jest śpiewka 'ale on już nie będzie'. Gówno prawda.
Tak w ogóle, to pisze tego koma drugi raz od nowa bo coś mi tu sie zrobiło i mi uciekł. :( Poza tym bardzo mi się podobało i czekam na następny. :)
Pozdrawiam.
Hej!
OdpowiedzUsuńOjejku <3 Jak słodko. Amanda w końcu powiedziała, co jej w duszy gra. I w końcu wyjadą razem... mam nadzieję. Dobrze, że się wtedy pojawiła w mieszkaniu X. On nie ma co się na nią złościć... Chciała mu pomóc, tyle. A ten się zachowuje, jakby mu cały świat runął. No bez przesady. Ale muszę przyznać, ma zmienne humorki ;D Raz krzyczy, a raz ją przytula. Hmm... Upomniał ją o trzeciej zasadzie, a najwyraźniej to on szybciej o niej zapomni. Ah, ta niezręczna sytuacja, gdy Amanda domyśliła się powodu jego upicia. Ideolo. Nie można było tego pominąć.
Pozdrawiam, duuużo weny życzę <3
Rozdział bardzo udany. Nie mogę doczekać się już ich wyjazdu i rozwoju wydarzeń. Jestem też niezmiernie ciekawa czy Amandzie uda się przestrzegać 3 zasady, czy może z tej znajomości urodzi się jakieś głębsze uczucie. Pozostaje czekać.
OdpowiedzUsuńA co do anonimowych czytelników to muszę tobie dodać, że zarazłam, jeśli można tak powiedzieć, prawie całą moją klasę twoim opowiadaniem. :) Tak gdzieś około 20 osób.
z niecierpliwością czekamy na następny rozdział.
Powiedz im, że z anonima też mogą komentować! :D
UsuńUwielbiam twojego bloga, tym bardziej że z wszystkich ff o Michaelu jakie czytałam został mi tylko twój blog. Jeden został usunięty, a drugi ni z tego ni z owego stał się prywatny. Mam nadzieję, że ty z nami zostaniesz. Naprawdę, zaglądanie do twojego bloga to bardzo miła forma oderwania od szarej rzeczywistości. Pozdrawiam, życzę miłego dnia :)
OdpowiedzUsuńO mój boziuuuuuu....
OdpowiedzUsuńWgl to hejka!!!
Ja wiedziałam, że o czymś zapomniałam, ale żeby do tego stopnia to już jest po prostu mój szczyt wszystkiego. I wgl nie wiem czemu, ale historia coraz bardziej mi się podoba. Nie wiem jak to jest możliwe, że wciąga mnie jeszcze bardziej niż przy poprzednim rozdziale, ale za każdym razem muszę go rozchodzić, żeby cokolwiek móc później zrobić.
To się porobiło. Komuś radzisz jedno, a sam popełniasz ten błąd, ale cóż no zdarza się. Tylko mam taką nadzieję, że już na tym etapie poprzestaniemy na mieszaniu alko z lekarstwami wszelakiego typu, bo tu nie chcemy najgorszego. Naprawdę nie potrafię rozszyfrować zachowania Michaela. Z jednej strony gruboskórny facet, który nie pozwala nikomu się do siebie zbliżyć, a z drugiej zupełne jego przeciwieństwo.
Czyli Amanda z nim jedzie? Ale czadowo!!! Nie no naprawdę coraz ciekawiej to wygląda. Sam ten wyjazd jest jednym wielkim wydarzeniem w życiu ich obojga, bo przecież Mike musi cały czas pod maską siedzieć.
Już zacieram ręce na kolejną część, bo z tego wszystkiego nie wysiedze znowu xD
Weny ci więc życzę DUŻO i pozdrawiam gorąco ;****