Strony

wtorek, 14 lutego 2017

Rozdział 16 - Więc dalej tańczę sam.


Hejka!
Powyżej jest normalnie moja piosenka z dzieciństwa - ostatnio jakoś tak zabłądziłam
w YouTube'ach i mnie tknęło. 
Przed wami kolejny rozdział, który szedł mi jak krew z nosa xD
Nie wiem co z niego mi wyszło, zostawiam to już do waszej oceny.
Mam nadzieję jednak, że nie leci to wszystko jak flaki z olejem,
ale boję się mocno przyspieszać, aby nie zniszczyć całego sensu tego opowiadania.
To zapraszam o czytania no i jeszcze raz
DZIĘKUJĘ !!! - wszystkim komentującym, ostatnio znów ujawniło się kilka anonimowych czytelników, a ja dostałam kopa do pisania, bo to całkiem inaczej wiedzieć,
że ma się do kogo pisać:)
Zapraszam! <3

~~~~~

   W tym kraju ludzie nie cenią sobie poranka. Budzą się gwałtownie na dzwonek budzika, który druzgoce ich sen jak cios siekiery i od razu stają się niewolnikami żałosnego pośpiechu. Niech mi ktoś powie, cóż może być wart dzień, który zaczyna się od takiego aktu przemocy? Co musi dziać się z ludźmi, którzy co dzień za pośrednictwem budzika doznają miniaturowego elektrowstrząsu? Każdego dnia przyzwyczaja się ich do przemocy, każdego dnia oducza się ich od rozkoszy. 
  Gdy zadzwonił mój budzik bez namysłu wyłączyłam urządzenie, chcąc dać sobie jeszcze chwilę na rozbudzanie po nieprzespanej, ciężkiej nocy. Dźwięki dobiegające z kuchni w końcu jednak zniszczyły moją chęć dalszego snu, tym samym chyba ratując mój tyłek przed spóźnieniem w pracy. Niechętnie podniosłam się z łóżka, po czym otuliłam swoje ciało szlafrokiem i ruszyłam w kierunku pomieszczenia, skąd dobiegały hałasy.
- Już wyjeżdżasz? - spytałam Lucasa, widząc jak dopina swoją walizkę - Mówiłeś, że lot masz popołudniu?
- Dostałem wczoraj wieczorem gdy już spałaś sms'a od szefa. Przełożyli nam lot, za godzinę muszę być na lotnisku.
- Kiedy wracasz?
- Za tydzień, tak jak mówiłem - podszedł do mnie delikatnie mnie obejmując - Na pewno dasz sobie tutaj radę ze wszystkim?
- Oczywiście, nie jestem dzieckiem - posłałam mężczyźnie fałszywy uśmiech - Nie zatrzymuję Cię już, leć bo się spóźnisz na samolot.
- Dzwoń, gdyby coś się działo - mężczyzna pocałował mnie w czoło, po czym zaczął ubierać na siebie kurtkę i buty - Myślałem ostatnio o naszych zaręczynach - wypalił nagle, na co ja szerzej otworzyłam oczy - Nie chcę dłużej czekać.
- Co masz na myśli? - spytałam niepewnie, nie rozumiejąc nic z jego słów.
- Chciałbym wziąć z Tobą ślub jak najszybciej.
- To znaczy?
- Za półtorej miesiąca - odparł podnosząc się do pozycji wyprostowanej, na co ja tylko stałam osłupiała, nie mając pojęcia co powiedzieć - Mój znajomy ma salę do wynajęcia. Zwolnił mu się termin akurat za ponad miesiąc.
- Nie lepiej poczekać do wiosny, lata? Aż będzie cieplej? - na myśl o tak szybkim ślubie poczułam ścisk w żołądku - Nie musimy się z niczym spieszyć.
- Porozmawiamy jak wrócę z Londynu, zgoda? - podszedł do mnie ostatni raz, po czym cmoknął delikatnie w usta i opuścił mieszkanie.
   Stałam jeszcze chwilę w osłupieniu patrząc w drzwi, za którymi niedawno zniknął Lucas. Co mu się stało, że nagle chce tak szybko organizować ten ślub? Nic nie mówił, nic nie wspominał, że myśli chociażby w tym kierunku.
   W końcu otrząsnęłam się i zaczęłam wykonywać poranną rutynę, zdając sobie sprawę, że za niecałą godzinę zaczynam pracę, a dzisiaj tym bardziej nie chciałam się narażać dyrektorowi szkoły, gdyż od niego teraz zależał los mojego wyjazdu z X. Od dawna nie brałam żadnego urlopu, ani nie chorowałam. Nigdy też o nic nie prosiłam mojego szefa, a wykonywałam jedynie swoją pracę, którą zresztą tak bardzo przecież lubiłam. Mimo wszystko dostanie wolnego z dnia na dzień wiedziałam, że nie będzie takie łatwe, ale obiecałam sobie zrobić niemal wszystko, aby móc te kilka dni wyjechać poza Paryż i spędzić u jego boku, starając się kolejny raz zrozumieć jego świat i życie, które tak bardzo mnie fascynowało.


    Chciałbym, żeby mi uwierzyła. Chciałbym, żeby mi zaufała i poznała prawdę o mojej przeszłości. Coś w niej przekonuje mnie, że nie jest taka jak wszyscy Ci ludzie, których spotkałem na swojej drodze, a którzy mnie zawiedli. Mam tylko nadzieję, że się mylę co do niej, ponieważ lubię z nią być. Dzięki niej mam poczucie sensu i celu, a przez ostatni rok chyba naprawdę go nie miałem.
   Wyszedłem z Galerii zakładając na głowę kapelusz, chcąc jak najbardziej się zamaskować. Za pół godziny Amanda miała kończyć zajęcia, a ja zgodnie z obietnicą miałem ją odebrać. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, jutro o tej godzinie będziemy już nad lazurowym wybrzeżem. Sam do końca nie wiem, czy ten wyjazd jest tak dobrym pomysłem, za jaki go miałem na samym początku. Może po prostu chcę przełamać rutynę, jaka teraz gości w moim życiu? Tak, to by było całkiem racjonalne wytłumaczenie.
   Zajechaliśmy pod szkołę Amandy przed czasem. Ruch na ulicach był wyjątkowo niewielki, zaś kiepska pogoda opustoszyła dodatkowo chodniki z ludzi, sprawiając, że cały Paryż zamarł.
- Jestem już! - nie wiem kiedy drzwi od limuzyny się otworzyły, a do środka wparowała Amanda uśmiechając się szeroko - Dostałam to wolne! Jedziemy!
   Wykrzyczała, po czym poczułem jak zarzuca mi ręce na szyję, przytulając się do mnie z rozbiegu. Zaskoczony objąłem ją, dopiero przetwarzając słowa, jakie własnie wypowiedziała. Nagle oderwała się ode mnie pospiesznie, chyba trochę przestraszona, gdyż na jej policzkach pojawił się delikatny rumieniec, zaś wzrok utkwiła w własnych dłoniach.
- Ja... Przepraszam, nie powinnam...
- Nie szkodzi - przerwałam jej uśmiechając się, mimo iż wiedziałem, że nie może tego zobaczyć - Bardzo się cieszę, że udało Ci się to załatwić - zwróciłem się w stronę kierowcy - Matthew, zawieź nas pod dom Panny Black.
- Oczywiście - usłyszałem w odpowiedzi głos mężczyzny, a zaraz potem pojazd ruszył przed siebie.
- Jak było w pracy? - spytałem, gdy kobieta zajęła miejsce obok mnie na skórzanym siedzeniu - Wyglądasz na zmęczoną.
- Ciężki dzień miałam - uniosła delikatnie kąciki ust - Dobrze mi zrobią te wakacje.
- Wciąż jeszcze możesz zmienić zdanie - odparłem słysząc w jej głosie pewny niepokój - Twoja odmowa wyjazdu nic nie zmieni między nami.
- Wciąż myślisz, że zgodziłam się jechać tylko przez tą kłótnię w Galerii Cieni? - spojrzała na mnie niemal przeszywając wzrokiem - Mówiłam Ci już, że jest to moja dobrowolna decyzja, po prostu chcę.
- A co z narzeczonym, co mu powiedziałaś?
- Lucas wyjechał dziś rano. Wróci dopiero za tydzień, więc nie ma się czego obawiać, nie dowie się.
   Nic jej na to nie odpowiedziałem. Dalsza część drogi minęła nam w zupełnej ciszy, oboje pogrążeni we własnych myślach. Czasem wracam do momentów z przeszłości, gdy wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Wrzask fanów, blask fleszy i adrenalina towarzysząca mi na każdym koncercie. Z jednej strony nie miałem życia prywatnego, ale z drugiej strony było to życie, o jakim zawsze marzyłem. Wszystko ma swoją cenę i nic nie dostajemy za darmo. W końcu gdyby to było takie łatwe, każdy z nas mógłby to robić.
- Jesteśmy szefie - odezwał się kierowca, a ja dopiero się zorientowałem, że stoimy w miejscu.
- W takim razie widzimy się jutro, Amando - odparłem do kobiety, która posłała mi swój niepewny uśmiech - Przyjadę po Ciebie o ósmej  rano, może być?
- T... Tak, jasne - spojrzała na mnie wciąż delikatnie się uśmiechając - Może... Może chciałbyś wejść na chwilę? - spytała nagle, na co nie kryłem zdziwienia jej propozycją - Znaczy...
- Chętnie zobaczę jak mieszkasz - przerwałem jej, widząc jej zakłopotanie - A więc chodźmy.
   Wstałem, po czym otworzyłem jej drzwi limuzyny i przepuściłem pierwszą. Ciemność całkiem pokryła już niebo nad Paryżem, tylko lampy oświetlały uliczki dając temu miejscu jak zwykle niepowtarzalny urok.
- Uwielbiam to miasto - odparłem, gdy wchodziliśmy schodami na piętro kamienicy.
- Mnie czasem przytłacza - mruknęła otwierając drzwi do mieszkania - Za dużo turystów, przez to Paryż traci często cały swój urok.
- Dlatego miasto to najpiękniejsze jest właśnie nocą.
- Napijesz się czegoś? - spytała, gdy weszliśmy do kuchni - Kawy... Herbaty?
- Myślę, że przez maskę mógłbym mieć mały problem z piciem czegokolwiek - zaśmiałem się widząc jej zdziwioną, a zaraz potem lekko speszoną minę - Spokojnie, sam czasem o tym zapominam.
- Więc  przez cały okres wyjazdu masz w planach nie jeść, ani nie pić? - uniosła jedną brew spoglądając na mnie niepewnie - Czy przez słomkę może?
- Jakoś sobie z tym wszystkim poradzimy - udałem się wolnym krokiem do salonu, dostrzegając w nim fortepian - A więc to tutaj układasz piosenki?
- Zazwyczaj - nawet nie wiem gdy zjawiła się u mego boku w wejściu do pomieszczenia - Czasem zostaję po godzinach w szkole i tam gram to, co mi aktualnie przyjdzie do głowy.
- W Galerii zawsze się broniłaś przed śpiewaniem swoich utworów.
- A Ty masz coś swojego? - spojrzała na mnie z iskierką w oku - Chciałabym usłyszeć Cię w Twoim własnym utworze.
   Westchnąłem cicho przywołując sobie w głowie setki utworów, jakie miałem okazję śpiewać na fortepianie. Ruszyłem wolnym krokiem do instrumentu, aż w końcu usiadłem odsłaniając klapę przykrywającą klawisze. Nie czekałem długo, aż Amanda zajęła miejsce u mego boku. Znów w mej głosie zrobił się mętlik, gdy próbowałem zdecydować się na jakiś z moich utworów, których nigdy nie wypuściłem na światło dzienne. Wiele razy siadałem w Galerii Cieni i grałem nowe melodie, które razem z słowami pojawiały się w mojej głowie. W końcu pierwsze dźwięki zaczęły wydobywać się spod moich palców, a mój głos rozległ się echem po pomieszczeniu.



Ktoś powiedział, że masz nowego przyjaciela,
Czy on kocha Cię bardziej niż ja?
Nad moim miastem roztacza się czarne niebo,
Wiem gdzie jesteś, on pewnie jest w okolicy.
Tak wiem, że to głupie,
Po prostu muszę sam to zobaczyć.

Jestem w rogu, patrząc jak go całujesz,
Jestem właśnie tutaj, dlaczego mnie nie widzisz?
Daję z siebie wszystko, 
ale to nie ja jestem mężczyzną, którego możesz zabrać do domu,
Więc dalej tańczę sam.

Po prostu będę tańczyć całą noc,
Jestem skołowany, ale jestem poza tym.
Mokasyny i popękane butle,
Kręcę się w koło.
Tak daleko, ale wciąż tak blisko,
Światła świecą dalej, muzyka umiera.
Ale ty mnie nie widzisz stojącego tutaj,
Przyszedłem tylko się pożegnać.

Jestem w rogu, patrząc jak go całujesz,
Jestem właśnie tutaj, dlaczego mnie nie widzisz?
Daję z siebie wszystko, 
ale to nie ja jestem mężczyzną, którego możesz zabrać do domu,
Więc dalej tańczę sam.

   Gdy wypowiedziałem ostatnie słowa, spojrzałem w końcu na Amandę, której oczy były niczym za gęstą mgłą. Nie mam pojęcia czy to łzy tak lśniły w jej oczach, czy tylko mi się zdawało, jednak gdy otwierała już usta by coś powiedzieć, w powietrzu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Oboje spojrzeliśmy w stronę z której dochodził, zapominając chyba całkiem o tym, co przed chwilą jeszcze wisiało między nami.
- To na pewno kurier, pójdę otworzyć - odparła kobieta wstając pospiesznie, jakby się czegoś wystraszyła.
   Utkwiłem wzrok w swoich dłoniach, dopiero zdając sobie sprawę z tego, jaki utwór wybrałem. Już od dawna uświadomiłem sobie, jak bardzo życie przypomina piosenkę. Na początku jest tajemnica, na końcu - potwierdzenie, ale to w środku kryją się wszystkie emocje, dla których cała sprawa staje się warta zachodu. 


  Uciekłam niemal z salonu, nie chcąc aby dojrzał łzy gromadzące się w moich oczach. Jego głos w połączeniu ze słowami piosenki zburzył chyba wszystkie mury, jakie w sobie budowałam przez ostatni czas. Miałam ochotę go przytulić i się po prostu rozpłakać. Od wszelakich myśli jednak uratował mnie dzwonek do drzwi. Przypomniałam sobie jak Lucas mówił o zamówieniu, więc byłam pewna, że to po prostu kurier.
  Poprawiłam przed drzwiami włosy i ostatni raz przetarłam wciąż wilgotne oczy. Gdy drzwi się uchyliły, a w przejściu zobaczyłam rudą, znajomą mi czuprynę, momentalnie zamarłam, nie wiedząc co ze sobą zrobić.
- Niespodzianka! - krzyknęła Clara rzucając mi się na szyję - Lucas już pojechał? Masz wolną chatę? Przyniosłam wino - zaczęła nawijać wchodząc w głąb mieszkania.
- Clara zaczekaj, stój! - zatrzasnęłam drzwi i ruszyłam niemal biegiem za przyjaciółką, jednak widząc jak stoi w progu wejścia do salonu, wiedziałam już co się stało.
   Kobieta stała wpatrując się w X z rozszerzoną buzią i wielkimi oczami, przenosząc wzrok co chwila to na mnie, a to na zamaskowanego mężczyznę. Bałam się reakcji X, że będzie zły na mnie na zaistniałą sytuację. Gdy wstał od pianina podeszłam do niego wymijając przyjaciółkę.
- Poczekaj, ja zaraz...
- Nie szkodzi, powinienem i tak już się zbierać - powiedział o dziwo spokojnym i delikatnym głosem - Jutro tak jak się umawialiśmy, uważaj na siebie i nie pij za dużo - odparł spoglądając w stronę rudowłosej, a raczej zapewne na butelkę wina, jaką trzymała w rękach - Dobranoc.
  Odparł dotykając przelotnie mojego policzka, zaś Clarze skinął jedynie głową w przejściu i po prostu opuścił mieszkanie. Moja przyjaciółka wciąż stała jak słup w tym samym miejscu, wodząc wzrokiem to na mnie, to na drzwi za którymi zniknął przed chwilą X.
- To był on?! - krzyknęła w końcu, gdy zostałyśmy całkiem same - Co on tutaj w ogóle robił?
- Odebrał mnie z pracy, wszedł tylko na chwilę - zacięłam się, nie wiedząc co powiedzieć - Nic nie mówiłaś, że wpadniesz z wizytą.
- A Ty, że będziesz mieć kochanka w domu.
- Co? To nie jest mój kochanek - mruknęłam lekko oburzona, wymijając kobietę i idąc w kierunku kuchni - Chcesz coś do picia?
- Jasne, wino, przecież je mam - zaśmiała się machając mi przed twarzą butelką - Ale teraz nie zmieniaj tematu! Całkiem inaczej go sobie wyobrażałam... Trochę przerażająca ta maska, ale jak na maskę to całkiem przystojna.
- Maska jest przystojna? - nie ukrywałam rozbawienia na mojej twarzy - Nie wyobrażaj sobie znów zbyt wiele.
- No jak to! Przecież to widać, że was coś ciągnie do siebie. Inaczej byś nie latała za gościem z wiecznie wymalowanym uśmiechem na twarzy, dosłownie - usiadła na taborecie, biorąc z miseczki na stole kilka orzeszków ziemnych - Lucas wie? Widział go?
- Oczywiście, że nie. Nawet Ty go nie powinnaś dzisiaj widzieć - skarciłam ją wzrokiem - Obiecałam mu dotrzymać tajemnicy.
- Przecież nic nie widziałam, nic się nie stało. A tak w ogóle... Jutro też się widzicie? Mówił coś gdy wychodził...?
- Jadę z nim na te 4 dni - odparłam widząc jak moja przyjaciółka na te słowa szeroko się uśmiecha - Tylko nie wygadaj się nic przed Lucasem, on nic nie wie.
- Jasna sprawa, ja bym miała coś mówić temu cymbałowi? - wzięła kolejne orzeszki z miseczki - Swoją drogą grzeczni tam bądźcie na tych wakacjach, chociaż za bycie ciocią bym się nie pogniewała.
- Chyba masz trochę błędne myślenie co do nas - przewróciłam oczami - Tyle czasu minęło od śmierci Evan'a... Tyle lat od tego felernego wypadku, a ja nikomu nie oddałam jeszcze swojego ciała, nawet Lucasowi, który jest moim narzeczonym.
- Skoro tyle lat czekasz na kogoś, kto złamie w Tobie tę granicę, to jeśli to nie będzie ten facet w masce, to ja nie wiem na kogo ty masz innego czekać - spojrzała na mnie unosząc delikatnie kąciki ust - Przestań w końcu myśleć Amando i zdaj się na los.
- Los wystarczająco mnie już potraktował - odparłam z lekkim urażeniem w głosie - Poza tym, ten człowiek jedynie mi pomaga, inaczej nie chodziłby w masce cały czas.
- Problem jednak jest w tym, że to właśnie dzięki tej masce jest dla Ciebie taki wyjątkowy - nie spuszczała ze mnie wzroku - Nie zaprzeczaj teraz.
- Skończmy ten temat, proszę - mruknęłam wyciągając z szuflady korkociąg, po czym zabrałam się za otwieranie butelki z winem - Wypijmy w końcu.
- I to rozumiem - Clara od razu uśmiechnęła się szeroko - Więc wypijmy za to, aby X był szyneczką na Twojej kanapce!
- Że co? - spojrzałam na nią jak na wariatkę, podajac przy okazji lampkę z czerwoną zawartością - Jaka kanapka znowu?
- No wiesz, jest szyneczką na Twojej kanapce z masełkiem, nie czaisz?
- Tak Claro, ja Ciebie też kanapka z szynką - zaśmiałam się, po czym stuknęłyśmy się, a dźwięk obijanego szkła wypełnił całe pomieszczenie.
  Jak to powiedział Lennon - kazali wierzyć, że małżeństwo jest koniecznością i że pragnienia 'nie o czasie' muszą być stłumione. Wmówili nam, że piękni i szczupli są bardziej kochani, że ci, którzy uprawiają mało seksu są zacofani, a ci, którzy uprawiają go zbyt wiele nie są wiarygodni. Kazali nam wierzyć, że istnieje tylko jeden przepis na szczęście, taki sam dla wszystkich, i ci, którzy starają się go ominąć, skazani są na marginalizację. Nie powiedziano nam, że ten przepis nie działa, frustruje ludzi, alienuje ich i że istnieją inne alternatywy. Nie powiedzieli nam nawet tego, że nikt nigdy nam tego nie wyjaśni. Każdy z nas odkryje to na własną rękę, a to co ja odkrywałam każdego dnia - coraz bardziej mnie przerażało.

***

Komentarz = to motywuje!

~~~~~

"Istnieją ludzie, z którymi żyć niełatwo, 
ale których opuścić nie sposób"

7 komentarzy:

  1. Czemu tak krótko? :o :( Już nie mogę doczekać się wyjazdu! Czekamyyyy. Dużo weny :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Woooow mam nadzieje że na tym wyjeździe coś mega się wydarzy xd (chyba każdy wie o co mi tutaj chodzi xd). Ogólnie rozdział krótki ale cudowny jak zwykle z resztą:*

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej. :)
    Super, to tak na dzień dobry.:D Kanapka z szyneczką pobiła wszystko. Jeszcze nie słyszałam takiego porównania, naprawdę. xD Boskie. A poza tym już myślałam, że to Lucas z niespodzianką. Ale by były jaja. Swoją drogą to ta jej przyjaciółka nieźle zniosła widok takiego osobnika. Ciekawa jestem co on tam sobie pomyślał. I dam sobie łeb uciąć, że stał pod drzwiami i przynajmniej przez chwilę podsłuchiwał. :D
    No nic, troche krótko, ale fajnie. Czekam na następny i pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej!
    Jeju, nie wierzę. Jak miło mi się wróciło do Mustanga. Moja ulubiona bajka i najpiękniejsza jaką kiedykolwiek oglądałam <3
    Co ten Lucas ma takie humorki? Na ślub mu się wzięło? O nie, nie, kochany... Się zdziwisz jeszcze xD Cieszę się, że Amanda wyjedzie z X. Może coś TAM do niej dotrze. Uroczo, że go zaprosiła. Nie wiem czemu, ale rozwaliło mnie to, że przez maskę nie da rady pić. Ogolnie przez większość rozdziału się dziwnie śmiałam, ale pomijam ten fakt xD Gdy Amanda otworzyła drzwi, już się wystraszyłam, że to Lucas. W sumie mogło by być ciekawie. Jakieś pobicie się czy cuś? Zakładam, że parę niemiłych słów też by padło. Jak to zawsze ja- dramaaat. Clara jakoś przeżyła spotkanie z nim. Ciekawe jak teraz Michael na to zareaguje. No chyba nie będzie krzyczeć... Nie przed wyjazdem. Tylko Clara czaji o co tu halo. Brawo! Jedyna dobrze-widząca osoba. Do tej kobiety nawet nie dociera znaczenie reakcji, jaką wywołała u niej ta piosenka... Toż to szczyt!
    Pozdrawiam i dużo weny życzę <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział jak zwykle świetny, szkoda tylko ,że taki krótki. Miałam nadzieję ,że Amanda odejdzie wreszcie od Lucasa, a tu on zaczyna planować ślub. Się porobiło. Nie mogę doczekać się momentu, gdy Amanda zrozumie co czuje tak naprawdę do X i gdy Michael przyzna się przed samym sobą do tego co czuje do Amandy. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej. Na twoje opowiadanie trafiłam dopiero dziś. Bardzo mi się podoba to jak piszesz. Szczerze to dawno nie czytałam tak dobrego opowiadania :) Film również oglądałam, bardzo mi się podobał. Fanką Michaela jestem od nie dawna, bo pół roku. Jeśli chodzi o samo opowiadanie, to jest bardzo orginalne (tak jak lubię), jeszcze nie natrafiłam na takiego typu opowiadanie o Mike'u.
    Oczywiście, nie mogę się doczekać, co się stanie na wyjeździe i kiedy do tych ich możdżków dotrze co do siebie czują ;) Czekam na następny rozdział (z natury jestem niecierpliwą duszyczką xD) Życzę weny i pozdrowionka :3
    ~Siwa (tak będę się podpisywać pod kolejnymi rozdziałami)

    OdpowiedzUsuń
  7. Co to za prześwietna piosenka??? Ciary. Ciary i jeszcze raz ciary! :D Tak BTW. To alkoholicy. Wiecznie piją wino ;D

    Świetny rozdział ❤❤

    OdpowiedzUsuń