Strony

poniedziałek, 20 marca 2017

Rozdział 20 - A może jest on właściwą osobą, tylko chwila nie była właściwa?


Jestem misiaki! <3
Wena wróciła trochę bo w sumie czekałam już poniekąd na ten rozdział
(po przeczytaniu zrozumiecie o co mi chodzi xD).
A że późno się pojawił to po prostu brak czasu - dokumenty wizowe do Stanów, szkoła, stajnia i ogólnie życie prywatne.
Ogólnie boje się, że akcja czy nie za szybko się znów dzieje (opisywanie każdego dnia od rana do wieczora, godzina po godzinie by było bez sensu i flaki z olejem), pisze tak bo mam wrażenie, że ten ich wyjazd razem za szybko rozegrałam trochę i w sumie nie do końca tak jak chciałam, ale może i lepiej wyszło.
Ogólnie O DZIWO jestem zadowolona z rozdziału - i chyba dłuższy jakiś wyszedł :D
No nic zapraszam na nexta i do oceny!<333

~~~~~

  Jak to napisał kiedyś Federico Moccia, człowiek do wszystkiego jest w stanie przywyknąć. Wytrzymuje ból, zrywa kontakt, zaczyna, zapomina, zdarza mu się zaprzepaścić największe namiętności. Ale czasami wystarczy byle głupstwo, by się przekonać, że te drzwi tak naprawdę nigdy nie zostały zamknięte na klucz.
    Pakowałem swoje rzeczy do torby, widząc już przez okno limuzynę czekającą na nas pod domem. Wczorajszy rejs zakończył się wepchnięciem mnie przez Amandę prosto do morza. Mimo iż byliśmy na lazurowym wybrzeżu, w listopadzie nawet tutaj pogoda o tej porze jest zimna i mroźna. Gdy wylądowałem w wodze Amanda dopiero zdała sobie sprawę, co mogła zrobić. Na szczęście moja maska oraz peruka są zawsze mocno zabezpieczone.
- Gotowa? - stanąłem oparty o framugę w sypialni kobiety, która domykała swoją walizkę - Samochód już czeka.
- Nie możemy zostać jeszcze chociaż dwa dni?
- Wiesz, że umówiłem nas dzisiaj na spotkanie w szpitalu z Panem Richardem - na te słowa uniosła delikatnie kąciki ust - Jeśli nie będziesz miała mnie jeszcze dość, obiecuję zabrać Cię kiedyś jeszcze w to miejsce, tylko latem, nie chcę znów wylądować w wodzie zimą.
- Ej, zasłużyłeś sobie - spojrzała na mnie triumfalnie - Osądziłeś mnie o coś, czego nie zrobiłam.
- Nie zrobiłaś? Proszę Cię... Całą noc czułem Twoją rękę na moim tyłku. Pewnie nawet się odcisnęła, albo odparzenie zrobiło. Chcesz sprawdzić?
- Świnia! - krzyknęła śmiejąc się i rzucając jednocześnie we mnie poduszką - Ale i tak będę tęsknić za Twoją pobudką o 6 rano i spacerami.
- Żaden problem, mój nakaz byś wyprowadzała siebie codziennie rano na spacer dotyczył nie tylko wyjazdu. Mogę rano o piątej czekać na Ciebie i zabierać w jakieś mniej zatłoczone miejsca w Paryżu.
- Piątej? X... Ja mam w tygodniu pracę, no i Lucas... - na jego imię spiąłem mięśnie, mając nadzieję, że Amanda nie zauważyła mojej reakcji - Będzie zadawał pytania...
- Jasne, rozumiem - odparłem krótko, chyba bardziej szorstkim tonem niż planowałem - Zbieraj się, kierowca czeka.
  Opuściłem pomieszczenie próbując złapać oddech. Byłem zły wiedząc, że ten człowiek katuje i poniża Amandę, a ja nie mogłem z tym nic zrobić. Był to chyba jeden z niewielu tematów, w których nie słuchała mojego zdania i opinii. Zasługiwała na kogoś lepszego, na lepsze życie i szacunek. Nie mogłem zmuszać jej do zmiany decyzji, nie mogłem wtrącać się w jej życie, skoro tak bardzo broniłem przed nią jednocześnie swojego. Jeśli więc nie mogłem nic zrobić, nie chciałem przynajmniej na to patrzeć.


   Moja babcia często powtarzała mi: Nigdy nie mów mężczyźnie wszystkiego, dziecko - on i tak tego nie doceni, a będzie chciał więcej i więcej - i to ty będziesz zawsze tą złą. Gdy dasz mu wszystko, co ci zostanie? Musisz mieć swój kawałek siebie, jakiś mały sekret, choćby dotyczył tylko tego, jaką marmoladę lubisz najbardziej. Bo kiedy będzie naprawdę źle, będziesz mogła schować się z tą marmoladą i w jej smaku odnaleźć lekarstwo na twoje łzy.
  Ja byłam osobą, która nie lubiła się otwierać przed nikim. Było w moim życiu tylko kilka takich osób, które znały mnie i moją bolesną przeszłość, a wśród nich był właśnie X. Ktoś by powiedział, że to zabawne, przecież nie znam tego człowieka. Nie wiem jak wygląda, nie znam jego prawdziwego imienia, nie wiem jakiego koloru są jego oczy, ile ma lat, jak nazywają się jego rodzice, skąd pochodzi, gdzie się urodził, gdzie pracował - a mimo to mu ufałam. Być może własnie dlatego potrafiłam się przed nim otworzyć - nie znając go nie mógł mnie zranić, a mnie łatwiej było otworzyć się przy kimś obcym, kto nie znaczył dla nic poza przypadkowo spotkaną osobą. Jednak zmieniło się - mimo iż dalej odpowiedź na moje pytania była tajemnicą, czułam, że go znam. Znałam jego najprawdziwsze oblicze, bo nie musiałam patrzeć oczami, by je dostrzec. Nie chciałam już nawet poznawać prawdy - ta tajemnica była tak nieodłącznym już elementem, że to wszystko bez niej mogłoby zniknąć.
- O czym tak myślisz? - spytał nagle X, przerywając panującą w limuzynie ciszę.
- O niczym ważnym - uniosłam delikatnie kąciki ust - Czasem tak myślę o tym wszystkim, o nas.
- O nas? - spytał wyraźnie zdziwiony, a ja automatycznie ugryzłam się w język.
- Znaczy... Po prostu o tym jak wiele się zmieniło od naszego spotkania.
- Zasady ustanowione na samym początku ciągle obowiązują - odparł dość poważnym tonem, na co ja spuściłam lekko wzrok - Jednak mimo wszystko nie ukrywam, że na początku gdybyś poprosiła, abym spał z Tobą bo masz zły sen, to pewnie bym Cię usadowił co najwyżej na wycieraczce.
- Jesteś wredny - mruknęłam wywracając oczami, niemal pewna, że się teraz uśmiecha - Daleko jeszcze?
- Jakieś sto kilometrów - odparł rozsiadając się wygodniej na skórzanej kanapie - Jeśli nie będzie w Paryżu korków, powinniśmy być w szpitalu po północy.
- Nie boisz się, że coś pójdzie nie tak? Ktoś Cię zauważy?
- Mój przyjaciel zadbał o wszystko. Całe piętro będzie zamknięte na te pół godziny.
- Jak Ci się udało to załatwić? - nie kryłam zdziwienia - I... I dlaczego to robisz?
- Mówiłaś, że zależy Ci abym go poznał, i że jemu zależy, aby poznać mnie - czułam na sobie jego wzrok - Planowałem to już od dawna, no i w końcu nadarzyła się okazja.
- Dziękuję - odparłam uśmiechając się niepewnie - Za wszystko co dla mnie robisz.
- Ty to dziękowanie i przepraszanie mnie za wszystko to już chyba jako tradycję masz, co?
- Po prostu chyba jeszcze nikt nigdy nie zrobił dla mnie tyle, nie oczekując niczego w zamian - spojrzałam na niego, jakbym miała nadzieję w końcu zobaczyć tęczówki jego oczu - To śmieszne... Jesteś jedną z najważniejszych osób w moim życiu, a ja nie wiem o Tobie prawie nic.
- A co byś chciała wiedzieć?
- A co mogę? - spytałam niepewnie, bojąc się wejść znów na jego grząski grunt - Nie wiem na ile mi ufasz, nie mam pojęcia jak ważna jest Twoja tajemnica.
- Myślisz, że okłamywałbym wszystkich wokół gdyby chodziło o głupotę?
- Nie wiem kogo okłamujesz ani z jakiego powodu, nie twierdze nawet, że chcę znać prawdę bo tak nie jest, boli mnie tylko ta bariera.
- Czego ode mnie oczekujesz, Amando? - spytał, a ja czułam na sobie jego palące spojrzenie.
   Oto i było pytanie: czego chciałam? Chyba sama nie do końca znałam na nie odpowiedź. To wszystko wydawało mi się być tak skomplikowane, że przestałam już analizować wszystko co się działo między nami. Nie próbowałam już sobie niczego tłumaczyć - po prostu się działo.
- Obecności - odparłam w końcu podnosząc na niego wzroku - Chcę tylko, żebyś był.
- Nie mogę Ci tego obiecać.
- Wiem - spojrzałam znów na swoje buty cicho wzdychając - Wiem, że ludzie odchodzą, chyba już się nawet z tym pogodziłam.
   Niemal czułam, jak chce coś dodać, jednak ostatecznie zdecydował się milczeć, a ja mu byłam za to niezmiernie wdzięczna. X potrafił mnie pouczać, ale potrafił też milczeć jak nikt inny. Wiedział, kiedy potrzebna była cisza i szanował ją tak samo, jak swoje nauki. Był po prostu inny, w każdym pozytywnym tego  słowa znaczeniu.


   Zatłoczone ulice Paryża sprawiły, że do szpitala dojechaliśmy dopiero około pierwszej w nocy. Noc była mroźna, jednak wyjątkowo bezchmurna i gwieździsta. Budynek szpitalny o tej porze był ponuro cichy i pusty, nawet lampy wydawały się dawać światło gorszej jakości, nadając temu miejscu klimat niczym z horroru.
- Proszę tędy - nagle obok nas zjawił się jakiś lekarz, którego widziałam na oczy pierwszy raz w życiu - Pojedziemy windą pracowniczą, aby uniknąć niespodzianek. Korytarz od dziesięciu minut jest zamknięty, więc nie musicie się o nic martwić, Frank mówił mi, że zależy Panu na  prywatności.
- Owszem, dziękuję bardzo - odparł X, gdy drzwi windy za nami się już zamknęły - Nie będziemy tutaj długo.
- Mam nadzieję, Pan Richard normalnie śpi o tej porze, ale ostatnio nie czuł się najlepiej i w nocy robimy mu dodatkowe pomiary między innymi cukru. Miał ostatni piętnaście minut temu, więc jeśli uda się wam to zdążycie, nim na nowo zaśnie.
- Pogorszone wyniki? - od razu podchwyciłam temat - Co się znów z nim dzieje?
- Niestety, nie mogę udzielać Pani takich informacji. Nie jest Pani nikim z rodziny.
- Jestem jedyną osobą jaką ma - odparłam oburzona, czując jak X łapie mnie lekko za rękę i ściska, dając znak bym odpuściła - Nikt poza mną go nie odwiedza. To niewidomy, starszy człowiek, nikogo on nie obchodzi poza mną. 
- Rozumiem Pani sytuację, jednak obowiązują mnie pewne przepisy, których nie mogę złamać. Wystarczy, że robię to już teraz wpuszczając was o tej godzinie na wizytę.
   Zacisnęłam usta w wąską linię powstrzymując się od wyrzucenia temu lekarzowi co o nim myślę. Gdy w końcu znaleźliśmy się przy odpowiednim korytarzu od razu przyspieszyłam kroku, idąc w stronę sali, gdzie leżał Pan Richard.
- Znowu jakieś badania? Dacie mi wreszcie pospać? - usłyszałam jego głos, gdy tylko uchyliłam drzwi do jego sali.
- To ja Proszę Pana - odparłam uśmiechając się sama do siebie, aż w końcu na mój głos i on uniósł kąciki ust - Przepraszam, że o tej porze...
- Amanda? Dziecko, a co Ty tutaj robisz sama w środku nocy? Pielęgniarka mówiła mi, że jest zaraz druga w nocy.
- Owszem, jednak chciałam, aby Pan kogoś poznał i wymagało to wizyty o tej właśnie porze - odparłam odwracając się w stronę wejścia, gdzie w drzwiach stał oparty o framugę X, przyglądając się nam zapewne z uwagą - Pamięta Pan mężczyznę, o którego tyle Pan mnie pytał, a ja z pewnych względów nie znałam odpowiedzi, lub nie mogłam ich udzielić? Może Pan je teraz zadać osobiście.
- Jest tu? - na to pytanie X ruszył z miejsca podchodząc powoli do nas, zatrzymując się tuż przy łóżku starca - Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że zgodziłeś się tu przyjść.
- Amanda mówiła mi, że chce mnie Pan poznać - odparł tym swoim aksamitnym głosem - Zresztą tyle o Panu sama mówiła, że w końcu i ja stwierdziłem, że chcę poznać tego człowieka, o którym słyszę tyle dobrego.
- Co dobrego można powiedzieć o ślepym starcu? - zaśmiał się, marszcząc przy tym swój i tak już pomarszczony nosek - Nie wiem kim jesteś, jednak dziękuję Ci, że pomagasz mojej kochanej Amandzie i troszczysz się o nią. To jest dobra dziewczyna, bardzo dobra. 
- Ja... Może wyjdę lepiej - odparlam posyłając X słaby uśmiech, po czym wyszłam z sali na korytarz, chcąc dać im chwilę na rozmowę, którą wiedziałam, że Pan Richard bardzo długo czekał.
   Cisza obijała się echem i mimo iż nie podsłuchiwałam, dobiegały do mnie ich głosy ze środka sali. Stanęłam przy ścianie opierając się o nią i czując jednocześnie jak zmęczenie ogarnia moje ciało.
- Amandzie bardzo zależy na Pana zdrowiu - usłyszałam głos mojego towarzysza - Jeśli coś się dzieje, ona cierpi razem z Panem.
- Wiem, jednak ani ja, ani lekarze nie możemy nic niż z tym zrobić - poczułam, jak do moich oczu napływają łzy - Dlatego proszę, abyś dbał o nią tak jak do tej pory. Ona się nie przyzna, ale czuję, że bardzo jej na Tobie zależy. Ta dziewczyna dużo przeszła, potrzebuje takiego oparcia.
- Myślę, że nie jestem najlepszą osobą na opiekuna. 
- Zacytuję Ci pewien fragment: Jesteś odpowiedzialny za to, co oswoiłeś.
- Mały Książę - zgadł od razu - Jednak nie bardzo rozumiem co Pan ma na myśli?
- Zaufała Ci, pozwoliła wejść do swojego życia i dzielić czas razem z Tobą, oddała Ci wszystko z nadzieją, że się tym zaopiekujesz. Nie zmarnuj tego.
- Chyba trochę mnie Pan przecenia - zaśmiał się - Nie jestem kimś, kogo Pan sobie wyobraża.
- Wiem mój drogi, że łączy was coś innego. Amanda mówiła mi, że nawet nie zna koloru Twoich oczu. Nie wiem, ile od tamtej pory się zmieniło, ale to nie jest ważne. Nie musisz być nikim innym, nie musisz dawać jej nic ponad to, co możesz i jesteś w stanie. 
  Kolejnych słów nie byłam w stanie usłyszeć przez hałas dobiegający z sali obok. Zrezygnowana usiadłam na ławce na korytarzu, aż w końcu słysząc śmiech Pana Richarda ruszyłam w stronę sali i stanęłam w drzwiach spoglądając na nich
- Chyba na nas już czas. Proszę odpoczywać i wybaczyć wtargnięcie o tej porze. Niestety ze względu na moją sytuację nie mogłem zrobić inaczej.
- Rozumiem i cieszę się, że mogłem w końcu Cię poznać. Mogę... Mogę mieć jedną prośbę do Ciebie?
- Oczywiście.
- Zaopiekuj się nią, jeśli mnie zabraknie. Możesz mi to obiecać? - głos starca był niczym prośba o darowanie życia. Przez dłuższą chwilę panowała cisza, aż w końcu usłyszałam słowa X:
- Zrobię co w mojej mocy.
   Po odpowiedzi wyszedł z sali niemal wpadając na mnie w wejściu.
- Idź się pożegnać, pora wracać do domu - i bez słowa ruszył w kierunku windy.
  Zdziwiona nieco jego zachowaniem weszłam do Pana Richarda, gdzie pożegnałam się z mężczyzną, po czym nakryłam mocniej kołdrą, na koniec spoglądając w wyjściu ostatni raz jak zamyka oczy i odpływa do krainy snów. Uniosłam lekko kąciki ust i udałam się za śladem X, który zapewne czekał na mnie już na samym dole.
   Byłam szczęśliwa, że udało mi się spełnić prośbę Pana Richarda i mógł spotkać się z X osobiście. W zasadzie nie wiem nawet do końca, dlaczego tak naprawdę mu na tym zależało, jednak wiem, że było to dla niego ważne, a mnie to w zupełności wystarczyło.
- Wszystko dobrze? - usłyszałam jego głos, gdy drzwi od limuzyny się za mną zatrzasnęły.
- Tak, jasne - uśmiechnęłam się słabo - Gdzie jedziemy teraz?
- Jest środek nocy, zresztą widzę, że jesteś już zmęczona. Odwieziemy Cię do domu.
- Lucas wraca dopiero pod koniec tygodnia - odparłam, zakładając kosmyk włosów za ucho - Nie chcę siedzieć te wszystkie dni sama w domu. Mogłabym dzisiaj zostać jeszcze w Galerii?
- To nie jest chyba najlepszy pomysł - odparł odwracając głowę, a ja zdałam sobie sprawę, że chyba znów poprosiłam go o zbyt wiele - Zobaczymy się za dwa dni.
- Jasne - mruknęłam tylko cicho, wtulając się w skórzane oparcie siedzenia - Rozumiem, przepraszam... Nie powinnam była w ogóle o to pytać.
- Nie chodzi o to... Myślę, że nie powinniśmy się widywać tak często.
- Chodziło mi tylko o jutrzejszy dzień, nie chcę być wtedy sama - odparłam spuszczając wzrok na swoje dłonie, które na myśl o tej dacie w kalendarzu zaczęły lekko drżeć.
- A cóż to za dzień jest jutro, że tak go nie cierpisz?
- Moje urodziny - odparłam spoglądając w miejsce na masce, gdzie powinny być oczy.
- Co w tym złego? Chyba raczej powinnaś świętować, czyż nie?
- Poza urodzinami jest to również rocznica śmierci Evan'a oraz mojego nienarodzonego dziecka - odparłam z łzami w oczach - Zginęli w dzień moich urodzin. Od tamtej pory nigdy nie świętowałam już, a ta data jest jedną z najgorszych w kalendarzu.
- Przykro mi, nie wiedziałem - odparł delikatnie dotykając mojego ramienia, na co ja wtuliłam się nagle w jego klatkę piersiową, próbując jednocześnie uspokoić oddech - Mogłaś od razu podać powód, czemu chcesz zostać dzisiaj ze mną.
- Nie chcę litości.
- A kto tutaj mówi o litości? - zaśmiał się, po czym wydał polecenie kierowcy, aby jechał prosto do Galerii Cieni.
   Reszta drogi minęła w całkowitej ciszy. Cały czas siedziałam wtulona w ramię X, który od czasu do czasu gładził mnie po głowie niczym troskliwy ojciec. Potrzebowałam chyba takiego momentu, gdy po prostu czułam się bezpieczna. Wiedziałam, że mam kogoś kto mnie rozumie i nie odtrąca, chce pomóc i być przy mnie, bo ja tego teraz potrzebuję.
- Jesteśmy - szepnął do mojego ucha, a ja otworzyłam oczy, które ze zmęczenia zaczęły mi się zamykać - Jest po trzeciej, pora chyba w końcu się wyspać.
- Ale bez budzenia o siódmej rano z powodu spaceru? - spojrzałam na niego uśmiechając się.
- Zastanowię się - odparł zadziornie, po czym wstał i podał mi rękę - Chodź, chcę Ci coś jeszcze pokazać.
   Po wejściu do Galerii czułam się lepiej niż we własnym domu. To miejsce miało w sobie pewien rodzaj magii, jakiej nie potrafiłam opisać w żaden sposób. Ten klimat panujący w każdym pomieszczeniu wypełniał człowieka w całości, tak samo jak zapach drewna całe płuca, docierając niemal do serca.
- Kiedyś pokazał mi to przyjaciel, dziś ja pokażę to Tobie - odparł nagle X, podchodząc do mnie z dużym słoikiem, który postawił obok gabloty z różnymi rzeczami - Uznajmy, że to jest Twoje życie.
- Słoik? - zaśmiałam się - No wiesz....
- To metafora - również się zaśmiał, po czym wyciągnął z szuflady piłeczki do golfa i zaczął je wrzucać po kolei do słoika - Powiedz mi Amando, czy ten słoik jest pełen?
- No, tak - odparłam widząc, że żadna już piłeczka by się nie zmieściła do środka - O co chodzi?
- Poczekaj - odparł, po czym wyjął foliowy woreczek, w którym miał pełno małych, białych kamyczków ozdobnych do doniczek - A czy teraz jest pełen? - spytał, gdy dosypał je do słoika, a kamyczki opadły na dół piłeczek, wypełniając wszystkie szczeliny.
- Jest pełen - odparłam pewnie, na co X wyjął inny słoiczek w którym był piasek, po czym znów dosypał zawartość do pierwszego, a piach wypełnił szczeliny między piłkami i kamykami - Teraz na pewno jest pełne - odparłam uśmiechając się.
- Jesteś pewna? - spytał, po czym odkręcił stojącą obok butelkę wody i wypełnił nią słoik doszczętnie - Widzisz Amando, ten słoik przedstawia całe Twoje życie. Piłeczki golfowe to najważniejsze rzeczy i osoby w Twoim życiu: jak rodzina, w tym Evan oraz dziecko, to Twoi przyjaciele i wszyscy, których kochasz, zdrowie oraz pasje. Kamyki zaś to inne ważne rzeczy jak dom, praca, pieniądze czy samochód.
- A piasek... No i woda? - spytałam zaintrygowana podchodząc bliżej X oraz słoika - Co oznaczają?
- Piach to wszystkie inne mniej ważne rzeczy, zaś woda pokazuje, że mając to co w życiu najważniejsze jesteś w stanie osiągnąć jeszcze więcej. Zwróć uwagę, że jeśli pozwolisz sobie wsypać najpierw piach i wodę do słoika, nie będziesz miała miejsca na piłeczki czy kamyki. Zapchasz swoje życie pierdołami, zaś to co istotnie Ci umknie tak jak teraz. Zadbaj o swoje szczęście, cała reszta jak widać i tak jest tylko piaskiem.
- Dziękuję - odparłam robiąc kolejny krok w jego stronę i przytulając się mocno do jego klatki piersiowej - Za wszystko co dla mnie robisz.
- Mówiłem Ci już, że za takie rzeczy się nie dziękuje - odparł gdy odsunęłam się od niego w końcu, po czym spojrzałam na maskę - Dlaczego tak mi się przyglądasz?
- Czasem się zastanawiam kim jest jedna z najważniejszych dla mnie osób  - zaczęłam, kładąc dłonie na masce, na co X szybko zareagował łapiąc moje nadgarstki - Przecież wiesz, że nigdy bym Ci jej nie zdjęła...
- Wiem, jednak widzę jak Cię to boli - odparł opuszczając delikatnie moje dłonie - Pod tą maską jest człowiek, ale uwierz mi, że to nie jestem ja. Gdy to zrobię, zobaczysz człowieka, który nie jest tym, kim będziesz myślała, że jest. To tylko skóra, krew i kości. Prawdziwy ja jestem tutaj i nic tego nie zmieni.
  Po tych słowach otarłam zły, jakie nagromadziły się w moich oczach i sama nie wiem czemu to zrobiłam - ale stanęłam na palcach i po prostu objęłam go poniżej maski i pocałowałam. Pocałowałam sztuczny materiał, jakim była pokryta jego twarz, ale mimo to poczułam ciepło jakiego nie czułam od wielu lat. Nie wiem nawet co wtedy myślałam, czy robiłam to dla siebie, czy chciałam pokazać mu jak ważny jest dla mnie i jak bardzo mi zależy. Jednak dopiero gdy odsunęłam się, zrozumiałam co właśnie się stało, co właśnie zrobiłam i jaką bezmyślnością było to z mojej strony.
- X... Ja...
- Wyjdź - przerwał mi nie dając powiedzieć nawet słowa więcej - Po prostu wyjdź.
- Posłuchaj... To nie tak...
- Do jasnej cholery nie słyszałaś co powiedziałem?! - krzyknął strącając z rozmachem słoik, który runął na podłogę rozbijając się na tysiące kawałeczków, a piłeczki, kamyki i cała pozostała jego zawartość rozsypała się na podłodze - Nie chcę słuchać co masz do powiedzenia, nie chcę Cię nawet oglądać.
- Przepraszam, nie to miałam na...
- Złamałaś zasady po raz kolejny - odparł tonem, który sprawił, że na moim ciele pojawiły się ciarki, a z oczu popłynęły pierwsze łzy - Od początku Ci powtarzałem, ale Ty nie słuchałaś. Tym razem to ja nie chcę słuchać.
- Daj mi chociaż wyjaśnić - spojrzałam na niego z nadzieją, jednak jego kolejny wybuch sprawił, że cofnęłam się o krok.
- Masz stąd wyjść i nigdy, przenigdy nie wracać. Drzwi tego domu nie są już dla Ciebie otwarte, masz wrócić do swojego życia i zniknąć z mojego raz na zawsze.
- Dlaczego nie pozwolisz mi...
- Wynoś się! - warknął znów mi przerywając, na co tym razem przerażona niemal wybiegłam z mieszkania zanosząc się płaczem.
   Biegłam ulicami Paryża, co chwila potykając się o własne nogi. W końcu zdając sobie sprawę, że jestem już niemal przy wieży Eiffla opadłam na trawę, kolejny raz pozwalając łzom wydostać się na powierzchnię.
   Nie mogłam go winić, gdyż to ja zrobiłam coś, na co on nigdy nie wyraził zgody. Nie wiem co do niego czuję, nie mam pojęcia jak to nazwać, ale w tamtym momencie po prostu chciałam go pocałować. Być może właśnie po to, aby sprawdzić co chce mi powiedzieć moje własne serce. Mimo iż nie mogłam poczuć ciepła jego warg, chciałam po prostu być blisko i pocałować go takim, jakiego go znałam i ufałam. Pogrążona w własnym impulsie nie przemyślałam tego, jak bardzo może to zmienić cały obrót sprawy. Szanowałam jego decyzję, jednak to nie oznaczało, że ona mnie nie bolała. Moje serce pękało na setki części, krzycząc, płacząc i tupiąc nogami. Wszystko chciało cofnąć czas, jednak nie miałam pewności, czy aby powtórzyć to co zrobiłam, czy aby uniknąć tego poniżenia i straty w jego oczach.
   Wieża Eiffla migotała niczym księżniczka oświetlając miasto zakochanych. Podobno w Paryżu zaczynają się, ale i również kończą najszczersze i najprawdziwsze miłości. To miasto cudów, magii i niekończącej się energii, która potrafiła mocno leczyć, jak i ranić. To z Paryża przychodziły gorsety, rękawiczki oraz romanse; z finezji perfum, pudru, koronek przygotowywały historie, wobec których wszelka inna rzeczywistość nie nad Sekwaną, stawała się mdła i pospolita, jak odór kiepskiej kuchni. Ile to marzeń Paryż pochłonął, sam nie wiedząc o tym – marzeń, snów, które leciały do niego ze wszystkich końców świata.
  Tak i teraz Paryż pochłaniał moje marzenia o pięknej i czystej miłości, rodzinie o jakiej marzyłam, ciepłym zakątku i oczach, które okażą się być dla mnie stworzone - a jednak to Paryska magia pchnęła mnie w ramiona niewłaściwego człowieka. A może jest on właściwą osobą, tylko chwila nie była właściwa? Nie boli mnie najbardziej samo rozstanie, bo tak to już jest, że ludzie odchodzą. Najbardziej zawsze boli sama przyczyna i sposób, w jaki ten ktoś odszedł.

***

Komentarz = to motywuje!

~~~~~

“Teraz po prostu się boję, że mnie znowu będzie bolało.”
~ Igancy Karpowicz

7 komentarzy:

  1. Hej!
    Czy to już kolejny raz tak tutaj siedzę? Zaczynam się o siebie martwić... xD
    Nie no, coś mi się w niefajnym miejscu skończyło, ale nawet się nie obrażę :D Kiedy zobaczyłam gifa, już wiedziałam, że będzie się działo B) Zaczynając od początku: W ogóle cała ta rozmowa z panem Richardem powinna coś zmienić, ale nieee... Bo przecież po co? Ten człowiek wie co mówi. Nie bez powodu chciał poznać X. Niby rozmowa taka inteligenta, ale gdyby Michael posłuchał sam siebie, a nie patrzył na to co trzeba, należy czy nawet już musi, to wyszło by inaczej. Raz rozbijasz szybę ze złości, bo Amanda świetnie bawi się z Lucasem, a teraz, gdy już wszystko do ciebie powinno dotrzeć to nie. Trzeba krzyknąć, wywalić na zbity pysk, a potem żałować, a w tym momencie co? ;D Amnada wyjdzie za mąż i tyle. I co zrobisz? No nic nie zrobisz... Chociaż można by wybrać nieco romantyczniejszą wersję, to wygrałaby ta akcja. Naprawdę. Moja wyobraźnia pracuje na najwyższych obrotach. Ehhh... Czuje się spełniona, już mogą do siebie wrócić.
    Wygadałam się. Dużo weny życzę, bo następny rozdział zapowiada się ciekawie i bardzo smutnie, pełen rozmyśleń. Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej :)
    Powiem tak... nie wiem co powiedzieć xD W sumie to chyba logiczne, że tak zareagował, ale w sumie to ja nie wiem. ;D Od razu milion pomysłów na minutę co tu będzie się działo dalej! No naprawdę, ale nawet nie umiem sobie tego do końca wyobrazić. Ale w sumie czego on się spodziewał? :D Mogłabym teraz tu na niego srać do woli ale to nie ma sensu, tak mi się wydaje, trzeba czekać na ciąg dalszy i oby dorównywał długością temu co mamy teraz. xD
    Więc życzę weny i pozdrawiam serdecznie. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Właściwie to trafiłam tu przypadkowo ale zostanę na dłużej ❤ Mega mi się spodobał twój pomysł, taki zamaskowany MJ ❤ cudoo

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedy next?? Już nie moge sie doczekać hehe 😍😘❤
    Pozdrawiam I życze dużo weny

    OdpowiedzUsuń
  5. OMG!!!
    To całkowicie opisuje moje emocje w tej chwili.
    Początek super i wgl. Śmiesznie się zaczęło.
    Zaciekawiła mnie rozmowa z Panem Richardem. Dobrze, że powiedział Michaelowi, żeby się zajął Amandą. Może coś do niego dotrze, dzięki temu.
    Przechodząc, bardzo zgrabnie do pocałunku to szczerze nie wiem co napisać. Z jednej strony zrozumiem Mike'a, że tak się zachował. W końcu Amanda, wiedziała jakie są zasady...
    A z drugiej strony to wiesz co, noooo! Kazał jej się wynosić. Rozumiem wszystko. Chroni swoją tajemnicę i wgl. No, ale mógł jej tak się wypędzać z Galerii, nooo!
    Notka jak zawsze świetna. SUPER!
    Pozdrowienia i weny :3
    ~Siwa

    OdpowiedzUsuń
  6. Właśnie codziennie sprawdzam czy może czegoś nowego nie dodałaś noo nic 😭 Ale szczerze to myślę że Michael będzie żałował swojego zachowania, zabraknie jej Amandy i co teraz ?? Gówno xD Ona będzie z Lucasem, a on będzie musiał walczyć no bo przeciaż po pewnym czsie uświadomi sobie że ją kocha tylko teraz sam nie chce się do tego przyznać ❤ Gdyby to było takie proste... No nic życzę weny i nowych odcinków bo akcja się trochę zmieniła 😱😱 Mogę Cię zapewnić, że nie piszesz do "ściany" XD

    OdpowiedzUsuń
  7. Tithuan Casino - Classic and Custom Aluminum Rod in Leg
    Titanium Rod in Leg Parts: Titanium Rod Parts & urban titanium metallic Accessories: titanium iv chloride We are revlon hair dryer brush titanium proud to offer a brand new, premium quality aluminum Rod. This titanium wire is titanium knee replacement a solid brass brass rod

    OdpowiedzUsuń