Hejka!
Znów rozdział szedł mi jak krew z nosa xD
Wybaczcie czas oczekiwania, ale serio brak czasu ostatnio... Teraz same wyjazdy - w przyszłym tygodniu do Krakowa na rozmowę wizową, potem do Wrocławia na szkolenie, do tego studia, teraz więcej jazd i treningów na stajni bo pogoda i podłoże pasuje, no i jeszcze przygotowania do majówki i wyjazdu w czerwcu.
Znów rozdział szedł mi jak krew z nosa xD
Wybaczcie czas oczekiwania, ale serio brak czasu ostatnio... Teraz same wyjazdy - w przyszłym tygodniu do Krakowa na rozmowę wizową, potem do Wrocławia na szkolenie, do tego studia, teraz więcej jazd i treningów na stajni bo pogoda i podłoże pasuje, no i jeszcze przygotowania do majówki i wyjazdu w czerwcu.
Na majówkę od razu mówię na 10 dni będę poza Polską (zainteresowani moim wypadem na stopa do Albanii zapraszam na mojego bloga podróżniczego xD ), a potem w czerwcu jak wiecie na 4 miechy do USA wybywam na Work&Travel. W ogóle myślałam, że skończę to opowiadanie do wyjazdu - niestety nie wyrobię się na pewno. Co więc? Będzie czekać was przerwa na ten czas, pewnie połowa z was tutaj potem już nie wróci nawet lub zapomni o czym opowiadanie było xD
No nic zapraszam na rozdział, no i KOMENTUJCIE.
No nic zapraszam na rozdział, no i KOMENTUJCIE.
Nie dość, że weny brak to jeszcze aktywność spada i nie wiem czy to pisać czy nie xD
Motywujcie mnie! :D
~~~~~
Motywujcie mnie! :D
~~~~~
Wciąż skrycie wierzę, że ta historia mogła zostać spisana nieco inaczej. Nie kwestionuję pięknego początku, ani zaskakującego rozwinięcia. Mam natomiast nieodparte wrażenie, że dalsza część była doklejona jakby od niechcenia - ot, klasyczne zakończenie z dramatem w tle, gdzie bohaterowie żyją co prawda długo, lecz niekoniecznie szczęśliwie. Pewnie znasz to uczucie znudzenia towarzyszące podczas czytania powieści, której autor nie potrafi odpowiednio krótko i dosadnie spuentować, aby móc zacząć pisać nowe dzieło. Z upływem czasu zaczynam dostrzegać bardzo dużo błędów, zarówno stylistycznych jak i logicznych. Nadszedł czas, aby zredagować całość, nadając tej historii zupełnie innego charakteru i wydźwięku, jednak co taka zmiana, może wnieść tak naprawdę do tej historii, w której i tak szczęście zostało już zapomniane?
Od dwóch dni nie opuszczałam swojego mieszkania. Do powrotu Lucasa, oraz końca mojego urlopu zostało jeszcze kilka dni, zaś ja czas ten marnowałam po prostu w łóżku, pogrążona w własnych myślach i problemach, które zamiast zelżeć - nasilały się każdego wieczoru. To właśnie chyba wieczory były najgorsze. Człowiek kładzie się, wyciszony, a nagle do jego głowy wracają wszelkie wspomnienia, które tak usilnie próbuje zapomnieć. Wczoraj odtwarzałam dzień, gdy go spotkałam po raz pierwszy. Mimo iż uratował mnie wtedy przed tymi zboczeńcami, ja myślałam o nim jako dziwaku, a nawet chorym psychicznie. Był wtedy dla mnie tylko zamaskowanym świrem, który pewnie lata po mieście ratując kobiety w opresji, no bo co miałam wtedy pomyśleć? A dziś co myślę? Jest jedną z najważniejszych osób w moim życiu. Zaufał mi i nie oczekiwał niczego w zamian za swoją pomoc. Powierzył w moje ręce najcenniejsze co miał w życiu - swoją tajemnicę. Rozmawiał ze mną, nie tylko do mnie mówił. Maska w jakiś sposób pozwalała mu być całkowicie sobą.
Usłyszałam nagle pukanie do drzwi. Serce zaczęło walić mi na myśl, że być może zaraz dane mi będzie jeszcze choć jeden raz usłyszeć jego aksamitny głos. Otuliłam się szczelniej szlafrokiem, który od samego rana miałam na sobie. Przemierzając korytarz ostatni raz spojrzałam w lustro i z bijącym sercem otworzyłam drzwi wejściowe, czując jak zaciska mi się żołądek, a nadzieja rozsadza moje serce.
- Amanda! - do mieszkania wparowała rozkrzyczana Clara, zaś ja wypuściłam powietrze z ust czując, jak napięcie uchodzi z mojego ciała, dając miejsce smutkowi i w pewnym stopniu żalowi, że to nie on stał pod moimi drzwiami - No fajnie, że cieszysz się, że mnie widzisz - odparła kobieta widząc moją zawiedzoną minę.
- Przepraszam, mam gorszy dzień - mruknęłam zamykając drzwi na klucz, po czym ruszyłam w kierunku kuchni - Napijesz się czegoś?
- Kawy - usiadła na krześle przy stole - Powiesz mi łaskawie czemu od trzech dni nie mam z Tobą kontaktu? Nie mogłaś po powrocie dać mi chociaż znać, że żyjesz?
- Nie miałam do tego głowy, wybacz.
- Powiesz mi co się dzieje?
- A co ma się dziać?
- No przecież widzę - zmierzyła mnie wzrokiem - Znamy się nie od wczoraj. Chodzi o tego całego X? Coś nie tak poszło na tym wyjeździe?
- Wyjazd był świetny - uśmiechnęłam się na wspomnienie znad lazurowego wybrzeża - To po powrocie zrobiłam coś, czego po prostu nie powinnam.
- To znaczy? - spojrzała na mnie niepewnie - No mów rzesz w końcu!
- Pocałowałam go - spuściłam automatycznie wzrok, czujac jak palą mnie policzki.
- Że jak? To znaczy... Nie rozumiem, zdjął w końcu tę maskę?
- Nie - mruknęłam w końcu podnosząc na nią wzrok - Pocałowałam go w maskę.
- Przelizałaś kawałek plastiku?
- Clara! - skarciłam przyjaciółkę, która zaśmiała się z mojej reakcji - To nie jest zabawne.
- Wybacz, po prostu ciężko mi to sobie wyobrazić.
- Wiem jak to brzmi - ukryłam twarz w dłoniach - Nie wiem czemu to zrobiłam...
- Jak to mawiała moja babcia: Takie uczucie rodzi się często ze spotkania, od którego nikt nie oczekuje cudu - odparła moja przyjaciółka, unosząc delikatnie kąciki ust - Teraz przynajmniej nie będziesz zaprzeczać, że nic do niego nie czujesz.
- Sama nie wiem co czuję, teraz jest mi cholernie ciężko.
- Aż tak źle zareagował?
- Wyrzucił mnie z domu - odparłam mrużąc oczy - Po prostu mnie wywalił mówiąc, że mam więcej nie wracać.
- Aż tak źle się całujesz?
- Clara! - kolejny raz warknęłam na przyjaciółkę, jednak uratował ją dźwięk czajnika - Obracasz wszystko w żart, kiedy ja naprawdę nie wiem co robić. Nie chcę go tak po prostu stracić, chcę aby było tak jak wcześniej.
- Czasu i tak nie cofniesz - odparła, gdy postawiłam przed nią kubek z gorącą zawartością - A tak w ogólne, żałujesz tego co zrobiłaś?
- Czy żałuję? - nie kryłam zdziwienia tym pytaniem - Ja... Nie wiem. Tak, chyba tak. Żałuję tego, że zepsułam wszystko i być może nigdy więcej go nie zobaczę.
- Skoro to zrobiłaś, to znaczy, że tego chciałaś. A skoro chciałaś, nie ma sensu żałować, tylko powinnaś żyć dalej tak jak zawsze, a ten zamaskowany kochaś powinien sam zrozumieć, że zachował się jak gnojek i przeprosić.
- To ja złamałam zasady, nie on - odparłam spoglądając na przyjaciółkę - Od początku wiedziałam, że nie mam prawa pozwalać sobie na coś takiego.
- Ubieraj się - odparła Clara, dopijając ostatni łyk herbaty - Masz jeszcze urlop, a Lucas wraca na szczęście dopiero po weekendzie. Idziemy zaraz na zakupy, potem kino i na wieczór wypijemy jakieś winko na mieście.
- Naprawdę nie mam nastroju...
- Więc tym bardziej nie masz nic do gadania. No już, nie będę czekać wieczności - przyjaciółka niemal wypchnęła mnie z własnej kuchni, na co zaśmiałam się i zrezygnowana uczyniłam tak jak mówiła.
Ogarnęła mnie ciemność myśli i przerażające milczenie zmysłów. Nic nie czułam. Niczego nie pragnęłam. Niczym nie byłam i nikim nie pragnęłam się stać. Zapadałam w czarną dziurę samotności, która spowijała mnie jak pajęczyna, której jedyną namacalną nitką była ogromna, pofałdowana jak ocean, nieuchwytna jak dym, obezwładniająca jak rozpacz, ciężka jak mokry śnieg… tęsknota.
Jak to stwierdziła kiedyś jedna mądra kobieta: Europa to wielki targ niewolników. Ludzie dobrowolnie zakładają na siebie łańcuchy kredytów, kajdany pożyczek, umów, zobowiązań i korporacji. Ścigają się na modele komórek i samochodów, prężą mięśnie, codziennie wystawiają się na targ niewolników w garniturach, kostiumach, pod makijażem i w wysokich obcasach. Ostatkiem sił wracają do domów. Zdejmują wyjściowe ubrania i szpilki. Jedzą byle co i byle jak, a kiedy po całym dniu biegania, załatwiania, udowadniania i walki w końcu wieczorem opadają w czeluść fotela, w głowie mają tylko ciemność.
To wszystko wydaje się takie smutne, a jednocześnie przecież jest takie prawdziwe i znajome. Gdy cofam się o te wiele lat wstecz, świat wydaje się mi czasem nie do poznania. Dzieci rodzą dzieci, maszyna zastępuje ludzi, zaś wartość człowieka wyznacza jakość samochodu jakim jeździ. Czasem nie mogę się pogodzić z tymi zmianami, czasem ich po prostu nie rozumiem, jednak nie pozostaje mi nic innego jak się z tym pogodzić.
- No witaj mój królu złoty - usłyszałem w słuchawce głos Franka, który miał o dziwo znakomity humor - Co słychać w podziemiach Paryża?
- W końcu raczyłeś odebrać, dzwoniłem do ciebie milion razy.
- Miałem spotkanie, nie mogłem odebrać. Coś się stało, że Ci się tak pali?
- Mam sprawę - usiadłem na fotelu pocierając twarz ręką - Miałeś rację co do tej dziewczyny.
- Mówisz o tej Amandzie, czy jak jej tam?
- Tak. Nie powinienem był jej zabierać wtedy do Saint Tropez.
- Coś się stało? Wie kim jesteś? - głos mojego przyjaciela zmienił się niemal w panikę - Cholera Jackson! Kazałem Ci trzymać się z daleka od tej dziewuchy!
- Uspokój się Frank, nic się nie stało. Moja tajemnica jest bezpieczna.
- Co więc się stało, że zmieniłeś zdanie?
- Chyba dałem jej złe znaki, albo ona zaczyna sobie zbyt wiele wyobrażać - mruknąłem do słuchawki słabym głosem - Muszę odpocząć od tego wszystkiego. Od niej, od Paryża, od wszystkiego.
- Znów chcesz jakiś wyjazd? Dopiero co wróciłeś z Lazurowego Wybrzeża - warknął tym swoim zdenerwowanym tonem - Mam dość Twoich zachcianek. Posłuchaj, ja wiem że jesteś moim przyjacielem, ale wymyślasz niczym małe dziecko. Chciałeś uciec od życia i co? Masz to czego chciałeś. Stworzyłeś chyba największe kłamstwo i przekręt w historii, żyjesz sobie pod ziemią w rezydencji z daleka od wszystkiego i wszystkich, a teraz jeszcze narzekasz. To Ty narobiłeś sobie tego bigosu, wpuściłeś obcą kobietę do swojego domu, a teraz masz przez nią problemy. A co jeśli Cię wyda?
- Nie zrobi tego - odparłem pewny - Ufam jej. Nie zrobiłaby nic takiego.
- Nie? Jest w końcu jakiś powód, że chcesz od niej uciec.
- To zbyt skomplikowane.
- Gdzie znów chcesz wyjechać?
- Hiszpania, Grecja, nie wiem... Albo jeszcze...
- Stop, hamuj trochę - przerwał mi - Czy Ty wiesz co to jest przetransportować Cię w tak odległe miejsce, aby nikt się nie dowiedział? Wywiezienie się z Ameryki przez to wszystko kosztowało mnie fortunę, a teraz mam Cię jeszcze wozić po całej Europie?
- Do Hiszpanii jest rzut beretem. Poszukaj czegoś na odludziu, tylko na kilka miesięcy.
- Kilka miesięcy?! - krzyknął niemal do słuchawki - Co ta kobieta Ci takiego zrobiła?
- Po prostu zrób to dla mnie, dasz radę?
- Tsaa, jak zawsze - odparł zrezygnowanym głosem - Słuchaj, muszę kończyć. Poszukam czegoś, zorientuję się co i jak i dam Ci znać na dniach, dobra?
- Jasne, dzięki za wszystko - uśmiechnąłem się - Trzymaj się i... I ucałuj ode mnie Paris i resztę.
- Oczywiście. Do usłyszenia.
Gdy połączenie zostało przerwane, wstałem z miejsca i udałem się do mojej sypialni, gdzie zrezygnowany opadłem na łóżko. Nie żałowałem swoich decyzji, co nie znaczy, że było mi z tym dobrze. Amanda złamała jedną z najważniejszych zasad i musiałem być konsekwentny, nim dojdzie do czegoś o wiele gorszego. Nie mogłem jej ufać widząc, że zaczyna wchodzić w strefę, której przekraczać nie mogła. Nie miałem pojęcia co czuje ani myśli, jednak wiedziałem co czułem wtedy ja, i to chyba to najbardziej mnie zaniepokoiło.
- No witaj mój królu złoty - usłyszałem w słuchawce głos Franka, który miał o dziwo znakomity humor - Co słychać w podziemiach Paryża?
- W końcu raczyłeś odebrać, dzwoniłem do ciebie milion razy.
- Miałem spotkanie, nie mogłem odebrać. Coś się stało, że Ci się tak pali?
- Mam sprawę - usiadłem na fotelu pocierając twarz ręką - Miałeś rację co do tej dziewczyny.
- Mówisz o tej Amandzie, czy jak jej tam?
- Tak. Nie powinienem był jej zabierać wtedy do Saint Tropez.
- Coś się stało? Wie kim jesteś? - głos mojego przyjaciela zmienił się niemal w panikę - Cholera Jackson! Kazałem Ci trzymać się z daleka od tej dziewuchy!
- Uspokój się Frank, nic się nie stało. Moja tajemnica jest bezpieczna.
- Co więc się stało, że zmieniłeś zdanie?
- Chyba dałem jej złe znaki, albo ona zaczyna sobie zbyt wiele wyobrażać - mruknąłem do słuchawki słabym głosem - Muszę odpocząć od tego wszystkiego. Od niej, od Paryża, od wszystkiego.
- Znów chcesz jakiś wyjazd? Dopiero co wróciłeś z Lazurowego Wybrzeża - warknął tym swoim zdenerwowanym tonem - Mam dość Twoich zachcianek. Posłuchaj, ja wiem że jesteś moim przyjacielem, ale wymyślasz niczym małe dziecko. Chciałeś uciec od życia i co? Masz to czego chciałeś. Stworzyłeś chyba największe kłamstwo i przekręt w historii, żyjesz sobie pod ziemią w rezydencji z daleka od wszystkiego i wszystkich, a teraz jeszcze narzekasz. To Ty narobiłeś sobie tego bigosu, wpuściłeś obcą kobietę do swojego domu, a teraz masz przez nią problemy. A co jeśli Cię wyda?
- Nie zrobi tego - odparłem pewny - Ufam jej. Nie zrobiłaby nic takiego.
- Nie? Jest w końcu jakiś powód, że chcesz od niej uciec.
- To zbyt skomplikowane.
- Gdzie znów chcesz wyjechać?
- Hiszpania, Grecja, nie wiem... Albo jeszcze...
- Stop, hamuj trochę - przerwał mi - Czy Ty wiesz co to jest przetransportować Cię w tak odległe miejsce, aby nikt się nie dowiedział? Wywiezienie się z Ameryki przez to wszystko kosztowało mnie fortunę, a teraz mam Cię jeszcze wozić po całej Europie?
- Do Hiszpanii jest rzut beretem. Poszukaj czegoś na odludziu, tylko na kilka miesięcy.
- Kilka miesięcy?! - krzyknął niemal do słuchawki - Co ta kobieta Ci takiego zrobiła?
- Po prostu zrób to dla mnie, dasz radę?
- Tsaa, jak zawsze - odparł zrezygnowanym głosem - Słuchaj, muszę kończyć. Poszukam czegoś, zorientuję się co i jak i dam Ci znać na dniach, dobra?
- Jasne, dzięki za wszystko - uśmiechnąłem się - Trzymaj się i... I ucałuj ode mnie Paris i resztę.
- Oczywiście. Do usłyszenia.
Gdy połączenie zostało przerwane, wstałem z miejsca i udałem się do mojej sypialni, gdzie zrezygnowany opadłem na łóżko. Nie żałowałem swoich decyzji, co nie znaczy, że było mi z tym dobrze. Amanda złamała jedną z najważniejszych zasad i musiałem być konsekwentny, nim dojdzie do czegoś o wiele gorszego. Nie mogłem jej ufać widząc, że zaczyna wchodzić w strefę, której przekraczać nie mogła. Nie miałem pojęcia co czuje ani myśli, jednak wiedziałem co czułem wtedy ja, i to chyba to najbardziej mnie zaniepokoiło.
Od czterech godzin chodziłam za Clarą po galerii. Czułam jak moje nogi powoli odmawiają mi posłuszeństwa, zaś głowa w końcu eksploduje. Moja przyjaciółka tak jak obiecała wyciągnęła mnie z domu niemal siłą, starając się sprawić, abym chociaż na chwilę zapomniała o tej felernej nocy, gdy pozwoliłam sobie tak bardzo zbliżyć się do X.
- Amanda halo! Słuchasz Ty mnie czy nie?
- Ja... T...Tak, jasne - odparłam niepewnie, widząc złowrogi wzrok kobiety - Wybacz, po prostu jestem już zmęczona. Możemy wracać do domu?
- Ale miałyśmy jeszcze do kina iść - odparła robiąc niezadowoloną minę - Dlaczego nie dasz sobie pomóc? I co, w domu pewnie będziesz siedzieć i myśleć o tym zamaskowanym frajerze?
- W zasadzie chciałam odwiedzić Pana Richarda - uśmiechnęłam się delikatnie na myśl o starcu - Myślę, że rozmowa z nim dobrze mi zrobi.
- Jak chcesz... To może pojedziemy do tego kina, a potem od razu zawiozę Cię do szpitala? Zdążysz akurat na godzinę przed końcem odwiedzin. Zgadzasz się?
- A mam inne wyjście? - szturchnęłam przyjaciółkę, która na mój gest sama w końcu się uśmiechnęła.
Dotarcie do kina zajęło nam ponad godzinę. Paryż niestety nie jest idealnym miastem do poruszania się samochodem, zwłaszcza w środku tygodnia w godzinach, kiedy ludzie kończą swoją pracę. Stolica Francji to cudowne miasto na wakacje, jednak mieszkanie tutaj jest często czystą udręką.
- W końcu przesiądę się na rower, przysięgam - odparła Clara po zakończonym seansie, gdy opuszczałyśmy salę kinową - Przez ten korek spóźniłyśmy się na 20 minut filmu!
- Mówisz o tym rowerze za każdym razem, jednak wciąż na mówieniu się kończy.
- Jeszcze Cię zaskoczę, zobaczysz - odparła wsiadając do auta, co i ja uczyniłam - To co, droga do szpitala?
- Tak, dzięki. Na powrót zamówię taksówkę, nie mam pojęcia ile czasu zejdzie mi u Pana Richarda.
- A jak się w ogóle czuje?
- Ostatnio gdy u niego byłam, miał gorsze wyniki - odparłam tracąc od razu cały humor - Nie rozumiem jak wszyscy mogli się od niego odwrócić przez chorobę. To niesamowity człowiek o pięknym sercu.
- Nie każdy to rozumie niestety. Ja nie potrafię sobie wyobrazić jak to jest być przykutym na zawsze już do łóżka, stracić wzrok i nie móc nic z tym zrobić. To okropne - odparła spoglądając na mnie ukradkiem, gdy zatrzymałyśmy się na czerwonym świetne - W zasadzie to Ty chyba wiesz co nieco jak to jest być niewolnikiem własnego ciała.
- Nie lubię do tego wracać - odparłam zatrzymując wzrok na obrazie za szybą pojazdu - Przeszłość to przeszłość, nie ma sensu w niej grzebać. Teraz jest inaczej, wyleczyłam się.
- Nie boisz się czasem, że znów kiedyś wydarzy się w Twoim życiu coś tak strasznego, że to wszystko znów wróci? - spytała, a ja spojrzałam na nią zdziwiona nie mając pojęcia co odpowiedzieć.
Wszystko by miało wrócić? Strach przed ludźmi, wstręt do samej siebie? Ten ból i nieznikająca rozpacz? Nie, to już nigdy nie wróci. Nie przeżyłabym kolejny raz takiego załamania. Moja psychika wtedy przegrała, jednak wiem, że kolejny raz nie podniosłaby się z takiego upadku. Stany lękowe to jedna z najgorszych chorób, jakie mogą mieć ludzie. Bać szumu wody i szelestu liści, nienawidzić blasku słońca i dźwięku kropel obijających się o szybę. Po prostu bać się i nienawidzić wszystkiego, co przecież w życiu jest najpiękniejsze.
- Na pewno nie chcesz, bym na Ciebie poczekała?
- Nie, dam sobie radę - posłałam przyjaciółce słaby uśmiech - Nie wiem ile nam zejdzie. Mam do niego pełno pytań, to może trochę zająć.
- Niech zgadnę, chcesz go wypytywać o X, prawda? - spojrzała na mnie pytająco, zaś ja tylko spuściłam wzrok, po czym wysiadłam z pojazdu posyłając jej ostatni uśmiech.
- Do jutra, jedź ostrożnie.
- Jasne, Ty też uważaj na siebie.
Po tych słowach zamknęłam drzwi od strony pasażera, a czerwony mercedes ruszył przed siebie znikając w tłumie aut na paryskiej ulicy. Odwróciłam się w końcu w stronę budynku, który był jednym z najmniej lubianych miejsc w mieście miłości. Ilekroć przychodzę do tego szpitala, czuje pewne ukucie w sercu. Zawsze mijam wielu ludzi, którzy mają każdy swoją, własną historię. Jedni cierpią, inni tęsknią, kolejni wegetują, a jeszcze inni wszystko na raz. Czyż to nie smutne? Tyle ludzkiego bólu w jednym budynku.
Kroczyłam powoli korytarzem, spoglądając co chwila na przechodzących pacjentów i pielęgniarki. Nagle moją uwagę przykuła jedna, mała dziewczyna płacząca na ławce pod oknem. Rozejrzałam się, nie widząc w pobliżu nikogo, kto mógłby być krewnym lub znajomym tej małej istotki. W końcu nie mogąc znieść tego łapiącego za serce widoku podeszłam do niej, na co zdziwiona spojrzała na mnie załzawionymi oczkami.
- Hej, mogę Ci jakoś pomóc? - spytałam kucając przed dziewczynką, na co ona pokiwała przecząco główką - Ja jestem Amanda. A Ty? - spytałam moim łamanym francuskim, który zostawiał wiele do życzenia.
- Sky - odparła nagle, na co ja szybko podłapałam, że nie jest to wcale francuskie imię.
- Znasz angielski? - spytałam w swoim języku, na co pokiwała twierdząco główką - Skąd jesteś?
- Z Australii - odparła szlochając - Ale mieszkam z mamusią w Paryżu od dawna.
- Gdzie jest teraz Twoja mamusia? - spytałam, na co dziewczynka pokazała palcem na jedną z sal za nami - Chcesz abym z Tobą do niej poszła?
- Mamusia miała wypadek. Czy jeśli mamusia umrze, to zostanę tutaj sama?
- Oczywiście że nie - pogłaskałam małą po włosach - Twoja mamusia na pewno szybko wyzdrowieje, zobaczysz.
- Witam, Pani jest kimś z rodziny? - usłyszałam za sobą czyjś głos, który jak się okazało należał do jednej z pielęgniarek.
- Nie, tylko rozmawiałyśmy - odparłam wstając na równe nogi, spoglądając znów na dziewczynkę.
- Zabiorę Sky do pokoju zabaw dla dzieci - odparła brunetka wyciągając dłoń w kierunku dziecka - Nie powinna tutaj sama siedzieć.
- Oczywiście - odparłam kobiecie, przy czym ostatni raz uśmiechnęłam się do dziewczynki, jakbym chciała tym sposobem dodać jej trochę wiary i otuchy.
Weszłam kolejne dwa piętra schodami, cały czas mając w głowie obraz zapłakanej Sky. Czułam się tak przejęta jej losem, że nie zauważyłam, że sala do której właśnie weszłam jest pusta. Rozejrzałam się po pokoju, widząc jedynie pustą szafkę i zaścielone łóżko.
- Przepraszam, szuka Pani czegoś? - odwróciłam się na męski głos, widząc stojącego w progu lekarza - Mogę w czymś Pani pomóc?
- Ja... Leżał tutaj starszy mężczyzna, Pan Richard. Mogę wiedzieć gdzie został przeniesiony?
- Przeniesiony? - spytał zdziwiony - Jest Pani kimś z rodziny? Nie miałem w dokumentach nic o bliskich poza...
- Nie jestem rodziną - przerwałam mu - Jestem po prostu przyjaciółką Pana Richarda.
- Więc Pani nic nie wie? - spytał, na co ja poczułam jak zaczyna walić mi serce - Pan Richard zmarł dziś w nocy na skutek ataku serca. Bardzo mi przykro...
Kolejne słowa lekarza nie dotarły do mojej głowy. Poczułam tylko silny ból w żebrach, następnie sercu i żołądku, zupełnie jakby całe moje ciało traciło jakąkolwiek kontrolę. Przerażona oparłam się o ścianę, czując pierwszą łzę na moim policzku.
Ludzie chcący ulżyć sobie tłumaczą, że śmierć jest innym początkiem. Nie jest. Śmierć to śmierć, nieważne jaką przybierze formę.
***
Komentarz = to motywuje!
~~~~~
"Boimy się nie śmierci, ale wyobrażenia, jakie mamy o niej."
Hej, przeczytałam już wczoraj, ale koma zostawiłam sobie na dzisiaj. :D
OdpowiedzUsuńOn chyba jebnięty jest, gdzie on chce wypierdalać? o.o Ja piernicze, co tu się będzie działo, ja już nie mam żadnych pomysłów. :? Przecież jak on się zawinie z tyłkiem to co... cudowny przypadek, że się gdzieś tam spotkają? :D Mam wielką ochotę tu na kogoś jechać, ale za bardzo to nie ma na kogo bo... no niby panna powinna trzymać się na wodzy, ale z drugiej on też zareagował tak jakby co najmniej nie wiem, ugryzła go w dupe. xo
Powinna tam iść do niego, powiedzieć coś w style, że odbiło jej na chwilę i najlepiej to niech facet o tym zapomni i już :D Takie trudne? xD Masakra.
I czekać teraz na ciąg dalszy. Ja sobie nie wyobrażam ten kilkumiesięcznej przerwy u ciebie. :D Umrę z niewiedzy! I na pewno tu wrócę, takiego opowiadania to jeszcze nie czytałam. O zamaskowanym frajerze, haha! :D To było dobre, i prawdziwe!
Weny życzę i pozdrawiam serdecznie! :D
Hej!
OdpowiedzUsuńRozdział super jak zawsze, tylko smutny
Michael to mnie kurna denerwuje. Ma taką zajefajną kobietę obok i tego nie docenia. Ughhhh!
Dobrze, że Amanda wyszła na miasto, bo by chyba zkisła w tym mieszkaniu.
Jeszcze do tego Pan Richard...
Smutno mi, łezka mi się w oku zakręciła ;'(
Ehhhh.... jak ty mi możesz mówić, ze będę miała, tyle czekać na opo? Ale oczywiście poczekam. Rozumiem Cię. Z ręką na sercu przyrzekam, że będę tu dalej, po twoim powrocie z USA. Będzie komentarz od Siwej xD
Wenki i pozdrowionka :3
~Siwa
Hejka!
OdpowiedzUsuńOho, powróciło dziecko marnotrawne! Nie wyobrażasz sobie jakie mam wyrzuty sumienia, że wraz ze zniknięciem z bloga zniknęłam również z bloggera i komentowania moich perełek. Co nie oznacza, że ich nie czytałam.
Zawsze byłam zdania, że pisząc komentarze daje autorowi radość taką jaką ja zawsze odtrzymywałam od czytelników. Przyznaje się do niedbalstwa.
Kiedyś wylewało się potok słów wypowiadając się na każdy szczegół zawarty w rozdziale czego ja niestety już nie potrafię - wypaliłam się.
Jednak wracam i obiecuje poprawę. Zauważyłam, że przyda Ci się jeszcze większa motywacja i jestem po to by takową Ci służyć nawet jeśli moje komentarze nie będą tak obszerne.
Co do dzisiejszej notki i poprzednich również to uważam, że wyszły świetnie. Szkoda mi na samą myśl śmierci pana Richarda gdyż odegrał istotną role nie tylko w życiu Amandy,ale i w całym opowiadaniu. Co mnie zachwyca w tej historii to tajemniczy Michael, który jest wręcz cudowny nawet jeśli kryje się za maską. Wyjazd? No ciekawe. Czy Amanda będzie mieć wyrzuty sumienia?
Życzę weny! :*
Pozdrawiam i przepraszam za taką długą nieobecność! Lepiej późno niż wcale...
Ps: Musiałam pisać komentarz drugi raz. Powrót do rzeczywistości czy karma? :D
*motywuje cię*
OdpowiedzUsuńHejoł!
Widzę, że tu się dzieje. Dzieje dużo i dosyć skutecznie schodki stawiają opór.
Michael chce się przenieść? Tak nagle? Tak niespodziewanie dla wszystkich w to zamieszanych? Gdyby to była normalna sytuacja można by powiedzieć, że zachcianka, ale w tej sytuacji...w tej sytuacji nie potrafię znaleźć słowa adekwatnie do tej sytucaji.
Cóż...pech, życie,złośliwy los jak zwykłam mówić. No stało się no. A wina leży po obu stronach jakby nie patrzeć.
Ale to ostatnie Michaela zdanie, że to co poczuł mocno go zaniepokoiło. Można by się tego spodziewać. Prędzej czy później by to nastąpiło. Czas więc na kolejny cytat: "Miłość rośnie wokół nas".
Mieć najlepszą przyjaciółkę to czysty skarb. Pocieszy, doradzi, głupio powie, żeby rozweselić. Chodź teraz czuję, że będzie ciężko. Właśnie nie spodziewałam się tego, że pan Richard umrze. Cały czas myślałam, że to będzie postać, która będzie trwać przy Amandzie. Ale cóż niespodzianka! Taka trochę smutna. Ludzie odchodzą i trzeba się z tym niestety pogodzić. Współczuję Amandzie. Kolejny raz traci bliską jej osobę.
Już z niecierpliwością czekam na kolejną, bo tak dziwnie mi się skończyło. XD
Weny życzę i motywację dalej przesyłam. Pozdrawiam ;***
Nareszcie nowe opowiadanie 💕💕 powiem bardzo szczerze że jestem już stałym czytelnikiem tw opowiadania ale smutno mi trochę, że będę musiała czekać 4 miechy. Możesz się nie martwić napewno wszyscy fani tego opo zostaną 😗😗 (no wiesz ja cierpliwie czekam na moment, w którym MJ zda sb spawę że jest ZAKOCHANY)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i weny życzę 🙈🙊🙉
Pisz i się nie zastanawiaj nawet nad tym!:D Dzięki Twojemu opowiadaniu choć na chwilę mogę oderwać się od rzeczywistości. Więc, dużo, dużo duuuuuuzo weny życzę i czekamy na następny rozdział :) 👍👌💜😘
OdpowiedzUsuń