Strony

czwartek, 27 kwietnia 2017

Rozdział 23 - Nasze "blisko" oznaczało coś zupełnie innego.

  
Jestem! <333
Wybaczcie nieobecność znów, ale miałam szkolenie przedwyjazdowe do USA, potem sporo zaliczeń w szkole z języka migowego i hiszpańskiego i ogólnie jakoś nie miałam siły.
Teraz też nie pocieszę - rozdział krótki, a kolejny dopiero za 2-3 tyg się pojawi.
Powód już podaję: jutro wybywam do Gliwic, gdzie w sobotę ruszam na wyścig autostopowy i przez kolejne 10 dni będę jeździć stopem, tym razem w planach zwiedzanie Serbii i Albanii. Tak, ja to nie mogę wysiedzieć w miejscu jednym za długo :D
Po powrocie obiecuję się spiąć i pisać, aby przed moim wylotem do Stanów rozwinąć akcję trochę jeszcze. Wybaczcie, że krótki - ale liczę, że się spodoba:)
Do niedługo! <333
PS: na wasze blogi też wpadnę nadrobić po powrocie. Bądźcie cierpliwi:)

~~~~~

  Czasami mi się wydaje, że mogę bez niego istnieć. Że wcale o tym nie myślę i niczego mi nie brakuje. I że to wcale nie jest istnienie połowiczne, niepełne, wybrakowane jak popsuty przedmiot. Chodzę, mówię, śmieję się, czytam, bawię się, myślę. Ale to nie tak. Zawsze przychodzi moment, w którym coś mnie nagle uderza, że mało nie zwala mnie z nóg. Jakaś porażająca, nagła świadomość niepełności, niekompletności, pustki. Jakbym otworzyła drzwi, za którymi nic nie ma.
   Rzadko go sobie przypominam. Bo mi się wydaje, złudnie zresztą, że jak nie będę o nim myśleć, to tak, jakby go nie było. A od wspomnień nie da się uciec. Zawsze idą za tobą jak zabłąkane, bezpańskie kundle i ocierają ci się o nogawki, niezależnie od tego, jak bardzo starasz się ich nie zauważać. Aż w końcu zaczynasz się o nie potykać.
  Brakuje mi go. Jakby ktoś wydarł mi z rąk mały, prywatny skarb. Stoję zdezorientowana jak okradzione dziecko i nie wiem, co się właściwie stało. Niby takie proste, niby takie oczywiste, zdarza się przecież. A wcale nie proste i wcale nie oczywiste. Bo jak to tak. Stracić coś, czego nawet nie zaczęło się tak naprawdę mieć. A może troszeczkę zaczęło, tylko po co. Chciałoby się, żeby jakiś sens był w tym wszystkim, a tu wcale go nie ma.
   Brakuje mi cholernie tych spotkań, bo przez ten krótki czas wydawało mi się, że coś ma sens. Pewnie złudnie jak zwykle. Takie dziwne wrażenie, że warto cokolwiek. Prawie nie pamiętam tego uczucia, tak rzadko mnie odwiedza. Żyję, owszem. I właściwie nic poza tym. Na niczym mi jakoś szczególnie nie zależy. A wtedy przez krótką chwilę naprawdę mi się żyć chciało.
- Wpadnę jeszcze dziś wieczorem po pracy na chwilę, kupić Ci coś? - spojrzałam na mojego narzeczonego, siedzącego obok łóżka - A może z domu czegoś potrzebujesz?
- Nie, dziękuję - spuściłam wzrok na swoje dłonie - Leżę tutaj od dwóch dni, mówił Ci coś lekarz kiedy mnie wypiszą w końcu?
- Jesteś poobijana, masz obtłuczone żebra oraz rozciętą skórę głowy. Boją się, że może wyjść jeszcze jakiś wstrząs. Wczoraj wymiotowałaś, prawda?
- Tak, ale czuję się już znacznie lepiej.
- To ich nie przekonuje - złapał mnie za dłoń - Jutro porozmawiam jeszcze z lekarzem, dobrze?
- Ta, jasne - odwróciłam głowę w stronę okna, zatrzymując wzrok chyba na tym samym co Lucas, gdyż po chwili zapytał:
- Od kogo dostałaś tę różę? 
- Nie wiem - odparłam zgodnie z prawdą, spoglądając w końcu na mężczyznę - Spóźnisz się do pracy.
- Już idę - wstał z krzesła, po czym pocałował mnie we włosy i ruszył do wyjścia - Wpadnę jutro wieczorem po pracy, wiem że wizyty są do 19, ale rozmawiałem z dyżurującym i  mam pozwolenie.
- Nie będę czekać na Ciebie do nocy.
- Postaram się być jak najszybciej. Do jutra.
   Po tych słowach zniknął za szpitalnymi drzwiami do sali w której leżałam. Gdy zostałam sama, znów spojrzałam na kwiat w wazonie, stojący na stoliku obok łóżka. Uśmiechnęłam się sama do siebie, po czym wyjęłam różę z wody i przyłożyłam do twarzy, wciągając jej intensywny zapach. Po pierwszej nocy w szpitalu tuż po wypadku róża ta po prostu leżała na poduszce obok mojej głowy. Pytałam lekarzy i pielęgniarki, jednak nikt nie miał pojęcia kto by mógł zostawić ten kwiat. Po dłuższej chwili przypomniałam sobie wielki bukiet, który widziałam w Galerii Cieni. Czyżby był tu? W końcu kto inny mógłby w środku nocy zostawić mi różę? Jednak skąd by wiedział, że tutaj jestem?
- Hej, nie przeszkadzam? -  w drzwiach zobaczyłam uśmiechniętą twarz Clary, która nie czekając na moją odpowiedź wkroczyła do sali niemal tanecznym krokiem - Jak się czujesz?
- Bywało lepiej - odparłam opadając głową na poduszkę - Pewnie mnie jeszcze przetrzymają.
- Dziwisz się? Poturbowałaś się równo, lepiej aby porządnie Cię zbadali, niż zaraz wyjdą jakieś niewykryte urazy.
- Nie jestem przyzwyczajona do siedzenia na tyłku w jednym miejscu - odparłam przewracając oczami - Kupiłaś mi ten serek o który prosiłam?
- Tak, jasne - mruknęła wyjmując kubeczek z swojej torby, zaś po nim dwie książki w twardej oprawie - Wiesz, mam do Ciebie takie pytanie, a w zasadzie prośbę.
- To znaczy? - zdziwiłam się, gdy dała mi do rąk jedną z książek - Dajesz mi książkę dokumentalną o Michaelu Jacksonie?
- Chodzi o to, że na tych moich zaocznych studiach wymyślili sobie, że mam w ramach zaliczenia jednego przedmiotu zrobić referat w temacie sławnej osoby. Pech chciał, że podczas przydzielania trafił mi się muzyk, a ja niestety z muzyką nie mam zbyt wiele wspólnego.
- I zapewne chcesz, abym Ci pomogła? - spojrzałam na przyjaciółkę uśmiechając się - Opracowanie nie tyczy się tylko samej jego twórczości, a całego życia. Mogę oceniać i interpretować po swojemu muzykę, jednak niewiele mogę pomóc jeśli chodzi o człowieka.
- Jesteś moją ostatnią deską ratunku - spojrzała na mnie błagalnie - Jako nauczycielka muzyki znasz się na tym chociaż trochę. Miałaś całą historię o powstawaniu tego wszystkiego, nikt nie zrobi tego lepiej od Ciebie. Wypożyczyłam te książki w bibliotece, jedna jest jego biografią, druga to z innej, bocznej perspektywy. Mogłabyś zerknąć, zobaczysz czy da się z tego coś skleić.
- Jak długie ma to być? - spytałam kartkując książkę - Masz jakieś wytyczne?
- Przesłałabym Ci mailem wszystko - spojrzała na mnie z ulgą - Strasznie Ci dziękuję, nie wiem jak ja Ci się odwdzięczę. Jeśli nie zaliczę tej pracy to wywalą mnie na zbity pysk.
- Dziwi mnie po co Ci te studia, skoro masz taką dobrą pracę jako nauczycielka angielskiego.
- Też mnie to dziwi - zaśmiała się, po czym zerknęła na zegarek - Za godzinę zaczynam korepetycje, muszę uciekać. Na pewno dasz radę?
- Jasne, dam znać jak coś będę już miała - odparłam uśmiechając się do przyjaciółki, po czym pożegnałam się z nią i zostałam znów sama ze sobą, między bielą pustych ścian szpitalnych.
   Kolejny raz wzięłam do rąk różę, niemal przytulając się do kwiatu, odwrócona przodem do okna. Znów masa wspomnień spłynęła na mnie falą: moja przeszłość, Pan Richard i oczywiście X.
   Następnej nocy obiecałam sobie nie zasypiać. Chciałam zobaczyć czy przyjdzie i mieć pewność, że jest wciąż przy mnie i nie zostawił mnie. Mimo chęci i starań leki przeciwbólowe i uspokajające wygrały z moim zawzięciem i przed północą odpłynęłam już do krainy snów.



   Jednym z największych problemów sławy jest fakt, że nigdy nie wiesz komu możesz ufać. Kto jest z tobą dla pieniędzy, rozgłosu lub po prostu bo ładnie wyjdziemy na zdjęciu. Jest to próg z którym zmagam się nie tylko w sferze miłości, ale nawet przyjaciół i rodziny. Nigdy nie wiem, kiedy uczucia są szczere. Kilka rozczarowań sprawiło, że boję się ufać. Boję się wykorzystania i porzucenia. Boję się że kolejna osoba wzbogaci się mym kosztem, a potem zostawi jak nic niewartego śmiecia. Pod swoim imieniem i nazwiskiem wciąż chodziła za mną ta niepewność, aż do teraz. Jak można chcieć wykorzystać moją pozycję, nie mając o niej pojęcia? To chyba najbardziej uwielbiałem w Amandzie - jej niewiedzę, brak dążenia do informacji, bo po prostu cieszyła się z tego co jej daję. Nie chciała znać prawdy, a jedynie być obok i słuchać. 
  To nie była relacja, którą można wziąć na kredyt. W ratach. Z odsetkami. Żebym był na stałe. Bez możliwości wypowiedzenia. Zerwania. Odstąpienia. Nie na okres próbny. Nie na trzy miesiące. Nie na rok plus miesiąc gratis. Nie na gorszy dzień. Nie na noc. Nie na dwie. Nie na kolację bez śniadania. Żebym był na co dzień. Nie na telefon. Nie z dostawą do domu. Nie w biegu. Nie na szybko. Bez umów. Bez podpisów. Z chęci. Bo lubi na mnie patrzeć. Bo nikt nie wybucha jej tak w rękach, jak ja. Nie pozwoli. Będzie. Żebym mógł obudzić się w tym samym miejscu. Żebym nadal był. Żebym trzymał. Żeby było mi ciepło. Bo prostu chciała być ze mną w każdym przyziemskim tego słowa znaczeniu.
  Siedziałem na kanapie przerzucając w telewizorze kanały, szukając czegoś w języku angielskim. Dochodziła godzina pierwsza w nocy, a ja nie mogłem nawet na chwilę zmrużyć oka. Zrezygnowany spojrzałem w stronę półki, gdzie stała oparta na stojaku maska.
- Nie, nawet o tym nie myśl - mruknąłem sam do siebie, ukrywając twarz w dłoniach.
   Nie miałem pojęcia czy wciąż jest w tym szpitalu, jaki jest jej stan zdrowia, ani kiedy lekarze będą mogli ją wypisać. Frank załatwił mi jednorazowe pozwolenie na wizytę, lecz znając teraz drogę i możliwości przemknięcia się niezauważonym - zacząłem sam na własną rękę ryzykować, by choć na te kilka chwil mieć pewność, że jest z nią wszystko w porządku
   W końcu wiedząc, że nie wygram z samym sobą odpuściłem i wstałem z fotela, kierując się do szafy gdzie wisiał mój strój, a w zasadzie cała postać X, którą tworzę. Czasem sam się zastanawiałem, kim tak naprawdę wtedy jestem. Czy fakt noszenia maski i zmiana imienia, czyni ze mnie wtedy innego człowieka? Można wtedy nazwać mnie oszustem, gdy tak naprawdę wtedy dopiero czuję się prawdziwym sobą, nie musząc nikogo udawać?
    Ulice Paryża były ciemne i puste. Miasto to poza turystyczną strefą umiera zimowymi nocami, pokazując swoje inne oblicze, niż te umieszczane na pocztówkach czy w ulotkach informacyjnych o stolicy Francji.
   Gdy stanąłem pod wejściem do szpitala, poczułem dziwne ukucie. Czułem się trochę jak szpieg, zakradając się w środku nocy, w przebraniu, oglądając się wciąż za siebie, czy aby na pewno nikt za mną nie idzie. Od kiedy poznałem Amandę moja tajemnica wciąż jest wystawiana na ogromne niebezpieczeństwo. Wcześniej byłem ostrożny. Nie wychodziłem zbyt często, poruszałem się tylko konkretnymi ścieżkami. Czy warto się więc tak narażać?
   Schowałem się za jedną ścianą, widząc jakąś pielęgniarkę na końcu korytarza. Blade, nocne światło na szczęście było po mojej stronie i udawało mi się być niezauważonym przy tak małej ilości personelu na nocnym dyżurze. Gdy droga była w końcu czysta, przebiegłem korytarzem ostatnie metry, aby stanąć przed dobrze mi już znanymi drzwiami. Rozejrzałem się czy na pewno nikogo nie ma, po czym wszedłem do ogarniętego ciemnością pokoju, gdzie na łóżku dostrzegłem zarys tak dobrze mi znanej kobiety. 
   Uśmiechnąłem się sam do siebie, widząc stojącą w kryształowym wazonie na stoliku różę, którą jej ostatnio zostawiłem. Więc nie wyrzuciła... Domyślała się, że to ode mnie?
   Wolnym krokiem podszedłem bliżej, uważnie stawiając każdy krok, aby jej nie obudzić. Wiedziałem, że nie jest już na środkach nasennych i muszę być szczególnie ostrożny. Nagle moją uwagę przykuły pewne rzeczy, leżące na stoliku. Wziąłem do ręki jedną z książek, nie mogąc uwierzyć własnym oczom. Była to moja biografia, oraz inna książka gdzie w tytule było moje imię i nazwisko. To jej? Po co jej to wszystko? Wiedziała? Nie, nie możliwe... Nie mogła się nawet domyślać, na pewno nie. Przecież obiecała, że nie będzie próbowała doszukiwać się prawdy co do mojej tożsamości. A jeśli kłamała? A jeśli wie kim jestem? Nagle tysiące pytań zapełniły moją głowę, a ja poczułem niemal jak moje nogi robią się giętkie niczym z waty.
- A więc jednak to Ty jesteś moi stróżem zakradającym się po nocach - usłyszałem nagle jej aksamitny głos, gdy wówczas ja pochłonięty obrazem książki, nawet nie zauważyłem, kiedy się przebudziła - Myślałam, że nie chcesz mnie więcej widzieć.
- Fakt, że się martwię nie oznacza, że zapomniałem co zrobiłaś - odparłem odkładając książkę na miejsce - Chciałem zobaczyć jak się czujesz.
- W porządku, dziękuję - spojrzała nagle w kierunku róży - Ty ją tu zostawiłeś, prawda?
- Było to tak oczywiste?
- Raczej nie przypuszczałam, abym aż tak wpadła w oko jakiemuś lekarzowi - uśmiechnęła się promieniście, a ja poczułem pewne ciepło na ten widok -  Nie miałam jednak pewności, aż do teraz. Mogę wiedzieć, skąd dowiedziałeś się o wypadku?
- Mam swoje źródła - odparłem siadając na brzegu łóżka, na wysokości jej kolan - Obiecałem Panu Richardowi, że zaopiekuję się Tobą. Zawsze dotrzymuję słowa.
- Panu Richardowi...? - jej głos podłamał się, na co ja automatycznie przysunąłem się bliżej kobiety, łapiąc delikatnie jej dłoń i ściskając.
- Wiem co się stało. Nie mogę powiedzieć, że wiem co czujesz bo nie mam pojęcia, jednak wiem co to znaczy stracić kogoś, kogo się kochało. Na pewno jest z Ciebie bardzo dumny.
- Straciłam was oboje w jednej chwili. Poczułam się przez chwilę jak wtedy, gdy...
- Ej, nie straciłaś wcale nikogo - przerwałem jej - Pan Richard jest cały czas w Tobie, zaś ja jestem obok i dopóki sama nie poprosisz, bym odszedł, będę tutaj.
- Nie jesteś zły za to, co wtedy zrobiłam? - spojrzała na mnie zmieszanym wzrokiem, zaś ja sam nie wiedziałem co jej mam odpowiedzieć - Ten pocałunek...
- To była chwila radości i uniesienia - odparłem w końcu, sam prosząc w duchu, aby moje teraźniejsze słowa nie były prawdą - Mały impuls, nic nie znaczy. Tej wersji się trzymajmy.
- Oczywiście - odparła spuszczając wzrok, a ja nie mogłem nic wyczytać w jej oczach - Naprawdę gdybym wiedziała, jak to się skończy... Nie rozumiem, dlaczego mi wybaczasz teraz.
- Też nie wiem. Chyba uwielbiam w Tobie fakt, że nie masz z tym wszystkim nic wspólnego.
- Z tym wszystkim? - zdziwiła się, a ja ugryzłem się w końcu w język.
- Nieważne, nie to miałem na myśli - odparłem półszeptem, po czym spojrzałem w stronę książek na stoliku - Czy te książki...?
- Clara podrzuciła mi je dzisiaj po pracy - odparła biorąc jedną do rąk - Studiuje zaocznie i ma w ramach zaliczenia jednego przedmiotu napisać pracę o Jacksonie. Zabawne, od razu pomyślałam jak wiele sam musisz o nim wiedzieć, skoro znaliście się tak dobrze.
- Jaka jest w tym więc Twoja rola?
- Clara chce, abym pomogła jej to napisać. W końcu jestem nauczycielką muzyki, problem jednak jest w tym, że nie mam pojęcia co mogłabym napisać o nim jako człowieku - odparła, spoglądając nagle na mnie ciekawsko - Mógłbyś mi pomóc? Mówiłeś, że znałeś go wiele lat.
- Owszem - mruknąłem, w duchu czując ulgę po wytłumaczeniu obecności tych książek obok jej łóżka - Jeśli chcesz, mogę Ci pomóc. Jednak mam pewien warunek: chcę abyś najpierw sama zebrała trochę informacji. Przeczytaj to co znajdziesz, podsumuj i powiesz mi co uważasz, wtedy ja powiem Ci jak to wyglądało naprawdę. Sam fakt, czy uwierzysz mi czy nie, pozostawię Twojej decyzji.
- Nie mam powodów, by Ci nie ufać - uniosła delikatnie kąciki ust - Chciałabym zacząć od jego dzieciństwa. Później przejść przed najlepsze lata jego życia, aż do momentu oskarżeń i upadku.
- Oskarżeń i upadku? - sam nie wiedziałem, czy byłem w tym momencie zły czy dotknięty jej słowami - Co masz na myśli mówiąc to?
- O tym jak całe procesy i leki zniszczyły w nim to co najpiękniejsze - szepnęła, a ja odwróciłem głowę w stronę okna, czując niemal powracający zapach wypełniający gmach sądu, policję w Neverlandzie oraz te całe upokorzenie - X, wszystko gra?
- T..Tak - wstałem z miejsca, widząc jak chce się podnieść za mną - Śpij Amando. Jutro w nocy przyjdę ponownie. Jeśli będziesz gotowa, zaczniemy od dzieciństwa, tak jak chciałaś.
- Mam nadzieję, że gdy wyjdę ze szpitala, nie znudzi Ci się przesiadywanie ze mną - uniosła lekko kąciki ust - Raz jeszcze dziękuję za różę. Ogólnie za wszystko co dla mnie robisz.
- Nie dziękuj, za takie rzeczy się nie dziękuje - spojrzałem ostatni raz w jej stronę, po czym opuściłem salę szybkim krokiem, nie chcąc by mój głos zdradził moje teraźniejsze emocje.
   Mimo obietnicy samemu sobie, że będę się trzymał z daleka - znów na przeciw wszystkim i wszystkiemu, złamałem dane słowo. Chciałem być blisko niej, ale nasze "blisko" oznaczało coś zupełnie innego. Ja miałem do tego niestworzone ilości czasu, siły, a dziś nawet twierdzę, że i masochizmu. Czasem wyobrażałem sobie, co by się stało, gdybym poznał ją w trochę innych okolicznościach. W ogóle zwrócilibyśmy na siebie uwagę? Teraz niemal czuję że wiem, co ją zniesmacza, że coś innego ją rani, że ją nudzi, albo kompletnie nie interesuje. Mogłem teraz sobie wyobrazić jej reakcje, słowa, mechanizmy obronne. Mogłem. Skatalogowałem sobie ją w mojej głowie. Znałem ją. Znałem ją w sposób, w jaki nie znał jej nikt inny. Poświęciłem na to czas, który nigdy wcześniej nie miał dla mnie takiego znaczenia. Poznałem ją. Byłem w niej, częścią niej. Chciałem dla niej najlepszego, co oznaczało mnie, ale też i zupełne przeciwieństwo.

***

Komentarz = to motywuje!

~~~~~


"Lepiej nikomu nic nie opowiadajcie. 
Bo jak opowiecie – zaczniecie tęsknić."

4 komentarze:

  1. Hejka! Notka wyszła świetnie, dzisiaj chwyciły mnie za serce monologi. Uwielbiam czytać takie przemyślenia. Notka krótka - to fakt - ale jest bardzo wyjątkowa. Praca na studia dla Clary jest swego rodzaju pretekstem dla spotkań X i Amandy, co mnie cieszy :D Trochę smutno, że na notkę będziemy musieli czekać dłużej niż zwykle. Jednak życzę Ci udanej podróży i kolejnej nie zapomnianej przygody! Wróć cała i zdrowa ;))
    Weny!!!
    Trzymaj się! ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejka! Rozdział jak zawsze świetny.
    Ulżylo mi ;) Dobrze, że się pogodzili i będzie wszystko ok... chyba?
    Najciekawszy i zarazem najsmutniejszy był moment jak zaczeli rozmawiać o Michaelu, o procesach... ehhh...
    Tak jak mówiłam notka super. Miłego wyjazdu (na który zresztą już wyjechałaś, ale co tam xD). Mam nadzieję, że zaliczysz kolejną świetną podróż. Czekam na relacje, na drugim blogu ;)
    Pozdrowienia i weny!
    ~Siwa

    OdpowiedzUsuń
  3. A L E C Z A D!!!
    Na początku miałam niemałą rozkmine co tu się podziału i co się stało, ale system się załadował i możemy działać.
    Widzę los specjalnie krzyżuje im ścieżki. Clara wie do kogo i kiedy zwrócić się o pomoc. Więc...będzie genialnie. Już jest, ale co tam. Będzie jeszcze bardziej xD Szczerze to uwielbiam czytać te wszystkie przemyślenia, które o dziwo zmuszają mnie do myślenia. I siedzę później wpatrując się w okno i myślę nad sensem czegokolwiek.
    Tymczasem weny i powodzenia ;D
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń