Strony

piątek, 16 grudnia 2016

Rozdział 7 - To tylko nieporadne istoty ludzkie.


I jestem!
Znów opóźnienie, ale jest :D
Jak tak sobie ostatnio porównywałam aktywność tutaj, a na Serii Remember,
i doszłam do wniosku, że albo aż tak się wypaliłam, że nikt nie czyta,
albo wy macie takiego lenia, że nie chce się komentować xD
Ogólnie ja wiem, że nie zawsze jest czas itd, jednak jest to też forma okazywania szacunku myślę do osoby piszącej. Pamiętajmy, że też to kop i power do dalszego pisania, a np ja ostatnio czasu i weny nie mam, a brak aktywności nie pomaga.
Nie chce się nigdy do ściany pisać, wiadomo, ale brak aktywności to chyba najczęstsza przyczyna upadków blogów, więc jak chcesz aby dalej tworzyć - daj o sobie znać!:)
Co do notki: zadowolona nie jestem, pisałam ją trochę na raty, przez to mam wrażenie, że chaos się tam jakiś zrobił, ale chyba nawet dłuższa wyszła niż ostatnio.
No i jest coś nowego - perspektywa Michasia!
Długo myślałam, czy ją zastosować, jednak doszłam do wniosku, że do pewnych wątków będzie mi ona mega potrzeba. Wprowadzę go powoli, nie chce aby tajemniczy charakter naszego X się rozlał gdzieś, ale musimy pamiętać o kim jest to opo w końcu! :D
Pozdrawiam i zapraszam na nexta:)

~~~~~

  Sama sztuka jest niemalże ze swej natury maską. Z jednej strony odsłania to, co artysta sam chciał pokazać, z drugiej obnaża i mimowolnie ukazuje jakąś tajemnice o nim. Każdy, komu ufamy, na kogo, jak nam się wydaje możemy liczyć, kiedyś nas rozczaruje. Pozostawieni sami sobie ludzie kłamią, mają tajemnice, zmieniają się i znikają, niektórzy za inną maską lub osobowością, inni w gęstej porannej mgle nad klifem.
  Czy ukrywanie się z mojej strony było kłamstwem? Oczywiście, że nie. Nie udawałem tak naprawdę kogoś, kim nie jestem. Poza ukryciem mojego prawdziwego imienia i nazwiska, każde słowo jakie jej przekazywałem było prawdziwe i szczere. Pod peleryną, maską i peruką byłem tym samym człowiekiem, może i nawet prawdziwszym, niż bywałem zazwyczaj wśród ludzi. Nie chcę się teraz usprawiedliwiać, dlaczego to zrobiłem. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Strach? Ból? Nieszczęście? Tęsknota za czymś, czego nigdy nie miałem? Cisza, spokój i życie, o jakim zawsze marzyłem?
   Świat potrafi być okrutny. Wiem o tym lepiej niż niejedna osoba na tym świecie. Świat jest zły, ale i przepiękny zarazem. Pamiętam jak kiedyś siadałem na tarasie w Neverland i rozmyślałem o tym, jak to będzie za kilkadziesiąt lat. Wizje i perspektywy mnie przerażały, przerażała mnie myśl, że moje życie nigdy się już nie zmieni. Kłamstwom, oskarżeniom i plotkom nie będzie końca. Moje podupadające zdrowie w końcu się po mnie upomni, zaś księżyc już na zawsze będę oglądać od tej samej strony. Czyż to nie przerażająca wizja? Mieć wszystko, a tak naprawdę nie mieć zupełnie nic z tego życia?
  Ta noc... To był przypadek. Od roku gdy się tutaj ukrywam, zawsze dbałem o to, aby nie być zauważonym. Mój kostium zaprojektowano w taki sposób, że nie ma nawet możliwości komputerowo na identyfikację siatkówki oka. Jednak czybym był, gdybym jej wtedy nie pomógł? To był impuls, zwykły odruch, nieprzemyślane działanie z mojej strony. Walki i samoobrony nauczyłem się już jakiś czas temu. Gdy tylko wpadłem na pomysł z ukryciem się, zacząłem brać nauki z najlepszymi trenerami w Stanach. Musiałem wiedzieć, jak się obronić, chociażby przed zdemaskowaniem. Musiałem mieć zaplanowane wszystko, gdyż teraz najmniejszy błąd może mnie kosztować bardzo wiele. 
   Co więc się stało, że wpuściłem tę kobietę do mojego prywatnego świata, gdzie nikt nie miał dostępu poza najbliższą rodziną i ludźmi, którzy mi pomogli to zorganizować? Sam nie wiem, mogę się jedynie domyślać i próbować zrozumieć moje serce i ciało, które chciało jej pomóc, bo na pewno tej pomocy potrzebowała. Gdy powiedziała mi o stanach lękowych, zobaczyłem wtedy siebie. Czymże był mój strach przed wyjściem na ulicę, w porównaniu do jej choroby? Strachem nawet przed najbliższymi? Mimo iż poniosłem w życiu wiele strat, czym to było w porównaniu do straty ukochanej osoby i nienarodzonego dziecka? Sam tak długo pragnąłem mieć dzieci. Ona nie mogła, cierpiała, a jednej nocy straciła dwie najważniejsze w jej życiu osoby, w tym dziecko, które pojawiło się niczym dar, po czym bezczelnie jej odebrano.
  Ona się bała. Nie lubiła siebie. Zobaczyłem to w jego oczach. Walczyła ze sobą jeszcze bardziej, niż ja kiedykolwiek sam ze sobą. Patrzyłem na jej zmagania i to było jak oglądanie siebie w lustrze. Pod maską, którą pokazywaliśmy innym, oboje byliśmy rozdarci, w wiecznym starciu ze sobą. Życie nie polega wyłącznie na babraniu się w przeszłości i walce z przeciwnościami losu. Czasem należy po prostu się nim cieszyć, a ona nie potrafiła. Nie mogła odnaleźć ścieżki, jaką ja znalazłem, dlatego też zdecydowałem się jej pomóc. Nie znałem jej, nie ufałem i nie chciałem, by poznała kiedykolwiek kim jestem naprawdę. Chcę jedynie wskazać jej drogę, nauczyć jak funkcjonuje nasz świat, aby nauczyła się w nim żyć i z niego czerpać. Czyż nie ryzykuję, wpuszczając obcą dziewuchę w swoje życie? Co jeśli nie dotrzyma tajemnicy i ktoś się dowie? Co jeśli jedno z nas popełni błąd i moja tajemnica wyjdzie na jaw? Te pytania wciąż zaprzątały mi głowę.


   Kolejne godziny w szkole muzycznej dłużyły mi się jak nigdy wcześniej. Myślę, że to przez fakt, że cały czas od kiedy mieszkam w Paryżu, ta praca to było jedyne co dawało mi tak naprawdę radość. Nigdy nie miałam okazji aby na coś czekać, aby chcieć opuścić szkolny budynek, aby koniec lekcji był upragnioną chwilą, a nie powrotem do szarej rzeczywistości.
  Dzisiaj po zajęciach znów miałam spotkać się z X. Lucas miał nocną zmianę, więc mogłam wyjść niezauważona, nie narażając się na kolejne kłótnie z narzeczonym. To nie tak, że chciałam ranić Lucasa. Kiedyś był jedną z najbliższych mi osób, dziś zaś czuję się, jakbym mieszkała z obcym człowiekiem. Nie wiem, czy to on się zmienił, czy to ja zaczęłam dostrzegać w nim to, co wcześniej tuszowałam. Mimo wszystko byłam mu wdzięczna za to, że po prostu był, bo w moim życiu zwykła ludzka obecność była najrzadszą rzeczą.
  Kiedy w końcu wybiła godzina symbolizująca koniec zajęć, zebrałam wszystkie dokumenty z biurka, po czym opuściłam salę w wyśmienitym humorze. Zbiegłam niemal po schodach, wpadając na zakręcie w kogoś, omal się nie przewracając. Gdy podniosłam wzrok nie wiedziałam co zrobić, ani już tym bardziej powiedzieć. Spojrzałam tylko przerażona pytając niepewnie:
- A... A Ty nie miałeś mieć nocnej zmiany dzisiaj? - Lucas uśmiechnął się zadowolony, wręczając mi białą różę - Myślałam...
- Wziąłem sobie wolne, stwierdziłem, że ostatnio mało czasu spędzamy razem, a jak już go mamy to tylko się kłócimy. Widzę, że masz niesamowicie dużo energii - wyszczerzył się, a ja czułam jak żołądek zaciska mi się do rozmiaru orzeszka.
- Ale Lucas... Bo ja... - nie miałam pojęcia co mu powiedzieć, jak wybrnąć z tej sytuacji - Myślałam, że idziesz do pracy, więc umówiłam się z Clarą.
- Możesz przecież to odwołać, nie? Widzicie się ostatnio bardzo często, na pewno zrozumie, że chcesz spędzić trochę czasu ze swoim narzeczonym.
- Ja... D... Dobrze, jasne - uniosłam kąciki ust w fałszywym uśmiechu, krzycząc w środku cała ze złości.
   Jedyne o czym teraz byłam w stanie myśleć to X czekający na mnie, wizja jak mogłam znów spędzić ten wieczór, ile znów ten człowiek mógł mi przekazać, zaś ja spędzę go w ten sam sposób co zawsze. Ostatnie nauki jakie dał mi X dały mi wiele do myślenia. Nigdy nie myślałam o religii w taki sposób, jaki on mi przedstawił. To niesamowite - być tak wierzącym, a jednocześnie tak złym na religię, jaką spotykamy na co dzień. Co więc przygotował dla mnie na dziś? Czy jeśli go wystawię, będzie chciał mnie widzieć po raz kolejny? To chyba była moja największa obawa. Wiedziałam, jak niechętnie zgodził się na te spotkania. Wiedziałam, że mój najmniejszy błąd sprawi, że nie zobaczę już nigdy tego człowieka. Wiedziałam, że nie mogę zawieść jego zaufania, które i tak ograniczał jak tylko się dało.
- O czym myślisz? - zagadał mężczyzna, gdy przemierzaliśmy samochodem kolejne ulice Paryża - Pomyślałem, że dzisiaj możemy wybrać się do kina, co Ty na to? Dawno nie byliśmy na żadnym filmie.
- Boli mnie głowa - mruknęłam - Chyba nie jest to najlepszy pomysł.
- A może pojedziemy na pizze? Jadłaś coś?
- Nie, jednak nie jestem głodna.
- Skoro nic nie jadłaś to nawet nie ma opcji - skręcił na krzyżówce - Jedziemy coś zjeść.
- Jak uważasz - mruknęłam zatrzymując wzrok na obrazie mijającym za szybą samochodu.
  Teraz w zasadzie było mi już wszystko jedno. Nie miałam siły na wymyślanie kolejnych kłamstw, aby tylko wymknąć się jak jakaś nastolatka. Co ja sobie myślałam? Że będę się z nim widywać w tajemnicy przed wszystkimi, całym światem? I nikt się nie dowie?
   Nagle rozległ się dźwięk telefonu Lucasa. Przymknęłam oczy tuląc policzek do zimnej szyby. Gdy zaczęłam przechwytywać nagle pojedyncze słowa z jego rozmowy, serce zaczęło mi walić szybciej. Spojrzałam na narzeczonego pytająco gdy odkładał słuchawkę.
- Pierre dzwonił, chce abym go zastąpił dzisiaj bo jego żona właśnie jedzie do szpitala, zaczyna rodzić - szepnął zrezygnowany zatrzymując auto na jakimś parkingu - Przepraszam, chciałem spędzić ten wieczór z Tobą ale...
- Nie szkodzi, Pierre musi być przy porodzie, to jest ważniejsze.
- Tutaj zaraz jest przystanek, dojedziesz do domu metrem?
- Jasne, nie martw się o mnie - cmoknęłam go w policzek po czym wysiadłam z auta - Pozdrów Pierra ode mnie.
- Oczywiście - uśmiechnął się niepewnie po czym odjechał.
  Spojrzałam przerażona na zegarek wiedząc, że znów będę spóźniona. Wyleciałam niemal na ulicę łapiąc przejeżdżającą akurat taksówkę. Gdy ruszyliśmy w wskazanym przeze mnie kierunku, dopiero do mnie dotarło, że jesteśmy niemal na drugim końcu Paryża. Jest to ogromne miasto, więc do Galerii Cieni dotrę nie prędzej niż za niecałą godzinę. Zegarek wskazywał, że wszyscy wracają teraz z pracy, więc główne ulice były zakorkowane. Stukałam nerwowo paznokciami w kolano, jednocześnie szczęśliwa, że los jednak pozwolił mi się z nim dzisiaj spotkać.
   Gdy tylko taksówka zatrzymała się w wyznaczonym miejscu, zapłaciłam szybko kierowcy po czym biegiem ruszyłam znaną mi ścieżką. Mogłam poprosić, aby taksówkarz podwiózł mnie dalej, jednak bałam się zaprowadzać kogoś tak blisko Galerii Cieni. Nie mogłam pozwolić, aby przeze mnie ktoś dowiedział się o jego kryjówce, obiecałam mu to, a wręcz sama nie chciałam chyba, aby to miejsce zostało odnalezione. Miało ono w sobie coś niezwykłego, jednak częścią tego było sama tajemnica owiewająca to miejsce.
   Wpadłam wielkimi drzwiami do środka, czując jak mój oddech jest ciężki od biegu. Gdy do moich uszu dotarł dźwięk pianina już wiedziałam, w którym pomieszczeniu się ukrywa. Weszłam do salonu niepewnym krokiem, zatrzymując wzrok przy instrumencie. Siedział i grał nieznaną mi melodię, może nawet jego własną. Wyglądał jak zawsze: ubrany na czarno, a twarz zrobiła maska i lśniąca peruka.
- Znów się spóźniłaś - przerwał grę i spojrzał w moim kierunku, a ja znów nie miałam pojęcia jak wyczuł moją obecność - Mówiłem Ci, że tego nie lubię.
- Wiem, przepraszam - mruknęłam wchodząc w głąb pomieszczenia - Mój narzeczony niespodziewanie podjechał po mnie po pracy, nie wiedziałam jak się wymigać i musiałam pojechać z nim.
- Dlaczego więc jesteś jednak tutaj?
- Zadzwonili do niego z komendy, musiał się jednak stawić w pracy - utkwiłam wzrok w swoich butach - Bałam się za bardzo kombinować, aby nie zaczął niczego podejrzewać.
- Czyż to nie jest komiczne? Okłamujesz najbliższe Ci osoby tylko po to, aby chwilę porozmawiać z całkiem Ci obcym człowiekiem.
- Ja... - nie wiedziałam co odpowiedzieć - Ja naprawdę tego potrzebuję.
- Dlaczego więc akurat ja?
- Nie mam pojęcia - odparłam zgodnie z prawdą - Chcę tylko, abyś nauczył mnie Twojego punktu widzenia.
- Tym się też zajmujemy - wstał z miejsca - Chodź, pokażę Ci coś.
  Posłusznie udałam się za nim do jakiegoś pomieszczenia. Zapewne każda normalna osoba uciekałaby teraz gdzie pieprz rośnie, zamiast chodzić za zamaskowanym mężczyzną po mieszkaniu, które jest ukryte pod ziemią przed całym światem.
   Przechodząc obok głównej ściany coś przykuło mój wzrok. Na każdej półce poustawiane były zdjęcia i płyty przeróżnych wykonawców. Nie mam pojęcia jak stare były te przedmioty, jednak kolekcja była naprawdę powalająca. Wzięłam do ręki jedno ze zdjęć, rozpoznając na nim Michael'a Jackson'a i Paul'a Mccartney'a.
- Skąd to masz? - nie kryłam zdziwienia - Znałeś ich?
- Znałem oboje, swego czasu obracałem się między ludźmi show biznesu.
- Mogę spytać ile masz lat? - spytałam niepewnie na niego zerkając - To zdjęcie jest bardzo stare.
- Owszem. Chodzę już trochę po tym świecie, widziałem wiele i wiele przeżyłem.
- Naprawdę znałeś tych wszystkich ludzi? - zapytałam oglądając kolejne fotografie - Na większości jednak jest jeden z artystów... - nie rozumiałam.
- Z Michaelem byłem kiedyś bardzo blisko.
- Przyjaźniliście się?
- Można tak powiedzieć - zaciął się na chwilę - Teraz też rozumiesz, dlaczego tak zależy mi na mojej prywatności, nie chcę skończyć tak samo jak oni.
- Boisz się krytyki jaka spotkała tych ludzi?
- Nie boję się krytyki, pragnę jedynie spokoju - odparł poważnym głosem - Żyłem u boku tych ludzi wiele lat, widziałem z jakimi problemami się borykają, widziałem jak wiele poświęcili i jak bardzo to zmieniło ich życie.
- To niesamowite, że znałeś ich wszystkich - nie kryłam zachwytu, oglądając kolejne fotografie - A gdzie jesteś Ty?
- Nie ma.
- Nie rozumiem? - zmarszczyłam brwi.
- Zabrałem je specjalnie przed Twoim przyjściem.
- Oh... - dopiero zdałam sobie sprawę jak bardzo to jest logiczne - Wybacz, przecież nie dlatego chodzisz w masce, aby pokazywać mi swoje zdjęcia - zaśmiałam się - Przepraszam.
- Teraz zauważ, jak bardzo zepsute są źródła, które nas karmią informacją. Ja znając tych ludzi znałem prawdę, Ty czytając gazety znasz tylko plotki.
- Chcesz mi opowiadać teraz historię każdego z nich?
- Chcę Ci uświadomić, jak dużą pożywką są ludzie, którzy coś w życiu osiągnęli. Wszystko w brukowcach to nieważne i niepotrzebne informacje. One trwają tylko kilkanaście minut, a potem znikają pod warstwą następnych, równie agresywnych emocji. Zastaje kłębowisko afer, słów, ocen i oskarżeń w niemożliwy do odczytania sposób. I ciągle są jakieś nowe. Nie można się dowiedzieć, jaka ostatecznie jest prawda stojąca za doniesieniem prasowym. Wszystko ginie we mgle. Na tym polega ich śmieciowość. Są bezwartościowe. Nie służą rozwojowi umysłu, mają zapchać czymś co udaje wiedzę.
- Dlaczego więc Ci ludzie nie mówią o tym głośno? - spojrzałam na miejsce w masce, gdzie powinny być oczy - Na pewno można coś z tym zrobić.
- Mówią, wręcz krzyczą, tylko, że nikt ich nie słucha - ostatnie słowa wymówił niemal szeptem - Chodźmy już stąd i proszę, następnym razem nie ruszaj rzeczy bez mojego wyraźnego pozwolenia.
  Spuściłam wzrok niczym mała dziewczynka i ruszyłam dalej posłusznie za nim. Miałam wrażenie, że nie na rękę były mu moje pytania o te zdjęcia i jego przeszłość. W końcu skoro ukrywał się przed światem, to nie po to, aby teraz otwierać się przed pierwszą lepszą gówniarą. Zaczynałam jednak rozumieć dlaczego tak bardzo docenia swoją prywatność. Lata spędzone z wielkimi sławami na pewno go wiele nauczyły. Widać też było, że naprawdę tęskni za tymi ludźmi, dało się to usłyszeć w tonie jego głosu, gdy do mnie mówił.
- Powiedz mi co widzisz? - spytał kładąc na drewnianym stole jakąś starą książkę historyczną.
- "Era wielkich odkrywców" - przeczytałam napis na okładce - Podręcznik opowiadający o rozkwicie Europy, dlaczego mi to pokazujesz?
- Bo nie wszystko jest takie, jak nas uczono. W szkołach nauczano, że była era ‘wielkich odkrywców’. Wcale jednak nie wyruszali w podróż ze szlachetnych pobudek, ani chęci poznania świata. Płynęli nakraść i nikt tego nie ukrywał - zasłuchana w jego słowach przysiadłam na jednym krześle, wpatrując się w książkę jak w obraz - Wyprawy były w miejsca, że na pewno widziano tubylców ze złotem czy szlachetnymi kamieniami. Epoka „wielkich odkryć geograficznych” była tak naprawdę wielkim światowym kryminałem. Europejczycy wsiadali na statki sponsorowane przez władców, a w zamian mieli przywieźć złoto i bogactwo. Nic nie było ważniejsze niż pieniądze - mówił o tym niemal z pogardą - Jeśli tubylcy próbowali bronić swojej ziemi, byli zabijani tysiącami. W Ameryce północnej mieszkało kiedyś 60 milionów Indian. Mieli swoje obyczaje, plemiona, religie. Europejczycy zabijali, albo doprowadzali do śmierci niemal 55 milionów Indian. Wyobrażasz sobie? Strzelali do nich, zmuszali do niewolniczej pracy, celowo zarażali chorobami. Widzisz teraz to co ja? Nigdy nie pokazywano nam drugiej strony.
- Co się więc stało z drugą stroną? - czułam niemal jak szklą mi się oczy na myśl o śmierci tych ludzi - Dlaczego nic z tym nie zrobiono?
- Bo teraz dzieje się dokładnie to samo, Amando, tylko że przełożone na nasze nowe czasy. To jest jednak najgorsze, że nie uczymy się na błędach z przeszłości, a brniemy w to jeszcze dalej, niszcząc siebie nawzajem.
- Jednak jeśli uczą nas o tym mimo wszystko, dlaczego tylko pokazują tę dobrą stronę?
- Wszystko czego uczą w szkołach, ma utwierdzać w przekonaniu, że to my ludzie XXI wieku tworzymy najlepszą i najmądrzejszą cywilizację. Bo mamy szczepionki, miasta i elektryczność - zaśmiał się - I oczywiście nikt nie mówi o tym, że produkujemy najbardziej trującą żywność wszech czasów, ani o tym, że edukacja to powtarzanie niepotrzebnych formułek, szczepionki robi się z komórek mózgowych obcych gatunków, które zakłócają poprawne działanie ludzkiego organizmu, a w świecie ludzie strzelają do siebie z rakiet i karabinów tak samo, jak to robili 500 lat temu. Myślę, że dawne cywilizacje, które uznajemy teraz za gorsze i słabo rozwinięte, miały dużo większą znajomość spraw naprawdę ważnych. Ich niby gorsze religie animistyczne wcale nie były prymitywne, a wprost przeciwnie, opierały się na realnie istniejących zależnościach i zjawiskach świata naturalnego.
- To straszne jak się zatraciliśmy - zmarszczyłam brwi - Co można z tym zrobić?
- Póki świat nie zawróci na dobrą drogę, pojedyncze istoty nic z tym nie zrobią.
- Nie rozumiem jednak wciąż dlaczego to robią?
- To proste, ze strachu - zastanowił się chwilę - Spójrz, jacy jesteśmy słabi. Ludzie nazywają wszystko po imieniu. Na przykład pięćset i pięćset daje tysiąc, a dwa plus dwa jest cztery. To daje ludziom poczucie bezpieczeństwa, mają oni wrażenie, że opisali świat i go rozumieją. Ale teraz spójrz, bo jeśli odbierzesz ludziom komputery, wyłączysz prąd, jeżeli ukryjesz wszystkie samochody, autobusy, samoloty, rowery, zabierzesz telefony, jeśli spłoną ich ubrania, to powstanie chaos. Wtedy odkryją, jak kruchymi są istotami, a zniszczyć ich może zmieniająca się temperatura, śnieg albo gorączka. Nie będzie prezydentów ani żebraków, bo kiedy wszyscy mają nic, stają się równi. To tylko nieporadne istoty ludzkie.
- Jesteśmy jednymi z nich, prawda? - kiwnął tylko głową, a ja spuściłam wzrok sama nie wiedząc co myśleć o tym wszystkim. 
  Natłok myśli kłębił się w mojej głowie, sama nie wiedziałam już jak interpretować słowa X, to wszystko co mi właśnie powiedział. Jak wiele jeszcze jest inaczej, niż myślałam, że jest naprawdę? Chyba się też po prostu trochę bałam. Bałam się tego co mogę usłyszeć, czy na pewno chcę o tym wiedzieć.
- Myślę... - zaczął, gdy nagle zobaczyłam jak łapie się w miejscu serca i opiera w locie o ścianę, aby nie runąć na ziemię. Syknął z bólu, a ja nie myśląc dłużej poderwałam się z krzesła i podtrzymałam go nie wiedząc co się dzieje. 
- Zostaw - warknął odpychając mnie od siebie - Nie przekraczaj granic.
- Ja tylko chciałam...
- Powinnaś już pójść Amando - dodał poważnym tonem prostując się lekko - Możesz przyjść za tydzień o tej samej porze.
- Za tydzień? - nie kryłam zdziwienia - Ale..
- Nie każ mi się rozmyśleć całkowicie z tej decyzji - odparł poważnym tonem - Za tydzień, a teraz idź już.
- Ale jeśli coś Ci się...
- Nic mi nie jest, mam problemy ze sercem, nic nowego - jego ton przyprawił mnie o ciarki - Powiedziałem, że masz wyjść. Nie każ mi powtarzać tego kolejny raz, jeśli chcesz jeszcze kiedyś aby te drzwi były dla Ciebie otwarte.
  Spojrzałam tylko na niego ostatni raz, po czym bez słowa odwróciłam się i opuściłam pomieszczenie, a następnie udałam się prosto do wyjścia. Całą drogę myślałam nad tym, co zrobiłam dzisiaj źle, co było przyczyną takiej reakcji. Zasłabł, chciałam mu tylko pomóc, nic więcej. 
   Intrygował mnie ten człowiek i żałuję, że nigdy nie zaznam tej ciszy, żeby przyjrzeć mu się dokładniej, dostrzec wszystkie jego wady i zalety. Chciałabym kiedyś spojrzeć mu w twarz i pochwycić jego spojrzenie, chciałabym się uśmiechnąć i by odpowiedział mi tym samym. Chciałabym widzieć, jak zaciska szczęki i myśli. Chciałabym, by zaufał mi na tyle, żeby powiedzieć, co chodzi mu po głowie. Chcę po prostu spojrzeć na świat jego oczami, tak bym mogła go zrozumieć i zaakceptować.

***

Komentarz = to motywuje!

~~~~~

"To nic, że jesteś daleko. 
Wieczorem zrób mi miejsce w swoich myślach, 
a ja w Tobie zasnę."

~ Piotr Adamczyk

3 komentarze:

  1. No proszę, perspektywa Michaela. Miłe zaskoczenie. xD
    Całość bardzo intrygująca, naprawdę. Niby to wszystko oczywiste, ale jeszcze w moim otoczeniu nikt tego tak nie nazwał. Zresztą, wystarczy sobie spojrzeć na nasz kraj i co sobie zaczyna poczynać prezes Jaro. :)
    Ale politykę to może zostawię. xD
    Co zauważyłam jeszcze to to jego zasłabnięcie. No tu to ja rozumiem to jego wypad skierowane do niej, ale w życiu normalnie mnie coś takiego wkurza. Człowiek człowiekowi chce pomóc a ten go w dupe kopie. o.o No ale nic, tutaj byłoby zbyt pięknie gdyby on jej od razu podziękował. xD
    Rozdział mi się bardzo podobał i oczywiście czekam na następny. :)
    Masy weny życzę i pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Super, nie jestem fanką Michaela Jacksona, a to opowiadanie skradło mój czas i nie tylko to, bo twoje pozostałe opowiadania również. :) To co piszesz jest pełne inspiracji. Szczerze to czuję się jak bym czytała dobrą książkę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jakie to było fajne.
    Nie naprawdę chyba musze się się zaopatrzyć w słownik jakiś, bo powoli zaczyna mi brakować słów, by cokolwiek tu naszkrobać. Oczywiście wszystko w dobrek myśli.
    Perspektywa Michaela... Przemyślane wszystko co do joty, jakbyś po prostu siedziała w jego środku i tylko przepisywała jego myśli.
    To uczucie, gdy zdajesz sobie sprawę, ze wszystkich tych spraw, które poruszył X, ale dopiero po przeczytaniu tego trafia to do ciebie jakoś tak bardziej.
    No człowiek z dobrą ręką wychodzi, bo zawału by jeszcze dostał, a tu... Mniejsza, przecież nie da się zaufać tak od razu to nie jest pstryk i już. To jest też jego przyzwyczajenie do aktualnego trybu życia.
    Dobra więcej nie potrafię tutaj wymodzić, więc zmykam powoli i czekam już na następny.
    Weny ci życzę i pozdrawiam serdecznie ;***

    OdpowiedzUsuń