Strony

piątek, 27 stycznia 2017

Rozdział 13 - A może po prostu się boję, że wraz z tajemnicą zniknie cała magia?


Obecna! <3
 Nie wiem jak wam, ale ja na swój sposób uwielbiam klimat tego opowiadania.
Nie twierdze wciąż, że przebije historię 'Remember to be Happy' aczkolwiek dobrze się
wczuwam w magię tej historii, przywiązałam się już do bohaterów co myślę jest ważne w pisaniu.
Natalie Portman świetnie mi pasuje do tej roli, charakter naszego X też mi przypadł do gustu w roli Michaela oczywiście, no i akcja rozgrywa się w moim ukochanym mieście świateł - Paryżu.
Kto nie był - polecam odłożyć hajsy (albo tak jak ja na stopa tam pojechać xD) 
i poczuć osobiście klimat Wieży Eiffla:)
 No nic zapraszam na nexta <3

~~~~~


   Rozczarowanie jest ze swej natury czymś raczej pozytywnym - jest zdjęciem czaru, odczarowaniem, momentem, w którym spoza polukrowanej fikcji i fałszywych wyobrażeń wyłania się naga prawda o tym, jak jest naprawdę, i o tym, co jest.
   Mimo iż ten wieczór miałam spędzić całkiem inaczej, nie zamieniłabym tego czasu na nic innego. Mieszkam w Paryżu od dawna, wiele razy przypatrywałam się wieży, jednak nigdy zwykłe patrzenie nie dało mi tyle radości co tej nocy. X śpiewał ciągle przez ten czas niemal wprost do mego ucha. Wciąż czuję na skórze jego wilgotny oddech, a w głowie rozbrzmiewają mi słowa  You are not alone, która była bardzo bliska memu sercu. Jego głos idealnie się wkomponował w tę treść i melodię, mogłabym nawet stwierdzić, że brzmienie i wiele dźwięków były niemal identyczna jak u samego Michaela Jacksona. Jedynie ton był niższy, może też bardziej poważny - ciężko mi stwierdzić, gdyż niewiele wtedy do mnie docierało. Pierwszy raz od dawna chyba czułam się tak spokojna i bezpieczna.
   Gdy weszłam do mieszkania zobaczyłam zapalone światło w salonie. Przełknęłam automatycznie ślinę, zdając sobie dopiero sprawę jak poważna rozmowa mnie zaraz czeka. Jeszcze nie wyjaśniliśmy sytuacji sprzed kilku dni, a dziś znów wystawiłam go uciekając w tylko mnie znanym kierunku. Może to i dziwne, ale zaczęłam czuć się odpowiedzialna za to wszystko. W końcu okłamywałam go z zimną krwią, w dodatku nie chciałam nic wyjaśnić.
- Lucas? - mruknęłam cicho wchodząc do pomieszczenia, w którym unosiła się woń alkoholu - Cholera - zaklnęłam podbiegając do mężczyzny, który siedział na fotelu z zamkniętymi oczami.
  Zabrałam mu z ręki pustą butelkę po Whisky, po czym poklepałam mężczyznę po twarzy, na co w końcu otworzył minimalnie oczy.
- Amanda? - spytał przepitym głosem - Jak śmiesz się tutaj jeszcze pokazywać! 
- Uspokój się, jesteś pijany - spojrzałam na niego niepewnym wzrokiem - Chodź, pomogę Ci się przebrać i położysz się spać, jutro musisz iść rano do pracy, nie możesz się tak pokazać na komendzie.
- A kim Ty jesteś by mi mówić co mam robić? - odepchnął mnie tak, że upadłam tyłkiem na podłogę - Szlajasz się całe noce po fagasach jakiś! Okłamujesz mnie, wymyślasz historyjki i dalej idziesz dupy dawać całemu Paryżowi!
- Porozmawiamy jak wytrzeźwiejesz - wstałam i znów podeszłam do narzeczonego - Wiem, że chciałeś dzisiaj się spotkać, ale...
- Gówno mnie to obchodzi! - wstał z fotela i odepchnął mnie w stronę drzwi - Wyjdź stąd i daj mi święty spokój.
- Nie zostawię Cię tutaj w tym stanie - zaprzeczyłam od razu - Daj sobie pomóc, jutro porozmawiamy, a teraz...
- Wynoś się, nie słyszałaś?! - warknął unosząc prawą dłoń, co skończyło się dla mnie policzkiem - Wyłaź jak nie chcesz, abym Ci pomalował drugiego oka!
- Co się z Tobą stało? - spojrzałam na Lucasa ze łzami w oczach, w ogóle nie poznając w tym człowieku osoby z jaką się związałam - Dlaczego taki jesteś?
- Nie wkurwiaj mnie! - krzyknął ostatni raz, po czym wypchnął mnie z salonu tak, że odbiłam się od szafki w holu.
    Zamknął za sobą z hukiem drzwi od salonu. Spojrzałam za nim czując pojedynczą łzę spływającą po moim policzku. Kim był ten człowiek? Kim jest osoba w ciele Lucasa? Nie mogłam, nie chciałam wierzyć, że on zawsze taki był. To nie z tym człowiekiem się związałam, nie tego niegdyś pokochałam i to nie ten człowiek był mi przyjacielem i oparciem w trudnych chwilach. 
   Podniosłam się w końcu z podłogi, po czym udałam do łazienki czując pieczenie nad okiem. Gdy zobaczyłam w lustrze rozcięty łuk brwiowy znów zaklnęłam w duchu, po czym przemyłam ranę wacikiem. Krew płynęła jeszcze dłuższą chwilę, a ja się zastanawiałam jak wytłumaczę kolejną ranę przed ludźmi. W pracy w końcu ktoś zapyta co się dzieje, jednak ani X, ani Clara nie uwierzą w moje bajeczki i od razu domyślą się, kto mi to zrobił.
  Wykończona zrobiłam wieczorną rutynę, po czym położyłam się spać do łóżka w sypialni. Z salonu nie było słychać już żadnych dźwięków, pewnie również w końcu zasnął. Moment, w którym tracimy świadomość, ale jeszcze nie śpimy, jest szparą w naszym istnieniu. To wtedy do naszej głowy wdzierają się nieodkryte uczucia, strach oraz nadzieja na coś, do czego nie sposób się przyznać przed samym sobą. I właśnie teraz poczułam jak pęka mi serce, gdy zrozumiałam, że między mną a człowiekiem, którego myślałam, że kocham: nic nie ma, nie będzie i w sumie chyba nawet nie było.


   Dorosłość nie jest niczym więcej niż tylko odkrywaniem, że wszystko, w co wierzyłeś, kiedy byłeś młody, to fałsz, a z kolei wszystko to, co w młodości odrzucałeś, teraz okazuje się prawdą. Jedyne tak naprawdę co było w moim życiu niezmienne od dziecka, to mu­zyka, bo ona zaczy­na się tam, gdzie słowo jest bez­silne - nie pot­ra­fi od­dać wy­razu, mu­zyka jest tworzo­na dla niewyrażalnego. Muzyka podnosi cię z miejsca, w którym zostawili cię ludzie - to chyba czyni ją tak niezwykłą, tak silną i niepokonaną w swej istocie.
   Siedziałem w studio od samego rana próbując zająć czymś moją głowę. Gdy wymyślałem plan 'zniknięcia' z powierzchni ziemi nie myślałem, że ten wyczekiwany od lat spokój i cisza staną się dla mnie w końcu ciężarem. Nie wiem, czy po prostu byłem przyzwyczajony do tego szumu wokół mnie, czy serce tęskniło za starą częścią życia, czy to ja nie wiedziałem czego tak naprawdę chcę.
   Spojrzałem w końcu na zegarek, łapiąc się, że znów niekontrolowanie odliczam czas do spotkania z Amandą. Byłem zły i karciłem się w myślach, że pozwalam sobie na tak dużo uwagi w jej stronę. Usprawiedliwiałem się ostatnio tym, że po prostu brakuje mi ludzkiej obecności, a fakt, że jest nią Amanda to czysty przypadek. Sam nie wiem, ile było prawdy w tym, co próbowałem sobie wmówić.
   Gdy wyszedłem ze studia, poczułem ukucie w lewej piersi. Złapałem ręką komodę, powoli kucając w przypływie narastającego bólu. Usiadłem tak skulony na ziemi, czekając aż kłucie w sercu zacznie ustępować. Tym razem jednak trzymało mnie o wiele dłużej, niż ostatnim razem. Poczułem momentalnie jak moje czoło się poci, zaś dłonie zaczynają się trząść na wszystkie strony. Gdy w końcu ból minął, podniosłem się powoli z podłogi, idąc do sypialni, gdzie rzuciłem się zrezygnowany na łóżko. Nagle rozległ się dźwięk mojej komórki, której numer był dostępny tylko dla kilku osób.
- Tak Frank? - mruknąłem do słuchawki widząc imię przyjaciela na wyświetlaczu - Mam nadzieję, że to coś pilnego bo nie czuję się najlepiej.

- Znów się prochów nażarłeś? - spytał z lekką kpiną w głosie - Gorzej niż z dzieckiem, pamiętasz mam nadzieję, że teraz szpital Cię nie poratuje?
- Skończyłeś już? - warknąłem wściekły jego kolejną litanią - Po co dzwoniłeś?
- Zapomniałeś już, że miałem Ci coś załatwić?
- Ach tak - mruknąłem przypominając sobie - Chodzi o Pana Richarda?
- Owszem, za trzy dni będzie miał nocną zmianę, podeślę Ci pojutrze w wiadomości gdzie i o której macie być.
- Dziękuję - szepnąłem unosząc delikatnie kąciki ust - Jesteś najlepszy, wiesz?
- A wiem - zamyślił się - I dlatego też mam dla Ciebie niespodziankę.
- To znaczy?
- Pamiętasz jak żaliłeś się, że brakuje Ci trochę słońca i błękitu wody? Załatwiłem Ci coś.
- Wysyłasz mnie na wakacje? - zaśmiałem się - Poważnie?
- Syn mojej znajomej ma domek niedaleko Saint Tropez. Mała drewniana chatka położona w lasku blisko morza. W okolicy nie ma żadnych innych domków, a teren w większości jest prywatny i oznakowany, więc będziesz mógł bez przebrania odpocząć od tego wszystkiego. Transport oczywiście Ci zorganizuję.
- Jest możliwość wyjazdu z osobą towarzyszącą? - zagryzłem wargę, wiedząc jaka będzie jego reakcja.
- Jaja sobie robisz, prawda? - już słyszałem ten jad w głosie - No niech zgadnę: Amanda! To ja Ci człowieku załatwiam, abyś wyjechał sobie na dni kilka, zdjął z twarzy to białe gówno, odetchnął od smrodu Paryża, a Ty chcesz ją zabrać?!
- Ciągle pracuje, przyda się jej kilka dni wolnego.
- Czy Ty wiesz o czym Ty mówisz?! Musiałbyś cały czas znów być w masce, no i jak chcesz spać w jednym mieszkaniu z kobietą, która podczas snu może Cię zdemaskować!
- Mogę zamknąć sypialnię na klucz - odparłem spokojnie - Poza tym mówiłem Ci już, ufam jej i wcale nie zależy jej na zdjęciu mojej maski.
- Jasne, widzę nieźle sobie Cię urobiła - warknął - Miesza Ci w tym kudłatym łbie, wiesz co to będzie, gdy sprawa wyjdzie na jaw? Wiesz co Ci grozi człowieku?
- Jestem dorosły, potrafię o siebie zadbać Frank.
- Właśnie widzę Panie dorosły - westchnął - Rób co chcesz, bo i tak mnie nie posłuchasz.
- Proszę zaufaj mi, wiem co robię.
- Obyś miał rację Mike - nastała chwila ciszy - Porozmawiaj z nią jak chcesz, jednak nie może nikomu powiedzieć o tym gdzie jedzie.
- O to się nie martw - uśmiechnąłem się mimowolnie - Dziękuję jeszcze raz za wszystko.
- Jasne, trzymaj się.
   Gdy nastała cisza w słuchawce, wykręciłem numer do mojego tutejszego kierowcy. Miałem się spotkać z Amandą dopiero jutro, jednak tak nietypowa propozycja wymaga czasu i zastanowienia, wiec nie chciałem tego odkładać na później.
   Wyjazd i ucieczka od tego wszystkiego była pomysłem idealnym, jednak ucieczka z samotności w kolejną samotność nie miała dla mnie najmniejszego sensu. Naprawdę zaufałem tej kobiecie. Udowodniła mi nie raz, że naprawdę nie ma złych zamiarów, a jedynie sama szuka pomocy i wsparcia. Na początku byłem przeciwny temu wszystkiemu, jej propozycji i całej tej sytuacji, jednak teraz zacząłem dostrzegać jak wiele ja dzięki temu zyskałem. To chyba ja najbardziej potrzebowałem tej rozmowy z kimś, kto mnie nie zna, kto nie może mnie zranić.



   To smutne, że tak często sypiamy w łóżkach osób, z którymi nie chcemy mieć nic wspólnego. Nad ranem nie chcemy mieć nic wspólnego nawet ze sobą. Tak często całujemy się, nie dając od siebie nic więcej poza gęstą śliną. Dokładnie to samo otrzymujemy w zamian. Piszemy, że tęsknimy, choć sami nie wiemy, za czym i czy tęsknimy naprawdę. Nie mamy nic więcej, ale wcale nie przeszkadza nam to we wmawianiu sobie, że to wszystko nosi metkę “Miłość”. A potem zrywamy, nienawidzimy i chcemy zapomnieć. Na wszystkim, co zdawało się być tak prawdziwe zaczynają pojawiać się odrosty. Kiedyś tak często dostrzegałam ten problem u obcych ludzi, dlaczego więc nie dostrzegałam go przez ten cały czas we własnym związku?
   Od zakończenia ostatnich zajęć minęło pół godziny. Siedziałam wciąż w sali nie wiedząc co ze sobą zrobić. Nie chciałam wracać do domu, nie chciałam znów się z nim widzieć i przeżywać tego samego od nowa. Byłam umówiona z Clarą, jednak dzwoniła godzinę temu, że musimy przełożyć nasze spotkanie na jutro, gdyż jej ciotka zachorowała i musi zająć się jej córką.
   W końcu zaczęłam składać swoje rzeczy do torebki. Za oknem zdążyło się już zrobić ciemno, zaś śnieg nie dawał za wygraną od rana sypiąc i okrywając miasto białym puchem. 
- Amando - zatrzymał mnie głos innej nauczycielki na dole w korytarzu - Był tu jakiś mężczyzna i pytał o Ciebie.
- O mnie? - nie kryłam zdziwienia - Czego chciał?
- Mówił, że czeka na Ciebie przed budynkiem.
- D... Dobrze, dziękuję - odparłam i zdziwiona ruszyłam dalej w kierunku drzwi.
  Gdy tylko chłodny wiatr owiał moje policzki, zaczęłam szukać wzrokiem owego nieznajomego. Obok dobrze mi znanej, czarnej limuzyny stał znajomy, ciemnoskóry mężczyzna.
- Witam, jestem tutaj na polecenie Pana X. Oczkuje Pani u siebie.
- Że teraz? - nic już nie rozumiałam.
   Gdy mężczyzna otworzył mi drzwi od auta, wsiadłam niepewnie nie wiedząc co o tym wszystkim myśleć. Mieliśmy się spotkać jutro, stało się coś? Mimo wszystko w duchu czułam pewną ulgę, że jednak ten wieczór spędzę poza własnym domem. Gdy ruszyliśmy poczułam wibracje w torebce. Wyjęłam niepewnie komórkę, widząc zdjęcie Lucasa oznajmiające połączenie.
- Tak? - odebrałam pewna, że nie da mi spokoju.
- Gdzie jesteś?
- Wracam z pracy, jadę jednak jeszcze na zakupy i może odwiedzę Pana Richarda w szpitalu - skłamałam chcąc zyskać trochę czasu - O co chodzi?
- Myślałem, że wrócisz wcześniej i porozmawiamy. Wczoraj... Chyba trochę przesadziłem z alkoholem.
- Trochę? - zaśmiałam się - Po ślubie też tak się będziesz zachowywać?
- To nie tak, ostatnio mam ciężki okres - mruknął do słuchawki wzdychając - Wracam właśnie z pracy, komendant powiedział, że w poniedziałek wysyła nas na obowiązkowe szkolenie do Londynu.
- Na ile?
- Tydzień, pomyślałem jednak, że może chciałabyś pojechać ze mną? Mam znajomego w północnym Londynie mogłabyś...
- Nie, nie ma opcji - przerwałam mu - Żadnych wyjazdów.
- Porozmawiamy w domu, dobrze?
- Jasne, muszę kończyć - odparłam chcąc w końcu zakończyć tę rozmowę.
   Gdy tylko w komórce nastała cisza, odetchnęłam z ulga. Wyjazd Lucasa dobrze nam zrobi. Nie wiem czy jest co jeszcze ratować, jednak rozłąka może stać się odpowiedzią na te wszystkie pytania, które sobie ostatnio zadaję.
- Jesteśmy - usłyszałam głos kierowcy i dopiero zorientowałam się, że stoimy w miejscu. 
   Podziękowałam, po czy  wysiadłam z pojazdu kierując się w dobrze znanym mi kierunku. Uliczka prowadząca do zejścia do Galerii nie była oświetlona. W zasadzie była to jedna z mniej ciekawszych części Paryża, w której na pewno bez powodu spacerować bym nie chciała.
  Zapach drewna i książki stał się dla mnie teraz niemal kojący. Zawsze czułam się dobrze przychodząc tu, a ten zapach był nieodłączną częścią tego miejsca. Usłyszałam muzykę dobiegającą z salonu. Ruszyłam w tym kierunku, czując jak zaciska mi się żołądek. Przy każdym spotkaniu czułam swego rodzaju stres przy tym człowieku. Ufałam mu w każdym calu, jednak wciąż był dla mnie jedną wielką niewiadomą, a jego zmiany nastroju były nie do przewidzenia.

- X? - spytałam, nie chąc go wystraszyć.

   Stał tyłem do mnie przy szafie grającej, z której wydobywała się jedna z piosenek zespołu The Beatles. Mężczyzna odwrócił się powoli w moim kierunku, opierając się tyłem o szafę. Znów maska uniemożliwiała mi identyfikację jego mimiki, czy też po prostu oczu, które często zdradzały tak wiele.
- Mam nadzieję, że nie pokrzyżowałem  Ci znów planów?
- Nie, nie miałam i tak nic lepszego do roboty i nawet lepiej... - urwałam, widząc jak nagle X zerwał się z miejsca i podszedł do mnie szybkim krokiem. 
   Gdy ujął moją twarz w dłonie i przejechał kciukiem pod łukiem brwiowym dopiero sobie przypomniałam o ranie, jaka tam widnieje. Mimo ubrania, widziałam jak mięśnie na jego rękach się napinają.
- To nie to co myślisz - zaczęłam od razu uciekając wzrokiem, gdyż nie umiałam kłamać - Poślizgnęłam się i upadłam, nic wielkiego...
- Jeśli jeszcze raz będziesz próbowała mi wcisnąć jakikolwiek kit i bajkę, więcej Twoja noga tutaj nie postanie - odparł spokojnym, lecz przyprawiającym o ciarki głosem - O co tym razem poszło?
- Był pijany, gdy wróciłam w nocy do domu - sama nie wiem czemu to zrobiłam, ale wtuliłam się w jego klatkę piersiową, jakbym chciała się schować przed jego wzrokiem i gniewem - Pokłóciliśmy się, popchnął mnie i upadłam. Nie chciał mi zrobić krzywdy, to nie jest to samo.
- Gdy podbił Ci oko i rozciął wargę, również robił to z miłości? Masz chyba bardzo mylne pojęcie o uczuciach - poczułam jak w końcu mnie obejmuje, dociskając mocniej do siebie - Co Ty myślałaś wiążąc się z takim człowiekiem?
- Kiedyś był inny, był niczym moja druga połowa, naprawdę. Możesz nie wierzyć mi, ale tak było na samym początku, naprawdę mnie kochał - dopiero zdałam sobie sprawę, że moje oczy stały się wilgotne, na co jeszcze mocnej schowałam twarz w jego pierś.
- Nie można znaleźć drugiej połówki siebie. Nie ma drugiego człowieka, który nas uzupełnia  -mówił niemal szeptem, tuż koło mojego ucha, owiewając moją skórę na szyi swoim ciepłym oddechem - Owszem, mamy takie wrażenie, ale tylko dlatego, ze patrzymy z pragnieniem, aby tak było. Widzimy tylko to, co chcemy zobaczyć, a resztę pomijamy. Mija w końcu czas, powoli zaczynamy dostrzegać, że ten ktoś w rzeczywistości coraz mniej pasuje do nas. Myślimy, że on się zmienił i jesteśmy rozczarowani, ale w gruncie rzeczy on jest taki sam. To my przestaliśmy mu dopisywać to co chcieliśmy, aby miał, a czego w nim nigdy nie było.
- Przepraszam - mruknęłam odsuwając się od niego.
- Za co? Nie masz mnie za co przepraszać - byłam niemal pewna, że się delikatnie uśmiecha - Chcesz coś do picia, a może jesteś głodna?
- Z chęcią napiję się herbaty - odparłam unosząc kąciki ust, po czym udaliśmy się do kuchni - Jest coś, w jakim celu chciałeś mnie dzisiaj koniecznie zobaczyć?
- Tak, jednak najpierw chciałbym zadać Ci jedno pytanie, które nie daje mi spokoju od jakiegoś czasu.
- Słucham? - odparłam zajmując miejsce na krześle - Zrobiłam coś nie tak?
- Nie o to chodzi - postawił czajnik na gaz, po czym odwrócił się do mnie przodem - Ta noc.. Gdy poprosiłaś, bym został obok Ciebie, a ja nieświadomy sam zasnąłem u Twojego boku... Obudziłaś się pierwsza, mogłaś ściągnąć moją maskę, a ja nie miał bym o tym nawet pojęcia, mogłaś zrobić co chcesz, a jednak leżałaś obok po prostu na mnie patrząc... Dlaczego? - spytał niemal szeptem - Musi być w Tobie choć odrobina ciekawości kim jestem... Dlaczego tego nie zrobiłaś? - czułam na sobie  jego wzrok, mimo iż nie mogłam ujrzeć oczu.
- Nie mam pojęcia - odparłam zgodnie z prawdą - Może i czasem zastanawiam się, kto stał się jedną z najważniejszych osób w moim życiu, może i prawdą jest, że chciałabym móc spojrzeć w Twoje oczy by zobaczyć w nich swoje odbicie i choć raz wyczytać z nich co czujesz. Albo boję się, że po tym wszystkim byś mnie znienawidził, że coś by się zmieniło i stracę Cię już na zawsze. A może po prostu boję się, że wraz z tajemnicą zniknie cała magia?
- Magia? - nie krył zdziwienia - Nazywasz to magią?
- Nie chcę nic zmieniać, chcę byś był sobą i nie ma chyba większej prawdziwości niż taka, jaką mi oferujesz. Skoro masz powód by się ukrywać, szanuję Twoją decyzję. Chcę X, a nie kogoś kto się za nim kryje - milczał, a mnie ta cisza aż biła po uszach.
   Dopiero po chwili przerwał to dźwięk czajnika, sygnalizującego, że woda jest już zagotowana. Zalał kubek w ciszy, po czym podał mi go i usiadł naprzeciw mnie, a ja byłam pewna, że przypatruje mi się cały czas.
- Chciałem byś przyszła, gdyż mam dla Ciebie propozycję.
- To znaczy? - spojrzałam w końcu na niego.
- Mój przyjaciel chce, abym odpoczął od tego wszystkiego i załatwił mi małe wakacje blisko Saint Tropez.
- Jedziesz na Lazurowe Wybrzeże?  - uśmiechnęłam się mimowolnie - Byłam raz w Monaco, niesamowite miejsce.
- Myślę, że Tobie taki wyjazd również by dobrze zrobił - odparł, a ja niemal nie udusiłam się łykiem herbaty, jaki właśnie wzięłam - To tylko na cztery dni, termin dostosuję się pod Twoją pracę.
- Nie.. Nie mogę, nie mogę tak wyjechać - odparłam kręcąc głową - Mam pracę, narzeczonego... Co mu powiem?
- W pracy możesz wziąć wolne, jak mówiłem termin podpasuję do Twoich możliwości - zastanowił się chwilę - A Lucas... Myślę, że nie będzie umierał z tęsknoty.
- Nie mogę wyjechać bez słowa, co ja mu powiem? Dopiero co odmówiłam mu wyjazdu do Londynu, a teraz nagle wakacji mi się zachciało?
- Londynu?
- Wyjeżdża po weekendzie na jakieś szkolenie.
- Na jak długo? - gdy zobaczyłam jak od razu się ożywił, pokiwałam ponownie głową - Problem sam się rozwiąże.
- Nie... Nie ma opcji, że wyjadę pod jego nieobecność... Poza tym nie wiem, czy w pracy dostanę wolne na ten okres.
- Więc jutro się dowiesz - jego głos nabrał całkiem innej barwy - Nie zmuszam Cię do niczego, Amando. Podałem propozycję, na którą możesz przystać lub odmówić.
- Dlaczego w ogóle mi to proponujesz? Znów będziesz zmuszony kryć się pod maską.
- Poradzę sobie - odparł, po czym wstał z miejsca - Jak z jutrem?
- Obiecałam Clarze, że wyjdziemy gdzieś razem po pracy.
- Więc widzimy się w sobotę, liczę, że zdążysz już podjąć decyzję - powiedział, po czym opuścił jak gdyby nigdy nic pomieszczenie.
   Odprowadziłam mężczyznę wzrokiem, czując jak moje serce bije nierównomiernym rytmem. On nie był wyjątkiem, każdy ma jakąś tajemnicę. To dlatego wszystkim się wydaje, że ukochana osoba przestanie ich kochać, gdy pozna prawdziwą, ukrytą pod maską twarz. Nikt nie jest wyjątkiem. Ale ja dostrzegłam prawdziwego człowieka i nie chciałam nikogo innego, nawet tej krwi i kości ukrytych pod maską. Najpowszedniejsza rzecz zyskuje urok, gdy się ją zachowuje w tajemnicy - tak niech pozostanie.

***

Komentarz = to motywuje!

~~~~~

"Lekcja: nie oddawać serca w ręce, które go nie chcą." 

czwartek, 19 stycznia 2017

Rozdział 12 - Uśmiech kosztuje mniej od prądu, a daje o wiele więcej światła.

 
I jestem!
Tym razem w miarę bez większego poślizgu, cieszycie się?xd
I teraz małe pytanie do was:
Czy akcja nie idzie jak flaki z olejem?
Ogólnie nigdy nie lubiłam w opowiadaniach, jak ktoś leciał na łeb na szyję,
ale u siebie mam ostatnio wrażenie, że ja to z kolei teraz w drugą stronę robię.
Ale jednocześnie boję się cokolwiek przyspieszać,
bo zależy mi na jak najlepszym pokazaniu tego całego zaufania w tak skomplikowanej 'relacji' jak u nich, sama już nie wiem xD
Doradźcie coś no xd
Dobra, nie przeciągam i zapraszam na rozdział:)
~~~~~

   Weszłam do mieszkania nie wiedząc czego się spodziewać. Było przed północą, X odwiózł mnie pod dom i odprowadził niemal do samych drzwi. Martwił się, wręcz niewiele brakowało, aby zaproponował mi, aby wszedł tutaj razem ze mną. Prawda jednak jest taka, że nikt poza mną samą nie może rozwiązać sprawy z Lucasem jaka ostatnio zaistniała. Rana na wardze wciąż odznaczała się mocno, zaś lekkie zasinienie pod okiem bolało przy każdym dotknięciu. Obiecałam X, że jeśli coś się stanie mam od razu wyjść i wrócić do Galerii, tak - w takiej sytuacji mogę przyjść bez żadnej zapowiedzi. Po prostu mam przyjść, a on będzie czekał. Czyż to nie dziwne? Oferuje mi swoją pomoc, nagina zasady tylko po to, aby pomóc teoretycznie nic dla niego nieznaczącej istocie.
   Postawiłam torebkę na stoliku w kuchni pewna, że Lucas po prostu śpi. Nagle zauważyłam leżącą na blacie kartkę, którą niemal od razu chwyciłam do rąk.

" Wiem, że zapewne nie chcesz mnie teraz widzieć, 
dlatego postanowiłem zostać ten dzień i noc u Alexandro. 
Odbiorę Cię jutro z pracy, chciałbym porozmawiać i wszystko wyjaśnić.

Kocham Cię,
Lucas."

   Gdy skończyłam czytać list poczułam... No właśnie, zupełnie nic. Zgniotłam w dłoni świstek papieru, po czym wyrzuciłam go do kosza całkiem ignorując jego treść. W końcu udałam się do łazienki zrobić wieczorną rutynę. Gdy weszłam do kabiny, a moje ciało oblała gorąca woda poczułam jak się uspokajam. Chyba nieobecność mojego narzeczonego dziś była mi bardzo na rękę. Nie chciałam z nim rozmawiać, nie chciałam słuchać tłumaczeń ani zastanawiać się, czy jego słowa są coś warte. 
   Oparłam się o zimne kafelki wracając wspomnieniami znów w mury Galecii Cieni. Na myśl o X mimowolnie się uśmiechnęłam, zagryzając jednocześnie wargę. Nie mam już pojęcia kim był dla mnie ten człowiek. Tyle nas łączyło, a jednocześnie jak wiele dzieliło. Chyba żadna odległość nie może się równać z tą, którą człowiek potrafi nosić w sercu. Sama właśnie się przekonałam, że można być tak bardzo daleko od osoby, która siedzi niemal obok.


  Każde moje "żartowałem" kryło trochę prawdy, każde "nie wiem" trochę wiedzy, każde "będzie dobrze" dużo lęku, każde "nic mnie to nie obchodzi" mnóstwo emocji, a każde "u mnie w porządku" mnóstwo bólu. Za słowami "nieważne" kryłem to co najważniejsze, z myślami "o niczym" kryłem myśli o wszystkim, za każdym "to nic" doświadczenie porażki, a za każdym "trochę" kryło się "bardzo". Myślałem, że na tym to polega i układałem sobie życie z końców albo z początków, zamiast pracować nad jednym początkiem bez końca. To głupie, bo chcę być szczęśliwy, ale uporczywie myślę o rzeczach które mnie smucą. Jestem ponoć ambitny, ale ostatnio zbyt często wpadam w pułapkę lenistwa. Nie lubię się, ale jednocześnie kocham to kim jestem. Pragnę uwagi, ale odrzuciłem wiele osób, którym na mnie zależy. Wymagam od innych by wiedzieli kim jestem, a jednocześnie sam nie do końca mam o tym pojęcie. Bo kim jestem dziś? Michaelem Jacksonem? A może X? A może po prostu zwykłym tchórzem w masce? To jest właśnie najgorsza pułapka - czasem, gdy zbyt długo chodzisz w masce, zapominasz kogo pod nią ukryłeś.
  Słysząc jak drzwi do Galerii się otwierają chwyciłem w biegu maskę, nakładając ją niedbale razem z peruką. Nie mogąc znaleźć rękawiczek postanowiłem darować ten mały szczegół, zaniedbując te drobne elementy, które niegdyś były dla mnie tak znaczące. Niemal biegiem wparowałem do salonu, gdzie o dziwo moim oczom ukazał się nikt inny jak mój przyjaciel.
- Frank? - spytałem zdejmując przebranie z twarzy - Nie miałeś być za dwie godziny? Jest dopiero siódma rano.
- A Ty się przykleiłeś do tej maski, ze po chacie już w niej latasz? - spojrzał na mnie krzywo - Masz gościa?
- N... Nie - odparłem niepewnie - Po prostu powiedziałem wczoraj Amandzie, że gdyby jej narzeczony znów wpadł w szał może tutaj przyjść nawet bez zapowiedzi, myślałem...
- Co żeś zrobił?! - wydarł się na mnie rzucając swoją teczkę na stół z hukiem - Czy Tobie do końca w tej Jacksonowej głowie się pomieszało?! Kazałem Ci skończyć z tą kobietą, a Ty jej pozwalasz wchodzić tutaj jak do hotelu!
- On ją pobił Frank - odparłem poważnym głosem.
- A co Ciebie to obchodzi? To nie jest Twoje życie Mike! To jest Twój dom - wskazał ręką na mieszkanie - Twoje nowe życie, którego ponoć tak bardzo chciałeś, a teraz co?
- Pobił ją właśnie przeze mnie, pobił ją bo nie chciała wydać mojej tajemnicy.
- No pięknie! - opadł na krzesło - I wiesz co? W jednym masz rację: to jest Twoja wina! Tylko Twoja i nikogo innego, bo gdybyś nie mieszał jej w tak poważne sprawy to pewnie miałaby zwykłe, spokojne życie. Ale nie, Tobie się kobit tutaj zachciało! Aż tak Cię slipki swędzą? Ja ci załatwię zaraz - wyjął komórkę z kieszeni - Zaraz załatwię Ci najlepszą dziwkę w Paryżu, będziesz mógł ją pukać ile wejdzie, to jest...
- Przestań! - warknąłem przerywając mu -  O niczym nie masz pojęcia, nic nie wiesz!
- Wiem tyle ile powinienem. Mike, ja odpowiadam za to całe gówno w jakim siedzisz Ty, ja, oraz wielu innych ludzi, którzy dbają o to, aby Twój królewski tyłek mógł siedzieć spokojnie w miejscu jak to. Chciałeś tego, to był Twój pomysł i mimo iż może teraz zaczyna Cię to przytłaczać, wiedziałeś, że nie ma odwrotu - podszedł do mnie lustrując wzrokiem - Ona może zniszczyć wszystko, Mike.
- Ona nic nie wie, nie chce wiedzieć, miała okazję i nie wykorzystała jej - pokiwałem przecząco głową -  Ona nie jest taka jak myślisz.
- Miała okazję? - zaśmiał się z ironią - Proszę, aż tak spieszy Ci się, aby skończyć za kratkami?
- Przestań - mruknąłem tylko z rezygnacją - Po prostu mi zaufaj.
- To jej nie ufam.
- Bo jej nie znasz - nie dawałem za wygraną - Nie prosiłem Cię o prawienie kazań, chciałem byś przyszedł tutaj bo mam dla Ciebie zadanie, prośbę.
- Więc mów - rozsiadł się ponownie na krześle - Co tym razem?
- Pamiętasz jak dzwoniłem, abyś sprawdził dla mnie w którym szpitalu leży ten staruszek?
- Tak, mam tam znajomego przyjaciela lekarza, tylko dzięki niemu wyciągnąłem te informacje, bo normalnie nie udzieliliby ich nikomu obcemu, czemu pytasz?
- Chcę byś dowiedział się czy w nocy ten oddział jest zamykany dla osób zewnętrznych - oparłem się tyłem o ścianę - Jeśli nie, chciałbym aby zamknął dla mnie raz to piętro.
- O czym Ty do cholery mówisz?
- Amanda chciałaby, abym go poznał - prychnął, ale nie przerwałem - Mnie również na tym zależy, jednak nie mogę się tam udać nawet w przebraniu, gdy jest pełno ludzi. Skoro się przyjaźnicie, mógłbyś spróbować to dla mnie załatwić.
- I co mam powiedzieć? Że mój zamaskowany przyjaciel chce wpaść odwiedzić obcego sobie człowieka? - zaśmiał się - Ona naprawdę Ci we łbie pomieszała!
- Powiesz, że jestem znanym biznesmenem z Ameryki i zależy mi na poufności i prywatności. Nikt przecież nie zedrze mi tej maski z twarzy, co najwyżej jakaś pielęgniarka spojrzy na mnie krzywo i uzna za wariata.
- Jak chcesz to zrobić?
- Wejdę z Amandą tylnym wejściem i windą dla personelu zajedziemy na odpowiednie piętro, jeśli oddział będzie zamknięty nie powinno być tam nikogo poza lekarzem dyżurującym, czyli Twoim kolegą, oraz kilkoma pielęgniarkami.
- A jak coś pójdzie nie tak? Przyjdzie inny lekarz? To jest chore szaleństwo! Tyle problemów dla jednego, głupiego spotkania z człowiekiem, którego na oczy nie widziałeś nawet?
- To dla mnie bardzo ważne, proszę - spojrzałem na przyjaciela wyczekująco - Gdy byłem Michaelem Jacksonem zamykałeś w moim imieniu całe parki rozrywki, hotele, restauracje... Ten jeden raz nie możesz zrobić to po prostu dla przyjaciela?
- Mike... - nie spuszczał ze mnie wzroku - Powiedz mi tak szczerze, co ona dla Ciebie znaczy? - otworzyłem usta nie wiedząc co odpowiedzieć przyjacielowi, po prostu stałem w osłupieniu czując jak gula w moim gardle się powiększa - Twoja reakcja mówi chyba sama za siebie. Dobrze więc, porozmawiam z nim i zobaczę co da się zrobić - odparł na co momentalnie uśmiech wpełzł na moje usta, po czym bez zastanowienia przytuliłem go.
- Dziękuję Ci Frank, dziękuję za wszystko.
- Po prostu obiecaj mi, że ta kobieta nie ześle na ciebie kłopotów.
  Kiwnąłem tylko twierdząco głową, wiedząc już, że mój przyjaciel jest znów po mojej stronie. Mimo wszystko zdawałem sobie sprawę, że ma po części rację. Martwił się, bo robiłem wiele głupot i planuję wciąż kolejne. Jednak co nam po tej całej inteligencji jeśli to własnie ona sprawia, że wariujemy?


   Praca była dla mnie od wielu lat jedną z ucieczek od rzeczywistości. Od kiedy wyzdrowiałam i moja psychika wróciła do normy, często zatracałam się w wir pracy, jakby miało to mnie uchronić przed powrotem do dawnego stanu. Z drugiej strony jednak naprawdę kochałam tę pracę. Muzyka stała się nieodłącznym elementem mojego życia, zaś możliwość przekazywania pasji i nauczania innych jest czymś naprawdę niesamowitym.
- Za mocno wibrujesz, zaśpiewaj tę zwrotkę jeszcze raz, ale teraz spokojniej, skup się - odparłam do Sky, która była jedną z moich nowych uczennic - Tak jest, teraz dobrze.
- Myśli Pani, że coś ze mnie będzie? - blondynka spojrzała mi prosto w oczy - Moja mama mówi, że jestem do niczego.
- Nieprawda, nigdy tak nawet nie myśl - pogłaskałam dziewczynkę po głowie, dziwiąc się poniekąd na jej słowa - Masz piękny głos, jeszcze nad nim troszkę nie panujesz, jednak nic nie przychodzi nam bez trudu. Umiesz już niesamowicie wiele.
- Dziękuję - odparła uśmiechając się do mnie niepewnie, po czym zaczęła pakować swoje długopisy i zeszyt do torby - W takim razie do zobaczenia jutro.
- Jasne, do jutra - odparłam odprowadzając dziewczynę wzrokiem do drzwi, gdy nagle zadzwonił mój telefon.
- Tak? - odebrałam nie zwracając nawet uwagi kto do mnie dzwoni.

- No w końcu! Od wczoraj próbuję się do Ciebie dodzwonić, a Ty jakbyś się w powietrzu rozpłynęła - uśmiechnęłam się mimowolnie na rozzłoszczony głos Clary - Gdzie jesteś mendo?
- W pracy, właśnie skończyłam ostatnie zajęcia - mruknęłam spoglądając na zegarek - Wybacz, ale nie miałam nawet czasu się z Tobą skontaktować. Pokręcony dzień miałam, w sumie to kilka ostatnich.
- Chodzi o Lucasa? - wymówiła jego imię z lekką ironią - Co znów zrobił ten świr?
- Długa historia, to nie jest rozmowa na telefon.
- To może spotkamy się u mnie za dwie godziny?
- Ja... Nie mogę - odparłam z rezygnacją - Lucas chce się spotkać, chyba chce mnie przeprosić. Zostawił w domu list, że wpadnie po mnie po pracy.
- List? Przeprosić? No mów o co chodzi a nie! - niemal krzyczała - Co zrobił?
- Uderzył mnie - odparłam zgodnie z prawdą.
- Że co zrobił?! I Ty po tym pewnie jak gdyby nigdy nic usiadłaś na kanapie i co, może jeszcze przeprosiłaś, że go rozzłościłaś?!
- Clara proszę, uspokój się - próbowałam zebrać słowa do kupy - Nie, wyszłam z mieszkania i wróciłam dopiero wczoraj wieczorem.
- To gdzie żeś była całą noc i dzień? - zamilkła na chwilę - Chyba nie powiesz mi, że widujesz się ciągle z tym zamaskowanym facetem?
- To skomplikowana sprawa - zagryzłam dolną wargę opierając się tyłem o fortepian - On mi pomaga. Między innymi to dzięki niemu chyba zaczynam dostrzegać, że nie mogę pozwolić więcej Lucasowi się tak traktować.
- Więc może ten szaleniec nie jest taki zły, za jakiego go mam - zaśmiała się - Na pewno nie pakujesz się znów w jakieś bagno? Nie znasz tego człowieka przecież.
- Polubiłabyś go - uniosłam mimowolnie kąciki ust - Ma stanowczy charakter, mogłabym rzec nawet, że władczy. Mimo tego bije od niego dziwne ciepło. Nie mogę zobaczyć jego oczu, ale czasem jestem w stanie wyczytać jego emocje z głosu. Ma piękny głos, uwielbiam gdy śpiewa.
- Ej Amanda, nie rozmarzyłaś się Ty mi za bardzo? - Clara zaśmiała się do słuchawki sprowadzając mnie w końcu na ziemię - Ty się chyba nie zakochujesz w facecie bez twarzy, co?
- Co? W nim? Oczywiście, że nie! - niemal krzyknęłam do słuchawki, odczuwając dziwny ścisk w żołądku - To nie to co myślisz.
- Oczywiście, że nie, jednak mówisz o nim w sposób, jakiego u Ciebie jeszcze nie słyszałam.
- Wydaje Ci się - odparłam lekko zbita z tropu - Po prostu mi pomaga. Czuję, że staję przy tym człowieku na nogi.
- W takim razie jesteś chyba w dobrych rękach -  niemal wyczułam, jak się uśmiecha - Muszę kończyć, zobaczymy się w takim razie jutro?
- Po pracy na kawę?
- Jasne, wpadnę po Ciebie - rzuciła z entuzjazmem - To do jutra.
- Cześć - mruknęłam rozłączając się.
   Gdy zakończyłam połączenie chwyciłam za płaszcz i udałam się schodami na dół. Pożegnałam się z innymi nauczycielami ze szkoły, po czym opuściłam budynek. Ku mojemu zdziwieniu chodnik był pokryty cienką warstwą białego puchu. Spojrzałam w niebo, skąd spadały srebrzyste płatki śniegu. Uśmiechnęłam się widząc jak wszystko wokół mnie zmieniło się w ciągu zaledwie kilku godzin.
   Ruszyłam przed siebie naciągając kaptur na głowę. Nagle zatrzymałam się analizując, czy to co widzę, na pewno jest tym co myślę. Znałam tę limuzynę. Poznałam ten krój, przyciemnione szyby, srebrne klamki oraz charakterystyczne felgi. Przyjechał po mnie wczoraj pod szpital tym wozem, jestem tego pewna. Odruchowo rozejrzałam się w poszukiwaniu czerwonego BMW Lucasa. Mój narzeczony stał obok auta, tyłem do mnie, rozmawiając z kimś przez telefon. Był tak przejęty, że chyba nawet nie zauważył, że opuściłam budynek. Spojrzałam ponownie na ciemną limuzynę wiedząc, że wybór mam tylko jeden i podjęcie jednej z decyzji będzie skutkować kolejnymi problemami. Serce zaczęło mi walić, a oddech zrobił się nierównomierny. Rozum pchał mnie w jedną stronę, gdy zaś serce krzyczało, aby złamać wszelkie zasady. W końcu zerwałam się z miejsca sprawdzając jeszcze wzrokiem, czy mój narzeczony wciąż jest pochłonięty rozmową. Pewna w końcu, że mnie nie widzi, biegiem ruszyłam do limuzyny. Zapach skóry i odświeżacza samochodowego uderzył do mego nosa od razu. Gdy tylko drzwi za mną się zamknęły pojazd ruszył, zaś ja odnalazłam wzrokiem człowieka, który ostatnio był sprawką zamieszania w moim życiu.
- Skąd wiedziałeś o której kończę zajęcia?
- Znam Twoją datę urodzenia, drugie imię, wszelkie dane osobowe rodziców, oraz tego pożal się boże Lucasa. Wiem o Tobie znacznie więcej, niż myślisz - zajęłam miejsce naprzeciw niego, nie wiedząc, czy zacząć się bać tego człowieka, czy po prostu zignorować fakt, że zna całe moje życie - Widzę, że rozpoznałaś limuzynę.
- Pokrzyżowałeś moje plany, byłam z kimś umówiona.
- W takim razie dlaczego wybrałaś mnie i wsiadłaś do auta? - mimo iż nie widziałam jego oczu, czułam ten przeszywający wzrok - Nie zabrałem Cię siłą.
- Dokąd jedziemy? - zmieniłam ten niewygodny temat - Mieliśmy się spotkać dopiero za dwa dni.
- Wybierałem się akurat na spacer - wstał i przesiadł się, zajmując miejsce obok mnie - Stwierdziłem, że patrzenie na wieżę Eiffla samotnie nie da mi tyle frajdy.
- Jedziesz popatrzeć na wieżę?
- Lubię się cieszyć z małych rzeczy - ujął dłonią mój podbródek, odwracając twarz w swoją stronę - Wygląda lepiej - dopiero po chwili się zorientowałam, że chodzi o moją rozciętą wargę - Jak po wczoraj? Nie podniósł na Ciebie więcej ręki?
- W więc po to chciałeś mnie dziś spotkać, zapytać czy znów mi nie przywalił? - podniosłam jedną brew wiedząc, że mam rację - Nie, nie widziałam się z nim nawet. Zostawił list, miał mnie odebrać dzisiaj z pracy i wyjaśnić to wszystko
- A więc wygrałem w konkurencji z Twoim narzeczonym? - byłam pewna, że się uśmiecha - Tego się nie spodziewałem.
- Nie cukruj sobie, po prostu nie miałam ochoty marnować swojego czasu na jego głupie wyjaśnienia.
- A masz ochotę ochotę marnować ten czas ze mną?
- Nie nazwałabym go zmarnowanym - uśmiechnęłam się niepewnie - Zresztą nieważne.
- Zrób to jeszcze raz - poprosił nagle, na co spojrzałam na niego zdziwiona.
- Ale że co?
- Uśmiechnij się, lubię gdy się uśmiechasz.
- Dlaczego? - uniosłam znów niepewnie kąciki ust.
- Uśmiech kosztuje mniej od prądu, a daje o wiele więcej światła.
   Po tych słowach poczułam jak moje policzki się palą. Uśmiechnęłam się znów odwracając jednak głowę w przeciwną stronę. Resztę drogi spędziliśmy w zupełnej ciszy. Gdy w końcu zajechaliśmy na miejsce wysiadł pierwszy, trzymając dla mnie następnie drzwi. Była to jakaś uliczka między kamienicami, przez co wieczorem nie było tu zbyt wielu ludzi. X złapał mnie za rękę, po czym pociągnął w stronę jednej z klatek, którą weszliśmy aż na sam dach. Widok był naprawdę niesamowity, już nie pamiętam kiedy widziałam Paryż z takiej perspektywy, podczas opadu śniegu. Nagle jak zawsze po zmierzchu o pełnej godzinie Wieża Eiffla rozbłysła tysiącami migoczących lampek, sprawiając wrażenie roztańczonej księżniczki. Nieświadomie wtuliłam się w ramię X, chłonąc oczami widok miasta. W pewnym momencie do uszu dotarł mi dźwięk jego głosu. Śpiewał, znałam tę piosenkę, jednak byłam tak zatracona w barwie jego głosu, że nie zwróciłam na to większej uwagi. Po prostu chłonęłam melodię całą sobą, zatracając się w tym na dobre.
   Mi­mo późnej po­ry, właśnie budzi się tu życie. Za­kocha­ni siadają nad brze­giem Sek­wa­ny, przy­tulają się, po­pijają wi­no. Wieża Eif­fla - pa­rys­ka da­ma zakłada naj­piękniej­szą suk­nię, mieniącą się niczym tysiące gwiazd, dokład­nie ta­kich jak te, które właśnie spoglądają na nią z zaz­drością. Wszyscy zachwycają się mo­numen­talną kon­struk­cją. Jed­ni ro­bią zdjęcia, drudzy pat­rzą na nią z podzi­wem błagając, aby ta noc - mi­mo że w Pa­ryżu jest ta­kich co nie miara - trwała wie­cznie. Kto w ta­kim miejscu przy­pat­ry­wałby się gwiaz­dom? Może le­piej za­pytać: Po co na nie pat­rzeć, sko­ro wszędzie są ta­kie sa­me? Trud­no się dzi­wić, że by­wają zaz­dros­ne. Prze­cież to one, umiej­sco­wione na gra­nato­wym skle­pieniu spra­wiają, że Pa­ryż sta­je się ma­giczny.
   Świat jest tak skon­struowa­ny, że wszys­tko w ok­reślo­ny sposób bu­duje całok­ształt, na który da­ne nam jest pat­rzeć. Każdy, na­wet naj­drob­niej­szy ele­ment ma znacze­nie. Jed­nak ludzkie oko zaw­sze dostrze­ga coś, co przysłania mu resztę, którą poczy­na uważać za nieis­totną. Właśnie dla­tego będąc wie­czo­rem przy Wieży Eif­fla nikt nie zwra­ca uwa­gi na gwiaz­dy, choć war­to. Bo choćby nie wiado­mo co zmieniło się na świecie, to gwiaz­dy są zaw­sze, nie tra­cimy ich. I to jest w nich naj­piękniej­sze.

***

Komentarz = to motywuje!

~~~~~

"Jedyna słuszna droga prowadzi pod górę"



piątek, 13 stycznia 2017

Rozdział 11 - Zaśnij, zgaśnij... przestań istnieć na tę chwilę.



  Kochani jestem!
Tak, żyję i mam się dobrze, wybaczcie ale maskara teraz jest jakaś...
Nie dość że brak weny, to jeszcze brak czasu. 
Sesja nadchodzi, powoli egzaminy zapowiadaja i nauki sporo, a nie mogę zawalić teraz bo potem będzie problem z napisaniem sesji letniej w maju, a jak wiecie w czerwcu wybywam z Polski naszej na długi okres czasu i muszę to ogarnąć jakoś.
Właśnie, ciekawe czy zdążę z tym opo przed wyjazdem? Jak nie, to czeka was przerwa na prawie cztery miesiące, więc muszę się sprężyć xD
Do połowy lutego bd ciężko, potem po sesji oby wróciło wszystko do normy.
No nic, czekam na komentarze i ocenki jak zawsze - dodajcie mi weny!

~~~~~

  Nie da się nigdy nikogo poznać do końca. Dlatego jest to jedna z najbardziej przerażających rzeczy - przyjmowanie kogoś na wiarę i nadzieja, że on przyjmie nas tak samo. Jest to stan równowagi tak chwiejnej, że aż dziw, iż w ogóle się na to decydujemy. Na co więc ja się zdecydowałam?
   Leżałam od kilku minut nieruchomo wpatrując się jak jego klatka piersiowa spokojnie się unosi i opada. Gdy otworzyłam oczy, a czyjś ciężar uniemożliwiał mi znaczną zmianę pozycji wiedziałam już, że jest wciąż obok mnie. Moje zdziwienie jednak wzrosło nie z jego obecności, a z tego, że nie leżał, a spał obok mnie. 
 Uśmiechnęłam się mimowolnie odgarniając delikatnie włosy z peruki opadające na jego maskę. Spał spokojnie niczym małe dziecko, leżąc zaledwie kilka centymetrów od mojego ciała. Pierwszy raz widziałam go tak spokojnego i tak niewinnego obok mnie. Zawsze trzymał dystans, bał się, że popełni błąd i jego tajemnica wyjdzie na jaw, a tymczasem on zasypia u mego boku stając się najbardziej bezbronnym stworzeniem na tej ziemi. Wtedy chyba po raz pierwszy poczułam, że zaczyna mi ufać. Nie twierdzę, że chciał spać u mego boku, na pewno tak nie było. Czysty przypadek, zmęczenie, nieuwaga z jego strony - ale jednak jego umysł i ciało mimo 'zagrożenia' jakie widział w mojej osobie pozwoliło mu na to, pozwoliło mu się poddać i odejść duchem na te kilka chwil.
  Uniosłam swoją dłoń, delikatnie przejeżdżając palcem wzdłuż różowej farby w miejscu, gdzie powinien być policzek. Kreśliłam w tym miejscu niewidzialne wzroki, co jakiś czas zahaczając o czarną perukę. Nagle poczułam jak się porusza, mimo iż przez maskę nie mogłam zobaczyć czy i kiedy otwiera oczy, spodziewałam się reakcji jaką zastałam - po chwili zerwał się momentalnie, omal nie spadając z łóżka. Dotknął dłonią 'twarzy' jakby chciał się upewnić, że jego tajemnica jest wciąż na swoim miejscu.
- Nawet o tym nie pomyślałam - odparłam od razu czując lekkie ukucie w sercu - Takie więc masz o mnie zdanie?
- Zasnąłem... - odparł jakby sam do siebie, całkiem ignorując moje pytanie - Cholera, zasnąłem! - niemal krzyknął widocznie zły na siebie i wszystko wokół.
- Co jest w tym złego? - spytałam siadając na łóżku.
- Nie mogę sobie pozwalać na taką nieodpowiedzialność - warknął - Od jak dawna nie śpisz?
- Od kilku minut, patrzyłam na Ciebie, nic więcej - spuściłam wzrok - Nawet przez myśl mi nie przeszło, aby wykorzystać okazję i zdjąć Twoją maskę. Mówiłam Ci już, nie zależy mi na tym.
- Skąd mam wiedzieć, że mogę ci ufać?
- O to właśnie chodzi w zaufaniu. Nigdy nie masz pewności - odparłam podchodząc do niego na bliską odległość, dziwiąc się, że tym razem nie cofnął się o krok - Nie uciekasz już przede mną - zauważyłam.
- Nie wyobrażaj sobie za dużo - odparł odwracając się i wychodząc z pomieszczenia.
   Pokiwałam z niedowierzeniem głową i ruszyłam w ślad za mężczyzną. Czasem ciężko mi było się już połapać w tych jego zmianach nastroju. Rozumiałam, że ochrona jest dla niego priorytetem i nie oczekiwałam od niego, że się przede mną tworzy, jednak ciągle sam się katował i próbował zrazić do siebie cały świat, jakby naprawdę wierzył, że na to zasługuje.
- Dlaczego taki jesteś? - spytałam gdy przechodziliśmy przez salon, na co zatrzymał się i odwrócił w moją stronę - Dlaczego wciąż uciekasz?
- Co Ci do tego? Nie powinno Cię to interesować, to ja raczej miałem być od prawienia nauk i kazań, nie na odwrót.
- Przepraszam - odparłam zła na siebie, że zdobyłam się na taki ton w stosunku do niego - Nie chciałam... Nie to miałam na myśli.
- Przestań wciąż mi dziękować, lub za coś przepraszać - odparł o dziwo łagodnym tonem, podchodząc jednocześnie bliżej mnie i ujmując mój podbródek tak, że byłam zmuszona na niego spojrzeć - Nie przepraszaj, gdy nie jesteś czemuś winna.
- Nie chcę znów Cię stracić - sama nie wiem czemu to powiedziałam - Znaczy...
- Nigdy nie straciłaś - odparł jakby wiedząc co chcę powiedzieć - Wciąż boli? - spytał nagle przejeżdżając kciukiem obok rozcięcia na mojej wardze, o którym całkiem zapomniałam.
- Nie, już nie - zmieszałam się - To nic, kilka dni i nie będzie śladu.
- Obiecaj mi, że nigdy więcej nie pozwolisz się tak potraktować.
- Porozmawiam z Lucasem... Jestem pewna, że żałuje tego co zrobił i...
- Nie interesuje mnie czy żałuje, czy nie - przerwał mi ostrym tonem - To co zrobił jest niewybaczalne.
- Sam mówiłeś, że agresja jest tylko wytworem strachu i jesteś w stanie wybaczyć każdemu kto Cię skrzywdził - odparłam cytując jego słowa, co chyba trochę zbiło mężczyznę z tropu - Obiecuję, że nic mi się nie stanie.
- Zaraz południe, co chcesz teraz zrobić?
- Dziś niedziela, chciałabym odwiedzić Pana Richarda w szpitalu, gdyż zawsze w weekend do niego przychodzę.
- Co dalej? - chyba naprawdę bał się, co Lucas może mi zrobić - Wrócisz do domu?
- Jutro rano mam zajęcia w szkole muzycznej, muszę iść do pracy.
- Czy jest szansa, bym zobaczył Cię jeszcze dziś w nocy ostatni raz? Chciałbym Cię gdzieś zabrać, coś pokazać. Chociaż na dwie godziny.
- Oczywiście - odparłam unosząc mimowolnie kąciki ust, w duchu ciesząc się, że tym razem to on przyznał się do potrzeby mojej obecności - Dziękuję Ci, za wszystko.
- Prosiłem byś nie dziękowała - upomniał mnie - Przestań w końcu.
- W takim razie znajdę inny sposób, aby Ci dziękować - mruknęłam niespodziewanie przytulając się do mężczyzny.
   Stał przez chwilę napinając wszystkie mięśnie, jednak w końcu poczułam jak się rozluźnia. Spodziewałam się znów komentarza, wywodów, a nawet złości z jego strony za moją impulsywność, jednak zamiast tego X po prostu mnie objął, po czym schował maskę w moje włosy wzdychając cicho.


                         

   Muzyka jest trzecią szyną życia. Człowiek się jej chwyta, żeby poczuć wstrząs, który wyrwie go z bagna nudnych godzin, żeby coś poczuć, żeby zapłonąć emocjami, których nie doznaje się w szkole, oglądając telewizję czy wkładając talerze do zmywarki.
   Siedziałem w pokoju nagrań od dwóch godzin próbując się skupić na czymś pożytecznym. Od kiedy Amanda opuściła Galerię, nie mogłem znaleźć sobie miejsca we własnym domu. Chyba po prostu zapomniałem jak to jest, gdy nie jest pusty, a Twój oddech nie jest jedynym dźwiękiem Ci towarzyszącym. 
   Wyszedłem z sali zamykając pomieszczenie jak zawsze na klucz. Nie chciałem, aby Amanda tutaj dotarła nawet przypadkiem. Zadawałaby pytania widząc ten sprzęt, elektronikę oraz nagrania. Przemierzając hol rozglądałem się po ścianach, oglądając na nowo każdy z wiszących obrazów. Galeria Cieni była niczym muzeum, sam nie wiem dokładnie skąd udało się moim ludziom ściągnąć te wszystkie cuda w jedno miejsce. Jedne miały niesamowitą wartość, inne zapomniane przez czas nie znaczyły więcej niż kawałek płótna, jednak dla mnie każdy z nich miał swoją pewną wartość.
   Udałem się do sypialni gdzie w końcu opadłem zmęczony na łóżko. Do spotkania z Amandą zostało mi jeszcze kilka godzin, ciekawe co robi? Gdzie się podziewa? Czy widziała się już z narzeczonym? Ostatnio zbyt wiele pytań dotyczących jej osoby zaprzątało moją głowę, zbyt dużo swojej uwagi jej poświęcałem i co najgorsze - często całkiem nieświadomie. Wróciłem myślą do sytuacji sprzed kilku godzin, gdy leżałem jeszcze u boku Amandy w łóżku. Jakim cudem wtedy zasnąłem? Pozwoliłem sobie na tak nieodpowiedzialną rzecz, mogąc zniszczyć przez głupotę wszystko na co tyle pracowałem. Człowiek gdy śpi jest całkowicie bezbronny, jak dziecko, jak pies przywiązany do łańcucha, a zasypiając u czyjegoś boku powierzamy dosłownie wszystko. Nie ma chyba nic bardziej intymnego niż spanie u boku drugiej osoby. A Amanda? Miała okazję, przebudziła się przede mną, widziałem jak przejeżdża palcem po mojej masce wpatrując się ze spokojem jak śpię. Niczego nie próbowała, w jej oczach był czysty spokój, a nawet i radość. Leżała po prostu obok mnie mogąc dowiedzieć się kim jestem, jednak nie zrobiła tego. Byłem w końcu bezbronny i jej jedna decyzja wystarczyła, aby pozbawić mnie tajemnicy. Dlaczego więc nawet nie widziałem w jej oczach chęci zrobienia tego? Naprawdę jej nie zależało? W ogóle nie interesowało ją z kim spędza ostatnio większą ilość swojego czasu? Przez kogo musi okłamywać najbliższych? Ta kobieta ostatnio coraz bardziej mnie zaskakiwała, w zasadzie stawała się dla mnie taką samą zagadką, jaką ja byłem dla niej. Jej przeszłość uczyniła z niej osobę, jaką jest teraz. A co było w niej najpiękniejsze? Właśnie to, że nie miała pojęcia jak wartościowym i uczciwym jest człowiekiem.


- To wcale nie jest śmieszne - rzuciłam w stronę starszego mężczyzny, który miał dzisiaj nadzwyczaj dobry humor - Mimo iż wyniki wciąż zadowalające nie są, to chyba wraca Panu powoli chęć do życia.
- Mam wrażenie, ze Ty również promieniejesz - ukazał szereg zębów błądząc ślepym wzrokiem jakby miał nadzieję, że mnie zobaczy - Mogę wiedzieć czyja to zasługa?
- To długa historia - poprawiłam kołdrę nakrywając mocniej Pana Richarda - Pamięta Pan jak wspominałam kiedyś, że poznałam pewnego, tajemniczego mężczyznę?
- Tak myślałem - zaśmiał się - Jaki on jest?
- Szarmancki - odparłam bez namysłu - Myśli, że wszystko mu wolno i każda decyzja zależy od niego.
- Podoba Ci się to w nim, prawda? - wyszczerzył się lekko - Co jeszcze?
- Nie lubi mówić o sobie. Często się zastanawia, uważnie dobiera słowa, jakby się bał, że powie zbyt wiele.
- Co w nim najbardziej lubisz?
- Głos - oparłam uświadamiając sobie, że to chyba jedyna prywatna rzecz ją mi daje od siebie - Lubię jak śpiewa, ma piękny głos.
- A oczy? Jakiego są koloru?
- Ja... - odparłam niepewnie, nie wiedząc kompletnie co odpowiedzieć starszemu mężczyźnie - Nie wiem, nie widziałam ich nigdy.
- Nie rozumiem? - zdziwił się - Czy...?
- To trudna i skomplikowana sytuacja, nie mam pojęcia jak wygląda.
- To piękne - odparł i się uśmiechnął - To piękne jak mówisz o kimś, kogo nie dane Ci zobaczyć.
- Teraz to ja nie rozumiem - pokręciłam przecząco głową - Co jest w tym takiego pięknego?
- Obdarzasz uczuciem i zaufaniem człowieka na podstawie tego jaki jest, nie jak wygląda - zamyślił się na chwilę - To tak jak z nami, nie uważasz? Nie widzę Cię, jestem ślepy i jedyne co jest mi dane to Twój głos, a mimo to Ci ufam i kocham jak córkę - mówił ciągle, a ja poczułam łzy w oczach - Moja rodzina jest gdzieś tam, a jednak tylko Ty, z pozoru obca mi osoba przychodzisz do mnie, odwiedzasz, martwisz się...
- Proszę... Proszę skończyć... - odparłam podłamanym głosem po czym przytuliłam się do mężczyzny, czując zapach szpitalnej pościeli - Jest Pan cudownym człowiekiem i proszę o tym nigdy nie zapominać.
- Dziękuję Ci Amando, dziękuję za wszystko.
- Proszę mi nie dziękować - odparłam zdając sobie po chwili sprawę, że cytuję słowa X - Za takie rzeczy się nie dziękuje.
- Przepraszam, kolacja - nagle do pomieszczenia weszła jedna z pielęgniarek wioząc ze sobą wózek z jedzeniem - Przypominam, że pora odwiedzin kończy się za godzinę.
-  I tak już się zbierałam - odparłam spoglądając ostatni raz na Pana Richarda - Muszę iść, jestem umówiona.
- Z człowiekiem bez twarzy? - spytał uśmiechając się przy tym pięknie.
- Tak, dokładnie z nim - odparłam całując mężczyznę w czoło, po czym opuściłam pomieszczenie.
  Spojrzałam na niego ostatni raz w drzwiach opierając się o framugę. Był słaby, widziałam to. Jego wyniki pogarszały się z mojej wizyty na wizytę. Nie rozumiem jak rodzina mogła opuścić go w tak trudnym momencie? Stracił niemal wszystko, nie zasługiwał na to. Nie on.
   Ruszyłam korytarzem w dół zdając dopiero sobie sprawę, że za oknem jest już ciemno. Była to wyjątkowo mroźna, ale piękna noc. Brak chmur ukazywał niebo w całej okazałości, jednak blask miasta osłabiał piękno gwiazd je zdobiących.
- Panna Black? - poczułam jak ktoś łapie mnie za ramię pod głównymi drzwiami szpitala.
- Tak, o co chodzi? - spytałam niepewnie, widziałam tego człowieka pierwszy raz na oczy - Czy my się znamy?
- Bardzo proszę za mną - oznajmił podchodząc do czarnej limuzyny, którą dopiero teraz zauważyłam - Pan X czeka na Panią w środku - oznajmił widząc moje zdziwienie gdy otworzył przede mną drzwi samochodu.
  Gdy usłyszałam jego imię serce mi przyspieszyło. Nie rozumiałam zupełnie nic, jednak chyba zadawanie pytań nie było teraz najlepszym wyjściem, więc po prostu wsiadłam do samochodu widząc jak w głębi limuzyny siedzi najbardziej tajemniczy mężczyzna jakiego znam.
- Skąd wiedziałeś jaki szpital? I że wciąż tutaj będę?
- Sprawdziłem gdzie leży niejaki Pan Richard, starszy mężczyzna który stracił wzrok - odparł gdy zajęłam miejsce obok niego na skórzanej kanapie - Pora odwiedzin kończy się niedługo, byłem niemal pewny, że będziesz chciała siedzieć jak najdłużej, aby nie musieć wracać do domu do narzeczonego.
- Dokąd jedziemy? - spytałam rozglądając się, jednak niewiele widziałam przez zaciemnione szyby - Gdzie mnie zabierasz?
- Boisz się? - spytał chyba z lekką kpiną w głosie - No tak, w końcu kto wsiada w nocy do limuzyny z zamaskowanym facetem.
- Gdybyś chciał mnie skrzywdzić, zrobiłbyś to dawno już w Galerii Cieni - odparłam bez namysłu - Mówiłeś, że chcesz mi coś pokazać.
- Owszem, dlatego jedziemy poza miasto.
- Szykuje się kolejna lekcja? - spojrzałam na niego pytająco - Coś w stylu lekcji przyrody?
- Chcę Cię nauczyć czegoś ważnego, chcę byś w końcu się wyciszyła.
- Wyciszyła? - nie kryłam rozbawienia - I do tego musimy jechać poza miasto?
- Nie masz pojęcia jak otoczenie w jakim jesteś ma wpływ na Ciebie.
- Wiem, często jeżdżę o poranku do lasu aby pobiegać, mimo iż mogę to zrobić w mieście - zacięłam się na chwilę - Nie ma możliwości, aby Pan Richard Cię poznał? - wypaliłam na jednym wdechu, na co X odwrócił głowę w moją stronę, zapewne lustrując mnie wzrokiem.
- Myślisz, że ktoś ubrany tak jak ja teraz nie będzie wzbudzał żadnych podejrzeń?
- Przepraszam, nie to miałam na myśli - spuściłam wzrok - Po prostu myślę, że bardzo by chciał Cię poznać.
- Mówiłaś mu o mnie?
- Tak, znaczy nic co mogłoby Ci zagrozić - poprawiłam się od razu - Wie tylko o Twoim istnieniu, chyba uważa, że masz na mnie bardzo dobry wpływ.
- Dlaczego tak bardzo interesujesz się życiem obcego mężczyzny?
- Każdy z nas zasługuje na miłość - zacisnęłam dłoń w piąstkę - On również, on zwłaszcza.
- Panie Jack...Ja... Jesteśmy - usłyszeliśmy głos szofera zza ścianki.
   Mam wrażenie, że chciał powiedzieć coś całkiem innego, jednak nie zwróciłam na to większej uwagi. Podróż minęła mi bardzo szybko, zwłaszcza, że byłam przyzwyczajona do dużych korków w szczycie dnia. Gdy wysiedliśmy ruszyłam za X dróżką biegnącą skrajem lasku. Nie kojarzyłam tego miejsca, jednak oświetlone blaskiem księżyca miało swój pewien urok. Szłam za mężczyzną w ciszy, nie mając pojęcia gdzie mnie prowadzi.
- Ten kierowca... To Twój...?
- Pracuje dla mnie - przerwał mi - Nie, nie jest moim przyjacielem.
  Spojrzałam na niego z ukosa, nakrywając się szczelniej swoim płaszczem. Mimo iż mróz nie był mocno odczuwalny, nie chciałam się rozchorować.
- Zimno Ci? - spytał nagle widząc moje skrzyżowane na piersi ręce - Jeśli...
- Nie, jest dobrze - odparłam przerywając mu - Daleko jeszcze?
- Prawie jesteśmy - szepnął skręcając w jakąś inną dróżkę, prowadzącą dość stromo do góry.
 Spojrzałam niepewnie na X nie będąc przekonana do końca co do trasy jaką obrał. Było ciemno, a ścieżka stroma i niebezpieczna. Widząc moje zachowanie niespodziewanie wyciągnął do mnie rękę. Utkwiłam wzrok w skórzanej rękawiczce, lecz w końcu chwyciłam jego dłoń pozwalając  się poprowadzić.
- Jesteśmy - odparł gdy dotarliśmy na szczyt wzgórza, a widok odebrał mi dech w piersiach - Czasem przyjeżdżam tutaj gdy chcę uciec od tłoku Paryża.
- Przepięknie - mruknęłam pochłaniając widok oczami w każdym calu - Widać niemal całe miasto, wydaje się być stąd takie małe...
- Bo jesteśmy mali w porównaniu z tym wszystkim - rozejrzał się wokół siebie - Nie ma chyba nic piękniejszego od przyrody, nie ma nic silniejszego i bardziej majestatycznego. Chodź - mruknął odchodząc o kilka kroków dalej, zdejmując z siebie czarną pelerynę. Rozłożył materiał na ziemi, po czym na nim usiadł - Chyba nie myślałaś, że założyłem dziś tą pelerynę dla ozdoby?
- Mogłeś wziąć po prostu kocyk - zaśmiałam się siadając obok niego.
- Nie planowałem pikniku w nocy - również się zaśmiał - Jednak jest to całkiem dobry pomysł.
- Masz już coś w planach?
- Może - odwrócił głowę w moją stronę - Uwielbiam spędzać czas w takich miejscach. Przyroda jest niesamowita, człowiek może ją niszczyć, a ona i tak wykorzysta każdą jego nieuwagę i się odrodzi na nowo. Zawsze powraca do równowagi, to ją różni od ludzi. Powinniśmy się od niej tego uczyć, a jedyny tego sposób to stanie się jej częścią.
- W jaki sposób? - spytałam spoglądając w miejsce na masce, gdzie powinny być oczy.
- Połóż się - polecił kładąc się plecami na ziemi, co i ja po chwili uczyniłam układając się bardzo blisko niego ze względu na mały rozmiar peleryny - Co czujesz?
- Nic, chyba nic - mruknęłam - Powinnam coś czuć?
- Nie czujesz, bo robisz to źle - skarcił mnie - Połóż się i przestań w końcu myśleć. Poczuj jak twoje ciało zwalnia, zaczyna przyginać do ziemi. Niech myśli staną się ulotne, zwiewne, nie dają się prowadzić, ani posłusznie analizować. Odpocznij po prostu. Zamknij oczy i zdaj się na wszystko, co będzie. Zaśnij, zgaśnij... przestań istnieć na tę chwilę.
   Uczyniłam to co nakazał całkowicie mu ufając. Musiałam mu zaufać, chciałam mu zaufać - że świat się nie skończy, że jutro nadejdzie, że zniknie tajemnica, i że nadejdzie też prawda.

***

Komentarz = to motywuje!



~~~~~

"Wiesz dlaczego niektórzy ludzie udają, że nic nie czują? 
Bo czują za dużo. I to ich przeraża."

- Charlotte Jasińska

wtorek, 3 stycznia 2017

Rozdział 10 - Usiądź, zaśpiewajmy coś razem.


Powracam! :D
Rozdział miał być później, ale że się wyrobiłam z napisaniem,
a jutro wybywam na kilka dni w góry to wstawiam od razu :)
Jak kochani sylwester? Ja zaliczyłam mega przygodę w Budapeszcie, 
chyba mój najlepszy Nowy Rok w życiu jaki miałam! 
A co do rozdziału - dzisiaj lekko, bez większych akcji myślę,
 ale jestem w miarę zadowolona.
Cieszę się, że to opowiadanie zostało tak fajnie przyjęte.
Mam nadzieję, że wyrobię się z całą tą historią przed moim wylotem do USA, bo jeśli nie, to niestety czekać będzie was prawie 4miesięczna przerwa w tym opowiadaniu (tam na miejscu wątpię abym miała czas na takie rzeczy jak blog).
No nic, nie ględzę i zapraszam!<3

~~~~~

   Gdy dowiedziałam się o śmierci Evana czułam ból. Tak okropny i rozdzierający serce ból, jaki zrozumieją tylko zakochani, którzy stracili miłość swojego życia. Kilka godzin później, gdy dowiedziałam się o tym, że krew wypływająca spomiędzy moich nóg jest moim dzieckiem, nie czułam już bólu - nie czułam zupełnie nic. Nie ma chyba nic gorszego, niż poczucie pustki. 
   Pustka ta wypełniała mnie przez kolejne kilka lat. Jej miejsce częściowo zapełniał wtedy strach. Nie był to zwykły lęk jak potwór czyhający pod łóżkiem, a strach przed życiem. Bałam się ludzi, bałam się wyjść z domu, a gdy w końcu ktoś z bliskich zmuszał mnie siłą - dostawałam ataków paniki. Nie wiem, czy jest gorsza choroba. Żyć, a jednak wegetować. Patrzeć, jednocześnie nie widząc. To dowód jak wydarzenia z naszego życia mogą zmienić człowieka - na gorsze, lub coś o wiele lepszego.
   Całą drogę do Galerii milczałam. Nie miałam odwagi się odezwać, lub chociażby na niego spojrzeć. Szłam wtulona w jego bok, czując jak mnie podtrzymuje, chyba się bojąc, abym nie upadła. Nie wiem czemu zmienił zdanie, może to była zwykła litość z jego strony? W końcu jeszcze niedawno wyrzucił mnie ze swojego życia, zaś teraz znów jest u mego boku. Nie miałam mu za złe, że chciał się mnie pozbyć. Nawaliłam. Złamałam zasadę i powinnam przyjąć tego konsekwencje z uniesioną głową.
- Usiądź - rozkazał gdy weszliśmy do salonu - Zaraz wrócę.
 Zrobiłam jak nakazał, zajmując miejsce na skórzanej sofie. Rozejrzałam się dookoła wciągając ten znany mi zapach drewna. Czułam się jednak inaczej niż zwykle. Czułam się obca, czułam się intruzem, którego nie powinno tutaj być. Po chwili znów ujrzałam X, który niósł w rękach jakieś pudełko.
- Nie ruszaj się - polecił siadając obok mnie, po czym wyjął z pudełka jakiś wacik, który polał płynem z białej butelki - Może zapiec.
- Boli - wykrzywiłam się gdy przyłożył mi nasączony materiał do policzka - Proszę, przestań... - mruknęłam próbując odsunąć jego rękę od swojej twarzy.
- Nie próbuj nawet bo ci zwiążę te ręce - odparł jak najbardziej poważnie, na co przymknęłam tylko oczy, jakby miało to złagodzić ból jaki odczuwałam w tym momencie - Już, gotowe.
- Dziękuję - szepnęłam patrząc w swoje ręce - Nie wiem skąd się tam wziąłeś, ale dziękuję.
- Nie dziękuj, za takie rzeczy się nie dziękuje.
- Pomogłeś mi, znowu - w końcu zdobyłam się by spojrzeć w miejsce na masce, gdzie powinny być oczy - Pomogłeś mimo iż ja Cię zawiodłam.
- To prawda - wstał z miejsca - To, że Ci pomogłem nie znaczy, że zapomniałem. 
- Rozumiem - spuściłam wzrok - I tak zrobiłeś dla mnie o wiele więcej, niż na to zasługuję.
  Odwrócił głowę w moją stronę. Mimo iż nie mogłam zobaczyć jego twarzy, byłam pewna, że w jakiś sposób zdziwiły, a nawet zdenerwowały go moje słowa. Podszedł do mnie bliżej, po czym ukucnął przede mną łapiąc za podbródek tak, że byłam zmuszona na niego spojrzeć.
- Nigdy więcej tak nie mów - skarcił mnie - Zasługujesz na wiele, Amando. A na pewno nie zasługujesz, aby Cię traktowano w ten sposób - dotknął dłonią mojego policzka, przejeżdżając kciukiem obok rany - A więc, kto Ci to zrobił?
- To nieistotnie - znów chciałam uciec wzrokiem, na co ponownie złapał mnie za podbródek uniemożliwiając ucieczkę - Naprawdę... To była moja wina.
- Co więc zrobiłaś, że zasłużyłaś aby tak Cię sponiewierano? - mówił poważnym tonem - W zamian za to co dla Ciebie zrobiłem, zasługuję chyba na odrobinę prawdy?
- Ja... - zawahałam się, nie wiedząc jak to ubrać w słowa - Nie mogłam mu powiedzieć.
- Komu?
- Wrócił wcześniej do domu, myślałam, że będzie dopiero w południe - ukryłam twarz w dłoniach, próbując się nie rozpłakać - Okłamywałam go, zasłużyłam na to. 
- Pozwoliłaś się pobić tylko dlatego, aby nie powiedzieć mu o mnie? - nie krył złości.
- Obiecałam Ci, że dochowam tajemnicy przed każdą osobą, nawet najbliższymi. Zrobiłam to. 
    Siedział tak chwilę w osłupieniu. Nie mam pojęcia co kryło się teraz w jego oczach, co czuł ani o czym myślał, jednak po chwili wstał i usiadł obok mnie jednocześnie biorąc mnie w ramiona. Wtuliłam się w mężczyznę niczym małe dziecko, słysząc jak bije mu serce. Milczeliśmy. Chyba żadne z nas nie wiedziało jakie słowa teraz będą dobre. Po prostu przymknęłam oczy i pozwoliłam sobie napawać się zapachem jego perfum.



   Nie mam pojęcia co ta kobieta skrywała w swoim sercu, jednak było w niej coś, czego nigdy nie spotkałem u innego człowieka. Była uległa, jednocześnie mocno broniąc tego w co wierzy. Nawet w obliczu strachu nie złamała danego mi słowa, pozwoliła się skrzywdzić i upokorzyć, jednak dochowując mojej tajemnicy. Jak mógłbym po czymś takim teraz stwierdzić, że jej nie ufam? Nie znałem jej długo, jednak coraz bardziej zbliżałem się i poznawałem zamieszkujące ją tajemnice.
  Dałem jej chwilę dla siebie wiedząc, że zostanie zapewne u mnie dzisiejszego dnia. Słońce wschodziło coraz wyżej, zapowiadając piękny, słoneczny dzień. Gdy tylko Amanda zaszyła się w łazience, stanąłem przy komodzie otwierając jedną z szuflad, gdzie leżał mój dziennik. Otworzyłem ostrożnie książkę, czując zapach kartek i kurzu. Zapisywałem tutaj swoje uczucia i postanowienia  od kiedy tylko postanowiłem zniknąć z powierzchni ziemi. Nie mogłem wtedy z nikim o tym porozmawiać, więc wylewałem wszystko na papier.
- Dziękuję - gdy usłyszałem za sobą jej głos, szybko schowałem książkę na miejsce zasuwając za sobą szufladę - Wiesz, że nie musisz tego dla mnie robić.
   Wyciągnęła w moją stronę biały ręcznik, który jej dałem chwilę temu, gdy szła do łazienki. Spojrzałem na kobietę wiedząc, że nie może zobaczyć mojego wzroku. Maska była idealnym rozwiązaniem, nie tylko przy ukrywaniu mojej tożsamości. Dawała mi ona możliwość całkowitej anonimowości i obserwacji zachowań.
- Chodźmy do kuchni, na pewno jesteś głodna - nie czekając na odpowiedź ruszyłem do pomieszczenia obok - Kawę do tego?
- Herbatę - rzuciła zajmując miejsce na krześle przy dębowym stole - Nie chcę zajmować Ci czasu.
- Gdybyś mi go zajmowała, a ja bym miał coś lepszego do roboty, to na pewno byś nie siedziała tutaj razem ze mną - mruknąłem wyjmując jakieś szybkie danie z lodówki, po czym włożyłem je do piekarnika - Nie mam na chwilę obecną nic innego do zaproponowania.
- Jest super, dziękuję - odparła uśmiechając się do mnie niepewnie.
- Dlaczego ciągle mi za coś dziękujesz?
- Mam powód.
- Właśnie nie masz - oparłem się tyłem o blat, mając ją teraz idealnie na przeciw siebie - A więc co zrobisz teraz? Gdy już wrócisz do domu?
- Porozmawiam z nim, coś wymyślę. Nie martw się, na pewno nie wydam Twojego sekretu.
- O dziwo to już mnie przestało martwić - odparłem szczerze - Twój narzeczony niemal nie rozwalił Ci twarzy, a Ty nie powiedziałaś nic, co mogłoby wskazywać na moją osobę.
- Obiecałam przecież. To dzisiejszej nocy... Wiem, upiłam się. Nie mam pojęcia dlaczego tu przyszłam, ale na pewno nie chciałam zrobić nic złego. Może po prostu chciałam Cię znów zobaczyć - po tych słowach spuściła głowę czując, jak oblewa ją rumieniec na słowa jakie właśnie wypowiedziała - Znaczy, chciałam powiedzieć...
- Rozumiem - przerwałem jej - Jednak nie możesz pozwolić się tak traktować, nikomu, nigdy.
- Nie mogę od niego odejść.
- A to dlaczego? - nie kryłem zdziwienia - Ten człowiek Cię nie szanuje.
- Boję się zostać sama, tak jak kiedyś - odparła patrząc na mnie ze strachem w oczach.
   Wiedziałem, że przeszłość wciąż bardzo tamuje tę dziewczynę, jednak nie spodziewałem się, że jest ona w stanie dać zrobić sobie każdą krzywdę, byleby dawna pustka nie wróciła znów do jej życia. Nie wiedziałem przez chwilę co powiedzieć. Dla mnie odpowiedź była banalnie prosta, jednak gdy spoglądałem w jej brązowe oczy widziałem jak słabą i kruchą jest istotą. Dawna choroba wyniszczyła ją, jej charakter i całą wartość i pewność siebie. Bała się, że znów ktoś z jej życia odejdzie, że samotne noce znów będą powodować ataki paniki, a strach przed ludźmi wróci i już jej nie opuści.
- Nie chcę by stała Ci się krzywda - odparłem w końcu powodując, że i ona na mnie spojrzała - Przemoc fizyczna niczego nie rozwiązuje, nie w rodzinie, nie w miłości.
- Doświadczyłeś jej kiedyś? - spytała nagle niespodziewanie, a ja poczułem jak zaciska mi się żołądek.
   Przed oczami stanął mi znów obraz z dzieciństwa. Krzyk mojej matki, płacz rodzeństwa i ojciec. Ojciec stojący nad mną z kablem lub pasem z ciężką klamrą. Czuję uderzenia, pręgi na moich nogach, rękach i plecach. Czuję smak krwi, ból głowy i upokorzenie. Bałem się, tak cholernie się bałem.
- X? - wyrwała mnie nagle z zamyślenia - Ja... Jeśli nie chcesz, nie musisz odpowiadać.
- Miałem bardzo trudne dzieciństwo - postanowiłem zdobyć się z nią na odrobinę szczerości - Mój ojciec stosował wobec mnie i rodzeństwa kary fizyczne, jednak to chyba psychika najbardziej ucierpiała.
- Był tyranem?
- Nie, on się bał - stwierdziłem po chwili namysłu - Myślę, że po prostu się bał.
- I dlatego okaleczał małe dzieci? - nie kryła oburzenia - Ze strachu?
- Ludzie tacy już są. Czują się tak bezsilni, że wywołuje to u nich falę agresji. To nie wynika ze zła, ani okrucieństwa. One nie istnieją jako odrębne cechy, są tylko głęboko skrywanym lękiem i strachem, który przejmuje kontrolę nad myślami, uczuciami i czynami. Człowiek jest jak pies przykuty do łańcucha. Nie usprawiedliwiam przemocy, wiem tylko z czego się ona bierze i dlatego jestem w stanie wybaczyć wszystkim, którzy mnie fizycznie skrzywdzili, bo wiem że sami w pewien sposób byli jej ofiarami - odparłem niemal na jednym wdechu, czując jak moje oczy stają się wilgotne.
   Dobrze, że Amanda nie mogła tego zobaczyć. Po tych słowach wyjąłem danie z piekarnika, po czym postawiłem je na stole przed kobietą i opuściłem kuchnię bez słowa. Zamknąłem się w swojej sypialni zakluczając zamek, po czym zdjąłem maskę i rzuciłem na łóżko zsuwając się jednocześnie po ścianie. Nie płakałem, jednak ból i wspomnienia rozsadzały mnie od środka. Tak bardzo chciałbym, aby teraz mój ojciec był obok mnie, powiedział że jest ze mnie dumny i mnie kocha. Tak po prostu, ten jeden, jedyny raz. 
   W tym momencie chyba zauważyłem dopiero, jak bardzo jesteśmy związani z nasza przeszłością. Tak samo było przecież z Amandą, a czym była moja przeszłość w porównaniu z jej stratą i chorobą? W końcu po chwili uspokojenia wstałem, znów nałożyłem na siebie maskę i opuściłem sypialnię, kierując się w stronę salonu, skąd dobiegała muzyka. 
   Gdy tylko mnie zobaczyła wstała od fortepianu, chyba spodziewając się z mojej strony złości za to, że zagrała na instrumencie bez mojej zgody. Podszedłem do niej szybkim krokiem i nim zdążyła coś powiedzieć przytuliłem ją mocno zakleszczając w swoich ramionach. Potrzebowałem tego i wiem, że ona też tego potrzebowała. Tej cholernej pewności, że nie jesteśmy sami. Wtuliła się we mnie nie pytając o nic, tylko czekała aż mój oddech się uspokoi. W końcu spojrzała na mnie niepewnie, unosząc delikatnie kąciki ust.
- Chyba jednak nie jesteś taki straszny, za jakiego chciałeś abym Cię miała? - spytała wciąż delikatnie się uśmiechając, jednak ja zignorowałem jej pytanie zasiadając do fortepianu.
- Usiądź, zaśpiewajmy coś razem.


  Przeznaczenie zazwyczaj czeka tuż za rogiem. Jakby było kieszonkowcem, dziwką albo sprzedawcą losów na loterie; to jego najczęstsze wcielenia. Do drzwi naszego domu nigdy nie zapuka. Trzeba za nim ruszyć.
   Graliśmy razem przez co najmniej trzy godziny. Nie wyglądało to już tak, jak za pierwszym razem, gdy siedzieliśmy przy fortepianie - wtedy jej głos był pusty, pełen cierpienia i niepewności. Dziś zaś się uśmiechała, więcej niż kiedykolwiek było mi dane zobaczyć. Miała piękny uśmiech. Potrafiła nim zarażać nawet i mnie, zupełnie jakby energia płynąca od niej wpadała w moje ciało. W końcu i ja się uśmiechałem. W końcu szczerze i szeroko, tak jak robiłem to kiedyś. Przy Amandzie czułem się młodszy. Czułem się jakbym wracał do dawnych lat mojego życia, odzyskiwałem wtedy całą radość i pewność siebie, zapominałem o skandalach, kłamstwach i wszystkim, przez co musiałem uciekać aż do Europy. Po prostu to znikało, a ja mogłem być zwykłym człowiekiem przy najzwyklejszej w świecie kobiecie. 
   Gdy pierwszy raz ją spotkałem nie miałem pojęcia, że tak bardzo przywiążę się do jej głosu, śmiechu, czy nawet zapachu jej skóry. 
- O czym znów tak myślisz? - spytała nagle, a ja nie miałem nawet pojęcia kiedy skończyła grać - Coś się stało?
- N... Nie, po prostu jest to dla mnie nowa sytuacja.
- Że z kimś śpiewasz?
- Miałem na myśli całą Ciebie - odparłem nie do końca analizując swoje słowa - Znaczy... Po prostu od kiedy tutaj mieszkam to nie pozwoliłem nikomu obcemu się tak zbliżyć do siebie. 
- Żałujesz? - spojrzała na mnie niepewnie, po czym przeniosła wzrok na klawisze instrumentu - Wciąż możesz zmienić decyzję.
- Ale nie chcę tego robić - odpowiedziałem zgodnie z prawdą - Nie dopóki nie dasz mi powodu, abym to zrobił.
- Myślałam, że po incydencie w nocy...
- Właśnie, zostańmy przy tym, że to był tylko incydent - uśmiechnęła się na te słowa, przewracając po chwili kolejną kartką w swoim notesie - Co więc zaśpiewamy teraz?
- Na dziś wystarczy. Jutro gdy wrócisz z pracy chcę, abyśmy skomponowali coś swojego.
- Swojego? - nie kryła zdziwienia - Piszesz również teksty?
- Kiedyś pisałem, jak mówiłem spędziłem trochę czasu pośród sław i co nieco mnie nauczyli.
- Masz przepiękny głos - stwierdziła nagle - Czasem mam wręcz wrażenie, jakbym już go znała i pokochała wiele lat temu.
- Nie bredź - wstałem z miejsca czując lekki ścisk w żołądku - Musze wykonać kilka telefonów.
- Jeśli nie masz nic przeciwko, zdrzemnęłabym się na chwilę. Wciąż boli mnie głowa po wczoraj - kiwnąłem jej tylko głową opuszczając pomieszczenie.
   Zaszyłem się w swoim gabinecie, sprawdzając co chwila jakbym się bał, że mnie podsłuchuje. Zadzwoniłem do Franka i kilku innych wtajemniczonych osób, które były odpowiedzialne między innymi za paczki z jedzeniem do Galerii. W końcu musiałem coś jeść, a wychodzenie do marketu na zakupy było zbyt ryzykowne, nawet w najlepszym przebraniu.
   Gdy wcisnąłem czerwoną słuchawkę po ostatnim telefonie do moich uszu dobiegła cisza. Wyszedłem niepewnie z gabinetu, zachodząc do mojej sypialni, gdzie na szczęście jej nie było. W końcu dziś w nocy tutaj ją położyłem. Potem udałem się do drugiej sypialni, gdzie położyłem ją za pierwszym razem gdy spędziła noc w Galerii. Spała wtulona w poduszkę, oddychając miarowo. Podszedłem bliżej, przejeżdżając palcem wzdłuż jej skroni. Poruszyła się nieznacznie, po chwili uchylając zaspane oczy.
- X? - szepnęła cichutko - Czy...?
- Wszystko w porządku, wpadłem zobaczyć czy wszystko gra. Śpij.
- Poczekaj - mruknęła, na co odwróciłem się znów do niej gotowy już do wyjścia z sypialni - Czy... Czy mógłbyś ze mną chwilę posiedzieć? Dopóki nie zasnę? Ostatnio miewam złe sny.
   Nie odpowiedziałem. Zawahałem się, jednak w końcu ruszyłem w stronę łóżka, po czym ułożyłem się ostrożnie obok kobiety podpierając się na łokciu. Również nic nie mówiła, tylko przysunęła się do mnie ostrożnie, bojąc się zapewne, że znów naruszy pewne granice mojej prywatności. Widząc jej zawahanie sam ją objąłem powodując, że w końcu ułożyła się przy  mnie chowając twarz między poduszkę a mój tors. Gładziłem ją po włosach czekając aż zaśnie. Znów rozpoznałem w nosie zapach jej skóry. Skarciłem się w myślach, zły na siebie za to co robię i na jak wiele pozwalam. W końcu poczułem jak i ja się uspokajam, a moje powieki robią się ciężkie. Nie mam nawet pojęcia kiedy i ja zasnąłem. Zasnąłem u jej boku, stając się całkowicie bezbronny z moją tajemnicą obok kobiety, która mogła teraz podczas mojego snu w każdym momencie zniszczyć to, na co tak długo pracowałem.

***

Komentarz = to motywuje!

~~~~~

"Największą moją porażką było to, że dałam odejść miłości, 
nie byłam gotowa o nią walczyć i ją zatrzymać."

- Shirley Manson