Strony

czwartek, 19 stycznia 2017

Rozdział 12 - Uśmiech kosztuje mniej od prądu, a daje o wiele więcej światła.

 
I jestem!
Tym razem w miarę bez większego poślizgu, cieszycie się?xd
I teraz małe pytanie do was:
Czy akcja nie idzie jak flaki z olejem?
Ogólnie nigdy nie lubiłam w opowiadaniach, jak ktoś leciał na łeb na szyję,
ale u siebie mam ostatnio wrażenie, że ja to z kolei teraz w drugą stronę robię.
Ale jednocześnie boję się cokolwiek przyspieszać,
bo zależy mi na jak najlepszym pokazaniu tego całego zaufania w tak skomplikowanej 'relacji' jak u nich, sama już nie wiem xD
Doradźcie coś no xd
Dobra, nie przeciągam i zapraszam na rozdział:)
~~~~~

   Weszłam do mieszkania nie wiedząc czego się spodziewać. Było przed północą, X odwiózł mnie pod dom i odprowadził niemal do samych drzwi. Martwił się, wręcz niewiele brakowało, aby zaproponował mi, aby wszedł tutaj razem ze mną. Prawda jednak jest taka, że nikt poza mną samą nie może rozwiązać sprawy z Lucasem jaka ostatnio zaistniała. Rana na wardze wciąż odznaczała się mocno, zaś lekkie zasinienie pod okiem bolało przy każdym dotknięciu. Obiecałam X, że jeśli coś się stanie mam od razu wyjść i wrócić do Galerii, tak - w takiej sytuacji mogę przyjść bez żadnej zapowiedzi. Po prostu mam przyjść, a on będzie czekał. Czyż to nie dziwne? Oferuje mi swoją pomoc, nagina zasady tylko po to, aby pomóc teoretycznie nic dla niego nieznaczącej istocie.
   Postawiłam torebkę na stoliku w kuchni pewna, że Lucas po prostu śpi. Nagle zauważyłam leżącą na blacie kartkę, którą niemal od razu chwyciłam do rąk.

" Wiem, że zapewne nie chcesz mnie teraz widzieć, 
dlatego postanowiłem zostać ten dzień i noc u Alexandro. 
Odbiorę Cię jutro z pracy, chciałbym porozmawiać i wszystko wyjaśnić.

Kocham Cię,
Lucas."

   Gdy skończyłam czytać list poczułam... No właśnie, zupełnie nic. Zgniotłam w dłoni świstek papieru, po czym wyrzuciłam go do kosza całkiem ignorując jego treść. W końcu udałam się do łazienki zrobić wieczorną rutynę. Gdy weszłam do kabiny, a moje ciało oblała gorąca woda poczułam jak się uspokajam. Chyba nieobecność mojego narzeczonego dziś była mi bardzo na rękę. Nie chciałam z nim rozmawiać, nie chciałam słuchać tłumaczeń ani zastanawiać się, czy jego słowa są coś warte. 
   Oparłam się o zimne kafelki wracając wspomnieniami znów w mury Galecii Cieni. Na myśl o X mimowolnie się uśmiechnęłam, zagryzając jednocześnie wargę. Nie mam już pojęcia kim był dla mnie ten człowiek. Tyle nas łączyło, a jednocześnie jak wiele dzieliło. Chyba żadna odległość nie może się równać z tą, którą człowiek potrafi nosić w sercu. Sama właśnie się przekonałam, że można być tak bardzo daleko od osoby, która siedzi niemal obok.


  Każde moje "żartowałem" kryło trochę prawdy, każde "nie wiem" trochę wiedzy, każde "będzie dobrze" dużo lęku, każde "nic mnie to nie obchodzi" mnóstwo emocji, a każde "u mnie w porządku" mnóstwo bólu. Za słowami "nieważne" kryłem to co najważniejsze, z myślami "o niczym" kryłem myśli o wszystkim, za każdym "to nic" doświadczenie porażki, a za każdym "trochę" kryło się "bardzo". Myślałem, że na tym to polega i układałem sobie życie z końców albo z początków, zamiast pracować nad jednym początkiem bez końca. To głupie, bo chcę być szczęśliwy, ale uporczywie myślę o rzeczach które mnie smucą. Jestem ponoć ambitny, ale ostatnio zbyt często wpadam w pułapkę lenistwa. Nie lubię się, ale jednocześnie kocham to kim jestem. Pragnę uwagi, ale odrzuciłem wiele osób, którym na mnie zależy. Wymagam od innych by wiedzieli kim jestem, a jednocześnie sam nie do końca mam o tym pojęcie. Bo kim jestem dziś? Michaelem Jacksonem? A może X? A może po prostu zwykłym tchórzem w masce? To jest właśnie najgorsza pułapka - czasem, gdy zbyt długo chodzisz w masce, zapominasz kogo pod nią ukryłeś.
  Słysząc jak drzwi do Galerii się otwierają chwyciłem w biegu maskę, nakładając ją niedbale razem z peruką. Nie mogąc znaleźć rękawiczek postanowiłem darować ten mały szczegół, zaniedbując te drobne elementy, które niegdyś były dla mnie tak znaczące. Niemal biegiem wparowałem do salonu, gdzie o dziwo moim oczom ukazał się nikt inny jak mój przyjaciel.
- Frank? - spytałem zdejmując przebranie z twarzy - Nie miałeś być za dwie godziny? Jest dopiero siódma rano.
- A Ty się przykleiłeś do tej maski, ze po chacie już w niej latasz? - spojrzał na mnie krzywo - Masz gościa?
- N... Nie - odparłem niepewnie - Po prostu powiedziałem wczoraj Amandzie, że gdyby jej narzeczony znów wpadł w szał może tutaj przyjść nawet bez zapowiedzi, myślałem...
- Co żeś zrobił?! - wydarł się na mnie rzucając swoją teczkę na stół z hukiem - Czy Tobie do końca w tej Jacksonowej głowie się pomieszało?! Kazałem Ci skończyć z tą kobietą, a Ty jej pozwalasz wchodzić tutaj jak do hotelu!
- On ją pobił Frank - odparłem poważnym głosem.
- A co Ciebie to obchodzi? To nie jest Twoje życie Mike! To jest Twój dom - wskazał ręką na mieszkanie - Twoje nowe życie, którego ponoć tak bardzo chciałeś, a teraz co?
- Pobił ją właśnie przeze mnie, pobił ją bo nie chciała wydać mojej tajemnicy.
- No pięknie! - opadł na krzesło - I wiesz co? W jednym masz rację: to jest Twoja wina! Tylko Twoja i nikogo innego, bo gdybyś nie mieszał jej w tak poważne sprawy to pewnie miałaby zwykłe, spokojne życie. Ale nie, Tobie się kobit tutaj zachciało! Aż tak Cię slipki swędzą? Ja ci załatwię zaraz - wyjął komórkę z kieszeni - Zaraz załatwię Ci najlepszą dziwkę w Paryżu, będziesz mógł ją pukać ile wejdzie, to jest...
- Przestań! - warknąłem przerywając mu -  O niczym nie masz pojęcia, nic nie wiesz!
- Wiem tyle ile powinienem. Mike, ja odpowiadam za to całe gówno w jakim siedzisz Ty, ja, oraz wielu innych ludzi, którzy dbają o to, aby Twój królewski tyłek mógł siedzieć spokojnie w miejscu jak to. Chciałeś tego, to był Twój pomysł i mimo iż może teraz zaczyna Cię to przytłaczać, wiedziałeś, że nie ma odwrotu - podszedł do mnie lustrując wzrokiem - Ona może zniszczyć wszystko, Mike.
- Ona nic nie wie, nie chce wiedzieć, miała okazję i nie wykorzystała jej - pokiwałem przecząco głową -  Ona nie jest taka jak myślisz.
- Miała okazję? - zaśmiał się z ironią - Proszę, aż tak spieszy Ci się, aby skończyć za kratkami?
- Przestań - mruknąłem tylko z rezygnacją - Po prostu mi zaufaj.
- To jej nie ufam.
- Bo jej nie znasz - nie dawałem za wygraną - Nie prosiłem Cię o prawienie kazań, chciałem byś przyszedł tutaj bo mam dla Ciebie zadanie, prośbę.
- Więc mów - rozsiadł się ponownie na krześle - Co tym razem?
- Pamiętasz jak dzwoniłem, abyś sprawdził dla mnie w którym szpitalu leży ten staruszek?
- Tak, mam tam znajomego przyjaciela lekarza, tylko dzięki niemu wyciągnąłem te informacje, bo normalnie nie udzieliliby ich nikomu obcemu, czemu pytasz?
- Chcę byś dowiedział się czy w nocy ten oddział jest zamykany dla osób zewnętrznych - oparłem się tyłem o ścianę - Jeśli nie, chciałbym aby zamknął dla mnie raz to piętro.
- O czym Ty do cholery mówisz?
- Amanda chciałaby, abym go poznał - prychnął, ale nie przerwałem - Mnie również na tym zależy, jednak nie mogę się tam udać nawet w przebraniu, gdy jest pełno ludzi. Skoro się przyjaźnicie, mógłbyś spróbować to dla mnie załatwić.
- I co mam powiedzieć? Że mój zamaskowany przyjaciel chce wpaść odwiedzić obcego sobie człowieka? - zaśmiał się - Ona naprawdę Ci we łbie pomieszała!
- Powiesz, że jestem znanym biznesmenem z Ameryki i zależy mi na poufności i prywatności. Nikt przecież nie zedrze mi tej maski z twarzy, co najwyżej jakaś pielęgniarka spojrzy na mnie krzywo i uzna za wariata.
- Jak chcesz to zrobić?
- Wejdę z Amandą tylnym wejściem i windą dla personelu zajedziemy na odpowiednie piętro, jeśli oddział będzie zamknięty nie powinno być tam nikogo poza lekarzem dyżurującym, czyli Twoim kolegą, oraz kilkoma pielęgniarkami.
- A jak coś pójdzie nie tak? Przyjdzie inny lekarz? To jest chore szaleństwo! Tyle problemów dla jednego, głupiego spotkania z człowiekiem, którego na oczy nie widziałeś nawet?
- To dla mnie bardzo ważne, proszę - spojrzałem na przyjaciela wyczekująco - Gdy byłem Michaelem Jacksonem zamykałeś w moim imieniu całe parki rozrywki, hotele, restauracje... Ten jeden raz nie możesz zrobić to po prostu dla przyjaciela?
- Mike... - nie spuszczał ze mnie wzroku - Powiedz mi tak szczerze, co ona dla Ciebie znaczy? - otworzyłem usta nie wiedząc co odpowiedzieć przyjacielowi, po prostu stałem w osłupieniu czując jak gula w moim gardle się powiększa - Twoja reakcja mówi chyba sama za siebie. Dobrze więc, porozmawiam z nim i zobaczę co da się zrobić - odparł na co momentalnie uśmiech wpełzł na moje usta, po czym bez zastanowienia przytuliłem go.
- Dziękuję Ci Frank, dziękuję za wszystko.
- Po prostu obiecaj mi, że ta kobieta nie ześle na ciebie kłopotów.
  Kiwnąłem tylko twierdząco głową, wiedząc już, że mój przyjaciel jest znów po mojej stronie. Mimo wszystko zdawałem sobie sprawę, że ma po części rację. Martwił się, bo robiłem wiele głupot i planuję wciąż kolejne. Jednak co nam po tej całej inteligencji jeśli to własnie ona sprawia, że wariujemy?


   Praca była dla mnie od wielu lat jedną z ucieczek od rzeczywistości. Od kiedy wyzdrowiałam i moja psychika wróciła do normy, często zatracałam się w wir pracy, jakby miało to mnie uchronić przed powrotem do dawnego stanu. Z drugiej strony jednak naprawdę kochałam tę pracę. Muzyka stała się nieodłącznym elementem mojego życia, zaś możliwość przekazywania pasji i nauczania innych jest czymś naprawdę niesamowitym.
- Za mocno wibrujesz, zaśpiewaj tę zwrotkę jeszcze raz, ale teraz spokojniej, skup się - odparłam do Sky, która była jedną z moich nowych uczennic - Tak jest, teraz dobrze.
- Myśli Pani, że coś ze mnie będzie? - blondynka spojrzała mi prosto w oczy - Moja mama mówi, że jestem do niczego.
- Nieprawda, nigdy tak nawet nie myśl - pogłaskałam dziewczynkę po głowie, dziwiąc się poniekąd na jej słowa - Masz piękny głos, jeszcze nad nim troszkę nie panujesz, jednak nic nie przychodzi nam bez trudu. Umiesz już niesamowicie wiele.
- Dziękuję - odparła uśmiechając się do mnie niepewnie, po czym zaczęła pakować swoje długopisy i zeszyt do torby - W takim razie do zobaczenia jutro.
- Jasne, do jutra - odparłam odprowadzając dziewczynę wzrokiem do drzwi, gdy nagle zadzwonił mój telefon.
- Tak? - odebrałam nie zwracając nawet uwagi kto do mnie dzwoni.

- No w końcu! Od wczoraj próbuję się do Ciebie dodzwonić, a Ty jakbyś się w powietrzu rozpłynęła - uśmiechnęłam się mimowolnie na rozzłoszczony głos Clary - Gdzie jesteś mendo?
- W pracy, właśnie skończyłam ostatnie zajęcia - mruknęłam spoglądając na zegarek - Wybacz, ale nie miałam nawet czasu się z Tobą skontaktować. Pokręcony dzień miałam, w sumie to kilka ostatnich.
- Chodzi o Lucasa? - wymówiła jego imię z lekką ironią - Co znów zrobił ten świr?
- Długa historia, to nie jest rozmowa na telefon.
- To może spotkamy się u mnie za dwie godziny?
- Ja... Nie mogę - odparłam z rezygnacją - Lucas chce się spotkać, chyba chce mnie przeprosić. Zostawił w domu list, że wpadnie po mnie po pracy.
- List? Przeprosić? No mów o co chodzi a nie! - niemal krzyczała - Co zrobił?
- Uderzył mnie - odparłam zgodnie z prawdą.
- Że co zrobił?! I Ty po tym pewnie jak gdyby nigdy nic usiadłaś na kanapie i co, może jeszcze przeprosiłaś, że go rozzłościłaś?!
- Clara proszę, uspokój się - próbowałam zebrać słowa do kupy - Nie, wyszłam z mieszkania i wróciłam dopiero wczoraj wieczorem.
- To gdzie żeś była całą noc i dzień? - zamilkła na chwilę - Chyba nie powiesz mi, że widujesz się ciągle z tym zamaskowanym facetem?
- To skomplikowana sprawa - zagryzłam dolną wargę opierając się tyłem o fortepian - On mi pomaga. Między innymi to dzięki niemu chyba zaczynam dostrzegać, że nie mogę pozwolić więcej Lucasowi się tak traktować.
- Więc może ten szaleniec nie jest taki zły, za jakiego go mam - zaśmiała się - Na pewno nie pakujesz się znów w jakieś bagno? Nie znasz tego człowieka przecież.
- Polubiłabyś go - uniosłam mimowolnie kąciki ust - Ma stanowczy charakter, mogłabym rzec nawet, że władczy. Mimo tego bije od niego dziwne ciepło. Nie mogę zobaczyć jego oczu, ale czasem jestem w stanie wyczytać jego emocje z głosu. Ma piękny głos, uwielbiam gdy śpiewa.
- Ej Amanda, nie rozmarzyłaś się Ty mi za bardzo? - Clara zaśmiała się do słuchawki sprowadzając mnie w końcu na ziemię - Ty się chyba nie zakochujesz w facecie bez twarzy, co?
- Co? W nim? Oczywiście, że nie! - niemal krzyknęłam do słuchawki, odczuwając dziwny ścisk w żołądku - To nie to co myślisz.
- Oczywiście, że nie, jednak mówisz o nim w sposób, jakiego u Ciebie jeszcze nie słyszałam.
- Wydaje Ci się - odparłam lekko zbita z tropu - Po prostu mi pomaga. Czuję, że staję przy tym człowieku na nogi.
- W takim razie jesteś chyba w dobrych rękach -  niemal wyczułam, jak się uśmiecha - Muszę kończyć, zobaczymy się w takim razie jutro?
- Po pracy na kawę?
- Jasne, wpadnę po Ciebie - rzuciła z entuzjazmem - To do jutra.
- Cześć - mruknęłam rozłączając się.
   Gdy zakończyłam połączenie chwyciłam za płaszcz i udałam się schodami na dół. Pożegnałam się z innymi nauczycielami ze szkoły, po czym opuściłam budynek. Ku mojemu zdziwieniu chodnik był pokryty cienką warstwą białego puchu. Spojrzałam w niebo, skąd spadały srebrzyste płatki śniegu. Uśmiechnęłam się widząc jak wszystko wokół mnie zmieniło się w ciągu zaledwie kilku godzin.
   Ruszyłam przed siebie naciągając kaptur na głowę. Nagle zatrzymałam się analizując, czy to co widzę, na pewno jest tym co myślę. Znałam tę limuzynę. Poznałam ten krój, przyciemnione szyby, srebrne klamki oraz charakterystyczne felgi. Przyjechał po mnie wczoraj pod szpital tym wozem, jestem tego pewna. Odruchowo rozejrzałam się w poszukiwaniu czerwonego BMW Lucasa. Mój narzeczony stał obok auta, tyłem do mnie, rozmawiając z kimś przez telefon. Był tak przejęty, że chyba nawet nie zauważył, że opuściłam budynek. Spojrzałam ponownie na ciemną limuzynę wiedząc, że wybór mam tylko jeden i podjęcie jednej z decyzji będzie skutkować kolejnymi problemami. Serce zaczęło mi walić, a oddech zrobił się nierównomierny. Rozum pchał mnie w jedną stronę, gdy zaś serce krzyczało, aby złamać wszelkie zasady. W końcu zerwałam się z miejsca sprawdzając jeszcze wzrokiem, czy mój narzeczony wciąż jest pochłonięty rozmową. Pewna w końcu, że mnie nie widzi, biegiem ruszyłam do limuzyny. Zapach skóry i odświeżacza samochodowego uderzył do mego nosa od razu. Gdy tylko drzwi za mną się zamknęły pojazd ruszył, zaś ja odnalazłam wzrokiem człowieka, który ostatnio był sprawką zamieszania w moim życiu.
- Skąd wiedziałeś o której kończę zajęcia?
- Znam Twoją datę urodzenia, drugie imię, wszelkie dane osobowe rodziców, oraz tego pożal się boże Lucasa. Wiem o Tobie znacznie więcej, niż myślisz - zajęłam miejsce naprzeciw niego, nie wiedząc, czy zacząć się bać tego człowieka, czy po prostu zignorować fakt, że zna całe moje życie - Widzę, że rozpoznałaś limuzynę.
- Pokrzyżowałeś moje plany, byłam z kimś umówiona.
- W takim razie dlaczego wybrałaś mnie i wsiadłaś do auta? - mimo iż nie widziałam jego oczu, czułam ten przeszywający wzrok - Nie zabrałem Cię siłą.
- Dokąd jedziemy? - zmieniłam ten niewygodny temat - Mieliśmy się spotkać dopiero za dwa dni.
- Wybierałem się akurat na spacer - wstał i przesiadł się, zajmując miejsce obok mnie - Stwierdziłem, że patrzenie na wieżę Eiffla samotnie nie da mi tyle frajdy.
- Jedziesz popatrzeć na wieżę?
- Lubię się cieszyć z małych rzeczy - ujął dłonią mój podbródek, odwracając twarz w swoją stronę - Wygląda lepiej - dopiero po chwili się zorientowałam, że chodzi o moją rozciętą wargę - Jak po wczoraj? Nie podniósł na Ciebie więcej ręki?
- W więc po to chciałeś mnie dziś spotkać, zapytać czy znów mi nie przywalił? - podniosłam jedną brew wiedząc, że mam rację - Nie, nie widziałam się z nim nawet. Zostawił list, miał mnie odebrać dzisiaj z pracy i wyjaśnić to wszystko
- A więc wygrałem w konkurencji z Twoim narzeczonym? - byłam pewna, że się uśmiecha - Tego się nie spodziewałem.
- Nie cukruj sobie, po prostu nie miałam ochoty marnować swojego czasu na jego głupie wyjaśnienia.
- A masz ochotę ochotę marnować ten czas ze mną?
- Nie nazwałabym go zmarnowanym - uśmiechnęłam się niepewnie - Zresztą nieważne.
- Zrób to jeszcze raz - poprosił nagle, na co spojrzałam na niego zdziwiona.
- Ale że co?
- Uśmiechnij się, lubię gdy się uśmiechasz.
- Dlaczego? - uniosłam znów niepewnie kąciki ust.
- Uśmiech kosztuje mniej od prądu, a daje o wiele więcej światła.
   Po tych słowach poczułam jak moje policzki się palą. Uśmiechnęłam się znów odwracając jednak głowę w przeciwną stronę. Resztę drogi spędziliśmy w zupełnej ciszy. Gdy w końcu zajechaliśmy na miejsce wysiadł pierwszy, trzymając dla mnie następnie drzwi. Była to jakaś uliczka między kamienicami, przez co wieczorem nie było tu zbyt wielu ludzi. X złapał mnie za rękę, po czym pociągnął w stronę jednej z klatek, którą weszliśmy aż na sam dach. Widok był naprawdę niesamowity, już nie pamiętam kiedy widziałam Paryż z takiej perspektywy, podczas opadu śniegu. Nagle jak zawsze po zmierzchu o pełnej godzinie Wieża Eiffla rozbłysła tysiącami migoczących lampek, sprawiając wrażenie roztańczonej księżniczki. Nieświadomie wtuliłam się w ramię X, chłonąc oczami widok miasta. W pewnym momencie do uszu dotarł mi dźwięk jego głosu. Śpiewał, znałam tę piosenkę, jednak byłam tak zatracona w barwie jego głosu, że nie zwróciłam na to większej uwagi. Po prostu chłonęłam melodię całą sobą, zatracając się w tym na dobre.
   Mi­mo późnej po­ry, właśnie budzi się tu życie. Za­kocha­ni siadają nad brze­giem Sek­wa­ny, przy­tulają się, po­pijają wi­no. Wieża Eif­fla - pa­rys­ka da­ma zakłada naj­piękniej­szą suk­nię, mieniącą się niczym tysiące gwiazd, dokład­nie ta­kich jak te, które właśnie spoglądają na nią z zaz­drością. Wszyscy zachwycają się mo­numen­talną kon­struk­cją. Jed­ni ro­bią zdjęcia, drudzy pat­rzą na nią z podzi­wem błagając, aby ta noc - mi­mo że w Pa­ryżu jest ta­kich co nie miara - trwała wie­cznie. Kto w ta­kim miejscu przy­pat­ry­wałby się gwiaz­dom? Może le­piej za­pytać: Po co na nie pat­rzeć, sko­ro wszędzie są ta­kie sa­me? Trud­no się dzi­wić, że by­wają zaz­dros­ne. Prze­cież to one, umiej­sco­wione na gra­nato­wym skle­pieniu spra­wiają, że Pa­ryż sta­je się ma­giczny.
   Świat jest tak skon­struowa­ny, że wszys­tko w ok­reślo­ny sposób bu­duje całok­ształt, na który da­ne nam jest pat­rzeć. Każdy, na­wet naj­drob­niej­szy ele­ment ma znacze­nie. Jed­nak ludzkie oko zaw­sze dostrze­ga coś, co przysłania mu resztę, którą poczy­na uważać za nieis­totną. Właśnie dla­tego będąc wie­czo­rem przy Wieży Eif­fla nikt nie zwra­ca uwa­gi na gwiaz­dy, choć war­to. Bo choćby nie wiado­mo co zmieniło się na świecie, to gwiaz­dy są zaw­sze, nie tra­cimy ich. I to jest w nich naj­piękniej­sze.

***

Komentarz = to motywuje!

~~~~~

"Jedyna słuszna droga prowadzi pod górę"



4 komentarze:

  1. Hej. :D
    Więc tak, zaczynając od początku. Jak dla mnie jest spoko z popędem, że się tak wyrażę. :D Jeśli chodzi o akcję. Tylko ja mam coś takiego że te notki zawsze za szybko mi sie kończą. xD
    Wracając do samej notki, kiedy przeczytałam liścik od Lucasa myślałam, że spadnę z krzesła, serio. Dac w pysk dziewczynie, a potem WYJAŚNIAĆ, KOCHAM CIĘ. Kocham cię? o.o A on w ogóle wie co to znaczy? Chyba nie bardzo. No mam wkurwa na dziada. xD
    A potem X/Michael Jackson. Ten to jest... Mega była też reakcja Franka. Jak coś to burdel na prawo. xD Się uśmiałam. :D
    No nic, czekam na następną, życzę weny i pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej!
    Jeśli chodzi o akcje, to wszystko pięknie, wspaniale, bosko, świetnie i takie tam. Nic się nie kręci za wolno.
    Ten liścik od Lucasa, to bardzo dobry żart xD Amanda słusznie zrobiła wybierając naszego Michaela. Ciekawe czemu... Aż śmiechłam, jak ją zagasił, gdy wsiadła do Jego auta. Doobreee... Frank mnie powoli denerwuje i ja sobie wcale i żartuję. Jakby X i Amanda byli razem, to co wtedy? Skoro on już się złości, na takim poziomie... Clara wygrywa. Ona się dowie o wszystkim szybciej niż Amanda. Miło, że chociaż ktoś się domyśla o co halo, w tym wszystkiem. Jakie to było urocze ^-^ Cały opis Paryża, w ogóle ta cała sytuacja. Nie wierze, podbiłaś moje serce xD
    Dzisiaj niezbyt długo, potworne nieogranięcie, ale następnym razem postaram się bardziej. Pozdrawiam i weny życzę!

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejka naklejka!!!
    Nie m to jak bycie punktualnym, ale jak to się mówi "lepiej późno niż wcale". Lecąc od początku to jeżeli uważasz, że akcja ciągnie się jak flaki z olejem to...jesteś w ogromnym, a wręcz gigantycznym błędzie. Mówię ci to ja. Tempo akcji jest idealne i oddaje praktycznie wszystko. Uczucia, opsiy, dialogi są idelane tip top wszystko jest scalone.
    To teraz przechodząc do akcji właściwej. Kupiłaś mnie na smiuśkim początku, ale dzisiaj (dla mnie dzisiaj) nie dość, że kupiłaś mnie całą to jeszcze kawalątek mego serduszka. Czuję się jakby ktoś mnie rozkruszył jak niedrogą wazę. Więc pytanie nasuwa się jedno. Ma ktoś klej? Wracając. Opis Paryża, wieży Eiffla był... Był tak genialny, że po prostu widziałam całą scenerię oczami wyobraźni. Opis tej atmosfery, światełek bije wszystko na głowę. A więc lofff...
    I liścik ma załatwić sprawę? Dobre mi co... Już na początku stwierdziłam, że zachowań tego gościa nie będę komentować, bo będą conajmniej idiotyczne.
    Clara swoimi tekstami wygrała wszystko, po prostu jest geniuszem i jak każda dobra przyjaciółka przewiduje przyszłość. Nie zdziwiłbym się jakby walnęła coś niespodziewanego co wmurowałoby wszystkich w ścianę xD
    Michael i Frank. No poprostu jak stare małżeństwo. No jak chodzi o kobietę to musi chodzić i o jedno xD Padłam i nie wstawałam gdy wyjmował telefon. Aż śmichłam ci powiem.
    Rozmowa w aucie swoją drogą też była ciekawa. Nie ma to jak gasić siebie nawzajem. Kocham te ich przekomarzania. Ciekawe co będzie w niedalekiej przyszłości gdy teraz już są na takim poziomie xD
    Dobra ja zmykam i już zasiadam w poczekalni by czekać na nexta. Oczywiście weny ci życzę, żeby jej dużo było na więcej takicj opisów otoczenia i wgl.
    Pozdrawiam gorąco ;***

    OdpowiedzUsuń
  4. Nawet nie wiem co napisać, wspaniałe!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń