Strony

wtorek, 3 stycznia 2017

Rozdział 10 - Usiądź, zaśpiewajmy coś razem.


Powracam! :D
Rozdział miał być później, ale że się wyrobiłam z napisaniem,
a jutro wybywam na kilka dni w góry to wstawiam od razu :)
Jak kochani sylwester? Ja zaliczyłam mega przygodę w Budapeszcie, 
chyba mój najlepszy Nowy Rok w życiu jaki miałam! 
A co do rozdziału - dzisiaj lekko, bez większych akcji myślę,
 ale jestem w miarę zadowolona.
Cieszę się, że to opowiadanie zostało tak fajnie przyjęte.
Mam nadzieję, że wyrobię się z całą tą historią przed moim wylotem do USA, bo jeśli nie, to niestety czekać będzie was prawie 4miesięczna przerwa w tym opowiadaniu (tam na miejscu wątpię abym miała czas na takie rzeczy jak blog).
No nic, nie ględzę i zapraszam!<3

~~~~~

   Gdy dowiedziałam się o śmierci Evana czułam ból. Tak okropny i rozdzierający serce ból, jaki zrozumieją tylko zakochani, którzy stracili miłość swojego życia. Kilka godzin później, gdy dowiedziałam się o tym, że krew wypływająca spomiędzy moich nóg jest moim dzieckiem, nie czułam już bólu - nie czułam zupełnie nic. Nie ma chyba nic gorszego, niż poczucie pustki. 
   Pustka ta wypełniała mnie przez kolejne kilka lat. Jej miejsce częściowo zapełniał wtedy strach. Nie był to zwykły lęk jak potwór czyhający pod łóżkiem, a strach przed życiem. Bałam się ludzi, bałam się wyjść z domu, a gdy w końcu ktoś z bliskich zmuszał mnie siłą - dostawałam ataków paniki. Nie wiem, czy jest gorsza choroba. Żyć, a jednak wegetować. Patrzeć, jednocześnie nie widząc. To dowód jak wydarzenia z naszego życia mogą zmienić człowieka - na gorsze, lub coś o wiele lepszego.
   Całą drogę do Galerii milczałam. Nie miałam odwagi się odezwać, lub chociażby na niego spojrzeć. Szłam wtulona w jego bok, czując jak mnie podtrzymuje, chyba się bojąc, abym nie upadła. Nie wiem czemu zmienił zdanie, może to była zwykła litość z jego strony? W końcu jeszcze niedawno wyrzucił mnie ze swojego życia, zaś teraz znów jest u mego boku. Nie miałam mu za złe, że chciał się mnie pozbyć. Nawaliłam. Złamałam zasadę i powinnam przyjąć tego konsekwencje z uniesioną głową.
- Usiądź - rozkazał gdy weszliśmy do salonu - Zaraz wrócę.
 Zrobiłam jak nakazał, zajmując miejsce na skórzanej sofie. Rozejrzałam się dookoła wciągając ten znany mi zapach drewna. Czułam się jednak inaczej niż zwykle. Czułam się obca, czułam się intruzem, którego nie powinno tutaj być. Po chwili znów ujrzałam X, który niósł w rękach jakieś pudełko.
- Nie ruszaj się - polecił siadając obok mnie, po czym wyjął z pudełka jakiś wacik, który polał płynem z białej butelki - Może zapiec.
- Boli - wykrzywiłam się gdy przyłożył mi nasączony materiał do policzka - Proszę, przestań... - mruknęłam próbując odsunąć jego rękę od swojej twarzy.
- Nie próbuj nawet bo ci zwiążę te ręce - odparł jak najbardziej poważnie, na co przymknęłam tylko oczy, jakby miało to złagodzić ból jaki odczuwałam w tym momencie - Już, gotowe.
- Dziękuję - szepnęłam patrząc w swoje ręce - Nie wiem skąd się tam wziąłeś, ale dziękuję.
- Nie dziękuj, za takie rzeczy się nie dziękuje.
- Pomogłeś mi, znowu - w końcu zdobyłam się by spojrzeć w miejsce na masce, gdzie powinny być oczy - Pomogłeś mimo iż ja Cię zawiodłam.
- To prawda - wstał z miejsca - To, że Ci pomogłem nie znaczy, że zapomniałem. 
- Rozumiem - spuściłam wzrok - I tak zrobiłeś dla mnie o wiele więcej, niż na to zasługuję.
  Odwrócił głowę w moją stronę. Mimo iż nie mogłam zobaczyć jego twarzy, byłam pewna, że w jakiś sposób zdziwiły, a nawet zdenerwowały go moje słowa. Podszedł do mnie bliżej, po czym ukucnął przede mną łapiąc za podbródek tak, że byłam zmuszona na niego spojrzeć.
- Nigdy więcej tak nie mów - skarcił mnie - Zasługujesz na wiele, Amando. A na pewno nie zasługujesz, aby Cię traktowano w ten sposób - dotknął dłonią mojego policzka, przejeżdżając kciukiem obok rany - A więc, kto Ci to zrobił?
- To nieistotnie - znów chciałam uciec wzrokiem, na co ponownie złapał mnie za podbródek uniemożliwiając ucieczkę - Naprawdę... To była moja wina.
- Co więc zrobiłaś, że zasłużyłaś aby tak Cię sponiewierano? - mówił poważnym tonem - W zamian za to co dla Ciebie zrobiłem, zasługuję chyba na odrobinę prawdy?
- Ja... - zawahałam się, nie wiedząc jak to ubrać w słowa - Nie mogłam mu powiedzieć.
- Komu?
- Wrócił wcześniej do domu, myślałam, że będzie dopiero w południe - ukryłam twarz w dłoniach, próbując się nie rozpłakać - Okłamywałam go, zasłużyłam na to. 
- Pozwoliłaś się pobić tylko dlatego, aby nie powiedzieć mu o mnie? - nie krył złości.
- Obiecałam Ci, że dochowam tajemnicy przed każdą osobą, nawet najbliższymi. Zrobiłam to. 
    Siedział tak chwilę w osłupieniu. Nie mam pojęcia co kryło się teraz w jego oczach, co czuł ani o czym myślał, jednak po chwili wstał i usiadł obok mnie jednocześnie biorąc mnie w ramiona. Wtuliłam się w mężczyznę niczym małe dziecko, słysząc jak bije mu serce. Milczeliśmy. Chyba żadne z nas nie wiedziało jakie słowa teraz będą dobre. Po prostu przymknęłam oczy i pozwoliłam sobie napawać się zapachem jego perfum.



   Nie mam pojęcia co ta kobieta skrywała w swoim sercu, jednak było w niej coś, czego nigdy nie spotkałem u innego człowieka. Była uległa, jednocześnie mocno broniąc tego w co wierzy. Nawet w obliczu strachu nie złamała danego mi słowa, pozwoliła się skrzywdzić i upokorzyć, jednak dochowując mojej tajemnicy. Jak mógłbym po czymś takim teraz stwierdzić, że jej nie ufam? Nie znałem jej długo, jednak coraz bardziej zbliżałem się i poznawałem zamieszkujące ją tajemnice.
  Dałem jej chwilę dla siebie wiedząc, że zostanie zapewne u mnie dzisiejszego dnia. Słońce wschodziło coraz wyżej, zapowiadając piękny, słoneczny dzień. Gdy tylko Amanda zaszyła się w łazience, stanąłem przy komodzie otwierając jedną z szuflad, gdzie leżał mój dziennik. Otworzyłem ostrożnie książkę, czując zapach kartek i kurzu. Zapisywałem tutaj swoje uczucia i postanowienia  od kiedy tylko postanowiłem zniknąć z powierzchni ziemi. Nie mogłem wtedy z nikim o tym porozmawiać, więc wylewałem wszystko na papier.
- Dziękuję - gdy usłyszałem za sobą jej głos, szybko schowałem książkę na miejsce zasuwając za sobą szufladę - Wiesz, że nie musisz tego dla mnie robić.
   Wyciągnęła w moją stronę biały ręcznik, który jej dałem chwilę temu, gdy szła do łazienki. Spojrzałem na kobietę wiedząc, że nie może zobaczyć mojego wzroku. Maska była idealnym rozwiązaniem, nie tylko przy ukrywaniu mojej tożsamości. Dawała mi ona możliwość całkowitej anonimowości i obserwacji zachowań.
- Chodźmy do kuchni, na pewno jesteś głodna - nie czekając na odpowiedź ruszyłem do pomieszczenia obok - Kawę do tego?
- Herbatę - rzuciła zajmując miejsce na krześle przy dębowym stole - Nie chcę zajmować Ci czasu.
- Gdybyś mi go zajmowała, a ja bym miał coś lepszego do roboty, to na pewno byś nie siedziała tutaj razem ze mną - mruknąłem wyjmując jakieś szybkie danie z lodówki, po czym włożyłem je do piekarnika - Nie mam na chwilę obecną nic innego do zaproponowania.
- Jest super, dziękuję - odparła uśmiechając się do mnie niepewnie.
- Dlaczego ciągle mi za coś dziękujesz?
- Mam powód.
- Właśnie nie masz - oparłem się tyłem o blat, mając ją teraz idealnie na przeciw siebie - A więc co zrobisz teraz? Gdy już wrócisz do domu?
- Porozmawiam z nim, coś wymyślę. Nie martw się, na pewno nie wydam Twojego sekretu.
- O dziwo to już mnie przestało martwić - odparłem szczerze - Twój narzeczony niemal nie rozwalił Ci twarzy, a Ty nie powiedziałaś nic, co mogłoby wskazywać na moją osobę.
- Obiecałam przecież. To dzisiejszej nocy... Wiem, upiłam się. Nie mam pojęcia dlaczego tu przyszłam, ale na pewno nie chciałam zrobić nic złego. Może po prostu chciałam Cię znów zobaczyć - po tych słowach spuściła głowę czując, jak oblewa ją rumieniec na słowa jakie właśnie wypowiedziała - Znaczy, chciałam powiedzieć...
- Rozumiem - przerwałem jej - Jednak nie możesz pozwolić się tak traktować, nikomu, nigdy.
- Nie mogę od niego odejść.
- A to dlaczego? - nie kryłem zdziwienia - Ten człowiek Cię nie szanuje.
- Boję się zostać sama, tak jak kiedyś - odparła patrząc na mnie ze strachem w oczach.
   Wiedziałem, że przeszłość wciąż bardzo tamuje tę dziewczynę, jednak nie spodziewałem się, że jest ona w stanie dać zrobić sobie każdą krzywdę, byleby dawna pustka nie wróciła znów do jej życia. Nie wiedziałem przez chwilę co powiedzieć. Dla mnie odpowiedź była banalnie prosta, jednak gdy spoglądałem w jej brązowe oczy widziałem jak słabą i kruchą jest istotą. Dawna choroba wyniszczyła ją, jej charakter i całą wartość i pewność siebie. Bała się, że znów ktoś z jej życia odejdzie, że samotne noce znów będą powodować ataki paniki, a strach przed ludźmi wróci i już jej nie opuści.
- Nie chcę by stała Ci się krzywda - odparłem w końcu powodując, że i ona na mnie spojrzała - Przemoc fizyczna niczego nie rozwiązuje, nie w rodzinie, nie w miłości.
- Doświadczyłeś jej kiedyś? - spytała nagle niespodziewanie, a ja poczułem jak zaciska mi się żołądek.
   Przed oczami stanął mi znów obraz z dzieciństwa. Krzyk mojej matki, płacz rodzeństwa i ojciec. Ojciec stojący nad mną z kablem lub pasem z ciężką klamrą. Czuję uderzenia, pręgi na moich nogach, rękach i plecach. Czuję smak krwi, ból głowy i upokorzenie. Bałem się, tak cholernie się bałem.
- X? - wyrwała mnie nagle z zamyślenia - Ja... Jeśli nie chcesz, nie musisz odpowiadać.
- Miałem bardzo trudne dzieciństwo - postanowiłem zdobyć się z nią na odrobinę szczerości - Mój ojciec stosował wobec mnie i rodzeństwa kary fizyczne, jednak to chyba psychika najbardziej ucierpiała.
- Był tyranem?
- Nie, on się bał - stwierdziłem po chwili namysłu - Myślę, że po prostu się bał.
- I dlatego okaleczał małe dzieci? - nie kryła oburzenia - Ze strachu?
- Ludzie tacy już są. Czują się tak bezsilni, że wywołuje to u nich falę agresji. To nie wynika ze zła, ani okrucieństwa. One nie istnieją jako odrębne cechy, są tylko głęboko skrywanym lękiem i strachem, który przejmuje kontrolę nad myślami, uczuciami i czynami. Człowiek jest jak pies przykuty do łańcucha. Nie usprawiedliwiam przemocy, wiem tylko z czego się ona bierze i dlatego jestem w stanie wybaczyć wszystkim, którzy mnie fizycznie skrzywdzili, bo wiem że sami w pewien sposób byli jej ofiarami - odparłem niemal na jednym wdechu, czując jak moje oczy stają się wilgotne.
   Dobrze, że Amanda nie mogła tego zobaczyć. Po tych słowach wyjąłem danie z piekarnika, po czym postawiłem je na stole przed kobietą i opuściłem kuchnię bez słowa. Zamknąłem się w swojej sypialni zakluczając zamek, po czym zdjąłem maskę i rzuciłem na łóżko zsuwając się jednocześnie po ścianie. Nie płakałem, jednak ból i wspomnienia rozsadzały mnie od środka. Tak bardzo chciałbym, aby teraz mój ojciec był obok mnie, powiedział że jest ze mnie dumny i mnie kocha. Tak po prostu, ten jeden, jedyny raz. 
   W tym momencie chyba zauważyłem dopiero, jak bardzo jesteśmy związani z nasza przeszłością. Tak samo było przecież z Amandą, a czym była moja przeszłość w porównaniu z jej stratą i chorobą? W końcu po chwili uspokojenia wstałem, znów nałożyłem na siebie maskę i opuściłem sypialnię, kierując się w stronę salonu, skąd dobiegała muzyka. 
   Gdy tylko mnie zobaczyła wstała od fortepianu, chyba spodziewając się z mojej strony złości za to, że zagrała na instrumencie bez mojej zgody. Podszedłem do niej szybkim krokiem i nim zdążyła coś powiedzieć przytuliłem ją mocno zakleszczając w swoich ramionach. Potrzebowałem tego i wiem, że ona też tego potrzebowała. Tej cholernej pewności, że nie jesteśmy sami. Wtuliła się we mnie nie pytając o nic, tylko czekała aż mój oddech się uspokoi. W końcu spojrzała na mnie niepewnie, unosząc delikatnie kąciki ust.
- Chyba jednak nie jesteś taki straszny, za jakiego chciałeś abym Cię miała? - spytała wciąż delikatnie się uśmiechając, jednak ja zignorowałem jej pytanie zasiadając do fortepianu.
- Usiądź, zaśpiewajmy coś razem.


  Przeznaczenie zazwyczaj czeka tuż za rogiem. Jakby było kieszonkowcem, dziwką albo sprzedawcą losów na loterie; to jego najczęstsze wcielenia. Do drzwi naszego domu nigdy nie zapuka. Trzeba za nim ruszyć.
   Graliśmy razem przez co najmniej trzy godziny. Nie wyglądało to już tak, jak za pierwszym razem, gdy siedzieliśmy przy fortepianie - wtedy jej głos był pusty, pełen cierpienia i niepewności. Dziś zaś się uśmiechała, więcej niż kiedykolwiek było mi dane zobaczyć. Miała piękny uśmiech. Potrafiła nim zarażać nawet i mnie, zupełnie jakby energia płynąca od niej wpadała w moje ciało. W końcu i ja się uśmiechałem. W końcu szczerze i szeroko, tak jak robiłem to kiedyś. Przy Amandzie czułem się młodszy. Czułem się jakbym wracał do dawnych lat mojego życia, odzyskiwałem wtedy całą radość i pewność siebie, zapominałem o skandalach, kłamstwach i wszystkim, przez co musiałem uciekać aż do Europy. Po prostu to znikało, a ja mogłem być zwykłym człowiekiem przy najzwyklejszej w świecie kobiecie. 
   Gdy pierwszy raz ją spotkałem nie miałem pojęcia, że tak bardzo przywiążę się do jej głosu, śmiechu, czy nawet zapachu jej skóry. 
- O czym znów tak myślisz? - spytała nagle, a ja nie miałem nawet pojęcia kiedy skończyła grać - Coś się stało?
- N... Nie, po prostu jest to dla mnie nowa sytuacja.
- Że z kimś śpiewasz?
- Miałem na myśli całą Ciebie - odparłem nie do końca analizując swoje słowa - Znaczy... Po prostu od kiedy tutaj mieszkam to nie pozwoliłem nikomu obcemu się tak zbliżyć do siebie. 
- Żałujesz? - spojrzała na mnie niepewnie, po czym przeniosła wzrok na klawisze instrumentu - Wciąż możesz zmienić decyzję.
- Ale nie chcę tego robić - odpowiedziałem zgodnie z prawdą - Nie dopóki nie dasz mi powodu, abym to zrobił.
- Myślałam, że po incydencie w nocy...
- Właśnie, zostańmy przy tym, że to był tylko incydent - uśmiechnęła się na te słowa, przewracając po chwili kolejną kartką w swoim notesie - Co więc zaśpiewamy teraz?
- Na dziś wystarczy. Jutro gdy wrócisz z pracy chcę, abyśmy skomponowali coś swojego.
- Swojego? - nie kryła zdziwienia - Piszesz również teksty?
- Kiedyś pisałem, jak mówiłem spędziłem trochę czasu pośród sław i co nieco mnie nauczyli.
- Masz przepiękny głos - stwierdziła nagle - Czasem mam wręcz wrażenie, jakbym już go znała i pokochała wiele lat temu.
- Nie bredź - wstałem z miejsca czując lekki ścisk w żołądku - Musze wykonać kilka telefonów.
- Jeśli nie masz nic przeciwko, zdrzemnęłabym się na chwilę. Wciąż boli mnie głowa po wczoraj - kiwnąłem jej tylko głową opuszczając pomieszczenie.
   Zaszyłem się w swoim gabinecie, sprawdzając co chwila jakbym się bał, że mnie podsłuchuje. Zadzwoniłem do Franka i kilku innych wtajemniczonych osób, które były odpowiedzialne między innymi za paczki z jedzeniem do Galerii. W końcu musiałem coś jeść, a wychodzenie do marketu na zakupy było zbyt ryzykowne, nawet w najlepszym przebraniu.
   Gdy wcisnąłem czerwoną słuchawkę po ostatnim telefonie do moich uszu dobiegła cisza. Wyszedłem niepewnie z gabinetu, zachodząc do mojej sypialni, gdzie na szczęście jej nie było. W końcu dziś w nocy tutaj ją położyłem. Potem udałem się do drugiej sypialni, gdzie położyłem ją za pierwszym razem gdy spędziła noc w Galerii. Spała wtulona w poduszkę, oddychając miarowo. Podszedłem bliżej, przejeżdżając palcem wzdłuż jej skroni. Poruszyła się nieznacznie, po chwili uchylając zaspane oczy.
- X? - szepnęła cichutko - Czy...?
- Wszystko w porządku, wpadłem zobaczyć czy wszystko gra. Śpij.
- Poczekaj - mruknęła, na co odwróciłem się znów do niej gotowy już do wyjścia z sypialni - Czy... Czy mógłbyś ze mną chwilę posiedzieć? Dopóki nie zasnę? Ostatnio miewam złe sny.
   Nie odpowiedziałem. Zawahałem się, jednak w końcu ruszyłem w stronę łóżka, po czym ułożyłem się ostrożnie obok kobiety podpierając się na łokciu. Również nic nie mówiła, tylko przysunęła się do mnie ostrożnie, bojąc się zapewne, że znów naruszy pewne granice mojej prywatności. Widząc jej zawahanie sam ją objąłem powodując, że w końcu ułożyła się przy  mnie chowając twarz między poduszkę a mój tors. Gładziłem ją po włosach czekając aż zaśnie. Znów rozpoznałem w nosie zapach jej skóry. Skarciłem się w myślach, zły na siebie za to co robię i na jak wiele pozwalam. W końcu poczułem jak i ja się uspokajam, a moje powieki robią się ciężkie. Nie mam nawet pojęcia kiedy i ja zasnąłem. Zasnąłem u jej boku, stając się całkowicie bezbronny z moją tajemnicą obok kobiety, która mogła teraz podczas mojego snu w każdym momencie zniszczyć to, na co tak długo pracowałem.

***

Komentarz = to motywuje!

~~~~~

"Największą moją porażką było to, że dałam odejść miłości, 
nie byłam gotowa o nią walczyć i ją zatrzymać."

- Shirley Manson

2 komentarze:

  1. Cudeńko!! Kocham to jak piszesz masz ogromny talent nwm wydaje mi sie że powinnaś napisac książkę serio. Rozdział jest przesłodki i widzę że akcja zaczyna się rozkręcać co mnie bardzo cieszy i czekam z niecierpliwieniem na kolejny rozdział!! ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. *-* *-* *-*
    Tak mniej więcej woglądałam gdy czytałam. Tak wgl to hej.
    Rozdział świetny jak zwykle, a mogłabym rzecz, że z każdym kolejnym jest jeszcze lepiej niż było, a chodzi mi tu o końcowy kształt każdego rozdziału, który jest dopieszczony do ostatecznosci. Choć czasami sama mówisz, że ci nie pasuje bo coś tam coś...to wydaje mi się, że każdy autor w swoim dziele tak ma, że nie podoba mu się coś i koniec. Kropka koniec nie przegadasz. Dobra nie wiem co mi się stało na takie wywody.
    Ich relacja jest conajmnien niespotykana, ale widać, że za każdym razem jest coraz więcej zaufania. Pomimo tego, że ostatnio ją wykopał teraz miał się okazje przekonać jak bardzo jego sekret jest bezpieczny. Czekam oczywiście na dalej, bo jest coraz ciekawiej i mam taki lekki smuteczek gdy kończę każdy rozdział. Weny ci życzę duuużo, naprawdę duuużo i pozdrawiam gorąco ;***

    OdpowiedzUsuń