Kochani jestem!
Tak, żyję i mam się dobrze, wybaczcie ale maskara teraz jest jakaś...
Nie dość że brak weny, to jeszcze brak czasu.
Tak, żyję i mam się dobrze, wybaczcie ale maskara teraz jest jakaś...
Nie dość że brak weny, to jeszcze brak czasu.
Sesja nadchodzi, powoli egzaminy zapowiadaja i nauki sporo, a nie mogę zawalić teraz bo potem będzie problem z napisaniem sesji letniej w maju, a jak wiecie w czerwcu wybywam z Polski naszej na długi okres czasu i muszę to ogarnąć jakoś.
Właśnie, ciekawe czy zdążę z tym opo przed wyjazdem? Jak nie, to czeka was przerwa na prawie cztery miesiące, więc muszę się sprężyć xD
Do połowy lutego bd ciężko, potem po sesji oby wróciło wszystko do normy.
No nic, czekam na komentarze i ocenki jak zawsze - dodajcie mi weny!
Do połowy lutego bd ciężko, potem po sesji oby wróciło wszystko do normy.
No nic, czekam na komentarze i ocenki jak zawsze - dodajcie mi weny!
~~~~~
Nie da się nigdy nikogo poznać do końca. Dlatego jest to jedna z najbardziej przerażających rzeczy - przyjmowanie kogoś na wiarę i nadzieja, że on przyjmie nas tak samo. Jest to stan równowagi tak chwiejnej, że aż dziw, iż w ogóle się na to decydujemy. Na co więc ja się zdecydowałam?
Leżałam od kilku minut nieruchomo wpatrując się jak jego klatka piersiowa spokojnie się unosi i opada. Gdy otworzyłam oczy, a czyjś ciężar uniemożliwiał mi znaczną zmianę pozycji wiedziałam już, że jest wciąż obok mnie. Moje zdziwienie jednak wzrosło nie z jego obecności, a z tego, że nie leżał, a spał obok mnie.
Uśmiechnęłam się mimowolnie odgarniając delikatnie włosy z peruki opadające na jego maskę. Spał spokojnie niczym małe dziecko, leżąc zaledwie kilka centymetrów od mojego ciała. Pierwszy raz widziałam go tak spokojnego i tak niewinnego obok mnie. Zawsze trzymał dystans, bał się, że popełni błąd i jego tajemnica wyjdzie na jaw, a tymczasem on zasypia u mego boku stając się najbardziej bezbronnym stworzeniem na tej ziemi. Wtedy chyba po raz pierwszy poczułam, że zaczyna mi ufać. Nie twierdzę, że chciał spać u mego boku, na pewno tak nie było. Czysty przypadek, zmęczenie, nieuwaga z jego strony - ale jednak jego umysł i ciało mimo 'zagrożenia' jakie widział w mojej osobie pozwoliło mu na to, pozwoliło mu się poddać i odejść duchem na te kilka chwil.
Uniosłam swoją dłoń, delikatnie przejeżdżając palcem wzdłuż różowej farby w miejscu, gdzie powinien być policzek. Kreśliłam w tym miejscu niewidzialne wzroki, co jakiś czas zahaczając o czarną perukę. Nagle poczułam jak się porusza, mimo iż przez maskę nie mogłam zobaczyć czy i kiedy otwiera oczy, spodziewałam się reakcji jaką zastałam - po chwili zerwał się momentalnie, omal nie spadając z łóżka. Dotknął dłonią 'twarzy' jakby chciał się upewnić, że jego tajemnica jest wciąż na swoim miejscu.
- Nawet o tym nie pomyślałam - odparłam od razu czując lekkie ukucie w sercu - Takie więc masz o mnie zdanie?
- Zasnąłem... - odparł jakby sam do siebie, całkiem ignorując moje pytanie - Cholera, zasnąłem! - niemal krzyknął widocznie zły na siebie i wszystko wokół.
- Co jest w tym złego? - spytałam siadając na łóżku.
- Nie mogę sobie pozwalać na taką nieodpowiedzialność - warknął - Od jak dawna nie śpisz?
- Od kilku minut, patrzyłam na Ciebie, nic więcej - spuściłam wzrok - Nawet przez myśl mi nie przeszło, aby wykorzystać okazję i zdjąć Twoją maskę. Mówiłam Ci już, nie zależy mi na tym.
- Skąd mam wiedzieć, że mogę ci ufać?
- O to właśnie chodzi w zaufaniu. Nigdy nie masz pewności - odparłam podchodząc do niego na bliską odległość, dziwiąc się, że tym razem nie cofnął się o krok - Nie uciekasz już przede mną - zauważyłam.
- Nie wyobrażaj sobie za dużo - odparł odwracając się i wychodząc z pomieszczenia.
Pokiwałam z niedowierzeniem głową i ruszyłam w ślad za mężczyzną. Czasem ciężko mi było się już połapać w tych jego zmianach nastroju. Rozumiałam, że ochrona jest dla niego priorytetem i nie oczekiwałam od niego, że się przede mną tworzy, jednak ciągle sam się katował i próbował zrazić do siebie cały świat, jakby naprawdę wierzył, że na to zasługuje.
- Dlaczego taki jesteś? - spytałam gdy przechodziliśmy przez salon, na co zatrzymał się i odwrócił w moją stronę - Dlaczego wciąż uciekasz?
- Co Ci do tego? Nie powinno Cię to interesować, to ja raczej miałem być od prawienia nauk i kazań, nie na odwrót.
- Przepraszam - odparłam zła na siebie, że zdobyłam się na taki ton w stosunku do niego - Nie chciałam... Nie to miałam na myśli.
- Przestań wciąż mi dziękować, lub za coś przepraszać - odparł o dziwo łagodnym tonem, podchodząc jednocześnie bliżej mnie i ujmując mój podbródek tak, że byłam zmuszona na niego spojrzeć - Nie przepraszaj, gdy nie jesteś czemuś winna.
- Nie chcę znów Cię stracić - sama nie wiem czemu to powiedziałam - Znaczy...
- Nigdy nie straciłaś - odparł jakby wiedząc co chcę powiedzieć - Wciąż boli? - spytał nagle przejeżdżając kciukiem obok rozcięcia na mojej wardze, o którym całkiem zapomniałam.
- Nie, już nie - zmieszałam się - To nic, kilka dni i nie będzie śladu.
- Obiecaj mi, że nigdy więcej nie pozwolisz się tak potraktować.
- Porozmawiam z Lucasem... Jestem pewna, że żałuje tego co zrobił i...
- Nie interesuje mnie czy żałuje, czy nie - przerwał mi ostrym tonem - To co zrobił jest niewybaczalne.
- Sam mówiłeś, że agresja jest tylko wytworem strachu i jesteś w stanie wybaczyć każdemu kto Cię skrzywdził - odparłam cytując jego słowa, co chyba trochę zbiło mężczyznę z tropu - Obiecuję, że nic mi się nie stanie.
- Zaraz południe, co chcesz teraz zrobić?
- Dziś niedziela, chciałabym odwiedzić Pana Richarda w szpitalu, gdyż zawsze w weekend do niego przychodzę.
- Co dalej? - chyba naprawdę bał się, co Lucas może mi zrobić - Wrócisz do domu?
- Jutro rano mam zajęcia w szkole muzycznej, muszę iść do pracy.
- Czy jest szansa, bym zobaczył Cię jeszcze dziś w nocy ostatni raz? Chciałbym Cię gdzieś zabrać, coś pokazać. Chociaż na dwie godziny.
- Oczywiście - odparłam unosząc mimowolnie kąciki ust, w duchu ciesząc się, że tym razem to on przyznał się do potrzeby mojej obecności - Dziękuję Ci, za wszystko.
- Prosiłem byś nie dziękowała - upomniał mnie - Przestań w końcu.
- W takim razie znajdę inny sposób, aby Ci dziękować - mruknęłam niespodziewanie przytulając się do mężczyzny.
Stał przez chwilę napinając wszystkie mięśnie, jednak w końcu poczułam jak się rozluźnia. Spodziewałam się znów komentarza, wywodów, a nawet złości z jego strony za moją impulsywność, jednak zamiast tego X po prostu mnie objął, po czym schował maskę w moje włosy wzdychając cicho.
Muzyka jest trzecią szyną życia. Człowiek się jej chwyta, żeby poczuć wstrząs, który wyrwie go z bagna nudnych godzin, żeby coś poczuć, żeby zapłonąć emocjami, których nie doznaje się w szkole, oglądając telewizję czy wkładając talerze do zmywarki.
Siedziałem w pokoju nagrań od dwóch godzin próbując się skupić na czymś pożytecznym. Od kiedy Amanda opuściła Galerię, nie mogłem znaleźć sobie miejsca we własnym domu. Chyba po prostu zapomniałem jak to jest, gdy nie jest pusty, a Twój oddech nie jest jedynym dźwiękiem Ci towarzyszącym.
Wyszedłem z sali zamykając pomieszczenie jak zawsze na klucz. Nie chciałem, aby Amanda tutaj dotarła nawet przypadkiem. Zadawałaby pytania widząc ten sprzęt, elektronikę oraz nagrania. Przemierzając hol rozglądałem się po ścianach, oglądając na nowo każdy z wiszących obrazów. Galeria Cieni była niczym muzeum, sam nie wiem dokładnie skąd udało się moim ludziom ściągnąć te wszystkie cuda w jedno miejsce. Jedne miały niesamowitą wartość, inne zapomniane przez czas nie znaczyły więcej niż kawałek płótna, jednak dla mnie każdy z nich miał swoją pewną wartość.
Udałem się do sypialni gdzie w końcu opadłem zmęczony na łóżko. Do spotkania z Amandą zostało mi jeszcze kilka godzin, ciekawe co robi? Gdzie się podziewa? Czy widziała się już z narzeczonym? Ostatnio zbyt wiele pytań dotyczących jej osoby zaprzątało moją głowę, zbyt dużo swojej uwagi jej poświęcałem i co najgorsze - często całkiem nieświadomie. Wróciłem myślą do sytuacji sprzed kilku godzin, gdy leżałem jeszcze u boku Amandy w łóżku. Jakim cudem wtedy zasnąłem? Pozwoliłem sobie na tak nieodpowiedzialną rzecz, mogąc zniszczyć przez głupotę wszystko na co tyle pracowałem. Człowiek gdy śpi jest całkowicie bezbronny, jak dziecko, jak pies przywiązany do łańcucha, a zasypiając u czyjegoś boku powierzamy dosłownie wszystko. Nie ma chyba nic bardziej intymnego niż spanie u boku drugiej osoby. A Amanda? Miała okazję, przebudziła się przede mną, widziałem jak przejeżdża palcem po mojej masce wpatrując się ze spokojem jak śpię. Niczego nie próbowała, w jej oczach był czysty spokój, a nawet i radość. Leżała po prostu obok mnie mogąc dowiedzieć się kim jestem, jednak nie zrobiła tego. Byłem w końcu bezbronny i jej jedna decyzja wystarczyła, aby pozbawić mnie tajemnicy. Dlaczego więc nawet nie widziałem w jej oczach chęci zrobienia tego? Naprawdę jej nie zależało? W ogóle nie interesowało ją z kim spędza ostatnio większą ilość swojego czasu? Przez kogo musi okłamywać najbliższych? Ta kobieta ostatnio coraz bardziej mnie zaskakiwała, w zasadzie stawała się dla mnie taką samą zagadką, jaką ja byłem dla niej. Jej przeszłość uczyniła z niej osobę, jaką jest teraz. A co było w niej najpiękniejsze? Właśnie to, że nie miała pojęcia jak wartościowym i uczciwym jest człowiekiem.
- To wcale nie jest śmieszne - rzuciłam w stronę starszego mężczyzny, który miał dzisiaj nadzwyczaj dobry humor - Mimo iż wyniki wciąż zadowalające nie są, to chyba wraca Panu powoli chęć do życia.
- Mam wrażenie, ze Ty również promieniejesz - ukazał szereg zębów błądząc ślepym wzrokiem jakby miał nadzieję, że mnie zobaczy - Mogę wiedzieć czyja to zasługa?
- To długa historia - poprawiłam kołdrę nakrywając mocniej Pana Richarda - Pamięta Pan jak wspominałam kiedyś, że poznałam pewnego, tajemniczego mężczyznę?
- Tak myślałem - zaśmiał się - Jaki on jest?
- Szarmancki - odparłam bez namysłu - Myśli, że wszystko mu wolno i każda decyzja zależy od niego.
- Podoba Ci się to w nim, prawda? - wyszczerzył się lekko - Co jeszcze?
- Nie lubi mówić o sobie. Często się zastanawia, uważnie dobiera słowa, jakby się bał, że powie zbyt wiele.
- Co w nim najbardziej lubisz?
- Głos - oparłam uświadamiając sobie, że to chyba jedyna prywatna rzecz ją mi daje od siebie - Lubię jak śpiewa, ma piękny głos.
- A oczy? Jakiego są koloru?
- Ja... - odparłam niepewnie, nie wiedząc kompletnie co odpowiedzieć starszemu mężczyźnie - Nie wiem, nie widziałam ich nigdy.
- Nie rozumiem? - zdziwił się - Czy...?
- To trudna i skomplikowana sytuacja, nie mam pojęcia jak wygląda.
- To piękne - odparł i się uśmiechnął - To piękne jak mówisz o kimś, kogo nie dane Ci zobaczyć.
- Teraz to ja nie rozumiem - pokręciłam przecząco głową - Co jest w tym takiego pięknego?
- Obdarzasz uczuciem i zaufaniem człowieka na podstawie tego jaki jest, nie jak wygląda - zamyślił się na chwilę - To tak jak z nami, nie uważasz? Nie widzę Cię, jestem ślepy i jedyne co jest mi dane to Twój głos, a mimo to Ci ufam i kocham jak córkę - mówił ciągle, a ja poczułam łzy w oczach - Moja rodzina jest gdzieś tam, a jednak tylko Ty, z pozoru obca mi osoba przychodzisz do mnie, odwiedzasz, martwisz się...
- Proszę... Proszę skończyć... - odparłam podłamanym głosem po czym przytuliłam się do mężczyzny, czując zapach szpitalnej pościeli - Jest Pan cudownym człowiekiem i proszę o tym nigdy nie zapominać.
- Dziękuję Ci Amando, dziękuję za wszystko.
- Proszę mi nie dziękować - odparłam zdając sobie po chwili sprawę, że cytuję słowa X - Za takie rzeczy się nie dziękuje.
- Przepraszam, kolacja - nagle do pomieszczenia weszła jedna z pielęgniarek wioząc ze sobą wózek z jedzeniem - Przypominam, że pora odwiedzin kończy się za godzinę.
- I tak już się zbierałam - odparłam spoglądając ostatni raz na Pana Richarda - Muszę iść, jestem umówiona.
- Z człowiekiem bez twarzy? - spytał uśmiechając się przy tym pięknie.
- Tak, dokładnie z nim - odparłam całując mężczyznę w czoło, po czym opuściłam pomieszczenie.
Spojrzałam na niego ostatni raz w drzwiach opierając się o framugę. Był słaby, widziałam to. Jego wyniki pogarszały się z mojej wizyty na wizytę. Nie rozumiem jak rodzina mogła opuścić go w tak trudnym momencie? Stracił niemal wszystko, nie zasługiwał na to. Nie on.
Ruszyłam korytarzem w dół zdając dopiero sobie sprawę, że za oknem jest już ciemno. Była to wyjątkowo mroźna, ale piękna noc. Brak chmur ukazywał niebo w całej okazałości, jednak blask miasta osłabiał piękno gwiazd je zdobiących.
- Panna Black? - poczułam jak ktoś łapie mnie za ramię pod głównymi drzwiami szpitala.
- Tak, o co chodzi? - spytałam niepewnie, widziałam tego człowieka pierwszy raz na oczy - Czy my się znamy?
- Bardzo proszę za mną - oznajmił podchodząc do czarnej limuzyny, którą dopiero teraz zauważyłam - Pan X czeka na Panią w środku - oznajmił widząc moje zdziwienie gdy otworzył przede mną drzwi samochodu.
Gdy usłyszałam jego imię serce mi przyspieszyło. Nie rozumiałam zupełnie nic, jednak chyba zadawanie pytań nie było teraz najlepszym wyjściem, więc po prostu wsiadłam do samochodu widząc jak w głębi limuzyny siedzi najbardziej tajemniczy mężczyzna jakiego znam.
- Skąd wiedziałeś jaki szpital? I że wciąż tutaj będę?
- Sprawdziłem gdzie leży niejaki Pan Richard, starszy mężczyzna który stracił wzrok - odparł gdy zajęłam miejsce obok niego na skórzanej kanapie - Pora odwiedzin kończy się niedługo, byłem niemal pewny, że będziesz chciała siedzieć jak najdłużej, aby nie musieć wracać do domu do narzeczonego.
- Dokąd jedziemy? - spytałam rozglądając się, jednak niewiele widziałam przez zaciemnione szyby - Gdzie mnie zabierasz?
- Boisz się? - spytał chyba z lekką kpiną w głosie - No tak, w końcu kto wsiada w nocy do limuzyny z zamaskowanym facetem.
- Gdybyś chciał mnie skrzywdzić, zrobiłbyś to dawno już w Galerii Cieni - odparłam bez namysłu - Mówiłeś, że chcesz mi coś pokazać.
- Owszem, dlatego jedziemy poza miasto.
- Szykuje się kolejna lekcja? - spojrzałam na niego pytająco - Coś w stylu lekcji przyrody?
- Chcę Cię nauczyć czegoś ważnego, chcę byś w końcu się wyciszyła.
- Wyciszyła? - nie kryłam rozbawienia - I do tego musimy jechać poza miasto?
- Nie masz pojęcia jak otoczenie w jakim jesteś ma wpływ na Ciebie.
- Wiem, często jeżdżę o poranku do lasu aby pobiegać, mimo iż mogę to zrobić w mieście - zacięłam się na chwilę - Nie ma możliwości, aby Pan Richard Cię poznał? - wypaliłam na jednym wdechu, na co X odwrócił głowę w moją stronę, zapewne lustrując mnie wzrokiem.
- Myślisz, że ktoś ubrany tak jak ja teraz nie będzie wzbudzał żadnych podejrzeń?
- Przepraszam, nie to miałam na myśli - spuściłam wzrok - Po prostu myślę, że bardzo by chciał Cię poznać.
- Mówiłaś mu o mnie?
- Tak, znaczy nic co mogłoby Ci zagrozić - poprawiłam się od razu - Wie tylko o Twoim istnieniu, chyba uważa, że masz na mnie bardzo dobry wpływ.
- Dlaczego tak bardzo interesujesz się życiem obcego mężczyzny?
- Każdy z nas zasługuje na miłość - zacisnęłam dłoń w piąstkę - On również, on zwłaszcza.
- Panie Jack...Ja... Jesteśmy - usłyszeliśmy głos szofera zza ścianki.
Mam wrażenie, że chciał powiedzieć coś całkiem innego, jednak nie zwróciłam na to większej uwagi. Podróż minęła mi bardzo szybko, zwłaszcza, że byłam przyzwyczajona do dużych korków w szczycie dnia. Gdy wysiedliśmy ruszyłam za X dróżką biegnącą skrajem lasku. Nie kojarzyłam tego miejsca, jednak oświetlone blaskiem księżyca miało swój pewien urok. Szłam za mężczyzną w ciszy, nie mając pojęcia gdzie mnie prowadzi.
- Ten kierowca... To Twój...?
- Pracuje dla mnie - przerwał mi - Nie, nie jest moim przyjacielem.
Spojrzałam na niego z ukosa, nakrywając się szczelniej swoim płaszczem. Mimo iż mróz nie był mocno odczuwalny, nie chciałam się rozchorować.
- Zimno Ci? - spytał nagle widząc moje skrzyżowane na piersi ręce - Jeśli...
- Nie, jest dobrze - odparłam przerywając mu - Daleko jeszcze?
- Prawie jesteśmy - szepnął skręcając w jakąś inną dróżkę, prowadzącą dość stromo do góry.
Spojrzałam niepewnie na X nie będąc przekonana do końca co do trasy jaką obrał. Było ciemno, a ścieżka stroma i niebezpieczna. Widząc moje zachowanie niespodziewanie wyciągnął do mnie rękę. Utkwiłam wzrok w skórzanej rękawiczce, lecz w końcu chwyciłam jego dłoń pozwalając się poprowadzić.
- Jesteśmy - odparł gdy dotarliśmy na szczyt wzgórza, a widok odebrał mi dech w piersiach - Czasem przyjeżdżam tutaj gdy chcę uciec od tłoku Paryża.
- Przepięknie - mruknęłam pochłaniając widok oczami w każdym calu - Widać niemal całe miasto, wydaje się być stąd takie małe...
- Bo jesteśmy mali w porównaniu z tym wszystkim - rozejrzał się wokół siebie - Nie ma chyba nic piękniejszego od przyrody, nie ma nic silniejszego i bardziej majestatycznego. Chodź - mruknął odchodząc o kilka kroków dalej, zdejmując z siebie czarną pelerynę. Rozłożył materiał na ziemi, po czym na nim usiadł - Chyba nie myślałaś, że założyłem dziś tą pelerynę dla ozdoby?
- Mogłeś wziąć po prostu kocyk - zaśmiałam się siadając obok niego.
- Nie planowałem pikniku w nocy - również się zaśmiał - Jednak jest to całkiem dobry pomysł.
- Masz już coś w planach?
- Może - odwrócił głowę w moją stronę - Uwielbiam spędzać czas w takich miejscach. Przyroda jest niesamowita, człowiek może ją niszczyć, a ona i tak wykorzysta każdą jego nieuwagę i się odrodzi na nowo. Zawsze powraca do równowagi, to ją różni od ludzi. Powinniśmy się od niej tego uczyć, a jedyny tego sposób to stanie się jej częścią.
- W jaki sposób? - spytałam spoglądając w miejsce na masce, gdzie powinny być oczy.
- Połóż się - polecił kładąc się plecami na ziemi, co i ja po chwili uczyniłam układając się bardzo blisko niego ze względu na mały rozmiar peleryny - Co czujesz?
- Nic, chyba nic - mruknęłam - Powinnam coś czuć?
- Nie czujesz, bo robisz to źle - skarcił mnie - Połóż się i przestań w końcu myśleć. Poczuj jak twoje ciało zwalnia, zaczyna przyginać do ziemi. Niech myśli staną się ulotne, zwiewne, nie dają się prowadzić, ani posłusznie analizować. Odpocznij po prostu. Zamknij oczy i zdaj się na wszystko, co będzie. Zaśnij, zgaśnij... przestań istnieć na tę chwilę.
- To wcale nie jest śmieszne - rzuciłam w stronę starszego mężczyzny, który miał dzisiaj nadzwyczaj dobry humor - Mimo iż wyniki wciąż zadowalające nie są, to chyba wraca Panu powoli chęć do życia.
- Mam wrażenie, ze Ty również promieniejesz - ukazał szereg zębów błądząc ślepym wzrokiem jakby miał nadzieję, że mnie zobaczy - Mogę wiedzieć czyja to zasługa?
- To długa historia - poprawiłam kołdrę nakrywając mocniej Pana Richarda - Pamięta Pan jak wspominałam kiedyś, że poznałam pewnego, tajemniczego mężczyznę?
- Tak myślałem - zaśmiał się - Jaki on jest?
- Szarmancki - odparłam bez namysłu - Myśli, że wszystko mu wolno i każda decyzja zależy od niego.
- Podoba Ci się to w nim, prawda? - wyszczerzył się lekko - Co jeszcze?
- Nie lubi mówić o sobie. Często się zastanawia, uważnie dobiera słowa, jakby się bał, że powie zbyt wiele.
- Co w nim najbardziej lubisz?
- Głos - oparłam uświadamiając sobie, że to chyba jedyna prywatna rzecz ją mi daje od siebie - Lubię jak śpiewa, ma piękny głos.
- A oczy? Jakiego są koloru?
- Ja... - odparłam niepewnie, nie wiedząc kompletnie co odpowiedzieć starszemu mężczyźnie - Nie wiem, nie widziałam ich nigdy.
- Nie rozumiem? - zdziwił się - Czy...?
- To trudna i skomplikowana sytuacja, nie mam pojęcia jak wygląda.
- To piękne - odparł i się uśmiechnął - To piękne jak mówisz o kimś, kogo nie dane Ci zobaczyć.
- Teraz to ja nie rozumiem - pokręciłam przecząco głową - Co jest w tym takiego pięknego?
- Obdarzasz uczuciem i zaufaniem człowieka na podstawie tego jaki jest, nie jak wygląda - zamyślił się na chwilę - To tak jak z nami, nie uważasz? Nie widzę Cię, jestem ślepy i jedyne co jest mi dane to Twój głos, a mimo to Ci ufam i kocham jak córkę - mówił ciągle, a ja poczułam łzy w oczach - Moja rodzina jest gdzieś tam, a jednak tylko Ty, z pozoru obca mi osoba przychodzisz do mnie, odwiedzasz, martwisz się...
- Proszę... Proszę skończyć... - odparłam podłamanym głosem po czym przytuliłam się do mężczyzny, czując zapach szpitalnej pościeli - Jest Pan cudownym człowiekiem i proszę o tym nigdy nie zapominać.
- Dziękuję Ci Amando, dziękuję za wszystko.
- Proszę mi nie dziękować - odparłam zdając sobie po chwili sprawę, że cytuję słowa X - Za takie rzeczy się nie dziękuje.
- Przepraszam, kolacja - nagle do pomieszczenia weszła jedna z pielęgniarek wioząc ze sobą wózek z jedzeniem - Przypominam, że pora odwiedzin kończy się za godzinę.
- I tak już się zbierałam - odparłam spoglądając ostatni raz na Pana Richarda - Muszę iść, jestem umówiona.
- Z człowiekiem bez twarzy? - spytał uśmiechając się przy tym pięknie.
- Tak, dokładnie z nim - odparłam całując mężczyznę w czoło, po czym opuściłam pomieszczenie.
Spojrzałam na niego ostatni raz w drzwiach opierając się o framugę. Był słaby, widziałam to. Jego wyniki pogarszały się z mojej wizyty na wizytę. Nie rozumiem jak rodzina mogła opuścić go w tak trudnym momencie? Stracił niemal wszystko, nie zasługiwał na to. Nie on.
Ruszyłam korytarzem w dół zdając dopiero sobie sprawę, że za oknem jest już ciemno. Była to wyjątkowo mroźna, ale piękna noc. Brak chmur ukazywał niebo w całej okazałości, jednak blask miasta osłabiał piękno gwiazd je zdobiących.
- Panna Black? - poczułam jak ktoś łapie mnie za ramię pod głównymi drzwiami szpitala.
- Tak, o co chodzi? - spytałam niepewnie, widziałam tego człowieka pierwszy raz na oczy - Czy my się znamy?
- Bardzo proszę za mną - oznajmił podchodząc do czarnej limuzyny, którą dopiero teraz zauważyłam - Pan X czeka na Panią w środku - oznajmił widząc moje zdziwienie gdy otworzył przede mną drzwi samochodu.
Gdy usłyszałam jego imię serce mi przyspieszyło. Nie rozumiałam zupełnie nic, jednak chyba zadawanie pytań nie było teraz najlepszym wyjściem, więc po prostu wsiadłam do samochodu widząc jak w głębi limuzyny siedzi najbardziej tajemniczy mężczyzna jakiego znam.
- Skąd wiedziałeś jaki szpital? I że wciąż tutaj będę?
- Sprawdziłem gdzie leży niejaki Pan Richard, starszy mężczyzna który stracił wzrok - odparł gdy zajęłam miejsce obok niego na skórzanej kanapie - Pora odwiedzin kończy się niedługo, byłem niemal pewny, że będziesz chciała siedzieć jak najdłużej, aby nie musieć wracać do domu do narzeczonego.
- Dokąd jedziemy? - spytałam rozglądając się, jednak niewiele widziałam przez zaciemnione szyby - Gdzie mnie zabierasz?
- Boisz się? - spytał chyba z lekką kpiną w głosie - No tak, w końcu kto wsiada w nocy do limuzyny z zamaskowanym facetem.
- Gdybyś chciał mnie skrzywdzić, zrobiłbyś to dawno już w Galerii Cieni - odparłam bez namysłu - Mówiłeś, że chcesz mi coś pokazać.
- Owszem, dlatego jedziemy poza miasto.
- Szykuje się kolejna lekcja? - spojrzałam na niego pytająco - Coś w stylu lekcji przyrody?
- Chcę Cię nauczyć czegoś ważnego, chcę byś w końcu się wyciszyła.
- Wyciszyła? - nie kryłam rozbawienia - I do tego musimy jechać poza miasto?
- Nie masz pojęcia jak otoczenie w jakim jesteś ma wpływ na Ciebie.
- Wiem, często jeżdżę o poranku do lasu aby pobiegać, mimo iż mogę to zrobić w mieście - zacięłam się na chwilę - Nie ma możliwości, aby Pan Richard Cię poznał? - wypaliłam na jednym wdechu, na co X odwrócił głowę w moją stronę, zapewne lustrując mnie wzrokiem.
- Myślisz, że ktoś ubrany tak jak ja teraz nie będzie wzbudzał żadnych podejrzeń?
- Przepraszam, nie to miałam na myśli - spuściłam wzrok - Po prostu myślę, że bardzo by chciał Cię poznać.
- Mówiłaś mu o mnie?
- Tak, znaczy nic co mogłoby Ci zagrozić - poprawiłam się od razu - Wie tylko o Twoim istnieniu, chyba uważa, że masz na mnie bardzo dobry wpływ.
- Dlaczego tak bardzo interesujesz się życiem obcego mężczyzny?
- Każdy z nas zasługuje na miłość - zacisnęłam dłoń w piąstkę - On również, on zwłaszcza.
- Panie Jack...Ja... Jesteśmy - usłyszeliśmy głos szofera zza ścianki.
Mam wrażenie, że chciał powiedzieć coś całkiem innego, jednak nie zwróciłam na to większej uwagi. Podróż minęła mi bardzo szybko, zwłaszcza, że byłam przyzwyczajona do dużych korków w szczycie dnia. Gdy wysiedliśmy ruszyłam za X dróżką biegnącą skrajem lasku. Nie kojarzyłam tego miejsca, jednak oświetlone blaskiem księżyca miało swój pewien urok. Szłam za mężczyzną w ciszy, nie mając pojęcia gdzie mnie prowadzi.
- Ten kierowca... To Twój...?
- Pracuje dla mnie - przerwał mi - Nie, nie jest moim przyjacielem.
Spojrzałam na niego z ukosa, nakrywając się szczelniej swoim płaszczem. Mimo iż mróz nie był mocno odczuwalny, nie chciałam się rozchorować.
- Zimno Ci? - spytał nagle widząc moje skrzyżowane na piersi ręce - Jeśli...
- Nie, jest dobrze - odparłam przerywając mu - Daleko jeszcze?
- Prawie jesteśmy - szepnął skręcając w jakąś inną dróżkę, prowadzącą dość stromo do góry.
Spojrzałam niepewnie na X nie będąc przekonana do końca co do trasy jaką obrał. Było ciemno, a ścieżka stroma i niebezpieczna. Widząc moje zachowanie niespodziewanie wyciągnął do mnie rękę. Utkwiłam wzrok w skórzanej rękawiczce, lecz w końcu chwyciłam jego dłoń pozwalając się poprowadzić.
- Jesteśmy - odparł gdy dotarliśmy na szczyt wzgórza, a widok odebrał mi dech w piersiach - Czasem przyjeżdżam tutaj gdy chcę uciec od tłoku Paryża.
- Przepięknie - mruknęłam pochłaniając widok oczami w każdym calu - Widać niemal całe miasto, wydaje się być stąd takie małe...
- Bo jesteśmy mali w porównaniu z tym wszystkim - rozejrzał się wokół siebie - Nie ma chyba nic piękniejszego od przyrody, nie ma nic silniejszego i bardziej majestatycznego. Chodź - mruknął odchodząc o kilka kroków dalej, zdejmując z siebie czarną pelerynę. Rozłożył materiał na ziemi, po czym na nim usiadł - Chyba nie myślałaś, że założyłem dziś tą pelerynę dla ozdoby?
- Mogłeś wziąć po prostu kocyk - zaśmiałam się siadając obok niego.
- Nie planowałem pikniku w nocy - również się zaśmiał - Jednak jest to całkiem dobry pomysł.
- Masz już coś w planach?
- Może - odwrócił głowę w moją stronę - Uwielbiam spędzać czas w takich miejscach. Przyroda jest niesamowita, człowiek może ją niszczyć, a ona i tak wykorzysta każdą jego nieuwagę i się odrodzi na nowo. Zawsze powraca do równowagi, to ją różni od ludzi. Powinniśmy się od niej tego uczyć, a jedyny tego sposób to stanie się jej częścią.
- W jaki sposób? - spytałam spoglądając w miejsce na masce, gdzie powinny być oczy.
- Połóż się - polecił kładąc się plecami na ziemi, co i ja po chwili uczyniłam układając się bardzo blisko niego ze względu na mały rozmiar peleryny - Co czujesz?
- Nic, chyba nic - mruknęłam - Powinnam coś czuć?
- Nie czujesz, bo robisz to źle - skarcił mnie - Połóż się i przestań w końcu myśleć. Poczuj jak twoje ciało zwalnia, zaczyna przyginać do ziemi. Niech myśli staną się ulotne, zwiewne, nie dają się prowadzić, ani posłusznie analizować. Odpocznij po prostu. Zamknij oczy i zdaj się na wszystko, co będzie. Zaśnij, zgaśnij... przestań istnieć na tę chwilę.
Uczyniłam to co nakazał całkowicie mu ufając. Musiałam mu zaufać, chciałam mu zaufać - że świat się nie skończy, że jutro nadejdzie, że zniknie tajemnica, i że nadejdzie też prawda.
***
Komentarz = to motywuje!
Komentarz = to motywuje!
~~~~~
"Wiesz dlaczego niektórzy ludzie udają, że nic nie czują?
Bo czują za dużo. I to ich przeraża."
- Charlotte Jasińska
Ej, ja tu czytam czytam, a tu nagle koniec. :D No ale cieszę się z tego o mam. Najlepszy moment? Jąkała kierowca. xD Naprawdę to było dobre. :D Ja się dziwię, że ona nic nie skojarzyła. No ale git ja mniemam, że ona się dowie kiedyś tam...? Ciekawe jak. xD I zapoznałam się z treścią filmu 'V jak Vendeta' i ten V czy jak mu tam on tam umiera na końcu o.o Ej on nam tu nie wykituje co nie? >.<
OdpowiedzUsuńxDDD
Czekam na nn i pozdrawiam serdecznie :D
Woooow Jezu to bylo takie piękne naprawde jaj piszesz to mam ochotę ryczeć cudowny rozdział kocham ich dwójkę razem awww i czekam na nn ;***
OdpowiedzUsuńWitam znów, oto ja jestem.
OdpowiedzUsuńDopiero się rozkręcam, a tu nagle koniec. No cóż... Nie lubię tego pewnego uczucia, jakim jest niedosyt, ale takie zadanie mają opowiadania. Wracając... Gdy tak czytałam, jak Amanda jeździła palcem po masce, to myślałam, że Michael zacznie na nią krzyczeć, ale mam wrażenie, że ,,krzyczenie" mamy za sobą :D Teraz może być tylko lepiej. Jak widać, postarał się facet. Najlepiej to wywiózłby ją poza kraj. Jak najdalej od tego narzeczonego... ale tak też może być. Pomimo pewnej wewnętrznej granicy, Michael idzie dalej. Niech pouświadamia sobie jeszcze parę rzeczy... Czekam tylko na to. I czekam, co Amanda zrobi z Lucasem, jak wróci. Niech się wyprowadzi, albo jego wyprowadzi xD Jeszcze jedna malutka sprawa... Nie zgadzam się na pogarszanie wyników. Ten człowiek jest bardzo ważny dla Amandy, nie wyobrażam sobie, żeby miał umrzeć... Ona pewnie też.
Pozdrawiam, weny i upragnionego czasu życzę <3
Jak on ja pocalowal z czubek glowy skoro ma maske? Odrazu mowie, ze sie nie czepiam ale przez dluzszy czas probowalam sobie to wyobrazicXDDD
OdpowiedzUsuńBardziej chodziło o takie przyłożenie i 'cmoknięcie', a nie normalny pocałunek we włosy, wiadomo ;p
UsuńAczkolwiek faktycznie może źle to ujęłam :P
Dzięki wielkie, nawet w sumie nie zwróciłam uwagi, że źle to opisałam (nie to co miałam na myśli) xD
Poprawię zaraz i będę bardziej myśleć xD
*-* *-* *-* *-*
OdpowiedzUsuńHeeej....
Jakie to było faaajne. Jestem zachwycona tym wszystkim. Dosłownie wszystkim. Uwielbiam takie filozoficzne rozważania na łonie natury, a tutaj one były genialne. Lepiej tego się nie da napisać. Jedynym smutnym fragmentem tej notki, który mnie dobił maksymalnie jak się dało, były te coraz gorsze wyniki staruszka. No ej no. Wiem, za nie da się żyć wiecznie, ale to będzie czysta załamka Amandy, jak dojdzie do najgorszego. O dziwo on zauważył pewną zmianę w bohaterce i jeszcze jej tak mądrze o tym powiedział, że już po prostu leżałam i kwiczałam. A początek? Matuluniuniu... To teraz nie ma bata ufać jej musi na bank. No jeżeli nie wykorzystała takiej okazji by ciekawość wygrała, to jest pewien dowód.
To co... Życzę ci masy weny, a ja z kolei już nie mogę się doczekać ciągu dalszego. Bo tu niedosyt był i to duży. Urwało się w najbardziej rozwijającym się momencie.
Jeszcze raz weny i pozdrawiam gorąco ;****
Super 😘😘😘
OdpowiedzUsuń