Strony

poniedziałek, 27 lutego 2017

Rozdział 18 - Był moim przyjacielem.


I jestem znów!
Filmik wyżej zrozumieją fani Deleny - a w zasadzie ja to po prostu ubóstwiam Ian'a xD  
Poza nim i Michaelem, to jeszcze do moich takich ideałów dodałabym Normalna Reedusa - są tutaj też jacyś fani?:D Może nie tylko ja mam takie dziwne gusta xD
Wgl ten rozdział to porażka jakaś, więc nie bijcie xD
Nie miałam weny, czasu, ani słów na opisanie tego tak jak chciałam.
Wyszła mi taka kupa w rezultacie, ale ocenę zostawiam już wam.
No nic, to zapraszam na kolejny rozdział:)
Pamiętajcie o komentarzach, które są motywacją do dalszego pisania! <3

~~~~~

  Będąc małą dziewczynką nie miałam wielkich, wygórowanych marzeń. Nie chciałam być księżniczką, astronautą, ani mieć na tyłach stajnię i kucyka. Marzyłam jedynie, aby w przyszłości mieć swój własny dom. Mieć pianino, kota ze schroniska, widok z okna na ulicę i masę książek. Na parapecie w kuchni radio, doniczkę z miniaturowym bukszpanem, bazylią i miętą. W sypialni dwuosobowe łóżko z białą pościelą i kaktusami w oknie. Błękitno-białe ściany, a na nich kilka obrazów i czarno-białych zdjęć. W salonie niewyposażonym w telewizor mieć kanapę, wygodny fotel i stolik do kawy, na którym zawsze leżałaby sterta książek. 
   W zasadzie patrząc na to z pewnej perspektywy, udało mi się poniekąd to marzenie spełnić. Mam dom o jakim zawsze marzyłam, jednak mimo tak wielu przedmiotów, wydawał mi się on pusty i nijaki. Dopiero z czasem zaczęłam chyba sobie zdawać sprawę, że to nie mury stanowią o bogactwie mieszkania, a człowiek z jakim je dzielimy.
- O czym tak myślisz? - z transu wyrwał mnie głos X, który szedł obok mnie od dwudziestu minut na spacerze, do jakiego niemal zostałam zmuszona - Chcesz już wracać?
- Nie, no coś ty. Jest dopiero ósma rano, na dworze poniżej zera, a ja paraduję po lesie, jest całkiem dobrze - mruknęłam przewracając oczami, na co po chwili poczułam jak zarzuca mi coś na ramiona - Ej, nie prosiłam... Weź to bo teraz ty zmarzniesz.
- Dam sobie radę, w Paryżu codziennie wychodzę na takie spacery, tylko że sporo wcześniej.
- Po to, aby nikt Cię nie zobaczył? - spojrzałam niepewnie na niego - Z początku myślałam, że tylko przede mną nosisz tą maskę. Czasem nawet mijając ludzi na ulicy zastanawiałam się, czy to aby nie ty.
- To bez znaczenia - zamyślił się - Pamiętasz o co mnie kiedyś poprosiłaś?
- To znaczy?
- W związku z Panem Richardem, tym starcem ze szpitala, którego tak regularnie odwiedzasz.
- No tak, lecz o co chodzi? - nie kryłam zdziwienia, nie miałam pojęcia o czym mówi - Coś się stało?
- Poprosiłaś mnie, abym poszedł tam z Tobą, by mógł mnie poznać. Odmówiłem Ci mówiąc, że przecież z maską się tam nie pojawię. Otóż mój przyjaciel zna jednego z głównych lekarzy w tym szpitalu, rozmawiałem z nim i obiecał umówić nas na to spotkanie. Nawet raz było umówione na konkretny dzień, ale nagle lekarz ten się rozchorował i nic z tego nie wyszło.
- Wciąż nie rozumiem do czego zmierzasz?
- Dwa dni temu dostałem wiadomość, że znów lekarz ten jest w pracy. Mój przyjaciel rozmawiał z nim i za trzy dni, czyli w noc gdy będziemy wracać do Paryża, możemy się tam stawić.
- Ale że jak? Tak normalnie, razem? - szczęście rozsadzało mnie od środka, jednak wciąż nie wiedziałam, jak chce to wszystko rozegrać - A co z Twoją maską?
- Wejdziemy w nocy tylnym wyjściem, wtedy i tak odwiedziny są zakazane, a po korytarzu będą się kręcić co najwyżej pielęgniarki. 
- Mówisz poważnie? Pójdziesz tam ze mną? - zatrzymałam się i spojrzałam w miejsce na masce, gdzie powinny być oczy - Narazisz kolejny raz swoją tajemnicę dla mnie?
- Wiem, że Ci na tym zależy.
- Dziękuję - odparłam, po czym bez zastanowienia przytuliłam się do mężczyzny, co przerwał nagle dźwięk mojej komórki - Ja... Wybacz... - odsunęłam się od niego lekko speszona, wyjmując urządzenie - To Lucas...
- Odbierz, to może myć coś ważnego.
   Skinęłam mu tylko głową, tak naprawdę nie mając najmniejszej ochoty odbierać tego telefonu. Mimo wszystko nie chciałam dawać Lucasowi powodów do podejrzeń, więc ruszyłam wolnym krokiem za X, zostając delikatnie w tyle.
- Tak Lucas? - odparłam do słuchawki, zakrywając się szczelniej płaszczem.
- Hej, jak sobie radzisz?
- W porządku, dzisiaj nie czułam się najlepiej, więc nie poszłam do pracy - utkwiłam wzrok w swoich butach - A co u Ciebie? Jak szkolenie?
- Jak to w Londynie, deszczowo - zaśmiał się - Szkoda, że nie ma Cię tu razem ze mną.
- Ta przerwa dobrze nam zrobi - odparłam czując lekkie ukucie w sercu - Dobrze wiesz, że ostatnio nie było między nami najlepiej.
- Dlatego chcę byśmy jak najszybciej wzięli ślub.
- Ślub tutaj w niczym nie pomoże - na te słowa X zatrzymał się i spojrzał w moją stronę - Lucas... Ja muszę kończyć.
- Na pewno wszystko w porządku?
- Tak, jasne. Odezwę się jutro, dobrze?
- Oczywiście. Trzymaj się, kocham Cię.
  Nie odpowiedziałam nic na jego ostatnie słowa, a jedynie się rozłączyłam. Spojrzałam na X, który wciąż stał w miejscu i mimo iż nie mogłam zobaczyć jego oczu, czułam jak przeszywa mnie wzrokiem.
- Dlaczego nie mówiłaś mi, że się pobieracie?
- Bo się nie pobieramy - zaprzeczyłam bez zastanowienia - Lucasowi wczoraj coś odbiło i zaczął mówić o tym ślubie.
- W końcu będziesz musiała dokonać wyboru.
- Wiem, jednak jeszcze nie teraz - spuściłam wzrok - Nie czuję się gotowa do podjęcia jakiejkolwiek decyzji. Proszę, nie psujmy tego wyjazdu rozmowami o moim narzeczonym.
- Jak wolisz, jednak miałem Cię uczyć, a z tego co widzę, to on właśnie jest źródłem wielu Twoich problemów.
   Po tych słowach znów ruszył w stronę chatki, nawet nie sprawdzając czy idę za nim. Czułam się podle z faktem, że X za wszelką cenę chce mi pomóc, a ja miotam się przy Lucasie jak gówniara, która nie wie czego chce. Mimo iż wiedziałam, że Lucas jest złym wyborem w moim życiu, to był jedyną rzeczą jaka mi została z dawnego życia, a ja nie chciałam się z nim żegnać, jeszcze nie teraz.


  Chociaż pragnienie miłości tkwi w ludziach tak głęboko, niemal wszystko inne uważa się za ważniejsze niż miłość: powodzenie, prestiż, pieniądze, władzę. Niemal całą naszą energię zużywamy na to, aby się nauczyć osiągać te cele, natomiast prawie nic nie robimy, aby nauczyć się sztuki miłości.
   Ja nigdy nie chciałem się jej uczyć. Jedynymi takimi osobami w moim życiu była moja matka, rodzeństwo i moje własne dzieci. Tylko oni potrafili wzbudzić we mnie tak wiele silnych emocji, że można tutaj było mówić o miłości. Nie mam pojęcia w jaki sposób rozpoznać, że kogoś pokochaliśmy, kiedy tak naprawdę wyczuwalna jest granica między ludzkimi uczuciami? Da się ją w ogóle zauważyć? Miłość do rodziny była po prostu czymś naturalnym, cała reszta jednak pozostawała dla mnie obca.
- Robi się ciemno - stwierdziła nagle Amanda wstając z kanapy, na której siedzieliśmy od kilku godzin.
  Po porannym spacerze pogoda postanowiła nas zatrzymać na resztę dnia w domu. Ulewa nie zwalniała nawet na chwilę, więc postanowiliśmy przesiedzieć ten dzień przed telewizorem oglądając filmy z kolekcji właściciela domu.
- Robi się chłodno, rozpalę lepiej w kominku - odparłem ruszając w stronę salonu, gdzie za szybą w kominku widać było już jedynie delikatny dym.
   Zabrałem się za rozpalanie ognia, całkowicie poddając się tej czynności. Nawet nie wiem kiedy za szybą widniał już potężny płomień, a ja siedziałem na dywanie przed kominkiem, wpatrując się w tańczącą czerwień. W całym swoim życiu nie miałem takiego spokoju, jaki mam teraz. Mimo iż kochałem i nie zamieniłbym swojego życia za nic, ta ucieczka od rzeczywistości chyba jest moją małą terapią. Nie radziłem już sobie, bałem się, umierałem każdego dnia przytłoczony tym wszystkim, zaś teraz czuję swobodę i spokój, jakie wtedy wydawały mi się niemożliwe.
- Zrobiłam nam herbaty - nawet nie wiem, kiedy obok mnie znalazła się Amanda dając mi kubek z gorącą zawartością - Proszę.
- Dziękuję, aczkolwiek wciąż ciężko mi zapewne będzie wypić to przez maskę - zaśmiałem się - Ale doceniam Twoje intencje.
- Wybacz, wciąż zapominam - również się zaśmiała - Nad czym tak myślisz?
- Nad tym co było kiedyś - odparłem, gdy kobieta zajęła miejsce obok mnie na dywanie, a jedyne światło na nas padające to blask ognia z kominka - Zastanawiam się czasem co by było, gdybym dokonał w życiu innych wyborów.
- Żałujesz jakiś?
- Nigdy nie żałuję. Jeśli coś zrobiłem, to znaczy, że tego chciałem lub tak musiało już być. Nie powinno się żałować, a jedynie wyciągać wnioski z tych gorszych decyzji.
- A gdybyś mógł cofnąć czas, dokonałbyś innych wyborów? - spojrzała na mnie tymi brązowymi oczami, w których odbijał się blask płomieni z kominka - Zmieniłbyś jakieś słowa, czyny? Cokolwiek?
- Jeśli będziesz tyle pytań zadawać, zacznę żałować, że wpuściłem Cię do swojego domu - zaśmiałem się, na co kobieta uderzyła mnie w ramię - No co? Prawdę mówię.
- Chyba wolę posłuchać muzyki niż Twojego biadolenia - uśmiechnęła się, po czym podeszła do szafki gdzie stały ułożone płyty winylowe - Proponujesz coś?
- Wybór zostawię Tobie - odparłem opierając się z tyłu rękoma na dywanie - Byle dało się tego słuchać.
- Już mam - odparła machając do mnie płytą, na co ja automatycznie się spiąłem, gdy pierwsze dźwięki wydobyły się z gramofonu - You are not alone, uwielbiam tę piosenkę.
- Dlaczego akurat ta? - próbowałem zachować obojętny głos, gdy Amanda znów zajęła miejsce u mojego boku przed kominkiem.
- Twórczość Michaela od wielu lat była ze mną. W zasadzie na jego utworach się nauczyłam wszystkiego i dzięki niemu poniekąd zostałam nauczycielką muzyki.
- Co o nim myślisz? - mimo wewnętrznego sprzeciwu zadałem to pytanie, sam nie wiedząc dlaczego tak bardzo wchodzę teraz na grząski grunt - Jak go widziałaś?
- Myślę, że był cudownym artystą, jednak trochę nieszczęśliwym człowiekiem.
- Dlaczego tak myślisz?
- Czy to ważne? Nie znałam go, mogę tylko snuć domysły jak to było naprawdę.
- Co więc podsuwają Ci domysły?
- Chyba się trochę pogubił - zmarszczyła delikatnie brwi - Te oskarżenia zrobiły z niego cień człowieka, mimo iż zaprzeczał miał ogromny problem z lekami. Niszczył się i dobrze o tym wiedział. Robił to znając konsekwencje, niemal świadomie osierocił swoje dzieci.
- Nie zrobił nic celowo, co mogłoby zagrażać jego dzieciom - odparłem tonem zbyt ostrym, niż to zamierzałem - Nic nie było dla niego ważniejsze niż rodzina.
- A Ty skąd możesz wiedzieć co robił i o czym myślał?
- Bo był moim przyjacielem - odparłem gniewnie wstając z miejsca, dopiero po chwili zdając sobie sprawę z tego co powiedziałem.
- X przepraszam... Nie chciałam...
- Nie, to ja przepraszam - opadłem na kanapę, zaś Amanda dołączyła po chwili znów zjawiając się u mojego boku - To bez znaczenia.
- Mówiłeś, że żyłeś u boku gwiazd, ale nie myślałam, że mogłeś być z kimś takim aż tak blisko - uśmiechnęła się nagle - Więc jaki był?
- Pytasz mnie o Michaela? - spojrzałem na kobietę, nie mając pojęcia jak ubrać słowa... Jak mam mówić o sobie jako obcym człowieku? - On był... Bardzo sceptyczny.
- Jak długo się znaliście?
- Prawie całe życie - westchnąłem - Byłem jedyną bliższą jego sercu osobą niż rodzina i Frank.
- Pewnie nie miałeś przez to życia... Nie chcę abyś myślał, że teraz doszukuję się w przeszłości Ciebie w mediach, jednak...
- Wiem o czym mówisz - przerwałem jej - Jednak nie masz nawet czego szukać, gdyż dbałem o swoją prywatność, Mike również. Nie byłem nigdy osobą publiczną, ani nawet nie pokazywałem się u boku takiej osoby przed publiką.
- Musiałeś być dla niego dobrym przyjacielem - znów jej wzrok przeszywał mnie na wskroś - Nie takim do pokazania się z nim w telewizji, ale takim od serca.
- Można tak powiedzieć - wzruszyłem ramionami - To było dawno temu.
- Chcę posłuchać - usiadła po turecku w moją stronę - Powiedz mi coś więcej, jaki był? Co lubił? Czy to co mówiły media było prawdą?
- Chyba w każdym oskarżeniu jest ziarno prawdy - czułem jak mój głos lekko się podłamuje, jednak szybko się poprawiłem - Nawet jeśli on nie zawsze chciał to widzieć. Ludzie go skrzywdzili, to sprawiło też, że przestał im ufać.
- Mówisz o oskarżeniach?
- To również - zatrzymałem się na chwilę - Wtedy za niesienie pomocy i współczucie, dostał najgorszą karę, jaką można było sobie wyobrazić. Nawet uniewinnienie ze strony sędziów nie mogło załatać dziury w sercu, jaką mu zrobiono. To było coś tak okropnego, że chyba nikt poza nim nie był w stanie wyobrazić sobie bólu, jaki w sobie musiał później nosić. I nie chodziło tutaj o prasę, zepsutą opinię publiczną czy też dobre imię. Chodziło tutaj o coś całkiem innego, czego nie dało się już tak po prostu naprawić.
- Więc do dlatego zamknął się w sobie - stwierdziła półszeptem - Nie myślałam nigdy, że mogło to go aż tak dotknąć...
- Wiesz co się dzieje z ludźmi, którzy zamykają się w sobie? - spojrzałem na nią - Zastanów się.
- Wyciszają się?
- Nie, po prostu psują, wyniszczają - odparłem wstając z kanapy - Dość o nim, to nie jest mój ulubiony temat.
- Tęsknisz za nim? - spojrzała na mnie niemal ze współczuciem, przez co poczułem okropne ukucie w sercu - Straciłeś przyjaciela, musiałeś bardzo to wszystko przeżyć.
- Tak, masz rację. Jednak prócz smutku, to jestem okropnie wściekły na niego, za to co zrobił - ruszyłem w stronę schodów prowadzących na górę - Zrobię nam niedługo kolację, jeśli chcesz możesz w tym czasie się wykąpać, zostawiłem Ci na górze świeże ręczniki.
- Dziękuję - odparła, na co ruszyłem znów przed siebie, zostawiając ją samą na kanapie w salonie.
  Nigdy nie spodziewałem się, że może między nami dojść do takiej rozmowy. Nigdy nie spodziewałem się, że będę mówił o sobie jako osoba trzecia, jakbym naprawdę był tylko obserwatorem, swoim własnym przyjacielem. Nie wiem ile z tego zrozumiała, nie wiem czy nie powiedziałem o słowo za dużo, mimo wszystko widziałem po niej, że nie doszukuje się w tym prawdy. Słucha mnie i wierzy, w każde słowo. Nie próbuje mnie zdemaskować, nie próbuje łączyć faktów ani ich grupować, po prostu jest obok mnie i to jej wystarcza. Wystarcza jej ta cholerna maska i moje słowo, w które tak uprawcie wierzyła - to było chyba  w tym wszystkim najgorsze.


   Czułam jak z każdym dniem ufa mi coraz bardziej. Mimo iż od niego nie wymagałam tego - zaczynał się przede mną otwierać. Nie było to nic nadzwyczajnego, jednak cieszyłam się z każdym postępem, mając nadzieję, że kiedyś będzie widział we mnie przyjaciela, takiego jakiego miał w Michaelu Jacksonie. Nie chciałam mu go zastąpić, nie chciałam wiedzieć kim był pod maską, bo to było dla mnie bez znaczenia. Chciałam jedynie aby mi zaufał, pozwolił być i sobie pomagać.
   Gorąca kąpiel to było coś, czego mi trzeba. Czułam jak niemal jak wszystko spływa z mego ciała, ogrzewając je mimo chłodu panującego na dworze. Nie wiem ile spędziłam tam czasu, jednak na pewno było to zdecydowanie zbyt długo. Przypominając sobie o kolacji jaką miał zrobić X, momentalnie wyszłam spod prysznica nie chcąc, aby musiał na mnie dłużej czekać. Wycierając ciało zorientowałam się, że nie zabrałam z szafy szlafroku. Owinięta więc piersiach ręcznikiem, który zakrywał ledwo moje pośladki, wyszłam z łazienki. Gdy byłam już w połowie drogi do szafy drzwi do mojej sypialni się otworzyły. W przerażeniu poczułam jak ręcznik zsuwa mi się z ciała, lecz nim zdążyłam go ponownie złapać, zdążył spaść już na podłogę.
    Boże... Jak się oddycha?
   Z prędkością światła chwyciłam go z powrotem zakrywając się, jednak X stojący z tacą jedzenia stał osłupiały w wejściu, a ja chyba pierwszy raz byłam wdzięczna jego masce, że nie widzę w tym momencie jego miny.
- Zapukać to nie łaska?! - krzyknęłam dociskając mocniej ręcznik, jakby miało to coś dać w tym momencie.
- Nie schodziłaś... Przyniosłem więc kolację... tutaj - wyjąkał w końcu, a ja czułam jak moje poliki palą się żywym ogniem - Ja nie chciałem... Mogę z tym poczekać na dole...?
- Najpierw to naucz się pukać, gdy wchodzisz do czyjegoś pokoju - warknęłam - A jak chcesz pooglądać nagie kobiety to kup sobie jakieś czasopisma.
- Ten widok też był bardzo interesujący - byłam pewna, że się uśmiecha - Wybacz, że nie odpłacę Ci się tym samym, ale widok mojego nagiego ciała mógłby Cię popędzić w kompleksy, w dodatku wtedy pewnie żaden inny facet nie byłby dla Ciebie atrakcyjny.
- A wiesz, że skromność to też bardzo seksowna cecha?
- Naprawdę? To chyba tylko u brzydkich ludzi - zaśmiał się, po czym wyszedł z tacą z powrotem na korytarz - Czekam z kolacją na dole w salonie! - krzyknął, a ja dopiero poczułam jak moje ciało się rozluźnia.
  Do mężczyzny powinien być dołączony tłumacz, który by nam tłumaczył, co mężczyzna ma na myśli. Do każdego w dodatku osobny, a do takich pokroju X, powinna wyjść cała saga. Nie mam pojęcia jak teraz spojrzę mu w oczy, a tym bardziej co sobie pomyślał, ale jednego byłam niemal pewna - był z siebie bardzo zadowolony.

***

Komentarz = to motywuje!


~~~~~~

“Od stania w miejscu niejeden zabłądził.”

poniedziałek, 20 lutego 2017

Rozdział 17 - Bzdurą jest to, czego się boisz.



Jestem!
Myślałam, że już dzisiaj tego nie skończę, ale się udało.
Wgl mam wrażenie, że dzisiaj zapychacz mi wyszedł jakiś znów O.o
Ja wiem, ze długość nie powala ostatnio, ale jakoś boję się, że jak za długie dam to będą męczyć wręcz aż, sama to wiem po sobie jak widzę u niektórych, że w połowie człowiek aż literki gubi xD
Wolę chyba dać częściej, a krócej trochę.
No nic zapraszam do lektury + DZIĘKUJĘ za komentarze,
ostatnio znów kilka osób się 'ujawniło', a mnie się aż ryjak cieszy czytając to <333
PS: Za błędy przepraszam, rozdział nie był sprawdzany, nie miałam już siły.
Pozdrawiam!:)

~~~~~

    Łatwo jest zrzucić z siebie ubrania i uprawiać seks. Ludzie ciągle tak robią, ale otworzenie swojej duszy dla drugiej osoby, odsłonięcie przed nią swoich wierzeń, przemyśleń, lęków, nadziei i marzeń, to jest prawdziwe obnażenie. Ludzie sypiają ze sobą, nic ekscytującego. Zdjąć przed kimś ubrania i położyć się na kimś, pod kimś lub obok kogoś to żaden wyczyn, w zasadzie dla mnie już żadna przygoda. Przygoda następuje później, jeśli zdejmiesz przed kimś skórę i mięśnie i ktoś zobaczy Twój słaby punkt, żarzącą się w środku małą lampkę, której nigdy nikomu nie chciałeś pokazać.
  Poranek był tak wczesny, że nawet słońce ukrywające się za budynkami, nie oświetlało jeszcze niektórych zakątków Paryża. Mój kierowca zatrzymał się pod kamienicą, w której mieszkała Amanda. Spojrzałem ostatni raz na zegarek, dopiero zdając sobie sprawę, że jestem sporo przed czasem. Zastanowiłem się chwilę jeszcze, jednak w końcu nie mogąc wysiedzieć tyłkiem na miejscu, opuściłem pojazd i udałem się w stronę wejścia do budynku. Ulice o tak wczesnej porze były całkiem puste, dlatego zdziwiłem się słysząc kogoś schodzącego w dół po schodach na klatce. Myśląc, że to Amanda ruszyłem dalej na piętro, spotykając się w drodze z sprawcą hałasu. Ku mojemu zdziwieniu była to starsza kobieta po siedemdziesiątce, która widząc mnie stanęła w pół kroku otwierając szeroko buzię. Gdy zachwiała się, wyciągnąłem rękę chcąc jej pomóc w utrzymaniu równowagi, jednak ona na to odskoczyła jeszcze bardziej, wyciągając z płaszcza jakiś drewniany krzyżyk i zaczęła krzyczeć coś po francusku, machając przede mną różańcem. Niemal w panice mnie wyminęła i zeszła na dół, ciągle krzycząc coś w swoim języku, jakby naprawdę miała mnie za samego wysłańca piekieł. Zaśmiałem się w duchu, wyobrażając sobie co musiała o mnie pomyśleć ta kobieta. W końcu nie codziennie spotyka się o tej godzinie po drodze zamaskowanego człowieka, który spokojnie chodzi po klatce schodowej.
  Gdy w końcu stanąłem pod odpowiednimi drzwiami zapukałem niepewnie. Mimo iż od kilku dni wiedziałem o wyjeździe, wciąż w mojej głowie pozostawała pewna niepewność. Wczoraj wieczorem Frank przez dwie godziny suszył mi głowię, mówiąc jak głupi i nieodpowiedzialny jestem, może i miał rację, byłem strasznie nieodpowiedzialny i głupi.
- Już jesteś? - w drzwiach stanęła Amanda, uśmiechając się do mnie pięknie - Wejdź, kończę śniadanie i w zasadzie możemy zaraz wychodzić. Napijesz się czegoś?
- Nie, dziękuję. Wciąż maska utrudnia mi spożywanie posiłków - zaśmiałem się, po czym udałem się do kuchni - Jak wczorajsze spotkanie z przyjaciółką? - spytałem przypominając sobie tę zabawną sytuację.
- X... Ja naprawdę przepraszam... - zaczęła się tłumaczyć - Nie miałam pojęcia, że ona...
- Czy ja się gniewam? - przerwałem jej śmiejąc się - W zasadzie to była całkiem zabawna sytuacja, jej mina na długo zostanie w mojej pamięci.
- Ona nic nikomu nie powie, przysięgam.
- Wiem, Amando - dotknąłem dłonią jej policzka, jednak gdy zorientowałem się co robię, cofnąłem gwałtownie rękę zaciskając ją z nerwów w pięść - Dokończ śniadanie proszę, kierowca już na nas czeka.
- Tak w ogóle nie zapytałam... - odparła nagle wyciągając portfel z torebki, na co ja zmarszczyłem brwi mimo, iż wiedziałem, że nie może tego zobaczyć - Saint Tropez to kawał drogi, wiem że mówiłeś, że domek załatwił Ci przyjaciel, jednak paliwo i transport taki kawał drogi...
- Jeśli zaraz nie schowasz tych pieniędzy, wyjdę stąd i przysięgam, że nigdy więcej mnie nie zobaczysz już na oczy - odparłem poważnym nawet jak na mnie tonem, na co kobieta zacisnęła usta w wąską linię, wpatrując się we mnie z niepewnością - Nie żartuję, kończ lepiej to śniadanie i nie myśl za dużo.
   Wyminąłem kobietę udając się do salonu. Od zawsze uwielbiałem chodzić ludziom po mieszkaniu, a nawet zaglądać do szafek i szuflad. Tym razem jednak oglądałem jedynie zdjęcia, które były ustawione na komodzie. Na wielu z nich była po prostu z Lucasem, czasem sama lub z Clarą. Moją uwagę jednak przykuło jedno, jedyne zdjęcie. Amanda mogła mieć na nim może 18 lat. Była piękna, włosy długie niemal do pasa, a obok niej stał mężczyzna w podobnym wieku. Patrzyli się sobie w oczy, oboje uśmiechając się jednym z najpiękniejszych uśmiechów, jakie mogą dać sobie ludzie.
- To Evan - usłyszałem jej głos za sobą, na co odwróciłem się w stronę kobiety - Nie mam zbyt wiele zdjęć z nim, to jedna z kilku pamiątek.
- Bardzo za nim tęsknisz? - przypomniałem sobie jak powiedziała mi, że od jego śmierci nie pozwoliła się do siebie zbliżyć na tle seksualnym żadnemu innemu mężczyźnie - Musiałaś być z nim bardzo związana, skoro po tym wszystkim Twoja psychika tak się poddała.
- Jego śmierć to jedno, jednak śmierć dziecka, o którym nawet nie wiedziałam wtedy to drugie.
- Boisz się ponownej straty dziecka? To dlatego nie pozwalasz się Lucasowi zbliżyć?
- Myślę, że moje ciało i psychika same mi powiedzą, kiedy będę gotowa oddać się komuś innemu niż Evan. Mimo iż jego już nie ma, oddanie się komuś, kogo nie będę kochać całym sercem byłoby zdradą.
  Nie odpowiedziałem już nic, tylko skinąłem głową i ruszyłem na korytarz, gdzie stała jej walizka. Wziąłem bagaż do ręki i ruszyłem do limuzyny szybkim krokiem, nie chcąc aby znów mnie ktoś tutaj zobaczył. Amanda dołączyła chwilę po mnie, uśmiechając się delikatnie. Widziałem w jej oczach pewien błysk, którego nie potrafiłem rozczytać.
- Jakiego koloru są Twoje oczy? - zapytała nagle, gdy pojazd ruszył - Często je sobie wyobrażałam.
- Brązowe - odparłem niepewnie, po czym sam uśmiechnąłem się w duchu - Są tak samo brązowe jak Twoje, Amando.


   Otworzyłam oczy, czując odrętwienie w nogach, pośladkach i na ramieniu. Chyba jednak spanie w aucie mi nie służy, nawet w takim wielkim samochodzie jak ten. Uniosłam delikatnie głowę spoglądając na X, w którego ramię byłam o dziwo wtulona. Widząc to oderwałam się od niego, co spowodowało, że odwrócił głowę w moją stronę. Spał? Być może, przez maskę ciężko było wyczytać z jego 'twarzy' cokolwiek.
- Przepraszam, nie chciałam Cię obudzić.
- Znów zaczynasz z tym swoim przepraszaniem mnie? - byłam pewna, że się uśmiecha - Jak się spało?
- Nawet nie wiem kiedy zasnęłam - poczułam jak moje policzki się czerwienią - Nie chciałam sobie robić z Ciebie poduszki.
- Myślałem w zasadzie przez chwilę, czy Cię nie zrzucić z siebie na podłogę, ale postanowiłem Cię oszczędzić - zaśmiał się - Jeśli jesteś zmęczona połóż się znów.
- Ile nam zostało?
- Niedługo powinniśmy być na miejscu, do Saint Tropez zostało niecałe 10 kilometrów, jednak domek ten jest kawałek od miasta.
- Musiałam sporo przespać - nie kryłam zdziwienia - Chyba marny ze mnie kompan do podróży.
- Byłaś zmęczona, to normalne. Ja sam spałem jakiś czas razem z Tobą.
- Nie mogliśmy polecieć samolotem? - spytałam, dopiero po chwili orientując się co powiedziałam - Wybacz, zapomniałam o masce.
- Nie szkodzi, ja sam czasem o niej zapominam - odwrócił głowę w stronę okna - Twoja przyjaciółka wie gdzie wyjechałaś?
- Wie o wyjeździe, jednak nie ma pojęcia gdzie jedziemy.
- Nie ufasz jej?
- Oczywiście, że ufam, ale Tobie obiecałam coś i dotrzymuję słowa - spojrzałam na niego, czując jak moje serce mięknie w jego obecności - To chyba Ty nie ufasz mnie.
- Myślisz, że zabierałbym Cię wtedy ze sobą? - odwrócił w końcu głowę w moją stronę - Proszę Amando, nie zaczynajmy znów tego tematu.
- Dlaczego tak usilnie próbujesz mnie do siebie zniechęcić?
- Bo nie jestem człowiekiem, za jakiego mnie uważasz - podniósł lekko ton - Próbuję Ci to pokazać, ale Ty wciąż jesteś obok mnie udając, że nic nie widzisz.
- Nie obchodzi mnie co myślisz o sobie. Masz w sobie to najpiękniejsze, co może mieć człowiek, bo masz po prostu prawdę. Nie chcesz być taki jak świat, w którym żyjesz. Jesteś bardzo odważny i silny, bo widzisz prawdę nawet tam, gdzie to bardzo boli. Dlatego bzdurą są te złe słowa, które o sobie mówisz. I bzdurą jest to, czego się boisz.
- Mówisz mi o moich lękach, gdy sama przez kilka lat byłaś przybita do łóżka i nie mogłaś nawet spojrzeć bliskim w oczy, winiąc cały świat za śmierć ukochanego i dziecka?
   Chyba dopiero po chwili dotarło do niego, co właśnie powiedział. Nie byłam w stanie powstrzymać łez, jakie napłynęły mi do oczu. Automatycznie odsunęłam się od niego widząc, jak podnosi dłoń by mnie dotknąć. Pojazd nagle się zatrzymał, a ja wyszłam z samochodu w pośpiechu, czując jak pierwsza łza spływa mi po policzku. Jego słowa zabolały mnie tak, jak już dawno nic mnie nie skrzywdziło. Był jedną z niewielu osób, jakie znały moją historię. Powierzyłam mu swój sekret, uczucia, lęki i rozpacz, jaką sobie kryłam przez te wszystkie lata.
   Dopiero po chwili rozejrzałam się wokół, ignorując nawet chłód, który ogarnął moje ciało. Wokół mnie był las, ścieżka prowadząca tutaj usypana była jedynie z drobnego, jasnego żwirku. Kilkanaście metrów ode mnie stał domek. Nie był wielki, jednak miał pewien niepowtarzalny urok. W całości wykonany z drewna, zaś wielkie okna odbijały zachodzące już w oddali słońce. Woda mimo iż o tej porze traciła kolor lazuru, szumiała tworząc przepiękną dla ucha muzykę.
  Słyszałam jak X coś za mną woła, ale zignorowałam go całkowicie. Ruszyłam powoli w stronę pomostu wchodzącego kilka metrów w głąb wody. Od dawna nie widziałam morza, dlatego chciałam chłonąć ten widok jak najdłużej. Zdobyłam się nawet na słaby uśmiech, który mimowolnie pojawił się na mojej twarzy.
- Przeziębisz się - usłyszałam za sobą jego melodyjny głos, zaś po chwili poczułam jak zarzuca mi jakiś materiał na ramiona - Amando, posłuchaj... Ja chciałem...
- Jestem zmęczona, chcę odpocząć - przerwałam mu, odwracając się w jego stronę - Ty również jesteś zmęczony, inaczej nigdy byś nie powiedział mi tego, co powiedziałeś kilkanaście minut temu.
- Ja wcale tak nie myślałem...
- Wiem - ponownie mu przerwałam, nie dając dokończyć i się wytłumaczyć - Jednak mimo to jest mi cholernie przykro, dlatego pozwól mi zostać ze samą sobą do rana, potrzebuję tego.
- Rozumiem, weź to - podał mi do ręki klucze - Porozmawiam z kierowcą i przyniosę niedługo nasze bagaże. Gdy wejdziesz schodami na piętro, po lewej stronie będzie Twoja sypialnia.
   Po tych słowach odwrócił się i odszedł zostawiając mnie samą na pomoście. W końcu zebrałam się w sobie i ruszyłam w stronę domku, skacząc z radości w głębi serca, że tutaj jestem. Drzwi wejściowe były dwuskrzydłowe, tak samo jak w Galerii Cieni. Całość była urządzona skromnie, ale w przepięknym stylu. Wszelkie meble były z drewna, ściany zdobiły obrazy w większości ukazujące górskie i nadmorskie krajobrazy, zaś podłoga pokryta kolorowym, puchatym dywanem. Ruszyłam schodami na górę, od razu odnajdując drzwi o jakich mówił X. Pokój nie był wielki. Pod oknem stało dwuosobowe łóżko, nakryte białą jak śnieg pościelą. Na nocnej szafce leżała lampka z lawą, zaś wielka szafa na przeciwnej ścianie zakrywała ją niemal całą.
- Jak Ci się podoba? - na te słowa odwróciłam się w stronę X, który stał w wejściu opierając się o framugę drzwi - Przyniosłem Twoją walizkę.
- Dziękuję - mruknęła biorąc od niego bagaż - A Ty...
- Będę naprzeciwko - wskazał na drzwi po drugiej stronie - Mam nadzieję, że rozumiesz, że będę je zamykał gdy...
- Oczywiście - uśmiechnęłam się słabo - Zresztą, nie śmiałabym wejść bez pukania i wyraźnej zgody do Twojej sypialni. I tak musisz większość wyjazdu męczyć się z maską na twarzy.
- To był mój wybór, nie obwiniaj się - spuścił głowę - Co do sytuacji z auta, to naprawdę nie to miałem na myśli. Nie lubię mówić o swoich lękach i problemach, dlatego Cię zaatakowałem, tak naprawdę myśląc tylko jak obronić wtedy samego siebie.
- Nie musisz się tłumaczyć - znów wymusiłam na sobie delikatny uśmiech - Do jutra, śpij spokojnie.
- Ty również, dobranoc - kiwnął mi głową, po czym zniknął za drzwiami do swojej sypialni.
   Zamykając również swój pokój, opadłam na łóżko wciągając zapach świeżej pościeli. Mimo iż dużą część drogi przespałam, zmęczenie bo ponad ośmiu godzinach w samochodzie sprawiło, że moje ciało wymagało porządnego wypoczynku. Po długiej i relaksującej kąpieli w łazience, która przylegała do mojej sypialni, w końcu mogłam położyć się wygodnie i zamknąć oczy.
   Mimo iż słowa X zabolały mnie, byłam w stanie mu wybaczyć. Znałam go już na tyle, by wiedzieć kiedy kłamie, gdy jest zły i mówi coś w gniewie, bądź rzuca słowa na wiatr w szczęściu. Jego ciało, ton głosu i całe zachowanie zdradzało każdy cal jego delikatnej i zranionej duszy. Tutaj nawet maska nie pomogła mu, aby ukryć to kim jest naprawdę - był moim mężczyzną w masce i nie chciałam nikogo innego.


   Całą noc męczył mnie widok Amandy, jej zapłakanych oczu i żalu po tym, co powiedziałem jej w samochodzie. Nie wyobrażam sobie nawet tego co przeszła. Nie chcę nawet wyobrażać sobie, jak to jest stracić ukochaną osobę i nienarodzone dziecko, które było spełnieniem jej starań i marzeń. Ta kobieta miała w sobie ogromną siłę, tylko jeszcze nie do końca o niej wiedziała.
   Poranne słońce wpadało do okna mojej sypialni. Przetarłem twarz rękoma, spoglądając po chwili ma maskę leżącą na komodzie obok łóżka. Może to zabrzmi komicznie, ale sam czasem już zapominam się w tym wszystkim. Kim w końcu jestem? Michaelem? A może X? A może to jedna i ta sama osoba? Maska ta przywarła do mnie już tak mocno, że zapominałem się pomiędzy jednym światem, a drugim. 
   Po porannej rutynie zszedłem w końcu na dół szykując dla siebie i Amandy śniadanie. Rozpaliłem kominek, czując jak temperatura znów zaczyna spadać mimo pięknego, zimowego dnia za oknem. Zegarek na półce wskazywał 6:50 rano. Uśmiechnąłem się w duchu i kładąc talerze na stole, ruszyłem z powrotem na górę, kierując się prosto do sypialni Amandy. Gdy wszedłem do pomieszczenia spała okryta szczelnie pościelą z lekko rozchylonymi ustami. Podszedłem do jej łóżka i bez skrupułów wręcz zdarłem z niej pościel, na co przerażona obudziła się i usiała na łóżku patrząc na mnie pierw z strachem, po czym z gniewem w oczach.
- Delikatniej się nie dało? - syknęła wyrywając mi  z powrotem kołdrę - Wiesz, która jest godzina?
- Owszem, siódma rano. Śniadanie jest gotowe, ubieraj się więc i zaraz Cię widzę gotową w kuchni.
- Oszalałeś?! - rzuciła we mnie poduszką, gdy wychodziłem z sypialni - Co Ty znów odwalasz?
- Zaczynamy kolejną lekcję, Amando.
- Co to znów za lekcja? - przewróciła oczami siadając na rogu łóżka - Będziesz mnie karmił i mył zęby każdego poranka?
- Nie, od dziś codziennie będziesz się wyprowadzać na spacer o poranku.
- Że co? - zaśmiała się - A co ja pies jestem?
- To będzie symboliczne ćwiczenie Twojego ciała i Twojej duszy, bo zobaczysz sama, że podświadomość zacznie protestować już po trzecim czy czwartym dniu.
- Moja podświadomość już chyba protestuje - mruknęła opadając znów na poduszki - A nie można tego przełożyć chociaż na ósmą?
- Niestety - spojrzałem na nią - Wiesz dlaczego to jest takie trudne? Człowiek może chcieć się zmienić, ale jego podświadomość nie będzie chciała się na to zgodzić. Będzie Ci podsuwała wymówki, bo ochrania Twój bezpieczny system, który sama stworzyłaś. Czas coś zmienić, Amando. Wstawaj i szykuj się, będę czekał na Ciebie na dole.
   Po tych słowach wyszedłem z pomieszczenia zostawiając ją samą. Nie mogłem zapominać na czym polega nasza relacja, oraz po co ją tutaj zabrałem. Miałem jej pomóc, nauczyć życia w sposób, w jaki żyła przed tragedią jaka ją spotkała. Tylko to nas łączyło.

***

Komentarz = to motywuje!

~~~~~

“Możesz przeciągnąć mnie przez piekło jeśli to oznacza, 
że mogę trzymać Cię za rękę.”


wtorek, 14 lutego 2017

Rozdział 16 - Więc dalej tańczę sam.


Hejka!
Powyżej jest normalnie moja piosenka z dzieciństwa - ostatnio jakoś tak zabłądziłam
w YouTube'ach i mnie tknęło. 
Przed wami kolejny rozdział, który szedł mi jak krew z nosa xD
Nie wiem co z niego mi wyszło, zostawiam to już do waszej oceny.
Mam nadzieję jednak, że nie leci to wszystko jak flaki z olejem,
ale boję się mocno przyspieszać, aby nie zniszczyć całego sensu tego opowiadania.
To zapraszam o czytania no i jeszcze raz
DZIĘKUJĘ !!! - wszystkim komentującym, ostatnio znów ujawniło się kilka anonimowych czytelników, a ja dostałam kopa do pisania, bo to całkiem inaczej wiedzieć,
że ma się do kogo pisać:)
Zapraszam! <3

~~~~~

   W tym kraju ludzie nie cenią sobie poranka. Budzą się gwałtownie na dzwonek budzika, który druzgoce ich sen jak cios siekiery i od razu stają się niewolnikami żałosnego pośpiechu. Niech mi ktoś powie, cóż może być wart dzień, który zaczyna się od takiego aktu przemocy? Co musi dziać się z ludźmi, którzy co dzień za pośrednictwem budzika doznają miniaturowego elektrowstrząsu? Każdego dnia przyzwyczaja się ich do przemocy, każdego dnia oducza się ich od rozkoszy. 
  Gdy zadzwonił mój budzik bez namysłu wyłączyłam urządzenie, chcąc dać sobie jeszcze chwilę na rozbudzanie po nieprzespanej, ciężkiej nocy. Dźwięki dobiegające z kuchni w końcu jednak zniszczyły moją chęć dalszego snu, tym samym chyba ratując mój tyłek przed spóźnieniem w pracy. Niechętnie podniosłam się z łóżka, po czym otuliłam swoje ciało szlafrokiem i ruszyłam w kierunku pomieszczenia, skąd dobiegały hałasy.
- Już wyjeżdżasz? - spytałam Lucasa, widząc jak dopina swoją walizkę - Mówiłeś, że lot masz popołudniu?
- Dostałem wczoraj wieczorem gdy już spałaś sms'a od szefa. Przełożyli nam lot, za godzinę muszę być na lotnisku.
- Kiedy wracasz?
- Za tydzień, tak jak mówiłem - podszedł do mnie delikatnie mnie obejmując - Na pewno dasz sobie tutaj radę ze wszystkim?
- Oczywiście, nie jestem dzieckiem - posłałam mężczyźnie fałszywy uśmiech - Nie zatrzymuję Cię już, leć bo się spóźnisz na samolot.
- Dzwoń, gdyby coś się działo - mężczyzna pocałował mnie w czoło, po czym zaczął ubierać na siebie kurtkę i buty - Myślałem ostatnio o naszych zaręczynach - wypalił nagle, na co ja szerzej otworzyłam oczy - Nie chcę dłużej czekać.
- Co masz na myśli? - spytałam niepewnie, nie rozumiejąc nic z jego słów.
- Chciałbym wziąć z Tobą ślub jak najszybciej.
- To znaczy?
- Za półtorej miesiąca - odparł podnosząc się do pozycji wyprostowanej, na co ja tylko stałam osłupiała, nie mając pojęcia co powiedzieć - Mój znajomy ma salę do wynajęcia. Zwolnił mu się termin akurat za ponad miesiąc.
- Nie lepiej poczekać do wiosny, lata? Aż będzie cieplej? - na myśl o tak szybkim ślubie poczułam ścisk w żołądku - Nie musimy się z niczym spieszyć.
- Porozmawiamy jak wrócę z Londynu, zgoda? - podszedł do mnie ostatni raz, po czym cmoknął delikatnie w usta i opuścił mieszkanie.
   Stałam jeszcze chwilę w osłupieniu patrząc w drzwi, za którymi niedawno zniknął Lucas. Co mu się stało, że nagle chce tak szybko organizować ten ślub? Nic nie mówił, nic nie wspominał, że myśli chociażby w tym kierunku.
   W końcu otrząsnęłam się i zaczęłam wykonywać poranną rutynę, zdając sobie sprawę, że za niecałą godzinę zaczynam pracę, a dzisiaj tym bardziej nie chciałam się narażać dyrektorowi szkoły, gdyż od niego teraz zależał los mojego wyjazdu z X. Od dawna nie brałam żadnego urlopu, ani nie chorowałam. Nigdy też o nic nie prosiłam mojego szefa, a wykonywałam jedynie swoją pracę, którą zresztą tak bardzo przecież lubiłam. Mimo wszystko dostanie wolnego z dnia na dzień wiedziałam, że nie będzie takie łatwe, ale obiecałam sobie zrobić niemal wszystko, aby móc te kilka dni wyjechać poza Paryż i spędzić u jego boku, starając się kolejny raz zrozumieć jego świat i życie, które tak bardzo mnie fascynowało.


    Chciałbym, żeby mi uwierzyła. Chciałbym, żeby mi zaufała i poznała prawdę o mojej przeszłości. Coś w niej przekonuje mnie, że nie jest taka jak wszyscy Ci ludzie, których spotkałem na swojej drodze, a którzy mnie zawiedli. Mam tylko nadzieję, że się mylę co do niej, ponieważ lubię z nią być. Dzięki niej mam poczucie sensu i celu, a przez ostatni rok chyba naprawdę go nie miałem.
   Wyszedłem z Galerii zakładając na głowę kapelusz, chcąc jak najbardziej się zamaskować. Za pół godziny Amanda miała kończyć zajęcia, a ja zgodnie z obietnicą miałem ją odebrać. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, jutro o tej godzinie będziemy już nad lazurowym wybrzeżem. Sam do końca nie wiem, czy ten wyjazd jest tak dobrym pomysłem, za jaki go miałem na samym początku. Może po prostu chcę przełamać rutynę, jaka teraz gości w moim życiu? Tak, to by było całkiem racjonalne wytłumaczenie.
   Zajechaliśmy pod szkołę Amandy przed czasem. Ruch na ulicach był wyjątkowo niewielki, zaś kiepska pogoda opustoszyła dodatkowo chodniki z ludzi, sprawiając, że cały Paryż zamarł.
- Jestem już! - nie wiem kiedy drzwi od limuzyny się otworzyły, a do środka wparowała Amanda uśmiechając się szeroko - Dostałam to wolne! Jedziemy!
   Wykrzyczała, po czym poczułem jak zarzuca mi ręce na szyję, przytulając się do mnie z rozbiegu. Zaskoczony objąłem ją, dopiero przetwarzając słowa, jakie własnie wypowiedziała. Nagle oderwała się ode mnie pospiesznie, chyba trochę przestraszona, gdyż na jej policzkach pojawił się delikatny rumieniec, zaś wzrok utkwiła w własnych dłoniach.
- Ja... Przepraszam, nie powinnam...
- Nie szkodzi - przerwałam jej uśmiechając się, mimo iż wiedziałem, że nie może tego zobaczyć - Bardzo się cieszę, że udało Ci się to załatwić - zwróciłem się w stronę kierowcy - Matthew, zawieź nas pod dom Panny Black.
- Oczywiście - usłyszałem w odpowiedzi głos mężczyzny, a zaraz potem pojazd ruszył przed siebie.
- Jak było w pracy? - spytałem, gdy kobieta zajęła miejsce obok mnie na skórzanym siedzeniu - Wyglądasz na zmęczoną.
- Ciężki dzień miałam - uniosła delikatnie kąciki ust - Dobrze mi zrobią te wakacje.
- Wciąż jeszcze możesz zmienić zdanie - odparłem słysząc w jej głosie pewny niepokój - Twoja odmowa wyjazdu nic nie zmieni między nami.
- Wciąż myślisz, że zgodziłam się jechać tylko przez tą kłótnię w Galerii Cieni? - spojrzała na mnie niemal przeszywając wzrokiem - Mówiłam Ci już, że jest to moja dobrowolna decyzja, po prostu chcę.
- A co z narzeczonym, co mu powiedziałaś?
- Lucas wyjechał dziś rano. Wróci dopiero za tydzień, więc nie ma się czego obawiać, nie dowie się.
   Nic jej na to nie odpowiedziałem. Dalsza część drogi minęła nam w zupełnej ciszy, oboje pogrążeni we własnych myślach. Czasem wracam do momentów z przeszłości, gdy wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Wrzask fanów, blask fleszy i adrenalina towarzysząca mi na każdym koncercie. Z jednej strony nie miałem życia prywatnego, ale z drugiej strony było to życie, o jakim zawsze marzyłem. Wszystko ma swoją cenę i nic nie dostajemy za darmo. W końcu gdyby to było takie łatwe, każdy z nas mógłby to robić.
- Jesteśmy szefie - odezwał się kierowca, a ja dopiero się zorientowałem, że stoimy w miejscu.
- W takim razie widzimy się jutro, Amando - odparłem do kobiety, która posłała mi swój niepewny uśmiech - Przyjadę po Ciebie o ósmej  rano, może być?
- T... Tak, jasne - spojrzała na mnie wciąż delikatnie się uśmiechając - Może... Może chciałbyś wejść na chwilę? - spytała nagle, na co nie kryłem zdziwienia jej propozycją - Znaczy...
- Chętnie zobaczę jak mieszkasz - przerwałem jej, widząc jej zakłopotanie - A więc chodźmy.
   Wstałem, po czym otworzyłem jej drzwi limuzyny i przepuściłem pierwszą. Ciemność całkiem pokryła już niebo nad Paryżem, tylko lampy oświetlały uliczki dając temu miejscu jak zwykle niepowtarzalny urok.
- Uwielbiam to miasto - odparłem, gdy wchodziliśmy schodami na piętro kamienicy.
- Mnie czasem przytłacza - mruknęła otwierając drzwi do mieszkania - Za dużo turystów, przez to Paryż traci często cały swój urok.
- Dlatego miasto to najpiękniejsze jest właśnie nocą.
- Napijesz się czegoś? - spytała, gdy weszliśmy do kuchni - Kawy... Herbaty?
- Myślę, że przez maskę mógłbym mieć mały problem z piciem czegokolwiek - zaśmiałem się widząc jej zdziwioną, a zaraz potem lekko speszoną minę - Spokojnie, sam czasem o tym zapominam.
- Więc  przez cały okres wyjazdu masz w planach nie jeść, ani nie pić? - uniosła jedną brew spoglądając na mnie niepewnie - Czy przez słomkę może?
- Jakoś sobie z tym wszystkim poradzimy - udałem się wolnym krokiem do salonu, dostrzegając w nim fortepian - A więc to tutaj układasz piosenki?
- Zazwyczaj - nawet nie wiem gdy zjawiła się u mego boku w wejściu do pomieszczenia - Czasem zostaję po godzinach w szkole i tam gram to, co mi aktualnie przyjdzie do głowy.
- W Galerii zawsze się broniłaś przed śpiewaniem swoich utworów.
- A Ty masz coś swojego? - spojrzała na mnie z iskierką w oku - Chciałabym usłyszeć Cię w Twoim własnym utworze.
   Westchnąłem cicho przywołując sobie w głowie setki utworów, jakie miałem okazję śpiewać na fortepianie. Ruszyłem wolnym krokiem do instrumentu, aż w końcu usiadłem odsłaniając klapę przykrywającą klawisze. Nie czekałem długo, aż Amanda zajęła miejsce u mego boku. Znów w mej głosie zrobił się mętlik, gdy próbowałem zdecydować się na jakiś z moich utworów, których nigdy nie wypuściłem na światło dzienne. Wiele razy siadałem w Galerii Cieni i grałem nowe melodie, które razem z słowami pojawiały się w mojej głowie. W końcu pierwsze dźwięki zaczęły wydobywać się spod moich palców, a mój głos rozległ się echem po pomieszczeniu.



Ktoś powiedział, że masz nowego przyjaciela,
Czy on kocha Cię bardziej niż ja?
Nad moim miastem roztacza się czarne niebo,
Wiem gdzie jesteś, on pewnie jest w okolicy.
Tak wiem, że to głupie,
Po prostu muszę sam to zobaczyć.

Jestem w rogu, patrząc jak go całujesz,
Jestem właśnie tutaj, dlaczego mnie nie widzisz?
Daję z siebie wszystko, 
ale to nie ja jestem mężczyzną, którego możesz zabrać do domu,
Więc dalej tańczę sam.

Po prostu będę tańczyć całą noc,
Jestem skołowany, ale jestem poza tym.
Mokasyny i popękane butle,
Kręcę się w koło.
Tak daleko, ale wciąż tak blisko,
Światła świecą dalej, muzyka umiera.
Ale ty mnie nie widzisz stojącego tutaj,
Przyszedłem tylko się pożegnać.

Jestem w rogu, patrząc jak go całujesz,
Jestem właśnie tutaj, dlaczego mnie nie widzisz?
Daję z siebie wszystko, 
ale to nie ja jestem mężczyzną, którego możesz zabrać do domu,
Więc dalej tańczę sam.

   Gdy wypowiedziałem ostatnie słowa, spojrzałem w końcu na Amandę, której oczy były niczym za gęstą mgłą. Nie mam pojęcia czy to łzy tak lśniły w jej oczach, czy tylko mi się zdawało, jednak gdy otwierała już usta by coś powiedzieć, w powietrzu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Oboje spojrzeliśmy w stronę z której dochodził, zapominając chyba całkiem o tym, co przed chwilą jeszcze wisiało między nami.
- To na pewno kurier, pójdę otworzyć - odparła kobieta wstając pospiesznie, jakby się czegoś wystraszyła.
   Utkwiłem wzrok w swoich dłoniach, dopiero zdając sobie sprawę z tego, jaki utwór wybrałem. Już od dawna uświadomiłem sobie, jak bardzo życie przypomina piosenkę. Na początku jest tajemnica, na końcu - potwierdzenie, ale to w środku kryją się wszystkie emocje, dla których cała sprawa staje się warta zachodu. 


  Uciekłam niemal z salonu, nie chcąc aby dojrzał łzy gromadzące się w moich oczach. Jego głos w połączeniu ze słowami piosenki zburzył chyba wszystkie mury, jakie w sobie budowałam przez ostatni czas. Miałam ochotę go przytulić i się po prostu rozpłakać. Od wszelakich myśli jednak uratował mnie dzwonek do drzwi. Przypomniałam sobie jak Lucas mówił o zamówieniu, więc byłam pewna, że to po prostu kurier.
  Poprawiłam przed drzwiami włosy i ostatni raz przetarłam wciąż wilgotne oczy. Gdy drzwi się uchyliły, a w przejściu zobaczyłam rudą, znajomą mi czuprynę, momentalnie zamarłam, nie wiedząc co ze sobą zrobić.
- Niespodzianka! - krzyknęła Clara rzucając mi się na szyję - Lucas już pojechał? Masz wolną chatę? Przyniosłam wino - zaczęła nawijać wchodząc w głąb mieszkania.
- Clara zaczekaj, stój! - zatrzasnęłam drzwi i ruszyłam niemal biegiem za przyjaciółką, jednak widząc jak stoi w progu wejścia do salonu, wiedziałam już co się stało.
   Kobieta stała wpatrując się w X z rozszerzoną buzią i wielkimi oczami, przenosząc wzrok co chwila to na mnie, a to na zamaskowanego mężczyznę. Bałam się reakcji X, że będzie zły na mnie na zaistniałą sytuację. Gdy wstał od pianina podeszłam do niego wymijając przyjaciółkę.
- Poczekaj, ja zaraz...
- Nie szkodzi, powinienem i tak już się zbierać - powiedział o dziwo spokojnym i delikatnym głosem - Jutro tak jak się umawialiśmy, uważaj na siebie i nie pij za dużo - odparł spoglądając w stronę rudowłosej, a raczej zapewne na butelkę wina, jaką trzymała w rękach - Dobranoc.
  Odparł dotykając przelotnie mojego policzka, zaś Clarze skinął jedynie głową w przejściu i po prostu opuścił mieszkanie. Moja przyjaciółka wciąż stała jak słup w tym samym miejscu, wodząc wzrokiem to na mnie, to na drzwi za którymi zniknął przed chwilą X.
- To był on?! - krzyknęła w końcu, gdy zostałyśmy całkiem same - Co on tutaj w ogóle robił?
- Odebrał mnie z pracy, wszedł tylko na chwilę - zacięłam się, nie wiedząc co powiedzieć - Nic nie mówiłaś, że wpadniesz z wizytą.
- A Ty, że będziesz mieć kochanka w domu.
- Co? To nie jest mój kochanek - mruknęłam lekko oburzona, wymijając kobietę i idąc w kierunku kuchni - Chcesz coś do picia?
- Jasne, wino, przecież je mam - zaśmiała się machając mi przed twarzą butelką - Ale teraz nie zmieniaj tematu! Całkiem inaczej go sobie wyobrażałam... Trochę przerażająca ta maska, ale jak na maskę to całkiem przystojna.
- Maska jest przystojna? - nie ukrywałam rozbawienia na mojej twarzy - Nie wyobrażaj sobie znów zbyt wiele.
- No jak to! Przecież to widać, że was coś ciągnie do siebie. Inaczej byś nie latała za gościem z wiecznie wymalowanym uśmiechem na twarzy, dosłownie - usiadła na taborecie, biorąc z miseczki na stole kilka orzeszków ziemnych - Lucas wie? Widział go?
- Oczywiście, że nie. Nawet Ty go nie powinnaś dzisiaj widzieć - skarciłam ją wzrokiem - Obiecałam mu dotrzymać tajemnicy.
- Przecież nic nie widziałam, nic się nie stało. A tak w ogóle... Jutro też się widzicie? Mówił coś gdy wychodził...?
- Jadę z nim na te 4 dni - odparłam widząc jak moja przyjaciółka na te słowa szeroko się uśmiecha - Tylko nie wygadaj się nic przed Lucasem, on nic nie wie.
- Jasna sprawa, ja bym miała coś mówić temu cymbałowi? - wzięła kolejne orzeszki z miseczki - Swoją drogą grzeczni tam bądźcie na tych wakacjach, chociaż za bycie ciocią bym się nie pogniewała.
- Chyba masz trochę błędne myślenie co do nas - przewróciłam oczami - Tyle czasu minęło od śmierci Evan'a... Tyle lat od tego felernego wypadku, a ja nikomu nie oddałam jeszcze swojego ciała, nawet Lucasowi, który jest moim narzeczonym.
- Skoro tyle lat czekasz na kogoś, kto złamie w Tobie tę granicę, to jeśli to nie będzie ten facet w masce, to ja nie wiem na kogo ty masz innego czekać - spojrzała na mnie unosząc delikatnie kąciki ust - Przestań w końcu myśleć Amando i zdaj się na los.
- Los wystarczająco mnie już potraktował - odparłam z lekkim urażeniem w głosie - Poza tym, ten człowiek jedynie mi pomaga, inaczej nie chodziłby w masce cały czas.
- Problem jednak jest w tym, że to właśnie dzięki tej masce jest dla Ciebie taki wyjątkowy - nie spuszczała ze mnie wzroku - Nie zaprzeczaj teraz.
- Skończmy ten temat, proszę - mruknęłam wyciągając z szuflady korkociąg, po czym zabrałam się za otwieranie butelki z winem - Wypijmy w końcu.
- I to rozumiem - Clara od razu uśmiechnęła się szeroko - Więc wypijmy za to, aby X był szyneczką na Twojej kanapce!
- Że co? - spojrzałam na nią jak na wariatkę, podajac przy okazji lampkę z czerwoną zawartością - Jaka kanapka znowu?
- No wiesz, jest szyneczką na Twojej kanapce z masełkiem, nie czaisz?
- Tak Claro, ja Ciebie też kanapka z szynką - zaśmiałam się, po czym stuknęłyśmy się, a dźwięk obijanego szkła wypełnił całe pomieszczenie.
  Jak to powiedział Lennon - kazali wierzyć, że małżeństwo jest koniecznością i że pragnienia 'nie o czasie' muszą być stłumione. Wmówili nam, że piękni i szczupli są bardziej kochani, że ci, którzy uprawiają mało seksu są zacofani, a ci, którzy uprawiają go zbyt wiele nie są wiarygodni. Kazali nam wierzyć, że istnieje tylko jeden przepis na szczęście, taki sam dla wszystkich, i ci, którzy starają się go ominąć, skazani są na marginalizację. Nie powiedziano nam, że ten przepis nie działa, frustruje ludzi, alienuje ich i że istnieją inne alternatywy. Nie powiedzieli nam nawet tego, że nikt nigdy nam tego nie wyjaśni. Każdy z nas odkryje to na własną rękę, a to co ja odkrywałam każdego dnia - coraz bardziej mnie przerażało.

***

Komentarz = to motywuje!

~~~~~

"Istnieją ludzie, z którymi żyć niełatwo, 
ale których opuścić nie sposób"

środa, 8 lutego 2017

Rozdział 15 - To ja nie ufam sobie.


Piosenka powyżej to kolejna z tych, które skradają serce <333
A tak wgl to hejka!
Znów powracam, pewnie znów wyszło krótko i chaotycznie, ale nie zdołałam nic więcej
z siebie wydobyć, a nie chciałam abyście czekali jeszcze dłużej,
tym bardziej, że w końcu anonimowi czytelnicy zaczęli się ujawniać (za co mega dziękuję!),
więc nie mogę ich zawieźć :D
No to bez marudzenia zapraszam na nexta, z którego jestem nawet zadowolona :)
Miłej lektury i pamiętajcie o zostawieniu koma po przeczytaniu!<3

~~~~~

  Chyba brakuje mi tego konkretnego człowieka, który okazał się być tchórzliwym egoistą uciekającym przed problemami. Czy może brakuje mi czułych miłosnych wyznań i zdjęć na dzień dobry; gorących pocałunków i bezpiecznych objęć? Tęsknię za kimś, kto pytał, jak minął twój dzień i pilnował, żebym nie wychodziła na dwór z mokrą głową. Tęsknię za kimś, o kim bym mogła mówić, że jest "mój". Tęsknię za miłością, ale nie za nim. Chcę czekać więc na kogoś, kto da mi to wszystko, za czym tęsknię, ale nie za cenę bólu i nie na chwilę.
    Lucas był właśnie człowiekiem, który nie mógł mi zaoferować nic z rzeczy, za jakimi właśnie tęsknię. Był moim przyjacielem sprzed lat, ale ta miłość zniszczyła w nas wszelkie zaufanie, jakim się darzyliśmy. Wczorajszy wieczór postanowiłam spędzić z nim, aby rozwiać swoje wszelkie wątpliwości. Nie chcę znów żałować w swoim życiu niczego, dlatego nie mogłam skreślić Lucasa jak produkt z listy zakupów. Ktoś by pewnie powiedział, że to tylko przywiązanie - może i by miał rację. Znam tego człowieka od wielu lat, był ze mną, gdy najbardziej potrzebowałam ludzkiej obecności. Ktoś, kto nie chorował na coś takiego jak ja, nigdy nie zrozumie jak bardzo to zbliża do ludzi.
    Południe było wyjątkowo pochmurne. Ubrałam się ciepło, po czym ruszyłam uliczkami Paryża w jedno miejsce, które ostatnio stawało się dla mnie bezpieczniejsze, niż własny dom. Przyspieszyłam kroku, nie chcąc się spóźnić. Nigdy nie wiedziałam, na jaki humor X uda mi się trafić.
   Gdy stałam już przed tak dobrze mi znanymi, dębowymi drzwiami, poczułam dziwny niepokój. Sama nie wiem skąd to się wzięło, ale serce przyspieszyło powodując nieprzyjemne kołatanie. Gdy otworzyłam skrzydło i weszłam do środka, w powietrzu poczułam zapach alkoholu. Rozejrzałam się wokół nic nie rozumiejąc. Dopiero gdy dobiegł do mnie dźwięk tłuczonego szkła, ruszyłam biegiem w stronę, z której dochodził. 
    Wparowałam do sypialni X, widząc jak kończy nieudolnie zawiązywać maskę. Siedział na podłodze, obok niego leżał rozbity wazon, zaś kilka metrów dalej odłamki z rozbitego lustra. Widząc jak próbuje wstać i znów upada, podbiegłam i ukucnęłam szybko biorąc go w ramiona.
- Co się dzieje? Mam zadzwonić po kogoś? - zapytałam spanikowanym głosem - X? Powiedz coś do cholery!
- Nie powinienem mieszać alkoholu z tymi lekami - odparł niemal szeptem znów tracąc panowanie nad ciałem - Nic mi nie będzie, to zaraz przejdzie.
- Co się tutaj stało? - spytałam spoglądając na rozbity wazon - Nie powinieneś się ruszać z miejsca!
- Musiałem założyć maskę, wiedziałem, że zaraz przyjdziesz - odparł na co usiadłam na podłodze, pozwalając mu by bezwładnie opadł na moją pierś.
   Mogłam się domyślić, przecież nie chodzi w tej masce całą dobę, nawet gdy mnie nie ma, a fakt ochronienia tajemnicy był ważniejszy niż jego własne zdrowie. Przytuliłam go do siebie słysząc tylko jak płytko oddycha. Nie mam pojęcia o jakich lekach mówił, jednak sam fakt do jakiego stanu się doprowadził był dla nie tylko niepokojący, ale i zaskakujący. Pamiętam dokładnie jak to ja przyszłam tutaj pijana, a na drugi dzień dostałam kazanie odnośnie tego, że alkohol nie rozwiązuje naszych problemów. Mimo wszystko powstrzymałam się od powiedzenia czegokolwiek i po prostu z nim siedziałam. Nie wiem czy spał, a może tylko udawał, jednak byłam przy nim cały czas. Sam kiedyś mi powiedział, że nie ma na świecie człowieka, który czasem by nie potrzebował pomocy.


   Obudziłam się w łóżku, otulona biała pościelą. Podniosłam się niepewnie, spoglądając w miejsce na podłodze, gdzie leżały niedawno odłamki szkła. Przez chwile bym nawet pomyślała, że to wszystko to jakiś dziwny sen, jednak rozbite lustro przy toaletce utwierdziło mnie w moim przekonaniu.
   Zasnęłam? Musiałam zasnąć razem z nim na podłodze. Nie pamiętałam jak się znalazłam w łóżku, ani momentu, aby X się przebudził. W końcu wyszłam z łóżka, spoglądając na zegarek na mojej ręce. 19? Spałam tutaj prawie 7 godzin? To niemożliwe... Spędziłam tutaj prawie cały dzień, jakim cudem? Nigdy nie lubiłam sypiać w dzień, mało kiedy mi się to w ogóle udawało. A tutaj co? Wystarczył zapach jego perfum, świadomość przytulenia się do ludzkiego ciała, a ja odpłynęłam na kilka godzin.
   Słysząc dźwięki dobiegające z kuchni, ruszyłam korytarzem w jej kierunku. Stał tyłem do mnie, jednak znów jakąś magiczną siłą chyba wyczuł moją obecność, bo rzucił nagle talerz z jedzeniem na stół warcząc ciche "jedz", nie odwracając nawet głowy w moją stronę. Czując jak burczy mi w brzuchu bez większego marudzenia zasiadłam do stołu. Oparł się o blat jak zwykle to robił i przyglądał się mi. Nie widziałam jego oczu, ale czułam ten palący wzrok na sobie. 
- Co widziałaś? - odezwał się pierwszy raz, niemal z groźbą w głosie.
- Nie rozumiem? - odłożyłam widelec na talerz i spojrzałam na mężczyznę - Gdy przyszłam byłeś w sypialni, jeśli chodzi o maskę, miałeś ją na sobie.
- Cholera! - warknął uderzając dłonią o blat, stając do mnie tyłem - Jakim cudem nic nie pamiętam?
- Miałeś maskę, to przez to, że po nią poszedłeś to leżałeś na podłodze. Wiesz, że możesz mi ufać. Nie okłamałabym Cię, ani tym bardziej nie zdjęła maski gdy spałeś, raz już...
- Nie wiem, czy mogę Ci ufać! - przerwał mi niemal krzycząc.
   Jego ton był chłodny jak nigdy. Nie miałam pojęcia skąd w nim tyle złości i pretensji, jednak najbardziej zabolało samo znaczenie jego słów. Nie ufał mi? Tyle razy udowadniałam mu, że nigdy nie zdradzę jego tajemnicy, ani tym bardziej sama nie będę dla niej zagrożeniem.
- Co się stało? - spytałam w końcu niepewnie - Byłeś pijany...
- Nie Twój interes - syknął w moją stronę, co w końcu mnie mocno zirytowało.
- Sam mnie pouczałeś, że alkohol nie jest rozwiązaniem problemów.
- A skąd pewność, że mam problemy? Może miałem ochotę się upić, bez celu? 
- Nie zrobiłbyś tego wiedząc, że mam przyjść na spotkanie. Nie naraziłbyś umyślnie swojej tajemnicy - odparłam pewna racji swoich słów - Musiało się coś stać.
- Tak czy siak, nie Twój zasrany interes - znów rzucił przez zęby i ruszył przed siebie, kierując się w stronę salonu.
   Zapomniałam automatycznie o swoim głodzie i ruszyłam za mężczyzną, chcąc jakoś załatwić całą tą sytuację. Nie czułam się winna, gdyż w końcu nie zrobiłam nic złego, nic poza pomocą, gdy jej potrzebował.
- X, zaczekaj - poprosiłam doganiając go w końcu - Porozmawiaj ze mną.
- Powinnaś już iść - odparł stając w miejscu i odwracając się w moją stronę - Narzeczony na pewno bardzo martwi się o Ciebie.
- Co ma mój narzeczony do tego? - nie kryłam zdziwienia jego słowami.
- Nie uważasz za nieprzyzwoite, okłamywanie go i spędzanie tego czasu z całkiem obcym mężczyzną?
- Nic nie rozumiem - pokręciłam przecząco głową - Od kiedy masz z tym jakiś problem?
- Od kiedy uświadomiłem sobie, że to z nim powinnaś omawiać swoje problemy.
- Chodzi o ten wyjazd, tak? - szukałam przyczyny jego dziwnego zachowania już w niemal wszystkim - Mówiłam Ci już, nie mogę go okłamać i wyjechać pod jego nieobecność na kilka dni. To nie jest w porządku.
- W takim razie polecam iść i poprosić, aby jeszcze raz pokolorował Ci twarz. Z tą raną na wardze całkiem Ci do twarzy - jad niemal unosił się w powietrzu - Wiesz, myślę, że Ty chyba po prostu boisz się być szczęśliwa. Z jakiegoś powodu uważasz, że Twoje życie powinno być szare, nieciekawe i trudne. Myślę, że specjalnie przyjmujesz pozę wiecznie niespełnionej, nieszczęśliwej ofiary losu, w końcu tak jest łatwiej, nie? Lubujesz się w swoich porażkach i nieszczęściach bo możesz je z łatwością obrócić w żart.
- Co się z Tobą stało? - poczułam jak łzy zbierają mi się w kącikach oczu - Nie wierzę, że to właśnie powiedziałeś. Nie wierzę, że w taki sposób właśnie o mnie myślisz.
- Nie pomogę Ci Amando z Twoimi problemami, dopóki Ty sama nie zaczniesz zauważać, co w Twoim życiu jest nie tak,
- Dlaczego tak nagle uwziąłeś się na ten temat?
- Bo mam dość tego, że przychodzisz do mnie z rozwaloną twarzą szukając pomocy po ataku psychicznego narzeczonego, a godzinę później całujesz go i zachowujesz się, jakby nic się nie stało.
- Widziałeś nas, prawda? - zaczęłam łączyć fakty z wczorajszego wieczoru, razem z jego słowami - X... Posłuchaj...
- Nie Amando, mam dość narażania siebie i swojej tajemnicy dla kogoś, kto i tak tego nie docenia i ma w dupie co mówię. Nie obchodzi mnie Twoje życie, rób co chcesz bo to nie jest mój interes, ale w takim układzie daj mi święty spokój i nie zabieraj mojego cennego czasu.
- Ja nie wiem co mam robić, przepraszam - poczułam jak pierwsza z łez wydostała się na mój policzek - To nie tak jak myślisz... Ja nie potrafię się uwolnić od tego wszystkiego. Nie masz pojęcia jak to jest mieć stany lękowe, bać się ludzkiego głosu i dotyku. Ludzie, którzy przy Tobie wtedy trwają łączą się z Tobą na zawsze. Ja boję się być sama, nie ukrywam, że to co łączy mnie z Lucasem to tylko przywiązanie i strach, jednak mam prawo się bać. Widziałam ludzkie piekło w jego najgorszej odsłonie, zaszłam w ciążę po wielu staraniach, zaś zaraz potem straciłam ukochanego i dziecko niemal jednocześnie. Moja psychika nie poradziła sobie z tym wtedy, nie wiem czy i tym razem poradzi sobie z samotnością i rozłąką - gdy tylko wypowiedziałam ostatnie słowo, podszedł do mnie i po prostu mnie przytulił.
   Nie wiem czy wzbudziłam w nim współczucie, czy naprawdę mnie rozumiał. Mimo wszystko nie mogłam go stracić. Był jedną z niewielu rzeczy w moim życiu, na jakich mi zależało. Już nie chodziło o same jego lekcje i rozmowy, a po prostu obecność. Gdy był obok czułam się spokojna i wyciszona, był dla mnie kimś tak ważnym, że sama nie potrafiłam tego zrozumieć.
- Idź do domu - odparł spokojnie uwalniając mnie ze swoich objęć, a ja spojrzałam na niego zaszklonymi, zapewne przestraszonymi oczami - No dalej.
- N...nie, dlaczego?
- Bo tak będzie lepiej.
   Czułam jak moje serce zaczyna znów walić w ekspresowym tempie. Chwilę temu mnie przytulał, jednak mimo wszystko każe mi odejść. Nie rozumie jak bardzo go potrzebuję? Czułam się pusta w środku, jakby coś ważnego wytargano z mojego wnętrza. Panika jaka we mnie rosła z każdą kolejną myślą, że mogę X więcej nie zobaczyć, była nie do opisania. Zerwałam się z miejsca i wtuliłam w X najmocniej jak potrafiłam.
- Pojadę, pojadę z Tobą gdziekolwiek zechcesz - odparłam czując jak moje łzy wycierają się w materiał na jego piersi - Możemy jechać nawet zaraz.
- Uspokój się - pogłaskał mnie po głowie - Nie o to tutaj chodzi...
- Wiem, ale chcę jechać - spojrzałam w miejsce na masce, gdzie powinny być oczy - Nie robię tego, byś pozwolił mi zostać. Chcę jechać, naprawdę.
- Nie kłam, przed chwilą sama stwierdziłaś, że nie możesz wyjechać bez słowa. Nie będę Cię zmuszać do niczego, bo nie o to tutaj chodzi. Zaproponowałem wyjazd, a Ty nie masz obowiązku się zgadzać.
- Owszem, nie mam takiego obowiązku, ale chcę jechać mimo, iż to wiąże się z okłamaniem kolejny raz Lucasa. Jesteś dla mnie ważniejszy - dopiero po chwili, gdy jego mięśnie się napięły, dopiero zdałam sobie sprawę z tego, co właśnie powiedziałam - Znaczy... Ja chciałam...
- Nie szkodzi - odparł niemal tuż przy moim uchu - Pamiętaj tylko o obietnicy, o trzeciej zasadzie jaką obiecałaś nie złamać, gdy zgodziłem się byś została. One wciąż tutaj obowiązują, Amando.
   Trzecia zasada? Wróciłam nagle wspomnieniami do tego dnia, gdy mnie uratował z rąk gwałcicieli. Nagle w mojej głowie rozbrzmiały słowa: "Nie możesz się we mnie zakochać." Poważnie myśli, że przez ten wyjazd mogę złamać tę zasadę? Nie, to niedorzeczne, na pewno nie. Nie mogłabym zakochać się w kimś, kogo twarzy nie jest mi dane zobaczyć. To chyba nie tak działa miłość, prawda?


   Ludzie myślą, że bratnia dusza to twoje idealne dopasowanie i tego właśnie każdy chce. Jednak prawdziwa bratnia dusza jest lustrem, osobą pokazującą Ci wszystko co cię hamuje, osobą która sprowadza twą uwagę na ciebie, abyś mógł zmienić swe życie. Prawdziwa bratnia dusza jest prawdopodobnie najważniejszą osobą jaką kiedykolwiek spotkasz, ponieważ wyburzy ona twe ściany i plaśnie cię, abyś się przebudził. Celem bratniej duszy jest tobą wstrząsnąć, rozszarpać trochę twoje ego, ukazać Ci twe przeszkody i uzależnienia, złamać Ci serce, aby się otworzyło na wpuszczenie nowego światła, uczynić Cię tak bardzo poza kontrolą, abyś transformował swe życie.
   Amanda była dla mnie czymś pomiędzy, sam już nie wiedziałem jak nazwać naszą skomplikowaną relację. Jeszcze niedawno bym określił to wszystko jako relacja nauczyciel - uczennica. W końcu na tym to miało od początku polegać, jednak co się zmieniło? Miałem wrażenie, że zbyt dużo skrajnych emocji zaczyna we mnie wzbudzać ta kobieta. Powinna mi być całkowicie obojętna, jednak tym samym nie potrafiłem się na nią czasem  nie gniewać, tak samo jak patrzeć na jej łzy.
    Gdy zgodziła się ze mną jechać, poczułem się nieco przyparty do ściany. Widziałem w jej oczach panikę, gdy poprosiłem, aby wyszła z mojego mieszkania. Byłem niemal pewien, że to przez to zmieniła zdanie w sprawie wyjazdu, tylko po to, abym pozwolił jej zostać. 
- Posłuchaj... - dopiero zdałem sobie sprawę, że jest wciąż wtulona w moją pierś - Nie wyrzucam Cię na stałe. Po moim powrocie z wyjazdu poinformuję Cię i znów będziesz mogła znaleźć tutaj schronienie. Mimo wszystko uważam, że miałaś rację mówiąc, że okłamanie narzeczonego nie jest rozwiązaniem w tej sytuacji.
- Czego nie zrozumiałeś gdy mówiłam, że nie chodzi o Lucasa, a po prostu chcę wyjechać? - spojrzała na mnie, jakby miała nadzieję zobaczyć kolor tęczówek moich oczu - I przepraszam.
- Za co? - nie kryłem zdziwienia.
- Za to co widziałeś wczorajszej nocy. Jestem Ci wdzięczna za wszystko co dla mnie robisz, ja po prostu się pogubiłam i...
- Wiem - przerwałem jej, na co jeszcze mocniej się do mnie przytuliła, jakby chciała niemal mnie przeniknąć - Nie mam prawa wtrącać się w Twoje życie, sama podejmujesz decyzje.
- Moje decyzje kończą się rozciętą wargą i łukiem brwiowym. Gdyby nie Ty... Nie wiem jakby to wszystko potoczyło się dalej. Nie miałam prawa prosić Cię o pomoc, a potem zachować się tak, jakby nic nigdy się nie stało.
- To bez znaczenia.
- X... Czy Ty... Czy to przez to się upiłeś w nocy? - spojrzała na mnie wyczekująco, a ja nie wiedziałem jak wybrnąć z tej sytuacji.
- Nie, może i byłem wściekły, ale to nie przez to. Nie wypiłem dużo, po prostu zapomniałem o zakazie mieszania leków z alkoholem, dlatego tak źle to wyglądało - skłamałem nie chcąc się tłumaczyć - To chyba ja teraz powinienem Cię przeprosić, że musiałaś mnie takiego oglądać.
- Sam mówiłeś, że nie ma na świecie człowieka, który czasem by nie potrzebował pomocy.
- Owszem - odsunąłem się w końcu od kobiety - Spędziłaś tutaj cały dzień, wróć do domu i odpocznij. 
- Dobrze - odparła z rezygnacją w głosie - Co więc z wyjazdem?
- W poniedziałek przyjadę po Ciebie gdy skończysz pracę, jeśli załatwisz urlop pojedziemy następnego dnia rano na samo południe Francji.
- Dziękuję - szepnęła po czym znów nie wiem kiedy przytuliła się do mojego torsu.
   Nie była to dla mnie komfortowa sytuacja, gdyż cały czas pozwalałem się jej zbliżać do siebie, mimo iż od początku wyznaczyłem konkretne zasady i granice, a sam fakt, że ja sam zacząłem potrzebować tej bliskości utwierdzał mnie tylko w przekonaniu, że nie może to tak wyglądać.
- No już, koniec bo się jeszcze rozmyślę - odparłem odsuwając się, jednak iskierki w jej oczach mówiły mi wszystko - Wciąż nie czuję się najlepiej, chcę odpocząć. Wróć do domu, starczy atrakcji na dziś, zobaczymy się za dwa dni.
- Dobrze - szepnęła, po czym wspięła się na palce i nim zdążyłem zareagować, złożyła pocałunek na policzku mojej maski - Do zobaczenia - szepnęła niemal tuż przy moim uchu - Niczego od Ciebie nie oczekuję, chcę tylko, abyś mi zaufał.
   Po tych słowach ruszyła w kierunku wyjścia, a po chwili usłyszałem trzask zamykanych drzwi. Zrezygnowany zdjąłem maskę i opadłem na kanapę. Schowałem twarz w dłonie, po czym szepnąłem sam do siebie:
- Oczywiście, że Ci ufam. To nie Ty tutaj jesteś problemem... To ja nie ufam sobie.

***

Komentarz = to motywuje!

~~~~~

"Niektórym ludziom jest pisane się spotkać...
Niezależnie od tego, gdzie się znajdują czy dokąd się wybierają, 
któregoś dnia na siebie wpadną.."

-Claudie Gallay

piątek, 3 lutego 2017

Rozdział 14 - Nie można się uganiać za kimś, kto nawet nie ucieka.


DUM DUM DUM DUM!
I znów jestem, ja wiem, że znowu krótki mi wyszedł, ale jakbym go przedłużyła,
to by nie miał tego efektu jaki chciałam aby był.
Sesja dobiega u mnie końca, więc mam nadzieję, że i wena dopisze i częściej będę coś tutaj wstawiać wam. Jednak przygotowania do wyjazdu tez trochę mnie ostatnio przytłaczają, meh.
No nic nie biadolę i zapraszam na nexta.
Swoją drogą jak ktoś nie wie - możecie znaleźć też to opo na Wattpadzie:)
Pamiętajcie o komach, które mocno mobilizują i skracają czas czekania na nowy rozdział!:)))

~~~~~

  Kolejny dzień w pracy nie mogłam się na niczym skupić. Od kiedy poznałam tego człowieka, zaczął zajmować coraz to większą część mojego życia. Każdego dnia odliczałam godziny do spotkania z nim, a gdy nie było go obok, niekontrolowanie w głowie przywoływałam sobie jego obraz, głos, a nawet zapach. 
    Od wczorajszego spotkania nie mogę przestać myśleć o jego  propozycji wyjazdu. Była to dla mnie tak dziwna i szokująca sytuacja, że nie wiedziałam już od której strony na to wszystko spojrzeć. Na szczęście po moim powrocie do domu Lucasa nie było. Nie mam pojęcia gdzie był, ani co robił. Nie zostawił wiadomości, listu, kompletnie nic. Zapewne jeszcze do niedawna bym wydzwaniała zamartwiona do niego, teraz jednak nie obchodzi mnie to w nawet najmniejszym stopniu.
   Nagle telefon na moim biurku zawibrował sygnalizując wiadomość. "Czekam już na dole." odczytałam sms'a od Clary. Uśmiechnęłam się i zaczęłam pakować swoje rzeczy do torby. Ostatnio coraz częściej zostaję bo pracy w klasie, po prostu tam siedząc. Napawałam się tym spokojem, ciszą i całkowitą pustką wokół siebie, która była mi chyba poniekąd potrzebna.
- Jestem - rzuciłam zajmując miejsce w srebrnym audi mojej przyjaciółki - To jakie plany na dziś?
- Pizza, a potem kino? Jestem mega głodna - mruknęła ruszając z miejsca i włączając się do ruchu - A jak u Ciebie w pracy?
- Ostatnio coś nie mogę się na niczym skupić - dziewczyna spojrzała na mnie, po czym zmrużyła brwi nie wiedząc czy patrzeć się na drogę, czy na mnie.
- Powiedz mi, że ta rozcięta brew to nie to co myślę - syknęła przez zęby, a ja dopiero sobie przypomniałam o kolejnym rozcięciu na mojej twarzy - Amanda, odpowiesz?
- Nie będę Cię okłamywać bo pewnie tak samo jak X mi nie uwierzysz, owszem... Lucas znów mnie poturbował - rzuciłam zatracając wzrok za widokiem za szybą - Nie chcę o tym rozmawiać, naprawdę.
- O Lucasie, czy tym całym X? - spojrzała na mnie dwuznacznie - Chyba mamy dużo do pogadania.
- Chyba tak - uniosłam lekko kąciki ust - Ostatnio tyle się dzieje w moim życiu, że sama chyba już za tym wszystkim nie nadążam.
- Od tego masz mnie - posłała mi swój piękny uśmiech, po czym podgłosiła radio w samochodzie i resztę drogi spędziłyśmy podśpiewując stare, francuskie piosenki.
   Gdy dojechałyśmy na miejsce zaczęło się ściemniać. Dodatnia temperatura topiła leżący na ulicach śnieg, zaś delikatny wiatr chłodził policzki ludzi malując je na czerwono. Zajęłyśmy z przyjaciółką miejsca w pizzeri, po czym złożyłyśmy nasze stałe zamówienie.
- A więc, opowiesz mi w końcu o nim coś więcej? - spytała nagle Clara, gdy kelner opuścił nasz stolik po przyjęciu zamówienia - To jak?
- Wiesz, że nie mogę - utkwiłam wzrok w swoich dłoniach - Obiecałam mu, że nie będę z nikim o nim rozmawiać.
- Ale i tak wiem o jego istnieniu, wiem też co się między wami dzieje. Ja nie proszę Cię abyś podała mi jego adres, rozmiar buta czy długość penisa, pytam tylko co jest między wami.
- Jesteś obrzydliwa - ukryłam twarz w dłoniach, na co się zaśmiałyśmy - O rozmiarze jego butów czy przyrodzenia nie mam informacji, zawiodę Cię.
- To co wy robicie na tych spotkaniach? Za rączki się trzymacie?
- Chyba źle to rozumiesz - zaśmiałam się, wiedząc jednak, że moja przyjaciółka teraz sobie ze mnie żartuje - Lubię z nim rozmawiać, lubię go słuchać bo często jego spojrzenia na świat do mnie trafia, czuję, że dzięki niemu zaczynam rozumieć wiele rzeczy.
- I gadacie? To tyle?
- Czasem też gramy i śpiewamy.
- Coś mi się nie chce wierzyć - spojrzała na mnie spod przymrużonych powiek - O czym mi nie mówisz, przyznaj się?
- No dobra - poddałam się - Raz zabrał mnie poza miasto aby pokazać Paryż z innej strony. Patrzeliśmy też w gwiazdy, mówił mi wtedy o przyrodzie oraz o tym, jak nauczyć się z niej korzystać. Parę dni temu odebrał mnie z pracy bez uprzedzenia i patrzeliśmy z dachu jakiejś kamienicy na wieżę.
- To zmienia postać rzeczy - wyszczerzyła się od razu - I ty poważnie nie widziałaś jego twarzy? Nic a nic?
- Nie... I chyba wolę aby tak pozostało.
- A jak to już pójdzie na wyższy etap to co? Dalej będziesz tylko na maskę patrzeć?
- Jaki wyższy etap? - spojrzałam na nią jak na wariatkę - Nie ma żadnych etapów.
- No proszę Cię...
- Mam Lucasa, nie zasługuje abym zdradzała do na boku.
- Jasne, ale Ty zasługujesz aby Ci mordę obić? - spytała gniewnie - Poza tym nie wierzę, że z tej Twojej znajomości nic nie wyjdzie. Myślisz, że nie widzę co się z Tobą dzieje?
- Dlatego tym bardziej muszę mu odmówić.
- Ale że czego?
- Zaproponował mi wyjazd - postanowiłam powiedzieć przyjaciółce, licząc na wsparcie z jej strony - Chce mnie zabrać na kilka dni w pewne miejsce pod nieobecność Lucasa.
- Lucas wyjeżdża?
- Za dwa dni ma szkolenie, leci do Londynu - spojrzałam jej w oczy - Nie mogę wyjechać i nic mu nie powiedzieć.
- Proszę Cię, nie broń tego frajera - warknęła - Mnie powinno martwić, że chcesz wyjechać z obcym facetem, którego twarzy nawet nie znasz i to sam na sam licho wie gdzie, bo pewnie o tym mi nie powiesz, prawda?
- Nie mogę - pokręciłam przecząco głową - Nikt nie może wiedzieć, nie mam pojęcia czemu ta tajemnica jest dla niego tak cholernie ważna, ale szanuję to.
- Myślę, że jakby miał wobec Ciebie złe zamiary, już dawno by coś zrobił. A Ty póki co widzę, że przy nim odżywasz.
- Przestań - skarciłam ją - Sama nie wiem już co myśleć. Na początku unikał mnie, chciał się mnie pozbyć jak chwasta, a teraz mam wrażenie, że sam prowokuje sytuacje. Ugania się jak nastolatek.
- Nie można się uganiać za kimś, kto nawet nie ucieka - puściła mi oczko, a ja zapewne bym dodała swoją ripostę, gdyby nie kelner, który przyniósł nasze zamówienie.
   Jadłyśmy w ciszy, nie poruszając już ani tematu X, ani żadnego innego. Wiedziałam, że Clara nie chce dla mnie źle i zapewne wiele z jej słów jest prawdą, tylko ja sama się przed tym broniłam. Nie mogłam w końcu dopuszczać tak blisko siebie człowieka, którego nie było mi dane nawet widzieć, aczkolwiek czy ja go właśnie nie widziałam? W całej, najbardziej nagiej okazałości, jaka może występować? Człowiek w sytuacji bycia anonimowym, jest po prostu sobą. Fakt spojrzenia mu w oczy, jednak słuchanie nieszczerych i zmyślanych na poczekaniu słów, byłby największym ze wszystkim kłamstw.


   Po powrocie do domu ciągle miałam w głowie słowa mojej przyjaciółki i propozycję X. Sama już nie wiedziałam czego tak naprawdę chcę, a co powinnam. Z jednej strony myśl o rzuceniu wszystkiego i wyjechaniu z nim na drugi koniec Francji to była piękna wizja, jednak strach przed konsekwencją jaką mogę ponieść za kłamstwo wciąż ściskała mi żołądek.
   Po gorącym prysznicu udałam się w szlafroku do kuchni, czując jak burczy mi w brzuchu. Otworzyłam lodówkę w poszukiwaniu czegoś do zjedzenia, gdy usłyszałam trzask zamykanych drzwi wejściowych. Automatycznie zapomniałam co chciałam zrobić i mimowolnie udałam się do holu, gdzie Lucas wieszał akurat swoją kurtkę na wieszak. W końcu spojrzał na mnie zbity z tropu, a ja dopiero sobie uświadomiłam, że przygląda się mojej wciąż niezagojonej wardze, oraz rozcięciu na łuku brwiowym. Po chwili podszedł do mnie i mnie po prostu przytulił. Automatycznie poczułam jak moje ciało się spina, jednak gdy do moich nozdrzy dotarł zapach jego skóry, przed oczami znów stanął mi nasz obraz sprzed kilku lat. Okres mojej choroby, jego wizyty w szpitalu i wszystkie noce przegrane w Monopoly. Wspólne wyjazdy, okres z życia w Londynie i przeprowadzka do Paryża. Mimo iż czułam, że robię źle to nie chciałam go stracić. Lucas był nieodłączną częścią mojego życia, jedyną osobą jaka mi pozostała, nie mogłam go stracić, po prostu nie mogłam.
- Przepraszam - szepnął do mojego ucha, owiewając oddechem moją skórę - Naprawdę przepraszam.
- To ja przepraszam, nie mówiłam Ci prawdy i miałeś prawo się zezłościć.
- Nie chciałem, aby tak wyszło - odsunął się ode mnie, po czym spojrzał mi w oczy - Jednak myśl, że pozwalasz się dotykać komuś innemu...
- Nikt mnie nie dotykał Lucas - uniosłam mimowolnie kąciki ust - Z nikim Cię nie zdradzam, rozumiesz?
- To gdzie znikałaś? Gdy byłaś, gdy myślałem, że wychodzisz z Clarą?
- Ja... Chodzę na spotkania do pewnej osoby, która udziela mi lekcji i rozmów poprawiających moje samopoczucie - odparłam na poczekaniu, dziwiąc się bo przecież teoretycznie to co mówiłam, było prawdą.
- Chodzisz do psychologa? - nie krył zdziwienia - Czemu mi nie powiedziałaś? Masz nawrót choroby?
- Nie wiem, chyba nie - spuściłam wzrok - On nie jest typowym psychologiem, ale pomaga mi to.
- Czemu to ukrywałaś?
- Bo nie chcę z Tobą znów wałkować tematu mojej choroby.
- Ej, jesteśmy razem - ujął moją twarz w dłonie - Niedługo zostaniesz moją żoną, nie możesz mnie okłamywać, jasne?
- Przepraszam, chcę chodzić na te konsultacje, bo czuję się po nich lepiej - odparłam bez wyrzutów sumienia, wiedząc, że nie kłamię - Jutro również idę.
- To... Może pójdziemy razem? Nie chcę, byś była w tym sama.
- Nie, nie ma potrzeby - zaprzeczyłam od razu - Mówił, że najlepiej jest gdy nie ma obok nikogo, nawet Clary nie zabieram. Po prostu łatwiej mi się skupić i jestem bardziej szczera.
- Rozumiem - odparł, na moje szczęście nie drążąc więcej tematu.
   Wiedziałam, że jutro X będzie wymagał ode mnie odpowiedzi co do wyjazdu, a ja wciąż byłam rozdarta między tym co chciałam, a tym co powinnam.


    Żyjemy w dziwnych czasach. Nie dość, że każdy ma w szafie więcej koszul, niż miał ich Ludwik XIV to jeszcze mamy wybór dotyczący tego jak, gdzie i z kim ułożyć swoje życie, przebierając w opcjach jak w komputerowej grze. Można założyć start-up, wyjechać do Japonii, rozwinąć bloga, nagrać płytę, sprzedać aplikację albo pracować w Cancun odpalając laptopa na plaży, kiedy akurat ma się na to ochotę. Nasze życie nie jest podzielone na wyraźne etapy, bo zawsze istnieje dobry moment, żeby wsiąść w samolot i zacząć wszystko od nowa, w innym miejscu, z innymi ludźmi i z czystym kontem.
   Noc była wyjątkowo piękna, więc nie mógłbym odmówić sobie wieczornego spaceru uliczkami miasta. Ostatnio przyłapałem się, że coraz częściej moje nocne wypady są robione w kierunku domu Amandy. Od czasu, gdy wybiegła z domu z podbitym okiem mam poczucie, że muszę jej pilnować. Jakbym się bał, że ta sytuacja znów się może powtórzyć.
   Przemierzałem kolejne uliczki, ciesząc się ciszą jaka panowała w mieście o tej porze. W dzień nigdy nie mogłem opuszczać Galerii, jednak nocą pewne części Paryża zamierały, pozbawione turystów i blasku fleszy. Od czasu do czasu mijałem jakiegoś przechodnia, jednak głęboki kaptur często uniemożliwiał dostrzeżenie nawet samej maski.
   Będąc obok mieszkania Amandy zatrzymałem się na chwilę. Stanąłem po drugiej stronie ulicy za filarem, aby blask lampy mnie nie dosięgnął. Sam nie wiem czemu czasem tu przychodziłem. Bałem się o tą kruszynę, bo jej złamana w przeszłości psychika wciąż nie odzyskała starego rytmu, komplikując coraz bardziej jej i tak skomplikowane życie. Nagle drzwi od klatki otworzyły się, na co schowałem się głębiej w cień, nie chcąc aby ktokolwiek mnie zobaczył. Gdy jednak usłyszałem ten śmiech, ten głos, automatycznie spojrzałem w tamtą stronę, czując jak moje serce zaczyna obijać żebra ze zdwojoną siłą.
   Szła wtulona w jego bok, uśmiechając się pięknie na jakieś wypowiedziane przez niego słowa. Pierwszy raz widziałem tego człowieka, jednak fakt jak ją obejmował, oraz moment gdy złożył pocałunek na jej ustach od razu uświadomił mi, że jest to nikt inny jak jej narzeczony, ten sam przed którym uciekała do mojej Galerii, kiedy on stosował wobec niej przemoc. Ukucie jakie poczułem było niewyobrażalne. Mimo iż nic nas nie łączyło, poczułem się zdradzony i wykorzystany. Cała moja radość na wyjazd, kolejne spotkanie nagle się ulotniła.
   Odprowadziłem ich wzrokiem, aż zniknęli za ścianą budynku. Myślałem aby iść za nimi, jednak w końcu sam sobie uświadomiłem, że być może wcale nie chcę tego widzieć. Odszedłem stamtąd czując jak moje serce wciąż wali nieregularnym rytmem, zaś żołądek jest ściśnięty do granic możliwości. Ruszyłem w drogę powrotną do Galerii, całkowicie tracąc ochotę na dalszy spacer po mieście.
   Droga do domu dłużyła mi się jak nigdy dotąd. Wparowałem do środka sam nie wiedząc na co się wściekając. Zdjąłem w biegu pelerynę i rzuciłem ją niedbale na podłogę w salonie. Miałem ochotę krzyczeć, bić się, rozwalić coś i połamać, sam nie wiem skąd tyle skrajnych i negatywnych emocji nagle się we mnie zebrało. Nie potrafię tego wytłumaczyć, ale tak samo nie potrafiłem wtedy tego opanować.
   Będąc w sypialni zdjąłem maskę z twarzy, rzucając nią w lustro na przeciw mnie. Usłyszałem tylko huk i dźwięk odłamków spadających na podłogę. Nie mogąc znieść już tego usiadłem na krześle, po czym ukryłem twarz w dłoniach i rozpłakałem się niczym małe dziecko. Emocje powoli zaczęły ze mnie uchodzić, jednak wiedziałem już, że ta noc nie będzie taka łatwa. W końcu podniosłem się i wyjąłem z szuflady butelkę Whisky. Wyrzuciłem korek gdzieś za siebie, po czym pociągnąłem spory łyk krzywiąc się lekko. Wiedziałem, że połączenie alkoholu z moimi lekarstwami, jakimi się ostatnio faszeruję to nie jest najlepszy pomysł.
   Faktem jest, że nie jesteśmy jedynymi stworzeniami posiadającymi umysły z umiejętnością rozwiązywania problemów, zdolnymi do miłości i nienawiści, radości i smutku, strachu i rozpaczy. Z całą pewnością nie jesteśmy też jedynymi zwierzętami, które doświadczają bólu i cierpienia.

***

Komentarz = to motywuje!

~~~~~


"Wiem jak ułożyć rysy twarzy tak, by smutku nikt nie zauważył." 
~ Wisława Szymborska