Strony

poniedziałek, 14 listopada 2016

Rozdział 2 - Mężczyzna w masce.

  
No i jestem znów!
Średnio jestem zadowolona z tego rozdziału, myślałam że lepiej mi to wyjdzie,
no ale ocenę pozostawiam wam.
Pamiętajcie, że każdy komentarz z opinią jest dla mnie bardzo ważny! <3
Buziaki i zapraszam do czytania:)

~~~~~

  Jak pokazuje dwunasty krok terapii dla Anonimowych Alkoholików, nie jesteśmy w stanie właściwie przyswoić sobie pewnych rzeczy, dopóki aktywnie nie przekażemy ich innym. Musimy odnaleźć miłość, a następnie tę miłość oddać. Zadziwiające jest to, że te dwa kroki – odnalezienie i przekazanie – nie zawsze dzieją się w obrębie tej samej grupy. Co więcej, sądzę, że obie są terenami treningowymi dla siebie nawzajem. Pierwszy z nich jest naszym źródłem i naszą studnią, drugi – kanałem prowadzącym na zewnątrz bazy, dzięki któremu woda w studni nie stanie się nieświeża i zatęchła.
  W tym momencie nieświeże i zatęchłe było powietrze w tym domu, przesiąknięte zapachem wina i wódki. Czasem lubię wypić, alkohol rozluźnia ludzi i pomaga w nawiązywaniu rozmowy. To taki hazard; wychodzisz wieczorem się napić, a nie wiesz, gdzie wylądujesz następnego ranka. Może być wspaniale, może nastąpić katastrofa - tak jakbyś rzucał kostką. Różnica pomiędzy samobójstwem, a powolną kapitulacją.
   Ja o dziwo obudziłam się w całkiem przyzwoitym miejscu, jakim jest podłoga. Pierwszym moim odruchem było złapanie się za głowę, gdyż ból pulsował w niej niesamowicie. Podniosłam się w końcu do siadu i otworzyłam szerzej oczy, które powoli przyzwyczajały się już do ciemności. Byłam w salonie. Moja świadomość powoli zaczęła analizować wszystko co się działo wcześniej: Clara otworzyła wino. Piłyśmy po kieliszku, potem kolejny i kolejny aż butelka była pusta, po czym wyjęła wódkę. W głowie nawet nie szumiało, więc napoczęłyśmy kolejny trunek. Potem? No właśnie. Potem chyba zaszumiało, bo niewiele pamiętam.
- C... Clara? - mruknęłam podnosząc się z ziemi.
   O dziwo czułam się całkiem przyzwoicie, jedynie czułam pulsowanie w głowie, ale chyba po takiej ilości alkoholu i tak los mnie potraktował bardzo łaskawie.
- Clara do cholery?! - warknęłam kierując się w stronę kuchni, gdzie leżały jedynie puste kieliszki i dwie butelki - Ja wiedziałam, że wieczór z Tobą się tak skończy.
   Wściekła postanowiłam odświeżyć twarz w łazience. Zapaliłam światło i weszłam do pomieszczenia, kierując wzrok na lustro. Dopiero po chwili dotarło do mnie co widzę w jego odbiciu. Odwróciłam się gwałtownie w stronę wanny, gdzie spała w najlepsze moja przyjaciółka.
- W wannie? Serio? - mruknęłam potrząsając kobietę za ramię. Otworzyła w końcu oczy spoglądając na mnie zamglonym wzrokiem - No w końcu. To ostatni raz gdy pije z Tobą cokolwiek.
- Mówisz tak za każdym razem - uśmiechnęła się - Przynajmniej nie musisz siedzieć w domu z tym pawianem Lucasem.
   I w tym momencie zapaliła mi się czerwona lampka... Która jest godzina?! Wyrwałam biegiem z łazienki z powrotem do salonu w poszukiwaniu swojej komórki. Zaczęłam przewracać wszystko na druga stronę, aż dojrzałam urządzenie na regale obok telewizora. Widok na ekranie wyglądał co najmniej jak napis na nagrobku: 2:30 w nocy i 18 nieodebranych połączeń, wszystkie od Lucasa... I co ja teraz zrobię?
- Ej, co jest? - usłyszałam za sobą moją przyjaciółkę - Chyba nie chcesz wracać o tej godzinie?
- To chyba jakiś koszmar... Co ja mu powiem?
- Prawdę - burknęła - Musisz przestać się w końcu mazać. Specjalnie Cię schlałam, abyś w końcu zrobiła coś dla siebie, nie myśląc o tym co powie Lucas. Ile razy Ci mam mówić, że ten związek nie tylko zniszczył waszą przyjaźń z młodych lat, a na dodatek odbiera Ci to co naprawdę ważne?
- Nie czas na takie rozmowy - odparłam chwytając z krzesła swój płaszcz - Jutro możesz mi lamentować ile wlezie, teraz muszę iść nim cała policja w Paryżu będzie jeździć z moim zdjęciem.
- Amanda proszę... - zaczęła poważniejszym głosem - Nie powinnaś łazić sama po nocach, zwłaszcza w tej dzielnicy. Nie pamiętasz już jak Ci mówiłam miesiąc temu jak okradli tutaj starszą kobitkę? Dobrze, że jej krzywdy nie zrobili.
- Muszę lecieć - odparłam tylko całując ją w policzek.
   Spojrzała na mnie zrezygnowanym wzrokiem, jednak chyba wiedziała już, że nic nie wskóra bo i tak postawię na swoim. Założyłam na siebie w biegu płaszcz i już mnie nie było. Naciągnęłam na głowę kaptur, czując jak chłodne powietrze muska moje policzki i uszy. Nie lubię tej przedzimowej pory, gdy śniegu nie widać, a mroźne powietrze otula każdy zakątek.
    Czułam narastający strach w moim wnętrzu. Bałam się reakcji Lucasa, nie miał pojęcia gdzie i z kim jestem, do tego nie odebrałam od niego żadnego połączenia. 'Oby nie wyczuł jeszcze ode mnie alkoholu', pomyślałam. Żołądek zaciskał mi się z każdym krokiem, który przybliżał mnie do mojego mieszkania. Czyż to nie śmieszne? Bać się wrócić do własnego domu?
    Lucas był niegdyś jedną z najbliższych osób memu sercu. Ale nie jako mężczyzna, zwyczajnie jako przyjaciel. Sama nie wiem, kiedy ubzduraliśmy sobie tę wielką miłość. Czasem się zastanawiam, czy nie jest ze mną z litości za moją przeszłość, jakby chciał odkupić dla mnie te stracone lata, uszczęśliwiając mnie na siłę, co w rzeczywistości i tak przynosiło odwrotny rezultat.
   Byłam tak pogrążona w myślach i strachu, że nawet nie wiem kiedy uderzyłam w coś, a raczej kogoś. Podniosłam zaskoczona wzrok tak, że aż kaptur zsunął mi się z głowy. Spojrzałam przed siebie i zobaczyłam chłopaka. Był wysoki, jednak nie mógł mieć więcej niż dwadzieścia lat. Miał delikatne rysy twarzy, jednak jego wzrok przyprawiał o niepokój.
- Prze... Przepraszam - mruknęłam niepewnie orientując się, że jestem akurat w przejściu tunelowym, gdzie nie było żywej duszy - Dobrej nocy - szepnęłam i już chciałam go wyminąć, gdy poczułam jak łapie mnie za rękę.
   Adrenalina od razu podskoczyła na wyższy poziom, a moje serce zaczęło walić, jakby chciało połamać mi żebra. Fakt, zawsze starałam się unikać samotnych, nocnych wędrówek ulicami tego miasta. Jest tutaj chyba więcej ludzi żyjących nielegalnie, niż rodowitych francuzów.
   Odwróciłam się przestraszona, nie wiedząc czego się spodziewać. Chłopak uśmiechnął się, po czy  spojrzał w przestrzeń przed sobą. Mój wzrok również powędrował w tym samym kierunku, po czym ujrzałam czyjąś sylwetkę. Jestem uratowana! Już chciałam krzyknąć do niego, gdy to nieznajomy coś powiedział w nieznanym mi języku. Chłopak, który wciąż trzymał mnie w nadgarstku odpowiedział mu tym samym dziwnym dla mego ucha językiem. A więc są razem? Dwoje?
   Widząc jak drugi mężczyzna idzie w naszą stronę poczułam panikę. Zaczęłam się wyrywać i krzyczeć, licząc, że ktoś mi pomoże, ktoś usłyszy moje wołanie. Dostałam w twarz. Automatycznie złapałam się za piekący policzek, jednak poziom adrenaliny trzymał mnie tak kurczowo, że ból był praktycznie w tym momencie niewyczuwalny.
- Proszę... Nie mam pieniędzy - zaczęłam dukać nie mając nawet pojęcia, czy rozumieją angielski - Proszę, naprawdę nic nie mam.
   Jednak jego... Ich wzrok mówił mi, że wcale nie chcą pieniędzy. Chodziło o coś o wiele gorszego, a ja nie miałam szans w tym starciu. Mimo wszystko próbowałam. Próbowałam odepchnąć od siebie chłopaka, jednak gdy prawie  wyrwałam się z jego uścisku, poczułam jak ktoś łapie mnie od tyłu. Nie mogłam dać rady jednemu, jak mam poradzić sobie z dwoma?
   Oczy zaszły mi łzami. Prosiłam, błagałam aby mnie zostawili. Może jednak Lucas miał rację? O niczym innym nie marzyłam teraz jak wrócić do domu, do tego samego, który przed chwilą napawał mnie strachem.
- Proszę... - szepnęłam kolejny raz, po czym znów oberwałam w twarz.
   Poczułam jak przygniata moje ciało do zimnej ściany. Nie miałam już nawet siły krzyczeć, nikt mnie tutaj nie słyszał. Tylko płakałam, płakałam i czekałam na cud, lub po prostu śmierć, bo teraz chyba tylko ona była w stanie mi pomóc.
    Starszy mężczyzna rozpiął mój płaszcz jednym ruchem. Poczułam zimno przebiegające po moim ciele, jednak nie to było najgorsze. Nawet nie zauważyłam kiedy ten zboczeniec przyssał się do mojej szyi, próbując wcisnąć rękę pod moją sukienkę. Młody chłopak tylko stał i patrzył, jakby sprawiało mu to radość, satysfakcję czy nawet rozkosz.
    Zamknęłam oczy poddając się całkowicie. Zdobyłam się na ostatni krzyk, który w połowie uwiązł mi w gardle. Płakałam, bo tylko tyle mogłam. Zaciskałam co raz to mocniej powieki, nie chciałam na to patrzeć, wystarczy, że czułam tego człowieka na sobie. Jego oddech, dotyk... Który nagle ustał. Nagle wszystko zniknęło, jakby jakaś magiczna siła zabrała go ode mnie. Zsunęłam się po ścianie na podłogę. Usłyszałam jęk i otworzyłam oczy. Jedyne co ujrzałam to dwie postacie za filarem. Ktoś rzucił niemal mojego napastnika o ceglaną ścianę. Młody chłopak chciał mu pomóc, jednak tajemnicza postać złapała go za kark i powaliła na ziemię. Co się dzieje? Zwidy mam? Jestem w ukrytej kamerze, albo w środku filmu sensacyjnego?
   W końcu puścił ich. Przerażenie na twarzach moich napastników było niemal namacalne. Uciekli z miejsca nie oglądając się ani razu za siebie. Dopiero gdy tajemnicza postać odwróciła się w moją stronę i wyszła z cienia, a blask księżyca oblał jej sylwetkę, uświadomiłam sobie dlaczego tak się bali...
    Był niczym duch, zjawa wyłaniająca się z mroku. Bez wyrazu twarzy.... Nie miał twarzy. Jej miejsce zajmowała biała maska, zaś czarne, proste włosy opadały do ramion. Czarna peleryna i kapelusz jeszcze bardziej zasłaniały i tak jego zakryte w każdym calu ciało. Nawet na dłoniach miał czarne, skórzane rękawiczki. Mimo iż mnie uratował, bałam się go. Wyglądał jak wyrwany z własnego ciała, był niemal się czymś mniej niż duch, czymś mniej niż najstraszniejsze widmo, ale jednak żył. Stał i przyglądał mi się, jakby się zastanawiał co teraz ze mną zrobić. Zabije mnie? To dlaczego mnie uratował?
- Kim jesteś? - szepnęłam przerażonym głosem, widząc jak powoli zbliża się do mnie.
- Mężczyzną w masce - odparł idealnym angielskim, jednak to nie był brytyjski akcent, a typowo amerykański.
- To widzę, pytam kim jesteś?
- Czy myślisz, że gdybym chciał aby ktokolwiek znał moją tożsamość, to chodziłbym w masce? - odparł spokojnym, poważnym głosem - Bezsensownym więc wydaje mi się pytanie człowieka w masce 'kim jest?'.
- Ja... - urwałam nie wiedząc jak dobrać słowa - Dziękuję.
- Wypełniłem tylko swój obowiązek - odparł podchodząc do mnie bliżej, po czym podał mi rękę - Jesteś cała?
- T... Tak - wydukałam podając mu swoją dłoń i wstając z podłogi - Chyba tak... Dzięki tobie.
- Co więc robisz o tak późnej porze w miejscu jak to?
- Trochę pokrzyżowały mi się plany - spojrzałam na niego niepewnie.
   Jak miałam rozmawiać z kimś, komu nie mogłam spojrzeć w oczy? Nie znałam jego zamiarów, był niczym bohater marnego filmu o Zorro czy Batmanie. To jakiś psychol? Kto normalny paraduje w takim stroju w środku nocy w centrum Paryża? 
- Czy... Czy Ty jesteś psychiczny? - no to pięknie! Nie, wcale mi się to nie wyrwało. Pytanie to miałam na języku od pierwszego momentu, gdy ujrzałam tego człowieka.
- A wyglądam? - mogłabym przysiąc, że pod ta maską kryje się teraz cień uśmiechu, czy rozbawienia - Zapewne wielu tak by mnie właśnie nazwało. Zapewniam Cię, że żaden psychiatryk w tym momencie mnie teraz nie szuka.
- Więc czemu nosisz maskę?
- Na swój sposób wszyscy je nosimy - byłam pewna, że mi się przygląda - Każdy z nas ma maskę, którą zakłada niemal codziennie, z tą tylko różnicą, że większość je zakłada, aby ukryć swoje prawdziwe 'ja'. Moja maska zaś je chroni. 
- Masz więc jakieś imię? - sama nie wiem czemu zapytałam, co mnie to w ogóle obchodziło?
- Imię? - spytał jakby zdziwiony, chyba się nawet zastanawiał, no mówiłam że psychol! - Mów mi X.
- X? - uniosłam brwi - Ja... Ja jestem Amanda.
- Tak więc Amando... Proszę, abyś wróciła bezpiecznie teraz do domu i więcej nie szukała kłopotów po nocach. 
- A Ty, co tutaj robisz? - i znów o coś zapytałam... Nie mam pojęcia co się ze mną działo. Z jednej strony bałam się tego szaleńca, a z drugiej strony było w nim coś co mnie intrygowało - Codziennie chodzisz i szukasz kobiet w opresji i spieszysz im na ratunek?
- Jeśli używam do tego swojej wewnętrznej mocy, pomagam wielu stworzeniom na tym świecie i nie potrzebuję do tego nocnych spacerów po mieście.
- Że co? - teraz to byłam pewna, że ma nie po kolei w głowie. Może zaraz mi z czarną magią wyskoczy?
- Ty również możesz to robić Amando. Możesz pomagać.
- W jaki sposób? - wyrwałam widząc, jak odwraca się i idzie w przeciwnym kierunku. 
    Na moje pytanie stanął, po czym znów odwrócił się w moją stronę. Patrzyłam jak zahipnotyzowana w miejsce na masce, gdzie powinny być oczy. Z jednej strony wydawał się jakimś powaleńcem, a z drugiej miałam wrażenie, że jest to człowiek nadzwyczaj inteligentny. Uważał na swoje słowa, mówił zawsze z pewnością w głosie i pewnego rodzaju powagą. 
- Możesz użyć swojej wewnętrznej mocy, żeby ocalić tych, którzy cierpią, kimkolwiek są, Amando - poprawił swój kapelusz, po czym znów przeniósł 'wzrok' na mnie - Władcą dawnego imperium, rannym białym niedźwiedziem, uderzonym psem, którego skowyt słychać w nocy, skrzywdzonym dzieckiem, umierającym słoniem na sawannie, wiewiórką przejechaną przez samochód. Zatrzymaj się tylko. Odsuń myśli, żal i gniew na tych, którzy to zrobili. Skoncentruj się na swoim sercu. Znajdź swoją moc i siłę. Oddychaj nimi. Ty jesteś w tym momencie całym światem. Cokolwiek ma być, będzie. Dlatego nigdy nie staraj się zmienić biegu wydarzeń. Pozwól im brać ile chcą. Jeśli trzeba, daj wszystko.
   Stałam jak zahipnotyzowana, patrząc jak czarna sylwetka znika w jednym z korytarzy. Spojrzałam na swoje dłonie, jakby do mnie jeszcze nie docierało to co się właśnie zdarzyło. Kim był ten człowiek? O czym do mnie mówił? Dlaczego jednocześnie bałam się go, ale i zarazem chciałam zadawać kolejne pytania?
    W końcu zebrałam się w sobie i ruszyłam znów w drogę powrotną do domu. Nie myślałam już o konsekwencjach związanych z Lucasem. Moją głowę zajmował teraz tylko tajemniczy mężczyzna. Tak wiele chciałam go teraz zapytać, a on zniknął. Czy jeszcze kiedyś go spotkam? A może ujrzę go gdzieś na ulicy bez przebrania i nawet nie pomyślę, że może to być on?
     Gdy weszłam do mieszkania poczułam się w końcu bezpieczna. Zdjęłam buty i od razu poszłam do sypialni, która była o dziwo pusta. Może mnie szukał? Nie miałam jednak do tego głowy. Nie miałam siły nawet, aby do niego zadzwonić. Zbyt wiele się wydarzyło w przeciągu ostatnich kilku godzin. Położyłam się po prostu wyczerpana na łóżku i zasnęłam.



- Amanda? Wstawaj w końcu! - usłyszałam ten dobrze mi znany głos Lucasa.
   Przeciągnęłam się na łóżku niechętnie, nawet nie otwierając oczu. Nie miałam pojęcia, która była właśnie godzina i wcale nie miałam zamiaru o to pytać. W końcu czując jak mój narzeczony potrząsa mną, otworzyłam niechętnie oczy.
- Czy Ty chcesz abym ja na zawał zeszedł?! - krzyknął oburzony, jednak tym razem wcale mu się nie dziwiłam - Całą noc cię szukałem!
- Lucas... - mruknęłam podnosząc się na łóżku - Ja... Przepraszam...
- Lepiej mi powiedz gdzie byłaś?
- U Clary.
- Oczywiście - prychnął - I nie łaska była zadzwonić, albo chociaż wysłać sms-a?
- Zasnęłam, przepraszam - odparłam, pomijając fakt o incydencie z alkoholem - Kiedy się przebudziłam od razu wróciłam do domu, ale Ciebie nie było.
- Bo Cię szukałem! - ruszył w stronę drzwi - Teraz muszę iść do pracy, porozmawiamy jak wrócę.
- Już? Myślałam, że w tym tygodniu masz wieczorne zmiany.
- Dzwonili do mnie przed chwilą, mam się stawić za pół godziny na komisariacie. Niestety, praca policjanta wygląda w ten sposób i nic na to nie poradzę. Zresztą, nie udawaj stęsknionej. Teraz mam Cię głęboko w dupie - odparł i wyszedł.
   Tęskniłam trochę za czasami, gdy całował mnie na dzień dobry, albo gdy wychodził. To jednak już minęło, a mnie pozostawało mieć jedynie nadzieję, że kiedyś jeszcze poczuję ten namacalny dowód miłości, poczuję się bezpieczna w czyiś ramionach i będę całowana, przytulana i kochana tak jak zawsze o tym marzyłam. Dlaczego nikt nas w szkole nie nauczył, jak radzić sobie z końcem własnego świata? Co robić, gdy serce zamienia się w już tylko pompujący krew mięsień, a ziemia usuwa się spod nóg? Nie wiadomo, czy usiąść czy się położyć, zrobić herbatę czy zacząć krzyczeć, czy może się rozpłakać?
    Powszechnie mówi się, że ludzie niepełnosprawni to tacy, którzy nie mogą chodzić, słyszeć czy mówić. A ja myślę, że naprawdę niepełnosprawni są ludzie, którzy nie potrafią kochać. Tak jak ja nie potrafiłam. Nie kochałam Lucasa, może bardziej jako przyjaciela, jednak nie jako mężczyznę. Dacie wiarę, że jesteśmy ze sobą tyle lat, a nigdy z nim nie spałam? Nie, moja przeszłość wciąż mi nie pozwala. Nie potrafię się złamać w każdym calu, nie potrafię nikomu zaufać do tego stopnia, by mu oddać całą swoją duszę i ciało.
   Zwlokłam się z łóżka i ruszyłam do kuchni. Nastawiłam wodę na kawę, po czym mój wzrok zatrzymał się na widoku za oknem. Paryż już wstał. Ulice znów były pełne ludzi, a samochody przecinały drogę w pośpiechu. I pomyśleć, że tak piękne miasto ma i tą swoją drugą, ciemniejszą stronę, pod osłoną nocy? A może ta cała historia z psychopatą w masce tylko mi się przyśniła?
    Wraz z gotowym kubkiem gorącej kawy wróciłam do sypialni, gdzie niemal od razu dorwałam swojego laptopa. Ciekawość była ode mnie silniejsza, musiałam to jakoś sprawdzić... Kim był ten człowiek? Dlaczego mi pomógł? Co ukrywał? Nie trwało długo, jak znalazłam w grafice zdjęcie identycznej, białej maski. Weszłam w link, który prowadził do jednego z artykułów z 1990roku.

   Maska obrazująca Guya Fawkesa, angielskiego katolika i przywódcę spisku prochowego, który 5 listopada 1605 roku przeprowadził nieudany zamach na budynek brytyjskiego Parlamentu. 
   Po udaremnieniu spisku prochowego w 1605 roku, wydarzenie to corocznie upamiętniano poprzez palenie kukieł spiskowców. Pod koniec XVIII wieku dzieci z groteskowo zamaskowaną kukłą Guya Fawkesa zaczęły chodzić po ulicach i zbierać pieniądze, a 5 listopada z czasem stał się znany jako Dzień Guya Fawkesa. 
   31 stycznia 1606 roku Fawkes oraz Thomas Wintour, Ambrose Rookwood i Robert Keyes zostali wywleczeni na specjalnych ramach z Tower do Old Palace Yard w Westminsterze, na wprost budynku, który usiłowali zniszczyć. Trzech konspiratorów powieszono, wyrwano im trzewia i poćwiartowano. Fawkes miał być ostatnim, który stanie na szubienicy. Wspinając się przy pomocy kata na drabinę prowadzącą do stryczka, Fawkes prosił króla i państwo o wybaczenie. Choć był osłabiony torturami, dał radę zeskoczyć z szubienicy, łamiąc kark w czasie upadku i tym samym unikając cierpień w kolejnych częściach egzekucji. Jego ciału mimo wszystko wyrwano wnętrzności, poćwiartowano i, jak nakazywał zwyczaj, szczątki rozesłano po „czterech krańcach królestwa” jako ostrzeżenie dla przyszłych zdrajców.

   Czytałam tekst z szeroko otwartymi oczami, nie mając pojęcia jak poskładać to wszystko w jedną, logiczną całość. A więc był spiskowcem? Chce dokonać na Paryżu tego, czego nie udało się kiedyś dokonać Fawkes'owi w Londynie? Nie, niemożliwe... To nie miałoby najmniejszego sensu. Więc co robił i kim był? Morderca? Złodziej? Więc dlaczego wczoraj mnie uratował? Nie, nie był zły. Może był szalony, ale nie był zły. Czułam to.
    Przeglądałam kolejne strony, jednak nie znalazłam nic innego, co mogłoby mi chociaż częściowo pomóc w kwestii tożsamości mojego wybawiciela z zeszłej nocy. Dlaczego w ogóle tak mi na tym zależało? Chciałam go poznać. Chciałam wiedzieć kim był i co robił. Słyszałam w uszach wciąż jego głos, poważny i wyniosły, a zarazem ciepły i łagodny. Nie mógł też to być jednodniowy pomysł z przebraniem. Wszystko było do siebie dopasowane. Strój nie odkrywał ani milimetra ciała, zaś wcięcia w masce na oczach były przyciemnione, że z zewnątrz widać było jedynie czarną przestrzeń. Ktoś by powiedział, że taki ktoś jak on nie ma kształtu ani imienia, ale ktokolwiek by go zobaczył tak jak ja, ten by poczuł, że on wciąż w myślach się wyłania i idzie za plecami krok w krok, niczym rwący potok. Nie daje o sobie zapomnieć. 
    Jaką więc historię krył w sobie ten człowiek? Może się czegoś bał? Z pewnością nie był to kolejny, nielegalnie zamieszkujący Francję imigrant. On cały był tajemnicą. Każde jego słowo, ruch, czy spojrzenie, a dokładniej jego brak, był czymś nowym i fascynującym. 
   Odeszłam od urządzenia, po czym skierowałam się od razu do salonu gdzie stał mój fortepian. Złapałam do rąk swój zeszyt i zaczęłam kreślić nowe nuty, które wzięły się nagle w mojej głowie znikąd. Cały natłok emocji przelałam na papier, po czym zaczęłam grać, jednak tylko moje palce grały. Moje myśli wciąż zostawały przy nim.
   Moje myśli ciągle przyglądały mu się uważnie. Nie rozumiałam kim jest, co w życiu przeszedł i w jaki sposób go to ukształtowało. Uparcie jednak szukałam odpowiedzi na pytanie, co mnie w nim fascynowało do tego stopnia. To było niczym koszmarny sen, w którym nie mogłam sobie przypomnieć o co w nim chodziło. To był chyba wyraz znanego, osobliwego poczucia humoru Boga, który nawet teraz nie pozwalał mi odpocząć od własnego mózgu. Ja wiem, że prawdopodobnie widzieliśmy się po raz pierwszy i prawdopodobnie ostatni raz w życiu. Ale w podróży często ludzie dzielą się prawdą, która ich dotyczy, szczególnie jeśli jest to prawda świeżo odkryta i trudna dla nich do zrozumienia czy zaakceptowania. Życie pomaga ułożyć sobie wszystko w głowie, a rozmowy z przypadkowo spotkanymi osobami są czasem jak drogowskazy.

***
Komentarz = to motywuje!

~~~~~
"Niewidzialna czerwona nić łączy tych, 
których przeznaczeniem było się spotkać, 
niezależnie od czasu, miejsca czy okoliczności. 
Ta nić może się rozciągać lub splątać, 
ale nigdy się nie przerwie."

4 komentarze:

  1. Hej. xD
    "czymś mniej niż duch, czymś mniej niż najstraszniejsze widmo, ale jednak żył." - zaleciało czwartą częścią Harry'ego Pottera. xD Takie skojarzenie. :D
    Co do całości to rozwaliło mnie to pytanie, czy on jest psychiczny. No naprawdę, ja codziennie zadaje je ludziom na ulicy. :D HAHA! Piękne. :) Oblechów pominę może, bo zbierało mi się przy tym na rzyganie. :/
    No i nasz wybawca. Spodobał mi sie sposób w jaki go przedstawiłaś. Taki, że w ogóle go nie ma. xD Nie no, po prostu, chyba nie często ktoś spotyka w nocy na ulicy kogoś takiego? o.o Ja osobiście spieprzałabym ani mu dziękuje nie powiedziła. Może po świńsku, ale wiadomo dlaczego. xD Poza tym to jest też najlepsze. Gdyby nie cała ta oprawa strony, gdyby ktoś na goło to przeczytał to z całą pewnością nie domyśliłby się, że to opowiadanie o MJu. I to mi się podoba. :D
    No co ja tu mogę jeszcze powiedzieć. :p Życzę masy weny, czekam na następny rozdział i pozdrawiam serdecznie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O właśnie! Harry Potter!
      Wiedziałam, że usłyszałam to zdanie kiedyś (strasznie mi się spodobało i utknęło w pamięci), ale nie miałam pewności gdzie xD
      A świetnie ono mi przypasowało do opisu X'a :)
      Z jednej strony cieszę się, że mówisz że utrzymałam tajemniczy klimat, ale z drugiej mnie trochę właśnie niepokoi ten brak 'świadomości' o kim jest to opowiadanie.
      Zobaczymy co przyszłość przyniesie :P

      Usuń
  2. Hej!
    Dostaniesz teraz po tyłku. Uważasz, że ten rozdział jest słaby? Dobra jest słaby, a ja jestem Beyonce. Nice to meet You!
    Uważam, że pisanie Ci idzie cooooraz lepiej! Nikt pewnie mi nie zaprzeczy. Pisz dalej, bo idzie Ci świetnie <3
    Rozdział bomba! Polubiłam Amandę i choć wiedziałam, że Pan 'X' ją zaraz uratuje, to bałam się o Amandę. Zboki czają się w takich miejscach, więc w sumie mogła posłuchać Clary.
    Postać Michaela tutaj już mi się bardzo podoba. Oglądając kilka lat temu ,,V jak Vendetta", kojarzył mi się z Michaelem. Nie pamiętam dokładnie czemu, ale jak teraz patrzę na ten strój, to chyba właśnie on mi się kojarzył z Michaelem.
    Michael pod tą maską nadal jest tą samą ciepłą osobą, ale jestem ciekawa jak będzie się później zachowywał. Jakie jest jego nastawienie do życia.
    Historia wciąga, jak nie jedna dobra książka. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. Buźki!

    OdpowiedzUsuń
  3. Cześć!!
    Jestem po wielkim wrażeniem. Co ja gadam jestem pod ogromnym wrażeniem. Po prostu wbiło mnie w fotel, a to dopiero początek. Co będzie później?
    Choć można było wszystko przewidzieć to adrenalinka jednak była i trzymała. Pan X niedostępnego zgrywa, a może takie moje wrażenie. Gdyby Amanda tylko wiedziała kim on jest...
    Wygrało zdanie z tym psychopatą. Aż w głos się zaśmiałam. Bo jednak to jest trochę dziwne spotkać zamaskowanego kolesia o drugiej w nocy.
    Dobra ja tu nie przynudzam, tylko jeszcze jedno słówko dodam. Komuś chyba trzeba podnieść samoocenę dotyczącą notek no naprawdę. Mistrzostwo to jest, a ty tu wyskakujesz, że słabe. Brak mi słów po prostu xD
    No to życzę ci weny oczywiście, bo nie jestem w stanie nic wymodzić. Czekam oczywiście z niecierpliwością na nexta ;D
    Pozdrawiam gorąco ;****

    OdpowiedzUsuń