Strony

sobota, 19 listopada 2016

Rozdział 3 - Tęsknota za przeszłością.

  
Witam was kochani!
Męczyłam ten rozdział strasznie, jakoś na dniach weny nie miałam.
Wyszedł jak wyszedł, trochę krótki też, ale nie chciałam przeciągać, aby całkiem nie spieprzyć.
Od kolejnego rozdziału zacznie się więcej dziać, obiecuję :D
Nie chcę po prostu rozwinąć całej akcji w jednym rozdziale, bo by się to znudziło szybciej :)
Buziaki i zapraszam do czytania + oczywiście oceny.
Anonimki ujawniać się! <3

~~~~~

   Życie jest dziwne, bo nigdy nie wiadomo, co się przydarzy i jak się odmieni w następnej sekundzie, czy nie zatopi mnie w bagnistej dziurze, albo czy nie doda skrzydeł, żebym mogła przelecieć nad przepaścią. Do tego jeszcze, kiedy sprytnie uda mi się przewidzieć wszystkie możliwe ciągi dalsze, staje się coś takiego, czego nikt nie byłby w stanie wymyślić, bo wyniknęło ze splotu wcześniejszych, późniejszych i równoczesnych okoliczności, o których nikt nie wiedział, że w ogóle istnieją.
- Pada deszcz. Widzę dwoje mężczyzn przebiegających w kapturach przez ulicę. Obok marketu idzie jakaś Pani z czerwonym parasolem, jednak nie spieszy jej się. Ktoś też wyszedł z psem na spacer. Wygląda jak owczarek, ale nie mam pewności - spojrzałam na Pana Richarda, który jak zawsze był zasłuchany w moje słowa - Jest również bardzo zimno na dworze.
- Dlaczego dzisiaj znów do mnie przyszłaś? Byłaś przecież wczoraj, zawsze przychodzisz raz w tygodniu.
- Miałam trochę wolnego czasu, lubię z Panem rozmawiać.
   Starszy mężczyzna uśmiechnął się na te słowa. Nie rozumiem, dlaczego jego rodzina nie zainteresuje się nawet stanem jego zdrowia. Od czasu wypadku, kiedy jest przykuty do tego łóżka, jedyną osobą, która go odwiedzała byłam ja. To straszne. W jednej chwili cały świat Ci się wali jak domek z kart, tracisz wszystko, a w dodatku zostajesz z tym zupełnie sam, bez pomocy kogokolwiek. Skąd ja to zresztą znam?
- Chyba coś Cię gryzie - odparł po chwili ciszy - Jesteś jakaś zamyślona.
- Wydaje się Panu.
- Wczoraj zachowywałaś się inaczej - zauważył.
- Po prostu... Gryzie mnie pewna sprawa.
- Chcesz o tym porozmawiać?
- Nie wiem, czy powinnam - zagryzłam wargę - Gubię się w tym wszystkim.
- Więc przestań w końcu myśleć - zaśmiał się - Nie zawsze potrzebujesz planu. Weź w końcu oddech, odpuść i zobacz co się stanie. Daj życiu toczyć się własnym rytmem.
- "Cokolwiek ma być, będzie. Dlatego nigdy nie staraj się zmienić biegu wydarzeń." - wyrecytowałam półszeptem - Powiedział mi to gdy się spotkaliśmy.
- Tak więc zrób to.
- Dziękuję - ucałowałam mężczyznę w czoło - Muszę już iść, jestem umówiona.
- Z owym autorem tych słów, który jak się domyślam zaprząta Twoją główkę?
- Z Clarą - uniosłam smutno kąciki ust - Owy nieznajomy pozostanie tylko nieznajomym. Przypadkowe spotkanie, nic więcej.
- Czemu więc poświęcasz mu tyle swoich myśli?
- Bo... Bo on... - zacięłam się - Po prostu mam w głowie wiele pytań, które chciałabym mu zadać.
- Rozumiem, nie trzymam Cię już dłużej. Idź, spóźnisz się na spotkanie - uśmiechnął się, jednak ja zawsze widziałam w jego oczach ten smutek, że już go opuszczam.
   Mimo iż jego oczy utraciły zdolność widzenia, wciąż były zwierciadłem jego duszy. Nie lubiłam się z nim żegnać, tym bardziej wiedząc, że kolejną osobą jaka go odwiedzi będę ja za tydzień, nie licząc lekarzy i pielęgniarek. Mimo to musiałam już iść, bo i tak byłam spóźniona na spotkanie z przyjaciółką.
    Odpaliłam mojego mercedesa i ruszyłam pod naszą ulubioną kawiarnię w samym sercu Paryża. O dziwo ulice były nadzwyczaj puste, więc zyskałam kilka dodatkowych minut, nie musząc stać w korkach. Nagle w radiu rozległa się tak dobrze mi znana piosenka. Uśmiechnęłam się pod nosem i podgłosiłam urządzenie. Akurat puścili Elvisa Presley'a: "Can't Help Falling In Love". Mam słabość do starej muzyki, na której się wychowałam. Zaczęłam nucić pod nosem, po czym śpiewać razem z Elvisem refren piosenki. Tak zajechałam aż pod samą kawiarnię.
- Jestem już - mruknęłam zajmując miejsce na przeciwko mojej przyjaciółki - Byłam u Pana Richarda w szpitalu.
- Jak on się czuje?
- Chyba bez zmian - spojrzałam na nią - Ciężko mi aż czasem patrzeć jak się męczy.
- Wiesz, że ma tylko Ciebie.
- Wiem o tym. Po prostu czuję się za niego poniekąd odpowiedzialna. Zamówiłaś już coś?
- Nie, czekałam na Ciebie - odparła, po czym zawołała jednym ruchem ręki kelnera - Co chcesz?
- Cappuccino, nie wmuszę dzisiaj w siebie nic innego.
- Widzę, że nie za ciekawie z Tobą - przerwała aby złożyć zamówienie, które przyjął młody kelner z niemieckim akcentem - Ciężko trafić już tutaj na prawdziwych francuzów - zauważyła.
- Ciesz się, że nie widziałaś co się dzieje w Londynie. To miasto już w ogólne nie jest chyba Anglią.
- Dobra, koniec o geografii, tylko Ty mi lepiej powiedz co się działo wczoraj? Co z Lucasem?
- Ja... - dopiero sobie uświadomiłam, że przecież jeszcze nic nie wie - Ktoś mnie wczoraj napadł.
- Że co?! - niemal krzyknęła, aż oczy wszystkich skierowały się na nas - A ja Ci mówiłam, że łażenie po nocach nie jest dobrym pomysłem!
- Przycisz się, proszę - upomniałam ją - Nic się nie stało, ktoś mi pomógł.
- Ktoś? Opowiadaj co się stało, a nie zagadkami mi tutaj walisz.
- Było ich dwóch - zaczęłam, czując ulgę, że w końcu zrzucam z siebie ten ciężar i podzielę się z kimś moją historią, a Clara była jedyną taką osobą, której na tyle ufałam - Nie chcieli mnie okraść, tylko... Sama wiesz co.
- Dwóch? I kto Ci pomógł?
- Nie wiem...
- Jak to do cholery nie wiesz? Aż tak pijana jeszcze byłaś?
- Nie widziałam jego twarzy - odparłam - Miał maskę, chyba również perukę. Był ubrany na czarno, peleryna i kapelusz. Nie widziałam ani skrawka jego skóry.
- Chyba faktycznie zaszkodziło Ci to wino.
- Nie wierzysz mi? - spojrzałam na nią z uniesioną brwią, ale zaraz pokiwała głową na znak, abym mówiła dalej - Ja wiem, że brzmi to jak legenda o Zorro jakimś, ale to prawda. Nie wiem kim był, przedstawił mi się jako X. Gdy zapytałam o maskę stwierdził, że każdy z nas ją nosi.
- To filozof jakiś, albo psycholog? - zaśmiała się - On musiał być bardziej porąbany od tych gwałcicieli.
- Nie, był dobry - odparłam bez zawahania - Nie wiem kim był, ale strach jaki mi towarzyszył w pierwszej chwili jak go zobaczyłam, zniknął gdy tylko się odezwał. 
- Mówił po angielsku?
- Miał amerykański akcent. Jego biegłość mi coś mówi, ze chyba jest to jego język ojczysty.
- I pomógł Ci i co? Nic? Poszedł sobie?
- Rozmawialiśmy chwilę, po czym po prostu sobie poszedł. Widziałam, że nie chce ze mną przebywać dłużej. Kazał mi wracać do domu i tyle. To chyba on się mnie bał, a nie ja jego.
- Pewnie nie bez powodu ukrywa się pod maską i warstwą materiału - odparła odbierając od kelnera nasze zamówienia - Ty zawsze musisz się w coś wpakować, co nie?
- Jakimkolwiek szaleńcem nie jest... Możliwe, że uratował mi życie - odparłam zawieszając wzrok w swoim kubku -  Pomógł mi narażając się, nie oczekiwał ode mnie niczego, po prostu to zrobił i odszedł.
- A może to jakiś Twój anioł stróż, o którym nie wiesz?
- Bardzo śmieszne - przewróciłam oczami - Mnie on przypominał bardziej ducha niż anioła.
- Na jedno i tak wychodzi. Zresztą i tak się nie dowiemy, bo jak sama powiedziałaś zniknął.
- Wiem - odparłam z dziwną, nawet dla mnie, nutą smutku w głowie.
   Czyżbym gdzieś nieświadomie miała tam nadzieję, że spotkam go jeszcze kiedyś? Jak wiele pytań chciałam zadać temu człowiekowi? Nie miałam pojęcia kim był, jednak chciałam go poznać na swój sposób. Chciałam wiedzieć co robi i dlaczego, z czystej ludzkiej ciekawości. A może po prostu potrzebowałam czegoś, co wyrwie mnie z mojej szarej codzienności? Może widziałam tylko w tym człowieku okazję, na poznanie czegoś nowego?


   Tego wieczoru przyszła do mnie taka jakaś dziwna tęsknota. Nieproszona, pierwszy raz wdzierając się do mojej głowy. Tęsknota za czymś, co jeszcze się nie zaczęło. Za smakiem, którego nie zdążyłam jeszcze poznać. Za przygodą, która nie dała mi się jeszcze porwać. Za zapachem, który nie obiegł jeszcze mojego samotnego serca. Czułam się niemal, jakbym popadła w emocjonalną anoreksję. Wszystko we mnie dawało się krzyczeć, a ja znów nie miałam pojęcia, co się ze mną dzieje.
   Tak właśnie wyglądało moje życie od kiedy pamiętam. Nie radziłam sobie sama ze sobą, ze swoimi uczuciami, problemami... Nie potrafiłam nazywać ich po imieniu, bałam sie ich wręcz, chowałam cały życiowy bałagan pod dywan, szukając zawsze drogi na skróty.
   Kreśliłam ostatnie linie na jednej ze stron mojego zeszytu do nut. Był wieczór, czekałam już w łóżku na Lucasa, który niedawno wrócił z pracy, a teraz zaszył się w swoim gabinecie. Jutro koniec weekendu, a więc i ja wrócę do pracy, co mnie niezmiernie ucieszyło, gdyż tylko w ten sposób bylam w stanie zapomnieć o tym wszystkim. Nie raz uciekałam się w wir pracy, aby zwyczajnie się schować.
 Tym razem jednak mój zeszyt do nut nie przyozdobiły kolejne melodie, czy słowa piosenki. Pierwszy raz od dawna rysowałam. Próbowałam w głowie przywołać sobie obraz z wieczoru, gdy poznałam X. Mimo iż wiem, że nigdy więcej go nie zobaczę, nie chciałam go zapominać. Chciałam pamiętać, chciałam przywoływać sobie w głowie jego postać. 
- Jutro mam wolne - na głos mojego narzeczonego automatycznie zamknęłam swój zeszyt - Przyjadę po Ciebie pod szkołę po Twojej pracy, może gdzieś wyskoczymy, hm?
- Mówisz serio? - zdziwiłam się, gdyż od trzech miesięcy nigdy nie proponował mi żadnego wyjścia - Gdzie chciałbyś pójść?
- Nie wiem, możemy zjeść obiad w restauracji, a potem wybrać się poza miasto. Swoją drogą, mam coś do Ciebie - odparł kładąc się obok mnie na łóżku w samych bokserkach - Proszę.
- Co to jest? - spytałam biorąc do ręki białą kopertę - Znów rachunki?
- Tym razem coś lepszego - wyszczerzył się, a ja w końcu otworzyłam podarunek.
   W środku znajdowały się dwa bilety. Przeleciałam wzrokiem tekst na nich i nie mogłam uwierzyć, co na nich się znajdowało. Były to bilety na wykupioną już dwu tygodniową wycieczkę do Brazylii. Kiedy spojrzałam na termin wyjazdu, od razu wiedziałam o co chodzi.
- Czy to..?
- Nasza podróż poślubna - odparł szczerząc się jeszcze bardziej - Wylecimy od razu na drugi dzień. Wiem, że zawsze chciałaś zobaczyć Brazylię, więc... Oto i jest.
- Ja... - zająkałam się - Ja... Naprawdę nie wiem co powiedzieć...
   Wytarłam rękawem łzę, która znalazła się w kąciku mojego oka i po prostu go przytuliłam. Nie wiem co spowodowało w Lucasie nagłą zmianę, ale nie interesowało mnie to teraz. Wyszeptałam mu ciche 'dziękuję', po czym znów utonęłam w tym uścisku. Potrzebowałam jego bliskości, która ostatnio nie witała w naszym życiu zbyt często.
   Nagle Lucas zaczął składać drobne pocałunki na mojej szyi i ramieniu. Westchnęłam cicho, jednak nie z rozkoszy, a z bezsilności. Tyle czasu jesteśmy razem, a ja wciąż od swojej życiowej tragedii nigdy z nikim się nie kochałam, nawet z własnym narzeczonym... Lucas był z początku cierpliwy, mówił że będzie czekał, jednak coraz częściej robi podchody, a ja tym bardziej się odsuwam.
- Znowu? - mruknął widząc, jak zasłaniam się kołdrą - Ile jeszcze?
- Nie wiem - szepnęłam czująć palące łzy wstydu w oczach - Przepraszam... Nie wiem...
- Po ślubie to samo powiesz? Nie wiem, przepraszam kochanie, że w naszą noc poślubną będziesz musiał się zadowolić własną ręką? - warknął z wyrzutem, po czym zaśmiał się z ironią - Jak chcesz.
- Gdzie idziesz? - spytałam widząc, jak wstaje z łóżka i zaczyna się ubierać - Lucas, ja naprawdę...
- Mam to już w dupie - syknął - Nie będę czekał na Ciebie w nieskończoność, aż Ty łaskawie zmienisz swoje podejście do życia. Minęło tyle lat Amando! Do jasnej cholery, kiedy o nich zapomnisz?! Nie ma ich już, nie ma i nigdy nie wrócą, dotarło to do Ciebie?! - patrzyłam na niego czując łzy spływające mi po policzkach i dekolcie.
- Nie idź nigdzie - szepnełam bojąc się tej samotności - Nie idź...
- Robię wszystko, abyś miała jak najlepiej. Praca, dom, ślub, podróż w Twoje wymarzone miejsca... A Ty mnie na każdym kroku odrzucasz! Idę na miasto poszukać pocieszenia, dziwka się mną zajmnie lepiej niż moja własna narzeczona - odparł po czym wyszedł, trzaskając z hukiem drzwiami.
  Ukryłam twarz w dłoniach pozwalając łzom płynąć już na dobre. Nie wiem co mnie zabolało bardziej: jego rekacja i brak zrozumienia, czy słowa o mojej przeszłości, o której mimo iż staram się zapomnieć, to nie potrafię? Coś co człowiek raz pokochał, na zawsze w sercu pozostanie. Nie potrafiłam się z tego uwolnić, a może nawet nie chciałam. Nie chciałam zapominać o niczym, co było dla mnie w życiu ważne i co miało na to życie swój wpływ.
   Wyszłam z łóżka, po czym załozyłam na piżamę swój nagrubszy płaszcz. Wyszłam z domu, kierując się schodami ku górze. Wyszłam na dach. Noc była chłodna, jednak wyjątkowo bezchmurna. Mimo iż Paryż migotał już tysiącami światełek, gwiazdy były bardzo dobrze widoczne. Usiadłam na dachu, spoglądając w niebo. A więc tak ma już wyglądać moje życie? Nie, na pewno nie. Nie chciałam być stworzona tylko do pracy i płacenia rachunków. Czy to źle, że chciałam czegoś więcej? Wolności, przygody, swobody?
  Moja przeszłość deptała mi po piętach, jednak nigdy nie chciałam robić nic wbrew sobie. Jeśli poczuję, ze jestem gotowa się złamać w każdym calu - zrobię to. Teraz jednak nie był ten moment, może wina nie tkwiła w Lucasie, a właśnie we mnie?
  Czy zastanawialiście się  kiedyś, jak silnie związani jesteście z przeszłością? Niekoniecznie naszą. Zresztą cóż to jest nasza przeszłość? Gdzie są jej granice? To jest coś w rodzaju bliżej nieokreślonej tęsknoty, tylko za czym? Czy nie za tym, czego nigdy nie było, a co jednak minęło? Przeszłość to chyba tylko nasza wyobraźnia, a wyobraźnia potrzebuje tęsknoty, wręcz karmi się tęsknotą. Przeszłość jednak nie ma nic wspólnego z czasem, jak się sądzi. Nie czekałam więc na upływ czasu, a na moment, chwilę, pragnienie, aby po prostu to poczuć. 

***

Komentarz = to motywuje!

~~~~~

“W piekle nie wymyślili takich rzeczy, 
jakie tu, na ziemi zrobiono.”
~ Jelena Czyżowa

3 komentarze:

  1. Hej. :)
    Lucas hitem tego rozdziału. Ja nie wiem, może ja mam jakiś dziwny system wartości, ale po takich słowach facet byłby skończony nieodwracalnie. Ma ochote na dziwke, prosze bardzo, spierdalaj, a ja będę jeszcze tak dobra, że nawet spakuje ci wszystkie twoje gacie, włącznie z tymi które nosił ostatnio na dupie. No wkurzyło mnie to. xD
    Jak sie czegoś nie czuje, że to nie czas to wara cokolwiek wymuszać. Dostałby gówno w papierku po cukierku. Ciekawe czy byłby taki zadowolony po wszystkim wiedząc, że ona tak naprawdę wcale nie miała na to ochoty. Ale widocznie to taki typ. Nie ważne co ktoś myśli, ważne, że jego kutas ma chcicę. :/ No nie wiem, może jestem bezpośrednia, ale takie moje zdanie. xD
    Co do całości to mimo, że trochę krótkie to i tak super. :D
    Czekam na nexta i pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej!!!
    Jestem dosłownie na momencik więc postaram się w miarę szybko streścić.
    Gwiazdą tego rozdziału to chyba był Lucas. Założę się później będzie jedno wielkie "przepraszam", choć wcale tak nie musi być. No cóż facet pokazał swoją prawdziwą twarz i zostawie to bez komentarza, bo na takich nie ma słów. Od zatruwania myśli się zaczyna. Szczególnie jeżeli dana osoba jest jedną wielką tajemnicą. Nawet ten sparaliżowany pan (umknęło mi imię) jej to powiedział. Może trochę inaczej ale w podobny deseń. Nie mam bladego pojęcia co ci tu jeszcze napisać. Po prostu mistrzostwo jak dla mnie w każdym calu.
    Weny więc ci życzę i pozdrawiam serdecznie ;***

    OdpowiedzUsuń