I jestem!
Kolejny rozdział nie zaczęty nawet, nie wiem kiedy się pojawi. ale liczę, że w drugiej połowie przyszłego tygodnia już wstawię. Mam po prostu sporo na głowie, w tygodniu wyjazd do Wrocławia mi się szykuje i po drodze 3 kolokwia na uczelni, w tym z nowego języka i trochę ciężko i pisania bloga nawet w głowie nie mam.
Kolejny rozdział nie zaczęty nawet, nie wiem kiedy się pojawi. ale liczę, że w drugiej połowie przyszłego tygodnia już wstawię. Mam po prostu sporo na głowie, w tygodniu wyjazd do Wrocławia mi się szykuje i po drodze 3 kolokwia na uczelni, w tym z nowego języka i trochę ciężko i pisania bloga nawet w głowie nie mam.
To jak? Ja uciekam, zostawiam was z nowym rozdziałem i liczę,
że wszelkie anonimki czytające i nie komentujące w końcu się ujawnią.
Pamiętajcie, że każdy, nawet najkrótszy komentarz to dla mnie mega power do pisania dalej!<3
Buziaki i miłego weekendu:)
Pamiętajcie, że każdy, nawet najkrótszy komentarz to dla mnie mega power do pisania dalej!<3
Buziaki i miłego weekendu:)
~~~~~
Zacytuję wam dziś greckiego filozofa. Według Platona, u zarania dziejów istniały tylko istoty dwupłciowe, które w niczym nie przypominały dzisiejszych kobiet i mężczyzn. Jedna szyja podtrzymywała jedną głowę o dwóch twarzach, z których każda patrzyła w innym kierunku. Były niczym bracia syjamscy zrośnięci plecami. Miały dwa narządy płciowe, cztery nogi i cztery ręce.
Lecz pewnego dnia zazdrośni bogowie zdali sobie sprawę, że czterorękie stworzenie jest zadziwiająco pracowite, że dwie pary oczu nieustannie czuwają i trudno podejść je podstępem, cztery nogi bez większego wysiłku mogą długo stać i daleko zajść. Ale najgorsze było to, że istota obdarzona zarówno męskim, jak i żeńskim narządem płciowym była samowystarczalna w rozmnażaniu. Wtedy Zeus, władca Olimpu, rzekł: „Mam pomysł, jak odebrać moc tym śmiertelnikom”. Cisnął piorun i rozpłatał owo stworzenie na pół. Tak narodzili się kobieta i mężczyzna. Wprawdzie liczba ludności na ziemi się podwoiła, ale jednocześnie ludzie poczuli się słabi i zagubieni. Odtąd musieli przemierzać świat w poszukiwaniu swej utraconej połowy, w poszukiwaniu czułego uścisku, w którym mogliby odnaleźć dawną moc, umiejętność obrony przed podstępem, odporność na zmęczenie i wytrwałość w pracy.
Czy jest coś złego w tym, że szukamy tej odebranej nam drugiej połowy? Że nie zawsze chcemy zadowalać się tym, co nam podają na pierwszym rzucie?
Została mi już ostatnia godzina zajęć w szkole. Dzień minął mi nadzwyczaj szybko, jednak w głowie panował wciąż dziwny haos. Nie widziałam się z Lucasem od wczoraj. Nie wrócił do domu na noc, gdy wychodziłam z rana do pracy wciąż go nie było. Spoglądałam co chwila na telefon, licząc na wiadomość... Cokolwiek z jego strony, nawet nie przeprosin, a zwyczajnego: 'jestem już w domu, nic mi nie jest'.
Ostatnią lekcję miałam indywidualną z jedną z moich najlepszych uczennic. Była to siedemnastoletnia dziewczyna o kruczoczarnych włosach. W kolejny weekend miała zagrać na koncercie charytatywnym i została nam przedostatnia próba przed tym wydarzeniem.
- Tutaj zwolnij - poleciłam, gdy śpiewała ostatnie słowa refrenu.
- Make a better place
For you and for me
There are people dying
If you care enough
For the living
Make a better place
For you and for me
You and for me...
- Teraz było idealnie - uniosłam lekko kąciki ust - Dlaczego tak uparłaś się, aby zaśpiewać akurat tę piosenkę?
- Nie lubi jej Pani? - zdziwiła się - Kiedyś mówiła mi Pani, że lubi Pani piosenki Michaela.
- Owszem, bardzo szanuję jego muzykę.
- Myśli Pani, że uda mi się na tym koncercie? Nie wyśmieją mnie? - spojrzała na mnie ze strachem w oczach, na co uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.
- Wiesz co jest w Tobie najpiękniejsze, Samantho? Nie masz pojęcia jak dobra jesteś w tym co robisz - pogłaskałam dziewczynę po głowie, na co w końcu się uśmiechnęła - Teraz lepiej. Zróbmy pięć minut przerwy, odpocznij i zrobimy to ostatni raz.
- A mogłaby Pani teraz coś zaśpiewać?
- Ja...? - nie kryłam zdziwienia - Słyszałaś wiele razy przecież.
- Ale jakieś Pani wykonanie, ma Pani przy sobie swój zeszyt? - kiwnęłam twierdząco głową - Chciałabym usłyszeć jakąś Pani piosenkę.
- Nie ma w nich nic nadzwyczajnego, zapewniam Cię.
- Wie Pani co jest w Pani najlepsze? Nie ma Pani pojęcia jak jest dobra w tym co robi.
Uśmiechnęłam się do dziewczyny na te zacytowane, moje własne słowa, po czym wyjęłam z torebki swój zeszyt do nut i wróciłam na miejsce przy fortepianie obok Samanthy. Otworzyłam zeszyt losowo, akurat w miejscu gdzie widniał portret X. Przerzuciłam szybko na inną stronę, ale dziewczyna zauważyła rysunek bo od razu zapytała:
- Kto to?
- Nic specjalnego, miałam sen i to wszystko - chciałam uniknąć kolejnych pytań.
- Piękne.
- Dziękuję, więc co chcesz abym zaśpiewała?
- Ostatnie co Pani napisała - odparła, a ja od razu otworzyłam na przedostatniej stronie.
Ostatnia piosenka jaką napisałam była właśnie stworzona na dzień, po poznaniu X. Pamiętam ten natłok emocji, jaki mi towarzyszył. Przelałam wtedy wszystko na papier, jakbym chciała pozbyć się brudu z mojego ciała i głowy. Spojrzałam ostatni raz w zielone oczy mojej uczennicy, po czym zaczęłam wciskać pierwsze klawisze urządzenia. Przymknęłam oczy, aż w końcu z moich ust zaczęły wydobywać się słowa.
- Ja...? - nie kryłam zdziwienia - Słyszałaś wiele razy przecież.
- Ale jakieś Pani wykonanie, ma Pani przy sobie swój zeszyt? - kiwnęłam twierdząco głową - Chciałabym usłyszeć jakąś Pani piosenkę.
- Nie ma w nich nic nadzwyczajnego, zapewniam Cię.
- Wie Pani co jest w Pani najlepsze? Nie ma Pani pojęcia jak jest dobra w tym co robi.
Uśmiechnęłam się do dziewczyny na te zacytowane, moje własne słowa, po czym wyjęłam z torebki swój zeszyt do nut i wróciłam na miejsce przy fortepianie obok Samanthy. Otworzyłam zeszyt losowo, akurat w miejscu gdzie widniał portret X. Przerzuciłam szybko na inną stronę, ale dziewczyna zauważyła rysunek bo od razu zapytała:
- Kto to?
- Nic specjalnego, miałam sen i to wszystko - chciałam uniknąć kolejnych pytań.
- Piękne.
- Dziękuję, więc co chcesz abym zaśpiewała?
- Ostatnie co Pani napisała - odparła, a ja od razu otworzyłam na przedostatniej stronie.
Ostatnia piosenka jaką napisałam była właśnie stworzona na dzień, po poznaniu X. Pamiętam ten natłok emocji, jaki mi towarzyszył. Przelałam wtedy wszystko na papier, jakbym chciała pozbyć się brudu z mojego ciała i głowy. Spojrzałam ostatni raz w zielone oczy mojej uczennicy, po czym zaczęłam wciskać pierwsze klawisze urządzenia. Przymknęłam oczy, aż w końcu z moich ust zaczęły wydobywać się słowa.
Witaj, nieznajomy,
Pytanie do ciebie mam.
Czy zdążę jeszcze wrócić?
Drogi dawno już zasypał czas.
Witaj, nieznajomy.
Nawet nie wiem jak na imię masz.
Patrzę na ciebie i myślę,
Czy to ja za kilka lat?
Za oknem szarość wchodzi w czerń,
Ty wciąż nie mówisz do mnie nic.
Na tym pustkowiu mieszka śmierć,
Czy to tylko część mojego snu, powiedz mi?
Kłamałam więcej niż kiedykolwiek chciałabym przyznać,
A w moich żyłach płynęła krew zimniejsza niż stal.
Dlatego dzisiaj jestem całkiem sama,
Mój nieznajomy, czy widzisz to co ja?
Jak to możliwe, że ktokolwiek ufał mi?
Pozornie szczery, lecz nigdy tak jak dziś.
To samo miejsce, ten sam zmęcony strach,
Wśród tłumu ludzi odbijam się od dna.
Żegnaj, nieznajomy.
Nawet nie zauważyłam kiedy podczas śpiewania w moich oczach pojawiły się łzy. Wytarłam je szybko rękawem, po czym spojrzałam w zapatrzoną we mnie dziewczynę. Samantha nie odezwała się, za co byłam jej w tej chwili wdzięczna, tylko po prostu oparła się głową o moje ramię. Siedziałyśmy tak dłuższą chwilę w ciszy, aż w końcu podniosła się i zaczęła grać ostatni raz utwór, który zaśpiewa na koncercie. Słuchałam jej z uwagą w milczeniu, chociaż moje myśli próbowały uciec na całkiem inny tor. Prawda, nieznajomy?
Ludzie tak już chyba mają. Chcą zobaczyć wschód słońca nad morzem, ale wyłączają budzik, gdy zaczyna dzwonić o czwartej nad ranem. Chcą zobaczyć wieżę Eiffela, ale nie oszczędzają pieniędzy na podróż. Nie wrzucają drobnych do słoika, nie próbują niczego poświęcić. Chcą mieć prawo jazdy, lecz nie zapisują się na kurs. Pragną napisać książkę, lecz czekają. Na lepszy moment, na wenę, aż mąż wyjdzie do pracy, aż dzieci podrosną. Czekają na lepsze czasy, które mogą nigdy nie nadejść.
Wyszłam ze szkoły zarzucając kaptur na głowę. Deszcz nie dawał za wygraną od rana, zaś cały Paryż wydawał się nadzwyczaj szary i ponury. Kaptur tak ograniczył mi pole widzenia, że nawet nie zauważyłam, że na kogoś wpadłam. Podniosłam zdziwiona głowę i zobaczyłam mojego narzeczonego z bukietem czerwonych róż. Spojrzał na mnie spod czarnego parasola z miną zbitego psa.
- Przepraszam - mruknął wręczając mi kwiaty - Nie wiem co we mnie wczoraj wstąpiło. Wciąż chcesz spędzić ze mną to popołudnie? - uniósł jedną brew, na co kiwnęłam tylko głową nie chcąc rozmawiać z nim dłużej w deszczu.
Na szczęście nie zaparkował daleko, więc nie zdążyłam przemoknąć całkowicie. Zajęłam miejsce i jechałam z wzrokiem utkwionym w szybie. Całą drogę do restauracji panowała niezręczna cisza, której żadne nie odważyło się przerwać. To nie tak, że mu wybaczyłam. Chyba po prostu bałam się kim znowu się stanę bez niego, bałam się bólu i samotności, który może powrócić. Nie miałam tak naprawdę teraz nikogo, oprócz niego. Może to wydawać się głupie i naiwne, ale tak właśnie było. Mój świat, charakter i wolność skończyły się wiele lat temu, a teraz mimo iż odzyskałam władzę nad własnym umysłem, wciąż jestem na swój sposób jego więźniem i strach przed powrotem do tego, co musiałam przechodzić był okropny. Na pewno również masz takie wspomnienie w swojej pamięci, prawda? Przypomnij sobie moment w Twoim życiu, gdy wszystko się zburzyło jak domek z kart, gdy świat stracił dla Ciebie kolory, a jedyne co pamiętasz to ból, płacz i ten ścisk w sercu, nie mogącym pomieścić cierpienia i rozpaczy jaka się w Tobie tliła. Wiesz może o czym mówię? Jeśli tak, rozumiesz.
- Co więc zamówisz? - z transu wyrwał mnie Lucas, siedzący na przeciwko mnie przy stoliku w jednej z lepszych francuskich restauracji.
- Ratatouille - odparłam spoglądając mu z niechęcią w oczy, po czym zrezygnowany złożył zamówienie u kelnera, biorąc to samo co ja - Gdzie byłeś dziś w nocy? - zapytałam w końcu, gdy zostaliśmy sami.
- Pojechałem do Pierra, przenocował mnie bez problemu.
- Twoje ostatnie słowa, gdy wychodziłeś z domu brzmiały inaczej - odparłam nie spuszczając z niego wzroku - A więc...
- Byłem u Pierra, koniec historii - urwał wyraźnie zły.
Czułam się jak ostatnia idiotka, gdyż mimo iż mu nie wierzyłam, dałam za wygraną. Ten strach i poczucie bezsilności było tak okropne, że nie miałam nawet odwagi osądzić go o zdradę. Patrzyłam tylko w swoje dłonie, nie wiedząc już co powiedzieć, ani jak zareagować. Nagle złapał moją dłoń i ścisnął lekko, na co w końcu spojrzałam mu w oczy.
- Mówię prawdę - odparł pewnym głosem - Byłem wściekły i dlatego tak powiedziałem.
- Byłeś wściekły bo nie chciałam pójść z Tobą do łóżka?
- A możesz mi obiecać, że po ślubie w końcu się przełamiesz, możesz? - patrzył na mnie nawet nie mrugając.
Co miałam mu odpowiedzieć? Nie mogłam składać obietnic, których nie mogłam dotrzymać. Prawda była taka, że nie byłam w stanie zdjąć mojej blokady z dnia na dzień. To nie chodziło o głupie przesądy religijne, tradycje czy cokolwiek innego. Chodziło tutaj o coś o wiele bardziej skomplikowanego, czego nawet serce nie było w stanie opisać prostymi słowami.
- Nie mogę - odpowiedziałam zgodnie z prawdą, na co prychnął tylko, gdyż akurat kelner przyniósł nasze zamówienia.
- A więc co, w dzień ślubu też, rok po ślubie dalej to samo, a ja co? Mam czekać aż zaniemogę?
- Lucas, nie chcę...
- Dość - warknął i zajął się pochłanianiem swojego talerza, co i ja w końcu uczyniłam.
Jedliśmy w grobowej ciszy, a ja myślałam już nad kolejnymi słowami, które mogły załagodzić tę sytuację, jednak miałam w głowie kompletną pustkę. Gdy mój talerz był już pusty, spojrzałam niepewnie na narzeczonego, który również intensywnie nad czymś myślał.
- Co z nami będzie? - spytałam półszeptem, aż w końcu nasze oczy się spotkały - Co teraz zrobimy?
- Nie wiem.
- Proszę...
- Wracajmy po prostu do domu - odparł wstając z miejsca.
I tyle. Mam wrażenie, że cała magia i zaufanie, jakie kiedyś nas łączyło wygasło w przeciągu kilku sekund. Nie twierdzę, że się zmienił. Może po prostu zawsze taki był, jednak byłam tak zaślepiona szukaniem pocieszenia, że tego nie zauważyłam? Między nami pogarszało się z dnia na dzień. Nigdy nie byliśmy przygotowani na taką porażkę i głupie okrucieństwo wobec siebie. W takim wieku człowiek zmienia kochanka w śmiertelnego wroga w ciągu paru oddechów.
- Przepraszam - mruknął wręczając mi kwiaty - Nie wiem co we mnie wczoraj wstąpiło. Wciąż chcesz spędzić ze mną to popołudnie? - uniósł jedną brew, na co kiwnęłam tylko głową nie chcąc rozmawiać z nim dłużej w deszczu.
Na szczęście nie zaparkował daleko, więc nie zdążyłam przemoknąć całkowicie. Zajęłam miejsce i jechałam z wzrokiem utkwionym w szybie. Całą drogę do restauracji panowała niezręczna cisza, której żadne nie odważyło się przerwać. To nie tak, że mu wybaczyłam. Chyba po prostu bałam się kim znowu się stanę bez niego, bałam się bólu i samotności, który może powrócić. Nie miałam tak naprawdę teraz nikogo, oprócz niego. Może to wydawać się głupie i naiwne, ale tak właśnie było. Mój świat, charakter i wolność skończyły się wiele lat temu, a teraz mimo iż odzyskałam władzę nad własnym umysłem, wciąż jestem na swój sposób jego więźniem i strach przed powrotem do tego, co musiałam przechodzić był okropny. Na pewno również masz takie wspomnienie w swojej pamięci, prawda? Przypomnij sobie moment w Twoim życiu, gdy wszystko się zburzyło jak domek z kart, gdy świat stracił dla Ciebie kolory, a jedyne co pamiętasz to ból, płacz i ten ścisk w sercu, nie mogącym pomieścić cierpienia i rozpaczy jaka się w Tobie tliła. Wiesz może o czym mówię? Jeśli tak, rozumiesz.
- Co więc zamówisz? - z transu wyrwał mnie Lucas, siedzący na przeciwko mnie przy stoliku w jednej z lepszych francuskich restauracji.
- Ratatouille - odparłam spoglądając mu z niechęcią w oczy, po czym zrezygnowany złożył zamówienie u kelnera, biorąc to samo co ja - Gdzie byłeś dziś w nocy? - zapytałam w końcu, gdy zostaliśmy sami.
- Pojechałem do Pierra, przenocował mnie bez problemu.
- Twoje ostatnie słowa, gdy wychodziłeś z domu brzmiały inaczej - odparłam nie spuszczając z niego wzroku - A więc...
- Byłem u Pierra, koniec historii - urwał wyraźnie zły.
Czułam się jak ostatnia idiotka, gdyż mimo iż mu nie wierzyłam, dałam za wygraną. Ten strach i poczucie bezsilności było tak okropne, że nie miałam nawet odwagi osądzić go o zdradę. Patrzyłam tylko w swoje dłonie, nie wiedząc już co powiedzieć, ani jak zareagować. Nagle złapał moją dłoń i ścisnął lekko, na co w końcu spojrzałam mu w oczy.
- Mówię prawdę - odparł pewnym głosem - Byłem wściekły i dlatego tak powiedziałem.
- Byłeś wściekły bo nie chciałam pójść z Tobą do łóżka?
- A możesz mi obiecać, że po ślubie w końcu się przełamiesz, możesz? - patrzył na mnie nawet nie mrugając.
Co miałam mu odpowiedzieć? Nie mogłam składać obietnic, których nie mogłam dotrzymać. Prawda była taka, że nie byłam w stanie zdjąć mojej blokady z dnia na dzień. To nie chodziło o głupie przesądy religijne, tradycje czy cokolwiek innego. Chodziło tutaj o coś o wiele bardziej skomplikowanego, czego nawet serce nie było w stanie opisać prostymi słowami.
- Nie mogę - odpowiedziałam zgodnie z prawdą, na co prychnął tylko, gdyż akurat kelner przyniósł nasze zamówienia.
- A więc co, w dzień ślubu też, rok po ślubie dalej to samo, a ja co? Mam czekać aż zaniemogę?
- Lucas, nie chcę...
- Dość - warknął i zajął się pochłanianiem swojego talerza, co i ja w końcu uczyniłam.
Jedliśmy w grobowej ciszy, a ja myślałam już nad kolejnymi słowami, które mogły załagodzić tę sytuację, jednak miałam w głowie kompletną pustkę. Gdy mój talerz był już pusty, spojrzałam niepewnie na narzeczonego, który również intensywnie nad czymś myślał.
- Co z nami będzie? - spytałam półszeptem, aż w końcu nasze oczy się spotkały - Co teraz zrobimy?
- Nie wiem.
- Proszę...
- Wracajmy po prostu do domu - odparł wstając z miejsca.
I tyle. Mam wrażenie, że cała magia i zaufanie, jakie kiedyś nas łączyło wygasło w przeciągu kilku sekund. Nie twierdzę, że się zmienił. Może po prostu zawsze taki był, jednak byłam tak zaślepiona szukaniem pocieszenia, że tego nie zauważyłam? Między nami pogarszało się z dnia na dzień. Nigdy nie byliśmy przygotowani na taką porażkę i głupie okrucieństwo wobec siebie. W takim wieku człowiek zmienia kochanka w śmiertelnego wroga w ciągu paru oddechów.
Należę raczej do tych osób, które wzruszają się smutnym losem przedmiotów nieożywionych: samotnej skarpetki bez partnera, zaśnieżonego pola, brutalnie oznaczonego śladami stóp, ostatniej jagody na gałązce. Jak więc wpływał na mnie los 'rzeczy' żywych? Mimowolnie przypomniałam sobie o słowach X. O władcy dawnego imperium, rannym białym niedźwiedziu, uderzonym psu, którego skowyt słychać w nocy, skrzywdzonym dziecku, umierającym słoniem na sawannie, czy wiewiórką przejechaną przez samochód. Zamknęłam oczy, próbując przywołać sobie w myślach ich obraz, gdy nagle zadzwonił mój telefon.
- Tak? - spytałam opadając bezsilnie na kanapę.
- Co porabiasz mendo społeczna? - czyli standardowe powitanie Clary - Nudzi mi się strasznie.
- Siedzę w domu. Lucas miał mieć wolne, ale i tak zadzwonili do niego z komendy, że jest jakaś pilna akcja i musi zastąpić kolegę na patrolu.
- Więc masz wolną chatę!
- Nie, nie myśl o tym nawet - zaśmiałam się - Poza tym z Lucasem nie układa się nam najlepiej.
- Nie, nie myśl o tym nawet - zaśmiałam się - Poza tym z Lucasem nie układa się nam najlepiej.
- A więc jest o czym gadać! Zaraz po Ciebie wpadnę i wyjdziemy na drinka, co ty na to?
- Ostatnio picie z Tobą skończyło się tym, ze spałam na dywanie, a Ty w wannie. W ogóle dlaczego my wypiłyśmy tą flaszkę?
- Jak to dlaczego? Bo była - odparła dumnie, a ja nie mogłam się nie zaśmiać - Więc jak? Idziemy?
- Zadzwonię tylko do Lucasa i go uprzedzę, ok? Nie chcę kolejnej awantury.
- W takim razie czekam na wiadomość - i się rozłączyła.
Spojrzałam na widok za oknem. Było już ciemno. Wieża Eiffla świeciła niczym roztańczona księżniczka, zaś deszcz chyba w końcu dał za wygraną. Nie miałam ochoty na jakiekolwiek wyjścia, jednak byłam pewna, że w tym momencie rozmowa z przyjaciółką dobrze mi zrobi. Nie chciałam nawet pytać Lucasa o pozwolenie, a zwyczajnie go poinformować. Wybrałam w końcu jego numer, czując jak gula w gardle mi rośnie.
- Halo? - spytał cierpkim głosem - Jestem w pracy Amando.
- Wiem, przepraszam... Chciałam tylko powiedzieć, ze idę z Clarą na miasto i mogę wrócić bardzo późno, lub nawet zostać u niej.
- Nie masz jutro pracy?
- Mogę pójść od niej. Dzwonię, abyś znów nie stwierdził, że Cię okłamałam.
- Dobrze, nawet lepiej bo nie mam pojęcia, o której wrócę do domu.
- Coś się stało? - od razu wyczułam, że czymś się denerwuje - Co się dzieje?
- Nic szczególnego. Muszę zastępować dzisiaj Alarica na patrolu, gdyż ten ubzdurał sobie, że musi przycapić jakiegoś kolesia. Od dwóch dni o nim gadał, a dostał cynk od chłopaków z patrolu wieczornego w północnej części miasta, że widzieli go chyba w jakimś starym budynku.
- Jest niebezpieczny? - zdziwiłam się - W takim razie czemu tylko Alaric tam pojechał?
- Nie wiem, mówił coś, że koleś ostatnio poturbował jego kolegów ze szkoły w środku nocy.
- Czy... Czy mówił Ci jak wyglądał? - spytałam niepewnie, przypominając sobie od razu sytuację sprzed dwóch dni, której byłam częścią - Cokolwiek?
- Gadał tylko coś, że gościu był zamaskowany. Pewnie zrobił na nich jakiś napad, może chciał iść okraść, nie mam pojęcia - po tych słowach opadłam na kanapę, czując jak nogi się pode mną uginają - Amanda... Wszystko gra?
- T... Tak - opanowałam się szybko - A mówił Ci gdzie to jest?
- Koło starej szkoły teatralnej, dlaczego pytasz?
- Z ciekawości. Uważaj na siebie i wracaj szybko - mruknęłam po czym rozłączyłam się w biegu.
Nie wiem co mną wtedy kierowało, ale dopadłam do swojego płaszcza i opuściłam mieszkanie w pośpiechu. Byłam więcej niż pewna, że chodziło o X. Wszystko składało się w logiczną całość: zamaskowany mężczyzna, dwóch kolesi, środek nocy... Tylko o co chodziło z tym napadem? On, na nich? On uratował mi życie. Alaric łyknął bajkę swoich kolegów, którzy tylko wykorzystali go do schwytania człowieka, który pokrzyżował im plany. Czułam się nie tyle co winna tej sytuacji, ale zobowiązana mu pomóc, ostrzec w jakikolwiek sposób. On nie zawahał się mnie uratować, więc i ja tego nie zrobię. Spłacę swój dług.
Przemierzałam swoim mercedesem ulice Paryża najszybciej jak potrafiłam. Bałam się, że nie zdążę na czas. Nie myślałam nawet o tym co robię, chcę obezwładnić policjanta? W co ja się w ogóle pakuję? Skończę za kratkami, na pewno, jednak nie to wtedy było dla mnie najważniejsze. Przed oczami wciąż miałam tych dwóch zboczeńców, oraz to co chcieli mi zrobić. A on? X? Nie mogłam zignorować tego, co ten człowiek dla mnie zrobił, kimkolwiek nie był. Nie mogłabym potem patrzeć na siebie w lustrze z myślą, że on siedzi w więzieniu za to, że mi pomógł, uratował mi życie.
W końcu dotarłam na miejsce. Znajdowało się ono dość blisko tuneli, gdzie pierwszy raz go ujrzałam. Wypadłam z auta niczym huragan, po czym ruszyłam w stronę budynku. W biegu szukałam w swojej torebce gazu pieprzowego, który zawsze miałam przy sobie. I co? Chcę tym uratować świat? Zabawne.
Wbiegając na pierwsze piętro usłyszałam czyjeś głosy. Zatrzymałam się na ostatnim schodku, próbując wyłapać coś z rozmowy. Tak, to był on. Poznałam go. Poznałam ten głęboki i poważny głos, który od dwóch dni dźwięczał w mojej głowie. Spróbowałam się przysłuchać temu co mówią, jednak nie było to takie łatwe.
- Zdejmij maskę - głos Alarica był niczym gwóźdź na szybie - Zdejmuj do cholery!
- Nie - odparł z pełnym opanowaniem.
- Zdejmuj albo ja Ci ją zdejmę! - krzyczał z furią w głosie.
Gdy wyjrzałam zza ściany i zobaczyłam jak Alaric celuje w stronę X serce mi zamarło. Nie interesowało mnie, czy była to tylko z jego strony zagrywka, aby postraszyć. Chwyciłam do ręki gaz, po czym najciszej jak potrafiłam zaczęłam podchodzić w ich stronę. Alaric stał do mnie tyłem, zaś X zobaczył mnie od razu. Brak widoczności jego oczu w masce dał mi przewagę, że policjant nie mógł zobaczyć jak X wodzi za mną wzrokiem. Czułam na sobie jego spojrzenie. Czułam jak patrzy i zastanawia się co mi znów strzeliło do głowy. Przystawiłam tylko palec do ust dając mu znak, aby siedział cicho.
Czasem człowiekiem kieruje pewien impuls. Robisz coś, co wydaje Ci się oczywiste i prawidłowe. To taki moment, kiedy rozum i serce dochodzą do kompromisu. Nie ważne jak szalone, beznadziejne i niebezpieczne jest to, co chcesz zrobić. Po prostu wiesz, że jest to dobre i jest to coś, co chcesz zrobić.
Ja się właśnie tak czułam w tym momencie. Czułam się odpowiedzialna za tę sytuację, za tego człowieka i jego tajemnicę. Po prostu poklepałam Alarica w ramię, a gdy się odwrócił potraktowałam jego oczy zawartością małej buteleczki. Chyba nawet mnie nie poznał, gdyż gaz od razu wypełnił jego oczy, a zdezorientowany nie wiedząc pewnie nawet co się dzieje, zamachnął się uderzając mnie w głowę bronią, którą trzymał w ręce. Pamiętam ból przeszywający moją czaszkę. Upadłam. Pamiętam jak lądowałam na ziemi, uderzając się w głowę po raz kolejny. A potem? Potem nastała ciemność.
***
Komentarz = to motywuje!
Komentarz = to motywuje!
~~~~~
“Świat się zmienia, gdy znajdujesz kogoś, kogo możesz pokochać,
prawda?”
~ Shizuku - Umi no Misaki
Hej :) komentarz będzie krotki i pewnie z bledami. :0 nie lubię swojego fona xD ogólnie super rozdział. Myślałam ze cos się jeszcze dalej zadzieje ale nie :( szkoda :D i zeby bylo jasne nie wierze w JEGO niewinność. Te kwiaty mówią same za siebie. Byl na kurwach .xD i nie ma głupich. 😔 a dalej to juz w ogóle xD no nic czekam na nn kiedy by się nie pojawił i pozdrawiam 😊
OdpowiedzUsuńHej!
OdpowiedzUsuńCzy tylko mnie wkurza nowy wygląd bloggera? Zawsze jak wchodziłam na swój panel, to widziałam, że ktoś coś dodał, a teraz trzeba samemu sprawdzać. Przez to nie zauważyłam, że dodałaś nowy rozdział, ale jestem. Na wstępie, przepraszam, że nie skomentowałam poprzedniego rozdziało, ale przeczytałam, a potem wypadło mi to z głowy :P
Teraz co do rozdziału. Lucas wkurza mnie coraz bardziej, choć w tej sprawie z seksem, trochę się mu nie dziwię. Chłop to chłop, wyżyć się musi, a na ręcznym całe życie nie będzie. Może gdyby Amanda była odważniejsza i pogadała z nim o tym, wtedy on by zrozumiał choć trochę.
Szkoda mi Amandy. Wiadomo, przeszłości nie zmienisz. Ciągnie się za tobą jak koci ogon, ale trzeba sobie z nim radzić. Naprawdę ją lubię, wydaje się być kochaną osobą, obok niewłaściwej miłości. Ja bym nie mogła się tak dusić w takim związku, gdzie i tak wszystko wydaje się być już zniszczone.
Z X postąpiła trochę mało rozważnie, ale prawidłowo. Spłaciła swój dług. Naprawdę jestem ciekawa jak pociągnie się ich znajomość. Cała historia ciągle według mnie jest świetna. Genialnie wszystko opisujesz.
Trzymaj taki poziom jak teraz, pisz dłuższe rozdziały i no :D
Czekam na nn, życzę weny <3 Buziaki :*
Heyo!!!
OdpowiedzUsuńJestem więc i ja. Trochę to trwało nim się zjawiłam, ale jestem. Przechodząc do części właściwej zacznijmy monolog bez ładu i składu.
Olejmy Lucasa. Jak coś mi się nie podoba, drażni czy denerwuje olewam to do potęgi, także powiedzmy, że nie będę się na jego temat wypowiadać, bo nie chcę urodzić reszty świata męskiego. Zostawiam to więc dla siebie.
Spłata długu w wykonaniu Amandy była bardzo spontaniczna, a może mi się tylko tak wydaje. Nie ma co podejdźmy do faceta z bronią i obezwładnijmy go gazem pieprzowym. Hmmm... Wypróbuję z pewnością. I oczywiście jak zawsze w takich sytuacjach i kluczowych momentach nastała piękna oraz zbawienna ciemność. Coś czuję, że dostanie naprawdę niezłe kazanie od X, ale jeszcze zobaczymy.
Naprawdę nie wiem co ci tu jeszcze napisać. Pisanie o tym, że rozdział pomimo swojej długości jest świetny i mógłby być rozdziałem jakiegoś bestselleru nie opłaca mi się. Bo z pewnością o tym dobrze wiesz. To jest genialne co robisz i zdawać by się mogło, że przychodzi ci to z niezwykłą łatwością.
Nie namodzę więcej, więc nie pozostaje mi nic innego jak życzyć dużo weny i czekać na nexta
Pozdrawiam serdecznie ;***
Rozdział genialny jak zawsze^^ wkurza mnie Lucas, rozumiem, że to facet ale jeśli kocha Amandę to poczeka a jak nie to ona powinna pokazać mu środkowego.
OdpowiedzUsuńMam pytanie... Z jakiego filmu są te gify!?
Pozdrawiam i weny życzę, Anka :*
Hej!
UsuńMiło mi Cię powitać na moim blogu :D
Gify i ogólnie inspiracja cała jest tak jak pisałam w powitaniu na blogu - na podstawie mojego ukochanego filmu "V jak Vendetta" :)
Pozdrawiam:)